- promocja
- W empik go
Prosta zemsta - ebook
Prosta zemsta - ebook
Kontynuacja niesamowitej historii bohaterów Prostego zakładu!
Szkolne życie Caleba runęło w gruzach. Chłopak ma zszarganą opinię, w dodatku cała sytuacja odbiła się również na jego rodzicach. To jednak nie znaczy, że zamierza się poddać. Przeciwnie – jest wyjątkowo zdeterminowany, by odnaleźć dziewczynę, która przyczyniła się do jego upadku. Wie, że za głównym planem stała Cassidy, której bronią wpływowi rodzice, więc skupia się na osobie pozbawionej ochrony: Octavii.
Octavia zdaje sobie sprawę, że popełniła błąd i przyjdzie jej za niego zapłacić. Caleb ją odnajduje i powoli zamienia życie dziewczyny w prawdziwe piekło – dokładnie takie, jakie jego zdaniem mu zgotowała.
Zemsta wydaje się bardzo prosta.
Tylko czy wciąż tlące się uczucie pozwoli na jej dokonanie?
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-559-5 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
CALEB
Tydzień wcześniej
Spoglądam we wsteczne lusterko, a potem gwałtownie skręcam. Do moich uszu wdziera się głośny klakson znajdującego się z tyłu samochodu, ale już wjeżdżam na teren budowy, mając go gdzieś. Powinienem bardziej uważać, biorąc pod uwagę to, że dopiero co dostałem nowe auto, jednak od trzech tygodni doskonalę tylko sztukę olewania wszystkiego, co dzieje się dokoła. A dokładniej od imprezy, na której zastanawiałem się, czy nie powiedzieć pewnej dziewczynie, że się w niej zakochałem, podczas gdy ona wbijała mi nóż w plecy.
Wiem, czemu to zrobiła. Dla pieniędzy. Dla pieprzonej forsy bawiła się mną przez miesiąc. Zwodziła, manipulowała, rozkochiwała w sobie, a na samym końcu jeszcze wykorzystała mnie i zniknęła.
Naiwna.
Nie znam jej prawdziwego imienia, ale zdecydowanie się przede mną nie ukryje. Bo nie wierzę w tę bajeczkę, że nie jest z Sunnyvale. Mieszka tu. A ja w końcu ją dopadnę, to tylko kwestia czasu. Mam go mnóstwo, więc wreszcie ją znajdę.
Pogódź się z przegraną w swoim durnym drużynowym zakładzie.
Kiedy to powiedziała, nie byłem pewny, o co chodzi. Znacznie później dotarło do mnie, co miała na myśli. Sądziła, że ja też ją wykorzystywałem. Ta zdzira Cassidy wmówiła jej, że to ja i chłopaki z drużyny prowadzimy zakłady o dziewczyny, w czasie gdy tę żałosną zabawę rozgrywała sama ze swoimi znajomymi. W zeszłym roku próbowała podnieść sobie poprzeczkę i zamiast jakiegoś biednego młodszego chłopaka wybrała mnie. A to był jebany błąd, którego gorzko pożałowała. Myślałem, że mieliśmy to już za sobą, jednak ona szykowała się na zemstę.
Teraz pozna smak mojej.
Gdy tylko nie będę nieustannie pilnowany na każdym kroku w szkole, a za nią przestanie łazić połowa drużyny jako eskorta. Cassidy ewidentnie się mnie boi. To dobrze, ma czego. Może nie pogrążę panny Barnes screenami, ponieważ dałem słowo wykorzystywanym przez całą jej świtę osobom, że nie będą musiały przechodzić przez wszystko ponownie, lecz zemszczę się inaczej. Muszę być tylko cierpliwy.
Prawda jest taka, że powinienem był się spodziewać tego, co zrobiła Cassidy. To ciosu wymierzonego przez tę oszustkę nie przewidziałem. Nie dostrzegłem, skąd nadchodził. Dlatego teraz tkwię po uszy w gównie, w które mnie wepchnęła, i mam na karku nowego dyrektora, który mnie nie cierpi, a nie mogę liczyć na wsparcie drużyny.
Świetlana przyszłość czeka na pieprzonego króla Jenkinsa, co?
Otrząsam się z myśli, parkuję na ostatnim wolnym miejscu na ogromnym placu i wysiadam, zakładając okulary przeciwsłoneczne na nos. Pogoda dopisuje, w ogóle nie widać, że lato się skończyło i zaraz minie wrzesień. Pracownicy na budowie kręcą się w koszulkach z krótkimi rękawami, a ich kaski odbijają promienie słońca. Ruszam przez plac, ignorując hałas betoniarki oraz gwar głosów, bo dostrzegam ojca przy szkielecie budynku. Stoi z jakimiś dwoma facetami, którzy gestykulują ostro w kierunku budowli.
– Jestem – rzucam, gdy do nich docieram.
Cała trójka odwraca się w moją stronę.
– Masz teczkę? – pyta tata.
Podaję mu ją, na co klepie mnie po ramieniu, a później otwiera i wyjmuje jakieś papiery.
– Mówiłem. – Patrzy na stojącego obok faceta ubranego w garniak i w kasku na głowie. – Wszystko było zawarte w projektach. Tutaj masz szczegóły, o których wspomniałem. Nie możemy teraz nagle wszystkiego pozmieniać, bo budynek się rozsypie.
– Jedna ściana…
Słucham ich jednym uchem, sprawdzając telefon. Chciałem jeszcze porozmawiać chwilę z ojcem, zanim odjadę, dlatego czekam, aż skończy wykłócać się z klientem, który najwyraźniej wie lepiej od niego, jak wykonywać robotę. Przeglądam powiadomienia w apkach i łapię się na tym, że szukam imienia Oakley oraz informacji, czy jest aktywna. Chociaż ona przecież nie ma na imię Oakley. I nie pojawiła się na czacie ani razu od czasu tamtej afery.
– Coś się stało?
Unoszę głowę i patrzę na ojca, który z nieznacznie zaciśniętymi wargami obserwuje odchodzącego gościa w garniturze.
– Trudny klient? – zagaduję.
– Ta. – Wskazuje, byśmy odeszli kawałek od tego zgiełku. Ruszam za nim na koniec terenu budowy, unosząc dłoń w kierunku kilku facetów, którzy pozdrawiają mnie skinieniami. – Więc?
– W poniedziałek musisz znowu przyjechać do Fletcher’s.
Na czole taty pojawia się zmarszczka.
– Co znowu zrobiłeś?
Spinam się.
– Nic, na co by nie zasłużyła ta suka.
– Może po prostu cię gdzieś przeniesiemy – proponuje z westchnieniem. – W okolicy nie ma innej prywatnej szkoły, która miałaby taką opinię, ale…
– I damy im wygrać? – przerywam.
Ściąga kask, po czym przeczesuje palcami ciemne włosy poprzetykane już kilkoma pasmami siwizny. Na jego twarzy maluje się irytacja, widać również zrezygnowanie. Wiem, że też męczy go ta cała farsa. Nie chcę z tym jednak iść do matki, bo gdy ostatnio to ona odwiedziła szkołę, niemal pobiła nowego dyrektora za insynuacje, że może te plotki o mnie i jego poprzedniczce nie są wyssane z palca. Nawet jeśli mówiliśmy, że nagrania zostały zręcznie ucięte, nie mieliśmy oryginałów na potwierdzenie. Gówno wpadło w wentylator i rozniosło się po całej okolicy.
– Dobra. Ale nie mów mamie – odzywa się w końcu tata. Potem mierzy mnie zmęczonym spojrzeniem. – Załatwię wszystko. I poradzimy sobie z tym.
Przytakuję.
– Dzięki.
– Ale trzymasz się od nich z daleka? – pyta. – Wiesz, że w tej sytuacji robienie czegokolwiek może skutkować…
– Wiem. Wiem, że tylko dzięki waszej kasie zostałem w tej cholernej szkole i to się nigdzie dalej nie rozeszło – mamroczę ze złością. – Trzymam się z daleka, na ile mogę. Ale nie przestanę szukać dowodów, żeby w końcu wszyscy wiedzieli, jak było naprawdę.
Patrzy na mnie przez chwilę w ciszy.
– Oni za to zapłacą. Dowiemy się, kto naprawdę pobił tego małego sukinsyna i cię wrobił. Wiem, że to cię męczy, bo nie możesz nic zrobić, ale to kwestia czasu, aż ktoś się wygada. A o dyrektorce wreszcie zapomną.
Prycham. Zapomną. Nawet gdybym spędzał całe przerwy na zrywaniu pierdolonych plakatów, na których przerobiono jej i moje zdjęcie, nikt by o tym nie zapomniał. Nawet gdybym zgłaszał co sekundę kolejny post z moimi słowami i tymi zdjęciami z budowy albo z Hendrickson w jednoznacznych pozycjach, nadal by pamiętali. Jednak mam to gdzieś. Skupiam się na czymś poważniejszym. Nie mogę zbliżyć się do Cassidy, ale gdy znajdę ją, będzie inaczej.
Bo ona nie ma ochrony. Jestem tego pewny.
– Dobra. Tylko tyle chciałem – rzucam. – Jadę do Dennisa, powinien skończyć trening.
Tata kiwa głową, po czym zerka w stronę bramy.
– To na ciebie ktoś trąbił przed wjazdem?
Wzruszam ramionami.
– Nie.
– Jak rozjebiesz kolejne auto, nie dostaniesz nowego – ostrzega.
Śmieję się pod nosem, a potem zamieram, kiedy dostrzegam coś po drugiej stronie ulicy. A raczej kogoś. Kasztanowe włosy powiewają na wietrze, wysuwając się spod kaptura, gdy dziewczyna pędzi po chodniku na deskorolce w kierunku wjazdu na budowę. Przez chwilę wydaje mi się, że mam omamy. Nie widziałem jej od trzech tygodni. Kolejne afery w szkole, do tego groźby, że Ian zgłosi pobicie na policję, zajmowały mnie nieco bardziej, niżbym chciał, dlatego nie poświęciłem się w pełni poszukiwaniom. Już zacząłem zresztą tracić nadzieję, że ją spotkam, i planowałem wynająć profesjonalistę, by zrobił to za mnie…
Ale wygląda na to, że szczęście wreszcie się do mnie uśmiecha. Sama wpadła w moje ręce.
Spoglądam znów na tatę.
– Kupię sobie deskorolkę – oznajmiam, wskazując na O. – Taką jak ta.
Ojciec zerka w jej kierunku i parska.
– Dobry pomysł. Dziewczyna od Crane’a może ci pokazać, jak sobie z nią radzić.
– Od Crane’a?
Przytakuje.
– Stary znajomy, wrócił do miasta z córką jakiś czas temu – wyjaśnia. – Dobry fachowiec.
– Pracuje u ciebie?
Właściwie nie potrzebuję odpowiedzi, bo już widzę, jak O płynnie zeskakuje z deski, łapie ją w jedną rękę, a potem rusza żwawym krokiem w stronę mężczyzny, który wychodzi jej naprzeciw z placu budowy, zdejmując kask. Dziewczyna posyła mu rozbawione spojrzenie i potrząsa dłonią, w której trzyma buteleczkę, chyba z lekami.
Moje serce zaczyna wybijać szybszy rytm, a dłonie mimowolnie zaciskają się w pięści.
Nadal nazywam ją O, chociaż nie wiem, jak ma na imię. Nadal za nią tęsknię, chociaż wiem, że jest suką bez serca. Nadal chcę, by była moja, chociaż zniszczyła mi życie.
Odsuwam to wszystko od siebie, próbuję się uspokoić i nie działać pochopnie. Byłem cierpliwy przez tak długi czas, poczekam jeszcze trochę.
– …i stróżuje. – Ojciec ciągnie rozmowę, choć jego słowa ledwo do mnie docierają. – Przyszedł ponad dwa miesiące temu i nie mogłem mu odmówić, bo to dawny kolega. Ale nie żałuję. Zna się na swojej robocie i czasami mam wrażenie, że jest cholerną maszyną.
Kiwam głową, nie skupiając się na kolejnych słowach. Wpatruję się cały czas w nią, jednocześnie odsuwając się nieco, by zaparkowana przy ogrodzeniu furgonetka dobrze mnie zasłaniała. Nie chcę, by dziewczyna za szybko mnie zobaczyła. Nie dzisiaj. Najpierw muszę się dowiedzieć paru rzeczy. Jak ma naprawdę na imię. Gdzie mieszka. Z kim spędza czas. Gdzie chodzi do szkoły.
Potem ustalę wreszcie plan.
Potem to ja zniszczę ją.
– A jak ma na imię? – pytam ojca, nim jestem w stanie się powstrzymać.
– Wpadła ci w oko?
Och, nie masz pojęcia, jak bardzo.
Mimo tego, co zrobiła, nie wydałem jej. Nie. Moi rodzice mogą się zająć Cassidy i resztą, jednak O jest moja. Paul też stwierdził, że na Cass zemszczę się później, a powinienem skupić się na tej, która jej pomagała. Nikt zresztą nie interesuje się dziewczyną z nagrania, zadbałem o to. Powiedziałem rodzicom, że wyjechała, że była tu tylko na wakacjach, więc nie mamy szans jej złapać i musimy po prostu skupić się na tej suce od Barnesów. Ona sama milczy na temat O z prostego powodu – gdyby coś zdradziła, musiałaby przyznać, że naprawdę wszystko zaplanowała, prawda? Dlatego udaje, że jej nie zna.
– Może – odpowiadam w końcu.
– A co z tą dziewczyną, którą tak lubiłeś i tyle o niej mówiłeś? Tą od kolacji na dachu i znad jezio…
Czuję nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej.
To ta sama dziewczyna, tato.
– Wiesz? – przerywam.
Kręci głową.
– Nie.
Zaciskam wargi.
– Szkoda. – Widzę, że O rozmawia z ojcem jeszcze przez chwilę, a następnie całuje go w policzek i już zbiera się do odjazdu, dlatego odwracam się i patrzę na tatę. – To lecę. Będę dzisiaj później w domu.
Jego telefon zaczyna akurat dzwonić, więc rzuca pożegnanie i odchodzi, podnosząc słuchawkę. Ja za to niemal biegnę do nowej mazdy. Żałowałem starego samochodu, chociaż tego, że zniszczyłem nim ten należący do Iana już mniej. Nawet jeśli to było głupie, bo skurwiel dodał to do listy zarzutów, przez które moi rodzice musieli obiecać mu więcej. Przez które ostatecznie straciłem to, co było dla mnie tak cholernie ważne.
W drodze do auta nie spuszczam wzroku z O, słysząc przy okazji niewyraźne głosy facetów prawiących Crane’owi komplementy. Mówią, że jego córka to skarb, bo kolejny raz ratuje mu tyłek. Że to miła dziewczyna, śliczna i poukładana. Że taka uprzejma i dobrze wychowana.
Prycham pod nosem, wskakuję do mazdy, po czym wycofuję błyskawicznie i ruszam, nie chcąc stracić jej z oczu. O stoi już na chodniku po drugiej stronie ulicy, wkłada słuchawki do uszu, zarzuca kaptur, który wcześniej spadł, i rozgląda się uważnie, a później zatrzymuje na sekundę, kiedy obok przejeżdża auto podobne do mojego poprzedniego audi. Wsuwa wtedy kaptur niemal na nos, a ja uśmiecham się kpiąco.
Boisz się?
Jej spojrzenie prześlizguje się po masce mojego auta w kolejnym momencie. Nie poznaje go, więc się rozluźnia i kieruje dalej ścieżką. Czekam parę chwil i za nią ruszam. Śledzenie kogoś jadącego na deskorolce to chujowa sprawa, zwłaszcza że żaden ze mnie tajniak. Dwa razy prawie ją gubię, kiedy jakiś idiota wpada mi niemal pod koła i kiedy ona wjeżdża do parku.
Wreszcie jednak docieramy do niewielkiego, starego domu, przed którym O zeskakuje z deski. Zatrzymuję samochód dwa budynki dalej i otwieram szybę, obserwując, jak dziewczyna podchodzi do drzwi i zrzuca kaptur z głowy. Porusza się lekko i pewnie, bez tej nerwowości, która ją niedawno ogarnęła.
Myśli, że mi uciekła?
Na moje wargi wypływa szerszy niż wcześniej uśmiech… który znika, bo właśnie widzę wychodzącego z domu naprzeciwko chłopaka.
– Hej, San Francisco!
Zaciskam palce na kierownicy, gdy rozpoznaję w nim gościa ze zdjęcia sprzed paru tygodni. To jej facet? Przyjaciel? Kuzyn? Nie mam pojęcia. Ale jeśli dowiem się, że jej pomagał, on też nie będzie miał życia.
– Octavia!
Dziewczyna odwraca się, wyjmując słuchawkę z ucha, a ja mrużę oczy.
Octavia.
O.
Pasuje do niej.
Pasuje do niej bardziej niż Oakley.
– Co jest, Doug? Chcesz pomóc w sprzątaniu? Tata będzie dzisiaj kładł podłogę w pokoju, więc…
– Mam robotę – rzuca ten fiut. – Ale wpadnij wieczorem, co? Dokończymy oglądanie.
O przechyla głowę.
– Znowu zaśniesz i będę ci musiała wyjaśniać, co się działo? – Na wredną nutę w jej głosie coś ściska mnie w dołku. Kurwa, tęskniłem za tym. – Nie, dzięki.
– Nie przyniosę ci więcej słodyczy.
Wystawia mu język.
– I tak to zrobisz, bo inaczej nie odrobię za ciebie zadania.
Doug wzdycha.
– Wtedy oboje dostaniemy po tyłku od Howarda. W końcu mamy pracować w parze.
– Powiem mu, że moja para to leń i nieuk – droczy się O.
– Jesteś wredna.
– I za to mnie kochasz – mówi, po czym przekręca klucz w zamku. – Leć do pracy.
– Na razie, San Francisco.
San Francisco. Czyli przeprowadziła się stamtąd, tak? Składam powoli do kupy wszystkie informacje, które dzisiaj usłyszałem, a potem wyjmuję telefon i wpisuję jej imię i nazwisko w kilku apkach. Albo ma zamknięte profile, albo ich w ogóle nie prowadzi. Odszukuję za to kogoś innego – wspaniałego Douga. Gość ma zaznaczoną szkołę, do której chodzi, a skoro O z nim nad czymś pracuje…
Uśmiecham się, patrząc, jak zamyka drzwi, a później obserwuję Douga, który rusza w kierunku samochodu zaparkowanego na podjeździe. Przez jakiś czas nie ruszam się z miejsca, chociaż mam ochotę po prostu podejść i zapukać. Zobaczyć jej minę, gdy uświadomi sobie, że nie uciekła. Że ją znalazłem.
Obiecałem przecież, że to nie koniec.
Obiecałem, że zawsze ją złapię.
Jeszcze nie tak dawno temu zastanawiałem się, czy zostawię sobie Oakley… Kurwa, Octavię. Czy zostawię ją sobie, czy zakończę to jak zwykle. Nie planowałem żadnych związków, zwłaszcza po Sarah, a potem Cassidy. Nie chciałem przywiązywania się, a tym bardziej zakochiwania. Każdej poprzedniej dziewczynie też od razu to jasno mówiłem.
To tylko zabawa, która nie potrwa długo.
Chodziło w niej o te wszystkie gierki, opieranie się sobie, wyzwania. Myślałem, że O to wie, przecież sama powiedziała, że chce jedynie sprawdzić, dokąd nas to zaprowadzi. Nie były mi potrzebne wszystkie problemy, które za sobą niosły związki, nie zamierzałem pakować się w nic poważnego, skoro skupiałem się na grze i szkole. Ale z nią… z nią zaczęło się od zabawy, jednak O szybko sprawiła, że zapragnąłem czegoś więcej. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że kiedy już na samym początku mówiłem, że ta dziewczyna jest moja, nie chodziło mi tylko o to, że zaciągnę ją do łóżka. Chciałem, żeby była moja w całości. By się dla mnie uśmiechała, by mój widok ją rozweselał, by chciała spędzać ze mną ciągle czas. Chciałem po prostu jej.
I dostaję teraz przez to maksymalnie po dupie.
Ale już niedługo. W końcu cała ta żałosna afera się wyjaśni. Tymczasem ja skupię się na mojej małej ofierze. Bo od teraz właśnie nią będzie. Ofiarą i nikim więcej. Nie pozwolę ponownie się oszukać ani omamić.
Uśmiecham się pod nosem, po czym odpalam silnik. Potrzebuję kilku dni, by dowiedzieć się o tej dziewczynie wszystkiego.
Potem… potem to Octavia pożałuje, że kiedykolwiek mnie poznała.ROZDZIAŁ 2
OCTAVIA
Teraz
– Tęskniłaś, Octavia?
Patrzę na stojącego na schodach Caleba o sekundę za długo. Na jego zielone oczy. Ciemne, nieco dłuższe niż zapamiętałam, włosy. Teraz jeszcze łatwiej byłoby za nie złapać. Na tę mocną szczękę, którą całowałam, żeby się z nim drażnić. Moje serce drga niespokojnie, wyrywając się w jego kierunku, bo nie, nadal go nie zapomniałam. I faktycznie nadal za nim tęsknię. Nadal go kocham. A to… A jeśli Dennis ma rację, jeśli Caleb nigdy nie był tym złym…
Otrząsam się jednak, gdy robi krok do przodu, a w jego spojrzeniu błyszczy ta sama obietnica, którą złożył mi miesiąc temu na imprezie.
Pożałujesz tego.
Budzę się z letargu, łapię drzwi i chcę zatrzasnąć mu je przed nosem, tyle że chłopak wsuwa stopę do środka, nim udaje mi się to zrobić, a później mocno je odpycha. Mój żołądek się ściska, kiedy cofam się kawałek, po czym odwracam się i zaczynam biec. Caleb dopada mnie w salonie, łapie w talii i unosi, obejmując ramionami.
– Nie tak szybko – mówi.
Próbuję się wyszarpnąć z uścisku, ale nie mam szans. Zalegające nadal na podłodze gazety szeleszczą głośno pod stopami chłopaka i rwą się, gdy ten przemierza szybko pomieszczenie.
– Puszczaj mnie! – krzyczę. – Tato, przyjdź i…
– Wiem, że go nie ma, malutka – przerywa z rozbawieniem Cal. – Czekałem, aż zniknie.
Czekał? Obserwował mnie? Czuję narastającą panikę, ponieważ nie jestem pewna, jak daleko Caleb jest w stanie się posunąć, by się zemścić.
– Zaraz wróci – warczę. – Więc lepiej mnie puszczaj i się wynoś!
Próbuję udawać odważną, jednak teraz, kiedy obok nie ma Cass, Kevina ani Eliasa oraz reszty kliki, wcale taka nie jestem. Czy Cal może mnie skrzywdzić?
– Nie wróci. Ma nocną zmianę w firmie mojego ojca – oznajmia, po czym przyciska mnie nagle do ściany i wykręca dłonie za plecami.
Nim udaje mi się zareagować, zakłada na moje nadgarstki kajdanki, a wtedy zamieram, jeszcze bardziej wystraszona.
– Co ty wyprawiasz?! Uwolnij mnie! Natychmiast! Wezwę policję, zaraz…
Cal śmieje się cicho.
– Naprawdę? A jak? – pyta, trzymając mnie wciąż przy ścianie. – Skoro jesteś skuta i zdana na moją łaskę?
– Zacznę krzyczeć. Mój sąsiad mnie usłyszy i…
– Ale jego też nie ma, Octavia. Znalazł bilety na mecz baseballa – odpowiada Caleb. – Wróci bardzo, bardzo późno. A jego rodzice wyszli na kolację.
Przełykam z trudem ślinę. Powoli zaczyna do mnie docierać, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam.
– Cal…
– W okolicy nie ma nikogo, kto może ci pomóc. Jesteś sama, malutka – szepcze mi do ucha. – Tak jak ja tamtego wieczoru. Jakie to uczucie?
Zalewa mnie chłód.
– J-ja… Caleb…
– Będziesz prosić? – rzuca cicho. – Przecież ty tego nie robisz, prawda?
Teraz zaczynam się naprawdę bać. On… jest szalony. Skrzywdzi mnie? Co zamierza?
– Już nie jesteś taka odważna, O? – ciągnie.
W moich oczach stają łzy bezsilności, gdy podnosi mnie, przerzuca sobie przez ramię i kieruje się na schody.
– Puszczaj mnie, sukinsynie! Puszczaj!
Nie udaje mi się wyrwać. Caleb wnosi mnie na górę, wchodzi do mojego pokoju, pewnie dlatego, że tu były uchylone drzwi, i już po chwili rzuca na łóżko. Od razu przekręcam się na plecy. Leżę na skutych rękach, jednak nie mam wyboru. Telefon wypada mi na podłogę, na czym się nie skupiam, bo muszę jakoś…
Caleb odwraca mnie ponownie, uwalnia jeden nadgarstek, a ja chcę natychmiast zaatakować, tyle że wtedy ciągnie mnie mocno w kierunku ramy łóżka i to na niej zaciska drugą obręcz. Jestem teraz przykuta do zagłówka.
Oddycham szybko i wpatruję się w chłopaka, który odsuwa się, usatysfakcjonowany, jakby miał mnie dokładnie w tym miejscu, gdzie chciał.
Dopiero po tym zaczyna rozglądać się po sypialni.
– Więc to tu naprawdę mieszkasz? – pyta.
Przełykam z trudem ślinę i próbuję wziąć się w garść.
Opanuj się, O. Przecież nic ci nie zrobi. Chce cię tylko nastraszyć.
– Tak. Nie twoje standardy – mówię kpiąco.
Wiem, co widzi. Obdarte ściany z zaciekami po deszczu. Niepasujące do siebie stare meble. Klekoczącą roletę i świeżo wstawione okno, dopiero wykończoną podłogę z nowymi panelami. Moje zabałaganione regały, szafę pozbawioną drzwi i wypchaną ubraniami oraz stertę szmatek, które dostałam od Cass.
Cal odwraca się do mnie powoli i uśmiecha, gdy dostrzega pluszaka siedzącego na poduszce. A raczej leżącego, bo nasza szarpanina zrzuciła go z miejsca. Jego też dostałam od mamy i zawsze mam obok w sypialni.
– Jak ma na imię?
Mrugam.
– Co?
– Jak dałaś na imię temu miśkowi? – powtarza.
Parskam z niedowierzaniem.
– Przykułeś mnie do łóżka, żeby spytać, jak nazywa się mój pluszak? Pojebało cię kompletnie?
Rusza w moim kierunku, a ja próbuję się odsunąć na drugą stronę łóżka, jednak na to nie pozwala. Chwyta mnie za kostki i ciągnie w dół, po czym nakrywa swoim ciałem. Serce wali mi już jak oszalałe.
Ze strachu. Z tęsknoty.
– Złaź ze mnie! – syczę.
– Chcesz wiedzieć, dlaczego cię przykułem? Żeby zobaczyć, jak bardzo jesteś odważna – wyjaśnia Caleb, nachylając się nad moimi ustami. Czuję na twarzy jego ciepły oddech. Chłopak przytrzymuje mi wolną rękę nad głową, więc nie mam się jak ruszyć. – I okazuje się, że wcale nie jesteś. Zupełnie nie jesteś taka, jak udawałaś.
Zaciskam zęby.
– Ojejku, zraniłam uczucia biednego króla boiska? – Zadzieram podbródek. – To on został oszukany i wykorzystany? Jaka szkoda. Teraz wiesz, jak czuły się dziewczyny, gdy robiłeś im to samo.
Unosi brwi.
– Gdy co robiłem?
– Obstawiałeś te swoje zakłady. Wykorzystywałeś dziewczyny, a potem ośmieszałeś je i niszczyłeś im życie. Cassidy o wszystkim mi opowiedziała.
Cal wpatruje się we mnie przez dłuższą chwilę bez wyrazu.
– No tak. Powiedziała ci, że bawię się dziewczynami i że je wykorzystuję – powtarza powoli. W jego oczach pojawia się złość. – A ty, nie znając mnie zupełnie, w to uwierzyłaś. I postanowiłaś mnie zniszczyć.
Moje serce ściska się na jego pełen wrogości ton. Nigdy nie mówił do mnie w ten sposób. W dodatku… w dodatku słyszę w nim też zawód. Ból. Coś, co nie powinno mnie ruszać, a rusza, i to mocno.
– Gdy ją poznałam, wyciągałam ją z jeziora, a wy rzucaliście w jej kierunku obelgi, więc jakoś trudno byłoby nie uwierzyć… – zaczynam.
– Bo Cassidy to wredna dziwka – przerywa ostro Cal. – Przecież Den pisał ci, kto tak naprawdę ma te zakłady. – Mruży powieki. – Ona. Ona i jej banda. Nie wiedziałem o tym, ale ponoć ciągnęli to jeszcze przed liceum, zanim przyszli do Fletcher’s, choć w nieco innej formie. W zeszłym roku za to próbowała przerobić mnie, tylko że jej się to nie udało, bo dowiedziałem się o zakładzie. Zemściłem się, a Cassidy od tego czasu próbowała zrobić mi z życia piekło. Ośmieszyć mnie bardziej niż ja ją. Sprawić, że ludzie odwrócą się ode mnie, nie od niej. A ty jej w tym pomogłaś.
Oddycham coraz szybciej.
– Nieprawda. Powiedziała mi…
– To kłamliwa suka – oznajmia ze złością. – A ty chyba poznałaś mnie na tyle, by móc się domyślić, że cię okłamała.
Nieprawda. On kłamie.
Dennis też kłamał, gdy wysłał mi tamte screeny. To oni próbują mnie oszukać. To wszystko ich wina, a ja nie przyczyniłam się do zniszczenia życia Caleba bez powodu. Zasłużył.
– Słyszałam, jak mówiłeś o zakładach – szepczę w końcu. – O obstawianiu, o doprowadzaniu do płaczu…
Marszczy czoło.
– Niby kiedy?
– U ciebie w domu – wyjaśniam. – Ktoś się dokładał i…
Cal prycha, ale w jego oczach pojawia się błysk zrozumienia.
– Mówiłem o zakładach międzyszkolnych. Członkowie drużyn zawsze się ze sobą zakładają. Słyszałaś, żebym wymienił imię jakiejś dziewczyny? Żebym powiedział…
– Alex – wchodzę mu w słowo. – Jeden z was powiedział coś o jakiejś Alex i…
– O Aleksie – odpowiada natychmiast. – Aleksie Fergusonie. Kapitanie jednej z przeciwnych drużyn. To kretyn, który w zeszłym roku chełpił się zwycięstwem, a wcześniej wyśmiewał moją kontuzję. W tym sezonie chcieliśmy doprowadzić go do płaczu. Obstawiamy te zakłady co mecz i mamy też jeden ogólny na całe rozgrywki. Zgadujemy, kto zostanie MVP, kto zgarnie nagrodę za najlepszy blok, kto w pierwszym meczu zdobędzie jako pierwszy asa… Dave ostatnio za każdym razem przegrywał, więc nie chciał się dołożyć, ale potem zmienił zdanie, tyle że było za późno, bo pierwsze zakłady na mecz towarzyski już zostały zamknięte.
Potrząsam głową. Nie. To brzmi logicznie, ale nie. Nie może tak być.
– Nieprawda. Paul mówił też o tym na imprezie…
– Mówił dokładnie o tym zakładzie – stwierdza Caleb. – Koledzy z drużyny chcieli zmienić zasady i podnieść stawki, żeby było ciekawiej. Ale chodziło tylko o wygrane mecze.
– Nieprawda – powtarzam bez przekonania.
– Jedyny zakład o dziewczynę, który miałem, był z tobą – dodaje cicho chłopak. – Tylko z tobą założyłem się, że stracisz dla mnie głowę.
Czuję ból rozprzestrzeniający się pod żebrami, kiedy dociera do mnie ta dziwna, pusta nuta w jego głosie.
– Wiem, co słyszałam – mówię jednak, wciąż próbując zaprzeczać faktom.
Nie poradzę sobie, jeśli okaże się, że ja… że ja…
– Gówno wiesz – warczy Cal, wpadając znów w złość. Przyciska mnie mocniej do pościeli i łapie za podbródek. – Ale niedługo dowiesz się czegoś ważnego. Tego, jak wygląda moja zemsta, Octavio Crane.
Drętwieję. Teraz nie ma w nim śladu po moim słodkim i czułym Calebie. Nie ma też rezygnacji ani bólu sprzed chwili. Jest tylko wściekłość.
– Przyjdziesz do mnie na kolanach i będziesz błagała, żebym ci odpuścił – oznajmia.
Potrząsam głową, a on się uśmiecha. W jego oczach pojawia się mroczny wyraz.
– Zrobisz to. Ale wiesz co? Ja nie odpuszczę. Będę się świetnie tobą bawił, Octavio Crane. – Powtarza moje imię i nazwisko, jakby je smakował, jakby wreszcie wszystko wskoczyło na swoje miejsce. – Zacznę od tego, że pokażę twojemu ojcu nagranie z pokoju w domu Kevina.
– Jakie nagranie?
– Takie, na którym jesteśmy we dwoje. – Zamieram. – W łóżku.
Otwieram usta, przypominając sobie, co wydarzyło się tamtego wieczoru.
– C-co?
– Na komodzie stała kamerka, którą ktoś musiał przez przypadek włączyć. Ktoś – powtarza – zgaduj kto, bo na pewno nie ja. Obraz jest nieco słaby, ale widać cię, no i słychać, jak słodko jęczysz, więc tatuś na pewno cię pozna. Chcesz, żebym mu pokazał film?
– Nie ma żadnego filmu, kłamiesz i…
Caleb wyciąga telefon, a po sekundzie po mojej sypialni roznoszą się głośne westchnienia i mój głos.
– Nie przestawaj. – Sapnięcie. – Cal. Nie wiem…
I po chwili:
– Chcesz dojść, malutka?
– Kurwa, Cal, tak…
Blednę, wpatrując się w chłopaka, kiedy blokuje telefon.
– Nie zrobisz tego – szepczę.
– A czemu? Ty zrobiłaś mi coś o wiele gorszego, więc…
– Nie możesz! – krzyczę, chcąc wyrwać się w jego kierunku. Powstrzymują mnie kajdanki. – Cholera, Cal, nie rób tego, ja…
– Ty co?
Zamykam oczy.
– Czego chcesz? – pytam cicho. – Co mam zrobić, żebyś oddał mi ten film?
– Na początek dać mi oryginalne nagrania, które przekazałaś Cassidy – odpowiada.
Cholera.
– N-nie mam ich. Skasowałam je – wyznaję i odwracam wzrok.
– Skasowałaś? – powtarza z niedowierzaniem Caleb. – Ty… Żartujesz sobie?
Znów na niego spoglądam.
– Nie. Ja… ja nie chciałam ich mieć. Usunęłam je już dawno temu.
Cal parska, wciąż wpatrując się we mnie z zaskoczeniem. Wydaje mi się, że w jego oczach gaśnie jakaś nadzieja, którą wcześniej dostrzegłam. Teraz znika. Zastępuje ją rezygnacja, a następnie złość.
– No to gratulacje – oznajmia chłodno. – Miałaś szansę choć minimalnie naprawić to, co spieprzyłaś, a teraz… – Śmieje się gorzko. – Po prostu nie wierzę.
– Co innego mogę zrobić? Ja…
Chłopak prostuje się i zaciska pięści.
– Wiesz, co innego możesz zrobić? Być małą, posłuszną dziewczynką, Octavia. – Wykrzywia wargi w kpiącym uśmiechu. – Bo mam co do ciebie pewne plany i będę się świetnie bawił. Tym razem dla odmiany ja, okay?
Po tych słowach odwraca się na pięcie i otwiera drzwi. Szarpię za kajdanki, metal wbija mi się w nadgarstek, a chłopak zatrzymuje się w wejściu.
– Ach, no tak. Kluczyk. Położę go w kuchni. – Puszcza do mnie oko. – Dobrej nocy, O. Odezwę się niedługo.
– Nie zostawisz mnie tu tak!
– Przecież położę w kuchni klucz – rzuca. – Nie jestem aż takim sukinsynem. Możesz go wziąć.
Klnę głośno, a on się śmieje i wychodzi. Akurat wtedy rozlega się dzwonek, więc Cal zbiega po skrzypiących schodach i otwiera. Po chwili słyszę, jak krzyczy z dołu:
– Twoja pizza, malutka! Też zostawię na dole i jak będziesz głodna, to zejdziesz!
Potem dociera do mnie trzask drzwi, po którym w domu zapada cisza.
Opadam na łóżko i przez kilka minut po prostu wpatruję się w sufit.
Co ja najlepszego narobiłam?ROZDZIAŁ 4
CALEB
– I jak? – pyta Dennis, rozkładając się wygodnie na kanapie.
Odkładam kluczyki na komodę w hallu, a potem przechodzę do salonu i siadam w fotelu naprzeciwko Liama i Lary. Em oraz Paul też już są, ale kręcą się po kuchni, jak zwykle głodni.
– Wpadnie niedługo. Nie wiem, ile czasu zabierze jej przyjechanie tu na desce – rzucam.
– Boi się? – Em uśmiecha się złośliwie. – Żałuję, że nie widziałam jej miny, gdy to ja wczoraj odpisałam na wiadomości.
Kiwam głową.
– Ja też.
– Ale ten Doug to chyba serio tylko kumpel – dodaje. – Albo zdradziecki fiut, bo pisał do mnie już wczoraj.
Prycham, by ukryć ulgę. Nie zniósłbym myśli, że się z nim spotyka.
– Więc są siebie warci – mamroczę.
Napotykam spojrzenie Lary, która siedzi w objęciach Liama i marszczy czoło.
– Nadal uważam, że używanie przeciwko niej tego filmiku to zniżanie się do poziomu tych skurwieli – oznajmia.
– Im nie mogę na razie nic zrobić, a ona bez tego nigdy by się nie ukorzyła. Nie wierzy mi.
– Wiesz, że Cassidy potrafi być przekonująca – mówi cicho. – W zeszłym roku…
– Nie musisz mi przypominać – przerywam chłodno. – Ale Cassidy nie zrobiła tego, co O. Na niej nigdy mi nie zależało.
Lara wzdycha.
– Poza tym zapomniałaś już, jak was uśpili? – wtrąca Paul ze złością, rzucając się na fotel z kanapką w dłoni. – Jak użyli Emmy i Eriki, żeby odwrócić moją i Dennisa uwagę? Ona im pomagała. Gdyby nie Octavia, nic takiego by się nie stało. Po Cassidy można się było tego spodziewać, ale gdyby nie ta łasa na pieniądze suka, tamtej by się nie udało.
Teraz przyjaciółka zaciska zęby. Zawsze miała miękkie serce i chyba naprawdę zdążyła polubić O. Zresztą nie tylko ona. Tej dziewczyny nie dało się nie polubić. Nie dało się dla niej nie przepaść. Mój los od początku był przesądzony.
– A co z tymi dwiema? – pytam po chwili, patrząc na Paula.
Wtedy Em, która przysiada na dywanie, podgryzając orzeszki, odpowiada:
– Pogadałyśmy wreszcie o tym, co zrobiły dla miejsca w składzie cheerleaderek. Oczywiście go nie dostały, więc Erica naprawdę żałuje, a Emma się nawet popłakała dla efektu.
– Potem płakała głośniej – dodaje Paul. – Gdy Em jej przyjebała.
Emily uśmiecha się szeroko.
– Dawno nie miałam takiej zabawy, to muszę przyznać. One się nawet nie broniły. Głupie laleczki.
– A jeśli to komuś zgłoszą? – wtrąca Liam. – Żebyś jeszcze ty nie miała kłopotów. Bo po pierwszej zemście na Lindsay i Wendy zatarliśmy ślady, ale…
– Mamy screeny ich rozmów – wyjaśnia Emily. – Ojciec zabiłby Emmę, gdyby je zobaczył. Pastor i córeczka, która pisze o obciąganiu w co drugim SMS-ie...
Dennis się śmieje.
– W sumie to nawet nie żałuję, że mnie wykorzystała – stwierdza.
Patrzę na Paula.
– A Erica?
– Nie piśnie słowa – zapewnia. – Ja się tym zajmę.
Rozlega się dzwonek, przez co moje serce zaczyna bić szybciej. Trzydzieści minut. Trochę długo, ale najważniejsze, że dotarła.
– Otworzę – oferuje Emily, wstając z dywanu. – Mogę na dzień dobry…
– Nie – ucinam, nim w ogóle formułuje myśl. – Ona jest moja.
Przyjaciółka wzdycha, jednak kieruje się do drzwi. Otwiera je, rzucając jakieś słodkie przywitanie, na które nie dostaje odpowiedzi. Zamiast niej słychać ciche kroki w hallu, a po sekundzie Octavia staje w wejściu do salonu. Widzę, jak przestępuje nerwowo z nogi na nogę, a potem odsuwa się gwałtownie, gdy Em wyciąga rękę po jej deskę.
– Chcę ją zobaczyć – mówi przyjaciółka.
– Nie – odpowiada ostro O. – Zabawiłaś się wczoraj wystarczająco. Odczep się od Douga, on nie potrzebuje tego gówna. Nie ma z tym nic wspólnego.
– Grzeczniej – ostrzega Emily. – Na twoim miejscu naprawdę uważałabym na słowa.
O zaciska zęby i milczy. Mija dziewczynę, po czym wchodzi do pomieszczenia i rusza w moją stronę. Ściska swoją deskę, jakby była cholernym skarbem, i rozgląda się nerwowo po obecnych osobach.
W końcu koncentruje się na mnie.
– Jestem. Czego ode mnie chcesz?
Uśmiecham się krzywo, a Dennis rzuca:
– Tyle czasu. – Mierzy uważnym spojrzeniem jej szeroką bluzę i dresy, a potem unosi brwi. – Wcześniej ubierała cię chyba Cassidy, co? Wolałem tamtą wersję.
O przybiera neutralny wyraz twarzy.
– Tak mi przykro, że cię rozczarowuję – odpiera.
– Mnie też. – Dennis wzdycha. Później odwraca się do mnie. – Każ jej nosić jakieś seksowne łaszki, jeśli ma się przy nas kręcić. Chociaż sobie popatrzymy.
– Okay, wyjaśnijmy sobie jedno, nie zamierzam… – zaczyna dziewczyna.
Wstaję i znajduję się błyskawicznie przy niej. Od razu robi dwa kroki do tyłu i milknie.
– Tak, wyjaśnijmy sobie jedno już na początku – odzywam się. – Twój ojciec, twój chłopak ani cała twoja szkoła nie dowiedzą się o tym, kim naprawdę jesteś, jeśli będziesz grzecznie robić to, co mówię. Przestań warczeć, przestań się stawiać, bo i tak nie wygrasz, chyba że chcesz, żebym powiedział wszystkim, jak zniszczyłaś mi życie i jeszcze pokazał, jak robię dobrze małej Octavii, która jest ponoć taką grzeczną i poukładaną dziewczynką. – Prycham. – Dobra uczennica, przykładna córeczka. Chyba nie chcemy, by ludzie zmienili o tobie zdanie?
– Ty też jesteś na tym filmie – wykrztusza.
– Ale ja i tak nie mam już nic do stracenia, O.
Wpatruje się we mnie bez słowa, więc podchodzę jeszcze bliżej. Zabieram jej deskę z rąk, a ona poddaje się bez walki, chociaż w szarych oczach dostrzegam przebłysk niepokoju. Odstawiam jednak tylko to długie cholerstwo i staję tuż przed Octavią. Nie umyka mi rumieniec na policzkach dziewczyny ani to, że jej oddech przyspiesza.
Wtedy to do mnie dociera: O mnie pragnie. Widzę to w jej spojrzeniu. Przynajmniej ta część nie była udawana. To dobrze, bo dzięki temu będę mógł się z nią naprawdę zabawić. Nie ma nic gorszego niż frustracja, która pojawia się, gdy nie można dostać tego, na co się ma ochotę. Skoro ma ochotę na mnie, to mnie nie dostanie. Tak jak ja nie dostałem jej. Może tym razem to ja ją w sobie rozkocham? Będę z nią igrał tak, jak ona ze mną. Raz pozwolę jej się pocałować, zatracić, uśpię jej czujność, a potem zaatakuję, by zabolało ją mocniej.
Jak mnie.
A później powtórzę to tyle razy, dopóki jej serce nie zostanie zmiażdżone.
Jak moje.
– A teraz – dodaję cicho – odblokuj mój numer. I zapisz mnie jako swojego właściciela.
Rysy twarzy O tężeją. Będzie się stawiać.
Uśmiecham się szerzej.
– Chyba śnisz.
– Kurwa, Cal, tak… – przedrzeźniam dziewczynę, a na jej policzki wypływa czerwień.
Paul i Dennis zaczynają się śmiać.
– Pokaż ten film, Caleb – wtrąca Paul. – Mogę wyciąć sam dźwięk i ustawić jej na powiadomienie…
– Dobra – warczy O, wyciągając telefon z kieszeni. Stuka w nim coś przez kilka sekund, a później podsuwa mi pod nos. – Zadowolony?
– Bez „pieprzony” – odpowiadam. – W końcu jednak mnie nie pieprzyłaś.
Zaciska zęby.
– Całe szczęście.
Mrużę oczy.
– Cassidy za mało zapłaciła? – wtrąca Emily.
– Powiedz, ile kosztuje u ciebie numerek? – odzywa się znów Paul. – Może będę zainteresowany. Ostatecznie co za różnica, czy jesteś wredną suką, między nogami masz to samo, co…
Jej usta drżą, kiedy odwraca się i rzuca w jego kierunku.
– Zamknij się!
Uderza go w twarz, nim udaje mi się doskoczyć i ją odciągnąć. Może mu się należało, bo tylko ja mam prawo z nią pogrywać, jednak nie powinna tego robić. Unieruchamiam więc O w stalowym uścisku, a ona dyszy głośno ze złości, próbując się wyrwać.
– Przeproś – szepczę do jej ucha.
Prycha i chce się odsunąć, ale nie daję na to szans. Szarpie się jak wariatka, chociaż dobrze wie, że nie ma szans z moimi pierdolonymi, jak to lubiła podkreślać, fejkowymi mięśniami.
– Nie! Nie mam zamiaru tańczyć, jak mi zagracie! Nie wierzę wam, widziałam wystarczająco…
– Chyba przesłałem ci dowody – mówi ostro Dennis.
Paul za to mierzy dziewczynę wściekłym spojrzeniem, rozcierając policzek.
– Podrobiłeś to – syczy Octavia. – Zmieniłeś nazwy i…
– A przyszło ci do głowy, że to Cassidy wszystko przerobiła? – przerywa Liam z irytacją.
O przestaje się wyrywać.
– Po co zadawałaby sobie aż tyle trudu? – pyta chłodno. – Mogła znaleźć kogoś, kto będzie udawał jej kuzynkę bez tego wszystkiego.
– Bo ja zwróciłem uwagę na ciebie – stwierdzam. – A ty potrzebowałaś jakiejś motywacji, żeby udawać, że nie chodzi tylko o kasę.
Kręci głową. Mam wrażenie, że sama próbuje się ciągle przekonywać, że ją okłamujemy.
– Nieprawda. To wy jej to wszystko zrobiliście – mówi niemal prosząco.
Jakby chciała, byśmy potwierdzili, że nie zniszczyła mi życia bez powodu.
– Co dokładnie? – chce wiedzieć Emily.
– Ta akcja z czerwoną mazią i przemówieniem – rzuca cicho O.
Wtedy Lara prycha.
– To ona wylała tę maź na mnie – odpiera. – Przecież to przemówienie dotyczyło wegetarianizmu, a Cassidy ciągle mnie wyśmiewa z tego powodu. I ciągle je cholerne mięso.
O przełyka głośno ślinę.
– Pobicie – próbuje ponownie. – Pobiliście jakiegoś kolesia, który chciał na was donieść…
– To Elias pobił Drew – przerywam, od razu domyślając się, o kogo chodzi. – Bo Drew powiedział nauczycielowi o ich prześladowaniach. Potem przeniósł się do szkoły z internatem razem z siostrą, którą ten skurwiel wykorzystał.
W szarych oczach dziewczyny powoli gaśnie ostatnia nadzieja.
– A wywózka za miasto?
Dennis się uśmiecha.
– To akurat prawda. Należało się suce, bo zaatakowała Emily po szkole, wiedząc, że jej nie pomożemy.
– Bo Emily nie chodzi do Fletcher’s – dodaję, gdyby to nie było dla niej jasne. – Jest w Easton High School.
– Co?
– Chodzę do szkoły publicznej, bo moich rodziców nie stać na Fletcher’s – wyjaśnia powoli Em. – Gdy Wendy się o tym dowiedziała, zmieszała mnie z błotem w internecie, bo była wściekła, że przeze mnie przegrała zakład. O tym też ci mówiła?
Octavia przygryza wargę.
– Nie – szepcze. – Nie. To ty udostępniłaś jej zdjęcia i…
Em parska.
– Pewnie. Może jeszcze sama napisałam, że jestem żałosną, biedną suką, która chciała poprawić sobie jakość życia? Że byłam tak zdesperowana, że kradłam jej jedzenie? – Oczy przyjaciółki ciemnieją z gniewu. – Bo ona to wszystko o mnie napisała, chociaż nie ma w tym krztyny prawdy. Może moi rodzice nie zarabiają tyle, co jej, ale nie głodujemy. I nie kradniemy.
To ostatecznie sprawia, że O opadają ramiona.
– Nieprawda – mówi żałośnie.
Puszczam ją w końcu. Jej zapach… Ten cholerny kokos. Słodki, lekki, idealny.
Muszę się odsunąć.
– Prawda, Oakl… – Milknę. – Ja pierdolę. Octavia.
Dziewczyna obejmuje się ramionami, spoglądając na mnie wreszcie tak, jak powinna. Z wyrzutami sumienia i żalem widocznymi w oczach. Wreszcie przestała zaprzeczać i rozumie, co mi zrobiła. Choć może nie do końca. Nie wie tak naprawdę, ile to wszystko mnie kosztowało.
I jak kurewsko mocno pragnę, żeby po prostu podeszła i powiedziała, że to tylko koszmar, że nigdy mnie nie oszukała i że pokochała mnie tak, jak ja ją.
– Zadzwoń do Cassidy i zapytaj – proponuję, kiedy cisza się przedłuża.
O odwraca wzrok.
– Nie odbiera ode mnie od… Nie odbiera.
– Ciekawe czemu – kpię.
Potrząsa głową, jednak nie próbuje ponownie się bronić. Dotarło do niej w pełni, że popełniła błąd.
– Nigdy cię nie okłamałem, Octavia – dodaję. – Zrobiłbym dla ciebie wszystko, a ty mnie zniszczyłaś. Więc teraz ja zniszczę ciebie. Jeden miesiąc. Ty zabrałaś mi miesiąc, ja zabiorę tobie inny. A może pobawię się tobą dłużej…?
Otwiera usta, a potem tylko wypuszcza z drżeniem powietrze i się nie odzywa. Znów zapada cisza, gdy O pewnie stara się poukładać to wszystko w głowie.
Prawie mi jej szkoda. Prawie.
– Ja… – Przygryza wargę. – Ona naprawdę mi powiedziała, że wy…
– Jakoś mało nas interesuje, co ci powiedziała – wchodzi jej w słowo Paul. – Rozpętałaś piekło. Przez przypadek czy nie, to już bez znaczenia. Zapłacisz tak samo jak cała reszta. – Uśmiecha się zawistnie. – Na przykład Emma i Erica. Z nimi też ustalałaś plan?
O odwraca się do niego z zaskoczeniem.
– Co? Ale one… Nie rozumiem.
– One miały za zadanie omotać Paula i Dennisa – podpowiadam. – Tak jak ty omotałaś mnie. Zajęły ich też tego wieczoru, miesiąc temu, gdy ja zajmowałem się tobą.
Mam wrażenie, że znajduje się na granicy płaczu i czuję jakieś kłucie w dołku. Tyle że to od siebie odrzucam. Nie dam się nabrać. Nie tym razem.
– Dlatego dostały to, na co zasłużyły – rzuca Emily. – Tak jak Lindsay i Wendy. Biedaczki aż wyjechały z miasta, żeby się przed nami ukryć.
W oczach O pojawia się błysk przerażenia.
– Ale ciebie nie spotka nic… prostego – zapewniam. – Nie bój się.
– Caleb…
– Ty zasługujesz na coś wyjątkowego – dorzuca Paul. – To dopiero będzie zabawa.
O posyła mi niepewne spojrzenie.
– Dlaczego tego nikomu nie zgłosiliście? Jeśli chciała cię ośmieszyć i macie te screeny…
– Bo Calebowi to teraz nie pomoże, oskarżają go o coś innego. Poza tym te dziewczyny i ci faceci tego nie chcą – wyjaśnia spokojnie Lara. – A ty chciałabyś, żeby twoje nagie zdjęcia oglądało kilku lub kilkunastu policjantów, potem miałabyś ochotę opowiadać o tym, że dałaś się wykorzystać i przespałaś z kimś, kto mówił, że cię kocha, a tak naprawdę się z ciebie śmiał? – Kręci głową. – Oni już dość przeszli, O. Dlatego wymusiliśmy na Cassidy usunięcie tych zdjęć i kazaliśmy jej z tym skończyć, bo w innym wypadku to zgłosimy. Zgodziła się, zawarliśmy rozejm i mieliśmy o tym zapomnieć, ale zostawiliśmy dowody. Nie sądziliśmy, że zrobiła to samo, żeby je przerobić i wysłać tobie.
– Nie podejrzewaliśmy, że odważy się ponownie tego próbować, zwłaszcza że to wrzucenie do jeziora było przypomnieniem – odzywa się Liam. – Bo Cassidy ponoć znowu zaczęła coś o tym wspominać.
– I użyła do tego ciebie, Eriki i Emmy – kończy chłodno Paul. – One już dostały nauczkę i nadal dostają. Czas na ciebie.
– Nie mówicie poważnie – zaczyna z wahaniem O. Patrzy tylko na mnie. – Jeśli… jeśli naprawdę nie zrobiłeś niczego, o co oskarżyła cię Cassidy, nie skrzywdzisz mnie.
Unoszę brwi.
– Nie? Mam teraz dużo czasu, malutka, więc ci go w pełni poświęcę.
Krzyżuje ręce na klatce piersiowej, nagle odzyskując rezon.
– To spędzaj go na nauce albo trenowaniu i…
Zaczynam się śmiać bez humoru.
– Na nauce? Przez ciebie ledwo udało mi się zostać w szkole – rzucam. – Wiesz, ile moi rodzice musieli za to zapłacić? A za to, żeby żadna gazeta nie opublikowała na ten temat nawet słowa i nie zniszczyła mnie całkowicie? – Zbliżam się, a ona robi krok w tył, opuszcza ręce i otwiera usta. Jest zaskoczona. Chyba nie spodziewała się, że aż tak daleko to zajdzie. – A trenowaniu? Zostałem wywalony z drużyny, O.
Zamiera.
– Co?
Uderza plecami w ścianę, a ja przyciskam ją do niej mocniej i patrzę z góry.
– Za Iana – warczę. – Bo chociaż jestem niewinny, jego zeznania i twoje pierdolone nagrania podają to w wątpliwość. Więc na wszelki wypadek, żeby nie było, że nie zostałem ukarany, nie mogę grać. Nie mogę trenować. To był warunek Iana. Zagroził, że inaczej pójdzie na policję. Moje zeznania przeciwko jego zeznaniom, a połowa drużyny widziała, że mu groziłem. Nowy dyrektor też zresztą uznał, że to dobra kara za tę akcję z pobiciem. Mam się trzymać z daleka od boiska i drużyny. I od niego. I też od Kevina, chociaż tutaj akurat wiadomo, że bójka nie była tylko moją winą. Wiesz czyją była? – Nachylam się. – Twoją. Broniłem cię. Miałem ochotę go zabić za to, co o tobie mówił.
Jej wargi drżą.
– J-ja…
– Co, Octavia? – pytam ze złością. – Nie chciałaś tego? Nie taki był twój plan od samego początku?
– Nie – zaprzecza żarliwie. – Nie, Cal. Ja naprawdę… Cholera. Ja tego nie chciałam. Dałam Cassidy te nagrania, ale nie miałam pojęcia, że wytną je tak, by to wszystko na ciebie zwalić, przysięgam. To miało być tylko…
Łapię mocno jej podbródek. Jesteśmy tak blisko, że nasze oddechy się mieszają.
– Co? Co to miało być, gdy ja się przed tobą otworzyłem, zaufałem ci, a ty mnie nagrałaś, żeby to wszystko wykorzystać przeciwko mnie?
– Ja…
– Musiałaś się świetnie bawić, kiedy mówiłem, jak bardzo za tobą szaleję, prawda? Kiedy niemal prosiłem, żebyś była moja.
Próbuje pokręcić głową, jednak trzymam zbyt mocno.
– Nie. W-wcale…
– A wiesz, kto teraz będzie się świetnie bawił, O? Ja. Będę się zajebiście bawił, doprowadzając do tego, że zaczniesz prosić. Prosić, żebym ci odpuścił. Bo ty nie prosisz, prawda? – Śmieję się. – Teraz to zrobisz. Będziesz błagać.
W jej oczach pojawia się prawdziwy strach.
– Caleb…
Puszczam ją, a potem odwracam się na pięcie.
– Wracaj do siebie. Mam na dzisiaj dość. Odezwę się. – Gdy nie rusza się z miejsca, patrzę na nią przez ramię i rzucam ze złością: – Ogłuchłaś? Wynoś się.
Na jej twarzy maluje się teraz taka bezradność, że mam ochotę podejść, przeprosić, przytulić ją i powiedzieć, że to wszystko kłamstwo. Że nic jej nie grozi. Że przecież jakoś sobie poradzę. Ale nie zamierzam tego robić, bo Octavia to świetna aktorka. Już wcześniej mnie nabrała. Tym razem się na to nie złapię.
– Ach, jeszcze jedno – odzywam się, kiedy wreszcie chwyta deskę i rusza do wyjścia. – Jeśli komukolwiek powiesz o tym, że cię szantażuję, albo będziesz próbowała się wykpić, szukając schronienia u Cassidy i jej zgrai… Lepiej tego nie rób. Bo nie chcesz zobaczyć, do czego wtedy byłbym zdolny.
– Nie jestem idiotką – odpowiada, prostując plecy. – Niby komu miałabym… – Kręci głową. – Nieważne. Nie powiem.
– Wspaniale. Do zobaczenia, moja zabawko.
Wychodzi, a ja przez chwilę obserwuję, jak przemierza podjazd, po czym układa deskę na chodniku, zerkając przez ramię na dom. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nadal wygląda tak cholernie dumnie, pięknie i doskonale, że w moim wnętrzu odzywa się pieprzona tęsknota, którą ponownie staram się stłumić.
Ona cały czas udawała. Ani jedno jej słowo nie było prawdą, więc właściwie zupełnie jej nie znam. Nie jest tą dziewczyną, w której się zakochałem.
A prawdziwej Octavii nie zamierzam dać się omamić.