Prognoza niepogody - ebook
Prognoza niepogody - ebook
„Prognoza niepogody” to książka podsumowująca piętnaście lat Nagrody Literackiej Gdynia, a jednocześnie ukazująca kondycję literatury polskiej w pierwszych dwóch dekadach XXI wieku. Wśród autorów znaleźli się członkowie kapituły oraz zaproszeni pisarze i literaturoznawcy, którzy gdyńską perspektywę poszerzają o własne przemyślenia. W końcu Nagroda Literacka Gdynia jest nie tylko przyznawanym co roku wyróżnieniem, ale także platformą żywej dyskusji o literaturze.
W tej przekrojowej antologii tekstów poświęconych poezji, prozie, eseistyce oraz sztuce przekładu autorzy mierzą się z tematami, które wydają się dziś szczególnie ważne, i podejmują twórczy dialog z literaturą ostatnich lat. Czytelnicy znajdą tutaj odważne propozycje interpretacyjne, próby podsumowań, a przede wszystkim szerokie spojrzenie na problemy literatury najnowszej.
Autorzy i autorki: Agata Bielik-Robson, Olga Drenda, Julia Fiedorczuk, Magda Heydel, Jerzy Jarniewicz, Anna Kałuża, Eliza Kącka, Marta Koronkiewicz, Ryszard Koziołek, Zofia Król, Paweł Mościcki, Aleksander Nawarecki, Monika Ochędowska, Magdalena Pytlak, Tomasz Swoboda, Piotr Śliwiński.
Partnerem wydania jest miasto Gdynia i Miejska Biblioteka Publiczna w Gdyni w ramach organizacji Nagrody Literackiej Gdynia 2020. Partnerem merytorycznym książki jest „Dwutygodnik”.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8191-081-1 |
Rozmiar pliku: | 812 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W jury Nagrody Literackiej Gdynia jestem już dziesięć lat i od kiedy pamiętam, kategoria esej zawsze należała do najtrudniejszych. Nie dlatego, byśmy nie mieli kogo nagradzać. Wprost przeciwnie, kandydatów do nominacji było zawsze za dużo, ponieważ esej to kategoria wielodziedzinowa, sięgająca od twórczości akademickiej, przez reportaż, po literackie dzienniki utrzymane w tonie konfesyjnym. W rezultacie co roku jury stawało przed poważnym zadaniem wyboru pięciu nominowanych pozycji napisanych w bardzo różnych stylach, a następnie, po żmudnym okresie selekcji, wybrania tej, która zasługuje na nagrodę. Nigdy jednak nie stosowaliśmy zasady rotacji podkategorii: jeśli w roku poprzednim wygrał reportaż, to w kolejnym mógł wygrać także. Werdyktem jury zawsze kierowała tylko jakość corocznej podaży, a ta – jeśli przyjrzeć się Nagrodzie z perspektywy dekady – była nieodmiennie wysoka.
Największą frajdę sprawiało nam, członkom kapituły, pisanie laudacji. Sztuka „laudowania” nominowanych do Nagrody Literackiej Gdynia i jej laureatów ukształtowała się zgodnie z zasadą, którą zaproponowała Małgorzata Łukasiewicz, obecna w jury od samego początku. Zasada ta opiera się na suspensie: laudację trzeba napisać tak, by niczego nie zdradzić aż do samego końca, kiedy to wreszcie pada wyczekiwane nazwisko nagrodzonego kandydata. Każda laudacja składa się z dwóch części, odczytywanych zwykle przez dwóch członków jury: pierwsza opowiada o wszystkich nominowanych ogólnie, zachwalając ich osiągnięcia w krótkich opisach, druga natomiast skupia się na dziele nagrodzonym, powoli namnażając informacje i naprowadzając słuchaczy na końcowe objawienie. Oto przykład z gali roku 2018, kiedy to w laudacji czytanej na spółkę przeze mnie i Małgorzatę właśnie padają odniesienia do czterech z pięciu nominowanych książek – Doroty Masłowskiej, Radosława Romaniuka, Mariana Sworznia i Marcina Wichy – a w końcu zaczyna wyłaniać się _Gestalt_ dzieła uwieńczonego laurem, czyli _Rękopisu znalezionego na ścianie_ Krzysztofa Mrowcewicza.
Udany esej zawsze w ten sposób zaczyna: jakiś z pozoru nieistotny szczegół zatrzymuje na sobie wzrok, z drobnego przeżycia staje się ważnym doświadczeniem, a w końcu urasta do rangi Wydarzenia, Big Bangu, gdzie wszystko zawarte jest już w zarodku, poskładane i gotowe do rozwinięcia, jak w tej dziwnej osobliwości, z której da się wysnuć cały kosmos. Reguła ta świetnie sprawdza się w przypadku nominowanych do Nagrody Literackiej Gdynia autorów. Jedna z nich nawet z domu wyjść nie musi, by nie tylko przejąć kontrolę nad światem, ale wręcz wykreować go od nowa, biorąc za początek, co tylko wpadnie jej pod rękę. Inny z kolei zaczyna od rzeczy, których nie wyrzucił, i z tej resztki odtwarza całe życie pokolenia naszych rodziców. Jeszcze inny za swoje początkowe _pars pro toto_, które barwnie zapowiada ciąg dalszy opowieści, bierze opis rejsu pisarzy sowieckich po Kanale Białomorskim. Biograf eseista zaś wynajduje nieznane szczegóły z życia swojego bohatera, by na nich oprzeć swoje nowatorskie interpretacje. Aby przykuć uwagę czytelnika, dobrze jest operować konkretem. Jakoż jedna z nominowanych książek zaczyna się od opisu bardzo konkretnego przedmiotu, mianowicie siedemnastowiecznego pistoletu. Opis jest szczegółowy i wierzymy autorowi, który w pierwszym zdaniu zapewnia, że pistolet dobrze pasuje do ręki. Zgodnie z zaleceniem Czechowa, broń wprowadzona na scenę w pierwszym akcie, w ostatnim akcie powinna wypalić. Wiemy, że wypaliła – z tego pistoletu zabił się Jan Potocki. Czego nie wiedzieliśmy, a może nie pamiętamy i dopiero ta książeczka nam o tym przypomina – że w figurach retorycznych, na pozór beznadziejnie zasuszonych, zaklęta jest energia, którą można obudzić do życia, albo że światło może zarówno rozjaśniać, jak i oślepiać. W każdym razie – zgodnie z innym znowu wzorem kompozycji – w miarę lektury napięcie wciąż rośnie. I nie przypadkiem w opisie pistoletu części zamka porównywane są do liter. Litery i literatura nigdy nie są sprawą całkiem bezpieczną. Za cenne przypomnienia, za ożywcze tchnienie, za zdolność potrząśnięcia posadami historii literatury Nagrodę Literacką Gdynia przyznajemy Krzysztofowi Mrowcewiczowi, autorowi _Rękopisu znalezionego na ścianie_.
Łatwo jest przyporządkować opisy tytułom, kiedy się je zna. Ciekawe jednak, czy czytelnik poradzi sobie z quizem, w którym tytuły nie padają i trzeba się ich domyślić. Oto test literackiej erudycji z ostatnich siedmiu lat – kolejne laudacje w kategorii esej, do których klucz można znaleźć na końcu tej książki.
Laudacja 2019 (Agata Bielik-Robson i Adam Lipszyc)
Mogłoby się zdawać, że nic nie łączy pięciu książek, które w tym roku uzyskały nominację w kategorii eseistycznej. W tej puli znalazły się bowiem rzeczy tak różne, jak zbiór znakomitych, niepokornych szkiców o literaturze współczesnej, wieloaspektowa opowieść o domach z betonu, błyskotliwe studium kultury samoróbek, brawurowy esej o dandyzmie, godności hipstera i praktykach kontrkultury, wreszcie arcywnikliwa rozprawa o twórczości wielkiego nowojorskiego poety. Pomimo tej różnorodności tematycznej, stylistycznej i gatunkowej dla tych pięciu książek daje się jednak wskazać wspólny mianownik. Wszystkie one bowiem, każda z innej strony, opowiadają o tym, jak można żyć i przeżyć we współczesnym świecie, z jego radościami i udrękami. Wszystkie śledzą taktyki, jakie przyjmowali i przyjmują ludzie współcześni, by nie ogłuchnąć w kakofonii żurnalistycznej mowy i nie dać się przywalić betonowym blokiem. To taktyki uważnego obserwowania codzienności, niepodległego czytania i pisania, kontrkulturowych autokreacji, samoróbkowych produkcji, przysposabiania blokowego świata do życia. Mało tego: wszystkie te książki – każda z nich zdumiewająco osobista – same na swój sposób owe taktyki urzeczywistniają. I każda z nich, każda na swój sposób, ujęła nas swoją mądrością i językowym kunsztem, który owej mądrości idzie w sukurs.
Ale jedna z tych książek spodobała nam się jeszcze bardziej niż pozostałe. To rzecz uczona, lecz z erudycją się nieobnosząca. Poparta dogłębnymi i rozległymi studiami, ale wokół tych badań wrzasku nierobiąca. Intelektualnie rygorystyczna, a zarazem niesystemowa i niesystematyczna. Wnikliwa, a przystępna. Rzecz napisana olśniewającym językiem, który potrafi wyrazić wielkie subtelności myśli i pomieścić najrozmaitsze odcienie uczuć, od lekkiej irytacji i rozbawienia po czułość, fascynację i zachwyt. Językiem uważnym i pomysłowym, stroniącym od frazeologicznych gotowców i specjalistycznych żargonów, swobodnie migrującym po najrozmaitszych rejestrach: uczonych i kolokwialnych, zapomnianych i najwspółcześniejszych. W ogóle bowiem w tej książce to, co dawne i przebrzmiewające raz po raz, tańczy z tym, co najnowsze; to, co użyteczne, z tym, co tylko nam się podoba, to, co racjonalne, z tym, co wyfantazjowane. To lekka, a przecież całkiem poważna, niezwykle mądra pochwała wyobraźni w działaniu, niekrzykliwe zawołanie bitewne pomysłowych krasnali w ich zmaganiach z gigantami korpoświata, pokątne wyznanie wiary tych spośród nas, co wierzą, że los jest miękki, gdy się go naciśnie. To rzecz arcypiękna, ale po kryjomu, jak owe widoczki czy sekrety – konstrukcje z kwiatka, ze sreberka i szkiełka – które wielu z nas zagrzebywało na przyblokowych trawnikach i od których ta książka arcytrafnie się zaczyna. Te widoczki pokazywało się tylko przyjaciołom, ale ponieważ wszyscy się tutaj lubimy, ten akurat sekret wolno chyba wreszcie odsłonić…
Laudacja 2017 (Jacek Gutorow i Jerzy Jarniewicz)
Pamiętają Państwo, być może, Marlowa z _Jądra ciemności_, gawędziarza, dla którego, jak pisał Conrad, sens opowieści nie tkwił jak pestka w środku każdej sceny, ale znajdował się na zewnątrz, otulał ujawniającą go opowieść, podobnie jak blask księżyca ujawnia istnienie mgiełki, mglistej aureoli, widocznej dzięki jego upiornemu światłu. Otóż autorka lub autor, narrator lub narratorka nagrodzonej przez nas książki – pozostawię tę kwestię jeszcze przez chwilę w zawieszeniu – snuje swoją opowieść podobnie, obrysowując, obchodząc, otulając, okalając swój temat, okrążając jak ptaki swoje miejsce na ziemi. Powołuje do życia przedmiot opowieści, inaczej nieuchwytny i bezkształtny, a czyni to dzięki pracy pamięci, która wobec przeszłości nie ma żadnych zobowiązań, bo pracuje dla „wiecznego teraz”. Dotycząc z definicji tego, czego nie ma, nie tyle próbuje wyrazić to nieistnienie, ile wypełnia je obrazami, rekwizytami, cytatami, głosami, duchami i licho wie czym jeszcze. Do tego, co było, pamięć, nie łudźmy się, nas nie wróci, ale to ona była dla Greków matką muz: może nie zbliża nas do przeszłości, wyłania jednak z siebie poezję, która, jeśli jej się uda, porządkuje teren nieistnienia. Krążenie wokół tematu to łapanie wielu srok za ogon, przeradza się bowiem także w bezradne szukanie języka i w testowanie słów, którymi można by opowiedzieć o czymś jak ból niewyrażalnym, stąd gęsta, poetycka proza spotyka się tu z fragmentami niemal publicystycznymi, język autobiografii z językiem szkiców krytycznoliterackich, poezja własna z poezją cudzą, a pod podszewką znajdziemy jeszcze czarno-białe obrazy tego szczególnego miejsca na ziemi, jakim jest rodzinne miasto, rodzinne widmo. Język to zbliża się do niego, to się od niego oddala, zamieniając bezosobową przestrzeń w miejsce, a to, co było, w przyszłość zapowiedzianą w kole pokoleń. Ale pisanie to nie tylko mapowanie terytorium. Jesteśmy w kategorii esej, nie od rzeczy będzie więc przywołać patrona tej kategorii, Michała Montaigne’a, który baraszkując ze swoją kotką, zadawał sobie pytanie, czy to naprawdę on ma z tego uciechę, czy też może kotka zabawia się jego kosztem. Trochę podobnie jest w przypadku nagrodzonej książki, wydaje się, że autor baraszkuje z miastem, choć jeśli spojrzymy pod innym kątem, stanie się jasne, że to miasto baraszkuje z autorem, powołując go do życia. Tym autorem, baraszkującym i baraszkowanym, powołującym powołanym, jest, już Państwo zgadli…
Laudacja 2016 (Agata Bielik-Robson, Małgorzata Łukasiewicz)
Z lektury książek nominowanych do Nagrody Literackiej Gdynia w kategorii esej dowiadujemy się mnóstwa rzeczy. Na przykład, że poważną monografię poświęconą twórczości poety, wspartą solidnym warsztatem i drobiazgową znajomością faktów, można napisać językiem tak żywym, jak gdyby każde zdanie dyktowała własna nieugaszona ciekawość. Albo że idąc szlakiem losów literackiego emigranta, wczytując się w dokumenty i świadectwa, można tak swobodnie i zarazem tak celowo posługiwać się sceniczną wyobraźnią. Albo że w dziełach pisarzy klasycznych, powszechnie znanych i sto razy prześwietlonych, wciąż jest bardzo dużo do odkrycia. Albo że precyzyjna wiedza historyczna i przyrodnicza, a nawet jednowymiarowa mapa potrafią ożyć i nabrać wielobarwnych konturów. Wreszcie że literacka erudycja nie zazna spokoju, póki nie znajdzie dla siebie porównania zaczerpniętego z dziedziny sportu i rozrywki.
Esej to specyficzny gatunek, w którym wymiar encyklopedyczny – esej można przecież napisać o wszystkim – spotyka się z subiektywnym; makrokosmos wiedzy i nieskończonej rozciągłości świata ugina się w soczewce mikrokosmosu i jego intensywnych doznań. Wbrew jednak ewangelicznej mądrości, która takiego cudu zakazuje, te bagaże erudycji, które wlecze ze sobą eseistyczny wielbłąd, jakoś w końcu przeciskają się przez ucho igielne pojedynczego spojrzenia. Niemożliwe staje się możliwe, a wtedy czytelnika ogarnia wielka radość.
Ale radość czytelnika to jeszcze nie wszystko. Dobry esej wystawia nas bowiem na szczególne doświadczenie. Oto tej radości doznajemy bardzo szybko, już na pierwszej, na jednej z pierwszych stron. I już czujemy się usatysfakcjonowani. I mielibyśmy chęć na tym poprzestać, zostać tu już na zawsze, napawać się talentami autorów i własną satysfakcją. To jednak tylko pozór. Dobry esej ma to do siebie, że nie pozwala nam tkwić w miejscu. Ze zniewalającą siłą pcha naprzód, każe przewracać strony, czytać dalej, dalej wędrować za rozpędzoną myślą…
Laudacja 2015 (Aleksander Nawarecki i Agata Bielik-Robson)
Kategoria eseju stawia nas przed dokładnie tym samym problemem co rok, i tak już od lat dziesięciu: dobrych książek eseistycznych jest po prostu za dużo. Tym razem wybraliśmy znów pięć bardzo silnych pozycji. Mamy więc: znakomitą rozprawę o Paulu Celanie, która opowiada o najbardziej zawiłych, religijno-filozoficznych zakamarkach jego twórczości, a wszystko to czyni w języku literackim, czujnie zestrojonym z idiomem samego poety. To zdumiewające, jak wiele mądrego można napisać o poezji, która sama graniczy z absolutnym milczeniem. Mamy wspaniały esej erudycyjny o duchu opowieści, sam najwyraźniej tym duchem natchniony. Panorama autorów, wątków, koneksji i asocjacji jest tu tak imponująca i tak rozległa, że literacki _flâneur_ może się w tym labiryncie zagubić, mając jednocześnie pewność, że autor wyprowadzi go w końcu z konfuzji pewną ręką. Mamy też esej biograficzny, który z wielką dbałością o szczegół, całkowicie empatyczny ze swoim bohaterem, kreśli intelektualny życiorys Stanisława Brzozowskiego. Towarzyszy mu od najmłodszych lat i nie opuszcza go aż do śmierci, dobitnie pokazując, jak życie nieuchronnie splata się z ideą – zgodnie zresztą z aforyzmem samego Brzozowskiego, że „co nie jest biografią, nie jest w ogóle”. I mamy też prawdziwy esej metafizyczny, mierzący się z filozofią pająka, stworzenia, które wciela niepokojącą mądrość przyrody. Sam Baruch Spinoza, który wizję ładu kosmicznego zaczerpnął z obserwacji pająków tkających swoje geometryczne sieci, mógłby się wiele z tej książki nauczyć.
Każdy z wymienionych autorów jest zupełnie inny – różnią ich styl, temperament, wybrany temat, a nawet wygląd nominowanych książek – od rozmiaru broszury po obszerny tom (do jednej książeczki dołączono nawet płytę). Ale mimo uderzających różnic zauważamy cechę wspólną, dodajmy: rzadką w polskiej kulturze – zachwyt. Oto mamy pięciu wspaniałych i zarazem pięciu zachwyconych, ale bynajmniej nie zachwyconych sobą, co w wypadku eseju byłoby zrozumiałe, a przynajmniej usprawiedliwione, lecz oni podziwiają innych. Jeden oryginalnego filozofa, drugi wybitnego poetę, trzeci genialnego kompozytora, czwarty zafascynowany jest pająkami, piąty bezlikiem osobliwości (ze szczurzymi ogonami włącznie). Kogo wybrać? Jak mierzyć uczucie? Nie pytamy zatem, kto kocha bardziej, lecz czyj zachwyt nas zachwyca. Czyj podziw jest najbardziej godny podziwu? I wybieramy mistrza uwielbienia, architekta afirmacji, inżyniera adoracji, ba, dywinacji, który znalazł na to sposób, metodę. Ale równocześnie siła jego uwielbienia jest tak wielka, że aż brakuje słów… Trzeba je wyśpiewać:
Ta ra ra – ta ra ra ra – to _Boski Bach_!
(Publiczność potwierdziła, że udało nam się odśpiewać pierwsze kilka taktów toccaty d-moll bez nadmiernego fałszowania).
Laudacja 2014 (Aleksander Nawarecki)
Powieść i podróż – te dwa żywioły łączą wszystkie nominowane książki. Czytanie i wędrowanie wiele łączy, to prawie to samo; opowieść o podróży dała przecież początek powieści. Nominowane eseje przypominają nam o tym, a nagradzamy osobę, która te dwie strony – powieść i drogę – połączyła nadzwyczaj fortunnie. Po pierwsze organicznie, po drugie ekstatycznie, po trzecie najbardziej artystycznie, literacko. Laureat jest obdarzony silną motywacją do podróży, chciał uciec z domu, od domowych pieleszy, od rodowej legendy (co oczywiście okazuje się niemożliwe). Nie chciał być jak hipopotam z jego rodzinnego miasta, który utopił się w klatce, pewnie chciał być jak słoń skaczący po dachu – którego możemy podziwiać na okładce nagrodzonej książki…
Laudacja 2013 (Agata Bielik-Robson, Marek Bieńczyk)
Jedno z bardziej popularnych powiedzeń na temat eseisty określa go jako „niespiesznego przechodnia”, kogoś, kto przedkłada powolność nad szybkość i długo zwleka z dojściem do celu podróży, z postawieniem ostatniej kropki, zapełniając tak wygrany czas dopisywaniem kolejnych stron, myśli, spostrzeżeń. Książki, które otrzymały w tym roku nominację w kategorii esej, wyjątkowo dobrze spełniają to kryterium niespieszności będącej w przypadku wszystkich pięciu gażą prawdziwego namysłu, precyzji czy faktograficznego bogactwa. Mamy wśród nich obszerną, dociekliwą rozprawę o jednym z najczęściej cytowanych filozofów i pisarzy w ostatnim trzydziestoleciu, autorze między innymi fascynujących rozważań o niespiesznym łazikowaniu po przestrzeniach miasta. Obok niej opis próby podróży na wschód, która – do czego autor, laureat przed laty gdyńskich laurów, zdążył już nas przyzwyczaić – tyleż posuwa się w obranym kierunku, co z niego zbacza i wciąż zawraca. Niczym jej odwrócone odbicie w lustrze przedstawia się zapisana w formie dziennika żarliwa podróż wokół własnego pokoju, podróż po własnej bibliotece prowadząca często przez inne książki i przez słowa innych. Wtóruje jej opowieść o innych wyobrażonych przestrzeniach, opowieść o mapach, o wyobraźni kartograficznej, o wodzeniu palcem po południkach i równoleżnikach, które dla tylu z nas było pierwszym gestem pisarskim. O tym, jak pisało się kiedyś, o tym, jak powinno się pisać, jeśli chcemy być czytani z tygodnia na tydzień, opowiada bogata, precyzyjna, istnie niespieszna monografia jednego z najciekawszych czasopism w dziejach polskiej kultury.
Nagrodziliśmy książkę bardzo trudną, nieprzeznaczoną dla masowego czytelnika, pełną przypisów i akademickich mądrości. Dla nas jednak nie było wątpliwości, że książka ta musi zostać nagrodzona jako literatura, ponieważ język, jakim jest napisana, jest najwyższej próby. Choć opowiada o autorze arcynieprzystępnym, nierzadko ciemniejszym od samego Heraklita, to robi to w sposób wyjątkowo przejrzysty: nic nie upraszczając, oddaje sprawiedliwość najbardziej zagadkowym spekulacjom swojego bohatera. W ogóle o języku naszego laureata można powiedzieć, że oddaje sprawiedliwość: bez względu na to, czy pisze o literaturze, czy o filozofii, jego styl znamionuje bezpretensjonalna prawość. Nigdy się nie popisuje, nie ucieka w żargon i wcale nie ukrywa, że nawet on czasem czegoś nie rozumie z dzieł swego filozoficznego beniaminka. Dla wielu akademików język jest tylko biernym medium, służącym do produkcji kolejnych opasłych tomów. Nie dla naszego laureata, który, choć bardzo młody, pracuje nad językiem filozoficznej ekspresji od lat, poszukując sprawiedliwego pisma na samych krańcach mowy.
Laudacja 2012 (zbiorowa)
Kategoria Nagrody Literackiej Gdynia zwana esejem obejmuje z zasady utwory bardzo różne: szkice literackie i filozoficzne, relacje z podróży, biografie, reportaże, wyznania oraz formy mieszane. Czy coś je łączy i zarazem wyodrębnia spośród innych? Z pewną dezynwolturą wobec przyjętych definicji można by je wszystkie uznać za utwory głęboko realistyczne. Dla wszystkich punktem wyjścia jest zawsze jakiś fakt, zdarzenie, mniejszy – lub większy – kawałek rzeczywistości. Na przykład: było miasto, które potem zapadło się pod ziemię. Artysta malował obrazy niosące wybitny ładunek transcendencji. Szesnastowieczne idee, wojny i mariaże dynastyczne skropliły się w sonecie. Literackie wizje świata wykazują nader interesujące skrzywienia i zniekształcenia. Sąsiedni kraj zamieszkują martwe dusze i żywi ludzie. Wszystkie te fakty najwyraźniej nie dają spokoju, więc trzeba się z nimi w wersji heroicznej zmagać, w wersji hedonistycznej – zabawiać, w każdym razie trzeba je opisać własnymi słowami. Efekty tych zmagań i zabaw stawiają nas nieuchronnie wobec pytania: ile rzeczywistości jest w literaturze? I zaraz potem: ile literatury jest w rzeczywistości? Są to pytania zasadnicze, wiadomo jednak, że są też nierozstrzygalne. Ciekawemu nie przeszkodzą w dalszych dociekaniach, pisarza nie zniechęcą do układania narracji, podróżnika nie zatrzymają w domu, nikt z tego powodu nie odłoży lektury. Eseista umie jednocześnie czytać i rozglądać się wokół siebie. Co więcej, rasowy eseista wydaje się szczególnie uszczęśliwiony, gdy oba żywioły, literatura i rzeczywistość, nagle się zbiegną i nałożą na siebie. „I już nie wiadomo, czy to życie goni literaturę, czy to raczej ona sposobi jego przyszłe kształty, i te piękne, i te złowieszcze”…
Istotnie, nie wiadomo. Esej to nie fikcja, choć więc literacko wystylizowany, zawiera w sobie kawał rzeczywistości, a tym samym wiedzę o świecie. W ciągu ostatnich kilku lat nasze jury często wyrzekało na polską prozę, że przelękła się zadania odzwierciedlania świata i wycofała do lirycznej prywatności, stając się właściwie odmianą poezji, a w każdym razie domeną wrażliwości poetyckiej. Zadanie to jednak przejął esej, nie przestając podróżować po świecie i „rozglądać się wokół siebie”. Ostatnia przytoczona przeze mnie laudacja zbiorowa dobrze oddaje opinię, którą nasze jury wypracowało sobie na temat miejsca eseju w polskiej literaturze: esej to ostatni gatunek realistyczny. To ostatnia forma, która jeszcze próbuje ogarnąć chaos globalnej panrzeczywistości, wycinając z niej skrawki Realnego i poddając inteligibilnemu prześwietleniu. Kto wie, może to także ostatni gatunek, w którym jeszcze tli się imperatyw oświecenia: patrzeć, rozumieć, nie osądzać pochopnie.WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Wydawnictwo Czarne
@wydawnictwoczarne
Sekretariat i dział sprzedaży:
ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Dział promocji:
ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa
tel. +48 22 621 10 48
Skład: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]
Wołowiec 2020
Wydanie I