Prosto w serce - ebook
Prosto w serce - ebook
„Co on sobie myśli? Przychodzi zielony do firmy i wydaje mu się, że może się rządzić? Teoretycznie może – jest synem szefa i ma pokierować firmą – ale jeśli nie będzie grzeczny, ojciec wskaże mu drzwi. Czyli sytuacja patowa. Stety lub niestety między nami iskrzy. Czyżbyśmy byli „idealną parą”? Czy raczej sprawcami „idealnego” skandalu?”.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-5450-2 |
Rozmiar pliku: | 586 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Moje motto: śmiało krocz przez życie. Kiedy z kawą w jednej ręce, a portfolio w drugiej, klikając czerwonymi obcasami, wkroczę do Strzały Amora, pracownicy poderwą wzrok i uśmiechną się nerwowo. Wiedzą, że w takie dni jak dziś mogą polecieć głowy.
- Za dwie minuty zbiórka przy konferencyjnym.
Ben, szef działu technicznego, który bywa jedynie na ważnych zebraniach, pędzi do mnie z wyciągniętą ręką, w której trzyma kubek. Spostrzegłszy, że mam własną kawę, zatrzymuje się speszony.
- Nie sądziłem, że zdążysz kupić… - Czerwieni się.
Odkładam rzeczy na stół i z uśmiechem przyjmuję prezent.
- Latte?
- Taka, jak lubisz.
- Dzięki. – Wypijam łyk. – Kawy nigdy nie za wiele.
Kofeina wnika w mój organizm. Czeka mnie długi dzień, przyda się każdy zastrzyk energii.
Kiedy wszyscy już siedzą, zajmuję miejsce u góry stołu konferencyjnego i włączam ekran na ścianie. Patrzcie i uczcie się, kochani!
- Okej. Jak wiecie, pracujemy nad unowocześnieniem marki. Niech ktoś przypomni: czego szukam w nowym projekcie?
Cisza. Wzdycham ciężko. Czasem czuję się, jakbym opiekowała się gromadą dzieci.
- Wszyscy milczą? Ellie… - Patrzę na Ellie Mason, moją przyjaciółkę z liceum, która przyszła do Strzały, kiedy szukałam zdolnych projektantów.
- Koloru – oznajmia Ellie, jak zawsze znakomicie przygotowana. – Strzała Amora to aplikacja randkowa adresowana do młodych. Ciemne kolory na głównej stronie i w messengerze mogą działać zniechęcająco. Potrzebujemy barw, które przyciągną wzrok.
- Zgadza się. Już myślałam, że nikt mnie nie słucha – mówię, a reszta zespołu wybucha śmiechem. – Dobra, pokażcie, co tam macie.
Wszyscy gorączkowo szukają folderów, które od pięciu minut powinny leżeć na wierzchu. Wreszcie projekt wyciąga Tim, najmłodszy członek zespołu.
- Ciekawy pomysł – chwalę. – Tyle że podstawowe barwy przemawiają głównie do dzieci, a my tworzymy aplikację randkową. Siedmiolatki nie randkują.
Próbując ukryć frustrację, kieruję spojrzenie na innych. Zaczynam się denerwować. Alastair chce dziś zobaczyć schemat kolorystyczny. Prawdę mówiąc, ja też. Przebiegam wzrokiem pozostałe projekty.
Większość jest taka sobie, ale kilka jest niezłych, między innymi pomysł Ellie. Uśmiecha się; ma nadzieję, że wybiorę jej pracę. Nie odwzajemniam uśmiechu; staram się nikogo nie faworyzować.
Obejrzawszy projekty, pokazuję grupie swój.
- To musi być bardziej w tym stylu. – Włączam pilotem ekran, na którym widać odcienie czerwieni i szarości. – Neutralny pod względem płci, ale rzucający się w oczy. Kojarzący się z żarem i namiętnością. Zapadający w pamięć. Ponadczasowy.
Pracownicy z zainteresowaniem oglądają rysunki. Korci mnie, by powiedzieć, że czegoś takiego oczekiwałam od nich. Ellie szczerzy zęby. Posyłam jej gniewne spojrzenie.
Cholera, zmarnowany poranek!
- Potraktujcie jako punkt wyjścia projekt mój i Ellie. Skupcie się na kolorystyce. Przed końcem dnia wybierzemy najlepszy pomysł. Okej?
Wszyscy entuzjastycznie kiwają głowami. Wstępuje w nich nowa energia. Kiedy zostajemy same z Ellie, wznoszę oczy do nieba. Jak to jest, że ci zdolni ludzie potrafią wyprowadzić mnie z równowagi?
- Napij się. – Ellie wskazuje kubek. – Kawa ci pomoże.
Przyjaciółka dobrze mnie zna.
Jest dopiero dziesiąta, a ja już czuję się wypruta. Pocieszam się, że pewnie wygra mój projekt. Nie chcę zadzierać nosa, ale wiem, że moje pomysły są najlepsze. Nie bez powodu przyjęto mnie do firmy w wieku dwudziestu lat. I nie bez powodu po czterech latach awansowano na szefową działu.
Ben podchodzi, gdy zbieram ze stołu swoje rzeczy.
- Niepotrzebnie się dziś fatygowałeś – mówię. – Jak tylko coś ustalimy, dam ci znać.
- Jasne. Co robisz po pracy? – pyta.
Trochę mi głupio przyznać, że zamierzam wrócić do domu i podgrzać sobie resztkę wczorajszej chińszczyzny. Nigdy nie nauczyłam się gotować, czego żałuję, bo uwielbiam dobrą kuchnię.
- Mam zamiar spędzić spokojny wieczór w domu – odpowiadam, jakbym ciągle imprezowała i marzyła o tym, aby wreszcie wyciągnąć się na kanapie przed telewizorem.
- To bez sensu. Może byśmy…
Nie kończy, bo drzwi się otwierają i staje w nich mój szef, a zarazem właściciel Strzały Amora.
- Jak tam, Alexandro? W porządku? – Chociaż Alastair Walker mieszka w Chicago od dwudziestu lat, wciąż nie pozbył się brytyjskiego akcentu.
Lubię tego faceta. Jest przystojny, szpakowaty, o prostej szczupłej sylwetce i twarzy poznaczonej bruzdami. Wchodzi do pokoju, poprawiając marynarkę. Ben się cofa, a reszta pracowników podrywa się z miejsca.
- Oczywiście – odpowiadam.
Uśmiech zastyga mi na wargach, kiedy widzę, że Alastair nie jest sam. Towarzyszy mu lekko potargany, lekko zarośnięty młody mężczyzna w eleganckim czarnym garniturze, niedbale zawiązanym czerwonym krawacie i pięknych markowych butach.
Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, w ustach mi zasycha. Gość dosłownie emanuje seksem.
Ma burzę ciemnych loków, niemal bursztynowe oczy i ciało warte grzechu. Jest wysoki, szczupły w pasie, szeroki w ramionach. Nie wiem, co tu robi, ale wiem, że jest najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego dotąd widziałam.
- Kochani, chciałbym wam przedstawić mojego młodszego syna, Kita Walkera, czarną owcę w naszej rodzinie.
Alastair klepie syna po plecach. Ten uśmiecha się z rozbawieniem i ponownie zatrzymuje na mnie wzrok.
- A to, mój drogi, jest Alexandra Croft, tajna broń Strzały Amora – kontynuuje Alastair.
Bursztynowe oczy zdają się przewiercać mnie na wylot.
Oddychaj, Alex! – rozkazuję sobie.
- Czarna owca i tajna broń? To brzmi groźnie.
- Owca i broń często bywają niedoceniane – mówię, ściskając dłoń Kita. Na szczęście głos mi nie drży. – Bardzo mi miło.
Kit Walker patrzy na mnie z zaciekawieniem.
– Cała przyjemność po mojej stronie.
O Chryste! Ten cudowny brytyjski akcent powinien być zakazany.
Nagle zdaję sobie sprawę, że wszyscy nas obserwują. Speszona wyszarpuję dłoń. Wcześniej słyszałam opowieści o synu Alastaira i jego reputacji playboya. Zaczynam wierzyć, że nie ma w nich słowa przesady.
- Przedstawcie się Kitowi – Alastair zwraca się do zespołu – a ja na moment porwę Alexandrę. Ben, później chciałbym porozmawiać z tobą.
Ben kiwa głową, ściska mnie za łokieć, jakby dla otuchy, i schodzi piętro niżej do swojego działu.
Kit odprowadza go wzrokiem do drzwi, po czym unosi pytająco brwi. Nie mam czasu na rozmowę; ruszam pośpiesznie za Alastairem.
Nie odwracaj się, Alex. Jeszcze żaden facet nie zawrócił ci w głowie; niech ten nie będzie pierwszy.
Cały czas czuję jednak pieczenie w dłoni, którą podałam mu na powitanie.ROZDZIAŁ DRUGI
Alastair otwiera drzwi i zaprasza mnie do gabinetu.
- Usiądź, Alexandro.
Obciągam żakiet. Czuję się lekko spięta. Rzadko się denerwuję, ale dzisiejsze zaproszenie trochę wytrąca mnie z równowagi. Wpadam w popłoch: czyżbym miała stracić pracę?
To niemożliwe. Nie histeryzuj, Alex. Bez ciebie dział projektowy przestanie istnieć.
Alastair śmieje się, widząc moją przerażoną minę.
- Spokojnie, Alexandro. Przecież wiesz, jak bardzo cię cenię.
Oddycham z ulgą i zajmuję miejsce naprzeciwko biurka. Alastair kładzie ręce na blacie i splata palce.
- Pracujemy razem od kilku lat i uważam cię za jedną z moich najcenniejszych pracownic, dlatego chcę cię poinformować przed innymi: odchodzę.
- Co? Jak to?
- No proszę! Myślałem, że ucieszysz się z odejścia starego dziada.
- Co ty mówisz! – Mój szef odchodzi? Kiedy? Dokąd? Dlaczego?
- Żartuję, kochanie. – Popijając herbatę, którą jego asystent John przynosi mu do gabinetu, spogląda na mnie życzliwie. – Nie rozumiem jednak, czemu się dziwisz. Każdy kiedyś przechodzi na emeryturę, nawet najwięksi pracoholicy.
- Ale ty wciąż jesteś…
- Młody? – Potrząsając głową, wybucha śmiechem. – Uwielbiam twoją dziecięcą niewinność. Przecież musiałaś się spodziewać, że prędzej czy później zakończę działalność zawodową.
- Ale nic wcześniej nie…
Alastair macha ręką.
- Tobie pierwszej to mówię. Pod koniec tygodnia oficjalnie ogłoszę swoją decyzję.
Ogarnia mnie niepokój. Alastair przeniósł się do Stanów ponad dwadzieścia lat temu, kiedy poślubił bogatą Amerykankę; po rozwodzie postanowił tu zostać. Od początku dał mi wolną rękę. Nowy szef może oznaczać duże zmiany.
- Dlaczego informujesz mnie przed innymi?
- Zaraz ci wyjaśnię. Chciałbym cię prosić o przysługę.
- Zrobię dla ciebie wszystko – odpowiadam szczerze. Bo to, kim jestem, zawdzięczam jemu. Nie wiem, kim bym była, gdyby nie on.
- Cieszę się. Jesteś osobą odpowiedzialną i pracowitą. W sumie mój wkład w rozwój firmy jest niewielki. Przyznaję się bez bicia: jestem leniem. Nie, nie zaprzeczaj. No i kobieciarzem. Chciałem stworzyć portal randkowy, nie sądziłem jednak, że firma odniesie taki sukces. Podejrzewam, że bez ciebie byłby o połowę mniejszy.
Wargi mi drżą.
- Byłeś wspaniałym szefem, Alastair, a nie miałeś łatwo: dwa małżeństwa, dwa rozwody, wychowanie synów… W dodatku wszyscy ciągle o ciebie zabiegają, bywasz na najważniejszych imprezach w mieście.
- To prawda – przyznaje ze śmiechem mój szef. – Na szczęście zmądrzałem i wydoroślałem. Gdybym nie miał dzieci, ten biznes zostawiłbym w spadku tobie. Ale mam spadkobierców.
Mówi oczywiście o synach. O ile się orientuję, starszy robi karierę w świecie mediów, a Kit jest imprezowiczem, który ostatnie trzy lata spędził gdzieś w Azji.
- William kieruje własnym imperium – kontynuuje Alastair, jakby czytał mi w myślach – natomiast Kit… sporo czasu spędził w Tajlandii. Najwyższa pora, aby nauczył się cenić pracę. – Na moment milknie. – Chłopak ma zerowe doświadczenie, ale to nie problem. Przychodząc tu, ty też nie miałaś doświadczenia, a proszę, jak wiele osiągnęłaś.
Znów zapada cisza. Alastair marszczy czoło, szuka słów.
- Problemem może być osobowość Kita. Obawiam się, że chłopak wdał się w ojca; jest leniwy i niedojrzały. Najwyraźniej to cecha dziedziczna, a cechy matki nie były lepsze.
Alastair poślubił striptizerkę, swą drugą żonę, poznaną w czasie podróży do Londynu tylko dlatego, że zaszła w ciążę. Szybko jednak przejrzał na oczy.
- Na szczęście Kit jest młody. Można go jeszcze zmienić, uformować. Odpowiednio poprowadzony odnajdzie się w tej firmie. W każdym razie rwie się, aby spróbować.
Kiwam głową. Jasne, że się rwie. Kto by nie chciał stać u steru spółki wartej miliardy dolarów i zatrudniającej setki osób?
- Jest piekielnie inteligentny – ciągnie Alastair, wyczuwając mój opór. – Idealnie się nada do tej roboty. Nie mogę pozwolić, żeby się zmarnował lub, nie daj Boże, przyniósł rodzinie wstyd.
Przygryzam wargę, bo nie wiem, jak zareagować. Nie podoba mi się, że ktoś bez doświadczenia zostanie moim szefem, ale nic na to nie mogę poradzić. Muszę zacisnąć zęby i robić dobrą minę do złej gry.
- Czego oczekujesz ode mnie? – pytam.
Alastair wybucha śmiechem.
- Lubię twoją konkretność, Alexandro. No więc uważam, że Kitowi przydałby się mentor, ale na żadnego się nie zgodzi. Nie cierpi słuchać poleceń. Dopóki się w firmie nie zadomowi, zamierzam mieć na niego oko, jednak nie mogę tu być non stop. Chciałbym, żebyś nim pokierowała.
Mam pokierować tym przystojnym seksownym mężczyzną, tak by z playboya przeistoczył się w autentycznego szefa? Mojego szefa? Na samą myśl czuję bolesne ukłucie w brzuchu.
- Nic nie mówisz? Ty, która zawsze masz tak wiele do powiedzenia? – Alastair unosi brwi. – „Zrobię dla ciebie wszystko”. Czy to nie twoje słowa?
Wzdycham ciężko.
- Strzeliłam sobie w stopę?
Nie mam wyjścia, muszę się zgodzić. Niestety dobrze znam takich facetów jak Kit. Są pewni siebie, zarozumiali. W szkole bez problemu przechodzą z klasy do klasy, na studiach z łatwością zdają egzaminy. Potem, zbytnio się nie wysilając, chcą zawojować świat.
Ja stanowię ich przeciwieństwo. Zawsze wolałam się uczyć niż imprezować. Moi rodzice to perfekcjoniści i pracoholicy, którzy nigdy nie mieli dla mnie czasu. Całe życie poświęcili pracy. Nadal nic innego ich nie interesuje.
Odziedziczyłam po nich gen pracoholizmu i perfekcjonizmu.
Rozmawiamy z sobą, przez telefon, dwa razy do roku, w święta Bożego Narodzenia i urodziny. Mam tylko jedną bliską osobę: moją młodszą siostrę, Helenę, której opłacam studia na Stanfordzie. Obie jesteśmy z siebie dumne.
Rodzice wierzą, że pracowitość to cecha nabyta, nie wrodzona. Odkąd siostra i ja skończyłyśmy liceum, przestali nas utrzymywać. Uważali, że samodzielność nas ukształtuje. A ja uważam, że Helena, która marzy o zrobieniu kariery w informatyce, zasługuje na to, by studiować na jednej z najlepszych uczelni w kraju.
Dlatego praca w Strzale Amora jest dla mnie tak ważna. Spełniając własne marzenia, sprawiam, by siostra mogła spełnić swoje.
A co o poświęcaniu się dla drugiego człowieka może wiedzieć Kit, który czerpał z życia garściami, nie myśląc o żadnej pracy? Nic. I ja mam być jego babysitterką?
Pomysł Alastaira bardzo mi się nie podoba. Nie mam czasu zajmować się leniami! No, chyba że tego wymaga ode mnie mój szef.
- Czego konkretnie oczekujesz? – pytam.
- Po prostu służ mu radą, dawaj przykład. Kiedy ci zaufa, może zechce pójść w twoje ślady. Obserwuj go, tłumacz mu zawiłości i… przekazuj mi swoje spostrzeżenia.
- Spostrzeżenia?
- Jak mu idzie. Czy się sprawdza. Chcę mieć pewność, że zasługuje na to, żeby odziedziczyć firmę. Liczę, że z czasem, z twoją dyskretną pomocą, mój syn okaże się lepszym szefem od swojego ojca.
Przerażona zaciskam dłonie na kolanach. Nie chcę być doradcą Kita, a zarazem jego sędzią, ale za bardzo kocham Strzałę Amora, żeby pozwolić jej przejść w ręce kogoś, kto doprowadzi ją do upadku.
- A jeśli moja ocena… nie będzie po twojej myśli?
- Wtedy musisz docisnąć Kita, zmienić jego stosunek do pracy. Dla dobra firmy. – Alastair wstaje. – Zawołam go.
- Poczekaj…
Potrzebuję chwili, żeby się ogarnąć, lecz Alastair otwiera drzwi i mówi do asystenta:
- John, poproś mojego syna.
Podrywam się na nogi. Po minucie czy dwóch rozlega się pukanie. Nie czekając na zaproszenie, Kit wchodzi do gabinetu.
Nie myliłam się: młodszy syn Alastaira jest najbardziej seksownym mężczyzną, jakiego w życiu widziałam.
- Siadaj, Kit. – Alastair wrócił za biurko. – Alex i ja właśnie rozmawialiśmy o twojej podróży do Tajlandii.
Kit opiera się ramieniem o framugę i mierzy mnie wzrokiem.
- Jasne – mówi z wyraźnym brytyjskim akcentem, po czym wchodzi do gabinetu i staje przy fotelu ojca. – A ty, Alex, lubisz podróżować? Wyjeżdżałaś poza Chicago?
- Proszę się do mnie zwracać „Alexandro” lub „panno Croft”.
Alastair wybucha śmiechem, a Kit unosi brwi.
- Dobrze, panno Croft. – Oczy błyszczą mu wesoło. – Ma pani dla mnie jeszcze jakieś instrukcje, zanim zasiądę w tym oto fotelu? – Gładzi z lubością skórzany mebel.
Czyżby wyśmiewał się ze mnie? Może słyszał moją rozmowę z jego ojcem? A może faktycznie jest inteligentny i wie, co ojciec knuje?
Korci mnie, aby mu powiedzieć: tu ludzie pracują, nie tracą czasu na uganianie się za długonogimi pięknościami. Gryzę się jednak w język.
- Instrukcje to nie, może tylko… - Urywam, biorę głęboki oddech. – Pański ojciec dawał mi wolną rękę, wiedząc, że mam na względzie interes firmy. Mam nadzieję, że współpraca z panem…
- Postaram się pani nie zawieść, panno Croft. – Jego uśmiech zapiera mi dech w piersi. – Aha, może pani śmiało mówić do mnie po imieniu.
Drażni się ze mną, czuję to. Zaczynam podejrzewać, że Kit Walker nie jest typowym złotym młodzieńcem, któremu tylko imprezy w głowie. Na pewno jest człowiekiem inteligentnym, dumnym, obdarzonym szóstym zmysłem. Twarz mi czerwienieje.
O Chryste! Czeka mnie długi dzień. Długi miesiąc. Gorzej – długi rok, jeśli ten skurczybyk zostanie w firmie. Uśmiecham się, skrywając emocje.
- Czy to wszystko? Bo niektórych praca wzywa – mówię żartobliwym tonem.
Alastair, który wie, że nie lubię marnować czasu na czcze pogaduszki, kiwa głową, więc kieruję się ku drzwiom. Udaję, że nie czuję na plecach spojrzenia Kita.
- Czy to nie najprzystojniejszy facet… - słyszę rozmarzony głos Angeli, kiedy docieram na swoje piętro.
- Bierz się do roboty!
Wszyscy patrzą na mnie zdziwieni.
Idę do swojego gabinetu na tyłach sali i wypuszczam z płuc powietrze. Seksowny playboy poruszył we mnie struny, o których istnieniu nawet nie wiedziałam. Nie pojmuję tego.