Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Prokurator - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
4 grudnia 2025
3825 pkt
punktów Virtualo

Prokurator - ebook

W spisanych pod koniec życia wspomnieniach Aleksander Herzog przedstawia swoje trwające ponad czterdzieści lat zaangażowanie we współtworzenie polskiego wymiaru sprawiedliwości, kreśląc rozpisany na kilka dekad obraz odsłaniający kulisy funkcjonowania prokuratury i ludzi z jej środowiska.

Aleksander Herzog nadał swoim wspomnieniom tytuł „Prokurator”. Odważnie – wiedząc, że słowo to rodzi już w III RP złe skojarzenia. Adekwatnie – jako człowiek praworządności, w całej swej niekonformistycznej drodze. Solidarność rozumiał jako upodmiotowione społeczeństwo – stał po jego stronie, także przebywając w peerelowskim więzieniu. Gdy jako dawny opozycjonista (pozbawiany pracy, represjonowany) wpłynął wiosną 1990 na odsunięcie od władzy straszącego dotąd bezprawiem generała Kiszczaka, a sprawie Katynia oddawał energię, by sprawiedliwości stało się zadość – przywracał Prokuratorowi właściwą rangę.

Zbigniew Gluza

Aleksander Herzog (1951–2024) – wybitny prawnik, prokurator, działacz opozycji demokratycznej, w 1980 roku współtwórca „Solidarności” w krakowskiej prokuraturze, po 1989 roku m.in. pierwszy zastępca prokuratora generalnego, koordynator działań związanych z usuwaniem skutków stan wojennego i uczestnik śledztwa dotyczącego zbrodni katyńskiej.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67820-52-3
Rozmiar pliku: 5,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE

Wspomnienia Aleksandra Herzoga stanowią dla KARTY pozycję nietypową, lecz ważną. Opublikowaliśmy dotąd wiele świadectw traktujących o drogach, które wiodły opozycjonistów ku odpowiedzialnym urzędom państwowym oraz liczne wspomnienia opowiadające o podążaniu w przeciwnym kierunku – o utracie wiary w uczciwe państwo, skutkującej wycofaniem na pozycje „podziemne”. Teraz oddajemy głos świadkowi historii, który w zasadzie od początku swojej zawodowej ścieżki łączy postawę wnikliwego kontestatora z perspektywą państwowca-praktyka, który zamiast wypisać się z szeregów trapionej problemami instytucji, próbuje z samego jej środka, dostępnymi w danej epoce metodami walczyć o urząd niezależny od politycznych nacisków.

Aleksander Herzog, pochodzący z krakowskiego inteligenckiego domu, wykształcony w Peerelu prawnik, opozycjonista, opisuje całe swoje życie, a w nim trwające ponad czterdzieści lat zaangażowanie we współtworzenie polskiego wymiaru sprawiedliwości, kreśląc rozpisany na kilka dekad obraz, odsłaniający kulisy funkcjonowania prokuratury i ludzi z jej środowiska. Otrzymujemy narrację splatającą dwa plany – autobiografię człowieka i opowieść o przemianach instytucji, widzianej od wewnątrz, oczami jej wieloletniego pracownika, podejmującego istotne role w procesach i reformach kluczowych dla kształtu III RP.

W 2023 roku Aleksander Herzog zwrócił się do KARTY z propozycją opublikowania swojej autobiografii. Wyraził też wówczas wolę przekazania KARCIE osobistego archiwum, złożonego głównie z roboczych zapisków, dokumentów i zdjęć. Ostatecznie trafiły one do Archiwum Fundacji Ośrodka KARTA w 2024 roku, już po śmierci Autora, przekazane przez żonę, Magdalenę Herzog. Nad opublikowanym w numerze 117 (2023) kwartalnika „Karta” tekstem Status prokuratora, dotyczącym zadań podejmowanych przez Aleksandra Herzoga w Ministerstwie Sprawiedliwości na początku lat 90., pracowaliśmy jeszcze wspólnie z Autorem. Prace redakcyjne nad książką – w tym skróty i zmiany kompozycyjne – dokonywały się już bez jego udziału, choć zgodnie z wytyczonym przez niego kierunkiem. Tekst wspomnień został także uzupełniony o dokumenty i zdjęcia pochodzące z przekazanej KARCIE kolekcji (sygn. FOK/581).

*

W naszym systemie prawnym prokurator pełni rolę działającego w imieniu państwa oskarżyciela, jednak Aleksander Herzog swoją postawą i wyborami życiowymi nie przypomina oskarżyciela rzeczywistości, wybiera raczej pozycję w pełni zaangażowanego uczestnika, który swoje „gospodarstwo” otacza wsparciem i troską. To postawa trudna i budząca szacunek, bo odległa od idących na skróty skrajności – zarówno wątpliwego moralnie, lecz opłacalnego oportunizmu, jak i bohaterszczyzny, która zatraca się w kontestowaniu, gubiąc po drodze sens i zdolność do wchodzenia w dialog z realiami dalekimi od utopii wymalowanej na sztandarach. Herzog rozpoczyna pracę zawodową w peerelowskiej prokuraturze lat 70., jeszcze głęboko uwikłanej i wikłającej pracowników w służalczość względem systemu. Nie pozostaje jednak ślepy na jej patologie, wyraźnie je nazywa, a ta konsekwencja w dostrzeganiu wad w mechanizmach tworzenia prawa i niezgoda na nie, podobnie jak odmowa udziału w partykularnych środowiskowych rozgrywkach, będzie charakteryzowała Autora przez kolejne lata, w scenerii zmieniających się warunków politycznych, urzędów, zwierzchników, w końcu – w obliczu zmiany systemu.

Opis zmagań Autora szczególnej wartości i mocy nabiera obecnie, gdy znów – jak w poprzednim systemie – kontrola nad sądami i prokuraturą staje się kuszącym politycznym łupem i środkiem do prowadzenia walki z ideowymi oponentami. Świadectwo Herzoga pokazuje, jak niezwykle krucha i podatna na ataki jest zasada trójpodziału władzy. Konsekwencje systemowego naruszenia praworządności dają o sobie znać latami, niszcząc i zaufanie społeczne, i wiarę obywateli w instytucje państwa. Usankcjonowane prawnie bezprawie wnika w ich podwaliny jak trucizna, która rujnuje mechanizmy samoregulacji i na którą nie istnieje szybkie w działaniu antidotum.

Z opowieści Aleksandra Herzoga wyłania się frapujący obraz formowania się państwa i prawa in vivo: u progu, w trakcie transformacji i w ciągu dwudziestu pięciu lat po niej. Wyłania się także portret człowieka w pewnym sensie nieprzystającego do swoich czasów – okresu wielkich zmian, weryfikujących jednostkę oraz to, wobec czego pozostawała lojalna. Świadectwo Prokuratora pozwala zrozumieć i docenić wagę postawy, której patronuje niepopularne dziś słowo – przyzwoitość.

Ewa KwiecińskaKORZENIE

Mój dziadek, Edward Józef Franciszek Herzog, zmobilizowany jako podporucznik rezerwy armii austro-węgierskiej, rzucony został w 1914 roku na front serbski. Jako chemika przydzielono go do jednostki tyłowej, zajmującej się oceną żywności, a stacjonującej w Marburgu, wchodzącym w skład monarchii Habsburgów. Tam poznał moją babcię, pochodzącą ze zniemczonej rodziny słoweńskiej, wówczas 25-letnią Teodorę Alojzę z domu Dobetschar. Następstwem tego było małżeństwo zawarte w październiku 1914 w Krakowie. 2 sierpnia 1915 na świat w owym Marburgu przyszedł mój ojciec – Edward Karol Ludwik Herzog.

Edward Józef Franciszek Herzog i Teodora Alojza z domu Dobetschar, dziadkowie Aleksandra Herzoga¹

Rodzinne przekazy mówią, iż mój pradziadek, Franciszek Józef Herzog, był zawodowym wojskowym w cesarskiej armii. Imiona wskazują, że mogły być nadane na cześć nowego cesarza Franciszka Józefa, który wstąpił na tron w 1848 roku. To wskazówka co do daty urodzenia pradziadka. Pewne jest natomiast, iż wcześnie odszedł z tego świata – w 1884 roku, dwa lata po narodzinach swego drugiego syna, mego dziadka Edwarda Józefa Franciszka. Wszystko wskazuje na to, że polskie geny dziadek odziedziczył po swojej matce, Józefie z domu Pauli. Zważywszy, że owdowiała dwa lata po urodzeniu się dziadka, z pewnością od najmłodszych lat był on przez nią wychowywany. Sprawiło to, że był dwujęzyczny – po matce wspaniale posługiwał się językiem polskim, zaś edukacja w monarchii cesarsko-królewskiej dała mu biegłą znajomość języka niemieckiego.

Rodzina Paulich to także byli Polacy „z importu” – przybyła do Polski, zapewne z Saksonii, w XVIII wieku. Zakorzenieni byli już w Krakowie. Moja prababka po śmierci męża mieszkała na Bukowinie, będącej wtedy jednym z krajów Korony Habsburgów. Tam też dziadek odebrał edukację, kończąc uniwersytet w Czerniowcach, które były wówczas kosmopolityczną stolicą Bukowiny, zamieszkaną przez ludność pochodzenia żydowskiego, rumuńskiego, niemieckiego, ukraińskiego i polskiego. Dziadek ukończył studia chemiczne, po czym rozpoczął pracę w Instytucie Badań Żywności w Czerniowcach, około trzydziestki dochodząc do stanowiska adiunkta. Karierę przerwała jednak Wielka Wojna. Gdy byłem dzieckiem, dziadek pokazywał mi resztki galowego wyposażenia wojskowego – piękną ładownicę z ck godłem na pokrywie, czarno-żółty bączek i takiż paradny pas.

Całe życie zawodowe dziadek poświęcił badaniom żywności, kończąc je w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie.

Upadek ck monarchii w 1918 roku zmienił wszystko i kazał wybierać nową tożsamość państwową. Dziadkowie wylądowali wówczas w Krakowie, wraz z dwójką małych dzieci – moim ojcem i jego siostrą Teodorą Urszulą, pieszczotliwie zwaną Urschi. Wraz z nimi dotarła do Krakowa ciotka mojej babki (siostra jej matki) – Alojza Olejnik. Moja babcia Teodora (dla rodziny Dora) straciła rodziców w niemowlęctwie i wychowywała ją ta ciotka.

Dziadkowie wraz z moim ojcem i jego siostrą co najmniej do 1936 roku mieszkali przy ulicy Ignacego Krasickiego 16 w peryferyjnej części Podgórza zwanej Ludwinowem. Krótko przed wybuchem II wojny światowej przeprowadzili się do willi przy ulicy Beliny-Prażmowskiego na Osiedlu Oficerskim. Znacznie bardziej prestiżowy adres wskazuje na poprawę sytuacji finansowej rodziny, jednak prawdopodobnie był to lokal wynajmowany, nie zakupiony. Po wkroczeniu Niemców teren Osiedla Oficerskiego został uznany za dzielnicę niemiecką. Rodzina Herzogów została przesiedlona do wówczas podkrakowskiego Bieżanowa.

Ojciec i jego siostra w pierwszych latach życia wychowywani byli przez matkę w języku niemieckim, co zmieniło się wraz z ich pójściem do szkoły. Dzieci tak mocno dokuczały ojcu, nazywając go „szwabem”, że w krótkim czasie zapomniał języka niemieckiego i później musiał uczyć się go na nowo. W latach 1925–33 ojciec uczył się w VI Państwowym Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki w Podgórzu. Po zdaniu tam matury, rozpoczął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim na kierunku chemia, lecz do wybuchu wojny nie udało mu się ich skończyć. W 1939 roku, jako niedoszły absolwent chemii, został zatrudniony na stanowisku laboranta medycznego w Szpitalu Ojców Bonifratrów w Krakowie. W tym samym miejscu znalazła też pracę przedwojenna studentka medycyny, moja matka, Maria Anna z domu Rząsa, równocześnie kontynuująca studia medyczne na tajnych kompletach. Ojciec ostatecznie skończył studia po wojnie, a pracę magisterską obronił dopiero w 1950 roku.

Rodzice wzięli ślub 5 stycznia 1943 w kościele św. Wojciecha na Rynku Głównym, który podczas okupacji nosił nazwę Adolf Hitler Platz. Skąd to miejsce? Otóż rodzina mamy mieszkała w tym czasie w historycznej Szarej Kamienicy przy Rynku, do której kilka lat przed wojną przeprowadziła się z ulicy Kościuszki. Po likwidacji krakowskiego getta w marcu 1943, rodzice wraz z dziadkami zamieszkali w kamienicy przy ulicy Braci Dudzińskich 8. W domu nigdy nie mówiono, na jakiej zasadzie nastąpiła przeprowadzka. Nie wiedziałem też, że kamienica znajdowała się w obrębie getta, którego granica przebiegała właśnie wzdłuż ulicy Braci Dudzińskich, ani kto zajmował ją przed utworzeniem getta w marcu 1941. W domu nigdy nie wspominano, że dziadkowie wraz z rodzicami zajęli mieszkanie po ofiarach Holokaustu.

W styczniu 1945 wycofujące się wojska niemieckie wysadziły w powietrze wszystkie mosty na Wiśle. Kiedy znów pojawiła się możliwość przedostania się do lewobrzeżnej części Krakowa, dziadkowie podjęli próbę powrotu na Osiedle Oficerskie. Okazało się jednak, że przedwojenne mieszkanie dziadków zostało już zajęte na zasadzie „kto pierwszy, ten lepszy”. Jak niepyszni musieli wrócić na ulicę Braci Dudzińskich, której nazwa w 1951 została zmieniona na Andrzeja Potebni. Dziadkowie i mieszkający z nimi moi rodzice zajmowali trzypokojowe mieszkanie z kuchnią, łazienką i osobną ubikacją.

Zdjęcie ślubne Marii i Edwarda Herzogów, rodziców Aleksandra Herzoga

W latach wojny rodzina Herzogów wystawiona została na próbę. W pewnej chwili babcia Dora zaczęła rozważać możliwość zadeklarowania przynależności do „narodu Panów”. Jako urodzona na terenie dawnej monarchii austro-węgierskiej, miała ku temu formalne podstawy. Wówczas jednak mój ojciec zagroził popełnieniem samobójstwa. Odtąd nie było więcej mowy o podpisaniu volkslisty.

Po wojnie ojciec przez całe zawodowe życie był związany ze służbą zdrowia. W latach 60. był kierownikiem pracowni analitycznej w Szpitalu im. Stefana Żeromskiego w Krakowie-Nowej Hucie. Później przeniósł się do Szpitala Okulistycznego w podkrakowskich Witkowicach, gdzie także kierował pracownią. Po rozwodzie z matką w 1970 roku, ożenił się ponownie – z Krystyną Martiszek. Zmarł na raka płuc 27 stycznia 1982.

Genealogia rodziny mojej mamy była prostsza. Jej ojciec, Aleksander Rząsa, urodził się we Lwowie w 1895 roku jako najstarszy z trzech synów Wojciecha Rząsy i Katarzyny z domu Ciupak.

Pradziadek Wojciech urodził się w Kolbuszowej, skąd wywodzili się jego rodzice i dziadkowie. Z powodu dość orientalnej urody nazywany był przez dorosłych już synów „starym Tatarem z Kolbuszowej”. Z zawodu był pracownikiem pocztowym na kolei, najpierw austro-węgierskiej, później w PKP. Prababka Katarzyna pochodziła z Borku Starego na Rzeszowszczyźnie. Wzięli ślub w 1898 roku we Lwowie, gdzie osiedliła się rodzina Rząsów. Katarzyna zmarła na rok przed wybuchem II wojny. W 1944 pradziadek umknął przed bolszewikami do Krakowa, gdzie w następnym roku zmarł.

Dziadka Aleksandra wybuch I wojny światowej rzucił z zajętego przez Rosjan Lwowa do Krakowa, do którego ewakuowane zostały banki, a dziadek pracował w jednym z nich. Szykujący się do zawodu urzędnika bankowego młody człowiek poznał w Krakowie swą przyszłą żonę, a moją ukochaną babcię – Marię Jadwigę z domu Borowiecką.

Rodzina Borowieckich wywodziła się z Krakowskiego. Dziadek babci, Józef Borowiecki, był nauczycielem i organistą w Tymowej, w okolicach Tarnowa. Z pierwszego małżeństwa z Franciszką z domu Korona miał córkę Anielę i syna Piotra Borowieckiego (urodzonego w roku 1862), który z małżeństwa z Anną z domu Stachowicz, równolatką, miał dwie córki – wspomnianą już moją babcię Marię Jadwigę, urodzoną w 1893 roku, oraz bliźnięta – córkę Antoninę i syna Józefa.

Korzenie rodzinne po kądzieli wywodzić należy raczej ze stanu chłopskiego, jednak już Piotr i Anna Borowieccy osiedlili się w Krakowie i tam przyszły na świat ich dzieci. Pradziadkowie zapewnili potomkom dostępne w tych czasach wykształcenie i zawody. Babcia Maria jako wyuczony fach wskazywała „krawczyni”, choć po ślubie, zawartym w 1918 roku z ówczesnym prokurentem Banku Kupiectwa Handlowego Aleksandrem Rząsą, nie pracowała.

W niepodległej Polsce dziadek Aleksander związał się z Bankiem PKO, zajmując kierownicze stanowiska w oddziale krakowskim. Podczas okupacji imał się różnych prac. Aby związać koniec z końcem, dziadkowie wyprzedawali część zgromadzonego przed wojną majątku, między innymi zegary i obrazy. Po wojnie dziadek powrócił do pracy w PKO, którą kontynuował aż do śmierci. Prócz pracy zawodowej miał liczne zainteresowania. Pasjonował go sport, chociaż – jak się po latach okazało – miał wadę serca, która przedwcześnie skróciła jego życie. Był sędzią sportowym piłki nożnej, a także działaczem związanym z Klubem Sportowym „Cracovia”. Był człowiekiem bardzo towarzyskim, wesołym i lubiącym uciechy życia. W tym względzie był przeciwieństwem mojego drugiego dziadka – Edwarda Herzoga, który hołdował bardzo uporządkowanemu trybowi życia. Obu łączyło jednak ogromne przywiązanie do wartości rodzinnych.

Maria Jadwiga z domu Borowiecka, zwana Lalą, babcia Aleksandra Herzoga ze strony matki

Mama moja przyszła na świat w Krakowie 2 czerwca 1919. Była „oczkiem w głowie” dziadka, a i on był dla niej ukochanym ojcem. Uczyła się pilnie i jej maturalne świadectwo zawiera same stopnie „bardzo dobre”. Nie było też w owych latach łatwo dostać się kobiecie na studia medyczne.

Choć formalnie mama była jedynaczką, jej rodzice postanowili wychować jak własne dziecko urodzoną w 1926 roku Izabelę, nieślubną córkę siostry babci – Antoniny Borowieckiej. W ten sposób mama zyskała młodszą siostrę. Izabela po wojnie wyszła za mąż za Zdzisława Michaluka, a owocem tego związku był urodzony w 1952 roku syn Janusz, mój kuzyn i przyjaciel z lat dziecinnych.

Przez wiele lat w okresie międzywojennym rodzina Rząsów mieszkała przy ulicy Kościuszki 55 w krakowskiej dzielnicy Zwierzyniec. Kilka lat przed wojną przeprowadzili się do obszernego mieszkania we wspomnianej Szarej Kamienicy. Po wojnie i po śmierci dziadka władze PRL dokwaterowywały do tego mieszkania kolejnych lokatorów. Ostatecznie babcia i jej siostra Antonina zostały zepchnięte do części mieszkania obejmującej jeden pokój z używalnością kuchni i łazienki. Tam wegetowały do lat 70., kiedy pod pretekstem remontu Szarej Kamienicy przesiedlono je na osiedle Krowodrza.

Rodzina Rząsów – Maria Jadwiga z mężem Aleksandrem i córkami Marią (z prawej) i Izabelą

Moja matka po ukończeniu studiów i uzyskaniu dyplomu lekarza w 1950 roku rozpoczęła trwającą wiele lat pracę w Szpitalu Bonifratrów przy ulicy Trynitarskiej 11, który po upaństwowieniu nosił nazwę Szpitala im. Edmunda Biernackiego. Zdobyła tam specjalizację I i II stopnia w zakresie leczenia chorób wewnętrznych. Równocześnie pracowała w przychodni przy placu Serkowskiego, a po odejściu ze szpitala w 1970 roku w Przychodni Obwodowej przy ulicy Skawińskiej. Od 1965 roku pracowała również jako lekarz orzecznik w Obwodowej Komisji do spraw Inwalidztwa i Zatrudnienia Nr 2 ZUS w Krakowie. Ostatnie lata pracy spędziła w Przyzakładowej Przychodni Zakładów Przemysłu Piekarniczego w Krakowie.

1 listopada 1943 przyszła na świat moja siostra Maria. W pierwszych latach życia przeszła ciężką chorobę – gruźlicę płuc. Parę lat spędziła w sanatorium przeciwgruźliczym w Rabce-Zdroju. Maturę zdała w VI Liceum Ogólnokształcącym w Krakowie. Marzyła o zawodzie lekarza, jednak za namową matki, która uważała, że siostra jest zbyt słabego zdrowia, by zostać lekarką, rozpoczęła studia na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ukończyła je w 1966 roku i zaraz po studiach rozpoczęła pracę w pracowni analitycznej w przychodni przy placu Serkowskiego. Aż do przejścia na emeryturę kontynuowała pracę w różnych placówkach służby zdrowia.

10 lipca 1951 około godziny 8.00 w Krakowie przyszedłem na świat ja – Aleksander Edward Maria Herzog.DZIECINSTWO

Moje pierwsze wspomnienia wiążą się z mieszkaniem w kamienicy przy Potebni. Ta mała i cicha uliczka wybrukowana była wówczas „kocimi łbami”. Na murze jednej z kamienic, po przeciwnej stronie ulicy, prawie przy rogu Parkowej, wymalowano hasła: „Nie straszne nam ryki Głosu Ameryki” i „Wbrew panom z Zachodu głosujemy na listę Frontu Narodu”. Jeszcze nie umiałem czytać, ale te napisy zwiastowały, że polityka upomnieć się może o każdego.

Nasze mieszkanie znajdowało się na wysokim parterze. Rodzice wraz ze mną i siostrą zajmowali dwa pokoje w amfiladzie. Mniejszy z nich, długi i dość wąski, był sypialnią. Stało w nim stare biurko, z blatem pokrytym zielonym i nieco poplamionym suknem – bardzo to biurko lubiłem. W drugim pokoju stał okrągły stół z krzesłami, szafa z rozmaitą zastawą stołową, kanapa, regał z książkami mojej siostry, pianino, na którym siostra uczyła się grać, kredens i oszklona szafa biblioteczna z książkami. Bardzo lubiłem myszkować po tych „sezamach”. Rodzice ojca zajmowali trzeci, najmniejszy pokój. Pokoje nasze i dziadków przedzielał dość długi, wąski i ciemny przedpokój, który zaginał się pod kątem prostym, prowadząc do kuchni, którą wspominam jako „mokrą i ciemną”. Przedpokój, nieco zagracony, był zimny i w dzieciństwie bałem się nim sam przechodzić. Byłem w ogóle dzieckiem dość strachliwym.

W pierwszych latach życia prawie nie miałem kontaktu z siostrą, która przebywała w sanatorium w Rabce-Zdroju. Niecierpliwie czekałem na jej powrót i zadręczałem rodziców pytaniami, jak wygląda moja siostra. Mgliście pamiętam dzień, w którym wreszcie się pojawiła. Był to rok 1954. Dzień pochmurny i brzydki. Stałem w oknie, a pod domem w końcu zatrzymała się taksówka, z której wysiadła mama z siostrą. Ja byłem małym szkrabem, a starsza o osiem lat siostra podrastającą już panienką. Wyglądanie przez okno wiązało się także z oczekiwaniem na powrót z pracy rodziców i dziadka. Oczekiwałem tym bardziej, bo któreś z nich mogło stać się ofiarą moich namolnych próśb o poczytanie mi. Lektura była bowiem moim ulubionym zajęciem. Czytano mi najpierw rozmaite bajki, później zaś już inne dzieła. Pod wpływem lektur marzyłem, aby zostać ornitologiem – to obce słowo bardzo mi się podobało – podglądać ptaki i inne zwierzęta.

Niedosyt lektury spowodował, że wcześnie postanowiłem sam nauczyć się czytać. Zacząłem od dużych liter w tytułach gazet – jedną z pierwszych był czytywany w domu „Dziennik Polski”. W wieku sześciu lat czytałem już biegle teksty drukowane i od bajek szybko przeszedłem do poważniejszej lektury, sięgając najpierw po książki znajdujące się w domu. Z wypiekami na twarzy pochłaniałem Winnetou Karola Maya. Wkrótce moje zainteresowania skoncentrowały się na historii, zwłaszcza na militariach. Czasopisma takie jak „Żołnierz Polski”, „Morze” czy „Skrzydlata Polska” stały się moimi stałymi lekturami.

Aleksander Herzog (w środku) z siostrą Marią, babcią Lalą i Gapą

Aleksander Herzog w samochodziku na Rynku Podgórskim, w tle kościół św. Józefa

Zanim poszedłem do szkoły, doszło do rozstania rodziców. Pamiętam burzliwą kłótnię między dziadkami a ojcem, prowadzoną w języku niemieckim, abym nie mógł zrozumieć jej treści. Długo później zrozumiałem, że dziadkowie byli przeciwni decyzji ojca. Pomimo wyprowadzki, ojciec odwiedzał nas co jakiś czas i w ciepłej porze roku chodziłem z nim ścieżką na Krzemionki, w okolice kościoła św. Benedykta i dawnego austriackiego fortu. Siadywaliśmy na trawie i obserwowaliśmy z góry ruch pociągów w pobliżu stacji PKP w Płaszowie. Ojciec był wielkim fanem kolei, co mogło mieć związek z okresem, gdy po wyrzuceniu z Osiedla Oficerskiego rodzina Herzogów przez pewien czas mieszkała w Bieżanowie. Mieszkało też tam wielu kolejarzy, z którymi ojciec zaprzyjaźnił się na tyle, że czasami pozwalali mu na przejażdżki parowozem.

Pod nieobecność ojca, żyłem w domu zdominowanym przez kobiety. Ponieważ matka zajmowała się przede wszystkim utrzymaniem rodziny i wiele czasu, łącznie z nocnymi dyżurami w szpitalu, spędzała w pracy, opiekowała się nami głównie jej matka, a moja ukochana babcia, nazywana Lalą. Choć miała swoje mieszkanie w Rynku, codziennie przyjeżdżała gotować nam posiłki. Natomiast babcia Dora specjalizowała się raczej w wypiekaniu ciast według wzorów ck monarchii, spośród których pamiętam strudel i „buchty”, czyli bułeczki z ciasta drożdżowego posypane cukrem pudrem. Gdy mama była na dyżurze, babcia Lala także nocowała z nami. Śpiewała mi do snu różne patriotyczne piosenki, jak „Na Wawel, na Wawel, krakowiaczku żwawy…” czy „Płynie Wisła, płynie po polskiej krainie”.

Matka była osobą bardzo zasadniczą. Wierzyła w sens społecznej służby zdrowia i do głowy by jej nie przyszło przyjąć od pacjentów „dowody wdzięczności” – może prócz kwiatów. W domu się nie przelewało. Jako atrakcję na śniadanie pamiętam chleb posmarowany masłem, pokrojony w sznytki i popijany herbatą z mlekiem. Dzięki znajomościom babci Dory, od czasu do czasu odwiedzała nas „mięsiara”, czyli kobieta dostarczająca mięso z nielegalnego uboju. Cytrusy pojawiały się przeważnie raz w roku, przy okazji świąt Bożego Narodzenia. Kąpiele odbywały się w blaszanym cebrzyku ustawianym w kuchni, bo łazienka była nieczynna. W wannie leżał podręczny zapas węgla – pokoje ogrzewane były bowiem piecami węglowymi.

Babcia Dora była osobą bardzo energiczną i ruchliwą. Choć nie pracowała zawodowo, oddawała się różnym aktywnościom o charakterze społecznym. Udzielała się w miejscowym oddziale Polskiego Czerwonego Krzyża, którego siedziba mieściła się w Rynku Podgórskim. Bliskie więzy łączyły ją także z parafią św. Józefa, której administratorem był ksiądz dr Franciszek Mirek. Była to postać niezwykła – góral rodem z Naprawy, co czasem było słychać w jego mowie, zwłaszcza na kazaniach, jeszcze przed wojną uzyskał doktorat, a później habilitację z socjologii. W czasach stalinowskich spędził dwa lata w więzieniu pod fałszywymi zarzutami, co mocno nadszarpnęło jego zdrowie. Z tego powodu był pacjentem mojej matki, zaś babcia Dora pomagała mu w prowadzeniu finansów parafii i w innych sprawach administracyjnych. Zabierała mnie czasem na plebanię i za zgodą księdza proboszcza pozwalała buszować po jego imponującej bibliotece. Zapamiętałem z niej zwłaszcza wielotomową encyklopedię w języku niemieckim, na pewno z czasów przedwojennych. Zawierała mnóstwo ilustracji, map i kolorowych plansz, zwłaszcza z flagami różnych państw, co mnie zachwycało.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij