Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Prawdziwe życie. Tom 2. Pamięć operacyjna - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
25 stycznia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Prawdziwe życie. Tom 2. Pamięć operacyjna - ebook

Wyobraź sobie świat, w którym każdy może komunikować się z innymi za pomocą myśli. Świat, w którym nocami można śnić „sny na jawie” tak realne, jak prawdziwe życie. Świat bez przemocy, w którym relacje opierają się na harmonii i trosce… A teraz wyobraź sobie, że by Cię od niego odłączono…

17-letnia Lani żyła w takim idealnym świecie aż do dnia, w którym została z niego brutalnie wyrwana. Życie „offline” przyniosło jej miłość ale też ukazało ciemną stronę systemu, dlatego dołączyła do rebeliantów i została wojowniczką, jedną z najlepszych. Kiedy mężczyzna, którego pokochała, zostaje porwany, Lani podejmuje desperacką próbę odzyskania go. Tymczasem na wyspie rebeliantów dochodzi do zamachu stanu…

Książka wydana w ramach projektu GRAMY W ZIELONE.

Wydanie książki jest współfinansowane przez Unię Europejską w ramach programu Kreatywna Europa, który powstał między innymi po to, żeby Europejczycy mogli poznawać pisarzy z innych krajów Unii Europejskiej i ich literaturę oraz kulturę.

Przygotowanie aplikacji do programu Kreatywna Europa dotyczącej projektu „Gramy w zielone” zostało dofinansowane przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-966090-6-9
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

– Alek­san­der!

Jego ciało unosi się w zie­lo­nej po­świa­cie unie­ru­cho­mione przez pro­mień pa­da­jący z po­dusz­kowca. Na twa­rzy wi­dać prze­ra­że­nie. Wstaję i pod­bie­gam do niego.

– Nie!!!

Sys­tem nie może go za­brać, tylko nie jego! Mu­szę go ja­koś za­trzy­mać! Moje palce prze­ni­kają przez snop świa­tła. Alek­san­der wciąż tam jest. To tylko kilka me­trów ode mnie... Ja­kiś cię­żar przy­gniata mnie do ziemi, aż tracę dech. Czy­jeś ręce przy­ci­skają mnie do zim­nego be­tonu w ko­ry­ta­rzu ko­szar.

– Już za późno, Lani! Za późno! – sły­szę w uszach krzyk Alizy. – Za­brali go!

Sta­ram się uwol­nić. Nie może być za późno. Skoro nie da się ścią­gnąć Alek­san­dra z po­wro­tem na zie­mię, to mogę spró­bo­wać strą­cić ten po­dusz­ko­wiec albo...

– Nie... – szep­cze nade mną Aliza. – Nie, nie, nie...

Zie­lone świa­tło na­gle znika, a wtedy ko­ry­tarz po­grąża się w ciem­no­ści. Luk ma­szyny się za­mknął. Fur­kot po­dusz­kowca. Przez chwilę zszo­ko­wana wpa­truję się w ciemną noc, która od­cina się we fra­mu­dze drzwi.

– Nie, nie, nie, nie, nie!

Czuję, jak cię­żar Alizy opusz­cza moje plecy. Ale i tak nie mogę się ru­szać. Nie po­tra­fię ode­rwać wzroku od skrawka nieba, gdzie jesz­cze chwilę wcze­śniej wi­dzia­łam Alek­san­dra. To ja mia­łam tra­fić w ten pro­mień, nie on. Ode­pchnął mnie, żeby mnie chro­nić. Za­jął moje miej­sce.

– Coś nie za­dzia­łało! Jego mi­kro­bomba nie od­pa­liła!

Pod­no­szę głowę. Aliza ner­wowo po­stu­kuje w ekran ze­garka.

– On nie ma bomby... – sły­szę wła­sny szept.

