Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pretendentka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pretendentka - ebook

Kolory kryją mrok

„Podział i przynależność dają pokój” – przynajmniej w to od dziecka wierzy Alineora. Jej świat kręci się wokół siedmiu kolorów, które odzwierciedlają status ludzi w całym królestwie. Ali wywodzi się z brązu, najniższej warstwy społecznej, nie zna więc codzienności bez głodu, przemocy i brudu.

Gdy kończy dziewiętnaście lat, stawia się w Pałacu Przynależności, by otrzymać nowy przydział. To dla niej szansa na rozpoczęcie zupełnie innego życia – nie spodziewa się jednak, jak drastyczna będzie zmiana. Zamiast brązu, barwą, która ma ją od teraz określać, staje się... złoto.

Ali trafia na dwór królewski, gdzie stopniowo odkrywa, że nic nie stało się przypadkiem. Zostaje wciągnięta w niebezpieczną misję i musi odnaleźć się w świecie pełnym intryg. Na szali niespodziewanie znajduje się jej serce, a przyszłość królestwa zaczyna jawić się w ciemnych kolorach...

– Podział…
To oczywiste! Brzydki, bury brąz. Nie widzę innej opcji. Ciekawe, gdzie trafię. Pewnie do fabryki, jak moja mama.
– Złoty!
Chyba się przesłyszałam. To jakiś głupi żart. Teraz rozumiem, po co ta kamera. Ludzie z Królestwa muszą mieć niezły ubaw.
– Kto to powiedział?! – wykrzykuje kobieta.
– Ja!
Wszyscy odwracamy głowy w kierunku drzwi. I widzę Jego. Stoi ubrany cały na czarno ze złotą peleryną. Musiał tam być cały czas, bo nie słyszałam odgłosu otwierających się drzwi. Nie widzę dokładnie jego twarzy. Światło jarzeniówki odbija się w szmaragdowej koronie, oślepiając mnie i pozostałych.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8373-253-4
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Mgła. To w jej objęciach odnajduję spokój i bezpieczeństwo. Jak wilgotny koc otula moje ciało, zakrywając wszystkie problemy. Dolina pokryta jej ciężkim oparem wydziela woń słodkiej żywicy i porannej rosy. Letnie poranki nad rzeką są dla mnie najlepszą porą zapracowanego dnia. Codziennie przybiegam tu bladym świtem i czekam, aż pierwsze promienie słońca wyjdą zza poszarpanych szczytów gór, by obudzić lokatorów pobliskiego lasu. Siadam na małym pomoście, zanurzając stopy w zimnym nurcie rzeki. Często gdy tu jestem, myślę o swoim bezsensownym życiu, które prowadzę wraz z rodziną.

W moim Królestwie najważniejsze było pewne zdanie, które wpajano dzieciom, odkąd zaczęły mówić. Jego treść zapamiętam do końca swego życia.

_Podział i przynależność daje pokój_. To zdanie widniało wszędzie. Począwszy od książek, a skończywszy na transmonitorach Królestwa. To właśnie na nich relacjonowano najważniejsze wydarzenia z dworu Króla.

Zastanawiam się czasem, dlaczego podział i przynależność, co tak naprawdę mają oznaczać te dwa słowa i dlaczego wszyscy o nich mówią? Jednak odpowiedź jest bardzo prosta. Może zacznę od słowa „podział”.

W królestwach każdy ma jakiś przydzielony kolor, który oznacza, gdzie pracuje, ile zarabia i, co najważniejsze, czy ma prawo głosu. To, w jakim podziale mieszka dany obywatel, wskazuje opaska zakładana na lewe ramię. Na jej zewnętrznej stronie widnieje wyhaftowany numer. Wyjątkiem, kiedy nie musimy zakładać opasek, są ważne uroczystości. Wtedy każdy wkłada wizytowy strój, składający się z dopasowanych spodni i długiego płaszcza w danym kolorze podziału. Jedyni obywatele Królestwa Północy i pozostałych królestw, którzy nie muszą nosić żadnych oznaczeń, należą do dzielnicy złotej. Oczywiście zamiast tego mają na sobie barwy swoich rodów.

Kolorów jest siedem, co oznacza doskonałość. Każda dzielnica ma swoją barwę i jest otoczona murem. Król wprowadził zakaz swobodnego podróżowania, co według niego utrzymuje pokój. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ten zakaz dotyczy tylko mojego podziału.

W świecie, w którym żyję, istnieją cztery królestwa, lecz od czasu wojny tronowej, są tylko trzy. My z rodziną mieszkamy w Elathronie – stolicy Królestwa Północy. Na Południu stolicą jest Velothron, a na wschodzie Celothron, za to z Królestwa Zachodu pozostały tylko ruiny, a nazwę stolicy usunięto z map. Wszystkie trzy królestwa zakazały noszenia bieli, bo symbolizowała ród Króla Zachodu. Obywatela, który złamał ten zakaz, skazywano na ciężkie prace lub śmierć. Słyszałam jednak pogłoski o Powstańcach Bieli, którzy zamieszkują tereny dawnego Królestwa Zachodu. Złota Rada ogłosiła ich wrogiem podziału i przynależności. Na własne oczy widziałam, jak skazywano obywateli, których uważano za popleczników Powstańców Bieli. Rodziny takich ludzi piętnowano i wydalano z Królestwa na tereny niczyje.

Jak już wspomniałam, najważniejszym kolorem na świecie jest złoty, który reprezentuje samego Króla i jego rodzinę. Pozostali mieszkańcy Dzielnicy Złotej nosili barwy swoich rodów. Złoty mógł zostać nadany tylko przez ślub z przyszłym władcą Królestwa, a jeśli król umierał, to królowa wdowa wracała do barw swojego rodu. Srebro nosiły ważne głowy Królestwa, takie jak gubernatorzy czy generałowie. Zielony był przydzielony wojsku, a żółty urzędnikom i nauczycielom. Niebieski należał do medyków, czerwony do sklepikarzy oraz osób, które posiadały małe faktorie. Ostatnim kolorem był brązowy. Kojarzył się z brudem i ubóstwem. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby trafić do Dzielnicy Brązu.

Niestety ja nie miałam możliwości wyboru. Nadano mi go w dniu narodzin.

Ludzie tu wykonują najgorszą i najcięższą pracę. Pracują w fabrykach, kopalniach i na wysypiskach śmieci. Młode osoby, które wykonywały sumiennie swoje obowiązki i dobrze się uczyły, w dniu przynależności mogły trafić na dwór Króla i usługiwać jako służąca lub służący.

Pamiętam, jak nauczycielka powtarzała: „Praca na dworze królewskim powinna uczynić z nas szczęśliwych ludzi. Uczcie się pilnie, a może wam się poszczęści”. Największy stek bzdur, jaki w życiu usłyszałam. Bo niby czym to się różni od sprzątania w fabryce. Ta sama praca, tylko komuś innemu wynosimy śmieci. Więc tak, to jest bzdura.

„Przynależność” oznaczała przydział do danej grupy pracowniczej. Dostawało się ją, kończąc szkołę. To przez nią na resztę życia stawaliśmy się górnikami, medykami czy wojskowymi. Pamiętam, jak nasza sąsiadka przyszła do nas cała zapłakana, powtarzając: „Moja kochana córeczka, moja kochana córeczka, dlaczego? Była taka ambitna, a dostała przynależność do fabryki”.

Słońce zaczyna ogrzewać moją twarz, co oznacza, że robi się już późno i muszę wracać do domu. Podnoszę się z pomostu i zaczynam biec w stronę mojej chaty. Po drodze mijam mieszkańców wracających z nocnej zmiany i dzieci idące do szkoły. Mam nadzieję, że uda mi się wrócić przed mamą, bo inaczej będzie mi znowu suszyć głowę. Podbiegam do drabiny, która stoi koło ganku, i wchodzę po jej szczeblach na balkon. Zostawiłam uchylone okno, żeby bez problemu wejść niezauważona do domu.

Gdy już mam przełożyć drugą nogę przez parapet, słyszę dźwięk skrzypiących zawiasów.

– Ali, czy jesteś już gotowa do wyjścia? – Mama otwiera drzwi i zamiera z niesmakiem na ustach. Patrzy, jak moje nogi zawisły w połowie parapetu. – Ali, gdzie ty znowu byłaś? Ile razy mam ci powtarzać, że dla ludzi bez przynależności samowolne chodzenie jest karalne.

– Przepraszam, ja tylko chciałam…

– Ali – przerywa mi mama. – Rozumiem, że się martwisz, bo dziś jest najważniejszy dzień w twoim życiu, ale nie możesz się teraz rozczulać nad sobą.

– Tak, wiem, nie musisz mi tego przypominać. Od tygodnia o tym mówisz. – Wchodzę do pokoju i idę w stronę szafy, by wyjąć uroczysty strój w kolorze szaroburego błota.

– Pamiętaj, muszą cię poznać z jak najlepszej strony.

– Wiem, wiem, uczyłam się cały tydzień, jak zostać idealną niewolnicą. A nie, przepraszam, doskonałą służącą na dworze wspaniałego Króla.

– Dlaczego tak o tym myślisz?

– Widziałaś sama, jak jest traktowana służba. Wolę spędzić resztę swojego marnego życia w fabryce, niż usługiwać tym złotym pyszałkom.

– Ali, ale dzięki pracy na dworze będziesz mogła w przyszłości żyć w lepszych warunkach niż my. Pomyśl o tym.

– W życiu nie słyszałam takich bredni. Pokaż mi choć jedną osobę z naszej dzielnicy, która prowadzi lepsze życie dzięki tej pracy – mówiąc to, patrzę na ten okropny strój i już mi jest niedobrze, a co dopiero będzie, jak go założę. Może przypadkiem zwrócę i tak mało treściwe śniadanie i przez okropną plamę nie pójdę na uroczystość.

Ta myśl tak mi się podoba, że na mojej twarzy uwidacznia się zarys zadowolenia, co oczywiście nie uchodzi uwadze mamy.

– Ali, to nie jest czas na żarty. Ja już wiem, co ci chodzi po głowie. Proszę, opanuj się na tyle, ile tylko jesteś w stanie. – Odgarnia włosy na swojej przepoconej szyi. W tym roku lato jest upalne.

– Postaram się – obiecuję. A jak wyjdzie, to się okaże.

– Słuchaj mnie, córko, nie będę ci więcej powtarzać, co musisz robić. Sama powinnaś myśleć o swojej przyszłości. Czy naprawdę chcesz skończyć tak jak my? – Twarz mamy okrywa się smutkiem i żalem.

Moi bracia to dwudziestodwuletnie bliźniaki – Edmund i Edgar. Mają takie same blond włosy i jasnoniebieskie oczy, jak mama i ojciec, tylko mój wygląd nie pasuje do reszty rodziny. Bracia z ojcem pracują w kopalni numer dwanaście, a mama w fabryce samochodowej.

– Przepraszam. To wszystko nerwy – kłamię, by ją trochę udobruchać.

– Rozumiem, ale musisz wziąć się w garść. Zaraz tu będą porządkowi, żeby cię zabrać na dzień przynależności. – Mama po tych słowach wychodzi z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.

Dzień przynależności. Czekałam na to dziewiętnaście lat. Tyle trzeba skończyć, aby zacząć pracę i stać się dorosłym, odpowiedzialnym obywatelem Królestwa Północy.

Zaczynam wkładać strój o brzydkim odcieniu szaroburego błota. Najpierw dopasowane spodnie, skarpetki i buty do kostek, a na końcu płaszcz z zapinkami po lewej stronie, które kończą się tuż pod samą szyją. Gdy już mam wychodzić, przypomina mi się, aby zabrać kartę podziału. To taki nasz dowód tożsamości, bez niego nie istniejemy.

Schodząc po schodach, nerwowo poprawiam włosy, zakładając poszczególne pasma za ucho. Na mój widok mama uśmiecha się, a ojciec z niesmakiem na ustach szturcha ją, by się opamiętała. Dobrze, że moi bracia jeszcze nie wrócili ze swojej zmiany, bo mogłabym się rozkleić. W tym samym momencie rodzice wypowiadają trzy gorzkie słowa:

– Już czas, córko.

Mama podchodzi i lekko dotyka mojego ramienia, szepcząc mi do ucha:

– Bądź dzielna i pamiętaj, kochamy cię z ojcem.

Udaje mi się tylko kiwnąć głową, bo kątem oka zauważam stojących przy drzwiach porządkowych. Ubrani są w granatowe mundury z zieloną opaską na lewej ręce, a ich wysokie buty błyszczą nowością. Mają najniższą rangę w wojsku, dlatego zajmują się porządkiem w dzielnicach. Wielu z nich to młodzi chłopcy, którzy dopiero dostali przynależność do wojska. Jeden jest bardzo wysoki i wyróżniają go rude, wręcz czerwone włosy. Drugi nie jest niski, ale też nie wysoki, za to stary, co mnie bardzo intryguje. Pewnie musiał coś przeskrobać, że trafił do porządkowych.

– Czy jest już pani gotowa? – odzywa się ten z czerwoną czupryną.

– Tak, oczywiście.

W głębi serca nigdy nie będę na to gotowa, choć bym miała czekać następne dziewiętnaście lat. Zawsze uważałam, że ludzie powinni sami wybierać, gdzie będą pracować lub mieszkać, a podział na kolory to głupota. Tylko wiem, że nie mogę tego powiedzieć głośno, bo czekałyby mnie gorzkie konsekwencje.

– A zatem proszę z nami – nakazuje Rudy, siląc się na leciutki uśmiech.

Wychodząc z domu, Stary patrzy z pogardą na moich rodziców i mówi coś pod nosem, ale nie jestem w stanie tego usłyszeć. Z pewnością nie były to miłe słowa.2

Porządkowi prowadzą mnie do wozu i gdy już mam do niego wejść, na moment odwracam głowę.

Nasz dom to mała, drewniana chata z tyciutkimi oknami. Na dole mieści się niewielki salonik z kuchnią i przybudówką, którą ojciec wykorzystał na łazienkę. W naszej dzielnicy to luksus. Mój brat Edgar zawsze chwalił się w szkole tym, że mamy łazienkę. Dzięki temu nie musieliśmy chodzić nad rzekę jak pozostali mieszkańcy dzielnicy. Nie wiem, w jaki sposób ojciec znalazł na to środki, i raczej nie chcę poznać tej tajemnicy, bo mogłabym znienawidzić go jeszcze bardziej. Na górze chaty mieszczą się dwa pokoje. Ja z braćmi zajmujemy ten większy od strony zachodniej, a mama z ojcem od wschodniej. Brązowych nigdy nie będzie stać na domy, jakie zamieszkują czerwoni lub żółci.

– Proszę zająć swoje miejsce i zapiąć pasy bezpieczeństwa – odzywa się Rudy.

Odwracam głowę w stronę wozu i wsiadam do metalowego pudełka na kółkach. Porządkowi mówią na to „krety”.

– Które miejsce mam zająć? – pytam Starego.

– Które sobie życzysz. Lepiej usiądź wygodnie, bo czeka nas długa podróż – mówiąc to, szyderczo się uśmiecha. Gdybym tylko mogła, to ten uśmiech usunęłabym jednym ciosem w szczękę, ale pozostaje mi tylko zająć swoje miejsce i nic nie mówić.

Wybrałam siedzenie przy oknie, aby podziwiać widoki. Pierwszy raz w życiu zobaczę Elathron po drugiej stronie muru. Przez dziewiętnaście lat mojego życia nie przekraczałam Dzielnicy Brązowej. Poznałam ją tak dokładnie, że mogłabym spacerować po jej piaszczystych drogach z zamkniętymi oczami. Pamiętam, ile jest chat i kto w nich mieszka. W mojej dzielnicy są trzy sklepy, mały punkt medyczny i targ. Mamy też dostęp do rzeki i wielkiego lasu, który stanowi główny budulec naszej dzielnicy. Nie spotka się tu marmuru ani betonu. Wszystkie chaty i sklepy są z drewna.

Gdy kret rusza, ostatni raz spoglądam na naszą chatę i w myślach żegnam się z dawnym życiem.

Za kilka kilometrów przekroczymy mur granicy brązowej. Na samą myśl ściska mnie w żołądku. Jestem tak zdenerwowana, gdy widzę bramę wjazdową na Dzielnicę Czerwonych, że o mało nie wyskoczę z fotela. Moją reakcję musiał dostrzec Stary. Odwraca się do mnie z tym swoim uśmieszkiem.

– To jeszcze nic. Zobaczysz, co to znaczy przepych i bogactwo, jak dojedziemy do Srebrnych.

Udaje mi się tylko odwzajemnić uśmiech i odwrócić w stronę okna. Tutaj domy zbudowane są z ciemnej cegły, a dachy pokryte czerwoną dachówką, z pewnością mają też łazienkę. Ulice są czyste i wąskie, a na każdym zakręcie głównych przecznic stoi fontanna z czystą wodą. W Dzielnicy Czerwonej jest bardzo dużo mostów i małych kładek, pod którymi płynie rzeka Ekra – główny szlak handlowy naszego Królestwa. W samym centrum dzielnicy znajduje się wielki rynek. Stoją tam stoiska z ubraniami, meblami i różnobarwnymi owocami. Połowę z nich widzę pierwszy raz w życiu. Mijając rynek, kret skręca w wąską ulicę, która prowadzi do granicy między Dzielnicą Czerwoną a Zieloną. Wjeżdżając przez bramę, stwierdzam, że jest tu bardzo podobnie jak w Dzielnicy Czerwonej. Mają takie same domy, rynek i wąskie uliczki, które łączą się z mostami i kładkami. Ale gdy tylko docieramy do Żółtych, a potem do Niebieskich, nie wiem, na co mam patrzeć. Jest tu tak pięknie, jak opisywali moi bracia. Domy są wysokie, mają duże okna i drzwi w odmianach czerwieni. Dachy mienią się na różne odcienie błękitu, prawie zlewając się z czystym i krystalicznym niebem, podczas gdy w Dzielnicy Brązowych jest to niemożliwością. Mają tu parki z pięknymi i czystymi sadzawkami, galerie sztuki, muzea i teatr. Ulice są szerokie i wybrukowane kostką.

Przystajemy na chwilę, aby przepuścić małą grupkę dzieci przechodzących przez ulicę. I w tym momencie moją uwagę zwraca wielki sklep z najpiękniejszymi sukniami, jakie kiedykolwiek widziałam. Pewnie to tu nauczycielka kupowała te wszystkie zmyślne marynarki i sukienki. Gdy ruszamy dalej przez szerokie ulice Dzielnicy Niebieskich, widać w oddali wielki budynek z dziesiątkami kolumn i złotymi okiennicami, ze schodami rozciągającymi się po całej jego długości. Po bokach wystają strzeliste wieże, a ich ostre końce zdobią flagi w barwach złota i zieleni, które reprezentują ród Selmetracht. To ród naszego Króla Juliusa Valentina V. Dach pokrywa wielka, szklana kopuła. Od jej powierzchni odbija się światło promieni słonecznych.

I dopiero teraz dostrzegam, że nie znajdujemy się w Dzielnicy Niebieskiej, tylko w Srebrnej. Musiałam się tak zapatrzeć na tę budowlę, że straciłam rachubę czasu i nie zauważyłam, kiedy przekroczyliśmy kolejną granicę.

– Co to za budynek? – wyrywa mi się.

– To Sąd Lwów Wojny. To tu są prowadzone najważniejsze transmisje i ogłoszenia Królestwa – odpowiada mi Rudy.

– Dlaczego nazywa się go Lwami Wojny?

– Dlaczego tak się nazywa? – Stary zaczyna rechotać jak żaba, a mnie ponownie nachodzi chęć obicia mu szczęki. Powstrzymuję jednak swoją złość i ponownie zadaję pytanie:

– Dlaczego tak się nazywa?

– Słuchaj uważnie, niewykształcona dziewczyno.

Na te słowa nie jestem już zła, tylko wściekła. Cholerni porządkowi myślą, że wszystko im wolno.

– Poprzedni władca zmienił nazwę na Sąd Czterech Lwów. Nazwa ta miała symbolizować nastanie pierwszego od stuleci pokoju między królestwami. Niestety Królestwo Zachodu zbuntowało się, pogrążając świat w chaosie wojny. – Na te słowa stary odwraca się i spluwa na metalową podłogę kreta. Z pewnością musiał pamiętać tę wojnę lub, co gorsza, brać w niej udział. – Król przywrócił starą nazwę, by uświadomić mieszkańcom Północy, że nigdy nie popełni błędu króla Valentina IV. Uważał, że jego ojciec okazał słabość, podpisując traktat pokojowy z królestwami, łamiąc tym złotą tradycję.

– Rozumiem. – Odwracam twarz w stronę okna i delektuję się widokiem, który mam okazję zobaczyć tylko raz w życiu.

Niestety nie mam na to zbyt dużo czasu, bo słyszę, jak Rudy mnie woła:

– Hej, dziewczyno, dojechaliśmy do Pałacu Przynależności.

Na te słowa gwałtownie odwracam głowę w stronę mężczyzny, ale mam problem ze wstaniem i dojściem do drzwi. Przez tę długą podróż moje mięśnie kompletnie zesztywniały, a nogi odmówiły posłuszeństwa.

– Dziewczyno, nie mamy czasu. Myślisz, że jesteś wyjątkowa i wszyscy będą na ciebie czekać? – Rudy zmierza w moją stronę.

– Przepraszam, już wstaję.

Dopiero gdy stoję obok niego, zauważam, jaki jest wysoki. Nie jestem niska, bo mam metr siedemdziesiąt pięć, ale on musi mieć przynajmniej z metr dziewięćdziesiąt. Z tej odległości dostrzegam jego wielkie, zielone oczy i długie rzęsy. Ma lekko zadarty nos, co dodaje mu chłopięcego wyglądu. Powiedziałabym, że jest nawet przystojny, gdyby nie to, że to jeden z porządkowych, a oni zachowują się jak zwierzęta. Naloty i ciągłe pobicia są normą w naszej dzielnicy, wczoraj widziałam kolejną publiczną egzekucję dwóch osób.

– Mnie nie przepraszaj, tylko komisję, która będzie na ciebie czekać, a wiesz, że to dobrze nie wróży. – Rudy puszcza do mnie oczko i wyciąga rękę, by pomóc mi wyjść przez małe drzwi kreta.

Przez chwilę zamieram w bezruchu. Nigdy, ale to nigdy nie widziałam porządkowego, który proponuje pomoc takim jak ja.

– Śmiało, przecież cię nie ugryzę – ponagla mnie Rudy.

Robi mi się głupio i szybko podaję mu dłoń, ale gdy przekraczam próg kreta, od razu tego żałuję. Na zewnątrz panuje upał, powietrze jest ciężkie i duszne, co utrudnia swobodne oddychanie. Moje ciało zalewa się potem, a gruby materiał płaszcza sztywnieje, powodując otarcia skóry.

– Dokąd mam iść? – pytam Rudego.

– Widzisz tych wszystkich ludzi stojących przed pałacem? – Wskazuje palcem na wielki tłum. Z daleka wygląda to jak kwiaty na łące otoczone przez chwasty. Oczywiście tymi chwastami jesteśmy my. Brązowa breja z dzielnicy biedoty.

– Owszem, widzę.

– Myślę, że znajdziesz odpowiednią kolejkę. – Rudy ruchem głowy wskazuje Brązowych ustawionych przed bramą numer siedem.

– Jestem tego pewna.

– Nie wątpię. – Ma teraz szczery uśmiech, co mnie dziwi.

– Dlaczego nie ma na dniu przynależności Złotych ani Srebrnych?

Na te słowa Rudy zaczyna się śmiać w głos, a ja żałuję, że zapytałam.

– Złoci i Srebrni nie muszą chodzić na dzień przynależności. Po pierwsze Złoci nie mają żadnej przynależności – mówi to z taką łatwością, jakby właśnie zamawiał lody o smaku truskawkowym.

– Przecież to jest niezgodne ze Złotym Prawem Królestwa Północy. Uczyli nas, że każdy obywatel musi mieć przynależność. Nie mogę w to uwierzyć. Zawsze wydawało mi się, że ono dotyczy wszystkich. To jest niemożliwe! – krzyczę z niedowierzania.

– Widzisz, mała, nie każdy musi mieć przynależność. – Rudy krzyżuje ręce na piersi i patrzy się na mnie z tym swoim głupim uśmieszkiem.

– A Srebrni, czy oni też nie mają przynależności?

– Nie. Oczywiście, że mają. Tylko ich przynależność jest wysyłana listownie i podawana przez służbę. – Na jego twarzy powstaje lekki wyraz złości.

– Rozumiem, że nie chcą mieć styczności z takimi jak ja. – Pokazuję na tłum, stojący pod bramą numer siedem.

– Nie z takimi jak ty. Z takimi jak my. – Łapie za swoją opaskę z wyhaftowanym numerem dwieście trzydziestym czwartym. – Jesteśmy tylko zwykłymi obywatelami zamieszkującymi piękną stolicę Elathronu.

Widzę, że nie jest z tego zadowolony. Jego zielone oczy w kolorze młodego groszku robią się wyblakłe, jakby te słowa dotknęły jego najskrytszych uczuć. Naszą rozmowę przerywa dźwięk odpalanego silnika kreta.

– Dex, nie będę dłużej na ciebie czekał! – Na twarzy Starego pojawia się złość. Nawet stąd dostrzegam, jak jego krzaczaste brwi zginają się w łuk.

– Już idę – odpowiada Dex.

Poznałam jego imię, choć raczej wątpię, że ta informacja kiedykolwiek mi się przyda. Nie liczę na ponowne spotkanie.

Odwracam się w stronę bramy i już zamierzam iść, kiedy czuję, jak Dex chwyta mnie za nadgarstek. Cała sztywnieję. Musi czuć napięcie mięśni i w tej samej chwili luzuje uścisk.

– Słuchaj, zanim pójdziesz, zdradzisz mi, jakie jest twoje imię?

– Ali. To znaczy Alineora. – Uśmiecham się w zakłopotaniu. Nigdy nikomu nie zdradzałam pełnego imienia. W szkole nie miałam żadnych koleżanek ani kolegów. Moje życie polegało na ciągłej pracy, a jedynymi osobami, z którymi spędzałam czas, byli członkowie rodziny.

– Masz bardzo interesujące imię. Przeprowadziłaś się do Elathronu?

– Nie, mieszkam tu od urodzenia. Dlaczego cię to interesuje?

– To dziwne, ale słyszałem gdzieś już takie imię i wydaje mi się, że…

– Dex, ty głąbie, rusz się wreszcie! – krzyczy zniecierpliwiony Stary.

– Przepraszam, mała, ale obowiązki wzywają. Do zobaczenia! – Dex uśmiecha się, przeczesując dłonią rudą czuprynę, i idzie w stronę kreta.

– Poczekaj! – wołam do Dexa. – Nie powiedziałeś mi, gdzie słyszałeś to imię.

Moje wołanie zakłóciło warknięcie silnika odjeżdżającego pojazdu. Rudy zostawił mnie z nurtującym pytaniem. Nic bardziej nie denerwuje człowieka jak brak informacji, tym bardziej na swój temat.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: