- W empik go
Prekursorzy. Dwadzieścia wizji lepszego świata - ebook
Prekursorzy. Dwadzieścia wizji lepszego świata - ebook
Co pchnęło Ludwika Zamenhofa do stworzenia uniwersalnego języka? Dlaczego dzieła Magdaleny Abakanowicz są podziwiane i rozumiane na całym świecie? Jak narodziły się polska szkoła filmowa i polska szkoła plakatu? Co napędza do działania współczesnych tytanów pomocy – Janinę Ochojską i Jerzego Owsiaka?
Panteon związanych z Polską innowatorów, kreatorów uniwersalnych idei i wartości społecznych XX wieku, którzy wnieśli nowy wymiar lub odkrycie do przestrzeni publicznej, nauki, kultury, sztuki. Ze wszystkich tekstów dwudziestu postaci wybrano te fragmenty, w których mówią o swojej pionierskiej drodze. Powstały barwne opowieści o motywacjach, pomysłach, marzeniach i ich realizacji. Kompozycje tekstów prekursorów uzupełnione zostały komentarzami światowych osobistości.
Tym, którzy w ślad za mną zaangażują się w ideową krucjatę, oferuję wzorzec z własnego doświadczenia. Najpierw będą wam mówić, że sama idea jest zła; później, gdy uznają ją za dobrą, mała, ale jednocześnie sprawna grupa fachowców z tej samej dziedziny będzie z wami walczyć otwarcie lub skrycie; a kiedy wreszcie będziecie bardzo blisko osiągnięcia celu, będą się starali o to, by zaakceptować wasz pomysł, ale z drobnymi zmianami i pod inną nazwą.
Rafał Lemkin
Spis treści
Od Inicjatorów
Zbigniew Gluza, Jarosław Sroka
Ludwik Zamenhof
Ignacy Jan Paderewski
Maria Skłodowska-Curie
Janusz Korczak
Michał Sokolnicki
Bronisław Malinowski
Ludwik Hirszfeld
ks. Jan Zieja
Irena Krzywicka
Rafał Lemkin
Juliusz Mieroszewski
Henryk Tomaszewski
Stanisław Lem
Andrzej Wajda
Magdalena Abakanowicz
Jerzy Grotowski
Jacek Kuroń
Jan Kulczyk
Jerzy Owsiak
Janina Ochojska
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66707-50-4 |
Rozmiar pliku: | 10 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Polska Prekursorów – widziana z perspektywy wyjątkowych innowatorów ostatniego stulecia – jawi się inaczej niż kraj żyjący w rytmie dwukrotnie odzyskiwanej suwerenności państwowej. Dobra energia, zyskująca uniwersalny wymiar, przekracza niemijające słabości polityczne czy uciążliwą bierność niemałych grup społeczeństwa. Indywidualna, wznosząca moc zmienia rzeczywistość – wpływa na sposób pojmowania świata. Postanowiliśmy przedstawić dwadzieścia takich sposobów na zasadniczą naprawę porządku zbiorowego – punkt wyjścia rodzimy, skala przemiany najszersza.
Mocarstwowe ambicje Rzeczpospolitej stawały się zwykle w historii najnowszej objawem zadufania. Jednak w jej ramach potrafiła się narodzić myśl ponadczasowa, kierowana do ludzkości. Wychowawca, wprowadzający systemowo szacunek wobec dziecka. Ksiądz, stanowiący swym życiem dowód, że żaden człowiek nie ma prawa do zabicia bliźniego. Twórca sztucznego języka jako narzędzia powszechnego braterstwa. Orędownik fundamentalnej walki z ludobójczymi skłonnościami świata. Każda z tych zdeterminowanych postaw stawała się przesłaniem globalnym, nawet gdy praktyka pozostawała doraźna.
Samo odzyskiwanie Polski miewało w szerszym planie nowatorski charakter, gdy nie chodziło tylko o racje wewnętrzne. Wirtuoz, przekonujący światowe mocarstwa, że powrót państwa na mapę geopolityczną będzie aktem sprawiedliwości dziejowej. Druh sprawczy Komendanta, niosący polskość jak dar dla Europy. Politolog, widzący spoza „żelaznej kurtyny” szanse przełamania podziału kontynentu. Przywódca, uruchamiający ruchy społeczne jako siłę rozbijającą totalitaryzm. Prowadzili do Niepodległej, nieszowinistycznej, otwartej, gotowej do partnerstwa.
Brak państwowości, a po jej odzyskaniu liczne słabości, mogą tłumaczyć niebudujący stan krajowej nauki. Indywidualne drogi poprzez zastaną wiedzę okazywały się tu jednak odkrywcze. Noblistka, odsłaniająca moc kluczowych pierwiastków. Badacz, przenikający najgłębsze tajniki krwi. Antropolog, przystawiający ludziom ponadepokowe kulturowe zwierciadło. Pisarz, z analizy nowatorskiej nauki wyprowadzający obraz globalnego rozwoju, ale też – przenikliwe przestrogi. Ich jednostkowe wizjonerstwo, prowadzące do poznawczych przełomów, dowodzi skali osobistej mocy.
W okresie zaborów polską identyfikację określała głównie sztuka; ocalająca, formułująca powinność, stanowiąca zobowiązanie. Artystyczne nowatorstwo po obu wojnach światowych nie ma już w sobie takiej tendencji. Reżyser, wydobywający z Polski temat ponadnarodowy, dotyka głębi współczesnego doświadczenia. Wizjoner teatru, przekreślający w nim zwykły podział ról. Rzeźbiarka, mówiąca do każdego człowieka językiem formy. Grafik, w którego przekazie znak otwiera najszerszą perspektywę. Artyzm, o w pełni osobistych uwarunkowaniach i poszukiwaniach, prowadzi do łączności pokoleń i społeczeństw ponad wszelkimi granicami.
Wielki wymiar innowacyjny może mieć taki ogląd rzeczywistości, który pomaga odsłonić źródło naprawy. Propagatorka przemian obyczajowych, naruszająca reguły przaśnego patriarchatu. Kreator globalnej przedsiębiorczości, przełamujący krajową niemożność. Mentorka wsparcia międzynarodowego, reagująca na bieżące zapaści świata. Wodzirej mobilizacji pomocowej, pobudzający powszechną bezinteresowną aktywność. Wychodząc od rodzimych realiów, lecz w konfrontacji z ponadczasowymi mechanizmami, prowadzą do lepszego urządzenia wszechrzeczy.
Dwadzieścia prezentowanych sposobów na poprawę przestrzeni zastanej wykroczyło daleko poza własne otoczenie. Dobra energia rodzi się w różnych miejscach, w wielu dziedzinach, z zaczynu licznych osób. Jesteśmy przekonani – także w następstwie podjętej tu współpracy – że nie rośnie ona jedynie siłą wybitnych Prekursorów, ale objawia się pomiędzy pojedynczymi ludźmi, grupami, społeczeństwami. O ile ich celem jest naprawa świata.
Zbigniew Gluza
Jarosław SrokaIGNACY JAN PADEREWSKI
Ignacy Jan Paderewski
1860–1941
trybun polskiej niepodległości
architekt nowej Europy
pianista-wirtuoz
We wspomnieniach
Wojna została wypowiedziana. Przyszłość Europy, a może i całego świata zagrożona, a z nią zagrożona cała ludzkość. Nowy świat, nowa epoka rozpoczynały się. Także dla mnie zaczynała się nowa epoka – epoka innej, nieprzewidzianej, a jednak przeznaczonej mi kariery. „Następuje koniec mego dotychczasowego życia artysty i to na czas dłuższy – pomyślałem – a może nawet na zawsze”.
Morges (Szwajcaria), lato 1914
W odezwie do Polaków w Ameryce w imieniu Szwajcarskiego Komitetu Generalnego Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce
Jestem Polakiem, wiernym synem Ojczyzny. Myśl o Polsce wielkiej i silnej, wolnej i niepodległej była i jest treścią mego istnienia, urzeczywistnienie jej było i jest jedynym celem mego życia. Choć większość lat przeżytych spędziłem wśród obcych, nie sprzeniewierzyłem się jej ani na chwilę i nie sprzeniewierzę nigdy.
Nowy Jork, 22 maja 1915
W przemówieniu na wiecu Polaków (pod pomnikiem Tadeusza Kościuszki)
Od samego początku naszego istnienia, gromadząc własne ziemie, własne jednocząc plemiona, broniliśmy rozproszonej, dręczonej, mordowanej, tępionej przez Niemcy Słowiańszczyzny. Wszelako już w zaraniu dziejów przypadło nam spełniać zadanie, którego żaden inny nie podjął się naród. Staliśmy się strażnikiem całej Europy, obrońcą całego chrześcijaństwa, orędownikiem wolności całego Zachodu. I rosły, i rozwijały się, bogaciły się i potężniały europejskie ludy we względnym spokoju, swarząc się tylko między sobą, bo od istotnego, groźnego niebezpieczeństwa bronił ich stale, wytrwale i skutecznie Naród Polski, stojąc u bram Wschodu, krew swoją bez ustanku przelewając za ich wolność.
Upadliśmy, ale nie sami! Upadło wraz z nami wszystkich cywilizowanych narodów sumienie i nie oczyści się ono z błota i nie podniesie zgoła, aż my powstaniemy!
Chicago, 30 maja 1915
We wspomnieniach
Po moim przybyciu do Ameryki nie zetknąłem się z objawami wielkiej sympatii dla krajów alianckich. Nie rozumiano ich, a niemałą rolę odgrywała tu świetnie prowadzona propaganda niemiecka. Przybyłem do Ameryki z zamiarem obudzenia tam zainteresowania i sympatii dla mego kraju. Sądziłem, że wojna będzie trwała długo i że Ameryka zostanie moralnie zmuszona do wzięcia w niej udziału. Zgodnie z moimi dążeniami i pragnieniami, konieczne dla dobra mego kraju było przystąpienie Ameryki do wojny. Oczywiście nie mogłem o tym mówić ani też czynić nic, co mogłoby sugerować, że prowadzę w tym kierunku propagandę.
Propagowanie Komitetu rozpocząłem tak naprawdę dopiero jesienią 1915; zatonięcie „Lusitanii” mi w tym pomogło . Rozpocząłem zwyczajowe wizyty, wybierając takie a takie nazwiska, składając różnym ludziom wyrazy szacunku i prosząc o przystąpienie do Komitetu. Z każdej strony spotykałem się z niechęcią.
Przeglądając gazety, otworzyłem niedzielny dodatek do „Timesa”. Spojrzałem na zdjęcie pięknej, trudnej do wymazania z pamięci twarzy. Nie czytając podpisu, powiedziałem do siebie: „Chciałbym poznać tego człowieka”. Potem dostrzegłem nazwisko: pułkownik Edward Mandell House. Przeczytałem tekst obok zdjęcia. Pułkownik House cieszył się największym zaufaniem prezydenta Wilsona, był jego doradcą. Prezydent wysyłał go już dwa razy z misją pokojową do Europy. Pomyślałem: „To człowiek, który musi mi pomóc, i zrobię wszystko, by się z nim spotkać”.
Nowy Jork, jesień 1915
W przemówieniu do Amerykanów podczas koncertu-benefisu poświęconego pomocy dla Polski
Największym nieszczęściem Polski jest jej położenie geograficzne. Na samym krańcu Europy, bez naturalnych granic od niespokojnego Wschodu, przeznaczeniem Polski było zawsze bronić się, jako pierwsza, przed ciosami Tatarów i Mongołów, przed najazdami Turków. polska krew uratowała chrześcijaństwo, polska odwaga uratowała zachodnią Europę przed nieuniknioną inwazją, od niechybnego zniszczenia.
Jak szczęśliwe są kraje zachodniej Europy! Mogły one mniej lub bardziej normalnie zająć się własnymi sprawami, rozwinąć handel i przemysł, gromadzić bogactwa, mogły oddać się nauce, sztuce, cieszyć się przyjemnościami życia, bo między nimi a prawdziwym niebezpieczeństwem stał niewzruszony mur strzegący ich dobrobytu, mur zbudowany z piersi polskiej szlachty.
Całemu naszemu narodowi grozi zagłada – wyginie z głodu. Jeśli pomoc nie nadejdzie niezwłocznie, jeśli zawiedzie hojność tego jedynego wielkiego narodu, który może nam udzielić wsparcia, wkrótce nie pozostanie na polskiej ziemi nikt, prócz obcych żołnierzy. Wierny polskiej tradycji, zgodnie z duchem naszych przodków, nie szukam wsparcia jedynie dla tych, co są mojej krwi lub wiary, ale dla wszystkich, bez różnicy rasy, wyznania lub poglądów, dla wszystkich, którzy dzielą to nie do opisania nieszczęście mojego kraju.
Proszę was: mówcie o Polsce waszym życzliwym, dobrym przyjaciołom. Powiedzcie im, że hen, daleko od waszego kwitnącego, zasobnego, szczęśliwego kraju, żyje w ogromnej nędzy wielki naród, zgnębiony biedą, a jego cierpienia przekroczyły wszelkie granice ludzkiej wytrzymałości.
Chicago, 5 lutego 1916
We wspomnieniach
Połączone komitety pomocy wszystkich krajów, które miały siedziby w Nowym Jorku, zwróciły się do prezydenta Wilsona z prośbą o audiencję. Oczywiście zatelefonowano także do mojego Komitetu i poproszono, bym jako przewodniczący przyłączył się do nich. Prezydent wyznaczył na audiencję dzień 6 listopada, to jest nazajutrz po wydaniu i opublikowaniu na całym świecie wspomnianego manifestu . Pojechałem.
Rozmawiałem z prezydentem blisko dwie godziny. Zapytał o manifest, który mu objaśniłem, a potem powiedział do mnie:
– Jestem bardzo zadowolony, słysząc, że pan potwierdza moją opinię.
6 listopada spotkałem się z prezydentem, a 7 listopada został on ponownie wybrany na ten urząd. Teraz wypadki potoczyły się bardzo szybko. Byłem niemal pewien, że ogłoszenie deklaracji wojny jest sprawą miesięcy, jeśli nie tygodni , i spowodowałem, że moi rodacy – kilka dużych polskich organizacji w Stanach Zjednoczonych – dokonali pewnych ważnych rzeczy. Oświadczyłem im, że powinniśmy mieć własną armię i trzeba natychmiast zorganizować szkołę oficerską.
Moja pozycja wśród Polaków amerykańskich i Amerykanów polskiego pochodzenia bardzo okrzepła. Wiedzieli, jak pracuję i że pracuję nie dla siebie. Pokładali we mnie całą ufność.
Dzięki moim rosnącym wpływom w Waszyngtonie, dzięki wszechstronnym powiązaniom, moim przemówieniom i staraniom tak bardzo mi zaufano, że pewnego dnia otrzymałem dokument – pełnomocnictwo do działania w każdej sprawie dotyczącej Wychodźstwa i Polski, bez zasięgania ich rady i bez ich kontroli.
Nowy Jork, listopad 1916
W memoriale dla prezydenta Stanów Zjednoczonych Woodrowa Wilsona
Nie biorąc pod uwagę faktu, że w obecnej wojnie ponad dwa miliony żołnierzy mówiących po polsku zostało zmuszonych do walki bratobójczej, mocarstwa wojujące, zarówno centralne, jak i sojusznicze, upierają się przy nazywaniu Polski małym narodem. Byłoby to obrazą, jeśli nie nonsensem. Terytorium Polski przed jej pierwszym rozbiorem w roku 1772 obejmowało 763.940 kilometrów kwadratowych. Jest w Europie ponad 23 miliony osób czystej – bez domieszki – rasy polskiej, 35 milionów mówi po polsku, a jeszcze 15 milionów doskonale rozumie po polsku. Gdyby Polska była zupełnie wolna, jej dawne granice przywrócone, mielibyśmy naród o 54 milionach ludzi, tak jednolity jak Francja . Od samego początku swego politycznego istnienia, Polska była tym, czym Ameryka jest dziś: bezpieczną ucieczką dla uciskanych ludzi, wygodnym schronieniem dla prześladowanych religii i opinii.
Zło rodzi zło. Zbrodnia rozbiorów Polski okazała się zgubna dla Europy i jej ludów. Zniszczyła ona równowagę sił politycznych w starym świecie. Ustanowiła i usankcjonowała system politycznego, gospodarczego i religijnego ucisku mniejszych narodów, stworzyła atmosferę zbrodni, która panuje w Europie od 142 lat i która, jak się wydaje, sięgnęła teraz szczytu.
W interesie ludzkości, dla dobra wolności i sprawiedliwości, sprawa polska musi być rozwiązana przez odbudowę całego państwa polskiego.
Składniki odbudowy Polski są następujące: Wielkie Księstwo Poznańskie, Prusy Zachodnie, Prusy Wschodnie, Śląsk Pruski, Galicja, Śląsk Austriacki, Hrabstwa Spisz i Orawa, Królestwo Polskie, Litwa, Biała Ruś, Ruś.
Idea neutralnego, biernego państwa buforowego, które miałoby stać się dla potężnych sąsiadów terenem rozgrywek w czasie pokoju i polem bitwy na czas wojny, musi być wyeliminowana. Jeśli ma ona żyć i zająć ponownie swoje miejsce w europejskiej rodzinie narodów, musi się stać tym, do czego jest uprawniona: silnym i niepodległym państwem.
W odnowieniu Polski prawa historyczne, wyznanie ludności – jakkolwiek ważne – nie mogą być uznane za jedyne decydujące czynniki. Racje polityczne, ekonomiczne i moralne są o wiele bardziej istotne. Umysłowość, uczucia, dążenia różnych ludzi, ich niewątpliwe prawo do pokojowego i stopniowego rozwoju muszą być brane pod uwagę. Im więcej różnorodności, tym więcej potrzeba harmonii. Nowe państwo musi być zbudowane harmonijnie. Musi mieć siłę do obrony, jak i moc wewnętrznie go podtrzymującą. Rozsądna konstytucja i sprawiedliwe prawodawstwo winny zapewnić maksimum rozsądnej wolności zarówno jednostkom, jak i zbiorowościom.
Odnowiona Polska winna przybrać kształt Stanów Zjednoczonych Polski, obejmujących: Królestwo Polski, Królestwo Litwy, Królestwo Polesia, Królestwo Galicji–Podola, Królestwo Wołynia.
Prezydent Stanów Zjednoczonych Polski, by zadowolić dzielnicowe ambicje mieszkańców i wzmocnić swą władzę, winien nosić tytuł króla Polski, króla Litwy, króla Polesia, króla Galicji.
Słowo o przyszłości Prus Wschodnich: mogą stać się one księstwem, republiką lub wolnym miastem Królewcem i wciąż pozostać niemiecką własnością, chociaż oddzieloną przez Polskę od ojczyzny.
Nowy Jork, 11 stycznia 1917
W drugiej części memoriału dla prezydenta Woodrowa Wilsona
Prusy Wschodnie z etnograficznego punktu widzenia są niemiecką wyspą na polskim morzu, odległą wyspą, odciętą zupełnie od Niemiec zwartą masą ludności polskiej na lewym brzegu Wisły, aż do Morza Bałtyckiego.
Niemcy, którzy wchodzą w kontakt z Polakami, bardzo szybko polonizują się i to tylko z jednej przyczyny – dzięki wpływowi polskiej kultury. Ta niemożność oparcia się polskiej kulturze ducha jest główną przyczyną walki między tymi dwiema rasami, jest niczym innym, jak tylko objawem instynktu zachowawczego. Walka ta może być z łatwością zneutralizowana przez ustanowienie granicy politycznej między obydwoma narodami.
Kraj ten , jako morskie wybrzeże Polski, otoczony ze wszystkich stron przez Polaków, ulega z pewnością naturalnemu ciążeniu ku dolinie Wisły. Ten milion niemieckich poddanych, rzuconych przeznaczeniem historii do słowiańskiego kraju, nigdy nie będzie wiele znaczył dla Niemiec, a odgradza on 25-milionowy naród od morza, do którego ma on prawo zgodnie z naturą, geografią i historią.
Jeśli Polska ma istnieć jako wolny kraj, a z pewnością takim będzie, bo taka jest wola 25 milionów ludzi i chodzi tu o trwałość europejskiego pokoju, o swobodny rozwój demokracji, ludzkości i cywilizacji, to Polska nie może istnieć bez Gdańska. Dla Polski Gdańsk jest oknem na cały świat , jako port zjednoczonej Polski będzie naturalnym i jedynym wyjściem dla jej całego handlu zagranicznego, olbrzymim składem eksportowym i importowym kraju, który zajmuje siódme miejsce wśród państw europejskich.
Jednym słowem to, co na mapie Europy nosi miano Śląska, Poznania, Zachodnich i Wschodnich Prus, to właśnie Polska.
Waszyngton, 11 stycznia 1917
We wspomnieniach
22 stycznia prezydent Wilson dokonał czegoś, co praktycznie oznaczało całkowitą zmianę statusu mojego kraju. Do tej chwili wszystkie rządy w Europie uważały problem Polski za sprawę dotyczącą jedynie trzech mocarstw zaborczych, a więc za wewnętrzną sprawę Rosji, Prus i Austrii. W swym orędziu do Senatu prezydent oświadczył: „Mężowie stanu są wszędzie zgodni, że winna istnieć zjednoczona, niepodległa i samorządna Polska z dostępem do morza”. W ten sposób sprawa Polski stała się sprawą międzynarodową. Prezydent Wilson był wówczas „superarbitrem” całego świata, zajmował stanowisko, jakiego nigdy przedtem nie zajmował żaden człowiek w historii ludzkości; dlatego jego oświadczenie potwierdziły wszystkie rządy.
Nowy Jork, 22 stycznia 1917
W komunikacie Wydziału Narodowego Polskiego Centralnego Komitetu Ratunkowego w Ameryce, którego celem była pomoc materialna dla rodaków w Polsce
Sprawa polska – wskutek wiekopomnego orędzia prezydenta Wilsona z 22 stycznia, następnie wybuchu rewolucji rosyjskiej , wreszcie wdania się Stanów Zjednoczonych z całą ich finansową potęgą i nieprzebranymi zasobami w żywności, amunicji i materiale ludzkim w wojnę po stronie państw alianckich – wybiła się na pierwszy plan międzynarodowych zagadnień politycznych obecnej doby. Punkt ciężkości dyplomatycznych zabiegów, mających polskiej sprawie zapewnić jak najpomyślniejsze rozwiązanie, przeniósł się bezwzględnie na teren waszyngtoński, czyli tam, skąd padły i lotem błyskawicy rozeszły się po świecie pierwsze silne i męskie słowa stwierdzające ten pewnik, że: Polska musi być zjednoczona i niepodległa, jeżeli ma zapanować trwały pokój na ziemi.
Waszyngton, maj 1917
We wspomnieniach
Sytuacja Polski natychmiast się zmieniła. W konsekwencji, a było to ważne następstwo tego oświadczenia, Francja oficjalnie uznała Armię Polską w tym kraju. Został utworzony Komitet Narodowy Polski w Paryżu pod przewodnictwem Romana Dmowskiego. Poproszono mnie od razu o przyjęcie członkostwa Komitetu jako jego przedstawiciela w Waszyngtonie. Od tej chwili w Waszyngtonie traktowano mnie oficjalnie jako przedstawiciela narodu polskiego.
Sierpień 1917
W oświadczeniu pożegnalnym przed wyjazdem z USA
Polska będzie wolnym krajem i wolnymi będą jej obywatele. W sławnej i silnej Rzeczpospolitej demokratyczna konstytucja Polski zapewni wolność i równość każdemu obywatelowi, bez względu na jego pochodzenie, rasę, religię czy poglądy polityczne.
Nowy Jork, 23 listopada 1917
W przemówieniu na zebraniu amerykańskiej Ligi Bezpieczeństwa Narodowego
Jak długo Polska – zjednoczona, niepodległa, z dostępem do morza – nie zostanie odbudowana, jak długo Czechy, Morawy i Słowacja nie będą wolne, jak długo ludy jugosłowiańskie nie zostaną wyzwolone i zjednoczone i dopóki nie powstanie nieprzezwyciężony mur od Bałtyku po Adriatyk zbudowany z ponad 54 milionów zachodnich Słowian, zdecydowanych, wysoko cywilizowanych – dopóty nie będzie końca ambicjom Prus. Nie tylko Europa nie będzie bezpieczna dla demokracji, ale nawet wasza – jakkolwiek wielka, zaradna i potężna Republika – a będzie w wielkim niebezpieczeństwie.
Nowy Jork, 3 marca 1918
W przemówieniu z okazji przyjazdu wojskowej misji Armii Polskiej we Francji
Chcemy dla siebie ziem od wieków naszych, nam należnych, z dostępem do morza, ale chcemy również wolności dla wszystkich Słowian, dla Czechów, Morawian, Słowaków, Serbów, Kroatów i Słoweńców – my chcemy dla nich, jak dla siebie, pełnej niepodległości – jako warunku światowego pokoju.
Polska misja wojskowa przyszła tu opowiedzieć o niebywałych gwałtach niemieckich i wywożeniu przez nich z ziem polskich całego dobytku. Opowie misja, że trzeba tu równie gorąco być z Polakami i z aliantami za całość Stanów Zjednoczonych, za całość Polski.
Nowy Jork, 22 marca 1918
W oświadczeniu w imieniu Komitetu Narodowego Polskiego w związku z kwestią żydowską
Naród polski jest obecnie ożywiony jedną myślą, a mianowicie, że program Polski niepodległej, zjednoczonej, obejmującej także ziemie, które jej dają dostęp do morza, został ogłoszony przez rządy sprzymierzone, zgodnie z piękną inicjatywą prezydenta Wilsona.
Polacy witają z radością enuncjację sprzymierzonych mężów stanu, dotyczącą narodów uciśnionych przez panowanie austriackie, w przekonaniu, że całkowite ich wyzwolenie stanowi warunek nieodzowny odbudowy Polski.
Polska, świadoma swych praw nieprzedawnionych, domagając się pełnej i absolutnej niepodległości, pragnie, by wszystkie ludy były wolne; toteż, skoro będzie panią siebie, zabezpieczy każdemu obywatelowi polskiemu bez różnicy rasy czy religii pełnię praw politycznych, zgodnie z zasadami równości, wolności, sprawiedliwości.
Stany Zjednoczone, sierpień 1918
We wspomnieniach
Od 30 maja 1915 do 10 listopada 1918 wygłosiłem 340 przemówień po polsku i po angielsku. Większość oczywiście po polsku. Musiałem przemawiać na mityngach politycznych, w stowarzyszeniach charytatywnych i komitetach. Mówiłem na zgromadzeniach rzymskokatolickich, na dwudziestu zjazdach księży, na których bywało od pięciuset do ośmiuset uczestników.
W wystąpieniu podczas pierwszego posiedzenia Sejmu Ustawodawczego (jako premier i minister spraw zagranicznych)
Po władzę nie sięgałem nigdy, nie uśmiechała mi się ona zgoła i, doprawdy, w tej chwili także się nie uśmiecha. Władza to jarzmo, to najgorsza niewola. Ale gdy ze wszech stron i ze wszystkich stronnictw zapewniano mnie, iż mogę być pożyteczny, iż mogę stać się tym cementem, co potrafi choć na krótko spoić te stronnictwa, iż mogę oddać usługi Ojczyźnie, nie zawahałem się i oto wkładam dumny kark w to jarzmo; przyjmuję niewolę w nadziei, że mi ten ciężar lżejszym uczynicie.
Warszawa, 14 stycznia 1919
W wystąpieniu podczas posiedzenia Sejmu
Nie jestem zgoła imperialistą – i aczkolwiek ze względu na jedność, siłę i bezpieczeństwo państwa, przyznając wszystkim zupełne prawa obywatelskich równości, pragnąłbym szczerze, ażeby na ziemiach rdzennie polskich w urzędach, w sądach, w państwowym szkolnictwie jedna tylko polska rozbrzmiewała mowa, to jednak uważam, że tam, na Kresach Wschodnich, inny powinien panować porządek. Zgodnie z tradycją, z tą przepiękną tradycją przodków naszych, narodowościom, które już ongi tuliły się do polskiego łona i które – żywimy nadzieję – znowu pod opiekuńcze skrzydła Rzeczpospolitej ufnie chronić się będą, narodowościom tym nie powinniśmy stawiać żadnych przeszkód na drodze do odrębnego rozwoju, ale przeciwnie – powinniśmy wyciągać do nich bratnią, pomocną dłoń.
Nie idzie jednakże o to, żebyśmy praw naszych do tych ziem kresowych, do tych kolebek Żółkiewskich i Sobieskich, wyrzec się mieli. My o nich pamiętać musimy.
Przed kilkoma tygodniami zabrali Czesi nasze polskie ziemie na Spiszu, na Orawie i części Komitetu Trenczyńskiego. Dlaczego ogół nasz przyjął tę wiadomość bez szemrania, bez protestu, bez oburzenia? Przecież my bronić musimy wszystkiego, co polskie. Ze wszystkimi narodami pragnie ona żyć w zgodzie i w przyjaźni, a więc i z Czechami, tym bardziej że tak żywą państw sprzymierzonych cieszą się one sympatią. Jeśli państwo czesko-słowackie chce naprawić wyrządzoną nam ciężką krzywdę, to zgoda nastąpić musi, bo ta zgoda będzie dla dobra ludzkości i dla dobra obu narodów, i dla dobra Europy konieczna.
Warszawa, 20 lutego 1919
W przemówieniach sejmowych
Nie żądamy od nikogo łaski, nikogo nie prosimy o jałmużnę. Świadomi naszych wartości fizycznych i moralnych, możemy śmiało powiedzieć, że sojusz z państwami sprzymierzonymi jest nie tylko Polsce potrzebny, lecz i dla Europy koniecznością.
Jesteśmy otoczeni przez ocean rewolucji. Biją w nas rozszalałe fale anarchii, obryzgują nawet rzęsiście nasze wybrzeża, a jednak my jesteśmy i musimy zostać tą na wschodzie Europy jedyną ostoją ładu i porządku, puklerzem i tarczą cywilizacji i ewolucyjnego postępu.
Naród polski cały zdaje się być ożywiony jednym uczuciem i jednym wołać głosem ku tym państwom sprzymierzonym: dopomóżcie nam w odbudowie słusznie należnych, niezbędnych nam granic, dopomóżcie w odbudowie naszego państwa polskiego, a pokrzepiając siłę naszą – spotęgujecie tylko waszą własną moc na walkę z przemocą, gdziekolwiek się ona ukaże.
Warszawa, 26 marca 1919
W obronie życia i mienia rodaków, w imię sprawiedliwości i prawa, w imię wolności dla wszystkich, poświęcamy życie nasze i mienie nasze, przeświadczeni głęboko i szczerze, że poniesione przez nas ciężkie ofiary okupią ład i porządek na starym kontynencie Europy i ochronią cywilizację świata od grożącej jej zagłady.
Broniąc na kresach dawnej Rzeczpospolitej wszystkich mieszkańców bez różnicy krwi, wiary i mowy, bronimy zarazem całego Zachodu od najazdu Wschodu, czynimy dzisiaj to samo, co od lat siedmiuset czynili nasi przodkowie.
Warszawa, 22 maja 1919
Podczas posiedzenia Rady Czterech złożonej z szefów rządów Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch
Panie Prezydencie , Panowie , zwracam waszą uwagę na fakt, że zmiany , jakie zamierzacie wprowadzić do Traktatu, mogą zagrozić sytuacji nie tylko mojego kraju, ale Europy Wschodniej. Od ostatnich kilku miesięcy Polska była twierdzą pokoju i porządku na Wschodzie. Nie było żadnych śladów rewolucji, żadnych śladów bolszewizmu, a jeżeli toczą się walki, to są to niestety walki graniczne . Nie nasz naród to spowodował. Spowodowała je konieczność wystąpienia we własnej obronie.
Nie jesteśmy imperialistami i nie chcemy anektować żadnego kraju ani narodu. Nigdy nie narzucaliśmy się jakiemukolwiek innemu narodowi lub obcemu językowi. Nigdy nie prześladowaliśmy żadnej religii. Nigdy nie narzucaliśmy ludziom odmiennych obyczajów, a dowodem tego jest fakt, że po sześciuset latach wspólnego życia z prymitywnymi narodami, takimi jak Litwini, jak Rusini, a nawet jak Ukraińcy, te narody ciągle jeszcze istnieją, a nawet – przy naszym poparciu, przy naszej praktycznej pomocy – odzyskują swój indywidualny charakter.
Paryż, 5 czerwca 1919
W liście do Georges’a Clemenceau, premiera Republiki Francuskiej
Nie potrzebuję zapewniać Pana, iż Polska, która znów zajęła należne jej miejsce wśród narodów niezależnych, dołoży wszelkich starań, aby wypełnić zadania wyznaczone jej przez historię. Stojąc wiecznie na straży wielkich haseł wolności i sprawiedliwości, Polska – z chwilą otrzymania możności rozwinięcia wszystkich swoich środków działania – będzie usiłowała przyczynić się z korzyścią do wspólnego dzieła pokoju, cywilizacji i postępu.
Lipiec 1919
W przemówieniu w Sejmie w sprawie ratyfikacji Traktatu Wersalskiego
Ojczyzna nasza wolna nareszcie! Traktat pokojowy, podpisany przez Niemców, uznał niepodległość Polski, główne sprzymierzone i stowarzyszone mocarstwa stwierdziły ją uroczyście.
Jeśli plebiscyt na Warmii, w Prusach Książęcych i na Górnym Śląsku na naszą wypadnie korzyść, to odzyskamy znaczny szmat macierzystej ziemi i nawet tę część jej prastarą-drogocenną, która już za najświetniejszych jagiellońskich czasów nie była w naszych rękach. I choć przy obejmowaniu w posiadanie odwiecznych ojczystych zagonów niemało jeszcze wypadnie ponieść ofiar, choć tam może poleje się jeszcze droga krew polska, to jednak dziś już śmiało rzec można, że tam na zachodzie stanęła pokaźna i piękna część państwowego gmachu Polski, stanęła mocno, na prawnych podstawach, uznana przez wszystkie ludy i narody, przez wszystkie największe potęgi świata. (brawa, głos: „A gdzie jest Gdańsk?”)
Narzucone nam prawa mniejszości narodowej odczuliśmy żywo, jak je Polak odczuwać powinien. Czy wypadało tej Polsce, która od lat ośmiuset była bezpiecznym schronieniem dla wszystkich prześladowanych w religii i wierze, która była bezpiecznym przytułkiem dla wszystkich uciemiężonych ludów i plemion , narzucać prawa i porządki wewnętrzne, jak jakiemuś małemu, pierwotnemu i barbarzyńskiemu narodowi? Jeśli owe prawa przyczynią się do polepszenia naszych stosunków, do uspokojenia kraju, do usunięcia tych potępienia godnych rasowych zatargów, to wówczas i ja te prawa mniejszości narodowych uznam za walne dla nas zwycięstwo. Bo nie masz człowieka, który by goręcej niż ja pragnął spokoju, pomyślności i szczęścia dla tej polskiej ziemi i dla wszystkich jej dzieci bez wyjątku.
Warszawa, 30 lipca 1919
W przemówieniu sejmowym
Naród nasz pragnie sprawiedliwości, pożąda pokoju, dążyć więc będzie szczerze i uczciwie do trwałej sąsiedzkiej zgody z narodem niemieckim. Stosunki nasze z Rumunią są jak najlepsze. Braterstwo broni i wspólność granicy zbliżyły bardzo oba narody, czas może utrwalić i wzmocnić uczucia przyjaźni, które nas już dziś łączą. Z narodem czeskim, z rzeczpospolitą czesko-słowacką pragniemy żyć w niezmąconej zgodzie i przyjaźni. Wymaga tego nie tylko wspólny interes, wspólne dobro obu narodów, lecz również poczucie obowiązku względem wielkich mocarstw, od których oba nasze narody wolność i niepodległość otrzymały, a którym tak wiele na utrzymaniu i zachowaniu pokoju w Europie zależy.
Program stały rodzi się z myśli politycznej narodu, rozwija się i uzupełnia przez potrzeby i życie pokoleń. Polska nie chce awantury: Polska nie chce rewolucji, nie chce też reakcji (brawo). Polska chce ładu, porządku i prawa. Polska chce być zdrowa, wolna i czysta.
Warszawa, 12 listopada 1919
W przemówieniu w hotelu Bristol
Przez lat blisko trzydzieści byłem wędrownym ambasadorem polskim za granicą, w przeróżnych najodleglejszych krajach świata przypominającym o istnieniu Polski, usiłującym na każdym kroku i każdym czynem zjednać szacunek i życzliwość dla jej imienia. Byłem artystą muzykiem, ale moja muzyka nie była jako miedź brzęcząca lub cymbał brzmiący… Dźwięczało w niej zawsze czyste uczucie miłości dla uciśnionej ziemi ojców i może dlatego słuchano jej chętniej niż innych.
Warszawa, 1 stycznia 1920
W przemówieniu podczas 27. plenarnego posiedzenia I Zgromadzenia Ligi Narodów
Łotwa, Estonia i Litwa – dzisiaj nasi wrogowie, lecz – mam nadzieję – jutro nasi przyjaciele, młoda i ludna Ukraina, antyczna Gruzja, nowo powstały Azerbejdżan i ten przez wieki męczony naród, stroskana Armenia, proszą o udział w Lidze Narodów.
Wyrażam szczerą i ciepłą nadzieję, że dobroczyńcy mojego kraju będą w stanie uczynić wszystko, co w ich mocy, aby raz na zawsze ogłosić wolność wszystkim tym małym narodom, kimkolwiek by były – zarówno naszym wrogom, jak i naszym przyjaciołom. W ten oto sposób przyznajemy, że jest ciemność, która rozpościera się nad naszą europejską cywilizacją; Liga Narodów pojawi się jako świt nowego porządku.
Genewa, 16 grudnia 1920
Nowy Jork, około 1918. Ignacy Jan Paderewski przemawia na wiecu do mieszkańców miasta
Fot. Library of Congress, LC-B2- 4571-3
Robert Lansing, amerykański dyplomata, sekretarz stanu USA
Wśród mężów stanu, którzy zebrali się w Paryżu , by sformułować warunki pokoju, jakie miały być narzucone pokonanym mocarstwom Europy Środkowej, Ignacy Jan Paderewski, minister spraw zagranicznych i premier nowo powstałej Rzeczpospolitej Polskiej, był postacią godną uwagi nie tylko ze względu na swoją osobowość, lecz też dlatego, że reprezentował kraj, który dzięki swojemu hartowi i wierze, pomimo niewyobrażalnych cierpień, będących udziałem jego mieszkańców w czasie wojny, odzyskał swoje życie narodowe i niepodległość wydartą mu ponad sto lat temu przez chciwość i zazdrość dwóch mocarstw centralnych oraz Rosji.
Spoglądając wstecz na lata wojny i miesiące następujące bezpośrednio po podpisaniu rozejmu 11 listopada 1918, zdaję sobie sprawę, że po panu Paderewskim pozostały we mnie dwa wyraźne i w pewnym stopniu sprzeczne wrażenia. Pierwsze wyrobiłem sobie w Stanach Zjednoczonych w czasie trwania wojny – wrażenie, które zostało wyparte i w znacznym stopniu wyeliminowane przez to późniejsze, wynikające z bliższej znajomości z polskim mężem stanu, które znalazło potwierdzenie w jego działalności w Warszawie i w Paryżu. →
Moje pierwotne wrażenie nie było zbyt pochlebne w świetle zadania, którego podjął się w imieniu swojego kraju. Niewątpliwie wynikało to z faktu, że był on wielkim pianistą, jak sądzę, największym w swoim pokoleniu. Miałem wrażenie, że jego temperament artystyczny, jego gorące oddanie muzyce, jego intensywne emocje i ekscentryczności, z których słynął, wskazywały na brak tych cech umysłu, które pozwalałyby mu zajmować się zawiłymi problemami politycznymi, niezbędnymi do rozwiązania, aby odbudować niepodległość Polski i przywrócić jej suwerenność.
Kiedy ten słynny muzyk przyszedł do mnie do biura w Departamencie Stanu, jak to wielokrotnie czynił po przyłączeniu się Stanów Zjednoczonych do wojny, aby podnosić sprawę swojego kraju i uzyskać zgodę na werbowanie polskiej armii w Ameryce, nie mogłem oprzeć się myśli, że emocje pchają go na ścieżkę, do której zupełnie się nie nadaje. Z długimi, płowymi włosami, oprószonymi siwizną i zaczesanymi z szerokiego, białego czoła do tyłu, niczym grzywa, z niezwykle niskim kołnierzykiem i luźno zwisającym czarnym krawatem podkreślającym długość szyi, z dziwnie wąskimi oczami, niewielkim wąsikiem i kozią bródką, które wyglądały tak cudzoziemsko, wydawał się człowiekiem, którego całkowicie pochłaniała raczej estetyczna strona życia niż praktyczna polityka światowa. Miałem wrażenie, że mam oto do czynienia z kimś oddanym ekstrawaganckim ideałom, wizjom i fantazjom, z człowiekiem, którym rządzą raczej emocjonalne impulsy niż rozum i realia życia. Byłem pod wrażeniem jego żarliwego patriotyzmu i intensywnego oddania sprawie Polski, ale nie było nic nienaturalnego w przypuszczeniu, że tak temperamentna natura, orędując za jakimś tokiem postępowania, zwodzona będzie sentymentami i że będzie on namiętnie trzymać się swoich idei, bez względu na logikę czy względy praktyczne.
Mając takie wrażenie o panu Paderewskim, podzielane – jak sądzę – przez wielu z tych, z którymi miał kontakt w pierwszych dniach aktywnej działalności na rzecz swojego kraju, przyznaję, że nie byłem skłonny przykładać do jego opinii takiej wagi, jaką nadawałem im później. Lubiłem go jako osobę. Cieszyłem się, kiedy wchodził do mojego biura, bo rozmowa z nim zawsze była dla mnie przyjemnością. Podziwiałem intensywność, z jaką orędował na rzecz niepodległości Polski, i patriotyzm, który skłonił go do porzucenia kariery muzycznej, aby poświęcić życie sprawie swojego kraju. Serdeczność jego sposobu bycia i zwracania się do ludzi była bardzo pociągająca. Był sympatyczny, myślę, że można powiedzieć: atrakcyjny – w każdym tego słowa znaczeniu. A jednak w czasie, o którym mówię, wszechobecne było poczucie, że żył w sferze muzycznych harmonii, nie będąc w stanie zniżyć się do rzeczy materialnych i zmagać z twardymi faktami życia. Wyglądało to tak, jakby nie potrafił zdać sobie sprawy z trudności roli, którą wybrał dla siebie do odegrania w tragicznym dramacie spraw świata. Prawdę mówiąc, wydawało mi się, że popełnia błąd.
To było moje pierwsze wrażenie o panu Paderewskim. Dopiero z czasem, zdobywszy pełniejszą wiedzę o tym człowieku, zrozumiałem, jak bardzo było błędne i jak całkowicie myliłem się w ocenie jego zdolności i faktycznej siły jego umysłu.
W przypadku muzyka o jego geniuszu, który z konieczności implikował naturę wrażliwą oraz łatwo poddającą się wpływowi emocji i estetycznego piękna sztuki, przekształcenie się niejako z dnia na dzień w chłodnego, trzeźwo myślącego męża stanu, mądrze radzącego sobie z brutalnymi faktami, zdawało się całkowicie zaprzeczać wszelkiemu doświadczeniu. Trudno było uwierzyć, że taka kompletna zmiana sposobu myślenia i celu w życiu jest prawdziwa. Jednak w miarę, jak polska nadzieja na niepodległość coraz bardziej zamieniała się w pewność, a pan Paderewski grał coraz ważniejszą rolę w kształtowaniu polityki i kierowaniu działalnością organizacji polskich tutaj i w innych krajach, byłem zmuszony z pewnym oporem, ale też z dużą radością zrewidować swój osąd i uznać, że moje pierwsze wrażenie było błędne .
Moje drugie wrażenie – któremu nadal hołduję – sprowadzało się do tego, że Ignacy Paderewski był większym mężem stanu niż muzykiem, że był zdolnym i taktownym przywódcą swoich rodaków, a przy tym roztropnym dyplomatą, że jego emocjonalność i temperament, podczas gdy wzmacniały jego patriotyczną żarliwość i ducha poświęcenia, nigdy nie brały nad nim góry ani nie wpływały negatywnie na trafność jego osądu czy na praktyczność jego punktu widzenia.
Pierwszym bezpośrednim dowodem jego zdolności przywódczych, który zrobił na mnie wrażenie, był sukces jego wysiłków na rzecz zjednoczenia zazdrosnych i kłótliwych frakcji polskich w Stanach Zjednoczonych i uzyskania ich wspólnej akceptacji dla autorytetu Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu. Inni wcześniej próbowali tego zadania i im się nie powiodło. Frakcyjność była wadą i słabością dawnego Królestwa Polskiego. To zło narodowe zdawało się odżywać wraz z coraz jaśniej świecącą nadzieją na odrodzenie Rzeczpospolitej. Jestem przekonany, że pan Paderewski był jedynym Polakiem, który mógł przezwyciężyć to zagrożenie dla sprawy Polski – zagrożenie, ponieważ poważnie zmniejszało ono szanse na uznanie Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu przez aliantów. Jego siła perswazji, która dała się poznać natychmiast po tym, jak wszedł na drogę kariery politycznej, entuzjastyczna pewność, że Polska zmartwychwstanie jako niepodległe państwo, i kompletny brak osobistych ambicji – uczyniły z niego jedynego człowieka, wokół którego Polacy, niezależnie od frakcji, byli skłonni się jednoczyć. Było to wielkie osiągnięcie, triumf osobowości, hołd, a jednocześnie dowód wiary ludzi w bezinteresowny patriotyzm przywódcy narodowego, co potwierdzili później, wybierając go na premiera nowego rządu. Pan Paderewski osiągnął to, czego nie udało się osiągnąć innym, z pewnością bardziej doświadczonym od niego w sprawach publicznych i odznaczającym się większym sprytem politycznym. Jego sukces w pogodzeniu ze sobą różnych polskich frakcji dał mu od razu wybitną pozycję w organach narodowych, co inne rządy szybko dostrzegły i co zyskało mu ich szacunek.
Od momentu objęcia przez pana Paderewskiego przywódczej roli w sprawach Polski moje pierwsze wrażenie o nim zaczęło się zmieniać. Zdałem sobie sprawę, że nie doceniłem jego wrodzonego geniuszu w zakresie przywództwa politycznego, które okazało się tak skuteczne w okolicznościach, jakie wystawiłyby na próbę mądrość człowieka dysponującego o wiele dłuższym doświadczeniem w życiu publicznym. Choć w świecie polityki był całkowitym amatorem – a określenie go w ten sposób nie wynika wcale z braku szacunku – prawie wszystko, co mówił, i prawie wszystko, co robił, wydawało się słuszne. Popełniał niewiele błędów i nigdy nie wydawał się wątpić w to, jaki kierunek powinien obrać. Był cudownie zaradny i wyraźnie miał instynktowne wyczucie tego, co jest możliwe i wykonalne. Trzymał swoją wyobraźnię na smyczy, tak jak i emocje. Nie dawał się ponieść ekstrawaganckim nadziejom i niemożliwym do zrealizowania marzeniom. Jego poglądy były zasadniczo rozsądne i logiczne.
Gdybym potrzebował dalszych dowodów do zrewidowania mojego wrażenia o polskim przywódcy, który tak wiele zrobił dla swojego kraju w odniesieniu do polskiego ruchu w Stanach Zjednoczonych, gdzie jego patriotyczny zapał był stałą inspiracją dla rodaków, jego późniejsze działania w Warszawie i w Paryżu byłyby bardziej niż wystarczające. Nie zmieniając prostoty i szczerości swej natury ani też nie naruszając swej genialności, wykazał się opanowaniem charakteru w podejmowaniu tematów istotnych dla przyszłości Polski, konserwatywnym osądem, a także spokojnym i nieskłonnym do uniesień sposobem omawiania spraw spornych, co dodawało wagi jego słowom i znacznie zwiększało jego wpływ jako negocjatora.
Wysoko rozwinięta artystyczna natura pana Paderewskiego wydawała się bardzo słabym fundamentem dla kariery męża stanu. Samo rozważanie takiej możliwości sprawiało wrażenie dziwactwa, wręcz fantasmagorii. Niemal każdy, stając przed takim zdumiewającym faktem, uznałby – nie bez powodu – za niemożliwe, aby człowiek, który całe swoje życie aż do wieku średniego poświęcił rozwojowi i doskonaleniu swoich umiejętności jako muzyk, stał się bez żadnego innego przygotowania urzędnikiem państwowym, mogącym skutecznie uczestniczyć w sprawach państwa. Była to, jak wiem, powszechna opinia na temat nagłego pojawienia się pana Paderewskiego w życiu publicznym. Wyrażano ją otwarcie i często. Jednak była błędna. Zostawił muzykę, która była jego życiem, i rzucił się w sprawy polityki z takim samym zapałem i oddaniem, jakie okazywał, podążając za impulsami swojego nieporównywalnego z niczym geniuszu. Tak jak tysiące ludzi oklaskiwało jego mistrzostwo w harmonii, tak tysiące przyszły oklaskiwać intensywność jego patriotyzmu i ofiarnego ducha, z jakim porzucił ukochaną muzykę dla sprawy swego kraju.
Jakże właściwe było, aby to pan Paderewski podpisał w imieniu Polski traktat, który kruszył noszone przez nią tak długo kajdany i ogłaszał całemu światu, że niepodległość Polski jest faktem. Proszę sobie wyobrazić, jeśli to możliwe, myśli i emocje tego wybitnego Polaka, gdy podchodził do stołu na środku sali Lustrzanej w Wersalu i składał swój podpis na dokumencie, będącym świadectwem triumfu sprawy, której dał z siebie wszystko. 28 czerwca 1919 był wielkim dniem dla delegatów zgromadzonych narodów, ale największym w życiu Ignacego Paderewskiego.
To, co pan Paderewski zrobił dla Polski, będzie powodem wdzięczności trwającej wiecznie. To, z czego zrezygnował dla Polski, będzie budzić powszechny żal. Jego odpowiedź na wołanie swojego kraju, odradzającego się w bólu i cierpieniu, jest jednym z najwspanialszych przykładów prawdziwego patriotyzmu, jaki historyk miał kiedykolwiek przywilej dokumentować. Jego kariera zasługuje na pamięć nie tylko jego rodaków, dla których uczynił tak wiele, lecz także każdego człowieka, dla którego miłość do kraju i wierność wielkiej sprawie stanowią najszlachetniejsze atrybuty ludzkiego charakteru.
Mogę dziś myśleć o panu Paderewskim tylko jako o gorliwym orędowniku niepodległości Polski, jako o roztropnym mężu stanu, o taktownym negocjatorze, o bezinteresownym słudze publicznym, który zabiegał o dobro swojego kraju i jego mieszkańców. Szczęśliwy to bowiem naród, który może zaliczyć takiego człowieka do swoich synów, i szczęśliwy to człowiek, który może pozostawić potomnym taką pamięć o swojej hojnej służbie.
Wszystko w panu Paderewskim i jego karierze zachęca do używania superlatywów. Piękno jego charakteru, delikatność uczuć, wzniosłość ideałów, wrażliwość i skromność jego natury – to najwyższe impulsy, jakie mogą powodować ludzkim zachowaniem. Człowiek posiadający te cechy – a pan Paderewski pokazał, że je posiada – wywiera głęboki wpływ na swoich bliźnich, głębszy, niż on sam może to sobie wyobrazić.
Wrażenia niemające podstaw w rzeczywistości z reguły tracą siłę w miarę, jak kontynuujemy stosunki z człowiekiem, którego dotyczą, oraz gdy pełniej poznajemy jego intelekt i naturę duchową. Niczego takiego nie doświadczyłem w przypadku tego późniejszego wrażenia, jakie zrobił na mnie polski przywódca. Nie słabło, przeciwnie – stawało się coraz silniejsze, w miarę, jak znajdowało uzasadnienie w wydarzeniach, a bliższa znajomość dawała mi wyraźniejszy wgląd w jego motywy i cele.
Obok zauroczenia jego osobowością wzrastał mój podziw i szacunek dla tego człowieka jako przywódcy opinii publicznej i jako dyplomaty, który nie uciekał się do oszustw i intryg w dążeniu do osiągnięcia swoich celów, jakkolwiek chwalebne byłyby te cele lub jakkolwiek silna pokusa, aby użyć wszelkich środków do ich osiągnięcia. Uczciwość środków, jak również uczciwość celu były oczywiste w jego postępowaniu jako negocjatora. Jeżeli wypaczył jakiś fakt, to czuło się instynktownie, że było to wynikiem niepełnej wiedzy lub błędnej informacji, a nie celowego tłumienia lub zniekształcania prawdy. Naturalną konsekwencją znajomości i obcowania z panem Paderewskim było zaufanie do jego uczciwości – i to właśnie uniwersalność tego zaufania uczyniła go tak wpływowym wśród delegatów na konferencję pokojową.
Przedstawiłem tutaj wrażenie, jakie wywarł na mnie premier Rzeczpospolitej Polskiej podczas naszych relacji w Paryżu, jak się wzmacniało i rozwijało, pomimo moich wcześniejszych poglądów, opartych na z góry przyjętych wyobrażeniach o jego możliwościach i talentach. Analiza tej zmiany sposobu myślenia przysparza mniejszych trudności niż wytłumaczenie radykalnej zmiany w życiu i działalności samego Ignacego Jana Paderewskiego. Tak nienaturalna przemiana geniuszu estetycznego w geniusz polityczny, bez przechodzenia przez stopniowy proces transformacji, wydaje się anomalią, która nie ma zadowalającego wyjaśnienia. To, że do niej doszło, jest niezwykłe i musi zostać zaakceptowane z tego prostego powodu, że jest faktem. W historii, tak jak i w pamięci, zawsze będzie żyło dwóch Paderewskich – muzyczny maestro i polski mąż stanu.
Prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson w liście do Ignacego Jana Paderewskiego, premiera Polski
Chciałbym wyrazić naszą wdzięczność za pomoc, której udzielił nam Pan przy podjęciu decyzji w trudnych i delikatnych kwestiach dotyczących Polski i jej sąsiadów. Zaimponowało nam Pańskie spojrzenie na różnorodne problemy, przenikliwa znajomość rządzących tą częścią Europy stosunków historycznych i etnicznych oraz gotowość do przyjęcia szerokich, a nie wąskich zasad porozumienia. W imieniu moich kolegów i własnym chcę powiedzieć, że Pańska postawa dała nam pewność, że Polska wkrótce znów zajmie swoje miejsce wśród pełnych potencjału mocarstw i będzie wpływać na rozwój wolności politycznej i postęp ludzkości.
(26 kwietnia 1919)
Spis źródeł
1. Archiwum Polityczne Ignacego Paderewskiego, t. I: 1890–1918, Wrocław 1973.
2. Archiwum Polityczne Ignacego Paderewskiego, t. I: 1890–1918, Wrocław 1973, tłum. fragm. z ang. Justyna Avcı.
3. Archiwum Polityczne Ignacego Paderewskiego, t. II: 1919–1921, Wrocław 1974.
4. Archiwum Polityczne Ignacego Paderewskiego, t. VI: 1915–1941, Wydawnictwo DiG, Warszawa 2007.
5. Archiwum Polityczne Ignacego Paderewskiego, t. VI: 1915–1941, Wydawnictwo DiG, Warszawa 2007, tłum. fragm. z franc. Justyna Avcı.
6. Marian Marek Drozdowski, Ignacy Jan Paderewski. Zarys biografii politycznej, Warszawa 1979.
7. Hoover Institution Library & Archives, Ignace Jan Paderewski papers, Box no. 5, Folder no. 75, tłum. Justyna Avcı.
8. Kazimierz Władysław Kumaniecki, Odbudowa państwowości polskiej. Najważniejsze dokumenty 1912 – styczeń 1924, Warszawa 1924.
9. Robert Lansing, The Big Four and others of the Peace Conference, Boston 1921, tłum. fragm. Dorota Gołębiewska.
10. Ignacy Jan Paderewski, Myśli o Polsce i Polonii, Edition Dembinski, Paryż 1992.
11. Ignacy Jan Paderewski, Pamiętniki. 1912–1932, tłum. z ang. Andrzej Piber, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 1992.
12. Marian Seyda, Polska na przełomie dziejów. Fakty i dokumenty, t. II, Poznań 1931.
13. Sprawozdanie stenograficzne z 81 posiedzenia Sejmu Ustawodawczego z dnia 30 lipca 1919, Biblioteka Sejmowa, Lp. RPII/0/81.
14. Sprawozdanie stenograficzne z 97 Posiedzenie Sejmu Ustawodawczego z dnia 12 listopada 1919, Biblioteka Sejmowa, Lp. RPII/0/97.
15. Sprawy polskie na konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 r. Dokumenty i materiały, t. 1: Drogi do niepodległości, Warszawa 1965.