Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Promień zachodzącego słońca - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 czerwca 2025
10,10
1010 pkt
punktów Virtualo

Promień zachodzącego słońca - ebook

Tomik poezji pt. „Promień zachodzącego słońca” jest kolejną książką tego autora. Teksty nie były wcześniej publikowane. Podobnie jak w „Cynamonowym serduszku”, również myślą przewodnią tego tomiku są wędrówki — także te w zakamarki ludzkich myśli i utęsknień. Autor — wnikliwy obserwator otaczającego świata — w poetyckiej formie opisuje te malutkie i te większe sprawy, których większość ludzi nie zauważa w codziennej gonitwie.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8414-590-6
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

***

_W CAŁYM KOSMOSIE SWĄ OBECNOŚĆ_

_ODDAM ZA ZIEMIĘ NIEBEZPIECZNĄ._

_ODSTĄPIĘ ZIEMIĘ Z JEJ BOGACTWEM_

_ZA MYŚLI JASNE, CHOĆ NIEŁATWE._

_MYŚLI WYMIENIĘ, BO NIENOWE,_

_NA NIEZUŻYTE JESZCZE SŁOWA._

_PRZEZNACZĘ SŁÓW GATUNEK PIERWSZY_

_NA NIEOMYLNOŚĆ MOICH WIERSZY._

_ODSTĄPIĘ WIERSZY DOSKONAŁOŚĆ
ZA JEDNO OCALONE CIAŁO,_

_ZA OCALONĄ DUSZĘ W CIELE…_

_ALE TO WSZYSTKO TAK NIEWIELE…_

Jacek Kaczmarski.

Ogłoszenie w Kosmos (Stanisławowi Lemowi)Euterpe. Wyznanie miłości

Oczaruj mnie swą poezją

Zabij mnie rymem składnym

Niech twoje strofy w myśl mi zapadną

Niech słowa jak zapach róży lekkie się snują

Z zamkniętymi oczami chcę czuć twoje wiersze

W sen zapadając niech zdania słyszę

Niech mnie urzeknie ich płynna składnia

A dla domysłów miejsce niech zostanie

Z tomikiem wierszy pod poduszką

Senne marzenie ciąg dalszy mi dośni

Może będziesz w nim w letniej sukience

Rozsyłała wiersze jak wiatr dmuchawce

Będę chciał złapać te maleńkie latawce

Na których rymem wypisałaś szczęście

Na których ślad swoich myśli zostawiłaś

Po których kochać cię to mało i mało

Wiem że poezją nie uratujesz świata

Ale pędzących w otchłań możesz pocieszyć

Pozwól mi być twym kochankiem i sługą

Zanim w nicości wszyscy przepadniemy

_Ostróda, 24.10.2024_Dzień dobry

Wyszedłem z domu z uśmiechem,

„dzień dobry” spotkanym w parku mówiłem.

Spojrzeli na siebie zdziwieni.

A ja się uśmiecham do ludzi,

a ja do wszystkich się śmieję.

Dziecko łabędzie z matką karmiło,

„czas ten szczęśliwy” — myślałem.

Odpowiedzi na moje „dzień dobry” nie było.

A ja się uśmiecham do ludzi,

a ja do wszystkich się śmieję.

Na ścieżce zakochanych widziałem,

„dzień dobry”, poza nami nikogo nie było,

ponad moją głową na chmury patrzeli.

A ja się uśmiecham do ludzi,

a ja do wszystkich się śmieję.

W autobusie na dziewczynę spojrzałem,

skinęła głową z uśmiechem.

Uśmiechała się ona do ludzi,

ona do wszystkich się śmiała.

Ale to było kiedyś, w Londynie.

_Ostróda, 15.03.2024_Dlaczego Dzień Poezji jest w marcu?

Był grudzień zeszłego roku,

gdy na Twoich włosach

skrzyły się płatki śniegu.

W dłonie je brałem

i przy Twym śmiechu

do chmur odsyłałem.

W maju któregoś roku

wianek z konwalii uwiłaś,

giną pod powiekami obrazy.

Chyba siedzieliśmy na kocu,

oczy, pamiętam, zmrużyłaś.

Był czerwiec, a może lipiec.

Nie mówiłem Ci o tym.

Sukienka Twoja prześwitywała.

Na wietrze się rozwiewała.

Odchylała.

Obiecywała.

Jesienią pod parasolem szliśmy.

Ludziom, nie mnie, zimno było.

Herbatę w kawiarni piliśmy.

W imbirowym Twym pocałunku

były o kochaniu wszystkie sonety

i o miłości nad pieśniami pieśń.

Wiosną nowe przychodzi.

Grube palta wkładamy do szafy.

W kieszeniach zapinamy listopad i luty.

Kiedyś tam znajdziemy, z następną jesienią,

paragon pachnący imbirową dziewczyną.

I zastanawiam się:

dlaczego Dzień Poezji jest w marcu?

Gdy śnić pięknie można też zimą.

_Ostróda, 21.03.2024_Chcę wybrać się w podróż

Chcę wybrać się w podróż

Na wielką wyprawę wyruszyć

Może tylko z plecakiem i marzeniami

A może z kuframi i walizami

I kanapkami i herbatą w termosie

Kupię bilet na pociąg donikąd

Wysiądę na przypadkowej stacyjce

Miejscowi będą mi się przyglądać

Napiję się wody ze studni

Potem pójdę przez rzepaki i zboża

Może balonem z wielką gondolą

Która pomieści moje tęsknoty

Gdzieś pośród nicości balon wyląduje

Nie będę wiedział gdzie jestem

Życie zacznę na nowo

Aeroplanem polecę na antypody

Oceany bez kresu z góry będę oglądał

Zimą u nas u nich jest lato

Zobaczę czy to prawda

Że w Australii chodzą nogami do góry

A może życie abordażem wezmę

Zaciągnę się do pirackiej załogi

Szubienicznicy będą moimi kompanami

Kordelas będzie mym przyjacielem

Gdzieś na krańcach świata skarby zdobędę

W Maroku zatrudnię niebieskookich Berberów

Karawaną wielbłądów i z psami wyruszę

Po Czarnym Lądzie miesiącami wędrując

W końcu zobaczę czy tamten przylądek

Jest rzeczywiście nadziei dobrej

A tymczasem siedzę w oknie swojego mieszkania

Może bym gdzieś się ruszył na spacer

Ale to z domu wyjść trzeba

I buty założyć i kurtkę

Czy się opłaca?

Przecież zaraz ciemno

Zaraz trzeba będzie wracać

_Ostróda, 5.09.2024_Podkowa

Pamiętam stukot kopyt końskich po bruku

Świat był wtedy jakby mniejszy

I świat był wtedy jakby piękniejszy

Problemy dorosłych mnie nie dotyczyły

Troski zdejmowali mi inni

Pamiętam też wozy na żelaznych obręczach

I woźnicę w baranim kożuchu

W wiejskim sklepie „sklepowa”

Drew dokładała do pieca

Chłopy tam piwo grzali

Zimnokrwiste zmarznięte ogiery

Zarzuciły na siebie łby

Cierpliwie woźniców czekały

Na lejców pierwsze szarpnięcie

Ciężkie wozy ciągnąć gotowe

Końskie podkowy dzwoniły

Żelazne koła stukały

Stara kuźnia zamknięta ostatni kowal umarł

Nikt już podkowy „na szczęście” nie znajdzie

Świat nie pytając pognał do przodu

Jeżeli nie pamiętasz podków dzwonienia

Ciesz się swoją młodością

Już z innymi problemami istnienia

A jeśli przypadkiem znajdziesz podkowę

Zachowaj ją gdzieś w zakamarku domu

Może szczęścia ci nie przyniesie

Ale to znak epoki minionej

A może w czasie bezsennej nocy

Kiedyś wiersz o podkowie napiszesz

_Ostróda, 16.11.2024_Pogorzelisko

Ze wspomnień zasłyszanych pieśń ułożę,

nie słowa o miłości i wiośnie.

Nie o szczęściu.

Nie o bohaterstwie będzie to poemat.

Nie o chorągwi we krwi umaczanej.

Nie o barykadzie na rubieży ostatniej.

I nie o w chwale zwycięstwie.

Zawrę w poemacie o przemijaniu

słowa w chronologię ułożone.

O szarym człowieku będzie to opowieść.

Do ogniska gdzieś nad jeziorem

przysiadł się wędrowiec.

Gdy kubek z trunkiem koło zatoczył,

a myśli bardziej lotne się stały,

zaczął snuć wspomnienia.

Gdy jako pacholę młode, nieświadom jeszcze

i życia, i przemijania byłem,

gdy stalówką „Ala ma kota” nauczyłem się pisać

i po czytanych w klasie bajkach

pomiędzy szare okładki bibliotek wszedłem,

czas miniony nie okazał się światem, jaki znałem,

nie był pierwszomajowym festynem.

W książkach odkryłem cZŁOwieka.

Wojny od zawsze „w imię Boga!”.

Wojny o ZŁOto albo o wodę w studni.

O kobietę cudną albo o wizję szaleńca.

Telewizor z anteną na strychu

czarno-białą prawdę przekazywał,

„nasi” byli dobrzy, „tamci” — tylko źli.

W książeczkach „z tygrysem”

batalie tylko zwycięskie były.

Z rozszerzonymi źrenicami

zrozumieć Auschwitz nie mogłem.

Człowiekowi — cZŁOwiek?

Gdy sztormy nadciągały,

do szafy się chowałem —

trzydrzwiowej, pachnącej ciężką odzieżą.

Czekałem na DOBROtliwe ręce.

ZŁO mnie pierwsze znajdowało.

Gdy z dziecięcego wieku wyrosłem,

w świat iść czas nastał.

Jak tylko przestałem drzeć ryja w pociągu…

„…niech żyjeee naaam rezerwaaaaa….!!!”,

zrozumiałem, że życiem niedoświadczony,

mądrości uniwersalnych nie znając, świata nie zawojuję.

„Sted” smęcił o gzygzakowatym życia sznurze.

Nie kupiłem biletu w jedną stronę.

Utknąłem. W miasteczku bez perspektyw.

Utknąłem bez perspektyw. W miasteczku.

Marazm codzienności, bylejakości, szarości.

„Idź w świat, idź” — myśl dręczy.

„Idź, nim ziemia cię skryje”.

Poszedłem. Ostatnim zrywem.

Wyruszyłem poza horyzonty.

Wiele lat

z krwawiącymi dłońmi

i krwawiącym sercem.

Z wiatrem w oczy,

z piachem pod powiekami.

Szedłem.

Przyjaciół, których nie miałem,

nie miałem jeszcze bardziej.

W przyszłość próbowałem patrzeć —

jeszcze odleglejsza była.

Za mną dymiło pogorzelisko

dogorywających wspomnień.

Przede mną nic.

Lata mijały.

Aż zapału i zdrowia nie starczyło.

Europa mnie nie pożarła.

Ja odporny na pokusy świata byłem.

Czas do Miasteczka wracać.

I oto jestem.

Zmęczony.

Wędrowiec, tułacz, marzyciel.

Pochylił się, poprawił płonące patyki w ognisku. Zrozumiałem, że to koniec opowieści.

W świetle płomieni ujrzałem jego twarz. Skupioną, poważną, bez emocji. Zwykłą.

Wstał, skierował się do namiotu. Odpinając moskitierę, zwrócił się do mnie z ciemności: „Pamiętaj o tym, co jest w życiu najważniejsze”.

Wczesnym rankiem, gdy się obudziłem, już go nie było. Pozostała wygnieciona trawa w miejscu, gdzie stał jego namiot.

Przez chwilę zdawało mi się, że jeszcze gdzieś tam pośród zarośli widzę oddalający się jego oliwkowy kapelusz.Lustro

Na siedem części się lustro rozprysło

Na siedem kawałków jak siedem lat złych

Jednocześnie w siedmiu obrazach się widzisz

Nie wiesz który prawdziwy jesteś

W siedmiu odbiciach siedem masz twarzy

Jak siedem żyć siedmiu ludzi

Siedem bytów i siedem historii

W siedmiu głębiach lustra schowane

Kiedyś jedno odbicie i jedną twarz miałeś

Przeraża cię twoja wielość

W każdym kawałku cząstka twej duszy

Cząstka ciebie w każdym odłamku

Czasem przeleci myśl przez głowę

Aby taflę szkła posklejać

Starannie składasz lustra fragmenty

Trochę krzywe zwierciadło wychodzi

Z mozołem ślęczysz nad pracą

Samotny w blasku Księżyca

I nie wiesz jeszcze o tym

Że z każdego z siedmiu nieszczęść

Siedem nowych być może

_Ostróda, 19.10.2024_Żarna życia

_MARZENIOM NIE NALEŻY STAWIAĆ POPRZECZKI ZBYT WYSOKO._

Paulo Coelho, „Kronika. Ślepiec i Everest”

Marzenie marzenie marzenie

Myśli tęsknienie

Głowy rojenie

Drwiąca twarz Momusa

Spośród chmur wyciąga szyję

W naiwności o radę prosiłeś

Pinokio chętnie cię wysłuchał

Spełnienia marzeń — szepnął ci do ucha

Drewnianą rączkę podniósł myślałeś że ci macha

Usiądziesz w cieniu nad potokiem

Przelecą marzenia przez głowę

Pamiętasz fantazjowań mniej niż połowę

A tak było pięknie mieć marzenia

O jasnym dziewczyny warkoczu

Który gdzieś na szlaku przemknął

O stworzeniu siedmiu cudów swoich

Gdzie życie by się wiodło jak na błękitnej rafie

Albo w Wiszących Ogrodach Babilonu

O domu cichym i bujanym fotelu

I w telefonie szczebiot z oddali

I dzwonek do drzwi — co słychać?

Żarna życia marzenia zmieliły

Plewy wywiało na wiatr

Podpłomyki dawno się przypaliły

Teraz już wiesz na pewno

Marzenia się nie spełniają

Spełniają się tylko (czasami) plany

_Ostróda, 26.06.2024_Ławka

Na ławce cień usiadł

samotny tak bardzo

jak tylko bez właściciela

cień samotny być może.

Z magii Księżyca cień chłopaka wyszedł,

dziewczyna z magii mgły się przysiadła.

Patrzeli sobie w oczy przez chwilę,

rozpłynęli się każde w inną mgły stronę.

Cienie staruszków na ławce usiadły,

czekali na coś w milczeniu.

Twarze zasmucone, ale siebie mieli.

W mgłę, trzymając się za ręce, wsiąknęli.

Cień w kapeluszu pszczelarza

spojrzał na cień przy skraju ławki.

Kiedyś mało ze sobą rozmawiali

i teraz też się nie odezwali.

I przychodziły cienie znikąd,

i przezroczyście się rozwiewały,

i rozpływały się w powietrzu.

Znikały, jakby ich tutaj nigdy nie było.

W każdym parku jest taka ławka,

gdzie nocą spotykają się cienie.

Chciałyby powiedzieć niewypowiedziane,

pragną słyszeć nieusłyszane.

I ty kiedyś cieniem będziesz,

nic już nikomu nie powiesz.

I srebrną mgłą się rozpłyniesz,

czas miniony we mgle na zawsze zaginie.

_Ostróda, 30.04.2024_Myśli przy ognisku

Pod zielonym stropem

Który kolumnadowe drzewa dźwigają

Ogień rozpaliłem

Tam gdzie blask ognia z mrokiem się styka

Kalejdoskop wizerunków jak w Starym Kinie

W asynchronii dźwięk z obrazem się przenika

Stara taśma trzeszczy film za chwilę znika

Innego nie znajdując oczyszczenia

W żar ogniska wnikam

Do każdej skry w niebo lecącej myśl przypinam

Im wyżej iskra do góry leci

Tym dłużej byłeś(-aś) w mej pamięci

Pośród paprotników świetliki w bezładzie

Oczarowują mnie spektaklem

Maleńkie latarenki

Każda strażnikiem jednego marzenia

Zgasną o brzasku

Tak marzenia zmienią się w rojenia

Żar ognia przygasa

I czas namiętności w sercu wygasić

Dym nad jeziorem snuje się leniwie

Myśli trzeba wyciszyć zapomnieć

Jeszcze w górę w koronę drzew spojrzę

Oto świątynia moja

Oto miejsce moje

Oto ja

_Ostróda, 4.08.2024_Sprzedawca wierszy

Stanąłem z książką przy głównej ulicy,

wiersze przechodniom chciałem recytować.

Nocą nad nimi ślęczałem.

Nie słuchali o tym, jak kładłem

na Księżycu gałązkę kwitnącej magnolii.

Na targowisku stragan otworzyłem,

wiersze rozłożyłem na kartkach.

Romantyczne, liryczne i te patriotyczne.

Wiatr powiał, słowa na kartkach fruwały,

nikt nie zbierał myśli porwanych.

Zamarzyłem, jak poeta natchniony —

z księgami zbłądzę pod strzechy.

Usiądę w izbie z dziatwą dookoła.

Przy świecy baśnie snuł będę.

Idź stąd, bajarzu, nam Internet potrzebny.

Usiadłem pośród żółtych nawłoci,

ani zbawcą, ani wieszczem nie będę.

Świat pędzi w otchłań, przed siebie.

Czy bluesa nad ranem jeszcze ktoś słucha?

Czy poezja jeszcze komuś potrzebna?

_Ostróda, 19.04.2024_W faltyjańskim lesie

Pośrodku orkiestronu jestem

Muzyka zewsząd otula mnie dźwiękiem

To _adagio_ by za chwilę _vivace_

Nie wiem kto kompozytorem kto dyrygentem

Po mchu niczym w przybrzeżnych falach brodzę

W zielonym runie buty zapadają się głęboko

Oderwany od świata w koronach drzew błądzę

Dziękuję ci za te chwile słońce

Drogi przede mną rozstajne

Już na rozdrożu po wielokroć byłem

Teraz w którąkolwiek pójdę stronę

Będzie dobry to kierunek

Na pniu pośrodku leśnej polany

Niczym komnaty pałacowej usiądę

Królem w tym zamku ktoś inny

Ja niewidoczny będę

Zamknę oczy

Poszumem drzew

Śpiewem ptaków się wzruszę

W stuletnim lesie jestem

Chwilo trwaj — za poetą powtórzę

_Faltyjanki, 4.04.2025_Gorycz wytrawnego wina

(MOJE Z MARTWYCH WSTANIE)

płynę w pozaświaty

pod powiekami obrazy

zasłyszane

widziane

zmyślone

nierealne

odchodzę niepostrzeżenie

w niebyt

w nieistnienie

ostatni haust powietrza

smakuje

jak kielich wytrawnego wina

jak w moje narodziny

aniołowie

na lutni nie grali

tak moje z martwych powstanie

cudem nie będzie

boskim

niebieskim

tam gdzie jeszcze

mój oddech

wisi w powietrzu

gdzie jeszcze

trawa ugięta

od stąpania mojego

gdzie na rozstajach

przydrożny kamień

na którym przysiadłem

wszędzie

w tych miejscach

gdy o mnie pomyślisz

tam będzie

po wielokroć

moje

z martwych wstanie

_Ostróda, 3.04.2024_Codziennie mnie mniej

Mniej mnie codziennie

Codziennie trud większy i większy

I świat coraz trudniejszy

Z myśli odkrywczych i pięknych

Wiersz coraz bardziej koślawy

Wers niepotrzebny niechciany

Piękni piszą wiersze codziennie

Teksty jak diamenty szlifują

I wyważenie i barwa i czystość

Świat co rusz słowem malują

Kiepski wiersz i klejnot nie zachwycą

Dna szuflad łzy miłości ukryją

Noc sierpniowa za oknem

Młodzież w barze pobliskim

Herbata dawno wystygła

Szukam weny w hiszpańskim winie

Czas to rozmarzenie kończyć

Za chwilę dzień kolejny się zacznie

Jednego wiernego mam czytelnika

Który się wzrusza mym słowem

Przy świecy i dźwiękach skrzypiec

Sam się zanurzam w swe teksty

Widz jeden i aktor jeden

Wieczór autorski samotnym wieczorem

_Ostróda, 23.08.2024_Ślepy komiwojażer

Przyjdzie do ciebie komiwojażer

Omami cię pięknymi wizjami

Krainę szczęśliwości obiecywać będzie

— Tylko pragnij!

— Musisz bardziej chcieć!

Chcę!

Będziesz wrzeszczał

Chcę tego!

Kiedy zauważysz że on jest ślepy

Zabij go

Zabij go brutalnie

Rozerwij jego ciało na strzępy

I wrzuć w otchłań niepamięci

Jak on nie miał skrupułów

Tak i niech ciebie sumienie nie dręczy

Podnieś swoją chorągiew wysoko
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij