Problemy są dobre, czyli jak odzyskać siłę w trudnych czasach - ebook
Problemy są dobre, czyli jak odzyskać siłę w trudnych czasach - ebook
Miał 36 lat, gdy zbankrutował. Stracił dom, samochód, źródło utrzymania. To była trauma, z której trudno się podnieść. Długi spłacał kilkanaście lat. Dziś Fryderyk Karzełek, trener i mentor biznesu, swoją własną historią pokazuje, że problemy mogą wyjść nam na dobre. Nawet w czasach lockdownu i pandemii, które zmieniły nasz sposób funkcjonowania w pracy, życiu prywatnym i biznesie. Dzięki tej książce dowiesz się, jak: poradzić sobie z kłopotami, by ostatecznie w nich nie utonąć, zbudować wewnętrzną siłę w trudnych czasach, przygotować ciało i psychikę do działania, gdy nic nam nie sprzyja, znajdować szanse tam, gdzie inni widzą przeszkody, rozpoznać, że czas już odpuścić, zejść ze zdechłego konia i zacząć wszystko na nowo. Gdy znajdujemy się w trudnej sytuacji, czujemy gniew, przerażenie, strach. Walczymy o przetrwanie i przestajemy myśleć racjonalnie. W kryzysie działamy w trybie awaryjnym, który ogranicza nasz sposób postrzegania rzeczywistości. Ale wszystkie cele, jakie mamy są opakowane w przeszkody. Chodzi o to, by wypracować sobie nawyk radzenia sobie z nimi i nauczyć się traktować je nie jak koniec świata, lecz ważną lekcję.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-713-6 |
Rozmiar pliku: | 1 014 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zastanawiałeś się kiedyś, czym jest kryzys? Nie tylko ten globalny, ale też ten mały, codzienny. Chciałabym opowiedzieć Ci o nim z mojej perspektywy. Dla mnie kryzys jest ciągłym problemem, który występuje, gdy spodziewam się czegoś innego. Nie pojedynczym sygnałem czy zdarzeniem, jest ciągiem sytuacji, które jakby wymknęły się spod kontroli. Moim zdaniem jest następstwem działań (np. kryzys wartości) lub czymś niespodziewanym (np. utrata zdrowia w wyniku wypadku). Kiedy się pojawia, najpierw jestem lekko zaskoczona, potem, kiedy dociera do mnie to, co się stało, dochodzi złość, wściekłość, rozczarowanie. Cały wachlarz negatywnych emocji. Znasz to? Na pewno. Każdy z nas borykał się z większymi lub mniejszymi kryzysami. W pierwszym momencie, który w zależności od „ważności” kryzysu trwa dłużej lub krócej, czuję panikę, potem przychodzi niemoc. Odnoszę wrażenie, że znalazłam się w studni bez dna i lecę na złamanie karku, aż w końcu emocjonalnie się poddaję. Potrafię leżeć miesiącami bez sił, bez nadziei. I umieram, załamując się wewnętrznie.
Tak potrafię. Miesiącami.
Ale tak nie robię.
Dlaczego? Ponieważ, nauczyłam się dzięki temu, co mnie spotkało, że kryzys jest stałym elementem w naszym życiu. Nie unikniemy go. To fakt. Będzie mniejszy lub większy, ale będzie. Prędzej czy później, ale przyjdzie. Rozumiesz? Będzie i przyjdzie.
Świadomość tego jest dla mnie… wyzwoleniem. Tak! Wyzwoleniem ze strachu, z obawy, że kiedyś nastąpi, z ciągłego myślenia: „I co ja zrobię?!”, „Jak sobie poradzę?”, „O ja biedna!”. Wyzwolenie z lęku pozwala mi spojrzeć z dystansu na wiele spraw, którymi się zajmuję. Znasz te moje powiedzenia: określ swoje wartości, poznaj złe przekonania na swój temat, wyznacz nawyki, jakie chcesz świadomie posiadać i pielęgnować, bądź asertywny, wzmacniaj pewność siebie, działaj pomimo lęku, bądź aksamitny w życiu, ale stalowy w biznesie… To wszystko zmierza do tego, byś wiedział, gdzie idziesz, po co tak naprawdę żyjesz, jakie jest Twoje „Dlaczego?”. Uważam, że odpowiedzi na te pytania są niezwykle pomocne w pokonywaniu kryzysów, bowiem dają Ci świadomość Twoich dobrych i słabszych cech, dzięki czemu możesz odpowiedzialnie budować swój świat. Odpowiedzialność budowania wiąże się z przewidywaniem (nie czarnowidztwem) sytuacji, które mogą zachwiać nami, naszą rodziną, pracą, miastem, światem. Kiedy określisz cel, do jakiego chcesz dążyć, przeglądasz swoje zasoby: co mam już teraz i co mogę od razu wykorzystać, co muszę zdobyć/czego się nauczyć, by dojść tam, gdzie chcę, i wreszcie, co złego może mnie spotkać po drodze? Jakie trudności? Jakie kryzysy? Tutaj zatrzymajmy się na chwilę. Inwentaryzacja naszych zasobów intelektualnych, mentalnych, materialnych etc. stanowi punkt wyjścia. Musi, powtarzam, musi być poparta analizą przyszłych sytuacji pod kątem rzeczy niespodziewanych, a mających na nas wpływ. Na co dzień dosyć logicznie się zachowujemy: widzimy niebo ciemniejące od burzowych chmur i ręka sama szuka parasolki. A ciemniejącą chmurą może być np. zator w Twojej lewej nodze, pominięcie przy kolejnym awansie w pracy lub skok franka szwajcarskiego. Warto rzeczy ważne dla nas rozpracować i zaplanować też w odniesieniu do tych złych chwil, które – przypomnę – nadejdą.
Co zrobię, gdy stracę płynność finansową? Czy mam odłożone pieniądze? Co zrobię, jak dystrybutor nie dowiezie towaru? Co zrobię, jak organizm odmówi mi posłuszeństwa? Co zrobię, jak po raz dziesiąty nie dostanę podwyżki? Pytania można mnożyć. Ważne jest, by spróbować znaleźć swoje słabe strony i zastanowić się, co możemy z nimi zrobić. Dam Ci przykład: pracuję zwykle w domu. Mam do napisania rozdział książki na konkretny termin. W wyniku burzy drzewo zerwało przewody sieci elektrycznej. Co robię?
1. Piszę rozdział u przyjaciółki.
2. Piszę rozdział w bibliotece.
3. Piszę rozdział w redakcji.
A jeżeli w całych Mysłowicach nie ma prądu?
Piszę rozdział długopisem na kartce lub nagrywam na dyktafon, który działa też na baterie.
Rozumiesz? Nie rezygnuję z osiągnięcia celu, tylko zmieniam sposób dotarcia do niego. Będzie dłużej, mniej komfortowo (bo mogę korzystać tylko ze światła dziennego lub muszę mówić szybko, by bateria się nie wyczerpała) i nie tak… jak lubię, do czego jestem przyzwyczajona. Ale zrobię to, wykonam, bo przedtem pomyślałam chwilę i w mojej głowie znalazłam pomysł na problem braku prądu.
Tak staram się robić z każdym pomysłem, zadaniem, celem. Dzięki sprecyzowaniu, wyłuszczeniu plusów i minusów, przygotowaniu planu A, planu B – wiem mniej więcej, co robić. I kryzys łagodnieje przy bliższym poznaniu, już tak nie straszy.
Nie zawsze tak było. Na początku napisałam Ci, że opowiem o tym z mojej perspektywy.
Jestem artystycznym umysłem ścisłym. Od dziecka miałam wiele talentów, które skupiały się głównie wokół matematyki i działań kreatywnych. Od zawsze też miałam „słomiany zapał”, wszędzie było mnie pełno i nie mogłam usiedzieć w miejscu. Kochałam zmiany. Uczęszczałam na balet, karate, chodziłam na zajęcia zespołu pieśni i tańca „Słoneczni”, na kółko plastyczne, uczyłam się gry na gitarze, chętnie występowałam na scenie, prowadziłam apele, przyjmowałam rolę lidera jako przewodnicząca klasy czy szkoły. Imałam się wszystkiego. Na chwilę. Na rok, dwa. Rodzice byli tym załamani, a ja czułam, że coś jest ze mną nie tak. Podczas gdy moi koledzy „szlifowali” grę na instrumencie, ja zdążyłam spróbować kilku innych zajęć i znudzić się nimi.
Nie miałam pojęcia, jak bardzo ta niestałość przyda mi się podczas pandemii w 2020 roku. Ale po kolei.
Skończyłam liceum plastyczne, studia artystyczne, a potem kolejno zarządzanie firmą, rachunkowość, terapie naturalne, coaching i mentoring. Niezliczoną ilość kursów i szkoleń.
Ciągłe miałam poczucie, że umiem wszystko i nic, że wiem i znam się na wielu sprawach, ale na niczym dobrze. Swoje dorosłe życie, jeszcze podczas studiów, zaczęłam pracą w rodzinnej firmie. Byłam podekscytowana. Wierzyłam, że kiedyś stanę na czele tego przedsiębiorstwa, ramię w ramię ze swoim ojcem. To była firma elektromontażowa. Produkowaliśmy słupy stalowe i robiliśmy oświetlenia autostrad oraz dużych obiektów sakralnych i przemysłowych. Być może się zastanawiasz, co ja tam robiłam? Spełniałam się. Najpierw w marketingu, a potem w księgowości i kadrach, gdzie utknęłam (używam tego słowa celowo) na 10 długich lat. To był dla mnie trudny czas. Niedoceniana, nierozumiana, w powtarzalnej, rutynowej pracy. Nie zrozum mnie źle. Lubiłam księgowość, zwłaszcza w tych chwilach, gdy coś się działo: czas płacenia składek ZUS, podatków, wypłaty, to było coś! Ale poza tym… Nie mogłam wykorzystywać moich naturalnych talentów, których wtedy nie znałam i nie rozumiałam. I czułam się jak w klatce.
Z każdym kolejnym rokiem byłam coraz bardziej sfrustrowana, nieszczęśliwa, dopadła mnie depresja. Czułam się jak w imadle. Rodzinna firma, szansa, którą dał mi ojciec, a z drugiej strony świadomość, że on nigdy nie dopuści mnie do zarządzania firmą i to, że po prostu się tam męczę.
Na świat przyszły moje dzieci, Ewa i Bartek, a ja zrozumiałam, że muszę coś zmienić. Zaczęłam prowadzić swoje biznesy. Wcześniej wspierałam męża, potem otworzyliśmy razem internetowy sklep z ubrankami dla dzieci. To był biznes, który dawał mi ogromną radość, przynosił pieniądze i pozwalał mieć nadzieję na rezygnację z etatu.
Kiedy dotarłam do punktu, w którym płacz towarzyszył mi przez cały dzień, podjęłam decyzję. Po urodzeniu syna, po urlopie wychowawczym, nie wróciłam do firmy, a skupiłam się na swoim biznesie.
Prowadziłam sklep i równolegle wypuściliśmy na rynek produkty dla dorosłych i lokalizator dla dziecka „Mamo, tu jestem”, który importowaliśmy z USA. Potem prowadziłam firmę eventową, robiliśmy ogromne bańki mydlane w przedszkolach, na eventach, piknikach i imprezach. Kolejnym etapem mojej zawodowej historii była sprzedaż bezpośrednia. By sprzedać produkt, robiłam makijaże. Jako że jestem po jubilerstwie i malarstwie, uznałam, że dam radę. Płynie we mnie przedsiębiorcza krew. Od pojedynczych makijaży przeszłam do szkoleń, z czasem dodałam szkolenia i usługi związane ze stylizacją, a na końcu, coaching. Okazało się bowiem, że kobiety choć pięknie pomalowane i doskonale ubrane, nadal potrafią zobaczyć w lustrze głównie swoje kompleksy. I to był strzał w 10. To w tej pracy mogę wykorzystać wszystkie swoje naturalne talenty i pisać książki. Pomagać, wspierać a jednocześnie szkolić, występować na scenie i dzielić się pierdyliardem swoich kompetencji. Dziś jestem trenerem w teamie Fryderyka Karzełka, przez 3 lata pracowałam na stanowisku dyrektora Oddziału Śląskiego Izby Coachingu, zdobyłam tytuł Lwica Biznesu magazynu „Law Business Quality”, byłam nominowana do tytułu osobowości roku „Dziennika Zachodniego”, zdobyłam prestiżową nagrodę Diamenty Kobiecego Biznesu, napisałam trzy książki, dwie kolejne są już zakontraktowane. Stworzyłam programy coachingowe i kursy online. Wywróciłam swoje życie do góry nogami, a to wszystko dzięki kryzysom, nieprzewidzianym zmianom i… elastyczności.
Swoją karierę zaczęłam, mając 38 lat, do tego jako matka samotnie wychowująca dwójkę dzieci. Wiele osób mówi, że w tym wieku to już za późno, że przegrały życie, że to nie czas na zmianę. NIE!
Każdy moment jest dobry, by zacząć żyć tak, jak pragniesz!
Dziś mam 45 lat i dopiero teraz wiem, że to, co robię, jest ukoronowaniem mojej drogi.
Zawsze lubiłam uczyć, w dzieciństwie bawiłam się w szkołę, skończyłam studia pedagogiczno-artystyczne, uczyłam się tego wszystkiego, by teraz oddać to innym. Jak odkryłam swoją misję? Dodałam dwa do dwóch.
Zabawa w szkołę, występy na scenie, rola lidera w szkole, umiejętność autoprezentacji, odnajdywanie się w zmianie, elastyczność, ciekawość świata, chęć dzielenia się z innymi.
Jako coach odkrywam nieznane lądy z każdym klientem, mogę pracować z wieloma osobami jako mentor i teraz mogę się dzielić swoją wiedzą. Do dyspozycji mam pełen pakiet różnych sytuacji, zmian, doświadczeń całego mojego życia. Warto było.
W dzieciństwie często słyszałam, że mam słomiany zapał, że wszędzie mnie pełno i ciągle coś zaczynam. Często mnie krytykowano, rodzice martwili się o moją przyszłość, bo nic nie utrzymywało mojego zainteresowania na dłużej. Wszystko stało się jasne, gdy zrobiłam test dynamiki talentów i test Reiss Motivation Profile. Klocki poukładały się same. Po prostu jestem kreatorem. Ogromnie ważna jest dla mnie niezależność, możliwość wpływu, robienie ciekawych i wyjątkowych rzeczy. Czy ktoś mógł przewidzieć mój sukces? Nie wiem.
Wiem jedno.
Jeżeli to, co robisz, nie sprawia Ci satysfakcji, szukaj dalej. Jeśli inni pokazują Cię palcami, zbadaj to, ale nie traktuj tego jak wyroku. Mówiono, że jestem pofyrtana, roztargniona, chaotyczna.
Nikt nie wiedział, że jestem kreatorem i TO jest mój talent. Widzę wszystko z lotu ptaka, potrafię przewidywać i robić wiele rzeczy naraz. Kreator MUSI ciągle doświadczać nowego, wymyślać, zmieniać.
To co dla innych było uciążliwe, to co nazywano „słomianym zapałem” jest moim… DAREM.
Jako coach i mentor korzystam z niego każdego dnia. Wykorzystuję go, „komponując” swoje autorskie szkolenia, kursy i programy coachingowe, pisząc książki, które są inne niż wszystkie. Bo nie ma drugiej mnie! Dlatego nie boję się konkurencji. Pomagam innym budować pewność siebie w życiu i biznesie, bo mam w tym doświadczenie.
Moje słabości okazały się moją siłą. Nadal nie lubię tabelek, analiz i… jak to się nazywa…? Statystyk! Na szczęście są ludzie, którzy to kochają i mogą mnie wyręczyć, bo jestem elastyczna, przystosowuję się do zmian. Zanim doszłam do tego miejsca, działania podejmowałam w celu osiągnięcia konkretnego rezultatu. Tak jak napisałam wyżej, zobaczyłam moje zasoby, to, co muszę dobrać, douczyć się. Spróbowałam przewidzieć przeciwności i wymyśleć na nie sposoby. I kiedy w marcu 2020 r. przyszła pandemia, nie wywołała we mnie paniki. Oczywiście byłam zaskoczona jej rozmiarem, zamknięciem, nauką online, ale też wiedziałam już, że kryzys może być kopalnią wiedzy i możliwości. Pandemia była dla mnie czasem rozwoju online (co jest logiczne, prawda?), wyciszenia kontaktów towarzyskich w realu, wzbogacenia wiedzy technicznej (uruchomić Zooma, ogarnąć webinar, nagrać wyzwanie etc.), porządków w domu, w głowie. Odkryłam, że ten czas zbliżył nas rodzinnie, wzbogacił, dał nowe możliwości, bo… byłam na to otwarta, elastyczna i wcześniej przygotowałam w głowie kilka scenariuszy, a nowe pojawiały się same.
A jak reagowali inni? Niektórzy próbowali trzymać się kurczowo tego, co było. To rodziło frustrację i złość, przeszkadzało myśleć. Nie chcę w ten sposób powiedzieć, że ktoś reagował źle. Nie, każdy ma prawo do swojej reakcji. Ja po prostu w swojej głowie i sercu już przerobiłam, że zmieniam to, co mogę zmienić, i zostawiam to, czego nie mogę zmienić. Siły kieruję w realne rzeczy, sprawy, na które mam wpływ. I takie podejście pozwala mi żyć w czasie, gdy szaleje kryzys. Dywersyfikacja produktów/usług, przejście na zarządzanie online, nauka z wykorzystaniem webinarów i e-booków, zakupy bezdotykowe. To tylko niektóre pomocne sprawy, zastępcze, które potrafią nas uratować. Nagle się okazało, że nie muszę nosić 30 spodni, 50 bluzek i mieć biura w środku miasta… Mogłam przemyśleć sprawy zarządzania firmą w inny, bardziej optymalny sposób (wynajem biura na godziny po okresie pandemicznym lub sesje z klientami na Zoomie) i zaplanować zakupy ubrań w sposób bardziej wstrzemięźliwy i lepszy dla środowiska. Dotarło do mnie, że zawsze będą rzeczy, na które nie mam wpływu. Mogę się poddać i narzekać lub mogę coś zrobić. Wybrałam to drugie. Po co to piszę? Bo chcę Ci pokazać tę ogromną różnorodność i wartość poszukiwania swojej drogi oraz to, że zmiana jest jedyną stałą w naszym życiu.
Skup się na swoich talentach, szlifuj je, wyeksponuj i DZIAŁAJ POMIMO LĘKU! Swoje mocne strony masz dane i zadane, trzeba je dobrze wykorzystać w każdym czasie. #CzasNaEfekty
Barbara Lech
www.barbaralech.plWSTĘP
W jaki sposób kryzys wpływa na życie człowieka? Trudno sobie wyobrazić lepszy moment na postawienie tego pytania. Tajemniczy wirus o nazwie Covid-19 właśnie wymierzył znienacka potężny cios całemu światu. Ludzkość wstrzymała oddech i zamarła w przerażeniu. Wydarzyło się coś, co niespodziewanie wstrząsnęło globalną stabilnością i zapoczątkowało kryzys na niespotykaną dotąd skalę. Zmiana świata w obliczu tych wydarzeń stała się nieunikniona.
Kryzys nie jest nowym zjawiskiem. Historia ma na to wiele niezaprzeczalnych dowodów – zawieruchy wojenne czy upadające biznesy potrafiły bardzo dotkliwie na przestrzeni wieków skomplikować i zniszczyć życie setek tysięcy, a nawet milionów ludzi. Nie inaczej było z kryzysami, których źródła stanowiły choroby – wspomnę tutaj 225 milionów zgonów w XIV w. na skutek dżumy, 300 milionów w XVI w. z powodu ospy, czy 1,5 miliona na przełomie XIX i XX w. w następstwie cholery. Jeśli dołączymy do tych wyliczeń epidemie ubiegłego stulecia: grypy (hiszpankę, azjatycką, hongkońską i rosyjską), a ponadto wirus HIV, to okazuje się, że problemy masowych zachorowań nie są ludzkości całkowicie obce. Trudne czasy nie omijały również branży finansowej. Patrząc nawet na tę niezbyt odległą przeszłość – rok 2000 przyniósł ze sobą kryzys dot-comów, a osiem lat później pojawił się kolejny, związany z kredytami subprime.
Świat nabrał odporności na trudne czasy, pogrążył się wręcz w przyjemnym uśpieniu. Nietrudno zauważyć, że toczące się obecnie wojny, upadające firmy, a nawet bankrutujące banki nie są w stanie przewrócić planety Ziemia „do góry nogami”. A jednak… wydarzyło się coś, czego absolutnie nikt się nie spodziewał. Podobnie jak naukowcy nie byli w stanie przewidzieć istnienia czarnego łabędzia, tak samo niemożliwym stało się przewidzenie na podstawie bieżących wydarzeń nadejścia kryzysu w niespotykanej dotąd formie i na niewyobrażalną skalę. Nagle pojawiła się choroba, której zasięg wzrósł do rozmiarów pandemii. Brak wiedzy na jej temat, strach przed cierpieniem i umieraniem doprowadziły ludzi do lęku i obaw o bezpieczną egzystencję. Świat udowodnił, że nie wszystko mamy pod kontrolą, jak się nam do tej pory wydawało.
Kłopoty i bardzo poważne ograniczenia we wszystkich dziedzinach życia, które wywołał kryzys, znacznie przekroczyły wyobrażenia ludzi. Nikt przecież się nie spodziewał, że dostaniemy zakaz wychodzenia z domu, uczniowie i studenci podejmą naukę w formie zdalnej, przedszkola będą świecić pustkami, a wstęp do sklepów i wszystkich instytucji będzie możliwy po uprzednim założeniu maseczki. Oczywiście to tylko nieliczne niedogodności spośród tych najważniejszych. Trzeba było również zmienić myślenie odnośnie do prowadzenia biznesu, czyli przemodelować go, przenieść najszybciej jak to możliwe do Internetu. Handel, usługi, porady, rozrywka, relacje służbowe i kontakty towarzyskie nabrały w sieci szczególnej intensywności. Nie wszystkie branże miały taką możliwość. Nie każdy zadbał o taką szansę dla siebie.
Kryzys przybrał formę zupełnie nieprzewidywalną – w wielu przypadkach dokonał spustoszenia w obszarach zdrowia, pracy, finansów, relacji i czasu dla siebie. Świadomość ludzi na temat kryzysów i ich uciążliwych skutków wzniosła się na wyższy poziom. Okazało się, że to nie są poważne problemy tylko jednej rodziny, konkretnego miasta czy kraju, ale – podkreślę to bardzo mocno – wszystkich mieszkańców naszej planety.
Zmiana świata w obliczu koronawirusa przebiega nie tylko bardzo dynamicznie, ale też w sposób zaskakujący. Ludzkość błądzi, doświadcza, próbuje, gubi się, czuje przygnębiający bezsens, dostosowuje do nowych warunków i marzy… o spokoju, stabilizacji i zdrowiu. Chce ponownie zaufać światu, że za chwilę wszystko będzie dobrze.
Drogi Czytelniku, książka, którą oddaję w Twoje ręce nie zawiera listy gotowych pomysłów, jak wydostać się z kryzysu, w którym być może obecnie jesteś. Jeżeli wpadłeś w kłopoty po uszy, to pamiętaj, że każdy przypadek niedomagania w jednym bądź kilku obszarach Heksagonu Szczęścia wymaga indywidualnego podejścia. Chcę, abyś zrozumiał, że kryzys, jak wspomniany czarny łabędź, może się pojawić w każdej, nawet najmniej spodziewanej chwili. Debata dotycząca trudnych czasów wciąż trwa wśród lekarzy, polityków, przedsiębiorców i finansistów. Dobrych rozwiązań na wyjście z ciężkiej sytuacji poszukują ludzie niezależnie od wieku, profesji i miejsca zamieszkania. Ten kryzys, z którym świat obecnie się zmaga, kiedyś się skończy. Niestety, jedno jest pewne, kolejny również przyjdzie, oczywiście, bez zapowiedzi.
Zapamiętaj: kryzys jest jak fala, która odbija się od brzegu i potem wraca.
Wykorzystując swoje bogate, ponad trzydziestoletnie doświadczenie, chcę przekazać Ci uniwersalne sposoby, jak przygotować się na nadejście każdego z możliwych kryzysów. Kiedy poczujesz gotowość do stawienia czoła skomplikowanym problemom, będziesz mógł wyjść z nich bez uszczerbku dla siebie lub w znacznym stopniu zminimalizować ich skutki. Znając konkretne metody radzenia sobie w trudnych czasach, poczujesz się pewniej, a dzięki temu bezpieczniej. Od czego należy zacząć? Od uświadomienia sobie, że kryzys przychodzi zawsze.
Zrozumienie obecnego kryzysu nie jest łatwe. Już wiadomo, że będzie miał wpływ na historię całego świata. Właśnie nadszedł czas, aby rozliczyć się z efektami oddziaływania najnowszego wirusa, zastanowić się, co nie zadziałało u nas w nowej, kryzysowej rzeczywistości, wyciągnąć wnioski i przewartościować postrzeganie siebie w jakże zmienionej rzeczywistości.
Kryzys zawsze prowadzi do zmiany – na lepsze lub gorsze. Jeżeli Twoja sytuacja przybrała zły obrót, pora się dowiedzieć, z jakich rozwiązań możesz skorzystać, aby zminimalizować dokuczliwość trudnych czasów zapoczątkowanych pandemią. Zapewne trzeba będzie zmienić podejście do swojej pracy, własnego biznesu, pieniędzy, relacji i zdrowia.
Podzielę się z Tobą dobrą wiadomością: dzięki tej książce poznasz najbardziej skuteczne metody przygotowujące na nadejście niespodziewanych kryzysów. One naprawdę działają! Konkretnym dowodem na to jest fakt, że w czasach pandemii koronawirusa moja firma wywindowała się na szczyt i odnotowała nieosiągane wcześniej dochody. To nie przypadek, stoi za tym ciężka praca nad sobą oraz marką swojego biznesu. Dziś spotykam przedsiębiorców, którzy oczekują ode mnie porady, co zrobić z firmą, która praktycznie upadła. Mleko już się rozlało. W licznych przypadkach trzeba będzie stracić sporo czasu na odzyskanie klientów, zaistnienie na rynku, a następnie umocnienie swojej pozycji. Brak dobrze zbudowanego wizerunku w Internecie sprawił, że wielu sobie nie poradziło.
Drogi Czytelniku, moja książka ma sprowokować Cię do myślenia, którego konsekwencją będzie skuteczne podjęcie działania, zanim nadejdą trudne czasy. Jaki będzie kolejny kryzys? Odpowiedzi na to pytanie nie zna nikt…
Zapraszam do lektury.
Fryderyk KarzełekCZĘŚĆ I
Nazywam się Fryderyk Karzełek i jestem przedsiębiorcą z prawie trzydziestoletnim doświadczeniem. Moja przygoda z biznesem rozpoczęła się w 1990 roku, kiedy na emigrację wygnała mnie sytuacja finansowa i za granicą stawiałem pierwsze kroki w tej dziedzinie. Najpierw byłem sprzedawcą, a później przedsiębiorcą – wówczas, w 1996 roku, doświadczyłem w moim życiu kryzysu i straciłem firmę, aktywa oraz wszystko, co miałem: dom, samochody, przyjaciół, a także szacunek do samego siebie.
Kryzys zmusza do odpowiedzi na pytanie zadawane przez ludzkość od bardzo dawna: jak działać w trudnych czasach? Właśnie o to kilka lat temu zapytał premiera pewien polski przedsiębiorca: „Jak żyć, panie premierze?”. Niewielu zdaje sobie sprawę, że trudne czasy i kryzys towarzyszą ludzkości od zawsze. W zasadzie powinniśmy już przywyknąć do tego, że kryzys zawsze w końcu nadchodzi.
Pierwszy kryzys, który został bardzo dokładnie opisany – mowa o kryzysie finansowym – nastąpił w Holandii w XVII wieku, kiedy cebulki tulipanów osiągnęły zawrotne ceny. Wreszcie bańka pękła i powstał potworny problem. Wiek XX przyniósł dwie wojny światowe, a także szereg różnego rodzaju kryzysów, zarówno ogólnoświatowych, takich jak kubański w latach 60., berliński, wojna sześciodniowa w Izraelu czy bojkot OPEC w 1970 roku, jak i ograniczonych terytorialnie, np. czarnobylski, który dotknął wschodnią część Europy (ale też cały świat), panika na giełdach w 1987 roku, czarny piątek 13 października 1989 roku, konflikt w Zatoce Perskiej w 1990 roku, pęknięcie bańki internetowej w 2000 roku i wreszcie atak na World Trade Center (w zasadzie na całą zachodnią cywilizację) w 2001 roku.
W 2007, a właściwie w 2008 roku, pojawiły się kolejne kryzysy: jeden związany z kredytami subprime w Stanach Zjednoczonych, a drugi z zadłużeniem krajów tzw. PIGS (Portugalii, Irlandii, Grecji i Hiszpanii) w Europie, czyli w Unii Europejskiej. Potwierdza to wcześniejsze twierdzenie: kryzys towarzyszy ludzkości od zawsze.
Czym w zasadzie jest kryzys? Odpowiedzmy na to pytanie. To określenie pochodzi podobno z języka greckiego i według definicji oznacza w sensie ogólnym wybór, decydowanie, zmaganie się, walkę, w której konieczne jest działanie pod presją czasu. Można je też poszerzyć o takie pojęcia, jak nagłość, urazowość i subiektywne konsekwencje powyższych.
W związku z tym znów pojawia się pytanie: jak działać w trudnych czasach? Kryzys to także okres przełomu, decydujący zwrot. Nie jest powiedziane, że ma to być zwrot ku gorszemu. To okres przełomowy, punkt przełomowy, przesilenie, załamanie się wcześniejszych linii rozwoju czy według innego źródła punkt zwrotny. Znaczące emocjonalne zdarzenie lub radykalna zmiana statusu w życiu człowieka może oznaczać zwrot ku lepszemu.
Chciałbym w tym miejscu podzielić się z Tobą jeszcze jedną definicją kryzysu pochodzącą z Chin. W języku chińskim słowo kryzys zapisuje się dwoma znakami: jeden z nich oznacza „niebezpieczeństwo”, a drugi „szansę”. Tak więc kryzys i trudne czasy dla wielu ludzi stanowią problem, ale dla innych są ogromną szansą na rozwój i sukces.
Zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę na tzw. trudnych czasach. Cały czas mówimy głównie o kryzysie ogólnoświatowym, ale trzeba pamiętać, że ludzie doświadczają też kryzysów o zasięgu regionalnym czy krajowym. Kiedy świat był politycznie podzielony na Wschód i Zachód, w PRL-u regularnie do nich dochodziło. Robotnicy walczyli o swoje prawa w 1956, 1970 i 1976 roku. Wreszcie w 1980 roku narodziła się „Solidarność” – te czasy doskonale pamiętam.
Poza tym kryzysy często się nakładają na siebie – ogólnoświatowy może implikować osobiste, które występują też niezależnie od tego, co się dzieje na świecie.
Tak więc, jak działać w trudnych czasach? Jak dawać sobie radę w kryzysie? Jak się zorganizować, kiedy wszystko wokół się wali? Co wtedy robić?
Chciałbym teraz się podzielić moim prawie trzydziestoletnim doświadczeniem w radzeniu sobie w trudnych czasach. Na przestrzeni wielu lat zetknąłem się z wieloma kryzysami, stanowiły one kamienie milowe w moim życiu. Pierwszy, najbardziej poważny kryzys, nastąpił w chwili, kiedy zdecydowałem się na wyjazd za granicę. Pojawił się w 1988 roku, kiedy nie miałem pomysłu na to, jak dalej żyć. Szalał w całej naszej ojczyźnie. To było rok przed zwaleniem muru berlińskiego i Okrągłym Stołem – nie za bardzo widziałem szansę na dobre życie. Dlatego też wyjechałem. Najpierw kopałem rowy, a potem pracowałem fizycznie na etacie. W pewnym momencie w 1990 roku zdałem sobie sprawę, że nie chcę tak żyć, że wykonuję pracę, której wręcz nienawidzę, że zarabiam zaledwie tyle, żeby opłacić rachunki, że jeżeli chodzi o rozwój osobisty, to w zasadzie on nie istnieje. Przychodziłem zmęczony do domu, żeby zasiąść jak większość przed telewizorem albo pograć na komputerze, który już wtedy miałem – to był chyba jakiś model Commodore’a.
To był mój pierwszy kryzys, który trwał do 1990 roku, do momentu, kiedy powiedziałem: koniec! Gdy pewnego dnia wróciłem do domu z pracy, moja żona, cała we łzach, stwierdziła, że to już nie jestem ja, że zupełnie inaczej wyobrażała sobie życie ze mną, że nie jestem już tym człowiekiem, za którego wyszła, i że miałem świetny marketing przed ślubem. W dużym stopniu właśnie to spowodowało, że doszedłem do oczywistej prawdy: tak, jestem w permanentnym kryzysie. Walczę o przetrwanie, nie wiem, jak żyć i nie znam odpowiedzi na pytanie, jak działać w trudnych czasach. Wtedy na świecie nie było kryzysu, ale ja głęboko w nim tkwiłem. Nie wiedziałem, co i jak zrobić, nie miałem pojęcia, jak zwiększyć swoje dochody. Czułem się bardzo nieszczęśliwy. Zacząłem szukać rozwiązań. Ale z sytuacji zdałem sobie sprawę dopiero po tym policzku od mojej małżonki. Zamknąłem się w pokoju i wtedy do mnie dotarło, że jednak pieniądze są bardzo ważne, że nie wystarczy zarabiać tylko na rachunki, że trzeba korzystać z życia, trzeba się nim cieszyć, trzeba mieć jakieś pasje. Wówczas jeszcze to do mnie tak do końca nie dotarło. Dopiero z czasem, ale jeszcze w 1990 roku, nastąpiło wielkie przebudzenie – zatrzymałem się i powiedziałem: dość, od teraz będzie inaczej!
Pierwszym krokiem było znalezienie odpowiedzi na pytanie: czego tak naprawdę chcę? Wiedziałem jedno – chcę być szczęśliwy, ale co to jest szczęście i jak je osiągnąć? Jak je w ogóle zdefiniować? Zdałem sobie sprawę z tego, że na żadnym etapie edukacji, który do tej pory przeszedłem – od szkoły podstawowej do studiów – nikt mnie nie uczył, jak być szczęśliwym. Od czego w ogóle zależy szczęśliwe życie? Nie było jeszcze wujka Google’a, a nawet Internetu. W związku z tym zawędrowałem do miejsca, które nosi nazwę biblioteka, i zacząłem szukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania: Dlaczego chcę być szczęśliwy? Czy mam prawo być szczęśliwy? Co zrobić, aby być szczęśliwym? Od czego w ogóle zależy, że będę odczuwał wielkie szczęście? I wreszcie: Jak to osiągnąć, ponieważ nikt nie potrafił mnie tego nauczyć? Musiałem wyruszyć w nieznane.
Zaraz opowiem, co było dalej z tą biblioteką. Najpierw jednak wspomnę, że w ciągu kilkunastu następnych miesięcy rozpocząłem moją wielką przygodę, najpierw ze sprzedażą, a później z własnym biznesem. Interes bardzo się rozwinął do 1996 roku – był taki moment, kiedy pracowało ze mną już ponad stu ludzi. Miałem stu akwizytorów, którzy sprzedawali produkty finansowe. Postanowiłem wtedy wydawać w Niemczech gazetę po polsku – uwaga: tytuł wychodzi do tej pory. Nazwałem ją „Samo Życie”. Niestety, właśnie ta gazeta i kilka negatywnych wydarzeń doprowadziły do tego, że straciłem wszystko. Jedna decyzja i znalazłem się w kryzysie totalnym. O tym też zaraz opowiem.
Wracając do biblioteki: w czasie pierwszej w niej wizyty znalazłem dzieła, w których przeczytałem, że już starożytni Grecy wiedzieli, iż człowiek przychodzi na świat, aby być szczęśliwym. Fajnie, powiedziałem sobie, ja też właśnie po to tu jestem. Mam w sobie coś ze starożytnego Greka. Nie wiedziałem jednak, jak to osiągnąć. Aż do 1996 roku przeżywałem wiele wzlotów, później wszystko się skończyło potężnym uderzeniem o ziemię, upadkiem. Wszystko straciłem i na przełomie 1996 i 1997 roku zostałem z milionem marek długu. Wtedy jednak wiedziałem już, że można podzielić swoje życie, osobiste uniwersum, swój świat na kilka obszarów. W zależności od tego, jak się komuś w poszczególnych obszarach powodzi, będzie odczuwał szczęście albo dyskomfort. Dotarła do mnie jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: jest różnica pomiędzy byciem szczęśliwym a byciem zadowolonym. I teraz powiem Ci, że w tej chwili jestem człowiekiem szczęśliwym, ale ciągle pozostaję niezadowolony. Jestem szczęśliwy dlatego, że w miarę utrzymuję równowagę w swoim życiu, w pewnej figurze, o której zaraz opowiem – w Heksagonie Szczęścia. A jestem niezadowolony dlatego, że jeszcze wiele chciałbym osiągnąć. Stanowię przeciwieństwo ludzi, którzy są zadowoleni, ale też ciągle nieszczęśliwi. Nieszczęśliwi są dlatego, że ich życie jest byle jakie, przeciętne, mdłe, powtarzające się. Ciągle przeżywają takie same dni, wszystko jest łatwo przewidywalne. Ale mówią, że są zadowoleni. Wykonują pracę, której wprawdzie nie lubią, ale cieszą się, że ją mają. Akceptują pewnego rodzaju minimum. Akceptują to, że może i nie mają żadnej pasji, nie mogą robić tego, co chcą, ale przynajmniej mają za co żyć. Czy ja to potępiam? Absolutnie nie, ale pod warunkiem, że jest to ich wybór. Bo jeżeli nie, to oznacza że oni tylko akceptują to, co daje im świat. Myślę, że warto się nad tym głęboko zastanowić.
Pomyślmy może teraz, od czego zależy ten stan szczęścia, i równocześnie poszukajmy odpowiedzi na pytanie: jak działać w trudnych czasach? Nie ma większego znaczenia, czy nadejdą trudne czasy w sensie globalnym, czy też jedynie w Twoim życiu. To będą trudne czasy dla Ciebie. Nieważne, czy spowoduje je sytuacja zewnętrzna, czy Twoja osobista. Nieważne, czy kryzys będzie szalał na całym świecie i dotykał większość ludzi, czy tylko Ciebie.
Wszystko zależy do Heksagonu Szczęścia. Popatrzmy, jak on wygląda. Reprezentuje równowagę pomiędzy sześcioma obszarami w życiu.
•To u samej góry, to jest praca. Towarzyszy nam zwykle przez kilkadziesiąt lat: czterdzieści, czterdzieści pięć, a czasami nawet dłużej. Wykonujemy ją zazwyczaj do 60. bądź 65. roku życia lub dłużej, jeśli czujemy taką potrzebę. Jeżeli w tym obszarze następuje kryzys, najczęściej przejawia się utratą pracy – stajemy się bezrobotni – lub odczuwaniem wypalenia zawodowego.
•Kolejny obszar w życiu to finanse. Jest to nasza sytuacja finansowa związana z pieniędzmi, aktywami, które posiadamy, poczuciem wolności i niezależności. Często jesteśmy uzależnieni od tego, że ciągle musimy chodzić do pracy. Kryzys występujący w obszarze finansów najczęściej skutkuje tym, że jesteśmy biedni, nie starcza nam pieniędzy na to, by wieść tak zwane spokojne, stabilne życie.
•Obszar po lewej stronie to zdrowie – bardzo ważne miejsce w Heksagonie. Jeśli komuś nie dopisuje zdrowie, z pewnością nie jest szczęśliwy. W tym obszarze kryzys najczęściej objawia się złym samopoczuciem, niedomaganiem organizmu, niechęcią do prowadzenia aktywnego życia.
•Poniżej jest oznaczony obszar relacji. Dotyczy tego, jak się czujemy w naszej rodzinie, czy mamy bliskich, czy ich kochamy i czy jesteśmy kochani, jakimi otaczamy się ludźmi, jakich mamy przyjaciół, z kim na co dzień się spotykamy. Kryzys w tym obszarze oznacza najczęściej samotność, toksyczne relacje, a także niespełnienie w życiu prywatnym.
•Następny obszar – to permanentny rozwój osobisty. Innymi słowy, jest to obszar, który decyduje o tym, że z każdym dniem, pod każdym względem jesteśmy odrobinę lepsi – w zakresie intelektualnym, emocjonalnym i duchowym. To jedyny obszar, w którym kryzys może przyjść niezauważalnie. Brak rozwoju oznacza, że po prostu głupiejemy, a to, o ile niekoniecznie będzie uciążliwe dla nas samych, na pewno zostanie dostrzeżone przez osoby przebywające wokół nas.
•I wreszcie ostatni obszar: czas dla siebie, czyli nasze pasje, to, co robimy poza pracą, to, do czego czasami tak bardzo tęsknimy i robimy podczas urlopu, wtedy, gdy nie musimy pracować. Chciałbym Cię przekonać, że to, co lubisz, możesz robić codziennie – pod warunkiem, że ułożysz swój Heksagon Szczęścia w taki sposób, że zacznie to przynosić Ci nie tylko satysfakcję, ale i ogromne szczęście. Tutaj kryzys najczęściej objawia się frustracją. Jesteśmy podenerwowani, że nie mamy czasu na własne przyjemności.
W dalszej części książki będę omawiał po kolei każdy z tych obszarów. Będę się z Tobą dzielił wiedzą na temat tego, jak w moim życiu poszczególne obszary wpływały na sytuacje kryzysowe i jak z nich wychodziłem. Pokażę, jak nagle na pewnym etapie swojego życia zacząłem trochę wyczuwać i przewidywać różne sytuacje, np. tak jak teraz: już od kilku lat głoszę pogląd, że trzeba jak najszybciej przenosić biznesy do Internetu. W Heksagonie Szczęścia bardzo często można dostrzec przyczyny osobistych kryzysów.
Przyczyną kryzysu i trudnych czasów w życiu może być utrata pracy i długotrwałe bezrobocie, przewlekła choroba i niemożność wykonywania zawodu, z czym wiąże się problem mogący też się pojawić samoistnie, niezależnie od zdrowia, w obszarze finanse. Bardzo często spotykam ludzi, którzy popadli w tarapaty finansowe bez związku z tym, co się w ich życiu działo – nieraz z powodu sytuacji zewnętrznej albo problemów w relacjach. Kryzys może mieć źródła w obszarze relacje: np. po tym, gdy opuszcza nas bliska osoba, ktoś bliski nam umiera, dzieją się dziwne rzeczy. Czy kryzys może się rozpocząć w obszarze czas dla siebie? Myślę, że tak. Kiedy spędzamy czas bezproduktywnie na oglądaniu telewizji, seriali i graniu w gry, w pewnym momencie pojawia się nuda, która z czasem może się przekształcić we frustrację. Zaczyna się wtedy pytać o sens życia i nagle podważać wszystko to, co było do tej pory ważne.
.
.
.
...(fragment)...
Całość dostępna w wersji pełnej.