Twarz mo­jej to­wa­rzyszki wy­krzy­wia gry­mas prze­ra­że­nia. Jesz­cze ni­gdy jej ta­kiej nie wi­dzia­łam.

– Chcesz mi po­wie­dzieć, że wzięli go żyw­cem? – krzy­czy Aliza, te­raz już ogar­nięta pa­niką.

Żyw­cem. Wzięli go żyw­cem... Gar­dło mi się za­ci­ska. Ki­wam głową, le­dwo świa­doma łez, które za­le­wają mi oczy.

– O cho­lera! – klnie Aliza. – Mu­simy zna­leźć Jo! I to na­tych­miast!

Chwyta mnie za koł­nierz, że­bym wstała. Moje nogi po­ru­szają się au­to­ma­tycz­nie, ale mój umysł na­dal spo­wija gę­sta mgła.

„Wzięli go żyw­cem. Żyw­cem”. To zda­nie po­wraca w mo­jej gło­wie bez końca. „Wzięli go żyw­cem”.

– Szyb­ciej, Lani! – krzy­czy Aliza. – Mu­simy zna­leźć Jo! Albo So­kra­tesa! Może oni będą w sta­nie coś zdzia­łać!

„Zna­leźć Jo... Zna­leźć Jo”. Mój umysł na­gle się roz­ja­śnia. „Zna­leźć Jo. Zna­leźć So­kra­tesa. Zro­bić coś. Może nie jest jesz­cze za późno”. Do mo­ich żył do­ciera ła­du­nek ad­re­na­liny, który wy­trąca mnie z otę­pie­nia. Jakby ktoś wy­jął mi watę z uszu. Na dwo­rze wyją sy­reny. Noc roz­ry­wają krzyki miesz­kań­ców. Uwal­niam się z uści­sku Alizy i za­czy­nam biec.

Prze­stało pa­dać. Kilku Od­zy­ski­wa­czy zbiera ciała me­cha­nicz­nych psów, które nas za­ata­ko­wały, i cią­gnie je za sobą wśród gło­śnego me­ta­licz­nego ło­skotu. Inni ukła­dają ich tru­chła na stos: nic z tych ro­bo­tów nie może się zmar­no­wać. Do­strze­gam w po­bliżu Jo, który wy­krzy­kuje ja­kieś roz­kazy, na­dal dzier­żąc w rę­kach ka­ra­bin.

– Avery, leć po­szu­kać Gula i jego chło­pa­ków, bę­dziemy po­trze­bo­wali po­mocy, żeby roz­człon­ko­wać ten cały złom.

Bie­gnę w jego kie­runku.

– Mar­cus! So­phie! – wrzesz­czy Jo. – Weź­cie pię­ciu lu­dzi i zrób­cie ob­chód bu­dynku. Trzeba się upew­nić, że ża­den z nich nam już nie za­graża.

Na­gle Jo mnie do­strzega i jego twarz ła­god­nieje.

– Zja­wiasz się w samą porę, żoł­nierko – rzuca. – Mo­żesz do­łą­czyć do...

– Alek­san­der! Wzięli go żyw­cem! Mu­simy coś zro­bić!

Je­dyną re­ak­cją jest ci­sza z jego strony. Jo spo­gląda na mnie z nie­do­wie­rza­niem.

– Po­rwał go ostatni po­dusz­ko­wiec – do­daję po­spiesz­nie. – Mu­simy ich za­trzy­mać!

Jo pa­trzy to na mnie, to na Alizę. Po raz pierw­szy wi­dzę na twa­rzy tego twar­dego i nie­wzru­szo­nego męż­czy­zny coś no­wego. Strach.

– Will, za­stąp mnie – rzuca w po­śpie­chu roz­kaz. – Lani, pój­dziesz ze mną, mu­simy zna­leźć So­kra­tesa i Ru­dolfa. Alizo, ty idź z Mar­cu­sem.

Chwilę póź­niej bie­gniemy oboje w stronę głów­nego bu­dynku. W mo­jej gło­wie po­wraca bez końca ob­raz Alek­san­dra uno­szo­nego przez pro­mień zie­lo­nego świa­tła. Może nie jest jesz­cze za późno... Wcho­dzimy do bu­dynku. Drzwi do ciem­nego ko­ry­ta­rza są sze­roko otwarte. Ich skrzy­dła zo­stały po­kie­re­szo­wane pa­zu­rami psów. Jo na­gle przy­staje i unosi ka­ra­bin. Idę jego śla­dem. Ro­boty mo­gły się tu za­kraść już po od­lo­cie po­dusz­kow­ców.

Ogar­nia nas ci­sza. Sy­rena mil­czy. Te­raz wwierca mi się w uszy prze­cią­głe bu­cze­nie. Jo daje znak, że­by­śmy szli da­lej. W głębi znaj­dują się schody pro­wa­dzące do cen­trum do­wo­dze­nia, rów­nież po­grą­żone w mroku. Omia­tam całe pole wi­dze­nia lufą broni, go­towa na­ci­snąć spust w każ­dej chwili. Na­gle wi­dzę ja­kiś ruch. Ce­luję w drzwi do sali Rady. Po­woli się uchy­lają.

– Jest tam kto? Droga wolna? – pyta ja­kiś głos.

W tej sa­mej chwili w od­dali roz­lega się wy­buch. Sły­chać krzyki. W mie­ście mu­szą być jesz­cze ja­kieś ro­boty.

– Za­ba­ry­ka­duj­cie się, Zy! – roz­ka­zuje Jo. – Nie wy­chodź­cie, do­póki po was nie przyj­dziemy!

Drzwi mo­men­tal­nie się za­my­kają, a wtedy Jo nie­znacz­nym ru­chem ka­ra­binu daje mi znać, że­by­śmy szli da­lej. Wspi­nam się po scho­dach na pal­cach, z oczami utkwio­nymi w ko­ry­tarz na pię­trze. Stres ści­ska mi klatkę pier­siową, serce ło­mo­cze ogłu­sza­jąco. Za chwilę bę­dzie wi­dać cały ko­ry­tarz. Lampy ukryte wzdłuż ścian oświe­tlają go sła­bym, bia­łym świa­tłem. Ani śladu ro­bo­tów. Bie­gnę pro­sto do sali do­wo­dze­nia i znów nad­sta­wiam uszu. Przez drzwi do­cie­rają do mnie zdu­szone głosy. A więc są w środku! Jo puka krótką se­rią w skrzy­dło me­ta­lo­wych drzwi, które otwie­rają się sze­roko, pro­sto na Ru­dolfa.

– Za­brali Alek­san­dra – mó­wię od razu, na­wet nie pró­bu­jąc ukryć pa­niki. – Mu­simy za­trzy­mać te po­dusz­kowce!

Ru­dolf stoi oszo­ło­miony. Do­strze­gam za nim So­kra­tesa, któ­rego skon­cen­tro­wane rysy spo­wija blade świa­tło bi­jące od kon­soli.

– Co ta­kiego?

– Za­brali Alek­san­dra – po­wta­rzam, wcho­dząc do środka. – So­kra­te­sie, mu­simy coś zro­bić!

Moje stwier­dze­nie zo­staje przy­jęte mil­cze­niem, które za­kłóca wy­łącz­nie od­głos drzwi za­my­ka­nych na klucz za mo­imi ple­cami.

– Co to w ogóle za cyrki? – ry­czy wresz­cie przy­wódca Od­zy­ski­wa­czy. – Prze­cież był z nami jesz­cze dwie mi­nuty temu. A ona co tu w ogóle robi, Jo? Dla­czego nie jest w celi?

Sto­jący za mną do­wódca od­działu szy­kuje się do od­po­wie­dzi, ale ja nie cze­kam.

– Bra­łam udział w bi­twie – od­pa­ro­wuję nie­cier­pli­wie. – A Alek­san­der zo­stał wcią­gnięty przez ostatni po­dusz­ko­wiec, na mo­ich oczach. Mu­simy coś zro­bić! Nie ma czasu do stra­ce­nia!

W moim gar­dle pęcz­nieje gula: wal­czę sama ze sobą, żeby się nie roz­pła­kać. Spo­glą­dam roz­pacz­li­wie na So­kra­tesa. Ale on tylko sie­dzi nie­ru­chomo, blady i zdru­zgo­tany.

– Za­mknij gdzieś na­tych­miast tego szkod­nika, Jo – mówi Ru­dolf.

Nie mogę uwie­rzyć, że w ta­kiej chwili je­dyne, co się dla niego li­czy, to to, jak się wy­do­sta­łam z aresztu. A za­mknął mnie, po­nie­waż od­mó­wi­łam wy­ko­na­nia nie­le­gal­nego wy­roku.

– Nie, Ru­dol­fie – wtrąca się na­gle So­kra­tes zde­cy­do­wa­nym gło­sem. – To nie czas i miej­sce. Lani, po­dejdź tu, pro­szę.

Ru­dolf otwiera usta obu­rzony, ale po­tem coś jakby do niego do­ciera. Pod­cho­dzę szybko do star­szego męż­czy­zny. Jest blady jak ściana. Po­chyla się nad kon­solą. Wi­dać na niej mapę Ame­ryki Pół­noc­nej i dzie­sięć czer­wo­nych punk­tów, które się po niej prze­miesz­czają.

– Za­tem wi­dzia­łaś wy­raź­nie, że za­brał go je­den z po­dusz­kow­ców?

– Tak.

– W ta­kim ra­zie to mu­siał być ten.

So­kra­tes wska­zuje mi ma­szynę le­cącą na końcu for­ma­cji.

– Jo, w ja­kim sta­nie jest twój od­dział? – szep­cze So­kra­tes, nie od­ry­wa­jąc oczu od ekranu.

– Na cho­dzie, go­towy do ak­cji. Stra­ci­łem tylko dwoje lu­dzi.

– Świet­nie. Wy­cią­gnę Toma z tur­nieju na kilka se­kund. Bę­dziemy po­trze­bo­wali wię­cej da­nych.

So­kra­tes wy­pada pę­dem z po­miesz­cze­nia, zo­sta­wia­jąc mnie samą z Ru­dol­fem i Jo. W sali za­pa­no­wuje ci­sza. Męż­czyźni są po­chło­nięci ob­ser­wa­cją czer­wo­nych punk­tów, które po­ru­szają się sko­kowo do przodu – co od­zwier­cie­dla dzia­ła­nia Toma zbie­ra­ją­cego in­for­ma­cje z kap­suły snu. Na­stęp­nie punkty zni­kają z mapy. Tom mu­siał opu­ścić tur­niej. Spo­glą­dam z nie­po­ko­jem na Jo, a po­tem na Ru­dolfa.

– Chyba mo­żemy coś zro­bić? Ja­koś ich za­trzy­mać?

– Pew­nie, że nie mo­żemy – war­czy do mnie Jo. – Gdyby było ina­czej, to na tej wy­spie nie bra­ko­wa­łoby tylu dzieci. Je­dyne, co mo­żemy zro­bić, to spró­bo­wać od­zy­skać Alek­san­dra, za­nim jego mózg zo­sta­nie wy­czysz­czony z za­war­to­ści. Ina­czej Sys­tem do­wie się wszyst­kiego o tym, w jaki spo­sób że­ru­jemy na nim od lat. Ale od­bi­cie Alek­san­dra bę­dzie bar­dzo trudne.

Serce pod­cho­dzi mi do gar­dła.

– Dla­czego? – Tylko tyle je­stem w sta­nie z sie­bie wy­du­sić.

– Są dwa ośrodki, do któ­rych kie­ruje się bun­tow­ni­ków. A je­dyny, który jest w na­szym za­sięgu...

– Taaa, w za­sięgu, do­bre so­bie! – kpi Ru­dolf. – Trzeba pły­nąć w górę rzeki Mac­ken­zie, mi­ja­jąc po dro­dze z kil­ka­na­ście in­sta­la­cji, do­trzeć do mia­sta, za­kraść się do ośrodka dla bun­tow­ni­ków i wy­do­stać się z niego nie­zau­wa­żo­nym. A to wszystko w stre­fie, w któ­rej roi się od po­dusz­kow­ców i dro­nów!

Ru­dolf stuka pal­cem w miej­sce na ma­pie znaj­du­jące się na kra­wę­dzi ja­kiejś rzeki wpa­da­ją­cej do Oce­anu Ark­tycz­nego. Z tru­dem prze­ły­kam ślinę. To tuż na po­łu­dnie od Ka­li­na­hopy, sto­licy dys­tryktu są­sia­du­ją­cego z tym, w któ­rym kie­dyś miesz­ka­łam. Samo serce Sys­temu.

– Ale jed­nak jest to wy­ko­nalne – od­po­wiada mu Jo. – Bar­dzo ry­zy­kowne, ale wy­ko­nalne. Na­to­miast je­żeli po­dusz­ko­wiec za­bie­rze go do dru­giego ośrodka, już po nas.

– Dla­czego? Gdzie jest ten drugi ośro­dek? – py­tam. Nie je­stem w sta­nie za­ma­sko­wać stra­chu.

– Tam.

Jo wska­zuje na punkt w re­gio­nie Wiel­kich Je­zior, obok daw­nego Chi­cago. Ty­siące ki­lo­me­trów od miej­sca, w któ­rym się znaj­du­jemy – do tego w stre­fie, o któ­rej za­wsze my­śla­łam, że jest zbyt za­nie­czysz­czona, żeby w ogóle dało się w niej żyć. Blednę.

– Je­żeli za­brali go tam, mu­simy od­pu­ścić i za­rzą­dzić ewa­ku­ację – mówi Ru­dolf chłod­nym gło­sem. – Za­bie­rzemy stąd ja­kąś setkę osób i bę­dziemy żyć jak szczury w be­to­no­wym bun­krze pod zie­mią, mo­dląc się, by Alek­san­der nie miał o nim po­ję­cia. Reszta wy­spy może co naj­wy­żej mieć na­dzieję, że Sys­tem okaże się dla nich po­błaż­liwy.

Aku­rat kiedy koń­czy wy­ma­wiać te słowa, na ma­pie po­now­nie po­ja­wiają się po­dusz­kowce. Lecą na wschód. W kie­runku dru­giego ośrodka.

Ru­dolf wali pię­ścią w stół i roz­wście­czony prze­wraca kop­nia­kiem fo­tel.

– No nie wie­rzę! – krzy­czy.

Stoję onie­miała, wpa­tru­jąc się w punkty, które zni­kają na se­kundę, żeby po­ja­wić się ka­wa­łek da­lej – co­raz bli­żej Wiel­kich Je­zior. Nie. Nie, Alek­san­der nie może prze­paść w rę­kach Sys­temu. Na pewno można coś jesz­cze zro­bić. To nie może się skoń­czyć w ten spo­sób!

Przy­po­mina mi się, jak przy­niósł mi na­par zio­łowy nad brze­giem je­ziora. Kro­ple wody osa­dza­jące się na jego dłu­gich rzę­sach pod­czas na­szej wspól­nej ką­pieli. Łuk jego szczęki. Uśmiech. Alek­san­der, który w ulew­nym desz­czu za­biera mnie do Bra­ców, za­raz po tym, jak ura­to­wał mi ży­cie. Nasz pierw­szy po­ca­łu­nek przy ogni­sku. Po­czu­cie braku na­gle prze­szywa mi serce, ogar­nia mnie roz­pacz.

So­kra­tes wcho­dzi do po­miesz­cze­nia cał­kiem blady.

– Alek­san­der jest w dro­dze do ośrodka w Chi­cago. Je­żeli chcemy go od­bić, to ostatni mo­ment, żeby wy­my­ślić plan.

Tłu­mię w so­bie płacz ulgi. Skoro So­kra­tes tak re­aguje, to zna­czy, że być może nie wszystko jesz­cze stra­cone.

– Prze­glą­da­li­śmy już pro­ce­dury na po­czątku tego roku, So­kra­te­sie – nie­cier­pliwi się Ru­dolf. – Wiesz o tym tak samo do­brze jak ja: nie je­ste­śmy przy­go­to­wani na ta­kie przy­padki. Nie ma moż­li­wo­ści, że­by­śmy zdą­żyli do­trzeć do Chi­cago na czas. Trzeba uru­cho­mić ewa­ku­ację i to na­tych­miast!

– Nie! Nie po­rzu­cimy go w ten spo­sób! – unosi się star­szy męż­czy­zna. – Może da­li­by­śmy radę ukryć się na po­kła­dzie jed­nego z po­dusz­kow­ców Sys­temu? A ten he­li­kop­ter w ru­inach Bar­row? A ten w Pru­dhoe? Prze­cież musi być spo­sób na zna­le­zie­nie ma­szyny, którą można by tam po­le­cieć!

– Roz­wa­ża­li­śmy już te opcje, So­kra­te­sie. Sam mó­wi­łeś, że to nie­moż­liwe!

– No cóż, ja też mogę się cza­sem po­my­lić. Trzeba roz­wa­żyć po ko­lei wszyst­kie moż­li­wo­ści, ja­kie mamy. Na pewno coś nam umknęło.

– Chyba osza­la­łeś! Chcesz, że­by­śmy tra­cili czas, za­miast zaj­mo­wać się ewa­ku­acją?

Tem­pe­ra­tura dys­ku­sji za­czyna ro­snąć, ja tym­cza­sem sta­ram się zna­leźć spo­sób na po­ko­na­nie kilku ty­sięcy ki­lo­me­trów naj­szyb­ciej, jak się da. Może gdyby ja­kiś okręt wy­sa­dził nas z qu­adami na wschod­nim wy­brzeżu... Nie. To na­dal ogromny dy­stans, w do­datku na gę­sto za­le­sio­nym te­re­nie, bez ja­kich­kol­wiek dróg. Ża­den po­jazd so­bie tam nie po­ra­dzi.

– A Alfa-101? – mówi na­gle Jo.

Od­wra­cam się do niego. Stół oświe­tla rysy Jo upior­nym bla­skiem. Wzrok zde­ter­mi­no­wa­nego męż­czy­zny kie­ruje się po ko­lei na każde z nas.

– Nie włą­czy­li­śmy do na­szych pla­nów za­so­bów, które wi­dzie­li­śmy w ba­zie. A prze­cież jest tam po­dusz­ko­wiec – stwier­dza do­bit­nie. – Mo­del, który da­li­by­śmy radę pi­lo­to­wać.

No ja­sne! Te­raz so­bie przy­po­mi­nam tę ma­szynę w han­ga­rze, który prze­mie­rza­li­śmy po moim po­rwa­niu. Po­dusz­ko­wiec w sta­nie uśpie­nia, po­kryty ku­rzem, z otwar­tym lu­kiem i po­wyw­ra­ca­nymi skrzy­niami trans­por­to­wymi na tra­pie. Moje oczy znów kie­rują się w stronę re­gionu Wiel­kich Je­zior. Nie mam cie­nia wąt­pli­wo­ści, że ten po­dusz­ko­wiec mógłby tam do­le­cieć. Iskierka na­dziei po­zwala mi od­dy­chać tro­chę swo­bod­niej. Twarz So­kra­tesa sto­ją­cego na­prze­ciwko mnie zdaje się na­bie­rać barw. Ru­dolf cho­dzi wszerz i wzdłuż po­miesz­cze­nia – jego po­liczki na­dal są czer­wone od zło­ści, ale spoj­rze­nie ma już za­my­ślone.

– Do­brze, Jo, ale w ja­kim sta­nie jest ta ma­szyna? – opo­nuje. – I kto niby miałby ją pi­lo­to­wać? Od pięć­dzie­się­ciu lat nikt z tu­tej­szych nie po­trafi la­tać czymś ta­kim!

– Ja mogę. Ro­bi­łam kursy na po­dob­nych mo­de­lach w trak­cie mo­ich snów na ja­wie.

Słowa same wy­do­stały się z mo­ich ust. Ru­dolf od­wraca się w moją stronę za­sko­czony, jakby na­gle przy­po­mniał so­bie o mo­jej obec­no­ści.

– I my­ślisz, że mo­gła­byś nim do­le­cieć aż tam? – pyta So­kra­tes.

– My­ślę, że tak.

So­kra­tes wzdy­cha z ulgą i prze­suwa dło­nią po twa­rzy. Ru­dolf pod­nosi swoje krze­sło i siada za sto­łem. W jego prze­ni­kli­wym spoj­rze­niu nie ma już śladu zło­ści, która jesz­cze przed chwilą go na­pę­dzała. Jest cał­ko­wi­cie skon­cen­tro­wany.

– W ja­kim sta­nie jest ten po­dusz­ko­wiec, Jo? – pyta spo­koj­nym to­nem.

– Cał­kiem nie­złym. Zna­czy, tak mi się zdaje. Nie wi­dzia­łem żad­nej po­waż­nej awa­rii. Ka­dłub i skrzy­dła nie­na­ru­szone. Ta baza zo­stała za­pro­jek­to­wana tak, żeby móc dzia­łać przez dwie­ście lat i to bez po­mocy z ze­wnątrz, więc po­winno dać się go na­pra­wić. Teo­re­tycz­nie Gul i jego chło­paki po­winni być w sta­nie do­pro­wa­dzić go do stanu uży­wal­no­ści.

– Co o tym my­ślisz, So­kra­te­sie? – pyta Ru­dolf.

– To na­sza je­dyna szansa – pada od­po­wiedź. – Mu­simy prze­jąć tę ma­szynę. Ale wiesz, co to ozna­cza, Lani...

So­kra­tes ob­raca się i wska­zuje na ciemny kąt po­miesz­cze­nia. W pół­mroku le­dwo do­strze­gam ciemną masę an­dro­ida, któ­rego poj­mał Alek­san­der. Z tru­dem prze­ły­kam ślinę. Je­śli chcemy się do­stać na po­dusz­ko­wiec, trzeba prze­jąć kon­trolę nad bazą. A to wy­maga prze­pro­gra­mo­wa­nia ro­bo­tów. So­kra­tes szkoli mnie i Toma w tym celu od ty­go­dni, ale po­no­simy po­rażkę za każ­dym ra­zem, kiedy mie­rzymy się z za­da­niem. Nie czuję, że­by­śmy ro­bili ja­kie­kol­wiek po­stępy.

– My­śli pan, że dam radę? – py­tam peł­nym wa­ha­nia gło­sem. – To zna­czy... Na­dal nie udało mi się wy­trzy­mać w trak­cie po­je­dyn­ków wię­cej niż kilka mi­nut.

– Ow­szem, dasz – od­po­wiada So­kra­tes bar­dzo po­waż­nie. – I mu­sisz to zro­bić. Je­steś te­raz na od­po­wied­nim po­zio­mie. Tak czy ina­czej, za kilka dni wy­słał­bym cię, że­byś je prze­pro­gra­mo­wała.

– Na­dal nie po­wie­dział mi pan, jak się to...

So­kra­tes otwiera usta, żeby mi od­po­wie­dzieć, ale tym ra­zem to Ru­dolf za­biera głos.

– No do­bra, cóż, skoro mamy plan, za­bierzmy się do tego od razu. Jo, po­szu­kaj Gula. Po­wiedz mu, żeby przy­niósł wszyst­kie do­ku­menty o kon­ser­wa­cji po­dusz­kow­ców, ja­kie ma na sta­nie. Mu­simy spi­sać wszystko, czego bę­dziemy po­trze­bo­wać, żeby można było po­sta­no­wić, ilu lu­dzi z tobą wy­słać. Na­stęp­nie przy­go­tu­jemy mi­sję.

– Roz­kaz, sze­fie.

Jo wstaje, strzela ob­ca­sami i po­spiesz­nie wy­cho­dzi z po­miesz­cze­nia.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------O AU­TORCE

MA­IWENN ALIX

Jest fran­cu­ską po­wie­ścio­pi­sarką z Bre­ta­nii. Uro­dziła się w 1987 roku. Do­ra­stała w po­dróży – mię­dzy pół­nocą Fran­cji, cen­trum, Szwe­cją i Szwaj­ca­rią – w cią­głym ru­chu.

Z wy­kształ­ce­nia jest in­ży­nie­rem. I zda­rzyło się, że po dniach, no­cach i week­en­dach spę­dzo­nych „w ta­bel­kach”, na­pi­sała pierw­szy tom Praw­dzi­wego ży­cia, jej de­biut li­te­racki. Po­wieść zdo­była na­grodę Uto­pia­les Jeu­nesse 2019 pod­czas Nan­tes In­ter­na­tio­nal Science Fic­tion Fe­sti­val.

Poza pi­sa­niem uwiel­bia sur­fing, go­to­wa­nie i mu­zykę, ale jej naj­więk­szą pa­sją jest... wy­my­śla­nie.

Ni­czego nie ko­cham bar­dziej niż wy­obra­ża­nia so­bie fik­cji. Praw­dziwą przy­jem­ność spra­wia mi bu­do­wa­nie roz­le­głych sys­te­mów – do­sko­nale na­oli­wio­nych, zor­ga­ni­zo­wa­nych i lo­gicz­nych – oraz ob­ser­wo­wa­nie, w jaki spo­sób na­wet naj­drob­niej­sze ziarnko pia­sku może za­wa­żyć na sta­bil­no­ści ca­łego układu – pi­sze o so­bie na blogu, i ta pa­sja wy­brzmiewa na kar­tach tej po­wie­ści.O AU­TO­RZE PRZE­KŁADU

PA­WEŁ ŁA­PIŃ­SKI

Trój­miesz­cza­nin. Po stu­diach ro­ma­ni­stycz­nych we Wro­cła­wiu i War­sza­wie wró­cił na pół­noc, bo lubi, jak mu wieje. Czło­nek Od­działu Pół­noc­nego Sto­wa­rzy­sze­nia Tłu­ma­czy Li­te­ra­tury i przy­godny wy­kła­dowca Uni­wer­sy­tetu Gdań­skiego. Tłu­ma­czy z ję­zyka fran­cu­skiego, głów­nie li­te­ra­turę dzie­cięcą i mło­dzie­żową oraz ko­miksy. W wol­nych chwi­lach pró­buje do­koń­czyć dok­to­rat o re­cep­cji fran­cu­skiej li­te­ra­tury współ­cze­snej we Fran­cji.

.

DO­TYCH­CZAS W SE­RII UKA­ZAŁO SIĘ:

Praw­dziwe ży­cie. Odłą­cze­nie

W SE­RII UKAŻE SIĘ:

Praw­dziwe ży­cie. Re­start
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: