-
promocja
Prywatne rewolucje. Dorastanie w nowych Chinach - ebook
Prywatne rewolucje. Dorastanie w nowych Chinach - ebook
Jako zastępczyni redaktora naczelnego redakcji „Financial Times” w Pekinie chińsko-brytyjska dziennikarka Yuan Yang dostrzegła wspólne wątki przenikające życiorysy jej chińskich rówieśniczek, kobiet urodzonych w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w okresie chińskiego zwrotu ku kapitalizmowi, które – pomimo niezwykłego rozwoju gospodarczego ich ojczyzny w przeciągu ostatnich czterech dekad – w poszukiwaniu finansowej stabilności nieustannie napotykały bariery nie do przekroczenia.
Ta książka to efekt siedmiu lat pogłębionych śledztw reporterskich. Pozwala nam śledzić życiową podróż czterech kobiet, które w nowej chińskiej gospodarce dążą do podniesienia poziomu życia swojego i swoich bliskich. June i Siyue jako jedne z nielicznych mieszkanek swojej wsi kończą szkołę średnią. Każda z nich toruje sobie drogę do Pekinu: June jako młoda specjalistka, Siyue jako przedsiębiorczyni. Leiya, podobnie jak Siyue, mieszka na wsi ze swoimi dziadkami, podczas gdy rodzice przesyłają do domu pieniądze na jej utrzymanie. Tęskniąc za innym życiem niż to, które wiodą otaczające ją kobiety, wkrótce przeprowadza się do rodziców mieszkających w Shenzen i jako nieletnia podejmuje pracę w fabryce. Sam, wychowana w miejskiej rodzinie z klasy średniej, jest oburzona, gdy zaczyna rozumieć, jak źle traktowani są robotnicy, to sprawia, że zostaje aktywistką upominającą się o prawa pracownicze i trafia na celownik służb bezpieczeństwa.
Kobiety zmagają się z polityką władz, która zagraża ich firmom, utrudnia ich dzieciom dostęp do edukacji, nie pozwala swobodnie wybrać miejsca zamieszkania, a w przypadku Sam jest zagrożeniem dla życia. Ich losy budują żywy, aktualny i oskarżycielski obraz niedostrzeganych dotąd kosztów ludzkich, jakie pociągnął za sobą rozwój gospodarczy Chin – i pokazują odwagę oraz wytrwałość tych wszystkich, których porwał ze sobą.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Literatura faktu |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8425-760-9 |
| Rozmiar pliku: | 12 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Chińskie imiona w tej książce zapisane są w oficjalnej transkrypcji dialektu mandaryńskiego pinyin, opracowanej w latach pięćdziesiątych przez Komunistyczną Partię Chin w ramach projektu budowy tożsamości narodowej. W języku chińskim każdy znak to jedna sylaba. Imiona składają się zazwyczaj z jednej lub dwóch sylab, z takim samym akcentem na obie sylaby.
Uwaga:
Q = ć, jak w słowach „ciocia” i „pięć”
X = ś, jak w słowach „siatka” i „ściskać”
Z = dz, jak w słowie „dzwon”
J = dź, jak w słowach „dziecko” i „szadź”
Zh = dż, jak w słowie „dżem”, choć w dialektach południowochińskich wymawia się to jako dz
Siyue: sy + jue
Sulan, matka Siyue: su + lan
Guilan, babka Siyue ze strony matki: głej + lan
Ziqiang, wuj Siyue: dzy + ciang
Jiaolong, chłopiec z klasy Siyue: dziao + lung
Jinghua, dziewczynka z pokoju Siyue: dzing + hua
Fanghui: fang + hłej
Zijian, ojciec Siyue: dzy + dzien
June:
Gaolin: gao + lin
Leiya: lei + ja
Chufeng: czu + feng
Xinling: sin + ling
Guihua: głej + hua
Yulan: ju + lan (albo ü + lan, ü jak w języku niemieckim)
Sam:
Zhao, matka Sam: dżao
Zhou Xiuyun: dżoł sioł + jun (albo sioł + ün)
Dan:
Yubin, babcia Dan: ju + bin (albo ü + bin)PRZEDMOWA
Rodzice mojej mamy pobrali się w 1961 roku w okresie klęski głodu wywołanej ludzkimi decyzjami. Wieczorem w dniu ślubu panna młoda szła do domu ulicami, na których rozkładały się ciała zmarłych. Znajomi zaskoczyli ją ekstrawaganckim prezentem ślubnym: garścią gotowanych słodyczy, które niosła w kieszeni jak klejnoty.
Moi rodzice urodzili się już po tym, jak ziemia znów zaczęła przynosić plony. Do szkoły średniej poszli w latach siedemdziesiątych. Z początkiem każdej jesieni ojciec płacił za podręczniki taczkami batatów; dziadkowie uprawiali te fioletowe bulwy dojrzewające do wykopania wczesną jesienią i dające się przechowywać całą zimę.
Ojcu nie brakowało jedzenia – o ile chciał jeść bataty. Co roku na przednówku miał już mdłości od kremowego miąższu w kolorze karmelowym, który zawsze, niezależnie od sposobu przyrządzenia, miał jakiś mdły posmak. Zaczynał wtedy marzyć o zbiorach arbuzów, od których dzieliły go jeszcze dwie pory roku. Po nadejściu letniej kanikuły, gdy spał już ze stosem arbuzów pod łóżkiem, szybko nabierał obrzydzenia do wodnistej nicości i znów zaczynał tęsknić za batatami.
Urodziłam się w 1990 roku. Jednym z pierwszych wypowiedzianych przeze mnie słów było ga-ga; tak Syczuańczycy nazywają „mięso”, gdy mówią o nim do dzieci. Każdego ranka babka mojej matki przywiązywała mnie sobie do pleców i schodziła po zboczu z mieszkania dziadków na wiejski targ. Przesuwała palcami po grubych spojeniach sałaty łodygowej, puszystych pędach grochu, brodawkowatej skórce przepękli ogórkowatej i na mój użytek po kolei nazywała te warzywa. Któregoś dnia pomachałam tłustą piąstką w kierunku czerwonego mięsa zawieszonego na rzeźnickich hakach i powiedziałam: ga-ga.
Prababcia uśmiechnęła się i kupiła mięso, a w domu zrelacjonowała z dumą: „Malutka powiedziała, że chce mięso!”.
—
W kraju, w którym nie było większej przepaści od tej dzielącej wieś od miasta, mieszkałam z rodzicami mamy na granicy tych dwóch światów. Naszym domem była komunistyczna jednostka produkcyjna, inaczej danwei, celowo ukryta w niedostępnych górach południowo-zachodnich Chin; był to element strategii obrony przed potencjalnym atakiem ze strony Związku Radzieckiego po rozłamie radziecko-chińskim z początku lat sześćdziesiątych, gdy stosunki dawnych sprzymierzeńców mocno ochłodły. W 1964 roku chińskie władze wysłały na syczuańską prowincję zespół inżynierów, aby ci u podnóża góry Emei, uznawanej przez buddystów za świętą, zbudowali pierwszą w kraju fabrykę półprzewodników. Powstało nieduże miasto wpisane w sielski krajobraz.
W gospodarce planowej epoki Mao danwei nie tylko organizowało produkcję przemysłową, ale i tworzyło ramy życia społecznego. Dziadkowie oczekiwali, że danwei się o nich zatroszczy – i tak właśnie było.