Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pragnij mnie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Kwiecień 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,50

Pragnij mnie - ebook

Sześć lat temu Dewayne Falco stracił ukochanego brata Dustina. Gnębiony poczuciem winy, przez długi czas od wypadku nie chce się do nikogo zbliżyć. Jednak gdy do sąsiedniego domu wprowadza się dawna ukochana brata, a drzwi otwiera jego miniaturowa kopia, wspomnienia wracają. Dewayne uświadamia sobie, że może jeszcze nie wszystko stracone.

Sienna Roy kochała Dustina Falco właściwie od zawsze. Chłopak z sąsiedztwa, licealny gwiazdor koszykówki, a przy tym jej najlepszy przyjaciel. Tuż po jego śmierci Sienna dowiaduje się, że jest z nim w ciąży. Niestety dla niej i jej dziecka brakuje miejsca w pogrążonych w żałobie sercach. Teraz, wracając do Sea Breeze, dziewczyna ma wątpliwości czy będzie w stanie wybaczyć rodzinie Falco, która odwróciła się od niej, gdy była w ogromnej potrzebie.

Wzruszająca historia prawdziwej miłości.

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8103-497-5
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

- Prolog -

Sien­na

– Sze­rzej nogi! – wy­dy­szał mi Du­stin do ucha, przy­ci­ska­jąc moje lewe ko­la­no do skó­rza­nej ta­pi­cer­ki tyl­nej ka­na­py jego auta.

Zwy­kle ro­bi­li­śmy to w taki sam spo­sób, ale od cza­su do cza­su mój chło­pak miał ocho­tę spró­bo­wać cze­goś no­we­go, więc mu­sia­łam się do nie­go do­pa­so­wać. A jed­no­cze­śnie uda­wać, że mam z tego przy­jem­ność, co nie było ła­twe.

Na po­cząt­ku czu­łam ból, ale te­raz było mi już tyl­ko nie­wy­god­nie. Ko­cha­łam Du­sti­na, a on do­ma­gał się sek­su, więc się na to go­dzi­łam. Wła­śnie dla­te­go parę razy w ty­go­dniu cier­pli­wie zno­si­łam, jak mię­to­si i bo­le­śnie szczy­pie mi sut­ki. Po­tem ro­bił swo­je i po chwi­li mia­łam spo­kój. Po­świę­ca­łam się jed­nak, bo chcia­łam być przy nim i czuć jego bli­skość. Od ja­kie­goś cza­su mia­łam wra­że­nie, że się od nie­go od­da­lam, więc seks po­zwa­lał mi uspo­ko­ić su­mie­nie. Kie­dy by­li­śmy ze sobą, wszyst­ko wra­ca­ło do nor­my.

– Tak? – upew­ni­łam się, pod­no­sząc nogę i opie­ra­jąc ją o opar­cie tyl­ne­go sie­dze­nia.

– O kur­wa, tak! Wła­śnie tak, skar­bie. Je­steś cho­ler­nie cia­sna. Le­d­wo mogę w cie­bie wejść.

Pod tym wzglę­dem miał ab­so­lut­ną ra­cję. Nic dziw­ne­go, że seks nie spra­wiał mi żad­nej przy­jem­no­ści. Na pew­no ist­niał ja­kiś spo­sób, żeby to zmie­nić, ale Du­stin ni­g­dy o tym nie wspo­mi­nał, więc sama nie py­ta­łam.

– Ożeż ku…! Aaaa, tak! O w mor­dę, kot­ku, ale do­brze! Aaaa! – krzyk­nął na całe gar­dło, od­rzu­ca­jąc gło­wę do tyłu i prze­wra­ca­jąc ocza­mi.

To ozna­cza­ło, że już po wszyst­kim. Uff, na­resz­cie.

Kie­dy Du­stin zsu­nął się ze mnie, szyb­ko po­de­rwa­łam się i usia­dłam, w oba­wie, że na­bie­rze ocho­ty na dru­gi raz. Czu­łam się, jak­by zmu­sił mnie do zro­bie­nia szpa­ga­tu, więc nie uśmie­cha­ła mi się po­wtór­ka.

– Wiesz, że kie­dyś się po­bie­rze­my, praw­da? – ode­zwał się Du­stin, po­ma­ga­jąc mi ob­cią­gnąć spód­nicz­kę. Po­tem wrę­czył mi moje maj­tecz­ki.

Ni­g­dy nie skar­ży­łam się na to, że cią­gle upra­wia­my seks, ale on znał mnie aż za do­brze. Był moim naj­lep­szym przy­ja­cie­lem od dzie­ciń­stwa, więc kie­dy na­sza przy­jaźń sta­ła się czymś wię­cej, nikt ani tro­chę się nie zdzi­wił.

Ko­cha­łam Du­sti­na Fal­co od dziec­ka, więc moż­na się było spo­dzie­wać, że mię­dzy nami skoń­czy się tak, jak się skoń­czy­ło. Choć praw­dę mó­wiąc, nie by­łam do koń­ca pew­na, czy to jest to, cze­go na­praw­dę chcę. Nasz zwią­zek bar­dzo się zmie­nił w cią­gu ostat­nich dwóch lat.

A może to ra­czej Du­stin bar­dzo się zmie­nił w cią­gu ostat­nich dwóch lat.

Chwi­la­mi mia­łam wra­że­nie, że go nie po­zna­ję. Nie był już tam­tym bez­tro­skim i god­nym za­ufa­nia kum­plem z na­prze­ciw­ka, za któ­rym kie­dyś prze­pa­da­łam. Jego miej­sce za­jął bi­ją­cy ko­lej­ne re­kor­dy gwiaz­dor ko­szy­ków­ki, któ­re­go już w dru­giej kla­sie li­ceum mie­li na oku łow­cy ta­len­tów z dru­żyn uni­wer­sy­tec­kich. Dziew­czy­ny za nim sza­la­ły, ko­le­dzy uwa­ża­li za ido­la. A on pła­wił się w sła­wie. Do­brze wie­dział, że jest kimś wy­jąt­ko­wym, i nie za­mie­rzał się z tym kryć.

Ko­cha­łam Du­sti­na, więc po­go­dzi­łam się z jego prze­mia­ną. A przy­naj­mniej bar­dzo się sta­ra­łam. Na­wet je­śli mu­sia­łam przy­jąć do wia­do­mo­ści fakt, że po­świę­ca mi czas tyl­ko wte­dy, gdy ma ocho­tę na seks. Resz­tę cza­su zaj­mo­wa­ły mu ko­szy­ków­ka i po­pi­ja­wy z ko­le­ga­mi. Tego ostat­nie­go nie by­łam w sta­nie za­ak­cep­to­wać i ka­te­go­rycz­nie od­ma­wia­łam to­wa­rzy­sze­nia mu na im­pre­zach. Za­li­czy­łam ra­zem z nim tyl­ko dwie i za każ­dym ra­zem tak się upił, że mu­sia­łam wra­cać do domu pie­szo, sama jak pa­lec. Gdy­bym nie do­tar­ła na czas, do­sta­ła­bym szla­ban co naj­mniej do trzy­dziest­ki.

Moi ro­dzi­ce ufa­li Du­sti­no­wi, ale nie mie­li po­ję­cia, jaki na­praw­dę jest i jak bar­dzo się zmie­nił. Ni­g­dy nie po­zwa­la­li mi cho­dzić na im­pre­zy. Wie­czo­ra­mi mu­sia­łam wra­cać do domu o wie­le wcze­śniej niż inni. To iry­to­wa­ło Du­sti­na, ale za­wsze mnie za­pew­niał, że wszyst­ko w po­rząd­ku i ja­koś so­bie z tym ra­dzi.

– Oho, zno­wu się nie od­zy­wasz. Coś mu­sia­ło cię wku­rzyć. To co tym ra­zem zro­bi­łem nie tak? – spy­tał Du­stin, gdy za­kła­da­łam z po­wro­tem maj­tecz­ki.

– Nic. Tyl­ko się za­my­śli­łam. Wca­le nie je­stem wku­rzo­na – za­pew­ni­łam go. Za­wsze ro­bi­łam wszyst­ko, byle tyl­ko był za­do­wo­lo­ny i nie mu­siał się ni­czym de­ner­wo­wać.

Du­stin na­chy­lił się i do­tknął dło­nią mo­je­go po­licz­ka. Jego czu­łe, ła­god­ne spoj­rze­nie przy­po­mnia­ło mi o chło­pa­ku, w któ­rym za­ko­cha­łam się wie­le lat temu.

– Li­czysz dla mnie tyl­ko ty, Sien­no Roy. Nikt inny, tyl­ko ty. Wiesz o tym, praw­da?

Po­ki­wa­łam gło­wą. Po­wta­rzał to od na­sze­go pierw­sze­go po­ca­łun­ku. Po­ca­łun­ku, do któ­re­go pew­nie ni­g­dy by nie do­szło, gdy­by nie za­in­te­re­so­wał się mną jego star­szy brat, De­way­ne. Nie, to nie był ten ro­dzaj za­in­te­re­so­wa­nia, ja­kie prze­ja­wiał wo­bec dziew­czyn w jego wie­ku. Bo kie­dy my za­czy­na­li­śmy li­ceum, De­way­ne był już w ostat­niej kla­sie. On i jego pacz­ka trzę­śli całą szko­łą.

W pierw­szym dniu na­uki w li­ceum Du­stin zo­sta­wił mnie samą i po­szedł do chło­pa­ków z dru­ży­ny ko­szy­kar­skiej oraz star­szych ko­le­gów, któ­rzy ocho­czo przy­ję­li go do swo­je­go to­wa­rzy­stwa. Ja z ko­lei mia­łam bar­dzo su­ro­wych ro­dzi­ców, więc nie zna­łam pra­wie ni­ko­go w no­wej szko­le. Na szczę­ście De­way­ne na­tknął się na mnie na ko­ry­ta­rzu i po­mógł mi się od­na­leźć. Kie­dy na­de­szła pora obia­du, Du­stin usiadł w sto­łów­ce z ko­le­ga­mi i nie za­pro­sił mnie do sto­li­ka. Prze­ra­ża­ły mnie tłu­my, nowe miej­sce, więc wy­szłam na ze­wnątrz i usia­dłam pod drze­wem. Ja­dłam obiad w sa­mot­no­ści do mo­men­tu, gdy po­ja­wił się De­way­ne Fal­co i usiadł obok mnie. Przez ja­kiś czas tak to wy­glą­da­ło. Ale im wię­cej uwa­gi po­świę­cał mi star­szy brat, tym bar­dziej młod­szy za­czy­nał się mną in­te­re­so­wać. Nie­dłu­go póź­niej ofi­cjal­nie zo­sta­łam dziew­czy­ną Du­sti­na.

– Ko­cham cię, skar­bie. Je­steś tyl­ko moja. Wku­rza mnie, że mu­si­my się ukry­wać i wiecz­nie śpie­szyć. Że nie mogę cię za­brać do łóż­ka z za­pa­lo­ny­mi do­oko­ła świe­ca­mi, jak na to za­słu­gu­jesz. Bar­dzo bym tego chciał, ale na ra­zie mu­si­my się ukry­wać przed two­imi ro­dzi­ca­mi. Kie­dyś bę­dziesz wol­na, nie będą cię już tak bar­dzo pil­no­wać.

Po­ki­wa­łam gło­wą. Du­stin miał ra­cję, za ja­kiś czas wy­ja­dę na stu­dia i uwol­nię się od czuj­ne­go wzro­ku ojca. Będę sama o wszyst­kim de­cy­do­wać.

– Ja też cię ko­cham – za­pew­ni­łam go.

Uśmiech­nął się i po­chy­lił, żeby mnie po­ca­ło­wać. De­li­kat­nie i czu­le. Zwy­kle po sek­sie trak­to­wał mnie jak naj­cen­niej­szy skarb, że­bym nie mia­ła cie­nia wąt­pli­wo­ści, że za mną sza­le­je. Dla tych kil­ku chwil war­to było się prze­mę­czyć. Bo praw­da była taka, że seks wca­le nie spra­wiał mi przy­jem­no­ści. Bo­la­ło i było mi nie­wy­god­nie, więc nie po­tra­fi­łam zro­zu­mieć, dla­cze­go dziew­czy­ny za nim prze­pa­da­ją. Po wy­ra­zie twa­rzy Du­sti­na, kie­dy miał or­gazm, wi­dać było, że to dla nie­go fan­ta­stycz­ne prze­ży­cie. Ale ja ni­g­dy cze­goś po­dob­ne­go nie po­czu­łam. Wręcz prze­ciw­nie, nie cier­pia­łam sek­su i go­dzi­łam się na nie­go tyl­ko ze wzglę­du na Du­sti­na.

– Mamy pięt­na­ście mi­nut, żeby od­sta­wić cię do ro­dzi­ców – oznaj­mił Du­stin.

W ten spo­sób koń­czy­ła się każ­da na­sza wie­czor­na rand­ka – od­wo­ził mnie do domu, a sam je­chał na im­pre­zę albo grać w ko­sza. Moja wy­obraź­nia za­czy­na­ła wte­dy dzia­łać i cięż­ko mi było po­go­dzić się z my­ślą, że mój chło­pak im­pre­zu­je do póź­na w to­wa­rzy­stwie in­nych dziew­czyn. Wspo­mnia­łam mu raz o swo­ich oba­wach, że w koń­cu bę­dzie miał do­syć za­sad mo­ich ro­dzi­ców i ze mną ze­rwie. Za­pro­te­sto­wał i za­pew­nił, że ko­cha tyl­ko mnie i że to się ni­g­dy nie zmie­ni.

– O, kur­wa!

Od­wró­ci­łam gwał­tow­nie gło­wę w jego stro­nę, za­sko­czo­na tym na­głym wy­bu­chem, i zo­ba­czy­łam, że trzy­ma w ręce zu­ży­tą pre­zer­wa­ty­wę. Była z wierz­chu mo­kra od sper­my, któ­ra po­win­na znaj­do­wać się w środ­ku.

– Pę­kła! Pie­przo­na guma – za­klął, po czym ci­snął ją za okno. – To już dru­ga z tej sa­mej pacz­ki, któ­rą ku­pi­łem w ze­szłym ty­go­dniu. Mu­szę się prze­rzu­cić na inną mar­kę – wy­mam­ro­tał pod no­sem.

– Nie mó­wi­łeś, że już jed­na nam pę­kła – zdzi­wi­łam się, pró­bu­jąc so­bie przy­po­mnieć na­sze rand­ki z ostat­nie­go ty­go­dnia, gdy upra­wia­li­śmy seks w sa­mo­cho­dzie.

Du­stin po­bladł na twa­rzy, ale za­raz wzru­szył lek­ce­wa­żą­co ra­mio­na­mi.

– Nie chcia­łem cię mar­twić. Wku­rzy­łem się po fak­cie, a po­tem za­po­mnia­łem. A te­raz zno­wu. Ku­pię nową pacz­kę, nie przej­muj się – rzu­cił, mru­ga­jąc do mnie po­ro­zu­mie­waw­czo, a po­tem wcią­gnął dżin­sy i za­piął za­mek. – Chodź, od­wio­zę cię do domu.

Otwo­rzył drzwi i wy­sko­czył z wozu, a po­tem wy­cią­gnął do mnie rękę i po­mógł mi wy­siąść. Kie­dy obo­je zna­leź­li­śmy się na ze­wnątrz, ob­jął mnie i głę­bo­ko wes­tchnął.

– Co ja bym bez cie­bie zro­bił, Sien­na… Tak strasz­nie cię ko­cham. Je­steś dla mnie wszyst­kim. Tyl­ko dzię­ki to­bie ja­koś funk­cjo­nu­ję. Tyl­ko to­bie mogę we wszyst­kim za­ufać.

To był daw­ny Du­stin. Mój naj­lep­szy przy­ja­ciel, chło­pak z na­prze­ciw­ka, ja­kie­go zna­łam od uro­dze­nia. Nie ten uwiel­bia­ny przez wszyst­kich gwiaz­dor, któ­ry im­pre­zo­wał i upi­jał się do nie­przy­tom­no­ści.

Sta­nę­łam na pal­cach, żeby go po­ca­ło­wać, ale on i tak mu­siał się po­chy­lić, abym mo­gła do­się­gnąć jego ust. Du­stin był o do­bre pięć cen­ty­me­trów wyż­szy od star­sze­go bra­ta, a on rów­nież wy­róż­niał się wzro­stem. De­way­ne miał za to szer­sze bar­ki i wy­ro­bio­ne mię­śnie, jak u do­ro­słe­go męż­czy­zny. W po­rów­na­niu z nim Du­stin wciąż jesz­cze był chło­pa­kiem. Ale za to był mój.

Co nie prze­szka­dza­ło mi zer­kać ukrad­kiem na De­way­ne’a, kie­dy nikt nie wi­dział. Gdy mył przed do­mem sa­mo­chód, ob­ser­wo­wa­łam go z okna swo­je­go po­ko­ju, ukry­ta za fi­ran­ką. Wy­ko­rzy­sty­wa­łam każ­dą oka­zję, żeby choć przez chwi­lę na nie­go po­pa­trzeć.

Od mo­men­tu, gdy De­way­ne usiadł obok mnie na prze­rwie obia­do­wej pierw­sze­go dnia szko­ły, stał się w mo­ich oczach wręcz bo­ha­te­rem. Nic dziw­ne­go, prze­cież przy­był mi na po­moc. Od tam­te­go cza­su ra­to­wał mnie jesz­cze nie­je­den raz. Za­in­te­re­so­wa­nie ze stro­ny ta­kie­go fan­ta­stycz­ne­go chło­pa­ka bu­dzi­ło we mnie uczu­cia, któ­rych nie umia­łam okieł­znać. I choć sta­ra­łam się je tłu­mić, po pro­stu mi się to nie uda­wa­ło.

By­łam za­ko­cha­na w Du­sti­nie Fal­co, ale moim ido­lem był jego star­szy brat, do cze­go oczy­wi­ście ni­ko­mu się nie przy­zna­wa­łam. Nic dziw­ne­go, miał w so­bie to coś i żad­na dziew­czy­na nie by­ła­by w sta­nie mu się oprzeć.

Tam­tej nocy le­ża­łam już w łóż­ku po­grą­żo­na w fan­ta­zjach o De­way­nie (bo tyl­ko w ta­kich chwi­lach po­zwa­la­łam so­bie zdra­dzać w my­ślach swo­je­go chło­pa­ka z jego star­szym bra­tem), gdy na­gle roz­le­gły się sy­re­ny. Nie sły­sze­li­śmy ich czę­sto w Sea Bre­eze. W ta­kim ma­łym mia­stecz­ku jak na­sze po­go­to­wie, po­li­cja i wozy stra­żac­kie rzad­ko mia­ły oka­zję pę­dzić na sy­gna­le w jed­no miej­sce. Wy­cie stop­nio­wo się na­si­la­ło i wte­dy do­tar­ło do mnie, że sta­ło się coś po­waż­ne­go. Wsta­łam z łóż­ka i po­de­szłam do okna, żeby wyj­rzeć na dro­gę. Wciąż sły­sza­łam ja­dą­ce wozy, ale nie uda­ło mi się ni­cze­go zo­ba­czyć. Wie­dzia­łam je­dy­nie, że są bli­sko nas.

Wy­cie sy­ren nie usta­wa­ło, wręcz prze­ciw­nie, do­łą­czy­ły do nich ko­lej­ne. Otu­li­łam się ko­cem i usia­dłam w wy­ku­szu okna. I tak nie mo­głam za­snąć, więc po­sta­no­wi­łam po­mo­dlić się za tego ko­goś, kto spo­wo­do­wał alarm w na­szym mie­ście. Ro­dzi­cie byli bar­dzo re­li­gij­ni i tak mnie wy­cho­wa­li, więc wie­rzy­łam w siłę mo­dli­twy.

Zdą­ży­łam przy­mknąć oczy, gdy drzwi mo­je­go po­ko­ju otwo­rzy­ły się i sta­nę­ła w nich mama z prze­ra­żo­ną miną. Coś z oj­cem? Wsta­łam, czu­jąc, jak ogar­nia mnie strach, i spoj­rza­łam jej w oczy.

– Co się sta­ło, mamo? – spy­ta­łam. – Tata jest w domu? Jest, praw­da?

Po­ki­wa­ła gło­wą.

– Je­ste­śmy w kom­ple­cie – od­par­ła, po czym po­ło­ży­ła dłoń na ser­cu i za­czerp­nę­ła głę­bo­ko po­wie­trza. – Nie o to cho­dzi… – urwa­ła i przy­mknę­ła oczy.

Ru­szy­łam gwał­tow­nie w jej stro­nę, zrzu­ca­jąc z sie­bie koc. Po­wo­li za­czy­na­łam wpa­dać w pa­ni­kę.

– Mamo, po­wiedz, co się sta­ło – po­pro­si­łam.

Unio­sła na mnie wzrok, a wte­dy za­uwa­ży­łam, że ma oczy peł­ne łez.

– Cho­dzi o Du­sti­na, ko­cha­nie.

– O Du­sti­na? – zdzi­wi­łam się, przy­sta­jąc w pół kro­ku i kur­czo­wo za­ci­ska­jąc dłoń na pierw­szym z brze­gu me­blu, żeby nie upaść.

Mama po­ki­wa­ła gło­wą.

– Tata wła­śnie roz­ma­wiał przez te­le­fon z pa­sto­rem. On już je­dzie do pań­stwa Fal­co. Du­stin roz­bił się swo­im sa­mo­cho­dem na drze­wie… – po­wie­dzia­ła ła­mią­cym się gło­sem.

Roz­bił się sa­mo­cho­dem na drze­wie? Jak to moż­li­we? Prze­cież wi­dzie­li­śmy się za­le­d­wie dwie go­dzi­ny temu.

– Ale nic mu się nie sta­ło, praw­da? – spy­ta­łam na­iw­nie, cho­ciaż prze­raź­li­we wy­cie wska­zy­wa­ło na coś zu­peł­nie in­ne­go. Gdy­by nic po­waż­ne­go się nie wy­da­rzy­ło, po co ka­ret­ka, wozy po­li­cyj­ne i stra­ża­cy?

Mama po­trzą­snę­ła prze­czą­co gło­wą.

– Nie, Sien­no. Nie­ste­ty. On… nie żyje, có­recz­ko.- Rozdział I -

Sześć lat póź­niej

Sien­na

Nie spo­dzie­wa­łam się, że jesz­cze kie­dy­kol­wiek po­ka­żę się w swo­im ro­dzin­nym mia­stecz­ku Sea Bre­eze w Ala­ba­mie. Kie­dy ro­dzi­ce spa­ko­wa­li moje rze­czy i wy­sła­li mnie do Fort Worth w Tek­sa­sie, gdzie mia­łam miesz­kać ze sła­bo mi zna­ną sio­strą mamy, obie­cy­wa­li, że wró­cę do nich, kie­dy już uro­dzę. Nie po­in­for­mo­wa­li mnie jed­nak, że pla­nu­ją mój po­wrót bez dziec­ka.

Zer­k­nę­łam do tyłu na Mi­ca­ha, śpią­ce­go w fo­te­li­ku sa­mo­cho­do­wym z za­ci­śnię­tą w rącz­ce fi­gur­ką Dar­tha Va­de­ra. Na­sze ży­cie nie na­le­ża­ło do naj­ła­twiej­szych, ale mie­li­śmy sie­bie. Gdy­bym mo­gła cof­nąć czas, po­stą­pi­ła­bym tak samo. Mi­cah był ca­łym moim ży­ciem. Ule­czył mnie, gdy by­łam prze­ko­na­na, że nikt i nic na świe­cie nie jest w sta­nie ulżyć mi w bólu.

Nie po­zwa­la­jąc na od­da­nie Mi­ca­ha, sama ska­za­łam się na wy­gna­nie ze swo­jej nie­zwy­kle re­li­gij­nej ro­dzi­ny. Ciot­ka nie na­le­ża­ła do szcze­gól­nie wy­lew­nych osób, ale nie po­dzie­la­ła po­glą­dów mo­ich ro­dzi­ców i nie zga­dza­ła się z ich de­cy­zją. Co praw­da mu­sia­łam pra­co­wać na swo­je utrzy­ma­nie, ale za­pew­ni­ła mnie i dziec­ku dach nad gło­wą.

Nie mia­łam in­ne­go wyj­ścia, jak tyl­ko zre­zy­gno­wać z li­ceum i zda­wać eks­ter­ni­stycz­nie eg­za­min GED*. Ciot­ka Ca­thy była dy­rek­tor­ką miej­sco­we­go li­ceum, więc po­mo­gła mi do­stać sty­pen­dium na uczel­ni za­wo­do­wej. Kie­dy Mi­cah skoń­czył pół­to­ra roku, za­czę­łam stu­dio­wać, a tuż przed jego trze­ci­mi uro­dzi­na­mi uzy­ska­łam dy­plom z ko­sme­to­lo­gii.

------------------------------------------------------------------------

*Eg­za­min uzna­wa­ny w USA za od­po­wied­nik dy­plo­mu szko­ły śred­niej.

Wszyst­ko dzię­ki ciot­ce. Chy­ba ni­g­dy nie zdo­łam się jej za to od­wdzię­czyć.

Do­pie­ro w ze­szłym roku w koń­cu wy­pro­wa­dzi­li­śmy się wraz z Mi­ca­hem do wy­na­ję­te­go miesz­ka­nia. Przez cały ten czas z ni­kim się nie uma­wia­łam ze wzglę­du na syn­ka – po pro­stu nie po­tra­fi­łam ni­ko­mu za­ufać. Poza tym nie uśmie­cha­ło mi się pła­cić opie­kun­ce, gdy po­trze­bo­wa­li­śmy pie­nię­dzy na waż­niej­sze rze­czy: czynsz, przed­szko­le i je­dze­nie. Co nie ozna­cza, że męż­czyź­ni ze mną nie flir­to­wa­li i nie pró­bo­wa­li umó­wić się na rand­kę. Ja­nell, wła­ści­ciel­ka sa­lo­nu ko­sme­tycz­ne­go, w któ­rym pra­co­wa­łam, twier­dzi­ła, że zda­niem fa­ce­tów tyl­ko uda­ję nie­do­stęp­ną, a przez to ro­bią się jesz­cze bar­dziej na­mol­ni.

W głę­bi du­szy mu­sia­łam przy­znać, że cza­sa­mi czu­łam się sa­mot­na. Wy­star­czy­ło jed­nak, że Mi­cah się do mnie uśmiech­nął, a wte­dy wi­dzia­łam w nim jego ojca. Przy­po­mi­na­łam so­bie wów­czas, że mia­łam u swo­je­go boku ko­goś wy­jąt­ko­we­go przez pra­wie dzie­sięć lat ży­cia. I że te­raz mam syn­ka, więc ni­ko­go wię­cej mi nie po­trze­ba.

Kie­dy dwa mie­sią­ce temu mama za­dzwo­ni­ła z wia­do­mo­ścią, że oj­ciec miał za­wał ser­ca, nie wie­dzia­łam do koń­ca, co tak na­praw­dę czu­ję. Ni­g­dy nie wi­dział Mi­ca­ha i jak się oka­za­ło, miał go już nie zo­ba­czyć. Mat­ka wy­ko­rzy­sta­ła pie­nią­dze z ubez­pie­cze­nia ojca i prze­pro­wa­dzi­ła się na osie­dle dla se­nio­rów na Flo­ry­dzie, a nasz daw­ny dom po­da­ro­wa­ła Mi­ca­ho­wi i mnie.

Ni­g­dy jed­nak nie prze­pro­si­ła za to, że od­wró­ci­ła się ode mnie, kie­dy naj­bar­dziej jej po­trze­bo­wa­łam. Ani że nie in­te­re­so­wa­ła się swo­im je­dy­nym wnu­kiem. Ale sam fakt, że od­da­ła nam dom, już coś zna­czył. Mo­głam tyl­ko mieć na­dzie­ję, że kie­dyś w koń­cu do niej do­trze, co tra­ci, nie uczest­ni­cząc w ży­ciu Mi­ca­ha.

Ja­nell wy­sta­wi­ła mi świet­ne re­fe­ren­cje, dzię­ki cze­mu do­sta­łam pra­cę w jed­nym z naj­bar­dziej eks­klu­zyw­nych sa­lo­nów pięk­no­ści w Sea Bre­eze. Mia­łam za­ra­biać wię­cej niż do tej pory, a do­dat­ko­wo od­pa­da­ły mi opła­ty za czynsz. Wszyst­ko wska­zy­wa­ło na to, że w Sea Bre­eze bę­dzie się nam żyło o wie­le le­piej niż do­tych­czas. I co naj­waż­niej­sze, Mi­cah bę­dzie się wy­cho­wy­wał w tym sa­mym nad­mor­skim mia­stecz­ku, któ­re pa­mię­ta­łam z dzie­ciń­stwa i za któ­rym tę­sk­ni­łam.

Je­dy­nym, cze­go się oba­wia­łam i co o mały włos nie po­wstrzy­ma­ło mnie przed prze­pro­wadz­ką, była per­spek­ty­wa spo­tka­nia z ro­dzi­ną Fal­co. Kie­dy zo­rien­to­wa­łam się, że ro­dzi­ce nie chcą, że­bym za­trzy­ma­ła syn­ka, wy­sła­łam list do Tab­by Fal­co, mat­ki Du­sti­na.

Nic mi nie od­po­wie­dzia­ła.

Przez cały pierw­szy rok ży­cia Mi­ca­ha wy­sła­łam im dzie­siąt­ki li­stów ze zdję­cia­mi ma­łe­go. Był nie­sa­mo­wi­cie po­dob­ny do ojca. Chcia­łam uświa­do­mić jego ro­dzi­nie, że coś po­zo­sta­ło po Du­sti­nie i że nie cał­kiem go utra­ci­li­śmy.

Ale ani razu nie od­pi­sa­li.

Kil­ka razy bra­łam do ręki te­le­fon, żeby do nich za­dzwo­nić, ale do­szłam do wnio­sku, że sko­ro nie od­po­wia­da­ją na moje li­sty, nie będą też chcie­li ze mną roz­ma­wiać. Naj­wy­raź­niej uzna­li, że nie chcą mieć nic wspól­ne­go z Mi­ca­hem. To mnie zra­ni­ło, na­wet moc­niej niż obo­jęt­ność wła­snych ro­dzi­ców. Znie­na­wi­dzi­łam ro­dzi­nę Fal­co za to, że tak pa­skud­nie nas po­trak­to­wa­li. Z cza­sem jed­nak da­łam so­bie spo­kój i po­go­dzi­łam się z tym. Mia­łam wła­sne, cał­kiem uda­ne ży­cie. Z moim ślicz­nym syn­kiem.

– Ma­muś? Gdzie je­ste­śmy? – do­biegł z tyl­ne­go sie­dze­nia mo­jej dwu­na­sto­let­niej hon­dy ci­vic za­spa­ny gło­sik.

– W na­szym no­wym domu – od­par­łam, wjeż­dża­jąc na pod­jazd przed bu­dyn­kiem, w któ­rym miesz­ka­łam kie­dyś i któ­ry po­now­nie miał stać się moim miej­scem na zie­mi.

– No­wym domu? – po­wtó­rzył Mi­cah z pod­nie­ce­niem w gło­sie. Wier­cił się w fo­te­li­ku, żeby le­piej wi­dzieć.

– Tak, skar­bie. To nasz nowy dom. Je­steś go­tów, żeby go obej­rzeć? – spy­ta­łam, otwie­ra­jąc drzwi sa­mo­cho­du i wy­cho­dząc na ze­wnątrz.

Hon­da była dwu­drzwio­wa, mu­sia­łam więc po­chy­lić się i się­gnąć do tyłu, żeby wy­do­stać syn­ka z fo­te­li­ka. On jed­nak zdą­żył się już sam od­piąć z pa­sów, zsu­nął się z sie­dze­nia i wy­sko­czył z sa­mo­cho­du.

– Czy miesz­ka­ją w nim też inni lu­dzie? – spy­tał, wpa­tru­jąc się roz­sze­rzo­ny­mi ze zdu­mie­nia ocza­mi w drew­nia­ny dom szkie­le­to­wy z dwie­ma sy­pial­nia­mi.

– Tyl­ko my, chło­pa­ku. Bę­dziesz miał wła­sny po­kój. Mój jest do­kład­nie na­prze­ciw­ko, po dru­giej stro­nie ko­ry­ta­rza.

– Eks­tra! – ucie­szył się, a w jego oczach za­lśnił za­chwyt.

Na­wet gdy miesz­ka­li­śmy u ciot­ki Ca­thy, mu­siał dzie­lić po­kój ze mną. Kie­dy się wy­pro­wa­dzi­li­śmy, przy opła­tach za przed­szko­le stać mnie było tyl­ko na wy­na­ję­cie ma­łe­go miesz­kan­ka. Mój ro­dzin­ny dom miał za­le­d­wie sto dzie­sięć me­trów kwa­dra­to­wych po­wierzch­ni, ale na­szej dwój­ce na­wet się nie śni­ło o ta­kiej prze­strze­ni. W wy­naj­mo­wa­nym miesz­ka­niu gnieź­dzi­li­śmy się na nie­co po­nad trzy­dzie­stu me­trach i spa­li­śmy ra­zem w jed­nym łóż­ku.

– Chodź, obej­rzy­my twój po­kój. Pew­nie trze­ba go bę­dzie prze­ma­lo­wać. Nie mam po­ję­cia, w ja­kim ko­lo­rze są te­raz ścia­ny – stwier­dzi­łam.

Kie­dy ostat­ni raz wi­dzia­łam swo­ją sy­pial­nię, była po­ma­lo­wa­na na ró­żo­wo. Mi­cah uwa­żał jed­nak, że to ko­lor dla dziew­czy­nek, i uni­kał go jak ognia.

Wy­ję­łam z to­reb­ki klucz prze­sła­ny przez mamę wraz z li­stem i ak­tem wła­sno­ści domu. Wzię­łam głę­bo­ki wdech, za­nim umie­ści­łam go w zam­ku i otwo­rzy­łam drzwi. Po­tem zro­bi­łam krok w tył i da­łam ręką znak Mi­ca­ho­wi, żeby wcho­dził.

– No da­lej, sprawdź, czy ci się po­do­ba.

Jego twarz roz­ja­śnił uśmiech i mały wpadł jak strza­ła do środ­ka. Na wi­dok prze­stron­ne­go sa­lo­nu wy­dał z sie­bie okrzyk ra­do­ści, po czym od­wró­cił się i pu­ścił bie­giem przez krót­ki ko­ry­tarz. Za­trzy­ma­łam się przy drzwiach, bo nie by­łam już dłu­żej w sta­nie omi­jać wzro­kiem domu na­prze­ciw­ko, i od­wró­ci­łam w jego stro­nę. Na pod­jeź­dzie stał pi­kap, któ­re­go ni­g­dy wcze­śniej nie wi­dzia­łam, ale to o ni­czym nie świad­czy­ło, bo od mo­je­go wy­jaz­du upły­nę­ło sześć lat. By­łam jed­nak pew­na, że ro­dzi­na Fal­co na­dal tu miesz­ka. Mama nie wspo­mnia­ła, że się wy­pro­wa­dzi­li.

Cie­ka­we, czy ode­zwą się do Mi­ca­ha, kie­dy bę­dzie się ba­wił na po­dwór­ku. A może zi­gno­ru­ją wnucz­ka, jak ro­bi­li to od jego uro­dze­nia? Nie mia­łam za­mia­ru in­for­mo­wać syn­ka, kim są nasi są­sie­dzi. Nie po­wie­dzia­łam mu też pra­wie nic na te­mat swo­ich ro­dzi­ców. Nie wie­dział, że kie­dyś miesz­ka­łam w tym domu i że ma dziad­ków. Kie­dy w przed­szko­lu do­stał za­da­nie, żeby opo­wie­dzieć swo­jej gru­pie o dziad­kach, mó­wił o cio­ci Ca­thy. Dzie­cia­ki wy­śmia­ły go, wy­ty­ka­jąc mu, że to nie jego bab­cia. Wró­cił wte­dy do domu kom­plet­nie zdez­o­rien­to­wa­ny i ze­stre­so­wa­ny, że nie zna swo­jej ro­dzi­ny.

Po­wie­dzia­łam mu wte­dy po pro­stu, że ich nie ma.

Gdy sy­nek spy­tał o ojca, wy­ja­śni­łam, że był wspa­nia­łym czło­wie­kiem i Bóg we­zwał go do sie­bie, żeby za­miesz­kał ra­zem z nim w nie­bie. I że sta­ło się to jesz­cze przed jego uro­dze­niem.

To mu chy­ba wy­star­czy­ło, bo prze­stał za­da­wać py­ta­nia. Miał świa­do­mość, że mama ko­cha go bez­wa­run­ko­wo i że ra­zem sta­no­wi­my ro­dzi­nę. Po­cząt­ko­wo by­wa­ło mu cięż­ko, bo wi­dział, że inne dzie­ci mają o wie­le wię­cej bli­skich niż on, ale gdy do nie­go do­tar­ło, że każ­da ro­dzi­na jest inna, przy­jął do wia­do­mo­ści, że tak wła­śnie musi być.

– Ma­muś! Ma­muś! – za­wo­łał roz­ra­do­wa­nym gło­sem Mi­cah. – Po­kój jest nie­bie­ski. I na­praw­dę eks­tra! Na­wet są w nim za­baw­ki!

Za­baw­ki? Za­mknę­łam za sobą drzwi wej­ścio­we i we­szłam do ko­ry­ta­rza. Chwi­lę po­tem prze­stą­pi­łam próg swo­jej daw­nej sy­pial­ni i sta­nę­łam jak wry­ta, roz­glą­da­jąc się ze zdu­mie­niem do­oko­ła. Po­kój po­ma­lo­wa­no na ja­sno­nie­bie­ski ko­lor, przy­po­mi­na­ją­cy po­god­ne nie­bo. Sta­ło w nim sze­ro­kie, wy­god­ne łóż­ko i drew­nia­na ko­mo­da do kom­ple­tu. Na łóż­ku le­ża­ła błę­kit­na na­rzu­ta w po­ma­rań­czo­we pił­ki do ko­szy­ków­ki oraz po­dusz­ka, rów­nież w kształ­cie pił­ki. Pod oknem sta­ło otwar­te pu­dło z za­baw­ka­mi, z któ­re­go wy­sta­wa­ły pi­rac­kie mie­cze, kij i rę­ka­wi­ca ba­se­bal­lo­wa, oka­za­ły czer­wo­ny sa­mo­chód stra­żac­ki i wiel­kie pu­dło kloc­ków Lego. Na prze­ciw­nej ścia­nie po­ko­ju za­wie­szo­ny był kosz do gry, a na pod­ło­dze tuż pod nim le­ża­ła pił­ka.

Nad łóż­kiem wid­niał na­pis MI­CAH.

– Jak my­ślisz? Czy ci, co tu miesz­ka­li wcze­śniej, zo­sta­wi­li te wszyst­kie rze­czy dla mnie? Czy mu­si­my im to zwró­cić? – spy­tał z wy­ra­zem na­dziei na buzi. – Po­patrz, ma­mu­siu, na ścia­nie jest moje imię!

Na wi­dok tego, co zo­ba­czy­łam w po­ko­ju, łzy za­pie­kły mnie pod po­wie­ka­mi i z tru­dem prze­łknę­łam śli­nę przez ści­śnię­te gar­dło. Nie wie­dzia­łam, co mam my­śleć, kom­plet­nie się tego nie spo­dzie­wa­łam. Cho­ciaż z dru­giej stro­ny ni­g­dy nie przy­szło­by mi też do gło­wy, że do­sta­nę ten dom na wła­sność.

Na­gle wpa­dła mi w oczy bia­ła ko­per­ta. Sta­ła opar­ta o ścia­nę na bla­cie ko­mo­dy, a na jej wierz­chu wid­nia­ły imio­na moje oraz Mi­ca­ha.

Ru­szy­łam w jej stro­nę, ocie­ra­jąc dło­nią łzę, któ­ra mi­mo­wol­nie po­pły­nę­ła mi z oczu. Sta­ra­łam się ukryć twarz przed wzro­kiem by­stre­go pię­cio­lat­ka. Ko­per­ta była za­kle­jo­na, więc wsu­nę­łam pa­lec pod jej brzeg i ją ro­ze­rwa­łam.

Sien­no,

to jest te­raz Twój dom. Wiem, że to Ci nie wy­na­gro­dzi mi­nio­nych lat, kie­dy nie było mnie przy To­bie, choć po­trze­bo­wa­łaś po­mo­cy. Ale nie mam nic in­ne­go, co mo­gła­bym Ci po­da­ro­wać. Nie myśl, że chcę w ten spo­sób ku­pić Two­je prze­ba­cze­nie. Urzą­dzi­łam ten po­kój nie tyl­ko z my­ślą o Mi­ca­hu, ale i dla sie­bie. Za­wsze ma­rzy­łam, żeby ku­po­wać mu pre­zen­ty – na świę­ta, uro­dzi­ny czy tak po pro­stu, bez oka­zji, jak bab­cia wnucz­ko­wi. Nie mo­głam jed­nak tego zro­bić, do­pó­ki żył Twój oj­ciec.

Nie mam za­mia­ru wy­ra­żać się o nim źle – nie w tym rzecz. Ko­cha­łam go. Był do­brym czło­wie­kiem, ale jed­no­cze­śnie miał swo­ją dumę, a ja to sza­no­wa­łam. W głę­bi ser­ca cały czas wie­rzę, że gdy­by do­stał dru­gą szan­sę, po­stą­pił­by ina­czej. Bar­dzo ża­łu­ję, że nie miał oka­zji po­znać na­sze­go wnu­ka.

Pro­szę, po­wiedz Mi­ca­ho­wi, że ten po­kój jest dla nie­go, z naj­lep­szy­mi ży­cze­nia­mi od ko­goś, kto ma na­dzie­ję go po­znać. Oczy­wi­ście kie­dyś, gdy bę­dziesz na to go­to­wa. O ile to kie­dy­kol­wiek na­stą­pi. Te­raz je­dy­nie pro­szę, że­byś spró­bo­wa­ła mi wy­ba­czyć. Bar­dzo chcę być obec­na w Wa­szym ży­ciu.

Po­ni­żej po­da­ję swój ad­res i te­le­fon. Gdy­byś chcia­ła do mnie na­pi­sać albo za­dzwo­nić, by­ło­by wspa­nia­le. A może wy­ślesz mi zdję­cia Mi­ca­ha? Mam już cały al­bum jego fo­tek dzię­ki Ca­thy. Jest ślicz­ny, tak samo jak jego mama.

Two­ja ko­cha­ją­ca mama

– Ma­muś, dla­cze­go pła­czesz? – spy­tał Mi­cah, po­cią­ga­jąc mnie za no­gaw­kę spode­nek.

Zło­ży­łam list na pół i wsu­nę­łam do tyl­nej kie­sze­ni, a po­tem po­chy­li­łam się i spoj­rza­łam syn­ko­wi w oczy.

Uniósł rącz­ki i otarł mi twarz swo­imi ma­ły­mi łap­ka­mi.

– Je­śli nie mo­że­my tu zo­stać, nic się nie sta­ło. Ro­zu­miem. – Smu­tek po­brzmie­wa­ją­cy w jego gło­sie spra­wił, że ści­snę­ło mi się ser­ce.

Na­dal nie wie­rzył, że mo­że­my za­miesz­kać w ta­kim wspa­nia­łym domu. Zła­pa­łam go za obie rącz­ki i moc­no je uści­snę­łam.

– Dom jest nasz. Oso­ba, któ­ra nam go po­da­ro­wa­ła, urzą­dzi­ła ten po­kój spe­cjal­nie dla cie­bie. Dla­te­go pła­czę. Nie ze smut­ku, tyl­ko ze szczę­ścia – za­pew­ni­łam syn­ka.

Nie by­łam jesz­cze go­to­wa po­roz­ma­wiać z nim na te­mat bab­ci. Nie wie­dzia­łam, co mam my­śleć o ich ewen­tu­al­nym spo­tka­niu. Na ra­zie wspo­mnie­nia były zbyt bo­le­sne, że­bym mo­gła się na to zdo­być. Ale jej list i ten po­kój wie­le dla mnie zna­czy­ły. Wciąż nie po­tra­fi­łam jej wy­ba­czyć, że mnie opu­ści­ła, ale gdy na wła­sne oczy prze­ko­na­łam się, że ko­cha Mi­ca­ha, za­czę­łam za­sta­na­wiać się, czy nie po­zwo­lić jej się z nim spo­tkać.

– Więc mogę za­trzy­mać wszyst­kie te rze­czy? – upew­nił się Mi­cah, wo­dząc po po­ko­ju sze­ro­ko otwar­ty­mi z po­dzi­wu ocza­mi.

– Tak, są two­je. Tyl­ko two­je, ni­ko­go in­ne­go. Masz te­raz wła­sny po­kój, swo­je łóż­ko i na­wet całą sza­fę tyl­ko dla sie­bie.

Mi­cah pod­szedł do łóż­ka i prze­cią­gnął dło­nią po na­rzu­cie. Do­sko­na­le wie­dział, jak się gra w ko­szy­ków­kę. Ku­pi­łam mu pił­kę do ko­sza ze swo­jej pierw­szej wy­pła­ty, bo była czę­ścią ży­cia jego ojca i po­my­śla­łam, że sy­nek też po­wi­nien ją mieć.

– Czy ta oso­ba, któ­ra mi to ku­pi­ła, wie­dzia­ła, że mój ta­tuś był naj­lep­szym ko­szy­ka­rzem na świe­cie? – spy­tał, zer­ka­jąc na mnie.

Po­ki­wa­łam gło­wą, tłu­miąc uśmiech.

– Bę­dzie nam tu do­brze, ma­muś – stwier­dził, a po­tem od­wró­cił się i pod­szedł do pu­dła z za­baw­ka­mi.

Przy­glą­da­łam się przez kil­ka mi­nut, jak oglą­da rze­czy ku­pio­ne przez moją mat­kę, a po­tem wy­mknę­łam się z po­ko­ju, żeby zo­ba­czyć resz­tę domu.

W li­ście, któ­ry mama przy­sła­ła mi ra­zem z klu­czem i ak­tem wła­sno­ści, na­pi­sa­ła, że zo­sta­wia mi me­ble, bo jej nowe miesz­ka­nie jest kom­plet­nie urzą­dzo­ne. Mia­łam mie­sza­ne uczu­cia, je­śli cho­dzi o spa­nie w łóż­ku ro­dzi­ców, ale nie było in­ne­go wyj­ścia. Zwłasz­cza że cały mój do­tych­cza­so­wy do­by­tek sta­no­wił ma­te­rac, któ­ry i tak zo­sta­wi­łam w Tek­sa­sie.

Otwo­rzyw­szy drzwi do głów­nej sy­pial­ni, za­mar­łam w bez­ru­chu i po­czu­łam ogrom­ną ulgę. Prze­nie­sio­no do niej moje sta­re łóż­ko, ko­mo­dę i to­a­let­kę, a na­wet biur­ko. Mama wi­docz­nie ka­za­ła je tu­taj wsta­wić, do­my­śla­jąc się, że nie będę chcia­ła uży­wać ich me­bli. Na łóż­ku le­ża­ła ta sama na­rzu­ta, jaką za­pa­mię­ta­łam sprzed sze­ściu lat – ja­sno­ró­żo­wa w wiel­kie sto­krot­ki.

Wró­ci­łam do domu.

Te­raz

De­way­ne

Wje­cha­łem na pod­jazd domu ro­dzi­ców i za­par­ko­wa­łem obok pi­ka­pa ojca. Zwy­kle od­wie­dza­łem ro­dzi­ców raz w ty­go­dniu, ale przez ostat­nie pół mie­sią­ca naj­zwy­czaj­niej nie by­łem w na­stro­ju do tych wi­zyt. Ostat­nio mama nie wy­trzy­ma­ła i roz­pła­ka­ła się, uświa­da­mia­jąc nam, że mija już szó­sta rocz­ni­ca śmier­ci mo­je­go młod­sze­go bra­ta.

Je­dy­nym zna­nym mi spo­so­bem, żeby ja­koś po­ra­dzić so­bie z roz­pa­czą, było pi­cie na umór noc w noc, aż znów cał­kiem zo­bo­jęt­nie­ję. Aż mi­nie żal i pust­ka w ser­cu prze­sta­nie tak cho­ler­nie bo­leć. Do­pie­ro gdy uda­ło mi się prze­trwać na trzeź­wo dwa ko­lej­ne dni, zde­cy­do­wa­łem, że pora od­wie­dzić mamę, za­nim za­cznie się nie­po­ko­ić i mnie szu­kać.

Mat­ka mia­ła spo­ry tem­pe­ra­ment, dla­te­go wo­la­łem z nią nie za­dzie­rać. Nie­ła­two było na­pę­dzić mi stra­cha, ale Tab­by Fal­co na­le­ża­ła do tych nie­licz­nych osób, przed któ­ry­mi czu­łem re­spekt. Ko­cha­łem ją bez­wa­run­ko­wo, ale tro­chę się jej ba­łem.

Obej­rza­łem się i za­uwa­ży­łem za­par­ko­wa­ną po dru­giej stro­nie uli­cy wy­słu­żo­ną bia­łą hon­dę ci­vic. Ale złom. Nina Roy wy­pro­wa­dzi­ła się z domu na­prze­ciw­ko ja­kiś mie­siąc temu, kil­ka ty­go­dni po śmier­ci męża. Do­wie­dzia­łem się od mamy, że wy­je­cha­ła na Flo­ry­dę. Dom od mie­sią­ca stał pu­sty. Czyż­by ktoś się tam wpro­wa­dził? Je­śli tak, nie bę­dzie to naj­lep­sze są­siedz­two, są­dząc po tym gra­cie. Może po­wi­nie­nem tam zaj­rzeć i prze­ko­nać się, czy ro­dzi­ce mają się cze­go oba­wiać?

Nie mia­łem za­mia­ru po­zwo­lić, żeby zno­si­li ha­ła­śli­we im­pre­zy no­wych są­sia­dów albo mie­li pod do­mem me­li­nę nar­ko­ma­nów. Pod­sze­dłem nie­co bli­żej i wte­dy do­strze­głem, że sa­mo­chód ma tek­sań­ską re­je­stra­cję. Tek­sas? Te­raz do mo­ich po­cząt­ko­wych obaw do­łą­czy­ła cie­ka­wość. Komu, do cho­le­ry, Nina Roy sprze­da­ła dom? Na­wet nie wi­dzia­łem na nim ta­blicz­ki „Na sprze­daż”. Je­śli go wy­na­ję­ła, to fak­tycz­nie mo­że­my mieć pro­blem. Nie da­lej jak w ze­szłym ty­go­dniu aż w trzech wy­na­ję­tych do­mach tyl­ko o go­dzi­nę dro­gi stąd zli­kwi­do­wa­no wy­twór­nie me­tam­fe­ta­mi­ny.

– Co się tak ga­pisz na auto no­wych są­sia­dów? Właź do środ­ka i przy­wi­taj się z mamą!

Od­wró­ci­łem się i zo­ba­czy­łem ojca, sto­ją­ce­go z po­iry­to­wa­ną miną w sze­ro­ko otwar­tych drzwiach na­sze­go domu. Daw­niej nie czuł­bym po­trze­by, żeby się o nie­go trosz­czyć i go ochra­niać. Kie­dyś każ­dy scho­dził mu z dro­gi. Ale od­kąd miał udar, wszyst­ko się zmie­ni­ło. Ofi­cjal­nie prze­ją­łem ste­ry w Fal­co Con­struc­tion, fir­mie bu­dow­la­nej ojca, bo zdro­wie nie po­zwa­la­ło mu jej dłu­żej pro­wa­dzić. Za­wsze wy­da­wa­ło mi się, że tego czło­wie­ka nie moż­na zła­mać, ale od śmier­ci Du­sti­na nic już nie było ta­kie, jak kie­dyś.

– Po­zna­łeś ich? – spy­ta­łem, wska­zu­jąc gło­wą dom na­prze­ciw­ko.

Tato po­krę­cił gło­wą.

– Po­ja­wił się sa­mo­chód, ale nie wi­dzia­łem, kto nim przy­je­chał. Nie było żad­nej fir­my od prze­pro­wa­dzek. Tyl­ko ta hon­da. Przy­je­cha­ła wczo­raj, tak oko­ło po­łu­dnia. Dziś, gdy wyj­rza­łem o dru­giej, auta nie było, ale jak pod­le­wa­łem kwia­ty o czwar­tej, zno­wu sta­ło.

Nie wy­glą­da­ło to do­brze. Ktoś wpro­wa­dził się bez me­bli. Na­sza dziel­ni­ca nie na­le­ża­ła do naj­bar­dziej pre­sti­żo­wych w Sea Bre­eze, ale jak do­tąd uda­wa­ło się nam unik­nąć są­siedz­twa po­dej­rza­nych ty­pów czy han­dla­rzy nar­ko­ty­ków. O nie, na pew­no nie po­zwo­lę, żeby ta­kie rze­czy dzia­ły się pra­wie pod no­sem mo­ich ro­dzi­ców.

– Za­raz przyj­dę – oznaj­mi­łem i szyb­ko ru­szy­łem na dru­gą stro­nę uli­cy, żeby oj­ciec nie za­czął mnie od tego od­wo­dzić. Co nie ozna­cza, że był­by w sta­nie mnie po­wstrzy­mać.

– Daj spo­kój, wra­caj! – za­wo­łał za mną oj­ciec, ale pod­nio­słem rękę w uspo­ka­ja­ją­cym ge­ście.

– Tyl­ko na mo­ment. Mu­szę coś spraw­dzić – krzyk­ną­łem, nie od­ry­wa­jąc wzro­ku od drzwi i okien domu na­prze­ciw­ko. Nie chcia­łem spło­szyć jego lo­ka­to­rów i do­stać kul­ki w łeb, je­śli aku­rat in­sta­lu­ją fa­bry­kę dra­gów.

Nina Roy po­win­na była się za­sta­no­wić, kogo wpusz­cza do swo­je­go domu. Choć z dru­giej stro­ny, mia­łem wąt­pli­wo­ści, czy ta ko­bie­ta w ogó­le ma ser­ce. Ode­sła­ła cór­kę z domu krót­ko po śmier­ci mo­je­go bra­ta. Sien­na już ni­g­dy nie wró­ci­ła. Ona i Du­stin przy­jaź­ni­li się prak­tycz­nie od dziec­ka, nic więc dziw­ne­go, że z cza­sem za­czę­li ze sobą cho­dzić. Plot­ka gło­si­ła, że mała, uro­cza Sien­na prze­ży­ła za­ła­ma­nie ner­wo­we i mu­sie­li ode­słać ją do wa­riat­ko­wa. W każ­dym ra­zie nikt wię­cej jej tu­taj nie wi­dział. Przez dłuż­szy czas nie po­tra­fi­łem się z tym po­go­dzić. Choć ba­łem się przy­znać do tego przed sa­mym sobą, jej znik­nię­cie do­tknę­ło mnie moc­niej, niż po­win­no. Zwłasz­cza że wie­dzia­łem, jak bar­dzo prze­ży­wa­ła śmierć Du­sti­na. Utra­ta Sien­ny to ko­lej­na po­zy­cja na li­ście spraw, któ­re po­chrza­ni­ły się w moim ży­ciu.

Za­pu­ka­łem do drzwi i chwi­lę od­cze­ka­łem, nie spusz­cza­jąc wzro­ku z gał­ki, żeby zo­ba­czyć, czy się po­wo­li nie prze­krę­ca. Gdy­by gno­jek w środ­ku miał gna­ta, by­łem przy­go­to­wa­ny, żeby go roz­bro­ić. Za­nim jed­nak zdą­ży­łem prze­my­śleć tak­ty­kę, drzwi otwo­rzy­ły się z im­pe­tem i z dołu spoj­rza­ła na mnie para za­cie­ka­wio­nych piw­nych oczu.

– Cześć – ode­zwał się chłop­czyk, wpa­tru­jąc się we mnie nie­pew­nym wzro­kiem, jak­by wa­hał się, czy do­brze zro­bił, otwie­ra­jąc mi drzwi.

Jego wi­dok kom­plet­nie mnie za­sko­czył. W ży­ciu nie po­my­ślał­bym, że może tu za­miesz­kać ro­dzi­na z dziec­kiem, są­dząc po za­par­ko­wa­nym przed do­mem wy­słu­żo­nym gra­cie. Trud­no było uznać go za auto dla ro­dzi­ny – był nie­bez­piecz­ny dla do­ro­słych, a co do­pie­ro mó­wić o dzie­ciach.

– Cześć. Ro­dzi­ce w domu? – spy­ta­łem, na co mały po­słał mi prze­cią­głe spoj­rze­nie, po czym zmarsz­czył czo­ło.

– Nie mam ro­dzi­ców, tyl­ko mamę, ale po­szła do ła­zien­ki. Za­chcia­ło jej się siu­siu. Chy­ba nie po­wi­nie­nem sam otwie­rać drzwi.

By­stry dzie­ciak. Miał ra­cję – nie po­wi­nien. Ani zdra­dzać kom­plet­nie ob­ce­mu fa­ce­to­wi in­for­ma­cji o so­bie. Je­śli miał tyl­ko mamę, rzęch przed do­mem za­nie­po­ko­ił mnie jesz­cze z in­ne­go po­wo­du. Je­śli jeź­dzi­ła ta­kim zło­mem, ja­kim cu­dem stać ją na ten dom? Nie żeby był spe­cjal­nie eks­klu­zyw­ny, ale jej auto spra­wia­ło wra­że­nie, że wła­ści­ciel­ka nie może so­bie po­zwo­lić na lo­kum droż­sze niż uży­wa­na przy­cze­pa kem­pin­go­wa.

– Fak­tycz­nie na­stęp­nym ra­zem po­cze­kaj na mamę, za­nim otwo­rzysz. Ale tym ra­zem mia­łeś szczę­ście. – Wska­za­łem pal­cem dom po dru­giej stro­nie uli­cy. Na gan­ku stał oj­ciec i nas ob­ser­wo­wał. – Tam miesz­ka­ją moi ro­dzi­ce. Przy­sze­dłem po­znać ich no­wych są­sia­dów.

Dzie­ciak wyj­rzał zza mo­ich nóg, spo­glą­da­jąc we wska­za­nym kie­run­ku na dom i mo­je­go ojca, a po­tem z po­wro­tem pod­niósł wzrok na mnie.

– Miesz­kasz z ro­dzi­ca­mi? Moja ma­mu­sia nie ma ro­dzi­ców.

Su­per, ko­lej­na rzecz z ich pry­wat­ne­go ży­cia, któ­rej nie po­wi­nien mi zdra­dzać. Co jest, do cho­le­ry? Czy ta ko­bie­ta nie uczy dzie­cia­ka, żeby nie ga­dał z nie­zna­jo­my­mi i nie opo­wia­dał im o so­bie? Prze­cież to nie­bez­piecz­ne.

– Nie po­wi­nie­neś mó­wić ta­kich rze­czy ob­cym lu­dziom, ko­le­go.

Mały zmarsz­czył brwi, po czym wy­cią­gnął do mnie rękę na po­wi­ta­nie.

– Mam na imię Mi­cah. A ty?

Choć tego też nie po­wi­nien mi mó­wić, nie mo­głem po­wstrzy­mać uśmie­chu. Ten mały to ist­ny cza­ruś. Uścis­ną­łem mu dłoń i moc­no po­trzą­sną­łem.

– Miło cię po­znać, Mi­ca­hu. Ja je­stem De­way­ne.

Mały uśmiech­nął się od ucha do ucha.

– Jak De­wy­ane Wade? Wiesz, ten z Mia­mi Heat.

Nie­zbyt pa­sjo­no­wa­łem się ko­szy­ków­ką, ale oczy­wi­ście wie­dzia­łem, kim jest De­wy­ane Wade, więc przy­tak­ną­łem.

– Szko­da, że nie mam ta­kie­go su­per­o­we­go imie­nia. Naj­bar­dziej chciał­bym się na­zy­wać Chris Bosh.

– Wi­dzę, że je­steś fa­nem Mia­mi Heat. Sam też grasz w ko­sza?

Mały po­ki­wał skwa­pli­wie gło­wą.

– Pew­nie. Kie­dyś zo­sta­nę gwiaz­dą. Mój ta­tuś był naj­lep­szym ko­szy­ka­rzem na świe­cie. Ja też będę.

No pro­szę. A mó­wił, że nie ma ojca, tyl­ko mamę.

– Mi­cah? – roz­legł się ła­god­ny ko­bie­cy głos.

Ma­lec otwo­rzył sze­rzej oczy i obej­rzał się za sie­bie.

– Tak, ma­muś? Je­stem tu­taj, z na­szym są­sia­dem. Przy­szedł nas od­wie­dzić.

Pod­nio­słem gło­wę w samą porę, by zo­ba­czyć nogi. Dłu­gie do nie­ba, gład­kie i dia­bel­nie zgrab­ne, w kró­ciut­kich dżin­so­wych spoden­kach. Niech mnie ja­sny szlag! Po­wę­dro­wa­łem wzro­kiem w górę po szczu­płej ta­lii i kształt­nym biu­ście wy­zie­ra­ją­cym z de­kol­tu ob­ci­słej ko­szul­ki, aż do­tar­łem do twa­rzy.

O, kur­wa! Nie. To. Ab­so­lut­nie. Nie­moż­li­we.

Zna­łem tę dziew­czy­nę jako na­sto­lat­kę. Była te­raz star­sza i sta­ła się ko­bie­tą, ale prze­nig­dy nie za­po­mniał­bym jej twa­rzy. Ani tych ja­sno­błę­kit­nych oczu, dłu­gich, je­dwa­bi­stych ru­dych wło­sów i ró­żo­wych ust, o któ­rych fan­ta­zjo­wa­li wszy­scy fa­ce­ci bez wy­jąt­ku, za­rów­no mło­dzi, jak i sta­rzy. Ale prze­cież… Czyż­by ona…

Za­mar­łem, a po­tem zro­bi­łem krok w tył i po­now­nie przyj­rza­łem się sto­ją­ce­mu przede mną chłop­czy­ko­wi.

– Mi­cah, idź do swo­je­go po­ko­ju – ode­zwa­ła się ci­chym, lecz sta­now­czym gło­sem. – Już, na­tych­miast.

– Ale to faj­ny… – za­czął mały, ale nie po­zwo­li­ła mu do­koń­czyć.

– Idź, pro­szę, Mi­cah.

Pa­trzy­łem za dziec­kiem, jak od­cho­dzi. Bar­dzo chcia­łem po­now­nie spoj­rzeć mu w twarz i tym ra­zem le­piej się jej przyj­rzeć. To nie był… Nie mógł być… Nie, na pew­no nie… Był za mały, nie mógł być sy­nem Du­sti­na. Nie ma mowy, żeby ona uro­dzi­ła dziec­ko mo­je­go bra­ta i ukry­ła to przede mną… przed na­szą ro­dzi­ną. Poza tym dzie­ciak po­wie­dział, że jego tata był ko­szy­ka­rzem. To nie Du­stin. Mały spra­wiał wra­że­nie, jak­by znał ojca.

– Cześć, De­way­ne – ode­zwa­ła się Sien­na to­nem, w któ­rym wy­raź­nie wy­czu­łem ostrze­że­nie.

Mia­łem kom­plet­ny mę­tlik w gło­wie. Ja­kim cu­dem ona ma dziec­ko? My­śla­łem, że po­mie­sza­ło się jej w gło­wie po śmier­ci mo­je­go bra­ta. Nie przy­szło­by mi do gło­wy, że wy­je­cha­ła i tak szyb­ko za­ło­ży­ła ro­dzi­nę.

Nie od­zy­wa­łem się, a je­dy­nie ga­pi­łem na Sien­nę bez­myśl­nym wzro­kiem. Nic z tego nie ro­zu­mia­łem. Go­rącz­ko­wo pró­bo­wa­łem po­łą­czyć w my­ślach fak­ty. Ile lat mógł mieć mały? I gdzie, u dia­bła, jest jego oj­ciec? Jaki nor­mal­ny fa­cet po­zwo­lił­by odejść tak atrak­cyj­nej ko­bie­cie? Na do­da­tek z ta­kim uro­czym dzie­cia­kiem?

– Sien­na – wy­krztu­si­łem w koń­cu. – Kopę lat.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: