Prawda. Krótka historia wciskania kitu - ebook
Prawda. Krótka historia wciskania kitu - ebook
Kolejna książka autora bestsellera „Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprzyliśmy wszystko”.
Tym razem przeczytacie o prawdziwe – a raczej o wszystkich genialnych sposobach wciskania kitu, jakie ludzkość wymyśliła przez wieki...
Żyjemy w wieku „postprawdy”. Prezydent Stanów Zjednoczonych nie zawraca sobie głowy prawdziwością swoich słów (rekord pobił dzięki szczególnie intensywnemu tsunami bredni, kiedy w ciągu 120 minut wygłosił 125 fałszywych stwierdzeń, czyli więcej niż jedno na minutę!). Płaskoziemcy i antyszczepionkowcy już nie wierzą ekspertom. Internet zmienił nasze codzienne życie w dezinformacyjne pole bitwy.
Ale czy „złoty wiek“ prawdy rzeczywiście kiedykolwiek istniał? Czy naprawdę ludzie kiedyś nie kłamali? Tom Phillips, redaktor serwisu fullfact.org zajmującego się sprawdzaniem faktów, każdego dnia zmaga się z zalewem bzdur. I rzuca sarkastyczne spojrzenie na przekonanie, że kłamstwo w debacie publicznej pojawiło się wczoraj. Z właściwym sobie humorem pokazuje, że zawsze mieliśmy tendencję do zmyślania i że dzisiejsza fakenewsowa histeria jest tylko najświeższą wersją starej dobrej umiejętności ludzi do rozsiewania kłamstw gdziekolwiek się da.
Imponujące kłamstwa i kłamcy, których aż chce się szanować!
Od Wielkiej Mistyfikacji Księżycowej (kiedy nowojorska gazeta „Sun” wzbudziła sensację, publikując cykl artykułów o sławnym astronomie sir Herschelu, który odkrył na Księżycu zaawansowaną cywilizację), przez humbug o wannach, po grasującego w Croydon seryjnego zabójcę kotów – wiele z tego, co czytaliśmy o wydarzeniach dziejących się na świecie, było totalną bzdurą.
Przed wami nieprawdopodobne opowieści o mitycznych krainach i badaczach niekoniecznie będących w miejscach, o których pisali. Albo historie o manipulacjach na wielką skalę dzięki rozpowszechnianiu teorii spiskowych lub o nieudanych próbach tuszowania katastrof czy o propagandzie z czasów wojny – czyli cała niecna sztuka politycznej ściemy!
Przeczytajcie o maniach, lękach i zbiorowych histeriach prowadzących do wiary w absurdalne rzeczy – jak widmowe statki powietrzne czy niezwykle rozpowszechnione przekonanie, że ktoś próbuje kraść mężczyznom penisy – które przekładają się czasem na zupełnie rzeczywiste tragedie… na przykład powodują polowania na czarownice.
Okazuje się, że jeśli chodzi o życie w prawdzie, to sami jesteśmy swoim największym wrogiem.
Ta książka opowiada o tym, jak ludzkość przez stulecia oszukiwała samą siebie. Stawia też istotne pytanie: Czy istnieje szansa, byśmy w przyszłości zdecydowali się porzucić kłamstwo?
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8215-811-3 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NOWA KSIĄŻKA AUTORA BESTSELLERA LUDZIE
KRÓTKA HISTORIA O TYM, JAK SPIEPRZYLIŚMY WSZYSTKO
Tym razem przeczytacie o PRAWDZIE – a raczej o genialnych sposobach wciskania kitu, jakie wymyślano przez wieki...
Ściema to stała towarzyszka naszego codziennego życia. Nieustannie zmyślamy, wypowiadamy półprawdy albo kupujemy kłamstwa, które sprzedaje nam ktoś inny. Za sprawą internetu nasze życie zamieniło się w dezinformacyjne pole bitwy.
Może nawet tego nie wiecie, ale dosłownie pływacie w morzu wymysłów, półprawd i wierutnych łgarstw. Pora się wreszcie czegoś o nich dowiedzieć!
Tom Phillips, redaktor serwisu fullfact.org zajmującego się sprawdzaniem faktów, każdego dnia zmaga się z zalewem bredni. I z właściwym sobie humorem udowadnia, że kłamstwo nie pojawiło się wczoraj.
Ta książka zabierze was na wycieczkę objazdową po najbardziej niesłychanych kłamstwach i horrendalnych ściemach w dziejach ludzkości. Wiele z tego, co tu przeczytacie, wyda się wam niewiarygodne, a przecież nie brakowało ludzi, którzy w to wszystko wierzyli.
Ciekawe, co o nas napiszą nasze wnuki?TOM PHILLIPS
Dziennikarz i komik mieszkający w Londynie. Był dyrektorem wydawniczym brytyjskiej wersji serwisu BuzzFeed, gdzie dzielił swój czas między bardzo poważne relacjonowanie poważnych spraw... i robienie zupełnie niepoważnych żartów. Należał do grupy komediowej, pracował w telewizji i w Parlamencie, a nawet założył gazetę (fatalna porażka!). Studiował archeologię i antropologię, a także historię i filozofię nauki w Cambridge – i jest miło zaskoczony, że przy pisaniu swoich książek może korzystać z wiedzy zdobytej na wszystkich tych kierunkach.OD AUTORA
Niniejsza książka jest poświęcona rzeczom, które nie są prawdziwe. Z dość oczywistych powodów oznacza to, że ubiegły rok spędziłem w stanie prawie bezustannego zdenerwowania.
Zajmuję się tu historią, a historia nawet w najlepszym wypadku jest skomplikowana, pełna tymczasowych prawd, półprawd i całkowitych mitów. W poprzedniej książce, która dotyczyła porażek, napisałem: „Szanse, że książka o wpadkach nie zawiera żadnej wpadki, są, szczerze mówiąc, minimalne” (i owszem, po jej ukazaniu się znaleźliśmy ich kilka, na szczęście żadna nie była szczególnie straszna). Jeśli pisanie na temat porażki wydawało się kuszeniem bogów losu, to wybieranie kłamstwa na temat kontynuacji jest właściwie równoznaczne z zapewnianiem bogom pewnego gola. I bądźmy szczerzy, jest mało prawdopodobne, żeby bogowie losu spudłowali, strzelając do pustej bramki z dwóch metrów. Nie z taką kondycją, w jakiej są obecnie.
Więc tak, w tej książce na pewno trafią się jakieś błędy. Dołożyłem wszelkich starań, żeby ich uniknąć: podwójne i potrójne sprawdzanie, wracanie do oryginalnych dokumentów, ilekroć było to możliwe, próbowanie unikania pułapek nadinterpretacji. Przypisy powinny wam pomóc w samodzielnym sprawdzeniu faktów (i zachęcam, żeby to zrobić). Mimo to na pewno coś się zakradło. Błędy są nieuniknione – jedyne, co możemy zrobić, to próbować minimalizować je, przyznawać się do nich i łagodzić skutki. Taki jest główny cel tej książki. Dlatego, jeśli ktoś zauważy błąd rzeczowy – nawet drobny – proszę o przysłanie maila na adres [email protected]. Będę prowadził aktualizowaną publiczną listę poprawek na tom-phillips.com/mistakes-and-regrets.To książka o prawdzie – albo, ściślej mówiąc, o tym, co nie jest prawdą.
Niestety, to oznacza, że zanim przejdziemy dalej, musimy trochę pomyśleć, czym w rzeczywistości jest prawda. I, co ważniejsze, czym nie jest.
Sprawa niezwykle się komplikuje z powodu niesamowitej różnorodności sposobów, w jakie można się mylić. To może być dla niektórych sporą niespodzianką. Wielu z nas zakłada, że istnieją po prostu prawda i fałsz i że łatwo jest je rozróżnić. Nie jest to jednak takie proste. Na przestrzeni wieków ci, którzy zastanawiali się nad naturą prawdy i jej przeciwieństwa, uświadamiali sobie jedną kluczową zasadę: Rację można mieć na niewiele sposobów, natomiast mylić się można na niezliczone sposoby.
„Prawda zawsze ma jednego ojca, kłamstwa zaś są bękartami tysiąca mężczyzn i są płodzone wszędzie”, lamentował w 1606 roku elżbietański dramaturg Thomas Dekker. Albo, jak szesnastowieczny filozof Michel de Montaigne ujął to w swoim eseju _O kłamcach_: „Gdyby kłamstwo podobnie jak prawda miało tylko jedną twarz, łatwiej dalibyśmy sobie z nim radę; przyjęlibyśmy po prostu za pewnik przeciwieństwo tego, co mówi kłamca; ale odwrotna strona prawdy ma sto tysięcy postaci i nieograniczone pole”.
Ta książka jest próbą skatalogowania tylko kilku z tych stu tysięcy postaci.
Nasze czasy pod żadnym względem nie są pierwszym w historii okresem obsesji na punkcie prawdy i jej braku. Co więcej, całe dwa stulecia w Europie są czasami nazywane „epoką dysymulacji” z powodu powszechności kłamania – od szesnastego wieku kontynent był rozdarty konfliktami religijnymi i ludzie musieli nosić maski fałszu po prostu po to, żeby przeżyć.
Niccolò Machiavelli: on wiedział.
Machiavelli, człowiek tak bardzo kojarzony ze sztuką obłudy politycznej, że gdy o niej mówimy, wciąż sięgamy (raczej niesprawiedliwie) po jego nazwisko, w 1521 roku napisał: „Od dawna już bowiem i dzisiaj także (…) nie mówię nigdy tego, co myślę, ani nie myślę tego, co mówię, a jeśli nawet zdarzy mi się czasem powiedzieć prawdę, ukrywam ją za tyloma kłamstwami, że trudna jest do odkrycia”. Bądźmy szczerzy – wszyscy mieliśmy w pracy takie dni.
Na przestrzeni dziejów ludzie byli zainteresowani kłamstwem do tego stopnia, że wymyślali niezwykle różnorodne sposoby na identyfikowanie kłamców. Wedy starożytnych Indii proponowały metodę opartą na języku ciała i głosiły na przykład, że kłamca „nie odpowiada na pytania albo udziela wymijających odpowiedzi; plecie trzy po trzy, grzebiąc w ziemi paluchem, i drży; jego twarz traci kolor, pociera palcami cebulki włosów; próbuje każdym sposobem opuścić dom…” Również w Indiach, kilka stuleci później, istniała metoda oparta na ważeniu: osobę oskarżoną o kłamstwo umieszczano na wadze z idealnie dobraną przeciwwagą. Następnie zdejmowano delikwenta, wygłaszano krótką mowę do wagi, zaklinając ją, żeby ujawniła prawdę, po czym przystępowano do ponownego ważenia. Jeśli człowiek był lżejszy niż wcześniej, uznawano go za niewinnego; taki sam albo większy ciężar jednoznacznie wskazywał na winę.
(Co ciekawe, w wielu europejskich procesach o czary związek między ciężarem i prawdą był zupełnie inny: podczas gdy w Indiach lekkość kojarzono z niewinnością, to w Europie unoszenie się na powierzchni wody mogło wystarczyć do skazania oskarżonej osoby. Tak oto hinduskie podejście stanowi rzadki argument przemawiający za odchudzaniem się w sądzie).
Inne kultury preferowały prostsze, bardziej bezpośrednie metody identyfikowania kłamców, takie jak rozgrzane do czerwoności pogrzebacze albo wrząca woda. Nie jest do końca jasne, czy były skuteczniejsze.
Przez długi czas ludzie poświęcali mnóstwo wysiłku próbom sklasyfikowania rodzajów fałszu. Był to swego rodzaju teologiczny odpowiednik pisania listy BuzzFeed. Już roku Pańskiego 395 święty Augustyn ogłosił zidentyfikowanie ośmiu rodzajów kłamstwa i podał je w kolejności od najgorszych po te bardziej niewinne: kłamstwa w nauczaniu religijnym; kłamstwa, które krzywdzą innych i nikomu nie pomagają; kłamstwa, które krzywdzą innych i komuś pomagają; kłamstwa mówione dla przyjemności kłamania; kłamstwa mówione po to, żeby „zadowolić innych w gładkiej rozmowie”; kłamstwa, które nikogo nie krzywdzą i pomagają komuś materialnie; kłamstwa, które nikogo nie krzywdzą i pomagają komuś duchowo; kłamstwa, które nikogo nie krzywdzą i chronią kogoś przed „cielesnym splugawieniem” (sądzę, że przy tym ostatnim miał na myśli uniemożliwienie bzykanka, ale nie mam stuprocentowej pewności).
W dzisiejszych czasach oczywiście inaczej klasyfikujemy kłamstwa, ale są subtelności, których być może nie jesteś świadom. Wszyscy słyszeli o białych kłamstwach – nieszkodliwych towarzyskich wykrętach umożliwiających dogadanie się bez wzajemnego skakania sobie do gardeł – ale czy wiesz, że są inne kolory kłamstwa? Żółte kłamstwa są mówione ze wstydu, z zakłopotania albo tchórzostwa, żeby zamaskować porażkę: „Laptop mi padł i skasował raport, który obiecałem na dzisiaj skończyć”. Błękitne kłamstwa stanowią przeciwieństwo żółtych, bagatelizują nasze osiągnięcia i wynikają ze skromności („Och, ten raport to nic nadzwyczajnego, tak naprawdę większą część napisała Cathy”). Czerwone kłamstwa mogą być najbardziej interesujące ze wszystkich – to kłamstwa mówione bez zamiaru oszukania. Mówiący wie, że kłamie, słuchacz wie, że jest okłamywany, i kłamiący wie, że słuchacz o tym wie. W tym wypadku celem nie jest wprowadzenie kogoś w błąd – cel polega na zasygnalizowaniu rozmówcy, że czegoś nie można powiedzieć głośno (ani „Pieprzę cię”, ani nawet łagodniejszego „Po prostu będziemy udawać, że to się nie stało”). Wyobraź sobie dwoje ludzi, którzy w rozmowie z sąsiadem zaprzeczają, że wczoraj wieczorem była u nich potężna awantura, chociaż wiedzą, że wszyscy ją słyszeli – to właśnie jest czerwone kłamstwo.
Mówi się, że kłamstwo zdąży obiec pół świata, zanim prawda włoży buty. (Pytanie, kto pierwszy to powiedział, jest kwestią sporną. Słowa te są często przypisywane Markowi Twainowi albo Winstonowi Churchillowi, albo Thomasowi Jeffersonowi, albo komuś innemu ze zwykłej listy podejrzanych, gdy chodzi o cytaty – co niekoniecznie musi być prawdą. Być może autorem tych słów jest ikoniczny irlandzki satyryk, Jonathan Swift, który w 1710 roku napisał, że „kłamstwo frunie, a prawda za nim kuśtyka”).
Jonathan Swift wymyślający jakąś ściemę.
Niezależnie od tego, kto wymyślił to powiedzenie, niewątpliwie jest prawdą, że bujdy mogą się rozprzestrzeniać z wyjątkową i przerażającą szybkością, o czym się przekonacie, jeśli kiedyś spróbujecie demaskować internetowe plotki – robię to dla pieniędzy, więc możecie mi wierzyć, wiem coś o tym.
W rzeczywistości powód tak częstej przewagi nieprawdy nad prawdą ma mniej wspólnego z różnicą między tempem rozchodzenia się faktów i fikcji, a nawet z tym, że czasami decydowanie się na zaakceptowanie prawdy nie jest wygodne, a więcej ze skalą i różnorodnością kłamstw. Na każde kłamstwo, które przebywa pół świata, mogą przypadać tysiące takich, które nigdy nie wychodzą na światło dzienne. Ale już sama liczba możliwych kłamstw – nieograniczanych przez potrzebę dopasowania do rzeczywistości – zapewnia wielki darwinistyczny poligon do poszukiwania tych najbardziej przykuwających uwagę i najdłużej utrzymujących się przy życiu, tych, które jak zombie nie umierają i wciąż będą powracać. Przypominają one te gatunki ryb, które składają dwa miliony jaj, żeby mogła przeżyć dwójka potomstwa.
Prawda, w przeciwieństwie do kłamstwa, jest… no cóż, trochę nudna. Można powiedzieć, że po prostu istnieje – szara grudka nieokreślonej wielkości, znajoma, a jednak nieodgadniona. Poza tym, że nieco nudna, jest również wyjątkowo frustrująca; jak zaświadczy każdy, kto para się ustalaniem małych cząstek prawdy, ma ona paskudny zwyczaj wyślizgiwania się z zasięgu człowieka akurat wtedy, gdy ten myśli, że już ją dopadł.
Oczywiście pewne prawdy są proste i niezaprzeczalne: ogień jest gorętszy od lodu, prędkość światła w próżni jest stała, najlepszą piosenką wszech czasów jest _Dancing On My Own_ w wykonaniu Robyn. Ale gdy się wyjdzie poza te niezmienne prawa natury, wszystko zatrważająco szybko staje się mętne. Nagle stwierdzamy, że często mówimy takie rzeczy jak „Najlepsze dostępne dowody sugerują, że…” i „Tak, ale co z szerszym kontekstem?”. Każdy, kto spędza czas na szukaniu precyzji i dowodów, rozumie, że jakikolwiek nowy fragment wiedzy ma zwyczaj budzenia dziesięciu kolejnych pytań; za każdym razem, gdy myślisz, że zbliżasz się do oświecenia, rzeczywistość odsuwa się coraz dalej w kierunku horyzontu, podczas gdy ty toniesz w morzu zastrzeżeń. Prawda wedle tej miary jest nie tyle konkretem, ile długą, irytującą podróżą ku miejscu przeznaczenia, do którego nigdy się nie dociera.
Tymczasem niezliczone półprawdy, które oferuje nam świat, są kuszące, łatwe do przyjęcia i – jeśli mamy być szczerzy – często mogą być ogromnie zabawne.
W tej książce przyjrzymy się czystej różnorodności nieprawdy, ponieważ kłamstwa są w rzeczywistości tylko jedną ze „stu tysięcy postaci”, jakie może przyjąć przeciwieństwo prawdy.
Jest na przykład spin, czyli sztuka oszustwa politycznego. Sprytne w spinie jest to, że niekoniecznie trzeba kłamać, żeby być nieuczciwym. Podczas gdy wielu polityków kłamie (szokująca wiadomość, wiem), prawdziwym szczytem umiejętności „spin doktora” jest sugerowanie czegoś zupełnie nieprawdziwego przez mówienie tylko tego, co jest prawdą – budowanie domu nonsensu z uczciwych cegieł. Są też złudzenia, wrodzona zdolność ludzi do mylenia się przy jednoczesnym wmawianiu sobie, że mają rację, od wyolbrzymiania własnych cech po uleganie zbiorowej histerii i owczemu pędowi. I dalej – może najbardziej rozpowszechnione i przynoszące największe szkody ze wszystkich – jest wciskanie kitu.
Powinniśmy tutaj podziękować filozofowi Harry’emu G. Frankfurtowi za nasze rozumienie tego zjawiska – on pierwszy poświęcił dużo czasu na przeanalizowanie tego skomplikowanego zagadnienia, pisząc swój doniosły traktat _O wciskaniu kitu_ (tak, Harry Frankfurt najwyraźniej świetnie się bawi, będąc filozofem).
Główne spostrzeżenie Frankfurta jest takie, że – wbrew temu, co możesz myśleć – kłamanie i wciskanie kitu nie jest jednym i tym samym. Pisze: „Kłamać może tylko człowiek, który sądzi, że zna prawdę. Wciskanie kitu nie nakłada żadnych tego rodzaju ograniczeń”. Innymi słowy, dla kłamcy prawda nie jest obojętna z tego samego powodu, z jakiego żeglarz interesuje się górami lodowymi. Kłamcy, aby mogli podjąć precyzyjne i rozmyślne działania, żeby uniknąć mówienia prawdy, muszą wiedzieć, gdzie ona dokładnie leży. Natomiast dla osoby wciskającej kit prawda nie ma znaczenia; z zadowoleniem przyjmuje ją albo odrzuca. Przy wciskaniu kitu drobna przypadkowa zbieżność z prawdą może być uważana za opcjonalny dodatek; jeśli tworzony przez ciebie świat kitu czasami nakłada się na ten prawdziwy, to ci nie zaszkodzi, a może nawet będzie pomocną premią. Dla kłamcy natomiast nieostrożne przyznanie się do jakiegoś niewygodnego faktu może okazać się fatalne.
Kit opiera się na logice snów i radośnie tratuje niekonsekwencje, ponieważ, cóż, w danym momencie to ma sens. Frankfurt notuje, że ta „obojętność na to, jak się sprawy mają faktycznie, jest (…) podstawową cechą konstytutywną wciskania kitu”.
W konsekwencji wpływ kitu na świat jest zupełnie inny. Kłamanie jest jak praca skalpelem; wciskanie kitu to buldożer. Jeśli w dzisiejszych czasach rozglądasz się po świecie i zachodzisz w głowę, jak to jest, że tym kłamliwym kłamcom uchodzą na sucho bezczelne kłamstwa i dlaczego ludzie nie piętnują ich za to, że kłamią, cóż… oto odpowiedź: Oskarżasz ich o niewłaściwą rzecz. Kłamanie – trudne, skupione na szczegółach i analityczne działanie – niekoniecznie jest naszym głównym problemem. Naszym głównym problemem jest wciskanie kitu.
I za wszystkimi odmianami nieprawdy leży po prostu stare dobre bycie w błędzie.
Jak wspomniałem, zarabiam na życie, pracując w organizacji sprawdzającej fakty, gdzie często mamy do czynienia z całą gamą sposobów, w jakie ludzie mogą się mylić. W ubiegłym roku opracowaliśmy swego rodzaju eksperyment myślowy, żeby skłonić ich do zastanowienia się nad różnymi rodzajami błędów, jakie można znaleźć w środowisku naturalnym. Koncepcja polega na zdarciu całej mylącej gmatwaniny otaczającej większość rzeczy na świecie i sprowadzeniu każdej historii do jednego opartego na faktach prostego stwierdzenia z jednego źródła – takiego, w którym nie można liczyć na żadne inne dowody poza tym jednym, popierającym albo obalającym daną historię. Nazywamy to „zabawą z zegarem”, a wygląda ona następująco:
Zbudził cię uporczywie dzwoniący telefon. Otwierasz oczy. Jesteś w nieznanym ci pokoju, słabo oświetlonym przez nikły blask sączący się przez szpary wokół tego, co, jak zakładasz, jest drzwiami łazienki. Na podstawie uniwersalnych wskazówek, które sygnalizują, że jest „podobnie, ale niezupełnie jak w domu”, dochodzisz do wniosku, że przebywasz w pokoju hotelowym. Nie wiesz, gdzie jesteś ani jak się tu znalazłeś – ale czujesz się zmęczony i skołowany, więc dochodzisz do wniosku, że odbyłeś długą podróż samolotem.
Nie masz pojęcia, jak długo spałeś.
Rozglądasz się po pokoju, szukając jakichś wskazówek. Nie ma zegara, a czarne zasłony w oknach uniemożliwiają określenie, czy na zewnątrz jest dzień, czy noc. Telefon przy łóżku wciąż dzwoni denerwująco głośno. Niezdarnie podnosisz słuchawkę.
– Cześć, udało ci się! – wita cię nieco zbyt radosny głos z akcentem, którego nie umiesz zidentyfikować.
– Halo? – mamroczesz. – Kto mówi?
– Barry! Cieszę się, że końcu odebrałeś!
Nie jesteś pewien, czy znasz jakiegoś Barry’ego, ale przechodzisz nad tym do porządku.
– Ja, e… – zaczynasz, po czym uświadamiasz sobie, że w zasadzie nie wiesz, co powiedzieć. – Hm… która godzina? – kończysz kulawo.
– Zaczekaj chwilkę – mówi osoba, która twierdzi, że jest Barrym. – Pójdę spojrzeć na zegar.
Słyszysz stuknięcie odkładanej słuchawki i kroki cichnące w dali. Mija jakiś czas, kilka sekund albo minut, nie jesteś pewien. Znowu słyszysz kroki, tym razem zbliżające się.
– Piąta, stary – oznajmia samozwańczy Barry.
– Aha – mruczysz.
Cel zabawy jest następujący: Czy możesz wymienić wszystkie sposoby, na które da się podważyć twoją wiarę w prawdziwość odpowiedzi Barry’ego? Uwaga, spoiler: prawdopodobnie jest ich więcej, niż myślisz! Już mamy ich ponad dwadzieścia, a prawie na pewno kilka przeoczyliśmy.
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_
Dekker Thomas, _The Seven Deadly Sins of London_, Edward Arber, 1879.
Machiavelli Niccolò, _List nr 179_, do Francesa Guicciardiniego, 17 maja 1521, cytowany w: Denery II, Dallas G., _The Devil Wins: A History of Lying from the Garden of Eden to the Enlightenment_, Princeton University Press, 2015.
Cytowane w: Trovillo Paul V., _History of Lie Detection_, „Journal of Criminal Law and Criminology”, tom 29, nr 6 (1938–1939).
Patrz: Trovillo, również Lea Henry Charles, _Superstition and Force_, wydanie trzecie poprawione (Henry C. Lea, 1878), i Khan Ali Ibrahim, _On The Trial By Ordeal, Among The Hindus_, w: Jones sir William, _Supplemental Volumes Containing the Whole of the Asiatick Researches_, G.G. and J. Robinson, 1801.