- W empik go
Prosty układ. Tom 1 - ebook
Prosty układ. Tom 1 - ebook
Ekscytująca, pełna namiętności historia niedoświadczonej dziewczyny i zabójczo przystojnego, bogatego mężczyzny!
"Prosty układ" to skrząca dzikim erotyzmem opowieść o dwojgu ludzi z zupełnie innych światów – Łucji Zarzyckiej, która kończy trzeci rok studiów i wchodzi w dorosłe życie, oraz Dymitra Andrzejewskiego – bogatego snobistycznego lalusia, który pracuje w firmie ojca, a kobiety traktuje wyłącznie przedmiotowo. Bohaterowie poznają się przypadkiem w obskurnym barze. Dziewczyna nie jest w ogóle zainteresowana znajomością z przystojnym Dymitrem. Mimo że mężczyzna nie odpuszcza, Łucja jest odporna na jego urok. Wszystko zmienia się, kiedy Dymitr ratuje ją przed gwałtem. Jednak dopiero wspólny wyjazd do Kołobrzegu sprawia, że zbliżają się do siebie. W trakcie pobytu nad morzem Dymitr proponuje młodej studentce niezobowiązujący układ. Łucja najpierw go odrzuca, jednak później, za namową przyjaciółki, przystaje na tę propozycję. Czy Łucji i Dymitrowi będzie dane być razem? Czy może życie szykuje im inny los?
W przygotowaniu drugi tom powieści Zranione uczucia.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-6755-4 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Ciii – usłyszałam szept Dymitra, który stał tuż za mną, napierając torsem na moje plecy.
Nad pośladkami czułam jego erekcję. Zagryzłam wargę z podniecenia.
– Dymitrze, nie tutaj – wydyszałam.
Przygryzł płatek mojego ucha i zamruczał.
– Tutaj, Łucjo. Tutaj. Jesteśmy jak magnesy...
Miał rację. Na co dzień odpychaliśmy się od siebie, ale kiedy nasze ciała były blisko, odczuwaliśmy siłę przyciągania. Wtedy budził się w nas zwierzęcy instynkt.
Poczułam ciepłą dłoń, którą wsunął śmiało pod materiał bluzki. Moje ciało od razu zareagowało na jego dotyk, a kobiecość zaczęła pulsować. Materiał stanika drażnił sutki.
„Błagam, dotykaj mnie!” – prosiłam go w myślach.
Jego ręka okrężnymi ruchami wędrowała po brzuchu. Mężczyzna całował moją szyję, więc przechyliłam głowę na bok. Połączenie jego ust i oddechu wywoływało rozkosz. Dłoń pokierował ku górze, jednym palcem odgiął materiał i wsunął ją do miseczki stanika. Dyszałam, a moje podbrzusze wariowało.
– Proszę, nie tutaj – wyszeptałam ponownie, kiedy jego ruchy stawały się pewniejsze.
Stałam przed poręczą i błagałam, aby nikt nas teraz nie zobaczył.
Pewnymi palcami pieścił moje przeciętne piersi. Chłopak wiedział, co należy zrobić. Po chwili moja prawa pierś była w jego władaniu, a sutek otrzymywał upragnioną rozkosz. Oblizałam usta. Brakowało mi tchu.
– Lubisz tak? – zapytał.
Pokiwałam głową.
– Nie rozumiem. Powiedz... – Bez namysłu odpiął rozporek. Jego druga ręka znalazła się w okolicach dolnych partii mojego brzucha. Włożył dłoń pod rąbek kusych majtek. – Powiedz mi to... – wydyszał.
– Lubię. Uwielbiam. Dymitr, proszę...
– O co prosisz? – droczył się.
Moje ciało otrzymywało podniecenie raz za razem. Pragnęłam, by moje sterczące sutki znalazły się w jego ustach i były przygryzane.
– Nie tutaj... Nie tutaj – wyszeptał, całując moje ramię. Bawił się ze mną i mną.
Jęknęłam z podniecenia. Jego dłoń, która znajdowała się w majteczkach, ruszyła śmiało do mojej kobiecości. Palcem rozchylił dwa płatki, aby w końcu delikatnie sunąć po niej. Zadrżałam... Serce waliło mi jak głupie. Nie mogłam uspokoić oddechu.
– Ale mówiłeś...
– Cii... Przyzwyczaj się... – I w tym momencie wbił się w moją mokrą dziurkę.
* * *
To prawda, że trzeba zrezygnować z samego siebie, aby odkryć, jakim jest się człowiekiem i ile można znieść.
Każdego dnia zastanawiałam się, w którym momencie zgubiłam siebie. Wydaje mi się, że nastąpiło to już w chwili, gdy go poznałam. Wałęsającą się duszę, którą zesłał mi Bóg... A może sam Lucyfer? Któryś z nich chciał, abym dowiedziała się, czym jest ból, namiętność i pożądanie.
To właśnie Dymitr nauczył mnie różnych form bólu. Szatan w męskiej postaci, przez którego cierpienie towarzyszyło mi każdego dnia, odkąd go poznałam. Pomimo zadawanych ran, a ich nie szczędził, szybko uzależniłam się od niego. Czy byłam masochistką? Bardzo możliwe. Czy lubiłam cierpieć? Nie. A jednak poznanie tego mężczyzny spowodowało, że każdego dnia rozsypywałam się na miliard małych kawałeczków, a gdy już ułożyłam je w połowie, ponownie wpadałam w sidła, z których nie mogłam się wyplątać.
Zawsze wiedziałam, że ta relacja może grozić mi chorobą psychiczną i załamaniem nerwowym, a mimo to pchałam się w układ bez zobowiązań. Pozwoliłam sobą manipulować, jakbym była wytresowaną suką, a przecież pragnęłam tylko miłości. Uzależniłam się od jego zapachu, ust, języka oraz bólu i rozkoszy. Uwielbiałam dotyk jego dłoni. Chciałam więcej. Ciągle było mi mało.
Jednak kiedy zobaczyłam, jak tracę to, kim jestem – przystanęłam, otrzepałam okruchy zdeptanej miłości, a później ruszyłam naprzód, paląc za sobą mosty.
Czy chciałam mieć go na co dzień? Oczywiście, że tak, ale nie kosztem siebie.
Czy wiecie, kiedy Bóg chce nas ukarać? Powiem wam.
Wtedy, gdy spełnia nasze marzenia. Moje zaczęły się spełniać...Rozdział 1
Wracałam pociągiem do rodzinnego domu w Błoniu. Pragnęłam odsapnąć od tego całego cyrku, który zwał się sesją. Prawie wszystkie egzaminy miałam za sobą. Pozostał tylko jeden, który był zaplanowany na następny czwartek. Wypad do rodziców był znakomitym pomysłem. Oni zawsze mnie wspierali we wszystkich działaniach.
Mama była ostoją. A tata... co tu gadać. Tata to tata. To facet, a na razie miałam z nimi na bakier. Nie z tatą, tylko z jego płcią. Mężczyzn traktowałam jak ostateczność. Nie lubiłam ich, irytowali mnie. Kiedyś nie miałam z nimi aż takiego problemu, ale dzisiaj... Bywało różnie... Życie nauczyło mnie, że to, co jest podane na tacy, wcale nie jest smaczne i warte grzechu.
Zauważyłam znajome okolice i poczułam ciepło na sercu. Zbliżałam się do rodzinnego miasta, gdzie czekali na mnie najbliżsi, w tym Gabriela Brzezińska, moja przyjaciółka z podstawówki i liceum.
Na moje oko pozostało siedem minut podróży. Dzięki Ci, Panie, za smartfona. Dzięki niemu moja trzydziestominutowa podróż minęła znośnie. Słuchałam muzyki, która bębniła w uszach i odprężała. Mijane za oknem krajobrazy sprawiały mi coraz większą radość. Lasy, budynki – nic się nie zmieniło przez krótki okres mojej nieobecności. Westchnęłam z zadowolenia. Nagle poczułam wibracje w kieszeni spodni. Wyciągnęłam telefon z pokrowca, na wyświetlaczu ukazała się fotka Tamary, mojej kochanej mamuśki. Przesunęłam palcem wskazującym po ekranie, aby odebrać połączenie.
– Tak, mamo? – zapytałam.
– Łucja, kochanie, daleko jesteś? Tata właśnie wyjechał po ciebie na stację, żebyś nie musiała tłuc się autobusem – powiedziała zatroskanym głosem.
– Mamo, jeszcze dwie stację i będę.
– Cudownie! – krzyknęła, a moje bębenki wołały o pomoc.
– Zaraz się zobaczymy. Proszę, nie krzycz – odparłam cicho, ponieważ obok mnie siedziała kobieta, która nadstawiła ucha, gdy tylko zadzwonił mój telefon.
Była zapewne jedną z tych osób, które skrupulatnie obserwowały swoje osiedle i wiedziały wszystko o wszystkich – tak zwany osiedlowy monitoring. Nie lubiłam takich ciekawskich bab. Chociaż to, jak nasłuchiwała, mogło z boku wyglądać komicznie.
– Okej, kochanie. Tata będzie tam gdzie zawsze. Pa.
– Dobrze, mamo. Pa.
Rozłączyłam się i po chwili poczułam ponowne wibracje telefonu, tym razem dzwonił tata. Wymiana zdań z nim była zdecydowanie krótsza niż z mamą. Mężczyźni, gdy wiedzieli, czego chcą, mówili krótko i rzeczowo. Przynajmniej tak mi się wydawało... Czasami nawet uważałam, że bycie mężczyzną jest prostsze. Przede wszystkim nie cierpieli podczas miesiączki, nie rządziły nimi hormony, nie rozmyślali o tym, co by było, gdyby... My zaś, kobiety, użerałyśmy się z własną psychiką każdego dnia i nikt nie mógł temu zaradzić.
Pociąg minął ostatni wiadukt. Ściągnęłam torbę podróżną z ubraniami i notatkami, które zamierzałam przejrzeć w wolnej chwili. Oszukiwałam się, bo wiedziałam, że i tak tego nie zrobię, no ale...
Wysiadłam na obskurny peron, a w oddali od razu zauważyłam znajomą sylwetkę ojca. Im bliżej do niego podchodziłam, tym większe stawały się wyrzuty sumienia, wywołane faktem, że ostatni raz byłam u nich dwa miesiące temu. Kiedy podeszłam do taty, ten zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku i ucałował w oba policzki. Ramiona ojca oraz jego zapach zawsze dawały mi poczucie bezpieczeństwa i spokoju, które towarzyszyły mi, kiedy byłam dzieckiem.
Był wysoki i dobrze zbudowany, jego czarne włosy niedawno przyprószyła siwizna, a szpakowate brwi zawsze mnie rozśmieszały, ponieważ gdy się denerwował, upodabniały go do sowy. Nos miał spiczasty, a usta ściągnięte w linię prostą – przez to mimo łagodnego charakteru wyglądał surowo.
Odsunęliśmy się od siebie z uśmiechami na twarzach. Ojciec powiedział, abym wsiadała do auta. Kiwnęłam głową i wrzuciłam swoją szaro-czarną torbę podróżną do bagażnika. Zajęłam miejsce pasażera, a tata usiadł za kierownicą. W radiu leciała piosenka Myslovitz Scenariusz dla moich sąsiadów, więc gdy ruszyliśmy, pogłosiłam i nuciłam kawałek wraz z wokalistą. Gdy piosenka się skończyła, ojciec rozpoczął najlepszą rozmowę na świecie.
– Córciu, jak tam twoje egzaminy?
– Tato! – zawołałam zdegustowana. Ja tu przyjechałam odpocząć, a on na wejściu zaczyna mówić o tym, przed czym uciekałam.. Trzymajcie mnie, bo oszaleję!
– Schudłaś. Ty w ogóle coś tam jadasz? – zapytał szczerze zmartwiony, spoglądając na mnie kątem oka.
– Nie, tato. W Warszawie tylko palę fajki i piję piwo. W ogóle się nie uczę. A moje życie towarzyskie... no po prostu nie mogę opędzić się od facetów – dodałam naburmuszona.
Ramiona skrzyżowałam na piersiach. Traktował mnie tak, jakbym nadal była małą dziewczynką, a tymczasem miałam dwadzieścia dwa lata.
– Łucja! Nie można z tobą normalnie porozmawiać – dodał zrezygnowany, na co wzruszyłam ramionami.
– Tato, uspokój się. Wszystko w porządku. Przyjechałam, aby się trochę oderwać od egzaminów, a twoje pierwsze pytanie dotyczy właśnie tego. Proszę, daj spokój. Wszystko gra.
– Rozumiem, ale naprawdę źle wyglądasz...
Nic więcej nie powiedział, a ja nie kontynuowałam rozmowy, bo mogłaby się skończyć różnie.
Kiedy dotarliśmy do domu i usiadłam na taborecie w kuchni, rodzice zasypali mnie serią pytań i komentarzy. Czułam się osaczona. Pytania dotyczyły nie tylko sesji, ale również tego, dlaczego jestem taka blada? Czy w ogóle coś jadałam? Czy zdawałam sobie sprawę, że na moim ciele widać kości? Sama nie przywiązywałam wagi do takich rzeczy. Nie miałam na to czasu. Mimo wszystko odpowiadałam cierpliwie. Na szczęście z pokoju wyleciała puchata kulka, która uratowała mnie przed dalszym przesłuchaniem. To nasz kilkuletni pies Puchacz, którego szybko chwyciłam w ramiona i wygłaskałam na wszystkie możliwe sposoby.
W kieszeni spodni poczułam wibrację telefonu, a chwilę później po całym mieszkaniu rozprzestrzenił się dźwięk dzwonka. Pies zeskoczył na podłogę, a sama przeprosiłam rodziców i w przedpokoju odebrałam telefon.
– Cześć, Łuki! – To była Gabriela Brzezińska, moja przyjaciółka.
– Cześć, kochana.
– Dzwonię zapytać, czy wypad aktualny?
– Jasne, ale daj mi trochę czasu. Dopiero weszłam. Jeszcze się nie rozpakowałam.
– Spoko. To może skoczymy na partyjkę bilarda?
– Bardzo śmieszne. – Zaśmiałam się do telefonu. – Jestem beznadziejna w te klocki, przecież doskonale o tym wiesz.
– Może po prostu jeszcze nie trafiłaś na odpowiedniego nauczyciela? Mnie się udało – westchnęła rozmarzona, a mnie zapaliła się czerwona lampka.
Jak to możliwe, że nic nie wiedziałam?!
– Spotykasz się z kimś i nic mi o tym nie wspomniałaś?
– Wszystko ci opowiem, jak się spotkamy. Myślałam, że się domyślasz. Ostatnio mówiłam ci, że byłam na bilardzie i był tam taki jeden. Nie marudź. Widzimy się o siedemnastej.
Spojrzałam na posrebrzany zegarek na szczupłym nadgarstku.
– Żartujesz?! – pisnęłam do słuchawki. – Dopiero przyjechałam. Nie wyrobię się w trzydzieści minut.
– Martw się lepiej, jak udobruchać rodziców.
O cholera, o nich nawet nie pomyślałam.
– Zobaczę, co da się zrobić. – Zaczęłam pocierać brodę.
– To jesteśmy w kontakcie.
– Tak. Na razie.
Pożegnałyśmy się i postanowiłam od razu powiadomić rodziców o swoich planach.
– Mamo. Tato. Wychodzę! – rzuciłam.
– Nie ma mowy! – pisnęła mama w ramach sprzeciwu.
– Oj, mamo, pogadamy jutro. Od kilku dni siedzę tylko nad książkami. Mózg mi paruje. Potrzebuję regeneracji – jęczałam lekko poirytowana.
Mieszkając w Warszawie, nigdy nie informowałam ich, że dotarłam z imprezy do domu ani że w ogóle na nią poszłam.
– I co, uważasz, że picie ci w tym pomoże? – dopytywała mama.
– A skąd ci przyszło na myśl, że będę pić? Idę się ogarnąć. Do później. Wy też gdzieś wyjdźcie i nie czekajcie na mnie. Paaaa.
Na pożegnanie puściłam buziaka w powietrze.
– Taki mamy plan, kochanie...
Cofnęłam się zaintrygowana.
– A gdzie ruszacie?
– Tata ma się spotkać z kolegą, tym Sebastianem, a ja chyba pójdę poplotkować do Laury.
– Kto to ten Sebastian? Pierwsze słyszę.
– Nie znasz go. Tata teraz to istny rajdowiec. – Matka się zaśmiała. – Sebastian z ojcem jeżdżą na rowerach, a potem idą na piwo.
– Mam nadzieję, że się nie spotkamy – zarechotałam, a ojciec puścił oczko.
– Kto wie, kto wie.
– Bawcie się dobrze – powiedziałam i ruszyłam w stronę łazienki.
Rozebrałam się i wzięłam ciepły prysznic, następnie wysuszyłam ciemnoblond włosy, a na twarz zarzuciłam świeży i delikatny make-up. Podobałam się sama sobie, a to już sukces.
W torbie podróżnej odnalazłam ulubioną dżinsową sukienkę i włożyłam na siebie. W międzyczasie poinformowałam Gabrielę, że lada moment wychodzę. Na nogi wsunęłam czarne balerinki, na ramię zarzuciłam torebkę w odcieniach tęczy i ruszyłam na podbój świata.
Nie wiedziałam jednak, że ten wieczór przewróci całe moje dotychczasowe życie do góry nogami.
* * *
Szłam uliczkami rodzinnego miasta i wdychałam świeże powietrze. Czułam się szczęśliwa i wolna. Postanowiłam dzisiejszego wieczora nie myśleć o tym, co było kiedyś, i mieć w poważaniu to, że każdy zakątek miasta przypominał mi Artura. Nie było sensu rozpamiętywać tego, co wydarzyło się dawno temu. Chociaż to właśnie przez niego postanowiłam stąd wyjechać. Byłam szczęściarą, że wszystko się sypnęło. Artur grał przede mną kogoś, kim w ogóle nie był. Wykorzystywał na każdym kroku, a ja głupia w to brnęłam. Na samo wspomnienie robiło mi się niedobrze.
Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się w miejscu, w którym umówiłam się z Gabrielą. Ta małpa jeszcze nie raczyła przybyć, dlatego też skierowałam kroki w stronę jej domu. Weszłam w uliczkę między garażami a blokami. Nagle zauważyłam znajomą postać zmierzającą w moją stronę. To była ona. Gabriela. Drobna szatynka o trójkątnej twarzy, z niebieskimi oczami, które zdobiły okulary. Istny chodzący wulkan energii. Znienacka zaczęła biec w moją stronę. „Wariatka!” – pomyślałam i ruszyłam biegiem w jej kierunku. W tej chwili nie obchodziło nas, że nasze torby wylądowały na ziemi. Padłyśmy sobie w ramiona i zaczęłyśmy skakać, jakbyśmy były dobrze na haju bądź nie widziały się latami, a przecież wisiałyśmy na telefonie przynajmniej raz w tygodniu.
– Gabi!
– Fibi!
– Gabi!
– Fibi!
Znajomi mówili do mnie Łuki albo Fibi. Łuki – od Łucji. Natomiast Fibi... wzięła się z pragnień rodziców. Gdy mama była ze mną w ciąży, pojechali do Londynu do jej przyjaciółki Nataszy – jej córka miała na imię Fibi. Tak im się spodobało, że postanowili mnie tak ochrzcić, niestety ksiądz nie poszedł im na rękę.
– Boże, wyglądamy jak idiotki!
Przytuliłyśmy się i głośno śmiałyśmy, skacząc w kółko. Zachowywałyśmy się jak walnięte, ale nie byłyśmy już nastolatkami, ponieważ ja studiowałam zarządzanie i marketing w Warszawie, a Gabi informatykę w Łodzi.
– Super! Zawsze o tym marzyłam! – powiedziała, ciągle się śmiejąc. – Łuki, przecież my nigdy nie byłyśmy normalne! – zarechotała.
Gabriela miała rację, daleko nam było do przeciętności, gdyż byłyśmy spaczone emocjonalnie i psychicznie. Znałyśmy się na wylot, każda z nas wiedziała co przeżyła ta druga. Dziewczyna, którą trzymałam w ramionach, była moją bratnią duszą, którą miałam szczęście spotkać na tym parszywym świecie.
W doskonałych humorach ruszyłyśmy w stronę miasta.
– Opowiadaj, co to za facet podbił twoje se...
– Ej, nic mi nie podbił!
– Tylko pyt... – znów nie udało mi się dokończyć.
– Co chcesz wiedzieć?
Gabriela wydawała się podekscytowana, ale starała się tego nie okazywać.
– No nie wiem. Po prostu powiedz coś o nim. Jak ma na imię? Ile ma lat? Jak wygląda? Czy ma rodzeństwo?
– Ach! Kochana! – pisnęła. – Grzesio ma dwadzieścia osiem lat i jest boski. Ma idealnie wyrzeźbione ciało. Mówię ci! Sama zobaczysz. Spotykamy się od tygodnia. Esemesujemy do siebie co chwilę, nawet przed snem. A jakie pisze mi gorące wiadomości, gdy leżę w łóżku! – Pomachała ręką i zagwizdała. – Na samo wspomnienie mi gorąco.
– Gabrielo, czyżbyś się zakochała?!
– A w życiu! Chciałaś wiedzieć, więc ci co nieco powiedziałam. Chodźmy szybciej.
Pociągnęła mnie, kończąc tym samym temat.
Szłam za nią krok w krok, słuchałam jej paplania o pracy i studiach. W centrum miasta mijałyśmy sklepy oraz bary. Jednak do żadnego z nich nie weszłyśmy. Gabi kierowała się w stronę PKP. Idąc parkiem, w którym siedziała para staruszków trzymających się czule za ręce, zastanawiałam się, czy kiedyś znajdę taką wielką i szczerą miłość? W tych czasach zapewne nie.
Przeszłyśmy pod wiaduktem i wtedy wskazała palcem:
– To tam.
Patrzyłam na nią i nie dowierzałam.
Czy ona mówiła poważnie?
– Coś ty, do mordowni nas przyprowadziłaś?
– Fibi – jęknęła – ludzie niesłusznie nadali temu miejscu taką złą sławę. Naprawdę lokal jest w porządku. Zresztą sama zobaczysz. Chodź.
– Okej.
Nie do końca podzielałam jej entuzjazm. Wzruszyłam ramionami i ciężko westchnęłam.
Bar mieścił się po mojej prawej stronie, zza ogrodzenia widziałam równo przycięte krzewy. Pomyślałam, że raz się żyje, przecież nie muszę tutaj przesiedzieć całego wieczora.
Przed wejściem stało dwóch chłopaków. Byłam pewna, że jednym z nich był Marcin, mój kolega z liceum. Ruszyłyśmy w ich stronę. Miał zgrabny tyłek i czarną czuprynę. Ubrany w białą koszulę na krótki rękaw oraz spodnie od garnituru, w ogóle nie pasował do tego miejsca, tak samo jak ja. Ten drugi był łysy i wyglądał na rasowego skina, nie wzbudził mojego zaufania.
– Cześć! – rzuciłam zadowolona. Byłam pewna, że jednym z nich jest Marcin.
Jaki przeżyłam szok, kiedy okazało się, że obaj okazali się zupełnie obcy! Chłopak podobny do mojego kolegi z klasy odwrócił się i w tym momencie szczęka opadła mi do ziemi, a serce mocniej zabiło. Poczułam na policzkach rumieńce.
– Oj, sorry! – próbowałam się ratować.
– Siema. My się chyba nie znamy – powiedział skin, ukazując pożółknięte i spróchniałe zęby.
– I raczej nie poznamy – odpowiedziałam krótko. – Pomyłka.
Ten w wypolerowanych pantoflach ciągle mi się przyglądał. Odniosłam wrażenie, że ma rentgen w oczach, bo przez chwilę czułam się totalnie naga. Miał koło metra dziewięćdziesięciu pięciu, krótko ścięte czarne włosy i oczy piwne, niemalże czarne, tak samo jak oprawę oczu. Nos prosty, a policzki i brodę zdobił kilkudniowy zarost. Co za przystojniak!
Boże, dziewczyno, ogarnij się, to tylko facet!
Moje ciało zareagowało na niego bardzo mocno, zbyt mocno. Nie podobało mi się to. Gabi lekko pociągnęła mnie do siebie, dzięki czemu oprzytomniałam i wróciłam za ziemię.
– Chodźmy – wyszeptała mi do ucha.
Przytaknęłam i ostatni raz spojrzałam na przystojnego nieznajomego. Odwróciłam się i ruszyłyśmy w stronę drewnianych drzwi lokalu.
– Do zobaczenia, mała! – krzyknął za mną ten, na którym zawiesiłam oko.
Po moim ciele przeszedł dziwny dreszcz. Sama nie wiedziałam, dlaczego moje uda mocniej się zacisnęły na dźwięk zachrypłego seksownego głosu, choć wkurzyło mnie, że chłopak powiedział do mnie „mała”.
– Nie jestem mała, ogrze! – warknęłam wściekła.
Zawsze mnie denerwowało, gdy mężczyźni w ten sposób odzywali się do dziewczyn, tym bardziej nowo poznanych. Chłopak puścił oczko i uśmiechnął się szeroko.
Boże, co za oblech!
Człowieku, trzymaj się ode mnie z daleka!
Ale tyłek masz seksowny, trzeba przyznać.
Gabriela wparowała do lokalu i zachowywała się jak nastolatka.
– Boże, Fibi. Ale ciacho.
– Poważnie? Nie zauważyłam. O kim mówisz? – rzuciłam sarkastycznie.
– Żartujesz?
– To tylko facet. – Machnęłam ręką.
– Ale jaki facet!
I co z tego?!
– Słyszałam, że się z kimś spotykasz, to gdzie się patrzysz? – Zaśmiałam się, zmieniając temat.
Uważałam, że rozmowa o tym człowieku nie miała najmniejszego sensu. Przyjaciółka była jednak innego zdania. Chwyciła za moje nadgarstki i spojrzała wzrokiem pełnym determinacji, a w jej głosie dało się słyszeć podniecenie.
– Łuki, on jest jak ogień! A ty jak woda! Coś czuję, że będzie się działo! – skwitowała.
– Ty i ta twoja wyobraźnia! Chodźmy w końcu kupić coś do picia, bo zaschło mi w gardle. Spotkałam się z tobą, aby miło spędzić czas, a nie po to, aby poznawać jakichś ogrów.
Dziewczyna kiwnęła, nie komentując więcej. Ruszyłyśmy do baru, a trybiki w mojej głowie zaczęły intensywnie pracować.
Ciekawe, jak ma na imię? Ile ma lat? Wyglądał na dwadzieścia sześć. Ależ seksowny z niego dupek. I te usta. Ciekawe, jak całował i dotykał? Zresztą, co mnie to obchodzi, chyba za długo nie miałam faceta! Nie jestem głupią gąską! To tylko facet! Co z tego, że przystojny. To na pewno dupek! Tacy mężczyźni nie mogą być normalni.
Nagle barmanka piskliwym głosem wyrwała mnie z zamyślenia, dzięki czemu wszelkie wizje w mojej głowie ulotniły się niczym bańka mydlana. Gabriela nadal trzęsła się jak osika. Ciągle spoglądała na mnie z uśmiechem, przez co miałam ochotę skopać jej tyłek. Westchnęłam zrezygnowana, pokręciłam głową i zapytałam, gdzie siadamy. Wybrała oczywiście stolik na zewnątrz.
Wzięłyśmy z lady piwo wraz ze szklankami i udałyśmy się powoli w stronę drzwi, ciągle ze sobą rozmawiając. Kiedy dotarłyśmy pod nie, okazało się, że były zamknięte, a żadna z nas nie miała wolnej ręki, aby je otworzyć. Postawiłam szklankę na półce, która znajdowała się tuż przy drzwiach. Teraz w lewej dłoni trzymałam piwo, a prawą chciałam otworzyć do siebie drzwi. Chwyciłam za klamkę, wówczas ktoś zamaszyście otworzył je z drugiej strony, przez co zostałam uderzona, a napój, który zamierzałam sączyć w ramach rekompensaty za ostatnie dni, chlusnął na mój dekolt.
– Jezu! – krzyknęłam zdenerwowana. – Patrz, jak... – wtedy napotkałam piwne oczy, w których widziałam rozbawienie. To był ten pieprzony brunet! – ...chodzisz, ogrze!
Miałam mord w oczach. Co za idiota!
– Coś nie możesz się ode mnie opędzić, mała. Czyżbyś robiła to specjalnie?
Prychnęłam.
Też mi coś!
Szczerzył się jak mysz do sera, a we mnie pulsowała wzburzona krew. Chciałam skopać mu tyłek. Ten człowiek mnie najzwyczajniej w świecie irytował, a co gorsza – pociągał!
– Weź się czep! – burknęłam.
– Ciebie zawsze, tylko powiedz gdzie.
– Źle mnie zrozumiałeś. Odczep się! Albo najlepiej zniknij. Denerwujesz mnie. Nie znamy się, a już mi podpadłeś.
– To ty na mnie cały czas wpadasz. Odnoszę wrażenie, że robisz to specjalnie – powtórzył z uporem. – Działam tak na ciebie, że od razu robisz się mokra?
Wzrok nieznajomego przenikał mnie na wskroś. Znów czułam się naga, a moje ciało wołało o jego zainteresowanie. Co się ze mną dzieje? Szybko cofnęłam się o krok, dzięki czemu straciłam z nim kontakt wzrokowy. Serce w piersiach waliło mi jak głupie.
– Pff! – prychnęłam. – Nie bądź śmieszny!
Próbowałam przesunąć dłonią jego umięśnione i ciepłe ciało, lecz gdy go tylko dotknęłam, poczułam mrowienie na całym ciele. W okolicach podbrzusza latały motyle, których w ogóle nie chciałam czuć. Niestety chłopak stał tak, jakby wrósł w ziemię.
– Czy raczyłbyś się przesunąć? Muszę postawić szklankę na zewnątrz! Zobacz, co mi zrobiłeś.
Wskazałam palcem na plamę po alkoholu. Mężczyzna zrobił krok w moją stronę.
– Jesteś po prostu mokra. Zawsze taka będziesz, gdy będziesz na mnie wpadać? – zapytał, a może stwierdził. Nie wiedziałam. Jego słowa można było rozumieć dwuznacznie.
Bezczelny typek zbliżył swoją dłoń do mojej sukienki, a dokładniej w okolice piersi. Delikatnie musnął materiał. Zadrżałam pod jego dotykiem. Tego było za wiele. Resztka piwa znajdująca się w mojej butelce znalazła ujście na białej koszuli mężczyzny, która momentalnie opięła się na jego ciele. Uśmiechnęłam się dumnie, czując satysfakcję, że mu dopiekłam.
– Ej! – Odskoczył ode mnie.
– To tak, żeby było po równo. Następnym razem trzymaj ręce przy sobie.
Wzięłam butelkę oraz szklankę z półki i ruszyłam zadowolona do ogrodu, który znajdował się za plecami mężczyzny.
– Lubię takie waleczne! – krzyknął za mną.
Co za dureń!
– Nie jestem waleczna, po prostu nie lubię karaluchów takich jak ty! – odpyskowałam.
Wybrałyśmy z Gabrielą jeden ze stolików i usiadłyśmy. Z torebki wyjęłam paczkę papierosów. Patrzyłam groźnie na przyjaciółkę, która wręcz dławiła się ze śmiechu. Im dłużej ją obserwowałam, tym bardziej samej chciało mi się śmiać ze swoich przygód. Niestety, nadal nie miałam piwa i nie chciałam wchodzić do środka, gdzie byłabym narażona na kontakt z osłem, dlatego też poprosiłam Gabi, aby poszła kupić nam po piwie. Gdy po chwili pojawiła się z dwiema butelkami alkoholu, ja próbowałam ogarnąć swoją sukienkę zwykłą papierową chusteczką.
– No, no! Powiem ci, że ty to masz wejście. Nie ma cię od tygodni, a gdy się pojawiasz, wpadasz na takie ciacho – skomentowała, kiedy stawiała alkohol na blacie drewnianego stolika.
– Dziękuję ci bardzo, ale śmieszne. Ha. Ha. Ha. Koń by się uśmiał. Kiedy w końcu poznam twojego przystojniaka?
Próbowałam zmienić temat i nie myśleć o mężczyźnie, który znajdował się w lokalu.
– Idzie już do nas – odparła, a ja uniosłam brwi do góry. – Jest umówiony na partyjkę bilarda z Dymitrem.
– Ej, wiesz, że nie znoszę podwójnych randek. A tak w ogóle to znasz tego Dymitra? – zapytałam szczerze zaciekawiona.
– Nie. – Wzruszyła ramionami, kręcąc głową. – Jeszcze nie poznałam, ale powiedział, że od razu go zauważę, gdy go tylko zobaczę. Ponoć jest charakterystyczny. I to nie będzie podwójna randka, po prostu zbieg okoliczności.
– Tak, jasne. Zobaczyłaś kogoś charakterystycznego? – zapytałam zainteresowana, przechylając butelkę piwa.
– Tak – zachichotała. – Zauważyłam dwie osoby: ciebie i tego bruneta, który stoi w drzwiach bez koszuli w samych spodniach od garnituru i wpatruje się w twoje plecy.
Wyszczerzyła zęby i puściła do mnie oczko, po czym upiła łyk. Poczułam ciarki.
– Nie rób sobie ze mnie żartów – wyszeptałam, przełykając ślinę.
Mimo że przed chwilą piłam alkohol, zaschło mi w gardle.
– Chyba mu się spodobałaś – wyszeptała. – O mamusiu! Jakie on ma ciało.
– Gdzie ty się, do licha, patrzysz?!
– Oj tam. Nie chrzań.
Odruchowo spojrzałam w stronę furtki, wówczas spostrzegłam wysokiego i dobrze zbudowanego blondyna, który szedł w stronę lokalu, a w rękach trzymał siatkę. Gabi szybko zwróciła uwagę, że komuś się przyglądam, i zerknęła w tym samym kierunku. Momentalnie jej oczy zaiskrzyły, a na policzki wlał się rumieniec, uśmiechała się nerwowo. Bez dwóch zdań, wiedziałam już, kim był mężczyzna.
– Przyszedł. – Uśmiechnęła się, a ja straciłam go z oczu, ponieważ miałam go teraz za plecami. – I! O matko! On podszedł do twojego osła!
Odwróciłam się spanikowana w stronę mężczyzn. Chłopak mojej przyjaciółki stał przy drzwiach wraz z ogrem i patrzyli w naszą stronę. Brunet zakładał koszulę przyniesioną przez Grześka i patrzył na mnie, pożerając wzrokiem. Nie mogłam skupić się na niczym innym, tylko na jego palcach, które starannie zapinały guziki koszuli. Poprawiłam się na krzesełku i przeżegnałam w myślach chyba z milion razy. Gabriela nie funkcjonowała normalnie, cała wpatrzona w blondyna.
– Mamy przechlapane – podsumowałam.
– Nie przesadzaj. Dobrze będzie.
– Zależy dla kogo... – prychnęłam niezadowolona.