Prawo Nestora - ebook
Prawo Nestora - ebook
Mężczyzna, który uwielbia dominować. Mężczyzna, który lubi sprawiać przyjemność połączoną z bólem. Dla niego nie ma zwykłego seksu. Dla niego nie ma stabilizacji. Są tylko przelotne spotkania. Czy znajdzie w końcu kobietę, która spełni jego wymagania? Hope to nadzieja, prosta dziewczyna. Nie zwraca uwagi na swoje przywileje społeczne. Studentka zarządzania, która trafia do pracy jako sekretarka. Poznali się przypadkowo, a ich znajomość miała zakończyć się po kilku miesiącach. Z czasem jednak nawet największy potwór odnajduje w sobie serce. Serce, które jest gotowe na miłość. Czy czeka ich szczęśliwe zakończenie? Ta dwójka dostarczy Wam wielu emocji. To jest pewne.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-054-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXIII
EpilogRozdział I
Nestor
– Możesz już iść. – Wyjąłem penisa ze szczupłej brunetki.
Kobieta spojrzała na mnie oskarżycielskim wzrokiem.
No co? – pomyślałem.
Nie chciałem, by zostawała, bo po co? Nie uznawałem tego typu przygód.
Seks i śniadanie? Nie, nie i jeszcze raz nie. Czy byłem okrutny?
Dla siebie nigdy, ale dla panienek, z którymi się pieprzyłem, pewnie tak. Ile razy słyszałem: „Dlaczego jesteś taki oschły?”…
– Ubieraj się i zmykaj – powiedziałem najgrzeczniej, jak tylko potrafiłem.
Leżałem zrelaksowany na skórzanej kanapie i przyglądałem się dziewczynie, którą przed chwilą ostro pieprzyłem od tyłu.
– Ale ty jesteś popierdolony, Nestor.
– Całkiem możliwe, przez grzeczność nie zaprzeczę, ale proszę cię, zmykaj już – odparłem oschle.
– Nie wiem, czym spowodowane jest twoje pierdolnięcie, ale kiedyś dopadnie cię karma – powiedziała.
Tak, tak, słyszałem to nie raz ani nie dwa. Tak mi mów – pomyślałem.
– Ubieraj się, mam pracę – dodałem.
Nie chciało mi się opowiadać swojego życia jakieś obcej lasce. I tak miała najlepsze rżnięcie, o jakim mogła marzyć. Nie musiała mi dziękować.
Kiedy w końcu opuściła mój loft, mogłem skupić się na sobie.
Zawsze gdy nie mogłem zasnąć, zabierałem się do pracy. Bycie mechanikiem dawało mi wiele radości, ale tutaj przy tym grzebaniu w samochodach odpoczywałem. To właśnie wtedy rozmyślałem o najbardziej nurtujących mnie rzeczach.
Słońce wschodziło nad New Heaven. Postanowiłem zaparzyć sobie kawy i udać się do swojego warsztatu. Nic tak nie robiło mi dnia, jak praca nad autami. Włożyłem ogrodniczki i starą koszulkę, wziąłem kubek i zszedłem na dół. Przekręciłem zamek i włączyłem światła. W całym pomieszczeniu czuć było smar i metal oraz paloną gumę. Odstawiłem kawę na stolik i zabrałem się do pracy.
Rozrząd w starym fordzie zajął mi trochę czasu. Spojrzałem na zegarek. Dobiegała już ósma. Czekając na swojego pracownika, postanowiłem umyć ręce i przygotować się do wyjścia. Nocne zmiany w warsztacie mnie uspakajały, czułem się wtedy wystarczająco zrelaksowany.
– Siema, wodzu – powiedział wchodzący do środka młody mężczyzna.
– Cześć, Tom – rzuciłem w jego stronę.
Lawirował przez warsztat niezauważalnie. Podszedł do tablicy i popatrzył na listę zadań.
– Co mam dziś robić? – zapytał.
– Wszystko masz wypisane na kartce. Ja idę do siebie, będę pod telefonem. Ford starego Johna jest gotowy, możesz mu go wydać – dodałem, wychodząc.
Tom to młody chłopak. Kiedyś widziałem, jak żebrał pod sklepem. Była to jedna z nielicznych sytuacji, gdy nie mogłem przejść obok czegoś takiego obojętnie. Postanowiłem go zatrudnić, dać mu kwaterę i szansę na lepsze życie. Może nie uwierzycie, ale kiedyś byłem taki sam.
Udałem się na górę, by wziąć prysznic. Ciepła woda spływała po moim ciele, a ja rozkoszowałem się każdą minutą. Włożyłem czarne spodnie i białą koszulkę, chwyciłem kluczyki i ruszyłem do samochodu. Mało kto wiedział, że warsztat to jedna z dwóch moich działalności.
Pojechałem do portu, aby zobaczyć, jak się mają moje interesy. Zaparkowałem swoje bmw pod tutejszym magazynem. Wyciągnąwszy telefon, odblokowałem alarm i wszedłem do środka. Przy niewielkim stoliku siedzieli moi ludzie, którzy kontrolowali rozładunki. Przywitałem się i udałem do niewielkiego biura na piętrze. Musiałem dogadać z Niemcami kilka spraw odnośnie do naszego najnowszego transportu. Trzymając komórkę przy uchu i czekając, aż ktoś obierze, podszedłem do okna. Odwróciłem się i moim oczom ukazała się ona.
Nad brzegiem stała brunetka. Wiatr rozwiewał jej włosy.
Co ona, do chuja, tu robi? – zakląłem w duchu. – Przecież to najbardziej niebezpieczne miejsce w całym New Heaven.
Wstałem i udałem się w jej kierunku, by wybadać sytuację. Może to policjantka i sprawdza teren? Kiedy zbliżałem się do dziewczyny, zza kontenera wyszło dwóch napakowanych facetów. Obserwowałem, dokąd zmierza to „spotkanie”, lecz było tak, jak przypuszczałem – nie znała ich. Obróciła się w ich stronę i wycofała. Osiłki nie mieli hamulca. Podszedłem do nich i odegrałem scenkę. Nie podniecała mnie taka krzywda. Wręcz przeciwnie. Ona mnie wkurwiała.
– Kochanie, nawet jak się kłócimy, to, proszę, nie wychodź sama – zwróciłem się do dziewczyny.
Spojrzała na mnie pytająco.
– Panowie pewnie sądzili, że jesteś sama, prawda? – Popatrzyłem na dwóch osiłków.
– My już pójdziemy – odezwał się jeden z nich.
– Tak myślałem – skwitowałem.
Obróciłem się w stronę brunetki i położyłem ręce na jej ramionach. Czy ona była poważna? Wpakowała się do portu, gdzie się roiło od dziwnych typów.
– Albo jesteś z policji, albo jesteś nienormalna. Ale stawiam na to drugie, bo policjantka dałaby sobie radę z tymi dwoma – powiedziałem do nieznajomej.
– Dziękuję – odparła.
– Zmykaj, zanim faktycznie ktoś cię dopadnie. To nie miejsce dla takich ślicznotek jak ty. Podwieźć cię?
Coś we mnie wstąpiło. Zaskoczyłem samego siebie, proponując jej transport. Dziewczyna nieco się zawahała, ale pokiwała głową. Podałem jej dłoń i zaprowadziłem ją do auta. Przyjrzałem jej się uważanie i nie umknęło mojej uwadze to, jakie ma boskie ciało. Widać było, że lubi wysiłek fizyczny, jej tyłek był umięśniony, układał się w serduszko. Jej biust był nie za duży, taki w sam raz. Ale to oczy, jej brązowe oczy przykuwały moją uwagę. Byłaby idealna, gdybym ja był normalny.
– Dokąd cię zawieźć…? – zapytałem.
– Hope, mam na imię Hope. I, proszę, zawieź mnie do akademika.
Czyli jest studentką – zanotowałem w myślach.
– Dobrze, nie ma problemu, Hope.
Usiadłem za kierownicą i ruszyłem w stronę miasta. Po drodze prawie wcale nie rozmawialiśmy. Nie przeszkadzało mi to. Wolałem napawać się tymi chwilami, jej zapachem. Odwiozłem ją pod Yale – najbardziej prestiżową uczelnię w stanach.
Musi być inteligentna – stwierdziłem w duchu.
Chwyciła za klamkę, ale odwróciła się jeszcze w moją stronę. Jej oczy na nowo mnie zahipnotyzowały.
– Dziękuję… – urwała, nie wiedząc, jak się do mnie zwrócić.
– Nestor, nie przedstawiłem się. Nestor Rals.
– Miło mi, Nestorze. Do zobaczenia. Mam nadzieję – powiedziała i wysiadła, zostawiając mnie samego z myślami.
Muszę ją mieć. Musisz ją mieć, Nestorze Rals – postanowiłem.