Pragnienia, o które walczymy - ebook
Czasem pragnienia są silniejsze niż strach.
Po wydarzeniach, które na zawsze odcisnęły piętno w ich sercach, Stella i Aaron muszą nauczyć się żyć na nowo. Strata, ból i brak ukojenia stają się początkiem czegoś więcej niż tylko planem ucieczki.
W nowym miejscu nie ma murów, ale choć są z dala od strefy, przez lata wyznaczającej granice ich życia, przeszłość nie pozwala o sobie zapomnieć. Muszą nauczyć się funkcjonować w świecie nie tylko bez zasad, które kiedyś dawały im złudne poczucie bezpieczeństwa, ale także bez odpowiedzi, które wcześniej były narzucone.
W tym całym chaosie Stella i Aaron zaczynają mówić do siebie językiem, którego tak długo unikali — językiem pragnień, bliskości i prawdy. Ale czy uczucie, zrodzone w cieniu systemu, przetrwa tam, gdzie reguły są nieznane?
Nie walczą tylko o wolność — walczą o siebie nawzajem.
Finałowy tom dylogii "Pragnienia" — poznaj zakończenie historii Aarona i Stelli.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-976334-4-5 |
| Rozmiar pliku: | 523 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1 – Aaron
Rozdział 2 – Stella
Rozdział 3 – Aaron
Rozdział 4 – Stella
Rozdział 5 – Aaron
Rozdział 6 – Stella
Rozdział 7 – Aaron
Rozdział 8 – Stella
Rozdział 9 – Aaron
Rozdział 10 – Stella
Rozdział 11 – Aaron
Rozdział 12 – Stella
Rozdział 13 – Aaron
Rozdział 14 – Stella
Rozdział 15 – Aaron
Rozdział 16 – Stella
Rozdział 17 – Aaron
Rozdział 18 – Stella
Rozdział 19 – Aaron
Rozdział 20 – Stella
Rozdział 21 – Aaron
Rozdział 22 – Stella
Rozdział 23 – Aaron
Rozdział 24 – Stella
Rozdział 25 – Aaron
Rozdział 26 – Aaron
Rozdział 27 – Stella
Rozdział 28 – Aaron
Rozdział 29 – Stella
Rozdział 30 – Aaron
Rozdział 31 – Stella
Rozdział 32 – Aaron
Rozdział 33 – StellaROZDZIAŁ 1 – AARON
Jest mi duszno, a nadmiar bodźców mnie przytłacza.
To była najtrudniejsza rzecz, jaką musiałem w życiu oglądać. A fakt, że nie byłem w stanie uratować Ivana czy w jakikolwiek sposób pomóc Stelli…
Analizowałem opcje tak szybko, jak tylko mogłem. Rozważałem nawet zastosowanie moich „supermocy”. Tyle że najpierw musiałbym jakoś dyskretnie strzelić w samego siebie, a ojciec już podburzył tłum… Nawet gdyby udało mi się trafić w ojca lub sierżanta Diaz, równie dobrze zgromadzeni na placu ludzie mogli stratować Ivana na śmierć. Co prawdopodobnie by się wydarzyło.
Wiem jednak, że jestem stronniczy. Tak naprawdę tym, co mnie powstrzymywało, był fakt, że brałem pod uwagę możliwość, że to _jej_ mogłaby się w tym zamieszaniu stać krzywda.
Moje priorytety nie są poukładane zbyt szlachetnie, ale za to klarownie.
Jej krzyk na placu rozerwał mi duszę na pół.
I fakt, że musiałem ją uciszyć…
Mogłem jedynie milcząco zgodzić się na jej obietnicę zemsty.
Powiedz, czego chcesz, a ja ci to dam.
Pozabijam ich wszystkich.
Przyglądam się jej twarzy, wciąż różowej od płaczu. Teraz jest pozbawiona jakichkolwiek emocji. Dziewczyna wpatruje się we mnie, a ja obejmuję dłonią jej policzek. Otarłem już wszystkie łzy, a nowe się nie pojawiają. Może jej się skończyły, może wypłakała wszystkie.
Szlochała mi w koszulkę przez piętnaście minut, a ja byłem w stanie tylko ją obejmować, jak ostatni kretyn. Myślałem, że coś w mojej piersi eksploduje z nadmiaru emocji i przez tę całą bezradność.
Nie mogę otrząsnąć się z szoku. Mój własny ojciec.
Nie doceniałem go. Nie sądziłem, że jest zdolny do czegoś takiego.
Słyszę, jak drzwi do piwnicy się otwierają. Opuszczam dłoń, a Stella odrywa wzrok od mojej twarzy, ale wciąż siedzi tuż przy mnie.
Axel i Milo schodzą do nas, obejmując wzrokiem zagracone pomieszczenie i naszą dwójkę na środku podłogi. Siadają obok.
Axel garnie się do Stelli, która wygląda, jakby natychmiast pozbierała się na widok brata. Chłopak bez słowa przytula się do jej boku, jakby chwilowo cofnął się do czasów, gdy nie był od niej o głowę wyższy. Dziewczyna głaszcze go po włosach.
Milo kładzie dłoń na moim barku.
Całą czwórką zgodnie milczymy. Nikt nawet nie próbuje szukać komentarza.
Moją uwagę zwracają cienie pod ich oczami i zastanawiam się, jak sam muszę wyglądać. Zapewne dochodzi godzina dwudziesta, a przecież żadne z nas nie przespało poprzedniej nocy.
Mimo wszystko przez cały dzień byłem tak zajęty panicznymi i niezdarnymi próbami naprawienia sytuacji, a następnie strzałem bolesnej adrenaliny na placu, że zmęczenie ani razu do mnie nie dotarło. Z pewnością oni czują się tak samo.
– Mówiłam wam, że to był jego pomysł? – pyta nagle Stella. Jej głos wciąż jest zachrypnięty. – Ta przeprowadzka. To on zasugerował, żebym przeniosła łóżko do Axela.
Milo potrząsa głową z niedowierzaniem.
– Musiał wiedzieć, że po niego przyjdą – mówi. – Albo przynajmniej podejrzewać, że to jest możliwe. Że go znajdą.
– I zasugerował to na wszelki wypadek – dodaje Axel. – Aby w razie czego uratować nam skórę. Chciał, żeby piwnica nie wyglądała na używaną.
– Tyle razy się czepiałam, że po sobie nie sprząta. – Dolna warga Stelli drży. – A on specjalnie nawarstwiał tu bałagan.
Nawet o tym miejscu wiedział więcej niż my, mimo że tu nie mieszkał. Był w stanie domyślić się tego, czego my nie przyjmowaliśmy do wiadomości.
– Pieprzony Jordie – warczy pod nosem Milo. – Nie wiem, jak mogliśmy nie przewidzieć, że to zrobi, ale z drugiej strony, _jak_ moglibyśmy to przewidzieć? Wiecie, o co mi chodzi? – pyta. – Mam na myśli… cóż, to nienormalne. Nie powinien być taki… zacietrzewiony.
Kiwam ponuro głową.
– Nie doceniłem go – przyznaję. – Zapominam, że ludzie tutaj naprawdę wierzą w New Energy.
– Do tego dochodzi fakt, że on ma chrapkę na twoją pozycję, Aaron – dodaje Axel, odklejając się od boku Stelli. – Wyczuł, co w trawie piszczy. Zauważył, że nie jesteś blisko z ojcem.
– I że ojciec chętnie rozejrzy się za innym kandydatem na jego miejsce w Zarządzie – wzdycham. Nie podoba mi się ta perspektywa. Patrząc na sytuację w taki sposób, można dojść do wniosku, że śmierć Ivana była moją winą.
To by się nie wydarzyło, gdyby ojciec mi ufał; gdybym bardziej zabiegał o jego względy.
Wciąż nie rozumiem, dlaczego potraktował mnie ulgowo, gdy znaleźli Ivana.
Wszystkie jego słowa uderzyły we mnie mocno i wpełzły aż do kości. Nie mogę udawać, że nie ma na mnie żadnego wpływu.
Ta dziewczyna nie chciała cię, kiedy byłeś gówniarzem, i nie chce cię teraz.
Ale przecież nie mogę dłużej traktować poważnie słów szaleńca.
– Axel – mówi nagle Stella. – Czy ty dobrze znasz Jordiego?
Unoszę na nią czujne spojrzenie, zastanawiając się, czy zauważyła to samo co ja. Te spojrzenia Jordiego kilka dni temu pod sklepem i to, jak nie odrywał wzroku od Lindqvista, kiedy przyszli po Ivana.
Axel marszczy brwi, a w jego szarych oczach widzę tylko niewinność. Nawet jeśli Stella coś zauważyła, to on z pewnością nie.
– Przez jakiś czas byliśmy w koleżeńskich stosunkach, kiedy udzielałem mu korepetycji – mówi powoli. – Ale potem skończyliśmy szkołę i przestaliśmy rozmawiać.
– Skończyłeś szkołę na początku czerwca, a mamy początek sierpnia – przypominam. – To nie jest dużo czasu.
Coś takiego nie znika tylko dlatego, że przestajesz widywać kogoś po kilka godzin dziennie na lekcjach. Wiem z doświadczenia.
– Jakie to ma znaczenie? – pyta zirytowany Axel. – Nie byłem nigdy blisko z Jordiem. Po prostu jesteśmy rówieśnikami.
– Czyli nigdy nic was nie… łączyło? – pyta ostrożnie Stella.
Axel w zastraszającym tempie pokrywa się rumieńcem.
– Nie! – woła, a jego głos podskakuje o oktawę. – Nigdy nawet mi to… myślisz, że…? Och. – Zdziwienie i oburzenie powoli znikają z jego twarzy. – Och!
Wymuszam uśmiech.
– Przyszło mi to do głowy – przyznaję po chwili. – Wiedziałem, że nie będziesz zachwycony sugestią.
Twarz Axela wraca do normalnych kolorów, kiedy pojawia się na niej jego typowa, skoncentrowana mina.
– Cóż, jeśli rzeczywiście podobam się Jordiemu, to pozwolę sobie stwierdzić, że bardzo źle się do tego zabiera – prycha Axel.
Stella uśmiecha się słabo.
Kątem oka widzę, że Milo porusza się niespokojnie.
– Raczej nie odnajduje się w tym najlepiej – mówi dziewczyna. – A jeśli naprawdę wierzy w ideologię New Energy, a wszystko wskazuje na to, że tak jest, to może wydawało mu się, że cię chroni. Przed Ivanem.
Coś w tym jest. Może Jordie jest śliskim sukinsynem z marną imitacją sumienia, ale to nie znaczy, że nie jest również kolejną ofiarą manipulacji mojego ojca. I prawdopodobnie również ofiarą własnych ambicji.
– Sytuacja mogła wyglądać niebezpiecznie dla kogoś, kto jest niewtajemniczony i do tego zaślepiony przez Zarząd – wtrącam. – A Jordie wyraźnie idealizuje mojego ojca.
Poza tym w głowie tego chłopaka mogło się kotłować milion innych emocji, których nie potrafiłbym nazwać.
Nawet gdyby nie przyznawał się do tych uczuć przed samym sobą, to mógł być jego mechanizm obronny. Przerobienie pożądania w nienawiść, malowanie Axela w najgorszych barwach, byle tylko pozbyć się fascynacji.
– Czyli sugerujecie, że Jordie jest… – Milo się waha. – Homoseksualny.
Znam definicję tego słowa, jednak nie słyszy się go na porządku dziennym w New Energy.
– To akurat najmniej dziwny aspekt całej sytuacji. – Axel wzrusza ramionami. – To tylko biologia.
Milo patrzy na niego z zainteresowaniem.
– Poza tym, jestem bardzo atrakcyjny – dodaje Axel, prostując się z dumą. Stella mierzwi mu włosy i uśmiecha się delikatnie. – Jedynie trochę mi szkoda, że pierwszą osobą, która się na tym poznała, jest chłopak, który w dużym stopniu doprowadził do śmierci naszego przyjaciela.
Stella pochmurnieje.
I zastanawiam się, czy to jest dobry moment, żeby o tym wszystkim rozmawiać. Czy nie powinniśmy dać sobie trochę więcej czasu na powrót do normalności.
Jeśli coś takiego jak normalność wciąż istnieje.
– Hej, przecież będziesz miał te korepetycje z samoobrony u Aaliyah – wtrącam, siląc się na uśmiech. – Jestem pewien, że wymyślisz wówczas coś, co da jej do zrozumienia, jaki jesteś atrakcyjny.
Axel się rumieni.
– Myślałem o tym – mówi, przygryzając wargę w skupieniu. – Wiem, że to wyszło przez przypadek, ale w zasadzie może się przydać. Wspomniałem wam, że chciałbym porównać próbki DNA Aarona i Aaliyah, a może podczas tych korepetycji będę miał możliwość ukraść jej kilka włosów z głowy.
Przez chwilę nikt się nie odzywa. Siedzimy w komfortowej ciszy, kiedy spływa na nas świadomość, że życie toczy się dalej. Nic się nie skończyło, wciąż mamy sprawy do załatwienia. Mam wrażenie, że Stella nawet nie będzie musiała mówić na głos, że poprzysięgła zemstę na całym Zarządzie.
– Czy to wszystko wciąż ma znaczenie? – pyta w końcu Milo, ale w jego oczach wcale nie widzę rezygnacji. Ma nadzieję na odpowiedź twierdzącą. – Te wszystkie „supermoce” i tak dalej?
Axel unosi wzrok.
– Cóż, kiedy już wyjdziemy na Zewnątrz i znajdziemy Robina Who, to chyba musimy mieć coś do zaoferowania, prawda?
Przechodzi mnie dreszcz. Stella prostuje się i kładzie dłonie na kolanach.
– Czyli… czyli naprawdę to zrobimy? – pyta w końcu Milo. – Wyjdziemy na Zewnątrz?
– I powiemy ludziom prawdę – uzupełnia Stella. – Nie możemy pozwolić, by zginął na marne. Jego już nie ma, ale jesteśmy mu to winni.
Axel kiwa głową z zapałem.
– Właśnie dlatego mówię, że powinniśmy mieć coś do zaoferowania – oznajmia. – Ivan twierdził, że musimy odnaleźć Robina Who, tak?
– Że on nas odnajdzie – poprawia Stella i marszczy brwi z powątpiewaniem. – Podobno będzie wiedział, że go szukamy, i musimy zaczekać, aż na to pozwoli.
Ta, mi też to wyjaśnienie nie podeszło już w trakcie rozmowy w celi.
Axel podnosi się i zaczyna spacerować po pokoju. Jego stopy sprawnie przemykają pomiędzy połamanymi grzbietami klasyków literatury, głównie angielskiej. Ivan ciągle czytał powieści Austen i sióstr Brontë, a potem zostawiał je na podłodze. Miał też dziwną awersję do wszystkiego, co wyszło spod pióra Victora Hugo.
Zastanawiam się, co by powiedział, gdyby siedział tu z nami. Mój mózg podświadomie próbuje uzupełniać rozmowę jego żartami i zachętami.
– Nie zapominajmy, po co w ogóle tu przyszedł – wtrącam.
Axel patrzy na mnie, a oczy błyszczą mu jak w gorączce.
– Tak! Tak. Broń – mówi z naciskiem. – Musimy się tym zająć, Aaron. Ty i ja. To ważne.
Marszczę brwi, ale kiedy widzę jego entuzjazm, to nawet nie czuję normalnego dyskomfortu.
– Nigdy nie lubiłem pracy w grupach – przyznaję.
Milo parska śmiechem.
– To nie będzie praca w grupach – wtrąca Stella. – Chodzi mu o to, że wasza dwójka ma największe szanse na zdobycie informacji na ten temat. Ty w domu ojca, Axel w Laboratorium.
Nie jestem pewien, jak w ogóle mam się zabrać do szukania informacji w domu ojca, skoro w tym pieprzonym sejfie nawet nie było dokumentów dotyczących broni. Wiem jednak, że będę próbował do skutku. Axel ma rację, musimy mieć coś do zaoferowania.
– Ja zdobędę nazwiska tych kobiet – dodaje Stella, patrząc na mnie wymownie. – Nie mam pojęcia, jak to może się przydać, ale lepiej, żebyśmy wiedzieli, kto ma… supermoce. – Krzywi się lekko przy ostatnim słowie.
– Okej, teraz czuję się bezużyteczny – odzywa się Milo, uśmiechając się z goryczą. – Też chcę mieć zadanie.
– Właściwie to już je dla ciebie przygotowałem – mówi nieśmiało Axel. – Tylko… Stella, musisz mi obiecać, że nie będziesz świrować, okej?
Dziewczyna nie kryje podejrzliwości.
– Co? – pyta w końcu. – Co znowu wymyśliłeś?
– Nie wiem, od czego zacząć – przyznaje Axel.
– Od mojego zadania – mówi Milo.
– Czyli trochę od dupy strony. – Axel wzrusza ramionami, ignorując oburzone spojrzenie Stelli. – Ale dobrze. Twoim zadaniem będzie wyniesienie z kopalni tyle xyronu, ile zmieścisz w kieszeniach.
Szczęka Milo opada, a ja wzdrygam się mimowolnie. Jasne, zostaliśmy wtajemniczeni w brzydką prawdę, kryjącą się za ideą New Energy, jednak nie potrafię powstrzymać odruchów bezwarunkowych.
Xyron jest naszą największą świętością, a jego kradzież – największą zbrodnią.
– Każdego dnia wychodząc z pracy, przechodzę przez bramki – odpowiada Milo, wciąż zszokowany. – Wykryją to.
Axel kiwa głową, gapiąc się na ścianę.
– W porządku. Daj mi kilka dni na rozwiązanie tego problemu – prosi.
Stella posyła mu zniecierpliwione spojrzenie.
– Wyjaśnisz nam może, po co ci ten xyron? – warczy.
– Sądzę, że prezentacja będzie bardziej stosowna. – Axel wspiera dłonie na biodrach. – Wyjdźcie na ogród, tam jest bezpieczniej. Skoczę szybko do pokoju i zaraz do was dołączę, okej?
Biegnie na górę, przeskakując po dwa stopnie. Stella, Milo i ja wymieniamy zaskoczone spojrzenia.
– Nie wiem, czy chcę wiedzieć, co on ze sobą przyniesie – przyznaję, podnosząc się. Pozostali dołączają do mnie i powoli wleczemy się na piętro.
Zerkam kontrolnie na Stellę. Jej dłonie wciąż lekko drżą, a twarz jest pozbawiona koloru, ale wygląda głównie na zmęczoną i zrezygnowaną.
Wychodzimy na ogród przeszklonymi drzwiami. Po kilku minutach pojawia się Axel – tak podekscytowany, że wydaje się, jakby miał sprężyny w nogach.
Pod pachą niesie plecak.
Na pierwszy rzut oka wygląda zwyczajnie. Czarny, sztywny materiał, sportowy krój. Dopiero po chwili dostrzegam modyfikacje, jakie wprowadził Axel. Wzdłuż szwów ciągną się metalowe rurki, a część, która ma leżeć na plecach, wyposażył w lekko wystającą tarczę.
– Jest ciężki – mówi, stękając. – Podaj Aaronowi. – Przekazuje plecak stojącemu najbliżej Milo.
Milo waży plecak w dłoniach i bez najmniejszego wysiłku rzuca go do mnie. Kiedy ląduje w moich rękach i uderza w przeponę, zaczynam kaszleć i prawie się przewracam pod ciężarem.
– Nic mi nie jest – wyduszam, widząc ich umiarkowanie zatroskane spojrzenia. Przyglądam się ciężkiej konstrukcji. – Co to takiego?
– Pamiętacie, jak dowiedzieliśmy się, że Aaron potrafi strzelać z dłoni, a ja zasugerowałem, że trzeba to udoskonalić? – pyta. – No więc to jest prototyp. Aaron, przymierz.
Niepewnie zakładam plecak, spinając się, żeby nie pociągnął mnie do tyłu. Axel podchodzi do mnie i z entuzjazmem zaczyna objaśniać budowę wynalazku.
– Ta tarcza z tyłu jest wystająca, żeby mieć kontakt z twoim ciałem – tłumaczy, wsadzając dłoń pomiędzy moje plecy a plecak. Zabiera rękę, a ja czuję nacisk metalu. – Wszystko powinno się udać, pod warunkiem, że nie będziesz miał na sobie gumowego ubrania. Przepływ mocy zadziała w momencie, gdy naciśniesz ten guzik.
Wskazuje fioletowy przycisk na moim barku, na tyle wielki, że fakt, iż początkowo nie zwróciłem na niego uwagi, jest dość komiczny.
– No, spróbuj – zachęca, a Milo i Stella odsuwają się przezornie.
Patrzę z wahaniem na guzik.
– Axel, czy to na pewno jest bezpieczne? – pyta Stella, zaniepokojona.
– Och, totalnie. – Axel wzrusza ramionami. – To znaczy, oczywiście, nie miałem jak przetestować tego na innym człowieku, bo jeśli spróbowałby użyć go ktoś, kogo DNA nie zostało wyposażone w tę dziwną odporność, którą ma Aaron, to ten ktoś by umarł.
Patrzę na niego z przerażeniem.
– Ty nie umrzesz – mówi powoli, jakby martwił się o moją inteligencję. – Mam jakieś siedemdziesiąt procent pewności, że to nie eksploduje.
Zaczynam zdejmować plecak.
– Siedemdziesiąt procent?! – woła Stella.
Axel marszczy brwi, nie rozumiejąc obiekcji.
– Siedemdziesiąt procent to więcej niż połowa – wyjaśnia cierpliwie. – To dobra liczba.
Poprawiam naramienniki. Nie mogę się zdecydować.
Axel przewraca oczami, a następnie, nie pytając nikogo o zdanie, zdecydowanym ruchem uderza przycisk.
Moc wpływa we mnie, a ja czuję teraz już znajome buzowanie, szukające ujścia.
Wyciągam dłoń i celuję w gałązkę leżącą na ziemi. Drobna wiązka światła wydostaje się z moich palców i przepala gałązkę na pół.
Stella i Milo wypuszczają z ulgą powietrze. Axel uśmiecha się z zadowoleniem.
– Mówiłem, że nie umrzesz – stwierdza.
– Mówiłeś, że na siedemdziesiąt procent nie umrę – poprawiam. – Jakieś to małe – dodaję. – Ten strzał.
Pamiętam ilość mocy, która przepłynęła przez moje ciało, kiedy Stella strzeliła we mnie trzy razy. Grubość pocisku bardziej przypominała wówczas pień drzewa, które przepaliłem. Teraz było mu bliżej do… no gałązki właśnie.
– Dlatego potrzebujemy więcej xyronu – wyjaśnia Axel. – Wyposażyłem plecak w ogniwa półxyronowe. Potrzebuję innych.
– I użyjesz do tego czystego xyronu? – upewnia się Milo.
– Tak. Nie produkuje się takich ogniw, jakich chciałbym użyć, więc stworzę je sam.
– Stworzysz? – Stella unosi brwi.
– Ktoś tu chyba uciął sobie drzemkę, gdy na lekcji historii mówiono o Galvanim. – Axel potrząsa głową. – Tak, stworzę. Potrzebujemy więcej mocy. Aby ją _uzyskać_, niezbędne jest konkretne ogniwo. Z moich obliczeń wynika, że to, co teraz wystrzeliłeś, stanowi jakieś sześć koma osiem procent tego, co będziesz w stanie osiągnąć z porządnym ogniwem.
Poprawiam plecak.
– A czy to musi być tak strasznie ciężkie? – pytam. – Jeśli będziemy próbowali wyjść na zewnątrz… niewykluczone, że będę musiał pokonać w tym czymś wiele kilometrów piechotą. Nie jestem pewien, czy to nie ograniczy mojej przydatności.
Axel wzdycha z irytacją.
– Nie miałem wyjścia – wyjaśnia. – Trzeba było odpowiednio zabezpieczyć ogniwa, żeby w razie czego nie wybuchły. Gdyby, dajmy na to, przeciwnik strzelił w plecak zamiast w ciebie, a xyron nie byłby zabezpieczony, to kawałki twojego ciała wylądowałyby prawdopodobnie w każdej strefie.
Wzdrygam się. Mimo wszystko z jego słów jasno wybrzmiewa, że w pierwszej kolejności stawia na ochronę wynalazku, nie ochronę człowieka.
Stella obchodzi mnie dookoła i uważnie przygląda się konstrukcji plecaka.
– Nie mógłbyś tego przekierować? – pyta, przenosząc spojrzenie na Axela. – To znaczy, zamiast zabezpieczać ogniwa, to pokombinować przy tym tak, żeby w razie ingerencji z zewnątrz ewentualny wybuch nie skrzywdził Aarona, tylko go… zasilił?
Axel otwiera usta.
– No wiesz, żeby wchłonął energię powstałą w wybuchu – dodaje Stella. – Potem mógłby ją wykorzystać.
– Dlaczego ja o tym nie pomyślałem? – mamrocze pod nosem Axel. Unosi wzrok na siostrę. – Tak. Tak, mógłbym. Oczywiście, że mógłbym coś takiego zrobić. – Rozpromienia się. – Powiedziałem, że to tylko prototyp, zgadza się? Teraz możemy wymienić opinie i wspólnie ulepszyć wynalazek.
Odchodzę kawałek dalej, pod najbliższe drzewo, i szukam celu.
Znajduję gałąź, tym razem znacznie grubszą. Spaceruje po niej mrówka, więc podnoszę liść i przenoszę ją kawałek dalej.
Naciskam guzik i strzelam w gałąź. Tym razem, ponieważ jest grubsza, strzał nie przepala jej na wskroś. Drewno trzyma się na kilku drzazgach.
Nie wiem, czy jestem upojony mocą, czy może to wina zmęczenia, ale mam zawroty głowy. Dreszcz biegnie mi po plecach.
– Chciałam was o coś zapytać. – Głos Stelli wyrywa mnie z zamyślenia. – Wtedy, na placu… trochę straciłam głowę.
Przełykam ślinę. Axel jest jedyną osobą, która nie odwraca wzroku.
– Odrobinę – ironizuje z łagodną miną. – Miło z twojej strony, że nie ściągnęłaś na nas uwagi.
Stella rumieni się z zażenowaniem.
– Właśnie o to chciałam spytać – przyznaje. – Jak zachowywali się inni ludzie? Bardzo się gapili?
– Szczerze mówiąc, to nie – odzywa się Milo. – Kilka osób stojących najbliżej zwróciło na ciebie uwagę, gdy zaczęłaś… krzyczeć. – Waha się. – Ale niedużo. Wszyscy byli… poruszeni. Kilka kobiet straciło przytomność. Niektórzy wymiotowali. Wydaje mi się, że i twoja reakcja zostanie zaszufladkowana jako zwykły szok.
Jestem w stanie to zrozumieć. Ludzie reagowali bardzo różnie, a nikt nigdy nie był przygotowany na oglądanie śmierci, zwłaszcza takiej.
– Aaron dosyć szybko zamknął ci usta – dodaje Axel. – To było najbardziej istotne, bo nikt przecież na nas nie patrzył. Poza tym wiele osób krzyknęło coś z przerażeniem, bo to jednak dość niecodzienna scena, więc jedynie możemy mieć nadzieję, że cię zagłuszyli. Choć Robert Scott na pewno zwrócił uwagę.
W szkole, na lekcji historii, wyświetlono nam nagranie z zabójstwa Kennedy’ego. Wideo było niewyraźne, bez dźwięku i nagrane z dużej odległości, ale i tak kilka osób zareagowało bardzo intensywnie. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak zachowa się ciało, kiedy do mózgu dotrze, że ktoś właśnie umarł na twoich oczach.
A to było tylko nagranie. Tym razem obejrzeliśmy śmierć na żywo, a nie byliśmy aż tak przyzwyczajeni do oglądania egzekucji.
Stella oddycha głęboko.
– Próbuję sobie powtarzać, że nie powinnam się wściekać na tych wszystkich ludzi – mówi powoli. – Nie mają powodu, żeby wątpić w Zarząd, a przemówienie Roberta…
Krzywię się.
– Sama nie wiesz, jak byś zareagowała, słysząc je kilka tygodni temu – uzupełnia Axel.
Stella kiwa głową.
– To zrozumiałe – dodaje młodszy Lindqvist. – Ale również powinno to tym bardziej motywować nas do działania. Tylko my posiadamy niezbędne informacje. Mamy obowiązek, by wynieść je na Zewnątrz i… pomóc tym okłamywanym ludziom.
Ogrom odpowiedzialności mnie przytłacza. To tylko jedna strefa. Kto wie, czy w pozostałych trzynastu sytuacja nie jest jeszcze gorsza.
– Czyli mamy jasny plan działania – stwierdza Stella. – Aaron i Axel zdobywają plany broni, ja szukam tych nazwisk, a Milo kradnie xyron.
Unoszę brew. Myślałem, że mam być również częścią planu zdobycia nazwisk, ale możemy odłożyć tę rozmowę na później.
– Dokładnie. – Axel kiwa głową. – Ale na razie musimy się trochę przespać. Jest późno, a dzień był… – urywa.
Ciężko znaleźć słowo, które dobrze podsumowałoby ten dzień. Nie jestem pewien, jak długo będziemy w stanie udawać, że to, co się wydarzyło, w żaden sposób nas nie złamało.
Oddaję Axelowi plecak, żegnam się ze wszystkimi, posyłając Stelli ostatnie spojrzenie, i jadę do siebie.
Kiedy wchodzę do domu, psy wydają się wiedzieć, że coś jest nie tak. Nie strzelają fochów, kiedy klękam z nimi na podłodze.
George i Paul próbują wspiąć się na moje kolana. Obejmuję Ringo i Johna ramionami. Napięcie i fasady powoli opuszczają moje ciało.
Chowam twarz w jasnym futrze Johna.
Płaczę.
Stella mnie podrapała.
Do takiego wniosku dochodzę, kiedy rano biorę prysznic. W stanie wcześniejszego otępienia nie zwróciłem na to uwagi, a później musiałem mieć opuszczone rękawy bluzy. Ale kiedy woda spływa mi po przedramionach, czuję piekący ból. Zerkam na skórę i dostrzegam długie, czerwone szramy pozostawione przez paznokcie Stelli, kiedy usiłowałem utrzymać ją w ryzach na placu.
Wspomnienie jej krzyku atakuje mnie w tym samym czasie. Zaciskam powieki i opieram czoło o chłodne kafelki.
Wychodzę z łazienki, a moje psy machają żywiołowo ogonami.
– Byliśmy już na spacerze – przypominam im. – Muszę jechać do domu rodziców. Ojciec jest w pracy, a mama prawdopodobnie wariuje ze zmartwienia.
Pozostają niewzruszone. George nawet trzyma w pysku smycz.
Przewracam oczami.
Ubieram się szybko. Wychodzę z domu, kiedy moje włosy wciąż są wilgotne, i jadę do mamy.
Gdy parkuję pod domem i widzę obok samochód Stelli, muszę zdusić w sobie histeryczny śmiech.
Mama otwiera mi błyskawicznie, jakby stała pod drzwiami.
– Aaron. – Bez żadnego ostrzeżenia rzuca mi się na szyję. – Nic ci nie jest – szepcze.
Niezdarnie klepię ją po plecach, aż dostrzegam za nią Stellę. Unosi brew z rozbawieniem.
Ma zmęczone spojrzenie i cienie pod oczami.
Mama puszcza mnie w końcu i odsuwa się lekko.
– Jest u mnie Stella – informuje łaskawie.
– Widzę. – Rzucam jej znużone spojrzenie. – Jeździłem tam i z powrotem wzdłuż ulicy, czekając, aż wyjdzie, ale w końcu skończyło mi się paliwo.
Stella wypuszcza powietrze z rezygnacją i zaciska usta.
– Dopiero weszłam – stwierdza. – Zdążyłyśmy tylko się przywitać, kiedy zapukałeś.
Nie rozumiem, dlaczego świat jest tak złośliwy i sprawia, że zawsze wpadam na nią, gdy nie jestem gotowy.
– Tak się cieszę, że nic wam nie jest – mówi mama, wpatrując się we mnie. Ma rozszerzone źrenice. – Zabronił mi do ciebie iść, kiedy… – urywa i rozgląda się niespokojnie.
Marszczę brwi. Przecież nie ma go w domu.
– Co ci powiedział? – ostrożnie pyta Stella. – Co wiesz?
Mama zamyka oczy na sekundę, bierze głęboki wdech i znów rozchyla powieki.
– Nie tutaj – mówi. – Chodźcie ze mną.
Prowadzi nas pustymi korytarzami. Zastanawiam się, czy może ojciec jednak nie czai się gdzieś w domu, kiedy orientuję się, że mama zaprowadziła nas pod jego gabinet.
Ku mojemu zaskoczeniu, wyciąga długi łańcuszek spod koszulki. Wisi na nim klucz, którego następnie używa, żeby wpuścić nas do środka.
Odzywa się dopiero wtedy, kiedy zamykają się za nami drzwi.
– No dobrze – mówi. – Obawiam się, że w domu mogą być podsłuchy, więc nie sądzę, żebyśmy mogli tam swobodnie rozmawiać, ale wątpię, aby założył je we własnym gabinecie – wyjaśnia. – Dosyć dokładnie go przeszukałam, a on nie wie, że mam klucz.
Stella wpatruje się w łańcuszek na szyi mojej matki z otwartymi ustami i w sumie się jej nie dziwię.
– Tamten człowiek… – zaczyna znów mama, a jej oczy zachodzą łzami. Wiem, że zarówno serce, jak i mózg mojej matki są we właściwych miejscach. Nie uwierzyła w ani jedno słowo ojca na placu głównym. – Boże. Był taki młody. – Spuszcza wzrok i kręci głową.
Przygryzam wargę. Mogę tylko sobie wyobrażać, co czuła, kiedy to oglądała.
– Co ci o nim powiedział Robert? – pyta z wahaniem Stella. Próbuje badać grunt.
Mama unosi wzrok.
– Że ukrywaliście go w twoim domu – mówi. – Robert twierdził, że ten mężczyzna was zmanipulował i zmusił do udzielenia schronienia. Oczywiście nikt ma o tym nie wiedzieć.
Przełykam ślinę.
– Nie zmanipulował nas – odpowiada Stella zduszonym głosem. – Był… był naszym przyjacielem. To moja wina, że mu pomogliśmy, ale nie żałuję. – Odwraca wzrok i wbija go w szafkę na dokumenty. – I był dobrym człowiekiem.
Mama zaciska usta, a z jej oczu wylewa się smutek. Łapie Stellę za rękę i ściska ją lekko, a dziewczyna zwraca w jej stronę zaskoczone spojrzenie.
– Podejrzewałam, że ty pierwsza zaoferowałaś mu pomoc – mówi cicho mama. – Masz takie pluszowe serce, stokrotko.
Myślę o śladach paznokci na mojej skórze.
Wczorajsze słowa Stelli dzwonią mi w uszach w akompaniamencie jej krzyku na placu głównym.
Rozpierdolimy im ten grajdołek.
Ta. Pluszowe serce. Tłumię uśmiech.
– Wszyscy uwierzyli ojcu – zauważam. – W te bzdury, które powiedział na placu.
Matka patrzy na mnie ostro.
– Nie obwiniaj tych biednych ludzi – mówi stanowczo. – To były jedyne informacje, jakie otrzymali. Dlaczego mieliby podawać je w wątpliwość?
– Zarząd nigdy ich nie zawiódł – dodaje ponuro Stella. – A przynajmniej oni o tym nie wiedzą.
– To dlaczego _ty_ mu nie uwierzyłaś? – pytam, zwracając się znów do mamy i ledwo tłumiąc irytację.
– Jestem na innej pozycji – wyjaśnia. – Od dawna podejrzewałam… _domyślałam się_, że Zarząd nie mówi nam całej prawdy. Nie to, żebym kiedykolwiek miała kontakt z resztą Zarządu – prycha. – Ale znam Roberta bardzo długo. A on przestał dokładać starań, żeby uczynić ze mnie sojusznika, kiedy tylko zorientował się, że nie może mi ufać.
Łapię współczujące spojrzenie Stelli i wiem, o czym myśli. Tak samo jest ze mną. Gdybym bardziej się starał, gdybym chociaż pozował na fanatyka systemu New Energy, ojciec powierzałby mi więcej informacji.
Rozumiem, dlaczego wybrał Jordiego.
Zastanawiam się, kiedy podjął decyzję. W którym momencie wiedział, że nie nadaję się na następcę, że wyjawienie mi tajemnic Zarządu może się źle skończyć.
– Dlaczego nam darował? – pytam w końcu. – Czemu mnie nie aresztował? Przecież…
_Przecież mnie nie kocha_, próbuję powiedzieć, ale brzmi to żenująco nawet w mojej głowie.
Mama patrzy na mnie łagodnie.
– Twój ojciec nie jest dobrym człowiekiem – wyjaśnia powoli.
Przewracam oczami.
– To dość oczywiste.
– Nie wiem, jak inaczej wam to wyjaśnić. – Przygryza wargę. – Możliwe, że jesteście za młodzi, by zrozumieć. Tak, jest okropnym człowiekiem, ale… _mnie_ bardzo kocha. – Wzrusza ramionami. – To brzydka, niezdrowa miłość, ale silna. Powiedzmy, że… mam nad nim jakąś władzę. W pewnym stopniu.
Oddycham głęboko. Spływa na mnie klarowność tego, co próbuje powiedzieć mama.
Ojciec wie, że nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby stało mi się coś złego.
– Dlaczego w ogóle za niego wyszłaś? – odzywa się nagle Stella, a potem natychmiast się rumieni. – Przepraszam, nie powinnam…
– Nie, stokrotko, to słuszne pytanie. – Mama kręci głową z rozbawieniem. – Cóż. Wtedy nie kwestionowałam systemu, w którym żyjemy. Byliśmy oboje bardzo młodzi. Robert oszalał na moim punkcie. Oczywiście nie sposób się temu dziwić. – Unosi prowokacyjnie swoją jedyną brew. – Niezła była ze mnie ślicznotka. Robert nie dostrzegał nikogo innego.
Przełykam ślinę i przysiadam na skraju biurka. Tak staram się nie być jak ojciec, a tymczasem tak łatwo mógłbym zostać jego kopią.
Mama obchodzi biurko dookoła i zajmuje fotel. Odrzuca włosy na plecy władczym gestem. Rzadko nosi je rozpuszczone. Rdzawe kosmyki, przeplatane siwizną, podkreślają zmęczenie na jej twarzy. Mogę sobie tylko wyobrażać, jak bardzo się zamartwiała, skoro nawet nie ułożyła włosów. Zawsze tak bardzo dbała o wygląd. Potrafiła też modyfikować go w zależności od tego, jak chciała być przez daną osobę postrzegana. To od niej nauczyłem się, jak zakładać różne maski przy różnych ludziach.
– Oczywiście przez jakiś czas zwodziłam go dla samej rozrywki. Lubiłam dramatyzować, to dziedziczne. – Patrzy na mnie wymownie, a ja prostuję się, urażony. – Ale ostatecznie przekonanie mnie do małżeństwa nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Był niezwykle czarujący, a ja się zakochałam. – Uśmiecha się do wspomnień. – I oczywiście był bardzo przystojny, jak pewnie się domyślasz, Stello. Aaron wygląda dokładnie tak, jak Robert w jego wieku.
Stella rumieni się delikatnie, a ja próbuję zdusić w sobie dyskomfort. Wiem, że mama nie ma na myśli nic złego, ale tak bardzo nie chcę go przypominać.
– Poza tym, był najważniejszym młodzieńcem w strefie – dodaje mama, a uśmiech powoli spływa z jej twarzy. – Jego ojciec był wówczas członkiem Zarządu i wszyscy wiedzieli, że Robert zajmie jego miejsce. Nie… nie za bardzo mogłam odmówić, nawet gdybym tego chciała.
Stella nieruchomieje i widzę, że nie ma pojęcia, co ze sobą zrobić. Uwielbia pocieszać ludzi, ale mama siedzi na tyle daleko, że podejście do niej nie wyglądałoby tak naturalnie, jakby Stella sobie życzyła.
Mama patrzy na mnie.
– Ale odkąd się urodziłeś, to ani razu tego nie żałowałam – mówi. Głos lekko jej drży.
Myślę o tym, jak ojciec nie chciał, żeby wciąż pracowała w Laboratorium po wypadku. Może ludzie uznali, że przeraziła go również możliwość wystawienia potencjalnego potomka na krzywdę, ale ojca to nie obchodziło.
Chodziło mu tylko o mamę.
Ale ona mnie kochała, jej zależało na mnie, więc nie wsadził mnie do więzienia. Niczego mi nie odmawiał, nie karał mnie za żadne przewinienia. I zastanawiam się, jak wiele podobnych myśli dzielimy, ja i ojciec.
Powiedz, czego chcesz, a ja ci to dam.
Wzdrygam się.
– No dobrze. – Mama otrząsa się lekko. – Proszę, powiedzcie mi coś więcej o tym człowieku. Ale zacznijmy od najważniejszego. Zjecie sernik?
Stella uśmiecha się szeroko i szczerze.
– Mamo, nie tolerujesz laktozy – wzdycham ze zmęczeniem.
Przenosi na mnie oburzone spojrzenie.
– Dorosłość oznacza przyjmowanie na siebie konsekwencji swoich wyborów – oznajmia wyniośle. – Przyniosę sernik.
Po tych słowach wychodzi z pomieszczenia.
Nie wziąłem pod uwagę, jak dziwnie się zrobi, kiedy zostaniemy sami.
– Nie jesteś do niego podobny – mówi nagle Stella, podchodząc bliżej.
Jej dłonie zatrzymują się w połowie drogi do mojej twarzy. Opuszcza je wzdłuż ciała.
– Jestem – odpowiadam, uśmiechając się gorzko. – To nic takiego.
Nie dała rady pocieszyć mojej matki, więc próbuje ze mną.
Szare oczy patrzą na mnie z litością. To ostatnia rzecz, jakiej bym od niej chciał.
– Tylko wizualnie – upiera się. – Pomyśl o tym wszystkim, co powiedział na placu. O tym, jak bez wahania kazał zabić niewinnego człowieka.
Krzywię się, czując obrzydzenie.
– No właśnie. – Stella unosi brwi z satysfakcją. – Nigdy byś czegoś takiego nie zrobił. Niezależnie od tego, jak bardzo byś się bał.
Palce przy jej bokach poruszają się niespokojnie.
– Bał? – Skinieniem zachęcam ją, żeby kontynuowała.
– Uważam, że twój ojciec jest przede wszystkim tchórzem. Do tego się to sprowadza. – Wzdycha. – Nawet go nie przesłuchał. Zlikwidował szybko potencjalne niebezpieczeństwo, mimo że prawie nic o nim nie wiedział.
Jej ton jest pełen wstrętu, ale ja próbuję wyobrazić sobie inną sytuację.
Co, gdybym to ja spotkał kogoś, kto teoretycznie _mógłby_ być zagrożeniem dla niej. Pośrednio lub bezpośrednio.
Mój żołądek zmienia się w ciasny węzeł. Nie szukałbym dowodów. Doskonale wiem, co bym zrobił.
Wizja tego potencjalnego wroga kłóci się z wizją Ivana.
Czy czuję się okropnie tylko dlatego, że go znałem? Jak zareagowałbym na śmierć obcego człowieka, nawet jeśli byłby niewinny?
Ale nie mam pojęcia, jak to wygląda w oczach mojego ojca.
Jest zmanipulowany czy może jest tym manipulującym?
Boli mnie głowa.
– Mojego tatę zlikwidował tak samo – dodaje Stella, a jej głos kipi gniewem. – Ta sytuacja z radiem… nikt nie pytał, czy to był wypadek, czy ktoś rzeczywiście próbował zagrozić systemowi. Po prostu usunięto _potencjalne_ ryzyko.
Przygryzam wargę, wiedząc, że ma rację, ale jednocześnie jej nie ma.
Jej ojciec kombinował. Pamiętam, co było w dokumentach, które znaleźliśmy właśnie w tym pokoju. Sygnał radiowy był przede wszystkim pretekstem.
Wygląda na to, że wszystkie ruchy rebelianckie w New Energy od samego początku docierały jedynie do etapu raczkowania. Społeczność jest czujnie monitorowana i regularnie _czyszczona_.
– Wiem – chrypię w końcu.
Chcę jej obiecać sprawiedliwość, ale głos więźnie mi w gardle. Nie mam pojęcia, na czym stoimy. Żadne z nas nie poruszyło kwestii egzekucji i tego, jak zaciągnąłem ją do domu, tego _momentu_ u niej w piwnicy, kiedy utopiła moją koszulkę w swoich łzach.
Nie wiem, jak w ogóle zabrać się do tematu. Nie znam się na emocjach, ale nie mogę pozbyć się tego wrażenia, że Stella powinna dostać więcej czasu. Żadne z nas nie miało możliwości przejścia pełnego procesu żałoby.
– Ivanowi zależało przede wszystkim na tej broni – mówi Stella, ściągając usta w zamyśleniu. – Musimy doprowadzić tę sprawę do końca.
Nie jest to prawda, nie w stu procentach. Ivanowi zależało na ludziach.
Znał nas tak krótko, a jednocześnie tak bardzo się starał, żebyśmy zaczęli oddychać.
– Przeprowadziliśmy bardzo interesującą rozmowę tuż przed tym jak go aresztowano. – Uśmiecham się do moich wspomnień, bez wesołości, jednak czuję potrzebę, by zacząć rozmawiać o Ivanie w jaśniejszym kontekście. – Powiedział mi, że ty i Milo się rozstaliście.
Stella blednie. Ma dokładnie taką samą minę jak George, ilekroć przyłapuję go na gryzieniu moich butów.
– Tak. Cóż. – Odkasłuje. – Myślałam, że Milo ci powie.
Uśmiecham się krzywo.
– Ta. Jakoś nie było okazji – ironizuję. – Ale ty byłaś u mnie w domu. Mogłaś mi wtedy powiedzieć.
Na jej twarzy pojawia się irytacja. Zaciskam dłonie na blacie biurka. Każda reakcja jest lepsza niż to dotychczasowe otępienie.
– Powiedziałam – warczy. – Po prostu ty w ogóle mnie nie słuchasz. Czemu teraz o to dopytujesz?
Tu mnie ma.
– Lubię orientować się w sytuacji – mówię. Na jej miejscu sam bardzo chętnie uderzyłbym się w twarz. – Dlaczego się rozstaliście?
I prawie błagam ją o konkretną odpowiedź.
Bo chcę ciebie.
Przez ciebie.
Bo myślę o tobie.
– Nie pasowaliśmy do siebie – mówi w końcu Stella, nie spuszczając ze mnie wzroku. Przez to, że siedzę na biurku, jesteśmy prawie równi. Musi tylko odrobinę zadzierać brodę. – Pewnie się cieszysz.
Panika chwyta mnie za gardło.
– Cieszę? – wyduszam z siebie.
Stella przygląda mi się uważnie. Znów zastanawiam się, czy moje oczy nie mówią jej za dużo.
– Już nie musimy udawać, że tolerujemy swoje towarzystwo ze względu na Milo – wyjaśnia. Robi jeszcze jeden krok w moją stronę.
Czuję suchość w gardle.
– Och – chrypię. – No tak. Chyba masz rację.
Żadne z nas nie komentuje tego, że to już nie ma znaczenia. Nie, kiedy sytuacja tak bardzo się zmieniła. Mamy wspólny cel. Wspólne tajemnice.
Wydarzenia na placu również _muszą_ coś znaczyć. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby mnie tam nie było. Czy Milo pomyślałby o tym, żeby ją powstrzymać przed ściągnięciem na siebie uwagi? Czy Axel byłby w stanie?
Wpatruję się w jej smutną twarz. Ani razu nie powiedziałem, że mi przykro, ale czy powinienem? Wiem, że by się zdenerwowała, przypomniałaby mi, że przecież wszyscy go straciliśmy, nie tylko ona.
Drzwi gabinetu otwierają się ponownie, a do środka wchodzi mama. W dłoniach niesie tacę, na której znajdują się trzy kawałki sernika, trzy filiżanki i dzbanek z parującą herbatą. Dolatuje do mnie zapach goździków, pomarańczy i cytryny.
Stella odsuwa się ode mnie.
Mama stawia tacę na biurku i podaje nam po kawałku sernika i filiżance. Przyjmuję je z grzeczności, ale po chwili odstawiam je na biurko. Nie zjadłem nic od wczorajszego wieczoru i nie sądzę, żeby miało się to szybko zmienić.
Ponownie zajmuje miejsce za biurkiem. Wygląda jak łaskawa władczyni, która przyjmuje plebejuszy na audiencję.
– Mamo – zaczynam niepewnie. Axel kazał mi przeszukać dom w poszukiwaniu informacji o broni. Miałem zamiar zrobić to sam i po kryjomu, ale to było, zanim zyskałem pewność, że mam w mamie sojusznika. – Chciałem cię o coś zapytać. Któregoś dnia… podsłuchałem, jak się kłóciliście.
Mama odstawia filiżankę na spodeczek. Robi to nieco bardziej gwałtownie niż została nauczona, przez co porcelana dzwoni złowieszczo.
– Ja i Robert? – upewnia się. – O co?
Przełykam ślinę.
Stella zorientowała się, co chcę powiedzieć. Kiwa głową, a jej oczy nabierają blasku.
– O to, że znalazłaś plany jakiejś… broni – mówię powoli.
Mama blednie. Jej dłoń zaciska się mocniej na filiżance.
– Och – wydusza z siebie. – No cóż.
Stella również odstawia talerzyk. Wspiera się na nadgarstkach i pochyla nad biurkiem w kierunku mamy.
– Co możesz nam o niej opowiedzieć, Charlotte? – pyta poważnie.
– Mój Boże, cóż za finezja. – Przewracam oczami.
Dziewczyna posyła mi mordercze spojrzenie. Znów nie jestem w stanie okazać niezadowolenia, tak bardzo cieszą mnie oznaki życia w jej oczach.
– Większości pewnie jesteście w stanie się domyślić z samej treści tego, co Aaron podsłuchał – mówi sucho mama. – To broń masowego rażenia. Jeśli budowa dojdzie do skutku… oczywiście istnieje możliwość, że budowa już _trwa_ lub nawet została zakończona… tak czy inaczej, coś takiego potrafi siać zniszczenie na skalę, z jaką nie zetknęłam się nawet w teorii. Zniszczenia, których nie jesteście w stanie sobie wyobrazić.
– Kiedy mówisz o skali, masz na myśli powierzchnię, tak? – upewnia się Stella.
Mama przechyla głowę w prawo i przez chwilę się zastanawia.
– W zasadzie tak – mówi. – Wybuch zniszczy, rozwali i stopi wszystko na swojej drodze, a droga będzie bardzo… – urywa. – Dlatego się zdenerwowałam. Nawet jeśli nie planują tego użyć, czego nie jestem pewna, to nikt nie powinien w ogóle czegoś takiego budować. Samo istnienie tej broni jest zagrożeniem nie tylko dla New Energy, ale i dla reszty świata czy dla naszej atmosfery. – Wzdryga się.
– Wiesz, gdzie ojciec trzyma plany? – pytam.
Mama potrząsa głową.
– Mogłabym mniej więcej streścić wam, co w nich jest – przyznaje. – Przytoczyć kilka równań, ale, bez urazy, wątpię, aby to wam cokolwiek powiedziało.
Stella kiwa głową i marszczy nos. Ja też wiem, że to nie ma sensu. Poza tym potrzebujemy _szczegółowych_ planów, które następnie muszą trafić w ręce Axela. A później w kolejne ręce, tyle że te już znajdują się poza granicami New Energy.
– Próbowaliśmy sami ich szukać – odzywam się z wysiłkiem. – Tutaj. Kilka dni temu.
Mama uśmiecha się i posyła nam rozbawione spojrzenie.
– Domyśliłam się. Przyszłam tutaj zaraz po tym, jak wróciłam do domu i zastałam drzwi niezamknięte na klucz. Zajęłam się tym, żeby Robert się nie zorientował, że ktoś grzebał w jego norze. Nie ma za co.
Wykrzywiam usta z wysiłkiem.
– Mam zamiar nadal szukać tych planów – mówię powoli. – Sam lub z czyjąś pomocą. Zrobię kopie, żeby ojciec się nie zorientował.
Mama zaciska usta w cienką linię.
– Po co?
Tym razem to ja zaciskam szczękę. Nie potrafię wyjaśnić jej tego tak, żeby jej nie skrzywdzić. Nie mogę powiedzieć całej prawdy.
Może sama wysnuje sobie domysły. Mam nadzieję, że obwini niezdrową ciekawość, ewentualnie uzna, że dołączyliśmy do jakiejś organizacji rebelianckiej, która, tak jak wszystkie poprzednie, zdoła jedynie raczkować, zanim zostanie zduszona.
Nie sądzę, żeby jej wielkie serce to wytrzymało, gdybym powiedział jej, że chcemy wyjść na Zewnątrz.
Żadne z nas jej nie odpowiada. Ostatecznie to ona przełamuje ciszę.
– Zobaczę, co da się zrobić.