Propagandysta, który przechytrzył Hitlera - ebook
Propagandysta, który przechytrzył Hitlera - ebook
Jeden z najważniejszych na świecie specjalistów od dezinformacji napisał brawurową biografię buntowniczego propagandysty II wojny światowej Seftona Delmera.
Delmer, utalentowany dziennikarz, mieszkający wcześniej w Niemczech, uruchomił w Wielkiej Brytanii eksperymentalną stację radiową GS1, która nadawała w III Rzeszy. Zamiast kierować poważne odezwy, tworzył on groteskowe i kabaretowe audycje, uważając, że właściwą odpowiedzią na propagandę Goebbelsa jest… więcej Goebbelsa. Jego celem było podkopanie nazizmu od wewnątrz, poprzez odwrócenie zwykłych obywateli od nazistowskich zwierzchników. Książka Pomerantseva to nie tylko biografia człowieka, który próbował oszukać Hitlera, ale i analiza narzędzi do współczesnej walki informacyjnej z tyranami i dyktatorami.
Książka należy do serii Impact Books wydanej w ramach współpracy Wydawnictwa Krytyki Politycznej z Impactem - największym wydarzeniem gospodarczo – technologicznym, odbywającym się w Europie Środkowo-Wschodniej
| Kategoria: | Literatura faktu |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68267-45-7 |
| Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prawdziwe życia Seftona Delmera
Jest rozdarty. Ciągnięty w przeciwne kierunki. Szarpany to w tę, to w inną stronę. Czy Sefton Delmer w ogóle wie, który to ten prawdziwy on?
W wieku dziesięciu lat, w pierwszych miesiącach Wielkiej Wojny, jest jedynym brytyjskim chłopcem w niemieckiej szkole. Zaczyna się pierwszy dzień semestru. Z przodu sali wypełnionej niemieckimi uczniami dobiega głos Herr Direktora, przemawiającego z podium, nad głowami tłumu. Głos brzmi dziś inaczej. Dyrektor jest raczej człowiekiem spokojnym, ale teraz pokrzykuje, pomstując na Brytyjczyków, przeklęty naród, który sprowadził tę wojnę na miłujące pokój Niemcy i miłującego pokój kaisera. Brytyjczycy, ten naród kupczyków, zazdroszczą Niemcom wzlotu, nowego bogactwa, rosnącego terytorium. Brytyjczycy od dawna zdradziecko spiskują, żeby nas osaczyć. Teraz skrytobójczo uderzyli. Nadeszła godzina śmierci i chwały.
Gdy w szatni Sefton pozdrawia innych uczniów, dzieci, które jeszcze kilka tygodni temu się z nim przyjaźniły, syczą: _Verräter!_
Zdrajca. Powtórzone słowo wypełnia pomieszczenie ciężarem samosądu. Po szkole, w Tiergarten, chłopcy kręcą się wokół Seftona, otaczają go, najgrubszy rzuca się na niego z pięściami.
Z każdym kolejnym porankiem apele robią się coraz żarliwsze. Chłopcy maszerują w kółko po sali, tupią, aż z podłogi unosi się kurz, krzyczą chórem: „Bóg! Cesarz! Ojczyzna!”. Płuca dmą pieśniami o krwawym świcie wstającym nad zastępami wroga, o słodkiej tęsknocie za śmiercią na polu bitwy, poniesioną po to tylko, by ujrzeć powiewający zwycięsko niemiecki sztandar.
On musi maszerować z innymi w zgiełku okrzyków, dudniących kroków, pieśni i haseł. Choć wie, że nie powinien, nie potrafi nie podniecić się tymi hymnami do niemieckich rusznikarzy, co kują serca jak twardą stal. Czuje, jak rozwierają się usta, czuje, że słowa go opanowują, że wyśpiewuje niemieckie pieśni wojenne, opiewające unicestwienie jego rodaków.
„Prawdę mówiąc – miał przyznać Sefton Delmer kilkadziesiąt lat później – podobało mi się wykonywanie niemieckich pieśni zwycięstwa. Ten zapał i zaśpiew wprawiały mnie w dygot, uniesienie, którego się wstydziłem. «Brytyjski chłopiec – mówiłem sobie – nie ma prawa się tak czuć przy wojennych pieśniach Niemców»”¹. I kto w tym momencie jest prawdziwym Seftonem Delmerem? Który to jego prawdziwy głos, wyrażający „prawdziwą” tożsamość? Czy Sefton Delmer to ten wtórujący bojowym śpiewom nieprzyjaciela? Czy ten, który pod nosem mamrocze po angielsku słowa oporu?
To napięcie, to rozszczepienie osobowości, stanie się później źródłem siły i umiejętności Delmera. Wyrośnie on na − obecnie niemal zapomnianego − geniusza propagandy; człowieka, który rozumie tajemnicę tego, w jaki sposób propaganda działa na ludzi; człowieka słynącego ze zdolności do porzucenia własnego charakteru, do przekraczania granic, linii frontu i pozornie nieusuwalnych podziałów, do wymyślania siebie na nowo jako kogoś innego, do wcielania się we wroga, wnikania do jego umysłu – a potem pogrywania sobie z nim od środka.
Zdolności te miały też stać się jego największą słabością.
… _ _ _ …
Niemcy, lato 1941 roku. Hitler i jego sojusznicy rządzą Europą od Atlantyku po Morze Czarne. Na Zachodzie odcięta została Wielka Brytania. Na Wschodzie jedno po drugim padają radzieckie miasta. Na ulicach i placach Trzeciej Rzeszy powiewają sztandary ze swastyką. Nocą czerń i czerwień błyszczą w świetle pochodni niesionych przez tłumy.
Triumfalna propaganda hitlerowców opiewa Zwycięstwo, Jedność, Ojczyznę i Führera na plakatach i w rymowankach dla dzieci, przekaz płynie z głośników i nagłówków, kinowych ekranów i – co najważniejsze – radia. Od momentu dojścia do władzy naziści uważają radio za wielką potęgę, mogącą zespolić kraj, znieść dawne podziały i rozłamy pomiędzy klasami i regionami, zjednoczyć wszystkich Niemców i urzeczywistnić śmiałe stwierdzenie ministra propagandy Josepha Goebbelsa, że z nastaniem hitleryzmu „jednostka zostanie zastąpiona narodu”²: _Volksgemeinschaft_, złożoną z _Volksgenossen_, jeżdżących volkswagenami i czytających „Völkischer Beobachter”.
Przemówienia Führera były okazjami wyjątkowymi i odświętnymi. Nadawano je w radiu i puszczano z głośników na ulicach, w zakładach przemysłowych i biurach. Każdy dobry Niemiec musiał ich słuchać. Na dźwięk wyjącej syreny należało przerwać to, czym się akurat człowiek zajmował. Czy to w domu, czy w biurze, w fabryce czy w koszarach, życie zamierało. Gdy przemawiał Hitler, w całej Rzeszy milkły tłoki silników i maszyny do pisania. Ulice patrolowali dozorcy w opaskach ze swastyką, pilnujący, żeby każdy znajdował się w zasięgu radioodbiornika czy szczekaczki, tak aby cała _Volksgemeinschaft_ została równocześnie skąpana we wzbierającej kipieli słów Führera o Niemczech: wspólnocie losów, narodzie dumnym z posłuszeństwa wobec rozkazów przywódczej woli, niegdyś podzielonym, a dziś zjednoczonym, wskrzeszonym po latach biedy, nędzy i haniebnej pogardy, sprowadzonej z zimną krwią przez obce siły, które – pomimo przyjaźnie podanej ręki – zmusiły Niemcy do niechcianej wojny, wojny rozpoczętej przez Brytyjczyków i żydowskie gazety, żydowskich finansistów i żydowskich bolszewików, przez pasożytów, wrogów, _przeciwko którym, wieszczę, odniesiemy zwycięstwo. Wypełnimy swoje przeznaczenie. Jesteśmy zbawieniem Europy. Sieg Heil!_
Radio pomagało hitlerowcom. Ale pomagało też ludziom, którzy od nich uciekali. Starczyło obrócić pokrętłem na droższym aparacie, by fale krótkie przeniosły człowieka w inne światy. Nawet tańsze, średniofalowe radia pozwalały, za pomocą prowizorycznych anten zrobionych z kilku dobrze wybranych drutów, podróżować poza oficjalne rozgłośnie Rzeszy.
Naziści wiedzieli o tej słabości. Za słuchanie zagranicznych rozgłośni, zwłaszcza znienawidzonej BBC, groziła śmierć przez powieszenie. Obce stacje zagłuszano. Hitler i Goebbels w swoich wystąpieniach wielokrotnie opowiadali o perfidnych kłamstwach wrogiej propagandy, zwłaszcza brytyjskiej.
Próbować dostroić się do zagranicznych stacji radiowych można było tylko w zaufanym towarzystwie – przecież ściany miały uszy. SD (Sicherheitsdienst), Służba Bezpieczeństwa SS, została utworzona po to, by każdego człowieka mieszkającego w Rzeszy utrzymać „pod stałym nadzorem”. Cotygodniowe raporty SD, składane przez mrowie agentów, łączono w jedną analizę „postaw i zachowań narodu”. Władzę szczególnie interesowały obyczaje radiowe³.
W lipcu 1941 roku SD zanotowała lakonicznie, że Niemcy (zwłaszcza mieszkający w Chemnitz, Hamburgu, Berlinie i Poczdamie) nastawiają nową, tajną stację krótkofalową pod nazwą Gustav Siegfried Eins⁴. Sekretna rozgłośnia działała bardziej podstępnie od nadawców zagranicznych. Obce programy łatwo było rozgromić w przemówieniach, zakazać prawem ich słuchania – ale ten wywrotowy głos odzywał się z wewnątrz.
Gustav Siegfried Eins zaczynał program tą samą melodią co główne hitlerowskie wydanie wiadomości – jednak zamiast karylionu z wieży kaplicy garnizonowej w Poczdamie wygrywało ją rozklekotane pianino⁵. Następnie na antenie rozlegała się zapowiedź adiutanta, że głos zabierze _der Chef_.
W tonie głosu _der Chefa_ coś kłuło jak sztylet: jakaś ostrość, może nietrzeźwość, na pewno gorycz. Przeklinał bez przerwy, lżył na jankeskie świnie, śmierdzących Japońców, bolszewickie knury i włoskie cytrynowe ryje. Churchilla nazywał „brudnym, Żydolubnym ochlapusem”.
Der Chef kochał wojsko, a nienawidził NSDAP (Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników). Nie miał nic przeciwko _Volksgemeinschaft_, ale atakował tak zwaną _Parteikommune_ – bo partię uważał za klikę. Oskarżał władze partyjne o wystawne życie na nadmorskich urlopach w Dalmacji, podczas gdy na niemieckie domy spadały bomby RAF-u. Szanował Hitlera, mówił, że właśnie z takimi ludźmi walczył ramię w ramię w okopach pierwszej wojny światowej, ale Himmlera, Göringa i resztę obwiniał o zbytnie pobłażanie Wielkiej Brytanii. Czy nie widzieli zniszczenia sianego przez Brytyjczyków w Kolonii i Akwizgranie, gdy ci dokonywali pierwszych nalotów bombowych w maju? Kiedy cholerne syreny przeciwlotnicze w Akwizgranie nie zadziałały i całe połacie tego wielkiego, katedralnego niemieckiego miasta obrócono w ruinę? Der Chef osobiście udał się do Akwizgranu, widział płaczące Niemki czołgające się na gruzach domów i próbujące wykopać spod nich dzieci – a co w odwecie zrobiła Luftwaffe? Nic. London trzeba zbombardować w drobny mak. Śmierdzących Brytoli rozetrzeć na gówno. Ale Luftwaffe jest potulna. NSDAP pełna kryptobolszewików. Nie mówią nawet żołnierzom, kiedy ich bliscy giną w brytyjskich bombardowaniach. Koleżków z SS awansują na biurowe synekurki. Esesmani rozbijają się po ekskluzywnych burdelach, a zwykli żołnierze umierają na froncie na czerwonkę.
Codziennie, na dziesięć minut przed każdą pełną godziną, przez dziesięć gardłowych minut der Chef zachłystywał się furią. Wymieniał nazwiska konkretnych nazistowskich funkcjonariuszy, imiona ich dzieci i żon. Znał sklepy, w których kupowali spod lady luksusowe pasztety i mozelskie wina. Wiedział nawet, którego hitlerowskiego urzędnika żona kupiła dzięki politycznym układom drugie mieszkanie w Wiedniu.
Takie szczegóły, domyślali się słuchacze, mogły pochodzić tylko z przecieków od kogoś z wewnątrz. To znaczy, że der Chef ma plecy – jakichś mocodawców. Pomiędzy pruską arystokracją wojskową a hitlerowcami zawsze istniały napięcia. Może szykuje się pucz? A co, jeżeli generałowie zwrócą się przeciwko _Parteikommune_? I skąd nadaje der Chef? Niektórzy sądzili, że z barki sunącej po Renie. Inni mieli niemal pewność, że z Francji. A może z Polski? No i co, tak na dobrą sprawę, oznacza nazwa stacji: Gustav Siegfried Eins?⁶
W lipcu 1941 roku Erich Kästner, jeden z najbardziej znanych niemieckich pisarzy – który oglądał, jak jego książki płoną na nazistowskich stosach wraz z pracami innych autorów niechcących poprzeć NSDAP – zanotował w swoim dzienniku, jak bardzo popularna staje się audycja: „Coraz więcej ludzi nastawia stację Gustav Siegfried Eins. Co tam się mówi o wodzach partii, zapiera dech w piersiach. Jest to stacja antykomunistyczna, przedstawiająca stanowisko przywódców wojskowych i niemieckich nacjonalistów”⁷.
Nie tylko Niemcy słuchali der Chefa. Program nastawiała również ambasada amerykańska w Berlinie, a jej attaché obrony uważał istnienie der Chefa za znak, że w wojsku niemieckim rosną antynazistowskie nastroje. Amerykanie podzielili się tą wiedzą z Brytyjczykami⁸.
Trwała akurat jedna z trudniejszych chwil w stosunkach brytyjsko-amerykańskich w okresie drugiej wojny światowej. Premier Winston Churchill rozpaczliwie pragnął przekonać Amerykanów, by dołączyli do wojny. Skoro Amerykanie sądzili, że pojawienie się der Chefa oznacza osłabienie władzy hitlerowców, to czy mogło to opóźnić ich mobilizację?
Przekazanie amerykańskiemu prezydentowi Franklinowi Delano Rooseveltowi prawdy o der Chefie powierzono Davidowi Bowesowi-Lyonowi, bratu królowej małżonki. Bowes-Lyon przybył do Białego Domu osobiście. Der Chef, wyjaśnił Rooseveltowi, nie nadaje z barki sunącej po Renie. Nie nadaje z Polski. Ani z Francji. Der Chef nadaje z Bedfordshire, leżącego kilka kilometrów od Londynu, w ramach tajnej operacji prowadzonej przez Kierownictwo Walki Politycznej (Political Warfare Executive), brytyjskie skrzydło propagandy, w imieniu którego Bowes-Lyon właśnie przyjechał do Waszyngtonu.
Program nagrywano codziennie w sali bilardowej wiejskiej posiadłości. Zamykano okiennice i szczelnie zasłaniano okna. Mikrofony stały na zakrytym stole bilardowym. Od ich metalowej powierzchni odbijało się światło jarzeniówki.
Der Chef nie był hitlerowskim renegatem. Grał go niemiecki powieściopisarz żydowskiego pochodzenia, człowiek o łagodnym usposobieniu. W rolę jego adiutanta wcielał się niemiecki dziennikarz, syn jednego z największych kabaretowych impresariów Berlina, który uciekł przed nazistami z żoną Żydówką. A w głębi sali stał rosły, brodaty mężczyzna. On tym wszystkim zawiadował. Wymyślił i wyreżyserował całe przedstawienie. To właśnie był Sefton Delmer, chłopiec nękany w berlińskim gimnazjum podczas pierwszej wojny światowej. A latem 1941 roku Delmerowskie Imperium Sztuczek dopiero się rozkręcało.
… _ _ _ …
Jak wygrać wojnę informacyjną? Co zrobić, kiedy najbliżsi – rodzina, regiony, kraje – kręcą się w wirze teorii spiskowych i sfabrykowanych lęków, zatracają się, wciągani przez ruchome piaski kłamstw, i mentalnie przenoszą w alternatywną rzeczywistość, gdzie czarne jest białe, a białe jest czarne?
Dowiaduję się i piszę o współczesnej propagandzie. Zawsze, kiedy prezentuję swoją pracę, przynajmniej jedna osoba podnosi rękę i pyta:
– Ale, Peter, jak my mamy z tym walczyć?
Wtedy czuję, że cała sala nagle się budzi i patrzy na mnie w oczekiwaniu na odpowiedź. Dla części słuchaczy to pytanie ma wymiar osobisty. Ci ludzie mają bliskich, którzy – ukąszeni przez wampira dezinformacji – zmienili się na tyle, że trudno się nawet z nimi komunikować.
Tyle że większość historii, które przywołuję, to opowieści o porażkach. O odważnych fact-checkerach, którzy – czasem podejmując wielkie osobiste ryzyko – dążą do ustalenia prawdy, ale są ignorowani przez miliony ludzi, którzy nie chcą jej słyszeć. O wartościowym, dobrze udokumentowanym dziennikarstwie, które kruszy się pod zasiewanymi celowo przez kilkadziesiąt lat podejrzeniami, że media to „wrogowie zwykłych ludzi”. Propagandyści patrzą na to jak na wojnę, w której informacja jest bronią – wykorzystywaną nie do tego, aby wygrać abstrakcyjny spór, ale żeby zdezorientować, zbić z tropu, zdemoralizować, rozproszyć. Jest to narzędzie sięgające do ludzkich lęków, słabości oraz skrytych, często przemocowych i okrutnych pragnień po to, by obrócić je na korzyść potężnych sił, którym mają służyć. Żaden fact-checking nie ma przy tym szans.
Ale kiedy odkryłem Seftona Delmera, zaczęło się robić ciekawie. Oto człowiek, który walczył inaczej.
W okresie drugiej wojny światowej Delmer awansował na szefa Operacji Specjalnych Kierownictwa Walki Politycznej. Prowadził dziesiątki tajnych rozgłośni radiowych w wielu językach. Chłopiec, który w 1914 roku nie wiedział, gdzie jego miejsce, wyczarował substytut Niemiec na angielskiej wsi: „niemieckie” stacje z rozgoryczonymi esesmanami i oburzonymi austriackimi księżmi, stacje dla niemieckich żeglarzy w zachodniej Francji, żołnierzy w Norwegii i cywili na całym świecie. Delmer redagował dziennik. Nadzorował cały przemysł ulotkowy nakłaniający do dezercji i kapitulacji. Produkował fałszywe listy, fałszywe znaczki oraz zatrzęsienie plotek, pogłosek, myśli, pragnień mających zdjąć zaklęcie rzucone przez hitlerowców.
Delmer gromadził wokół siebie artystki, uczonych, szpiegów, żołnierzy, astrologów i fałszerzy. Uchodźcy z berlińskiej sceny kabaretowej występowali w audycjach i pisali do nich scenariusze. Działaniom Delmera talentów użyczyli twórca Jamesa Bonda Ian Fleming i pisarka Muriel Spark. Wielu istotnych współpracowników Delmera było żydowskimi uchodźcami z hitlerowskich Niemiec, którzy na antenie sami udawali nazistów, żeby rozsadzać nazistowską propagandę od środka. Przebierali się za własnych prześladowców, aby wziąć na nich odwet.
W ciągu półwiecza od zakończenia wojny pamięć o dziele Delmera zeszła jednak na margines świadomości publicznej. Jego wspomnienia (zweryfikowane) ukazały się w latach 60., ale już dawno wyszły z druku. Syn Delmera w wywiadzie z lat 80. wspomniał, że jego zdaniem do zapomnienia doszło nie bez powodu: zwycięscy alianci nie chcieli, żeby ktokolwiek myślał, iż „wojnę wygrano podstępem”⁹. Miała to być przecież „nasza najwspanialsza godzina”, w której objawiły się cnoty, a nie biegłość w sztukach pokątnych.
Propagandowe mistrzostwo jest jednak wyjątkowo aktualne obecnie, skoro porządek naszego życie technologia cyfrowa zburzyła tak doszczętnie, jak radio w epoce Delmera. A dziś wiemy znacznie więcej o sztuczkach Brytyjczyka. W ciągu ostatniego dziesięciolecia archiwista i historyk Lee Richards niestrudzenie odkrywał i systematyzował odtajnione archiwum z okresu drugiej wojny światowej, opisujące szczegółowo pracę Delmera. Zacząłem te dokumenty przeglądać, żeby dowiedzieć się więcej o tym, jak dezinformacja działa za kulisami. Jednak w miarę wnikania w szczegóły planów Delmera i wczytywania się w transkrypcje programów radiowych, we wspomnienia Delmera i jemu współczesnych, zrozumiałem, że kryje się tam coś ciekawszego niż tylko mistyfikacja.
Wychowany w Niemczech, Delmer zrozumiał urok propagandy między innymi dlatego, że przekonał się, jak bardzo sam był na nią podatny i jak mocno oddziałuje ona na Brytyjczyków – nie mniej niż na Niemców. Później, jako gwiazda berlińskiego środowiska dziennikarskiego lat 30., pił z nazistowskimi tuzami i obserwował ukryte mechanizmy kampanii Hitlera, mającej podbić niemieckie umysły. Delmer uważał, że jego przeżycia w Niemczech pozwoliły mu poznać potęgę tamtejszej propagandy – a także jej słabość. Po zakończeniu wojny próbował stworzyć nowy typ mediów, odpornych na nienawiść i kłamstwa, których dominację obserwował w Niemczech – bo martwił się, że pomimo nastania demokracji dawne nawyki propagandowe powrócą. Jego wzrok sięgał dalej, poza wyjątkowo ohydne zjawisko nazizmu. Delmer badał, co sprawia, że każdy z nas jest podatny na propagandę, i jak można temu zaradzić.
W czasie wojny Delmer i jego trupa rywalizowali z Josephem Goebbelsem, ministrem propagandy Rzeszy, w wyścigu o to, kto lepiej zrozumie, w jaki sposób media nas kształtują, jak wyzyskują nasze traumy i pragnienia. Propagandysta, nie inaczej niż artysta i psychoanalityk, goni za tym, co nas nakręca; za tym, jak wyobrażamy sobie siebie i innych wokół nas – i za tym, jak samemu w te procesy wniknąć. Ostatecznie propaganda i jej wpływ prowadzą też do pytania, na ile naprawdę możemy być wolni. Kiedy jesteś sobą, a kiedy istotą zmanipulowaną przez innych?
Jeśli ktoś szuka autorytetu do naśladowania, jakichś prostych nauk do nabycia na zasadzie „kopiuj–wklej”, to u Delmera ich nie znajdzie. Człowiek ten zawsze prowokuje pytanie: czy należy on do sił dobra, czy zła? Nawet przedmowa do jego wspomnień zaczyna się takim dialogiem:
– Boję się, że wychodzę na świętoszka – skomentowałem, skończywszy pierwszy tom swojej autobiografii.
– Kto to jest świętoszek? – spytała moja córka, Selina.
– Niby ten dobry.
– Nie jesteś ten dobry.
– Ja jestem ten zły.
Ale nawet jeśli w istocie jest „tym złym”, to takim, który sam siebie nieustannie krytykuje. Nawet jeśli korzystał z dezinformacji, dostrzegał też jej autodestrukcyjne konsekwencje. Wspomnienia Delmera są jedną wielką przypowieścią, mówiącą o tym, jak jego własne mistyfikacje uderzyły w niego niczym powracający bumerang¹⁰.
Ta książka podąża za Delmerem w jego podróży po krainach propagandy XX wieku, w okresie od pierwszej wojny światowej przez Republikę Weimarską aż po – w szczególności – drugą wojnę światową i jej pokłosie. Nie jest to zwykła praca historyczna czy biograficzna. Jako badacz współczesnej dezinformacji pragnę zrozumieć, czego Delmer może nauczyć nas o naturze propagandy i o tym, jak wygrać wojnę informacyjną. Daje nam on lekcje pozytywne, negatywne – i aktualne. W lutym 2022 roku, kiedy pisałem tę książkę, Rosja rozpoczęła pełnowymiarową zbrojną napaść na Ukrainę, mój kraj urodzenia, w którym mieszka wielu moich członków rodziny, przyjaciół, kolegów i bliskich. Prezydent Putin i jego propagandowe hufce twierdzili, że Ukraina nie jest prawdziwym państwem, że nie ma prawa istnieć, że Ukraińcy stanowią „jeden naród” z Rosjanami. Był to kolejny przejaw wielowiekowej tradycji: Moskwa najeżdża Ukrainę od stuleci, starając się ją podbić albo usunąć z mapy świata.
Cztery tygodnie później pojechałem do opustoszałego niemal Kijowa, by uruchomić projekt dokumentowania okrucieństw, jakich dopuszczali się Rosjanie. Chciałem dopilnować, żeby zbrodnie wojenne popełnione w czasie inwazji nie rozpłynęły się w rozpętanej na nowo burzy rosyjskiej dezinformacji. Podczas kolejnego pobytu w Ukrainie, w kwietniu, dołączyłem do grupy amerykańskich dziennikarzy zaproszonych na wywiad z prezydentem Ukrainy, Wołodymyrem Zełenskim.
Dotarliśmy późnym wieczorem. Żeby zminimalizować ryzyko bombardowania, w kompleksie Pałacu Prezydenckiego zgaszono światła. Wysokie okna poprzysłaniano stertami worków z piaskiem. Jedynie pozbawiona okien sala konferencyjna była jaskrawo oświetlona. Zełenski miał na sobie koszulkę koloru khaki i buty sportowe. Jego ubiór stanowił częściowo wojenną konieczność, a częściowo taktykę komunikacyjną: prezydent reprezentuje swoje państwo, a państwo jest w stanie wojny.
Zełenski rozkwita w kontakcie z publicznością, tak jak kwitł przez kilkadziesiąt lat jako niezwykle popularny komik i aktor, słynący ze swojej roli ukraińskiego prezydenta w serialu komediowym. Każdy kraj, o którym wspominał w swoim wystąpieniu, przeżył coś podobnego do Ukrainy: Anglia Blitz, USA 11 września.
Jeżeli jednak Zełenski znał jakąś publiczność jak własną kieszeń, to właśnie rosyjską. Przez wiele lat występował w rosyjskich programach rozrywkowych. Gdy Rosja napadła na Ukrainę, publikował kolejne filmiki, nawołujące zwykłych Rosjan do zwrócenia się przeciwko tej wojnie. Trafił na ścianę. Sondaże – o ile można im wierzyć w dyktaturze – pokazywały, że przeważająca większość Rosjan popiera inwazję¹¹. Rosła oglądalność programów chwalących najazd i podżegających do wojny. Prezenterzy ryczeli, że Zełenski okaże się ostatnim prezydentem Ukrainy, bo wkrótce żadnej Ukrainy nie będzie. Media publiczne wzywały do likwidacji przywódców ukraińskich, sterroryzowania narodu i unicestwienia tego „fikcyjnego państwa”¹². W prywatnych rozmowach powtarzano hasło kremlowskiej propagandy, że Rosja tak naprawdę padła ofiarą ogromnego światowego spisku, Mateczkę otoczyli czyhający wrogowie, a zatem atak na Ukrainę był „uzasadniony”. Wielu starych przyjaciół Zełenskiego nie odpowiadało na jego telefony.
Rosjanie, mówił Zełenski, żyją w „bunkrze informacyjnym” – tyleż psychologicznym, co technologicznym – i nie chcą wziąć na siebie odpowiedzialności ani zaakceptować tego, jak naprawdę wygląda rzeczywistość.
Sam doświadczyłem tego, o czym Zełenski opowiadał. Mieszkałem w Rosji wiele lat i w pierwszej dekadzie XXI wieku byłem świadkiem wzrastania niezachwianego – jak się zdaje – systemu medialnego Putina. Czy da się coś zrobić, żeby obalić ten system i inne odmiany bezlitosnej, często śmiercionośnej, coraz bardziej sprzecznej z rzeczywistością propagandy, mnożącej się na całym świecie – od Chin po Stany Zjednoczone, gdzie obecnie mieszkam i pracuję? Seftonie Delmerze, ty „złoczyńco”, co masz nam do powiedzenia?
1 Sefton Delmer, _Trail Sinister: An Autobiography_, Secker and Warburg, London 1961, s. 40. Cytaty w przekładzie A.P., o ile nie zaznaczono inaczej.
2 Cyt. za: Richard J. Evans, _Trzecia Rzesza u władzy_, przeł. Mateusz Grzywa, Wydawnictwo Napoleon V, Oświęcim 2016, s. 119. Zob. też _Goebbels-Reden_, hrsg. Helmut Heiber, Droste Verlag, Düsseldorf 1971–1972, tom I: 1932–1939: Berlin, Grosser Saal der Philharmonie – Eröffnung der Reichskulturkammer, 15.11.1933, s. 131–141 oraz Berlin, Haus des Rundfunks – Ansprache an die Intendanten und Direktoren der Rundfunkgesellschaften, 25.03.1933, s. 82–107.
3 _Meldungen aus Dem Reich 1939–45. Die Geheimen Lageberichte des Sicherheitsdienstes der SS_, Hrsg. Heinz Boberach, Hermann Luchterhand Verlag GmbH, München 1965, s. IX–XII.
4 Tamże, s. 2563.
5 U nazistów był to pierwszy wers pieśni: _Üb’ immer Treu’ und Redlichkeit_ , a w GS1 drugi: _Bis an dein kühles Grab_ . Zob. Stanley Newcourt-Nowodworski, _Sefton Delmer i jego radykalnie nowa koncepcja_, tegoż, _Czarna propaganda. Polska, Niemcy, Wielka Brytania. Tajemnice największych oszustw II wojny światowej_, przeł. Joanna Rumińska, Znak, Kraków 2008, s. 120 – przyp. tłum.
6 _Audio presentation to George VI and Queen Elizabeth at Woburn Abbey, Beds, 11/1941_, IWM Sound 5217, Imperial War Museum, www.iwm.org.uk/collections/item/object/80005174, materiał niedostępny.
7 Erich Kästner, _Das Blaue Buch: Geheimes Kriegstagebuch, 1941–1945_, Atrium Verlag, Zürich 2018, s. 96.
8 Sefton Delmer, _Black Boomerang_, Secker and Warburg, London 1962, s. 75.
9 _Woburn at War_, film telewizyjny, Anglia TV, 1987.
10 Taki tytuł nosi drugi tom wspomnień Delmera: _Black Boomerang_, czyli bumerang czarnej propagandy – przyp. tłum.
11 Zob. np. Kirill Rogov, _Having It Both Ways: Russians Both Support and Oppose War_, The Russian File (blog), Kennan Institute, Wilson Center, 17.03.2023, www.wilsoncenter.org/blog-post/having-it-both-ways-russians-both-support-and-oppose-war (dostęp: 21.10.2024).
12 Daria Zubkova, _Russians Tired of Propagandists: Solovyov and Skabeyeva „Dropped” from Top 10 Programs on TV_, Ukrainian News, 19.11.2022, https://ukranews.com/en/news/896154-russians-tired-of-propagandists-solovyov-and-skabeyeva-dropped-from-top-10-programs-on-tv (dostęp: 21.10.2024). Alexey Kovalev, _Russia’s Ukraine Propaganda Has Turned Fully Genocidal_, „Foreign Policy”, 9.04.2022, https://foreignpolicy.com/2022/04/09/russia-putin-propaganda-ukraine-war-crimes-atrocities/, (dostęp: 21.02.2025).