Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Projekt: szef - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
12 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Projekt: szef - ebook

Vi Keeland powraca z romansem biurowym! Absolutny must read tej wiosny!

Merrick Crawford jest właścicielem jednego z odnoszących największe sukcesy funduszy hedgingowych na Wall Street. Jako dyrektor generalny Crawford Investments całkowicie poświęca się pracy i tego samego oczekuje od swoich podwładnych. Jednak nie wszyscy są w stanie pracować jak roboty, rotacja w firmie się zwiększa, dlatego zarząd decyduje się zatrudnić pomoc: psychoterapeutę, który ma rozmawiać z pracownikami i dbać o ich zdrowie psychiczne. Merrick nie wierzy w żadne terapie, uważa, że to strata czasu i pieniędzy. Wymyślił już nawet sposób, jak sprawić, by wszystko wróciło do normy.

Evie jest zaskoczona, kiedy otrzymuje ofertę pracy w Crawford Investments. Rozmowa kwalifikacyjna i poznanie potencjalnego szefa były kompletną katastrofą. Merrick nie krył się z tym, co sądzi o jej kompetencjach jako psychoterapeutki. Jego intencje względem zatrudnienia kobiety są nieszczere. Pragnie udowodnić zarządowi, że terapia nie przynosi żadnego efektu. Evie ma jednak swój własny plan: za wszelką cenę udowodni temu bufonowi, że jej nie docenił.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8321-408-5
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Evie

– No cóż, jadłam czereśnie. – Spojrzałam w dół na swoją poplamioną bluzkę i uśmiechnęłam się przepraszająco. – Podjadam zawsze, gdy się denerwuję, a przechodziłam obok stoiska z owocami. Bing to moja ulubiona odmiana. Choć teraz zdaję sobie sprawę, że nie był to dobry pomysł na kwadrans przed rozmową w sprawie pracy…

Zmarszczka na czole kobiety się pogłębiła. Szczerze mówiąc, bluzkę miałam upstrzoną większą liczbą plam niż jedna czy dwie od czereśni. Wiedziałam, że jeśli chcę dostać tę pracę, powinnam mówić dalej i próbować ją rozbawić.

– Jedna wypadła mi z ręki – ciągnęłam niestrudzenie. – Odbiła się i zostawiła czerwone ślady w trzech miejscach, zanim ją złapałam. Próbowałam pozbyć się plamy w toalecie, ale to jedwab i się nie udało. Pomyślałam więc sprytnie, że zrobię z tego wzorek. Zostało mi jeszcze kilka czereśni, więc wgryzłam się w nie i starałam się zrobić identyczne ślady w innych miejscach. – Potrząsnęłam głową. – Cóż, jak widać, niezbyt mi się udało, ale miałam do wyboru pójść do sklepu po nową bluzkę i spóźnić się na tę rozmowę albo udawać, że to teraz modny wzór. Nie sądziłam, że plamy będą aż tak widoczne… – Westchnęłam cicho. – Najwyraźniej się myliłam.

Kobieta odchrząknęła.

– Cóż, dobrze… Możemy wreszcie zacząć?

Posłałam jej wymuszony uśmiech i złożyłam ręce na podołku, choć byłam pewna, że sprawy są przesądzone i nie dostanę tej pracy.

– Oczywiście.

Dwadzieścia minut później wyszłam z budynku na ulicę. Przynajmniej nie zmarnowała za dużo mojego czasu. Mogłam kupić więcej tych smakowitych czereśni i nową bluzkę na ostatnie spotkanie w sprawie pracy w tym tygodniu.

Ta myśl sprawiła, że ruszyłam przed siebie bardziej sprężystym krokiem.

Zatrzymałam się jeszcze raz przy stoisku z owocami, a potem wskoczyłam do metra. Postanowiłam kupić bluzkę w drodze ze stacji do budynku, w którym miałam wyznaczone spotkanie, po dwóch przystankach metro jednak stanęło i tkwiliśmy tak uwięzieni przez niemal godzinę. Facet siedzący naprzeciwko mnie nie przestawał się we mnie wpatrywać. W którymś momencie przetrząsnęłam torebkę, poszukując czegoś, czym mogłabym się wachlować, bo w przedziale zrobiło się naprawdę gorąco. Gość spojrzał w swój telefon, a później znowu na mnie. Zrobił tak ze dwa albo trzy razy. Próbowałam go zignorować, ale domyślałam się już, jak to się skończy.

Nie minęło kilka chwil, a nie opuszczając swojego miejsca, wychylił się do przodu.

– To pani jest tą panną młodą, prawda? – Odwrócił do mnie telefon, by pokazać mi filmik, który niestety przestał istnieć tylko w moich marzeniach. – Tą, która zepsuła swoje własne wesele?

Nie pierwszy raz ktoś mnie rozpoznał, choć od ostatniego razu minął przynajmniej miesiąc, może nawet dwa, miałam więc nadzieję, że to szaleństwo wreszcie się skończyło. Ale chyba nie. Ludzie siedzący po lewej i po prawej stronie zaczęli zwracać na nas uwagę, więc zrobiłam to, co musiałam, by uniknąć pierdyliarda pytań, które spadały na moją głowę, gdy mówiłam prawdę. Skłamałam jak gdyby nigdy nic.

– Nie. To nie ja. Ale mówiono mi, że mogłabym być jej siostrą bliźniaczką. – Wzruszyłam ramionami. – Mówią, że każdy ma gdzieś w świecie swojego sobowtóra. Cóż, najwyraźniej ona jest moim. – Po krótkiej chwili dodałam: – Ale chciałabym nią być. Twardzielka, prawda?

Facet jeszcze raz spojrzał w telefon i na mnie. Nie wyglądał na przekonanego, ale odpuścił.

– Taaa, na pewno. W każdym razie przepraszam.

Po kolejnej godzinie metro wreszcie ruszyło. Nie było żadnego komunikatu na temat opóźnienia. Gdy wysiadałam na docelowej stacji, miałam tylko dwadzieścia minut do kolejnego spotkania, a nadal paradowałam w pobrudzonej czereśniami bluzce. Objadając się nimi w rozgrzanym wagonie, upuściłam jeszcze kilka… Wybiegłam więc po schodach ze stacji metra z nadzieją, że po drodze znajdę sklep z czymś, co nadawałoby się na spotkanie w sprawie pracy.

Byłam już blisko, od celu dzieliło mnie kilka przecznic, aż w końcu znalazłam sklep z witryną prezentującą męską i damską odzież. Sprzedawczyni butiku Paloma z mocnym włoskim akcentem zaoferowała mi pomoc, gdy tylko weszłam.

– Dzień dobry. Czy macie może kremową jedwabną bluzkę? Albo białą? Albo… – Potrząsnęłam głową i spojrzałam w dół. – Cokolwiek, co będzie pasowało do tej spódnicy?

Kobieta prześlizgnęła się wzrokiem po moich plamach. Trzeba jej oddać, że nie skomentowała. Zamiast tego przytaknęła i podeszłam za nią do wieszaka, z którego zdjęła trzy różne jedwabne bluzki. Każda z nich pasowała. Z ulgą poprosiłam ją o wskazanie mi drogi do przymierzalni i poprowadziła mnie na tył sklepu. Gdy ktoś siedzący za kasą coś do niej zawołał, wskazała mi drzwi i odezwała się mieszanką włoskiego i angielskiego. Myślałam, że powiedziała „Za chwilę do pani wrócę”, ale nie wydało mi się to istotne.

W przymierzalni spojrzałam na siebie w lustrze. Usta błyszczały w kolorze jaskrawej czerwieni. To musiała być sprawka połowy kilograma czereśni, które pochłonęłam w metrze.

– Cholera jasna – wymamrotałam i potarłam wargi, ale wiedziałam, że do spotkania to nie zejdzie. Bez szans. Całe szczęście moje zęby nie złapały kolorku, ale pieprzone czereśnie okazały się niewypałem. Choć nie miałam czasu do stracenia, pokręciłam głową, zdjęłam zniszczoną bluzkę i wzięłam jedną z nowych na wieszaku. Zanim ją włożyłam, przyszło mi do głowy, że być może powinnam się trochę obmyć. Po wyjściu z metra czułam się nieco nieświeżo. Tak więc wyjęłam z torebki opakowanie z mokrą chusteczką z baru z kurczakiem, w którym byłam kilka tygodni wcześniej. Całe szczęście nadal była mokra. Gdy podniosłam prawe ramię, by odświeżyć się pod pachną, w powietrzu wyczułam cytrynowy zapach. Byłam ciekawa, czy woń przejdzie na moją skórę, więc pochyliłam głowę i powąchałam. Znajdowałam się właśnie w tej pozycji, gdy ktoś otworzył szeroko drzwi do przymierzalni.

– Co pani…? – Mężczyzna po drugiej stronie drzwi chciał je szybko zamknąć, zatrzymał je jednak nagle i poruszył brwiami. – Co pani tu robi?

Miałam naprawdę kiepski dzień, ale sprawy zawsze mogą iść gorzej, więc facet był oczywiście przystojniakiem. Zaskoczyły mnie jego cudownie zielone oczy, ale szybko się opanowałam, zdając sobie sprawę, że stoję z uniesioną ręką, a on właśnie przyłapał mnie na obwąchiwaniu własnej pachy.

Oblałam się rumieńcem i założyłam ręce na piersiach, zasłaniając koronkowy stanik.

– Czy to ma jakieś znaczenie? Proszę stąd wyjść! – Wyciągnęłam ramię i zatrzasnęłam drzwi, ocierając się przy tym o faceta, który naruszył moją przestrzeń osobistą. – Niech pan sobie znajdzie przymierzalnię dla mężczyzn! – krzyknęłam za nim.

Widziałam przez szczelinę pod drzwiami jego błyszczące buty. Nie ruszyły się o krok.

– Dla pani informacji – oznajmił chropawym głosem – jest pani w przymierzalni dla mężczyzn. Ale w porządku, niech pani myje te swoje pachy. Nie będę pani przeszkadzał.

Gdy błyszczące buty w końcu zniknęły, napełniłam oba policzki powietrzem i głośno je wypuściłam. Chciałam, by ten dzień wreszcie dobiegł końca. Miałam jednak jeszcze jedno spotkanie, na które powinnam się pospieszyć, jeśli nie chciałam się spóźnić. Nie zawracałam sobie nawet głowy wytarciem drugiej pachy i przymierzyłam pierwszą z bluzek. Całe szczęście pasowała, więc włożyłam z powrotem swoje poplamione cudo i pobiegłam do kasy, wciskając bluzkę w spódnicę. Spodziewałam się, że znów zobaczę tego faceta, który wdarł się do mojej przymierzalni, ale na szczęście nigdzie go nie było.

Gdy czekałam, aż nad wolną kasą wyświetli się numerek, odwróciłam się, by spojrzeć na przymierzalnie, i zauważyłam, że drzwi, które wskazała mi kobieta, znajdują się dokładnie obok innych z napisem „Damska”. Weszłam do przymierzalni oznaczonej jako „Męska”.

Nie ma co, po prostu pięknie, cholera jasna.

Bluzka kosztowała sto czterdzieści dolarów – czyli o jakieś sto dwadzieścia więcej od tej starej, którą kupiłam w sieciówce Marshalls. Ponieważ sam ten zakup niemal wyczyścił moje żałosne konto, naprawdę potrzebowałam zrobić wrażenie podczas ostatniego spotkania, do którego zostało mi tylko kilka minut, i dostać tę pracę. Pobiegłam więc do budynku kilkanaście metrów dalej, szybka niczym Superman, przebrałam się w toalecie w holu, przeczesałam palcami włosy i pokryłam usta kolejną warstwą szminki, by wyrównać czerwony pigment po tych wszystkich zjedzonych czereśniach.

Jazda windą na trzydzieste piąte piętro była niemal tak szybka, jak podróż metrem do tej części miasta. Winda zatrzymywała się prawie na każdym piętrze, a ludzie wsiadali i wysiadali. Wyjęłam więc telefon i przeskanowałam wiadomości, by się nie denerwować, że spóźnię się minutę czy dwie. To okazało się niestety jeszcze bardziej stresujące, bo w skrzynce znalazłam dwa nowe maile z odmowami, które przesłano w odpowiedzi na rozesłane przeze mnie CV. Jedną z nich przesłali z firmy, w której byłam na spotkaniu dziś, trochę wcześniej. Nie ma co. Po prostu super. Czułam się jak pani porażka, szczególnie że teraz czekało mnie spotkanie w sprawie pracy, do której brakowało mi kwalifikacji, nawet jeśli Kitty szepnęła słówko w mojej sprawie.

Winda zatrzymała się na moim piętrze z głośnym dzwonkiem. Wzięłam głęboki oddech, by opanować emocje, zanim wyjdę, ale gdy tylko wystawiłam stopę za próg, wszelkie znamiona opanowania wyleciały przez okno. Na widok wysokich, podwójnie przeszklonych drzwi, na których widniał wielki złoty napis „Crawford Investments”, poczułam się cholernie onieśmielona.

W środku ten efekt dodatkowo się wzmocnił. W recepcji sufit sięgał nieba, śnieżnobiałe ściany zdobiły obrazy w mocnych kolorach, a na środku wisiał gigantyczny kryształowy żyrandol. Nie muszę chyba dodawać, że kobieta za biurkiem przypominała supermodelkę, a nie recepcjonistkę. Wydęła w uśmiechu lśniące wargi.

– W czym mogę pani pomóc?

– Jestem umówiona na godzinę siedemnastą z panem Merrickiem Crawfordem.

– Jak się pani nazywa?

– Evie Vaughn.

– Powiadomię go. Proszę poczekać.

– Dziękuję.

Szłam właśnie w kierunku pluszowych białych kanap, gdy kobieta mnie zawołała:

– Pani Vaughn?

Odwróciłam się do niej.

– Tak?

– Ma pani… – gestem wskazała swój bark – metkę przyczepioną do bluzki.

Sięgnęłam ręką do tyłu i klepałam się po plecach, aż ją znalazłam i urwałam.

– Dziękuję. Pobrudziłam sobie bluzkę, którą włożyłam dziś rano, więc musiałam kupić nową przed tym spotkaniem.

Uśmiechnęła się.

– Dzięki Bogu dziś piątek.

– Zdecydowanie.

Kilka minut później recepcjonistka wprowadziła mnie z powrotem do części biurowej. Gdy dotarłyśmy do słynnego największego i najlepiej usytuowanego gabinetu w rogu, w środku stało dwóch mężczyzn zaangażowanych w coś, co wyglądało na bitwę na wrzaski. Chyba nas w ogóle nie zauważyli. Całe biuro było jednak przeszklone, więc widziałam ich, jak stoją stopa przy stopie, nie przestając na siebie wrzeszczeć.

Niższy był łysiejącym facetem, który przez cały czas żywo gestykulował. Za każdym razem gdy uniósł ręce, pokazywał wielkie koła potu pod pachami. Wyższy był tu zdecydowanie szefem, sądząc po jego postawie. Stał na szeroko rozstawionych stopach, a ramiona skrzyżował na szerokiej piersi. Nie widziałam całej jego twarzy, ale sam profil wskazywał na to, że sporą część pewności siebie, która od niego biła, czerpał z atrakcyjnego wyglądu.

– Jeśli ci się nie podoba… – ryknął w końcu szef – nie obij sobie tyłka drzwiami, jak stąd będziesz wychodził!

– Moje skarpety są starsze od tego dzieciaka! Niby jakie doświadczenie ten smarkacz może mieć w branży?

– W nosie mam jego wiek. To nie tą liczbą powinniśmy się przejmować. Jedyną liczbą, która ma tu znaczenie, jest dochód z inwestycji i podczas gdy jego zyski są dwucyfrowe, twoje leżą trzeci kwartał z rzędu. Leżą bardzo nisko. Dopóki sytuacja się nie poprawi, wszystkie twoje inwestycje ma zatwierdzać Lark.

– Lark… – Facet pokręcił głową. – Jak ten gówniarz mnie wkurza.

– Cóż, idź się wkurzać gdzie indziej.

Niski facet wymamrotał coś, czego nie dosłyszałam, i odwrócił się na pięcie. Otarł pot z rumianej twarzy i pomaszerował do drzwi, a potem otworzył je energicznie i minął mnie i recepcjonistkę, nie zwracając na nas żadnej uwagi. Zupełnie jakby nas tam w ogóle nie było. Szef, który został w środku, podszedł do swojego biurka. Najwyraźniej zrobiłyśmy się niewidzialne.

Recepcjonistka rzuciła mi pokrzepiające spojrzenie, a potem zapukała.

– O co chodzi?!

Otworzyła delikatnie drzwi i wsunęła głowę do środka.

– Jest tu pani, z którą umówiłeś się na siedemnastą na rozmowę w sprawie pracy. Kazałeś mi ją przyprowadzić.

– Świetnie. – Zmarszczył brwi i pokręcił głową. – Niech wejdzie.

Pomyślałam, że wnuk Kitty nie odziedziczył po niej miłego usposobienia.

Recepcjonistka wyciągnęła ku mnie rękę z niepewnym uśmiechem.

– Przepraszam – szepnęła. – Trzymam kciuki.

Zrobiłam kilka kroków, wchodząc do biura przypominającego pałac. Gdy szklane drzwi zamknęły się za mną z cichym dźwiękiem, a mężczyzna nadal ani na mnie nie spojrzał, ani się nie przywitał, opanował mnie impuls, by natychmiast stąd wyjść i biec jak najdalej. Gdy tak stałam, dumając nad tym pomysłem, pan ponurak stracił cierpliwość. Stojąc plecami do mnie, odłożył coś na półkę z książkami.

– To jak, usiądzie pani czy mam przeprowadzić tę rozmowę za pomocą blaszanej puszki i sznurka?

Zmrużyłam oczy. Co za palant. Nie wiedziałam, czy chodzi o ten okropny dzień, czy o zachowanie tego faceta, ale zalała mnie fala gniewu i nagle już nie dbałam o to, czy dostanę tę pracę. W końcu nic nie dzieje się bez przyczyny, a gdy w końcu odpuszczasz i przestaje ci zależeć na wygranej, grasz dalej już bez presji.

– A może dałam panu minutę, licząc na to, że poprawi się panu humor? – odpowiedziałam.

Facet w końcu się do mnie odwrócił. W pierwszej kolejności zwróciłam uwagę na jego zagadkowy uśmiech. A gdy uniosłam wzrok i wreszcie spojrzałam prosto w jego zaskakująco zielone oczy, mało nie padłam z wrażenia.

To się nie dzieje.

Poważnie?

Tylko bez takich numerów.

To niemożliwe.

Wnuk Kitty to ten sam facet, który wszedł do przymierzalni?

Chciałam się wczołgać do jakiejś ciemnej dziury.

Podczas gdy tak umierałam sobie cichutko z upokorzenia, mężczyzna, który kwadrans wcześniej przyłapał mnie na obwąchiwaniu własnej pachy, szedł w moim kierunku. Wskazał dłonią krzesło po drugiej stronie biurka.

– Czas to pieniądz. Proszę usiąść.

Chwileczkę, on mnie nie pamięta? Czy to w ogóle możliwe?

Po jego starciu z pracownikiem, które widziałam przed chwilą, nie wydawało mi się, żeby był człowiekiem, który powstrzymuje się od wyrażania swoich myśli. Może mi się nie przyjrzał… W końcu szybko zatrzasnął drzwi przymierzalni. I widział mnie w samym staniku, a teraz byłam w pełni ubrana.

A może… Czy to możliwe, że się pomyliłam i to nie był facet, którego spotkałam w sklepie? Nie sądzę. Mogłam być dla niego zupełnie nieważna, ale on miał twarz, której ja nigdy bym nie zapomniała: wyrzeźbiona linia szczęki, wystające kości policzkowe, nieskazitelna opalona skóra, pełne usta i gęste, ciemne rzęsy okalające przejrzyste, zielone oczy. Patrzył teraz na mnie tymi oczami, jakbym była ostatnią osobą, którą chce widzieć w swoim gabinecie. Oparł ręce na biodrach.

– Czas ucieka. Miejmy to już z głowy.

Super, co za czaruś. W jego głosie było dokładnie tyle samo ekscytacji co we mnie na myśl, że miałabym dla niego pracować. Co nie zmieniało faktu, że włożyłam wiele wysiłku w dotarcie na to spotkanie i nie miałam nic do stracenia. Mogłam równie dobrze zakończyć swój gówniany tydzień kolejną odmową i pograć jeszcze chwilę w tę grę. Podeszłam do jego biurka i wyciągnęłam rękę.

– Evie Vaughn.

– Merrick Crawford.

Gdy uścisnął mi rękę, spojrzeliśmy sobie w oczy. Nadal żadnego znaku, że mnie rozpoznał jako kobietę z przymierzalni czy przyjaciółkę swojej babci.

Mniejsza z tym. Kitty załatwiła mi to spotkanie, ale reszta należała do mnie.

Na środku jego wielkiego biurka ze szklanym blatem leżały moje dokumenty. Podniósł CV i swobodnie oparł się o zagłówek fotela.

– Co to za firma, Boxcar Nieruchomości?

– To organizacja non profit, którą założyłam kilka lat temu. To mój poboczny projekt, ale pracowałam nad nim w pełnym wymiarze godzin w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, gdy byłam między jedną pracą terapeutki a drugą. Wolałam o nim napisać, zamiast zostawiać półroczną lukę w historii zatrudnienia.

– Czyli przestała pani pracować jako terapeutka sześć miesięcy temu i od tej pory nie była zatrudniona w żadnej firmie?

Skinęłam głową.

– Zgadza się.

– A ta pani organizacja Boxcar faktycznie ma coś wspólnego z nieruchomościami?

– Zajmuje się wynajmem. Posiadam kilka niestandardowych nieruchomości, które wynajmuję za pośrednictwem serwisu Airbnb.

Merrick zmarszczył brwi.

– Niestandardowych?

– To długa historia, ale ostatecznie chodzi o to, że odziedziczyłam kawałek ziemi na południu kraju. Okolica znakomicie się nadaje na piesze wycieczki i ucieczkę z miasta. Nie było tam żadnych budynków, a ja nie chciałam tego psuć, stawiając tradycyjne domy, więc zamiast tego stworzyłam pole glampingowe i zbudowałam dwa domki na drzewie, które wynajmuję turystom.

– Pole glampingowe?

– To taki kamping tylko w bardziej eleganckim stylu. Glamping znaczy…

Merrick wszedł mi w słowo.

– Znam to słowo. Zachodzę tylko w głowę, jak to wszystko się ma do bycia terapeutką.

Ech, pomyślałam, niedobry początek. Wyprostowałam się na krześle.

– Cóż, to nie ma bezpośredniego związku. Proszę jednak pomyśleć o ludziach, którym wynajmuję tę przestrzeń, a którzy marzą o ucieczce od stresującej pracy. Ten projekt jest moją pasją. Wszystkie zyski są przeznaczane na cele charytatywne. Gdy odeszłam z poprzedniej pracy, poświęciłam dużo czasu, by rozwinąć ten projekt. – Wychyliłam się do przodu i wskazałam ręką swoje CV. – Niech pan spojrzy na moje poprzednie stanowiska. Ten punkt opisuje moje doświadczenie w pracy terapeutki.

Merrick patrzył na mnie przez chwilę, a potem skierował wzrok z powrotem na CV.

– Była pani zatrudniona w firmie Halpern Pharmaceuticals. Proszę mi o tym opowiedzieć.

– Opiekowałam się pacjentami uczestniczącymi w badaniach klinicznych antydepresantów i leków przeciwlękowych. Monitorowałam ich stan.

– Każdy pacjent dostawał te leki?

– Nie. Niektórzy uczestnicy badań klinicznych otrzymywali placebo.

– Czy te osoby pracowały w wysoce stresogennym środowisku?

– Niektóre z nich. Uczestnicy badań byli bardzo zróżnicowani, ale wszyscy cierpieli na depresję i stany lękowe.

Merrick potarł kciukiem dolną wargę.

– Rozumiem, że poszukiwali leczenia farmakologicznego, bo tradycyjna terapia w ich przypadku się nie sprawdziła.

Przytaknęłam.

– Owszem. Wszyscy musieli wcześniej uczestniczyć w co najmniej rocznej terapii, by zakwalifikować się do badania. Celem firmy Halpern było ustalenie, czy leki pomogły osobie, u której nie zadziałała terapia.

– Pomogły?

– Te, nad którymi pracowałam osobiście, pomogły.

Merrick opadł na oparcie fotela.

– Czyli jedyne doświadczenie, jakie pani ma, to praca z ludźmi, u których nie sprawdziła się terapia, więc potrzebowali leków, by zauważyć poprawę. Zgadza się?

Zmarszczyłam brwi. Boże mój, ale z niego palant.

– Niestety nie u wszystkich terapia odnosi skutki. Wielu moich pacjentów odnotowało poprawę, jednak ze względu na to, że badania kliniczne leków są prowadzone z wykorzystaniem podwójnie ślepej próby, nie potrafię powiedzieć, jak wielu otrzymało placebo i poprawiło im się wyłącznie na skutek mojej terapii. Jestem pewna, że była taka grupa.

Odrzucił moje dokumenty na biurko.

– Prowadzę firmę inwestycyjną. Zastanawiam się, czy mógłbym przestać raportować wskaźniki zysku moich klientów. Musi być miło nie martwić się o to, że ktokolwiek zmierzy nasze wysiłki.

Poczułam napływ gorąca do policzków.

– Sugeruje pan, że nie wykonałam dobrze swojej pracy, bo nikt nie mógł stwierdzić, czy tym ludziom pomogła moja terapia, czy leki?

Jego oczy błysnęły.

– Nic takiego nie powiedziałem.

– Może nie użył pan tych słów, ale dokładnie to zasugerował. Prowadzę terapię dla wszystkich pacjentów na tym samym poziomie, zgodnie ze swoimi umiejętnościami, bez względu na to, czy ktoś mnie ocenia, czy nie. Proszę mi powiedzieć, panie Crawford, czy gdyby pana klienci nie widzieli wskaźników rentowności swoich inwestycji, wykonywałby pan swoje zadania inaczej? Obijałby się pan?

Na jego ustach zamigotał cień uśmiechu. Wyglądało na to, że lubi uchodzić za dupka. Po kilku długich sekundach wpatrywania się we mnie jak sroka w kość w końcu odchrząknął.

– Szukamy kogoś, kto ma doświadczenie w terapii osób pracujących w stresogennym środowisku. Tak żeby nie było konieczne zastosowanie leków.

Dotarło do mnie, że nic z tego, co powiedziałam, odkąd tu weszłam, nie miało dla niego znaczenia. Ponadto nie byłam w nastroju na tę hucpę, szczególnie że z jego postawy jasno wynikało, że nie dostanę tej pracy.

Podniosłam się z miejsca i wyciągnęłam rękę.

– Dziękuję za pański czas, panie Crawford. Powodzenia w poszukiwaniu idealnego kandydata.

Merrick uniósł wysoko jedną brew.

– To koniec naszego spotkania?

Wzruszyłam ramionami.

– Nie widzę sensu, by je kontynuować. Oznajmił pan jasno, że nie sądzi, by moje doświadczenie zawodowe przydało się na tym stanowisku. Powiedział pan również, że czas to pieniądz, więc przypuszczam, że już panu zmarnowałam… tysiąc dolców, a może dwa?

Prezentowany wcześniej zagadkowy uśmieszek powrócił na jego usta. Przyjrzał się mojej twarzy, a potem wstał i uścisnął moją dłoń.

– Co najmniej dwadzieścia. Jestem naprawdę dobry w tym, co robię.

Próbowałam wysunąć rękę, ale Merrick zacisnął mocniej palce. Pociągnął mnie ku sobie nieoczekiwanie, tak że pochyliłam się nad biurkiem. On również wysunął się do przodu i przez chwilę myślałam, że spróbuje mnie pocałować. Zanim moje serce zaczęło znowu bić, on przesunął się w lewo i zbliżył twarz do mojej szyi, po czym wciągnął głęboko mój zapach i zwyczajnie puścił moją rękę jak gdyby nigdy nic.

Mrugnęłam kilka razy, próbując zachować równowagę.

– Co… Co pan wyprawia?

Merrick wzruszył ramionami.

– Cóż, skoro nie będzie pani dla mnie pracowała, stwierdziłem, że nie będzie molestowaniem w miejscu pracy, jeśli szybko się zaciągnę tym zapachem.

– Zaciągnie się pan?

Włożył ręce do kieszeni spodni.

– Intryguje mnie ta woń, odkąd wyszedłem z przymierzalni.

Wytrzeszczyłam oczy.

– No tak, wiedziałam, że to był pan! Dlaczego nie zdradził się pan z tym wcześniej?

– Tak było zabawniej. Chciałem sprawdzić, jak się pani zachowa. Na początku planowała pani szybką ucieczkę, ale szybko się pani opanowała.

Zmrużyłam oczy.

– Nic dziwnego, że poziom stresu pana pracowników jest tak wysoki, że potrzebuje pan pomocy. Często zabawia się pan ludźmi w ten sposób?

– A pani? Często się pani chowa po przebieralniach i wącha sobie pachy?

Zmarszczyłam brwi i jeszcze bardziej zmrużyłam oczy. Merrick za to wyglądał na rozbawionego.

– Do pana wiadomości: musiałam się odświeżyć, bo wcześniej ugrzęzłam w… – Pokiwałam głową i mruknęłam pod nosem: – Właściwie to nie ma znaczenia. – Wzięłam głęboki wdech i przypomniałam sobie, że jestem profesjonalistką i czasem lepiej wybrać własną ścieżkę, nawet jeśli jest trudniejsza. Wygładziłam spódnicę i się wyprostowałam. – Dziękuję za poświęcony mi czas, panie Crawford. Mam nadzieję, że już się nie spotkamy.ROZDZIAŁ 2

Evie

– Domyślam się, że dzisiejsze spotkania w sprawie pracy nie potoczyły się po twojej myśli?

Wlałam do kieliszka ostatnie krople wina z pustej już butelki i uniosłam go w kierunku mojej siostry.

– Nie gadaj, po czym wnosisz?

Greer wyjęła kolejną butelkę ze stojaka na wino i usiadła przy stole kuchennym naprzeciwko mnie, trzymając w garści korkociąg.

– Dlaczego nie urodziłyśmy się bogate, a tylko mądre i piękne?

Zachichotałam.

– Bo nie jesteśmy dupkami. Przysięgam, że każdy, kogo kiedykolwiek spotkałam, a kto miał pełen pakiet: pieniądze, mózg i urodę, był gigantycznym dupkiem. – Upiłam łyk. – Jak ten facet, z którym spotkałam się dzisiejszego popołudnia. Niesamowity przystojniak. Miał świetliste oczy i rzęsy tak gęste i ciemne, że trudno się było nie gapić. Jest właścicielem jednego z najlepszych funduszy inwestycyjnych na Wall Street, a do tego totalnym, aroganckim palantem.

Greer wyjęła z butelki korek z głośnym plumknięciem, a wtedy przybiegł Buddy, jej pies. Był to jedyny dźwięk, na który wstawał. Można było dzwonić czy pukać do drzwi, a on nie ruszyłby się ze swojego legowiska. Ale wystarczyło otworzyć butelkę wina, a zachowywał się jak skubany pies Pawłowa. Podała mu korek, by mógł go oblizać, i rzucił się na niego ochoczo.

Patrząc na to, potrząsnęłam z niedowierzaniem głową.

– Nie ma co, twój pies jest dziwny.

Podrapała go za uszami, gdy tak zlizywał wino z korka.

– Lubi tylko czerwone. Zauważyłaś, że patrzy na mnie z niechęcią, gdy przybiega i stwierdza, że to korek od białego i niepotrzebnie się fatygował?

Roześmiałam się i nalałam Greer pełen kieliszek merlota.

– Wróćmy do tego bogatego aroganckiego przystojniaka, którego dziś poznałaś – powiedziała. – Brzmi jak nadęty bufon. Są jakieś szanse, że przekazałby twojej siostrze trochę swojego nasienia?

Greer i jej mąż wybierali właśnie dawcę spermy po pięciu latach nieudanych prób spłodzenia potomka. Moja siostra miała trzydzieści dziewięć lat, była o niemal dziesięć lat starsza ode mnie, i zaczęła czuć presję ze strony matki natury. Przeszli przez cztery rundy zapłodnienia in vitro nasieniem Bena, bo jego pływacy mieli problemy z ruchliwością. Wszystkie cztery zakończyły się fiaskiem. Ostatnio się poddali i postanowili wybrać dawcę.

– Jestem pewna, że szybciej odda ci swoje nasienie, niż ja dostanę u niego pracę.

– Co się stało? Znowu ktoś uznał, że twoje doświadczenie zawodowe jest niewystarczające?

Westchnęłam i pokiwałam głową.

– Tak naprawdę to moja wina. Nigdy nie powinnam była przyjmować pracy w rodzinnej firmie farmaceutycznej Christiana. To bardzo specyficzna branża, a ludzie są obecnie dziwnie nieufni, jeśli chodzi o badania kliniczne leków, więc mój udział w tych testach wcale mi nie pomaga. Ponadto byłam na tyle głupia, że całe swoje życie złożyłam w ręce mężczyzny.

Siostra poklepała mnie po dłoni.

– Głowa do góry. W następnym tygodniu masz spotkanie w sprawie pracy w firmie wnuka Kitty. Może tym razem pójdzie dobrze.

– Ten arogancki dupek to właśnie był wnuk Kitty.

Nasza babcia i Kitty Harrington przyjaźniły się przez prawie trzydzieści lat. Były sąsiadkami w Georgii aż do śmierci naszej babci cztery lata temu. Gdy postanowiłam zrobić doktorat na Uniwersytecie Emory’ego w Atlancie, dobrze poznałam Kitty, bo zamieszkałam z babcią. Po jej śmierci Kitty i ja wspierałyśmy się w żałobie i od tego czasu utrzymywałyśmy naprawdę bliską relację. Nie miało znaczenia, że dzieli nas niemal pięćdziesiąt lat. Uważałam ją za dobrą przyjaciółkę. Nawet gdy przeprowadziłam się z powrotem do Nowego Jorku, by ukończyć staż, nadal utrzymywałyśmy kontakt. Starałam się ją odwiedzać przynajmniej raz w roku i rozmawiałyśmy przez telefon prawie w każdą niedzielę.

Greer w zdziwieniu otworzyła szeroko oczy.

– O kurczę. Myślałam, że masz to spotkanie w przyszłym tygodniu. Nie wierzę, że wnuk Kitty potraktowałby cię jak palant, wiedząc, jak blisko się trzymasz z jego babcią.

Upiłam łyk wina i pokręciłam głową.

– Temat Kitty w ogóle się nie pojawił podczas rozmowy. Ten facet nie marnuje czasu na gadkę szmatkę. Po wyjściu z jego biura doszłam do wniosku, że mógł nie wiedzieć, kim jestem. W innym wypadku przynajmniej by o niej wspomniał, prawda?

– A ty? Dlaczego tego nie zrobiłaś?

Wzruszyłam ramionami.

– To był szalony dzień. W zasadzie wpadłam na niego wcześniej w pobliskim sklepie, niedługo przed naszym spotkaniem i doszło do… pewnego incydentu. Cała ta sprawa wybiła mnie z potrzebnego skupienia, a potem on dodatkowo mnie gnębił, kwestionując moje kwalifikacje. Zdaję sobie sprawę, że mogę nie być najlepszą kandydatką, ale po co w ogóle zaprosił mnie na spotkanie, jeśli nie sądził, że mam wystarczające doświadczenie?

– Jestem naprawdę zaskoczona. Kitty jest cudowną starszą panią.

– Owszem. Ma też jednak bardziej łobuzerską stronę. Nigdy nie jestem pewna, kiedy żartuje, a kiedy mówi poważnie, bo ma ten trudny do interpretacji uśmiech. – Pokręciłam głową. – Zdaje się, że to ich łączy: zagadkowy uśmieszek.

– Powiesz jej, że zachował się wobec ciebie jak palant?

Zmarszczyłam nos.

– Nie chcę, by źle się poczuła. A jej twarz zawsze się rozjaśnia, gdy o nim mówi.

– Cóż… – Siostra ścisnęła moją dłoń. – Nic nie dzieje się bez przyczyny. Założę się, że czeka na ciebie coś większego i lepszego. Jeśli znalezienie tego zajmie ci trochę czasu, to widocznie tak ma być. Możesz mieszkać z nami tak długo, jak chcesz.

Wiedziałam, że mówi szczerze, i lubiłam spędzać czas z nią i jej mężem, ale nie mogłam się doczekać, by się urządzić we własnym lokum.

– Dziękuję.

Później tego samego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Leżałam tak w łóżku niemal każdej nocy, odkąd moje życie wywróciło się do góry nogami. W ciągu jednego dnia straciłam narzeczonego, najlepszą przyjaciółkę, pracę i mieszkanie. Co więcej, filmik z mojego wesela, podczas którego napiętnowałam publicznie Christiana i Mię, informując wszystkich o ich romansie, stał się hitem Internetu. Podobnie jak inny filmik, który wszystkim pokazałam – ten, na którym Christian i Mia uprawiają seks w apartamencie dla nowożeńców wieczorem przed naszym ślubem. Według ostatnich danych filmik zatytułowany _Porno_ _w_ _wykonaniu najlepszej przyjaciółki szalonej panny młodej_ _i_ _pana młodego_ miał ponad miliard wyświetleń. Miliard, nie milion! Nawet najpopularniejsze programy informacyjne wspomniały o tej historii. Dopiero po miesiącu zainteresowanie Internetu zaczęło umierać powolną i bolesną śmiercią.

A gdy już myślałam, że mogę znowu oddychać pełną piersią, Christian i jego rodzina wnieśli pozew, oskarżając mnie o oszustwo i wyłudzenie. Twierdzili, że naciągnęłam ich na kosztowne wesele, by się zemścić za coś, o czym wiedziałam od bardzo dawna. Jakby ten absolutnie idiotyczny pozew nie był wystarczającym kłopotem, dziennikarze zwąchali sprawę i całe to szaleństwo zaczęło się od nowa. Paparazzi parkowali pod apartamentowcem mojej siostry przez kilka dni. Świat naprawdę schodzi na psy, skoro nie można już sobie popsuć własnego wesela bez wiedzy, bagatela, miliarda osób.

Jako że nie mogłam zasnąć, sięgnęłam po telefon, który leżał na stoliku przy łóżku, i zaczęłam przeglądać social media. Nie znalazłam nic ciekawego, więc popełniłam błąd i otworzyłam skrzynkę pocztową. Odkąd ją sprawdziłam tego popołudnia, dostałam dwie kolejne odmowy. Westchnęłam. Już chciałam się wylogować, ale wtedy zauważyłam wiadomość, którą wcześniej przeoczyłam. Dotarła dwie godziny temu. Zwróciłam uwagę na nazwę domeny w adresie, z którego została wysłana: [email protected].

Spodziewałam się kolejnej odmowy, ale i tak ją otworzyłam.

Szanowna Pani Vaughn,

dziękujemy za udział w spotkaniu w sprawie pracy na stanowisku terapeuty ds. radzenia sobie ze stresem. Spośród wszystkich kandydatów pan Crawford wybrał osoby, których kandydatura zostanie dodatkowo rozpatrzona. W związku z tym pragniemy Panią zaprosić na drugie spotkanie w naszej siedzibie.

Będę wdzięczna za kontakt w celu ustalenia dogodnego terminu w przyszłym tygodniu.

Z poważaniem

Joan Davis

dyrektorka działu kadr

Mrugnęłam kilka razy, pewna, że źle przeczytałam wiadomość. Ale nie, za drugim razem było tak samo jasne jak za pierwszym, że zapraszają mnie na drugą rozmowę kwalifikacyjną. Musiałam to zawdzięczać fenomenalnemu pierwszemu wrażeniu, które wywarłam, wąchając się pod pachą.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: