Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Prawdziwe życie. Tom 3. Restart - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
23 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Prawdziwe życie. Tom 3. Restart - ebook

Wielki finał bestsellerowej francuskiej trylogii. 

Czasem trzeba się cofnąć, aby dotrzeć do celu…
Lani musi ponownie zintegrować się z Systemem, by zapobiec całkowitej zagładzie wysp rebeliantów. Jej pamięć zostaje wyczyszczona: wojowniczka rebelii znika i powraca do życia jako Lani202138, członkini Systemu, jakby nigdy nie została wyrwana. Teraz musi dostać się do jego centrum i doprowadzić do negocjacji z Decydentami. Niektórych wspomnień nie da się jednak wymazać…, a gdy Lani dociera do celu, odkrywa, że została zdradzona.

Czy uda jej się odróżnić prawdę od fałszywych wspomnień? Czy odzyska swoją osobowość? I czy jej uczucie do Aleksandra było prawdziwe?

Uwaga! System wciąga od pierwszej strony!

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-967960-5-9
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

ALEK­SAN­DER

– Trzy mi­nuty – szep­cze Jo obok mnie.

Po­wi­nie­nem pod­nieść wzrok, żeby spró­bo­wać do­strzec zbli­ża­jący się po­dusz­ko­wiec, ale nie je­stem w sta­nie. Przy­kuc­nięty za ska­li­stym cy­plem, nie mogę ode­rwać wzroku od dwóch ma­łych czer­wo­nych kro­pek na wiel­kiej za­śnie­żo­nej rów­ni­nie na dole. Znaj­dują się obok do­ga­sa­ją­cego ogni­ska dy­mią­cego gę­stym, czar­nym dy­mem. Tom po le­wej. A po pra­wej... Lani. Być może wi­dzę ją te­raz po raz ostatni. Ma­lutki blady punkt na bor­do­wym ma­te­riale, tam gdzie jej twarz wy­staje ze śpi­wora, który chroni jej śpiące ciało przed ką­sa­ją­cym mro­zem. Od­ru­chowo za­czy­nam ba­wić się bran­so­letą na nad­garstku. Jej bran­so­letą. Do­stała ją od ro­dziny pa­nu­ją­cej na Wy­spie Wik­to­rii jako znak przy­na­leż­no­ści do rodu. Bran­so­leta prze­stała dzia­łać, kiedy tylko zdją­łem ją Lani – tuż po tym, jak wy­ją­łem ją nie­przy­tomną z kap­suły snu. Nie mo­głem się prze­móc, żeby scho­wać ten dro­biazg ra­zem z resztą jej rze­czy. To je­dyny przed­miot, który Lani miała na wła­sność, poza kom­bi­ne­zo­nem Sys­temu albo mun­du­rem Od­zy­ski­waczki. Dla­tego za­ło­ży­łem bran­so­letę na swój nad­gar­stek, żeby móc choć w taki spo­sób za­cho­wać przy so­bie Lani. Od czasu do czasu czuję, że za­warty w niej pro­gram do po­rów­ny­wa­nia DNA prze­bu­dza się, żeby po­ta­jem­nie prze­te­sto­wać okre­ślone mar­kery mo­jej skóry. Mógł­bym go zmo­dy­fi­ko­wać. Zmu­sić do tego, żeby ak­ty­wo­wał resztę funk­cji bran­so­lety. Ale nie mam ochoty. Lani zo­sta­wiła w tym pro­gra­mie całe frag­menty swo­jej in­for­ma­cji ge­ne­tycz­nej, więc jakby jest tam tro­chę jej osoby...

– Dwie mi­nuty...

Daje się sły­szeć ja­kieś głu­che, od­le­głe bu­cze­nie.

– Kon­takt wzro­kowy na je­de­na­stej – szep­cze Jo.

Na bia­łym nie­bie wi­bruje ja­kaś ciemna ma­szyna. Za­ci­skam zęby.

– Pół­to­rej mi­nuty...

Za późno. Za późno, żeby wszystko od­krę­cić. Za późno, żeby ru­szyć w dół zbo­cza, prze­biec przez rów­ninę, wziąć Lani w ra­miona i za­brać w bez­pieczne miej­sce. Za późno, żeby zwró­cić jej wszyst­kie wspo­mnie­nia z Wy­spy Banksa, które sta­ran­nie ukry­łem w wa­run­ko­wa­niu Sys­temu. Za późno, żeby uciec tylko we dwoje na po­kła­dzie sta­rego po­dusz­kowca z bazy Alfa 101. Za późno...

– Mi­nuta – mówi Jo tak ci­cho, że le­dwo go sły­szę.

Mam wra­że­nie, że Jo kuli się tro­chę bar­dziej. Da­lej tkwimy na szczy­cie ska­li­stego pa­górka pod plan­deką w ko­lo­rze ka­mie­nia, która sta­nowi dla nas ka­mu­flaż, a przy oka­zji ma­skuje na­sze cie­pło. Fur­kot w po­wie­trzu się na­sila.

– Za­uwa­żyli ich.

Po­dusz­ko­wiec jest już na miej­scu, kil­ka­set me­trów od dwóch czer­wo­nych punk­tów. Stop­niowo zwal­nia, aż wresz­cie prze­cho­dzi do zwisu. I za­styga nie­ru­chomo.

– Cho­lera, czemu ich nie za­bie­rają? – pie­kli się Jo. – Na co cze­kają?

Ja jed­nak nie mogę mu nic od­po­wie­dzieć. Nie po­tra­fię wy­do­być z sie­bie dźwięku. Moż­liwe, że ich nie biorą, bo nie wy­czu­wają żad­nych funk­cji ży­cio­wych. Bo chłód zdą­żył ich za­bić...

Je­den ze śpi­wo­rów się po­ru­sza. Wy­grze­buje się z niego ja­kaś po­stać, która za­ta­cza się na zmro­żo­nej ziemi. To ona. To ona! Bie­gnie w na­szą stronę. Moja dłoń za­ci­ska się nieco moc­niej na bran­so­le­cie.

– No nie wie­rzę – war­czy Jo.

Po­dusz­ko­wiec na­gle ru­sza. Jego klapa się otwiera, a wtedy na śnieg pada prze­raź­liwy zie­lony pro­mień, który wciąga do góry Toma, a po­tem zmie­rza ku Lani. Uła­mek se­kundy póź­niej jej ciało unosi się już w pio­no­wym sno­pie świa­tła.ROZ­DZIAŁ 1

LANI

Pro­mień wciąga mnie po­woli do luku ma­szyny.

Nic nie ro­zu­miem. Co się dzieje? Co ja tu­taj ro­bię? W mo­ich wspo­mnie­niach pa­nuje chaos. Góra, Jen. Pola i ja­kaś młoda blon­dynka, tarta z jabł­kami... Właz się za­myka. Przez chwilę tkwię za­wie­szona w ciem­no­ściach. Czuję się, jakby ktoś po­zba­wił mnie wszyst­kich zmy­słów poza słu­chem. Poza po­mru­kiem sil­nika po­dusz­kowca sły­szę tylko swój wła­sny od­dech. A po­tem ła­dow­nię po­woli roz­świe­tla czer­wone i roz­pro­szone świa­tło. Naj­pierw do­strze­gam zaj­mu­jące część miej­sca kon­te­nery z do­stawą. Na­stęp­nie pio­nowe kap­suły snu umiesz­czone jedna obok dru­giej na ścia­nach. Wszyst­kie są pu­ste. Ja­kaś syl­wetka w gru­bym czer­wo­nym śpi­wo­rze unosi się obok mnie. Roz­po­znaję tę twarz. To Tom. Co on tu­taj robi? Prze­cież po­wi­nien być w in­nej osa­dzie!

– Tom? Hej, co z tobą? Tom!

Ale on nie od­po­wiada. Pró­buję wy­słać mu wia­do­mość men­talną. Zero re­ak­cji. Czy wszystko z nim w po­rządku? Może jest ranny? Pró­buję pod­łą­czyć się do po­dusz­kowca. Nor­mal­nie, kiedy ma­szyny tego typu za­bie­rają ko­goś na po­kład, to sztuczna in­te­li­gen­cja, która nimi kie­ruje, za­wsze na­wią­zuje kon­takt z pa­sa­że­rami, żeby przez całą drogę prze­ka­zy­wać re­gu­lar­nie in­for­ma­cje o wa­run­kach lotu – aż do punktu do­ce­lo­wego. Tym ra­zem jed­nak nic ta­kiego się nie dzieje. Czyżby zmie­niono pro­to­kół? Moż­liwe, bo prze­cież ostat­nim ra­zem, kiedy prze­by­wa­łam na po­kła­dzie jed­nej z ta­kich ma­szyn, mia­łam trzy lata i le­cia­łam na za­bieg wsz­cze­pie­nia trans­pon­dera. Pró­buję skon­tak­to­wać się z ser­we­rem mo­jej osady. Nic. Mama, Jen – nic. Za­czyna mnie ogar­niać pa­nika, więc sta­ram się po­łą­czyć z cen­trum ra­tun­ko­wym w Honfu. A po­tem ze wszyst­kimi ser­we­rami, ja­kie tylko po­tra­fię so­bie przy­po­mnieć. Nic z tego, na­prawdę je­stem od­cięta od świata.

– Po­mocy! Po­mocy! – krzy­czę, a dźwięk roz­nosi się echem po ła­downi.

Moją uwagę przy­ciąga ja­kiś me­cha­niczny od­głos. To sze­ścioro wiel­kich me­ta­lo­wych szczy­piec su­nie, roz­wie­ra­jąc się, w moją stronę z głębi pu­stej kap­suły. Na­dal wi­szę w po­wie­trzu, więc nie mogę im się w ża­den spo­sób wy­mknąć. Pró­buję ode­pchnąć jedne z nich, ale one ata­kują z pręd­ko­ścią żmii i za­ci­skają mi się na nad­garstku. W ułamku se­kundy szczypce chwy­tają moje nogi, klatkę pier­siową, szyję i ra­miona, po czym nie­ubła­ga­nie cią­gną mnie w stronę ma­łej ni­szy. Kiedy kap­suła, do któ­rej tra­fi­łam, się za­myka, do mo­jej głowy ni­czym pi­jawki przy­wie­rają setki świe­tli­stych ni­te­czek.

Te­raz jest już cał­kiem ci­cho. Sły­szę tylko swój od­dech, który osa­dza się krę­gami pary na szy­bie znaj­du­ją­cej się trzy cen­ty­me­try od mo­jej twa­rzy. Czuję, że ciało mi sztyw­nieje. Tom rów­nież zo­stał umiesz­czony w kap­sule na­prze­ciwko mnie. Za­nim zdążę do niego krzyk­nąć, moja świa­do­mość zo­staje we­ssana gdzie in­dziej.

Kro­czę po dłu­gim ko­ry­ta­rzu wzdłuż czar­nych ścian. Nie ma tu żad­nego źró­dła świa­tła, a jed­nak wi­dzę wszystko, tak jakby był dzień. Od­głosy mo­ich kro­ków od­bi­jają się od ścian. To na pewno sen. Pró­buję pod­łą­czyć się do ser­wera, żeby do­wie­dzieć się, który to. Zero. Ab­so­lut­nie nic. Zero po­łą­cze­nia. To dziwne. Idę da­lej. Jak tu się zna­la­złam? Pró­buję so­bie przy­po­mnieć ostat­nie go­dziny. Śnieg. Na pewno był tam śnieg. A przed­tem ja­kieś go­spo­dar­stwo. Przy­po­mi­nam so­bie twarz ko­biety, która tam miesz­kała. Po­tem kon­tury za­czy­nają się za­ma­zy­wać. Staję w miej­scu jak wryta. To nie jest nor­malne. Za­wsze mia­łam świetną pa­mięć. Dla­czego na­gle nie je­stem w sta­nie przy­po­mnieć so­bie, skąd się tu­taj wzię­łam? Od­wra­cam się. Ko­ry­tarz za mną znik­nął. Kom­plet­nie nic już tam nie ma. Tylko ciem­ność, która wy­daje się wszystko za­sy­sać. Ob­ra­cam się na pię­cie. Przede mną wszystko – pod­łoga, ściany – jest na swoim miej­scu. Ro­bię dwa kroki i rzu­cam okiem za sie­bie. Ciem­ność po­chło­nęła już ko­lejny metr, który prze­szłam. Przez chwilę stoję nie­ru­chomo, nie­pewna, co po­win­nam zro­bić: bo co, je­śli będę iść da­lej, a tam na końcu nie bę­dzie ni­czego poza bez­brzeżną ciem­no­ścią? A z dru­giej strony – nie mogę prze­cież tak stać bez końca na brzegu ot­chłani. In­stynkt pod­po­wiada mi, że trzeba iść da­lej. Ru­szam.

Prze­błysk. Świe­tli­sty ślad po po­ci­sku, który leci przez noc. Wspo­mnie­nie jest tak prze­lotne, że aż pod­ska­kuję. Kiedy to było? Czy zda­rzyło się na­prawdę? Jed­nak kiedy chcę wró­cić do tego wspo­mnie­nia, ob­raz mo­men­tal­nie się za­ma­zuje. Nie po­tra­fię już przy­po­mnieć so­bie, co mnie tak po­ru­szyło. Wzru­szam ra­mio­nami i idę da­lej przed sie­bie. To samo zja­wi­sko po­wta­rza się jesz­cze po dro­dze wie­lo­krot­nie. Za każ­dym ra­zem ob­raz nik­nie rów­nie szybko, jak się po­ja­wia. Ściany wo­kół mnie zdają się roz­ja­śniać. Nie wiem już na­wet, jak długo tak idę, kiedy uświa­da­miam so­bie, że są te­raz cał­kiem białe.

A po­tem nie ma już w ogóle ścian. Tylko nie­ska­zi­tel­nie biała prze­strzeń Kon­struk­cji.

Zo­staję wrzu­cona w swoje ciało.

Mam wra­że­nie, jak­bym była otu­lona ze wszyst­kich stron watą. Wszystko wo­kół mnie jest mięk­kie i ak­sa­mitne. Łącz­nie ze mną samą. Moje mię­śnie w ogóle nie re­agują. Po­wieki nie chcą się za­mknąć, a ręce i nogi po­ru­szyć. A jed­nak czuję ma­te­riał swo­jego kom­bi­ne­zonu na skó­rze oraz pu­szy­sty ma­te­rac pod pal­cami. Mu­szę być chora i za­pewne mnie unie­ru­cho­miono. Moje noz­drza wy­chwy­tują wów­czas cha­rak­te­ry­styczny za­pach szpi­tala Sys­temu: nie­okre­śloną mie­szankę le­karstw i se­rum lecz­ni­czego. To do­brze, je­stem w do­brych rę­kach. Na pewno uda im się usta­lić, co mi do­lega.

– Wi­dzia­łeś wy­niki, Dun­ca­nie? – pyta ko­biecy głos nieco da­lej.

– Mhmmm.

– Chyba nie za­mie­rzamy na po­waż­nie zin­te­gro­wać jej z po­wro­tem w ta­kim sta­nie?

– Ow­szem, za­mie­rzamy – od­po­wiada ni­ski głos tro­chę nie­obec­nym to­nem.

– Dun­ca­nie, jej kon­struk­cja mó­zgowa jest zbyt nie­sta­bilna, prze­cież wi­dzia­łeś ślady po uszko­dze­niach! A ta skłon­ność do prze­mocy? U niego to jesz­cze przej­dzie, ale u niej...

– Ta dziew­czyna jest jed­nym z naj­bar­dziej obie­cu­ją­cych przed­sta­wi­cieli swo­jego po­ko­le­nia – wtrąca się męż­czy­zna. – Nie mo­żemy prze­pu­ścić ta­kiej oka­zji.

– A je­śli za­re­aguje prze­sad­nie, Dun­ca­nie? Je­śli coś skie­ruje ją na ob­ra­nie pa­to­lo­gicz­nego mo­delu za­cho­wań i straci nad tym kon­trolę? Jej mózg nie działa pra­wi­dłowo, temu nie mo­żesz za­prze­czyć.

– Su­san, mó­wisz o tym, jakby cho­dziło o coś, na co nie mamy wpływu. Jak gdyby jej kon­struk­cje mó­zgowe za­sty­gły na za­wsze. Do­sko­nale wiesz, że te ślady można wy­ma­zać rap­tem w kilka mie­sięcy. Wy­star­czy do tego spo­kojne i sprzy­ja­jące sku­pie­niu śro­do­wi­sko.

– A to­bie się wy­daje, że tur­nieje dla Kon­struk­to­rów wła­śnie to jej za­pew­nią? Do­sko­nale wiesz, że te zma­ga­nia nie po­zwolą jej na od­po­wied­nią re­ha­bi­li­ta­cję. Moim zda­niem po­win­ni­śmy ją od­izo­lo­wać w si­lo­sie.

Po tym stwier­dze­niu na dłuż­szą chwilę za­pada ci­sza. Nie zro­zu­mia­łam nic a nic z roz­mowy tych dwojga.

– Nie zga­dzam się – roz­lega się znów głos Dun­cana. – Osta­tecz­nie sły­sza­łaś tak samo do­brze jak ja, co mó­wił Ro­mu­ald. Nie każ­dego dnia tra­fia się na Kon­struk­torkę z ta­kim po­ten­cja­łem.

– Tak samo jak nie każ­dego dnia tra­fia się na członka, który jest po­ten­cjal­nie wa­dliwy. Jej ano­ma­lie spra­wiają, że sta­nowi za­gro­że­nie dla sie­bie sa­mej i dla in­nych.

Męż­czy­zna wzdy­cha.

– Po­słu­chaj, Su­san, sprawdźmy naj­pierw, czy nie da­łoby się na­pra­wić jej trans­pon­dera...

Ich kroki się zbli­żają.

– Do­brze, Dun­ca­nie – mówi ko­biecy głos tuż nade mną. Ale uprze­dzam cię, że je­żeli po jej po­now­nej in­te­gra­cji za­uważę, że coś w niej bu­guje, to nie za­mie­rzam ry­zy­ko­wać.

Do­piero te­raz zdaję so­bie sprawę, że cały czas mó­wili o mnie. Nic nie ro­zu­miem. Jak niby mo­głam wy­kształ­cić ja­kieś ano­ma­lie? Co wła­ści­wie mają na my­śli? No i co to jest ten cały „si­los”?

– Wy­bu­dziła się – mówi Su­san. – Po­szło o wiele szyb­ciej, niż prze­wi­dy­wa­łam.

– Nic dziw­nego – od­po­wiada Dun­can. – Po­dej­rze­wam, że jej mózg wręcz rwał się do tego, żeby wresz­cie po­zbyć się tych wspo­mnień. Lani, sły­szysz mnie? Je­śli mnie sły­szysz, wy­ślij tylko wia­do­mość men­talną.

#Lani: Sły­szę was.

– Świet­nie.

#Lani: Dla­czego nie mogę się ru­szyć? Czemu chce­cie mnie umie­ścić w ja­kimś si­lo­sie? Gdzie my w ogóle je­ste­śmy?

– Spo­koj­nie, Lani – na­ka­zuje mi Su­san. – Je­steś w szpi­talu. Mia­łaś drobny wy­pa­dek. Bę­dziemy mu­sieli na­pra­wić twój trans­pon­der.

#Lani: Co się stało z moim trans­pon­de­rem? Dla­czego wy­ka­zuję ja­kieś ano­ma­lie?

– Prze­pro­wadźmy pro­ce­durę jesz­cze raz, Dun­ca­nie. Le­piej wy­ma­zać tę roz­mowę, je­śli chcemy, żeby fak­tycz­nie miała szansę na po­wrót do nor­mal­nego ży­cia.

Na­gle za­sysa mnie stan nie­świa­do­mo­ści.

Kro­czę po dłu­gim ko­ry­ta­rzu wzdłuż czar­nych ścian. Nie ma tu żad­nego źró­dła świa­tła, a jed­nak wi­dzę wszystko, tak jakby był dzień. Od­głosy mo­ich kro­ków od­bi­jają się od ścian. Mam dziwne po­czu­cie, że już tu by­łam. Przez krótką chwilę po­wraca mi wspo­mnie­nie ja­kiejś roz­mowy. Cho­dziło w niej o coś wa­dli­wego. Ale już nie pa­mię­tam co. Wzru­szam ra­mio­nami. Na­gle ściany prze­cho­dzą w biel i zo­staję wrzu­cona w swoje ciało.

Bu­dzę się jakby otu­lona watą. Czuję pod ple­cami miękki ma­te­rac.

– Dzień do­bry, Lani – mówi ser­decz­nie czyjś ko­biecy głos. – Na­zy­wam się Su­san.

Pró­buję się ru­szyć, otwo­rzyć oczy, ale nie je­stem w sta­nie.

– Mia­łaś drobny wy­pa­dek, Lani, je­steś w szpi­talu. Mu­sie­li­śmy cię cał­ko­wi­cie unie­ru­cho­mić. Je­śli bę­dziesz chciała mi coś po­wie­dzieć, zrób to, pro­szę, men­tal­nie.

Wy­pa­dek? O co jej może cho... Na­gle w mo­jej pa­mięci po­ja­wia się ob­raz Jen, która spada do tyłu z urwi­ska.

#Lani: Co się stało? Co z Jen?

– Jen ma się do­brze. Zo­stała prze­nie­siona i jest te­raz człon­ki­nią cen­trum da­nych 010001. Nie­stety ty rów­nież spa­dłaś i twój trans­pon­der do­znał po­waż­nych uszko­dzeń – oznaj­mia ja­kiś mę­ski głos. – Bę­dziemy mu­sieli go na­pra­wić. Ale w tym celu po­trze­bu­jemy, że­byś była przy­tomna pod­czas ope­ra­cji.

#Lani: Do­brze.

– Świet­nie. Mu­szę cię uprze­dzić, że to dość nie­przy­jemna ope­ra­cja... Bę­dziemy mu­sieli wy­ko­nać na­cię­cie, żeby do­stać się bez­po­śred­nio do two­jego trans­pon­dera. Na­stęp­nie wy­mie­nimy w nim wa­dliwy ele­ment. Przez cały czas bę­dziemy mu­sieli z tobą roz­ma­wiać, żeby mieć pew­ność, że ni­czego nie uszka­dzamy.

Męż­czy­zna chwilę się waha.

– W tej chwili je­steś tylko unie­ru­cho­miona, zro­bi­li­śmy ci także znie­czu­le­nie miej­scowe.

#Lani: Czy to bę­dzie bo­leć?

– Może, ale tylko tro­chę – bez­na­mięt­nie od­po­wiada męż­czy­zna. – Poza tym w każ­dej chwili bę­dziesz mo­gła mi po­wie­dzieć, że coś jest nie tak, zgoda?

#Lani: Do­brze.

– Go­towa?

#Lani: Tak, zróbmy to.

Moją twarz owiewa lekki wia­te­rek. Na­bie­ram głę­boko do płuc wio­senne po­wie­trze. Ro­bię kilka kro­ków po po­mo­ście nad je­zio­rem. W prze­źro­czy­stej wo­dzie bu­szują małe ryby, które prze­py­chają się, pod­gry­za­jąc glony po­ra­sta­jące drew­niane fi­lary. Przez chwilę im się przy­glą­dam, kiedy słońce roz­kosz­nie na­grzewa moją skórę.

– Co by nie mó­wić, ład­nie tu jest, no nie? – od­zywa się Tom.

Ki­wam głową. Z drzew, które ro­sną wzdłuż brze­gów, do­ciera do nas świer­got pta­ków. Kładę To­mowi dłoń na ra­mie­niu. Jego sy­gnał jest prze­peł­niony smut­kiem, jak to się czę­sto zda­rza, od kiedy ogło­szono, że Cora nie żyje.

– Jak my­ślisz, ile czasu jesz­cze tu zo­sta­niemy?

Tom wzru­sza ra­mio­nami.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: