Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Prawdziwa historia Królowej Życia. Dagmara Kaźmierska - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 grudnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,90

Prawdziwa historia Królowej Życia. Dagmara Kaźmierska - ebook

Królową byłam zawsze. Od wielu lat wiem, jak smakuje sława. W Kotlinie Kłodzkiej znali mnie wszyscy. Nie ma się czym chwalić, kryminał to nie pierwszy rząd w operze.
Ale gdybym udawała, że tego nie było, byłabym hipokrytką. Nie będę opowiadać bzdur, że byłam na wczasach w Ameryce. Nie zamierzam też ronić teraz krokodylich łez. One nie zmażą tego, co było. Zdawałam sobie sprawę, że igram z prawem. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała za to zapłacić.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – gdyby nie więzienie, nie trafiłabym do telewizji i nie doceniłabym też wielu innych rzeczy, nad którymi się wcześniej
nie pochylałam. Teraz zna mnie cała Polska”.
Jak wyglądało dzieciństwo Królowej Życia, dlaczego nie została na stałe w Niemczech oraz czy miłość wszystko wybacza i jest w stanie pokonać wszelkie przeciwności losu?
O tym w pierwszej części autobiografii niekwestionowanej Królowej – Dagmary Kaźmierskiej.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-960191-1-0
Rozmiar pliku: 7,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I

PRZEZNACZENIE

Wszystko, co mi się w życiu przytrafiło, wcześniej sobie wymyśliłam i przepowiedziałam. Wciąż muszę uważać, co mówię, bo prędzej czy później to mi się ziści. Wierzę, że myśli i słowa mają magiczną moc. Są w stanie przywoływać różne zdarzenia – błahe i bardzo poważne. Dobre i złe. Dostajemy wszystko to, o czym myślimy.

Aktorstwo, więzienie, męża, amerykański paszport mojego syna, dobra materialne i ten koszmarny wypadek – wszystko to przewidziałam.

Na przykład historia z moimi nogami. Całe życie ich nienawidziłam. Wydawały mi się za grube, jak u Jagny z Chłopów, niezgrabne. Wszystko inne we mnie podobało mi się. Oczy, włosy, uśmiech. O nich mówiłam „ładne”. Tylko nogi mi się nie podobały.

„Nie chcę ich! Są wstrętne, najchętniej bym je sobie obcięła!”, płakałam.

A teraz?... Nie mam swoich nóg, tych grubych, których nie lubiłam. Mam dwie inne, jakby od kogoś pożyczone. Dzisiaj wszystko bym oddała, żeby mieć z powrotem moje grube nogi. Ale muszę żyć z tymi, które mam.

Nogi połamałam w wypadku. Nie pamiętam dokładnie, jak to się stało. Jechałam do Kudowy, był piękny majowy dzień, świeciło słońce. Popatrzyłam w niebo i powiedziałam sama do siebie (bo często do siebie gadam): „Panie Boże, jakie mam zajebiste życie. Lepiej być nie musi. Ale żeby nie było gorzej...”. To ostatnie, co pamiętam sprzed uderzenia.

Kierowca samochodu, który jechał przede mną, chyba za późno zauważył zjazd, zobaczyłam światła hamowania i bez zastanowienia odbiłam w prawo. Nie mogłam tego przewidzieć, ale powinnam była zachować odstęp. Tylko że nigdy tego nie robię. Jeżdżę szybko, pewnie, jestem bardzo dobrym kierowcą. Zdążyłam tylko gwałtownie skręcić. Całe szczęście, bo gdybym uderzyła w tamten samochód, zginęliby ludzie. Moje auto zjechało na pobocze i z całą siłą wyrżnęło w betonowy przepust.

Jak zawsze jechałam bez pasów, używam specjalnej zapinki, która oszukuje system, dzięki czemu alarm nie wyje bez przerwy. W momencie uderzenia zsunęłam się z fotela, cały impet uderzenia przyjęły na siebie nogi. Na szczęście zadziałała poduszka powietrzna. Gdyby nie ona, wyleciałabym przez przednią szybę, mogłabym skręcić kark albo połamać kręgosłup. A tak to „tylko” te nogi...

Byłam przytomna. Pamiętam, jak przyjechała straż, jak strażacy pytali mnie, czy wszystko w porządku.

„Nic mi nie jest”, twierdziłam.

Tak mi się wydawało, bo nic mnie nie bolało i myślałam bardzo trzeźwo. Wciąż uwięziona w aucie sprawdziłam, czy mam dokumenty, zdjęłam całą biżuterię, schowałam wszystko do torebki nerki. Kolczyki, wielkie złote koła, nie zmieściły się, więc żeby się nie zgniotły, trzymałam w ręku. Wiedziałam, że muszę o wszystko zadbać, wszędzie zadzwonić, zanim zabiorą mnie do szpitala. Zadzwoniłam do męża, żeby przyjechał i zabrał moje rzeczy, odprowadził samochód na policyjny parking i dopilnował wszystkich spraw. Potem do Conana, żeby mu powiedzieć, że miałam wypadek, ale wszystko ze mną w porządku. Po co dzieciak ma się martwić.

Pierwszy na miejscu pojawił się oczywiście mąż.

Chwilę później przyjechał Jacek. Mnóstwo ludzi chodziło wokół mnie, a ja z nimi całkiem sensownie rozmawiałam. Wciąż byłam sobą – kozakiem panującym nad wszystkim. I wszystko było w porządku do momentu, w którym strażacy spróbowali wydobyć mnie z rozbitego samochodu. Przekonani, że nic poważnego się nie stało, zabrali się do roboty. Kiedy mnie chwycili i próbowali wyciągnąć, poczułam niesamowity ból. Tak silny, że zaczęłam wrzeszczeć. Okazało się, że miałam otwarte złamanie, a bezwładna stopa utknęła pod jednym z pedałów. Nikt się tego nie spodziewał i aż do tej chwili ja sama nie przypuszczałam, że jestem tak poważnie ranna. I to był początek historii, z którą pewnie będę się borykać do końca mojego życia.

Zaraz po tym, jak zostałam wydobyta z auta, karetka na sygnale przewiozła mnie do Polanicy. W szpitalu szybko zrobili badania, rentgen, błyskawicznie przenieśli mnie na stół operacyjny. I od razu pojawił się problem, bo nie chciałam się zgodzić na operację. Nie pamiętam już, czy byłam bardziej wkurzona, czy przestraszona, w każdym razie, gdy usłyszałam od lekarza, że już nigdy nie będę chodzić w szpilkach, a nawet być może w ogóle nie będę chodzić, bo obie nogi są dosłownie zmiażdżone, powiedziałam: „Nie. Niczego nie podpiszę. Żadnej operacji nie będzie”.

Lekarze byli bezradni. Gdybym była nieprzytomna, mogliby operować bez zgody. Ale z awanturującym się wariatem nie mogli nic zrobić.

Liczyła się każda minuta. Jedna noga był w dużo gorszym stanie, który pogarszał się z godziny na godzinę, w ranę zaczynała się wdawać martwica. Nie wiem, jak długo tak leżałam, bo gadałam ciągle na zmianę przez dwa telefony, wokół mnie byli rodzina i pełno znajomych, więc nie odczuwałam upływającego czasu. Ale musiało minąć już kilka godzin, odkąd trafiłam do szpitala. W końcu z policji wrócił mój mąż.

„Co ty tu jeszcze robisz? Dlaczego nie jesteś operowana?”, spytał już przy drzwiach.

„Żona nie chce podpisać zgody”, powiedział lekarz.

„Żona już się zgadza!”, huknął mój Kaźmierski. „Podpisuj. Ale już!”.

No, jeśli tak mówi mąż... Co prawda nie żyję z nim od lat, ale zawsze się śmieję, że mąż to mąż, i co mówi, jest święte.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to, co wydarzyło się tamtego dnia, to był dopiero początek. Nie zdawałam sobie sprawy, co jeszcze mnie czeka. W ciągu następnych kilkunastu miesięcy przeszłam wiele operacji i jeszcze pewnie wiele przede mną. Wciąż nie jestem w pełni sprawna. Na razie nie ma mowy o tym, żebym włożyła szpilki. Krok po kroku osiągam małe cele, cieszę się, że chodzę już bez kul! Żyję z bólem, który towarzyszy mi bez przerwy i przyzwyczaiłam się do tego, choć czasem naprawdę trudno mi go znieść. Zanim wstanę, muszę już w łóżku rozruszać nogę, bo inaczej nie byłabym w stanie zrobić kroku. Tak samo jest, kiedy siedzę, leżę, jadę autem, bo oczywiście jak tylko mogłam, wróciłam do prowadzenia.

A i tak kilka pierwszych kroków to prawdziwe tortury.

Na szczęście z moimi nogami jest coraz lepiej, dzięki kochanemu doktorowi Ryszardowi Stawickiemu. On dba o mój powrót do formy, a ja słucham wszystkiego, co mi powie – rehabilituję się, ćwiczę w basenie, na piłce i na rowerze stacjonarnym.

Staram się nie brać leków, bo co z tego, że dziś wezmę pigułkę na ból. Kiedy obudzę się jutro, będzie mnie bolało tak samo. Co wtedy zrobię? Wezmę jeszcze więcej leków? A potem znów więcej? Więc jak będzie wyglądało moje życie za dziesięć lat? Będę brała morfinę? O nie, nie, nie, co to, to nie.

Ani wtedy w szpitalu, ani w ciągu tych miesięcy, które przyszły później, nie pomyślałam: „Dlaczego właśnie mnie to spotkało?”. Nie myślałam o tym, kiedy byłam kompletnie niesprawna, jeździłam na wózku i trzeba było sadzać mnie nawet na toaletę. Uznałam, że widocznie tak miało być. Miał się wydarzyć wypadek, a trafiło na mnie, bo ktoś tam na górze stwierdził: „Ona sobie poradzi. Po niej to spłynie”. I to prawda. Jestem dość odporna na przeciwności losu. Wiele potrafię znieść. I tak jest ze wszystkim.

ZNAKI

Jako dziecko oglądałam mnóstwo filmów i już wtedy bardzo chciałam być aktorką. Pamiętam taki francuski film z Simone Signoret. Teraz już wiem, że grała tam właścicielkę przybytku uciech. Ale w tamtym czasie była dla mnie niczym królowa w pałacu. Oczarowała mnie, choć wtedy nie miałam pojęcia, kim była – widziałam tylko piękną kobietę i złote meble. Przechadzała się po ekranie w zwiewnych peniuarach, laczkach z futerkiem, a faceci padali jej do stóp. Była taka piękna! No i bogata. Siedziałam przed telewizorem jak urzeczona.

„Babciu, ja kiedyś będę jak ta pani”, wypaliłam.

Babcia Ela załamała ręce: „Kyrie eleison! Dziecko, co ty opowiadasz”, jęknęła.

Ale sprawdziło się i w życiu, i w kinie.

W filmie Pętla Patryka Vegi moja rola otarła się o kluby. A w życiu... Cóż... Miałam klub i... niestety trafiłam za to za kratki.

Moje przeznaczenie dopada mnie w najmniej spodziewanych momentach.

Wiele lat później jechałam gdzieś samochodem. Kolejny raz złapał mnie radar. „Kurwa! Jakby mnie teraz zamknęli na rok, nie jeździłabym, punkty by mi się wyzerowały i miałabym czyste konto”, pomyślałam głupio. Nie wiem, co mi strzeliło z tym zamknięciem, przecież równie dobrze mogłabym pomyśleć, że muszę jeździć wolno, a mi do pustego łba akurat więzienie wpadło. To, co myślisz, dostajesz.

I tak zamknęli mnie następnego dnia. Moje przeznaczenie dopadło mnie po raz kolejny.

Albo na przykład nienawidzę dziewiątek. Przynoszą mi pecha. Wszystko jedno, czy to data, czy numer pokoju. W 2009 mnie zamknęli, w 2019 miałam wypadek, numer 9 miał pokój prokuratorki, w którym przyjęła mnie, żeby przedstawić mi zarzuty. Wiadomo, że zostałam zatrzymana i nie doprowadzono mnie na ploteczki, ale tego, co się wydarzyło później, nie przewidziałam. Weszłam jak zawsze pewna siebie, na kozaku. Usiadłam, założyłam nogę na nogę i czekałam. Myślę: „Za zwykły klub pewnie mnie nie zamkną, najwyżej będą zawiasy”. Prokuratorka z rozłożonych przed sobą akt zaczęła czytać zarzuty, punkt po punkcie. Lista była długa, coraz dłuższa, a ze mnie zaczęło schodzić powietrze.

„To chyba nie chodzi o mnie?”, powiedziałam w końcu osłupiała.

Naprawdę imponujący zestaw zarzutów dla mnie przygotowała.

Z wielu z nich zostałam później oczyszczona, jednak koniec końców skazano mnie na trzy lata więzienia za sutenerstwo. Z przerwami odsiedziałam kilkanaście miesięcy.

Nie ma się czym chwalić, kryminał to nie pierwszy rząd w operze. Ale gdybym udawała, że tego nie było, byłabym hipokrytką. Nie będę opowiadać bzdur, że byłam na wczasach w Ameryce. O, nie! Byłam, ale na przymusowych, ufundowanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości.

Nie zamierzam też ronić teraz krokodylich łez. One nie zmażą tego, co było, ani nie poprawią mojego życia. Zdawałam sobie sprawę, że igram z prawem. Wiedziałam, że klub, który prowadzę, nie jest w naszym kraju legalny, i liczyłam się z tym, że prędzej czy później będę musiała za to zapłacić. Jednak nie myślałam, że aż tak poważne będą tego konsekwencje.

Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – gdyby nie więzienie, nie trafiłabym do telewizji i nie doceniłabym też wielu innych rzeczy, nad którymi się wcześniej nie zastanawiałam.

KSIĘŻNICZKA ZE SPACERNIAKA

We wrocławskim zakładzie karnym niektóre dziewczyny nazywały mnie „Księżniczką”. Może dlatego, że w więzieniu raczej nikt nie chodzi w szpilkach i w futrach.

A ja zawsze kochałam futra, złoto, ciuchy i buty. Nadal je kocham i kolekcjonuję.

Przestałam już wchodzić do mojej garderoby, bo nawet nie ma tam jak zrobić kroku, tyle tam szmat.

Mecenas Honoratka Kruk, gdy zobaczyła mnie po raz pierwszy w areszcie, oniemiała. Miałam na sobie fioletowe futro z lisów, skórzane spodnie, na nogach niebotycznie wysokie szpile i w tym zestawie zapierdalałam w kółko po spacerniaku.

„Tyle lat tu przychodzę, a pierwszy raz w życiu coś takiego widziałam”, śmiała się później Honoratka, kiedy się już zaprzyjaźniłyśmy.

Futro to był mój mały, prywatny luksus.

Poszłam do więzienia w futrze i zawsze miałam je przy sobie. W celi spałam na nim i niezależnie od tego, jakie warunki panowały wokół mnie, kto spał na pryczy obok i gdzie chowały się więzienne pluskwy, futro pod głową musiało być zawsze.

W areszcie futra, szpilki i bajery, ale do sądu zawsze przychodziłam ubrana skromnie, bo uważam, że należy ubierać się stosownie do okazji. Mogłam oczywiście włożyć, co chciałam, ale wyzywający strój byłby oznaką braku szacunku, a ja nie zamierzałam niczego manifestować, tak więc żadnej kusej spódniczki, dekoltów, odkrytych ramion. Biżuteria, choć tylko bardzo subtelna (bez tego nie można żyć, chociaż mini, mini, ale coś trzeba mieć). Dokładnie tak, jak nie lubię się ubierać w normalnym życiu.

Nie tylko ja wiedziałam, że bardzo mi to nie odpowiada.

„Ale ty się męczysz!”, śmiał się mój prawnik, kiedy widział, jak ubrałam się na rozprawę.

„Nie nadaję się do tego. To nie jestem ja”, tłumaczyłam, a moja mina mówiła sama za siebie.

Te spódniczki za kolano, grzeczne bluzeczki po prostu mnie gryzły.

Jeden, jedyny raz zrobiłam jednak wyjątek, jeśli chodzi o skromność w sądzie. Na pierwszą rozprawę, już kiedy siedziałam w areszcie, pojechałam naprawdę odwalona. Pomyślałam: „Trudno. I tak siedzę. I tak mnie nie wypuszczą. Wszystko mi jedno, co oni wszyscy o mnie pomyślą”. I ubrałam się tak, żeby czuć się dobrze.

Temida może i jest ślepa, ale moja mama i znajomi nie. Wiedziałam, że jeśli bliscy zobaczą mnie zabiedzoną, załamaną, pęknie im serce. A do tego nie mogłam dopuścić.

Bardzo chciałam, żeby zobaczyli taką Dagmarę, jaką znali do tej pory.

Przygotowałam się bardzo starannie. Do fioletowego futra dobrałam buty z piórami z koguta i cyrkoniami. Od Danki, koleżanki spod celi, pożyczyłam torebkę. Danka siedziała za przekręty bankowe. Zgarnęli ją podczas jednego z nich, gdy wychodziła z banku jako elegancka pani z markowym kuferkiem. A potem ten kuferek przydawał się na nasze „wielkie wyjścia” z pudła – czyli na rozprawy sądowe.

Wysmarowałam się samoopalaczem, oczywiście tylko twarz, szyję, troszkę dekoltu i dłonie, bo to był towar deficytowy i trzeba było oszczędzać. Zrobiłam fryzurę, na koniec włożyłam ciemne okulary i w takim wydaniu udałam się przed oblicze sądu.

Wchodzę na salę rozpraw. Wszyscy w szoku. Zrobiłam dokładnie takie wrażenie, jakie zamierzałam. Zachowałam kamienną twarz i pomyślałam: „Kochani. Nie mogłam was zawieść. Nawet w pudle będę waszą królową”.

Nawet nie musiałam mówić tego na głos.

Gwiazdą i królową byłam zawsze. Od wielu lat wiem, czym jest i jak smakuje sława. Oczywiście nie zawsze ta dobra. W Kotlinie Kłodzkiej znali mnie wszyscy. A teraz zna mnie cała Polska. Kiedyś wszyscy w Kotlinie wiedzieli, czym się zajmowałam i co nabroiłam. A teraz wie o tym cała Polska. Taka jest cena tej sławy.

Gdy mówię, że niczego nie żałuję i gdyby nie kryminał, nie byłabym tu, gdzie jestem, mam na myśli między innymi moją drogę do telewizji.

Wszystko zaczęło się właśnie w więzieniu.

Siedziała ze mną niejaka Pyśka. Miła dziewczyna i chyba bardzo mnie lubiła.

„Pani Dagmaro”, mówiła z zachwytem. „Pani jest prawdziwą królową. Powinna pani być w telewizji!”.

Śmiałam się z tych jej zachwytów :).

„Pyśka, co ty pierdolisz. Gdzie ja, stara baba, do telewizji?”, odpowiadałam.

„Skoro mnie, taką patologię, wzięli, to pani nie wezmą?”, powtarzała, głośno rechocząc, i opowiedziała, jak to się stało, że dostała rolę.

„Z castingu. Do Pamiętników z wakacji. Frytki do nosa sobie wkładałam”, wyjaśniła ze śmiechem Pyśka. „Debila z siebie robiłam, ale fajne wczasy miałam i jeszcze hajs dali”.

Gadka szmatka, ale zatrzymałam się na tej myśli na ułamek sekundy. Przypomniało mi się wtedy, że zawsze chciałam być aktorką. Jednak w tamtym momencie miałam na głowie znacznie ważniejsze sprawy niż kariera w show-biznesie.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: