Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przebudzeni - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 września 2021
Ebook
34,90 zł
Audiobook
29,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przebudzeni - ebook

Czy więź matki i córki da się zbudować w dorosłym życiu? Czy da się uratować miłość mężczyzny niosącego trudny bagaż przeszłości? Czy wartość życia da się dostrzec, gdy wydaje się, że ono już przeminęło?

Nad kartami powieści rozbłyska światło nadziei, gdy okazuje się, że nawet z najtrudniejszych opresji można się podnieść, gdy znajdzie się w sobie wiarę i gotowość przebaczenia. To właśnie przebaczenie prowadzi bowiem do duchowego przebudzenia, które jest udziałem bohaterów tej książki. Oni dojrzewają duchowo na wielu poziomach: do macierzyństwa, do bycia dzieckiem, do odpowiedzialności, do przebaczenia, do poznawania Boga.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67043-51-9
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

nna siedziała przy oknie z listem w rękach. Listonosz przyniósł go przed chwilą. Jeszcze nie mogła ochłonąć, po tym, co w nim przeczytała. Musiała zdecydować i była w potrzasku.

Tyle lat zdawało jej się, że nad wszystkim panuje, że już się nauczyła, jak żyć, jak podejmować decyzje, że otrząsnęła się po trudnym okresie w życiu, a tu tymczasem wróciła niepewność, strach, wyrzuty sumienia.

– Jak w tragedii antycznej – pomyślała. – Jakiej decyzji bym nie podjęła, ktoś będzie skrzywdzony i ja nie będę szczęśliwa. Co robić?

Za oknem szarzało. Prószył drobny śnieg, który topniał zaraz po zetknięciu z ulicą. Zapaliły się uliczne latarnie, po chodniku naprzeciwko biegł jakiś bezdomny pies.

Tak, ona też kiedyś była jak samotny, bezdomny pies. Miała jednak nadzieję, którą była Alinka. Ta mała dziewczynka dawała jej tak wiele szczęścia i siły, że w najtrudniejszych czasach nosiła uniesioną głowę. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę przeżywa, co dzieje się w jej sercu. Żyła dla córki.

Gdy Robert upił się po raz kolejny tak bardzo, że leżał nieprzytomny na kuchennej podłodze, bełkocąc przekleństwa, miała ochotę go zabić. Nóż leżał na stole. Tylko wziąć go do ręki i skończyć z tą udręką. Ale obok, za ścianą, w białym dziecinnym łóżeczku leżała Alinka.

– Boże, co by się stało z jej córką, gdyby ona trafiła do więzienia? – pomyślała.

Nie zrobiła tego. Zostawiła męża na tej kuchennej podłodze, zmyła naczynia i poszła do pokoju córeczki. Na rozłożonym fotelu przygotowała sobie pościel. Długo nie mogła jednak zasnąć.

Pijaństwa Roberta zdarzały się coraz częściej, podobnie jak ciągłe porzucanie dopiero co rozpoczętej pracy. Doszło do tego, że nikt nie chciał go już zatrudniać. Do domu zaczęła zaglądać bieda. Anna robiła, co mogła, brała dodatkowe zajęcia w przedszkolu i szkole. Dobrze, że umiała grać na pianinie i skończyła kurs taneczny dla nauczycielek przedszkola. Prowadziła zajęcia taneczne w swoim przedszkolu i kilku innych na terenie miasta, a od tygodnia także i w szkole. Alinką zajmowała się wtedy pani Basiakowa, sąsiadka z pierwszego piętra. Robiła to prawie za darmo, bardzo lubiła dziewczynkę i znała los Anny. Nierzadko widziała jej męża zataczającego się na klatce schodowej od ściany do ściany.

Tamtej nocy na składanym fotelu przeleżała bezsennie wiele godzin. Zasnęła dopiero nad ranem, ale niewiele później musiała wstać. Trzeba było iść do pracy i odprowadzić Alinkę do przedszkola. Na szczęście dziewczynkę przyjęto do grupy trzylatków w przedszkolu, w którym pracowała. Anna miała z nią praktycznie stały kontakt. Wprawdzie ona prowadziła zerówkę, ale córeczka przybiegała do niej w przerwach między zajęciami a to przytulić się, a to po buziaka, a to z ciekawości.

Jej „zerówczaki” lubiły małą dziewczynkę i zapraszały ją chętnie do zabawy. Alinka jednak była u nich tylko chwilkę i, otrzymawszy buziaczka, biegła do swojej grupy.

Tak było aż do czasu, gdy córka poszła do szkoły. Na szczęście budynek szkolny znajdował się niedaleko i Alinka miała pewność, że mama jest tuż obok, jednak nie mogła już do niej przybiec i bardzo to przeżywała. Po lekcjach szła do świetlicy, a Anna przychodziła po nią po pracy.

W tym czasie Robert się wyprowadził. Spotkał na swojej drodze kobietę, która nie robiła mu wyrzutów z powodu picia, a wręcz przeciwnie, sama kupowała mu alkohol i towarzyszyła w libacjach.

W ich domu zrobiło się spokojniej. Anna zaczęła sobie układać życie po swojemu. Robert wysłał do sądu pozew o rozwód, udzieliła mu go bez orzekania o winie. Alimenty przyznano jej niewielkie, ale nie martwiło jej to. Gospodarowała pieniędzmi tak, żeby na wszystko starczyło. Na wakacje wyjeżdżały nad morze. Anna pracowała jako wychowawca na koloniach, Alinka w nich uczestniczyła. To nic, że nie odpoczywała prawie nigdy, ale była panią siebie, była w stanie je utrzymać, a jej dziecko mogło żyć w spokoju i to cieszyło ją najbardziej.

Anna nie miała rodziny. Była jedynaczką. Matka zmarła, gdy była jeszcze na studiach, ojciec ożenił się ponownie i wyjechał do Anglii do swojej nowej żony. Nie zapraszał córki. Poddał się dominacji swojej drugiej żony i nie interesował się losem Anny i Alinki. Czasem dzwonił, na święta przysyłał paczki. Listów nie pisał. Anna początkowo miała żal, ale potem wykreśliła go ze swojego życia. Miała dużo obowiązków. Spłacała długi byłego męża, które zaciągnął, gdy jeszcze byli małżeństwem, dużo pracowała, pomagała Alince w lekcjach, przygotowywała ją do szkolnych konkursów i olimpiad. Zaczęła dbać o własny wygląd. Była zadowolona. Nie szczęśliwa, ale zadowolona. Wzięła życie we własne ręce i dawało jej to satysfakcję, aż do czasu, gdy jej córka zaczęła dojrzewać... To spadło na nią niespodziewanie i wywróciło jej świat po raz kolejny. A jednak się trzymała.

Siedziała teraz z otwartym listem w rękach, patrzyła na wirujące w świetle ulicznej lampy płatki śniegu i przed jej oczami wyświetlały się jak slajdy obrazy z jej życia.

***

Alina wyszła z gabinetu szefa. Była zła. Znowu musi zostać po godzinach i obsługiwać zagraniczną delegację. Usiadła przy biurku i, bębniąc palcami w blat, zastanawiała się, co powie Pawłowi. Wiedziała, że on nie lubił jej późnych powrotów z pracy. Stawał się wówczas opryskliwy i zgryźliwy. Wyrzucał jej wtedy prawie zawsze, że ją wyciągnął z życiowego bagna, załatwił pracę i „zrobił z niej człowieka”, jak zwykł mawiać.

To prawda, Paweł pomógł jej w tamtym czasie. To było dawno. Miała siedemnaście lat i uciekła z domu. Tak, uciekła do Patryka. Był on artystą, jazzmanem. Potrafił tak improwizować na saksofonie, że Alinę przechodziły dreszcze.

Do klubu „Contiki” poszła z Gretą. Czuła się tam dziwnie i obco. Już chciała wyjść, gdy zobaczyła długowłosego bruneta w przepasce na głowie.

– Gdzie spadasz, maleńka? – zatrzymał ją w drzwiach. – Dopiero się rozkręca. Jestem Patryk. Zostań. Puszczę ci dzisiaj taką imprę, że się rozbeczysz. Specjalnie dla ciebie! – powiedział ciepłym, matowym głosem i przytulił ją. Została.

Patryk rzeczywiście na scenie był obłędny. Improwizował tak, że naprawdę się popłakała. Chodziła kiedyś na lekcje muzyki, matka starała się, żeby skończyła szkołę muzyczną I stopnia. Nie dobrnęła do jej końca, ale muzykę czuła i przemawiał do niej jazz. Nie przepadała za rockiem, nie lubiła metalu, uwielbiała za to reggae i bluesa. A bluesy w wykonaniu Patryka były najwspanialsze, jakie do tej pory słyszała.

Po koncercie Patryk i jego perkusista Olaf zaprosili dziewczyny do knajpy. Pili piwo i gadali. Olaf z Gretą gdzieś się zmyli. Została sama Patrykiem. Chłopak wyciągnął jakieś papierosy. Zapalił i długo wciągał dym.

– Sztachniesz się? – zapytał.

Nie przyznała się, że nigdy nie paliła. Kiwnęła głową. Pociągało ją to. Nie mogła znieść monotonii rodzinnego domu. Jaki on tam był rodzinny! Ona i matka! Wiecznie ona i matka! I ciągła pogoń za pieniędzmi, bo nie starczy, bo trzeba kupić, bo zabraknie... Miała tego serdecznie dość! Niedzielne wyjścia do kościoła, rosół na obiad... Ciągła przewidywalność!

Sztachnęła się... i... od razu świat poweselał. Zrobiła się rozmowna, śmiała się hałaśliwie, przyjmowała z przyjemnością pocałunki chłopaka, pozwoliła, by ją przytulał. Była szczęśliwa! Nie miała już wątpliwości. To, co dawała jej matka, było niczym w porównaniu z tym, co czuła przy Patryku. A czuła się wspaniale!

Nad ranem wyszli z tej knajpy. Oboje nieco odurzeni tajemniczymi papierosami. Poszli do Patryka. Miał małe dwupokojowe mieszkanie, podobno po ojcu. Nie wiedziała nawet, jak się nazywał, ale bez zahamowań poszła z nim do łóżka.

– Zamieszkasz ze mną, maleńka? – zapytał ją, kiedy leżeli w ciszy budzącego się dnia.

– Jasne! – odpowiedziała bez namysłu. – Jasne, że tak. Tylko muszę iść do domu po ciuchy. Jutro rano. Jak matka będzie w pracy.

– Pójdę z tobą – powiedział opiekuńczo.

Dziewczyna miała wrażenie, że jest w siódmym niebie.

Poszli do Aliny w poniedziałek po dziewiątej. Wzięła największą walizkę, jaka była w domu, spakowała do niej swoje ubrania, buty, płyty z ulubioną muzyką, odtwarzacz CD, kilka książek. Nie zabrała podręczników i przyborów szkolnych.

– Nie będą mi potrzebne – mruknęła. – Zaczynam nowe życie!

Sięgnęła do szkatułki, w której matka przechowywała pieniądze. Zabrała trzysta złotych, resztę zostawiła wspaniałomyślnie. Zamknęła drzwi i wyszli. Zauważyła, że Patryk zabrał pamiątkową figurkę baletnicy, którą matka bardzo lubiła. Nie przejęła się tym.

– Przyzwyczai się – pomyślała. – Bez figurki i bez córki też można żyć.

Całymi dniami kochali się do nieprzytomności, palili marychę. Chłopak grał na saksie, a ona słuchała tego niczym anielskich chórów. Czasem przychodził do nich Olaf, a czasem inni znajomi chłopaka. Chodzili również do klubu „Contiki”, gdzie Patyk grał. Nazywał to zarabianiem na życie. Była szczęśliwa, wolna i nic nie mogło jej tego zmącić...

***

Telefon zadzwonił ostro. Klara podniosła słuchawkę.

– O, Ania, jak się cieszę. Miałam do ciebie dzwonić – powiedziała z radością.

Po drugiej stronie słuchawki usłyszała szloch. Zmartwiała. Przyjaciółka znowu jej potrzebuje. Spośród jej spazmatycznych łkań łowiła urywane zadnia.

– Przyjedź, Klaro! Przyjedź! Nie dam rady sama.

– Dobrze, Aniu, przyjadę. Pojutrze, w sobotę. Złapię poranny autobus. Tylko już nie płacz.

Klara miała wrażenie, że Anna się wyciszyła. Coś w rodzaju ulgi spłynęło na nią i przyjaciółkę po drugiej stronie słuchawki.

– Do zobaczenia, kochana. Wszystko będzie dobrze – mówiła jak do małego dziecka. – Przyjadę na pewno. Muszę jeszcze coś załatwić i w sobotę będę u ciebie.

Anna mieszkała we Wrocławiu, a Klara nad morzem w Dziwnówku. Przyzwyczaiła się do tego, że przyjaciółka od lat spędzała u niej część wakacji. Nawet wtedy, gdy Alinka była jeszcze mała, przyjeżdżała z nią zaraz po zakończeniu roku szkolnego. W lipcu lub w sierpniu jechały na kolonie, na których Anna zarabiała, a Alinka odpoczywała. Później choćby na kilka dni przyjeżdżały znowu do Dziwnówka. Za to na ferie zimowe Klara jeździła z Justynką do Wrocławia. Dziewczynki bardzo się lubiły, rosły razem i właściwie uważały się za siostry.

Klara znała Annę jeszcze ze studiów na pedagogice. Mieszkały razem w akademiku. Zaprzyjaźniły się szybko i od razu zaczęły mieć wspólne tajemnice i wspólne sprawy. Były swoimi powierniczkami i nigdy żadna nie zdradziła tajemnic drugiej.

Kontakty rozluźniły się nieco na piątym roku, kiedy to Anna poznała Roberta i bezgranicznie się zakochała. Klarze nie podobała się ta poddańcza miłość przyjaciółki. Próbowała jej tłumaczyć, że to nie miłość, a uzależnienie, ale Anna była na to głucha.

Robert powtarzał trzeci rok studiów, imprezował, popijał, a mieszkanie w akademiku było dla niego ucieczką od dosyć surowych i zasadniczych rodziców. Był jednak uroczym człowiekiem, świetnym kompanem, tancerzem, uwielbiał rajdy w Karkonosze, obozy wędrowne w czasie wakacji. Annę traktował jak swoją maskotkę. Kiedy zaszła w ciążę, ożenił się z nią pod presją rodziców.

– Dżentelmen ponosi konsekwencje swoich czynów – powiedział krótko jego ojciec, naciskając na syna, żeby ożenił się z dziewczyną.

Robert nigdy nie był odpowiedzialnym człowiekiem. Studia dociągnął do absolutorium, pracy magisterskiej nie napisał i nie bardzo się tym przejmował. Uzyskał dyplom technika mechanika, więc ze znalezieniem pracy nie miał problemu.

Anna zaczepiła się na uczelni, chciała robić doktorat, ale ciąża była zagrożona, więc kursowała między szpitalem a domem, a Robert coraz więcej pił. Mieszkanko mieli po babci Roberta. Malutkie – dwa pokoiki z kuchenką jak winda i małą łazienką.

W tym samym czasie Klara znalazła pracę w redakcji „Słowa Codziennego” i zajęła się na dobre pracą dziennikarską. Była w swoim żywiole. Jeździła po województwie, robiła reportaże, przeprowadzała wywiady i pisała, pisała, pisała.

Szefem „Słowa” był wtedy Marcin Popławski. Świetny dziennikarz, który znał się na tej robocie i gazetę prowadził wzorowo. Był żonaty. Jego żona Natalia pracowała w Polskim Radiu. Żyli jakby osobno. Każde z nich zarabiało na siebie, każde było skupione na własnej karierze, miało swoje środowisko i swoje sprawy. Mieszkali w ładnej willi na Biskupinie, ale przebywali tam rzadko. Natalia miała zamożnego ojca dyplomatę, który współfinansował utrzymanie domu.

Pewnego wieczoru po pracy Marcin zaprosił kilku współpracowników do siebie na drinka. Wśród nich była Klara. Omawiali jakiś jubileuszowy numer gazety, pili whisky z tonikiem, dyskutowali.

Wtedy jak burza wpadła do domu Natalia po to, aby się spakować. Wyjeżdżała na festiwal piosenki w Opolu i miała bardzo mało czasu. Wypiła z nimi strzemiennego, w przelocie cmoknęła Marcina w czoło i wybiegła do samochodu, w którym już czekali na nią jej radiowcy.

Kobieta nie wróciła z tej podróży. W drodze powrotnej samochód pracowników Polskiego Radia został staranowany przez pijanego kierowcę ciężarówki. Marcin zapadł się w sobie, poszedł na zwolnienie lekarskie i zamknął się w domu. Na swojego zastępcę wyznaczył ją, Klarę.

Musiała więc, chcąc, nie chcąc, pojawiać się u niego w domu, radzić się i zdawać sprawę z prowadzenia gazety. Marcin zachowywał się tak, jak gdyby go to w ogóle nie interesowało. Siedział, wpatrzony w jeden punkt na ścianie. Czasem coś skomentował lub podsunął jakiś pomysł. Najczęściej jednak milczał.

Pewnego dnia Klara zajrzała do jego lodówki. Była prawie pusta. Stały w niej słoiki ze spleśniałym dżemem, leżał zeschnięty żółty ser i kawałek starej kiełbasy. Powyrzucała to wszystko do kosza, wzięła torbę i poszła na zakupy do pobliskiego sklepu. Ugotowała mu obiad na trzy dni i powiedziała, że niebawem wpadnie. Marcin patrzył na nią wzrokiem zbitego psa albo bezradnego dziecka. Nie umiał powiedzieć nic sensownego w tej sytuacji.

Zaczęła do niego przychodzić częściej. Paplała o relacjach towarzyskich w redakcji, pokazywała mu zdjęcia, które zrobiła, czytała artykuły, głośno myśląc, planowała kolejne numery. Mężczyzna zaczął się budzić z letargu. Po trzech miesiącach wrócił do pracy, po pół roku poprosił ją o rękę. Nie wiedziała, czy go kocha, ale miała świadomość, że jest mu potrzebna. Zgodziła się na ślub, nie myśląc o własnych potrzebach. Uroczystość odbyła się w małym kościółku w Karkonoszach. Świadkami byli Olgierd, brat Marcina, i Anna. Nie zrobili wesela. Jeszcze trwała żałoba po Natalii.

– Bierzesz ślub w czasie żałoby? – dziwiła się Anna.

– Chcę z nim być, a nie mogę bez ślubu – tłumaczyła się Klara. – Jestem staromodna.

Kłamała. Mogła być z nim bez ślubu, ale oświadczyny Marcina wzruszyły ją i rzeczywiście przywołały rodzinne tradycje. W jej rodzinie wszystkie kobiety wychodziły za mąż, rodziły dzieci i pracowały. Godziły to wszystko z anielską cierpliwością, dbając o najbliższych. To był model rodziny, w której wyrosła i którą znała. Wiedziała, że matka nie zniosłaby jej związku na kocią łapę. Była bardzo religijna. Klara nie chciała jej przysparzać smutków.

Po ślubie Klara przedstawiła Marcina rodzicom. Byli zszokowani. Ślub w tajemnicy nie mieścił im się w głowie. Jednak zaakceptowali zięcia. Po roku urodziła się Justynka.

Dopiero wtedy Klara poczuła się stuprocentową kobietą. Wprawdzie wpadała na kilka godzin do redakcji, wieczorami pisała, ale macierzyństwo pochłonęło ją bez reszty.

Inaczej było z Marcinem. Uciekał z domu, gdy tylko mógł. Drażnił go płacz dziecka, zapach pieluch, zupki, soczki i to całe zamieszanie wokół córki. Rzadko brał ją na ręce, prawie nigdy nie wychodzili razem z wózkiem. Wyglądało to tak, jakby się wstydził, że jest ojcem.

To bardzo bolało Klarę. Kilkakrotnie próbowała z nim rozmawiać, ale uciekał, zamykał się w swoim pokoju, siadał do maszyny do pisania i stukaniem w klawisze dawał jej znać, że jest zajęty. Wreszcie kiedyś nie wytrzymała.

– Po co się ze mną ożeniłeś? – wykrzyczała mu w twarz. – Czy nie wiedziałeś, że konsekwencją małżeństwa są dzieci? Dorosły chłop, szef wielkiej gazety, a głupi jak dzieciak! Justynka to nie tylko moje dziecko! To twoja córka! Będzie już twoja do końca życia! Nie rozumiesz tego? Ja nie chcę, żeby się wychowywała w takiej zimnej, lodowatej atmosferze, jaką stwarzasz! Ja chcę, żeby żyła w cieple i miłości!

Marcin podszedł do niej, ujął ją za ramiona i stał tak przez chwilę w milczeniu.

– Wiem, że nie jestem dobrym ojcem i dobrym mężem. Nie byłem na to przygotowany psychicznie. Nie nadaję się do tego. Byłem pięć lat z Natalią i taki model małżeństwa mi odpowiadał. Natalia nie mogła mieć dzieci i było okej. Rozstańmy się – cedził złe, okrutne słowa. – Rozstańmy się. Będę płacił alimenty, będę wam pomagał materialnie, ale ja nie chcę tak żyć! Chcę być wolny!

Klara usiadła na krześle i wybuchła spazmatycznym płaczem, a on wziął kurtkę i wyszedł z domu.

Po tygodniu otrzymała pozew o rozwód. Dopilnowała, żeby był z jego winy. Przyznano jej niezłe alimenty. Wyprowadziła się na Pomorze do rodziców. Znalazła pracę w Dziwnówku jako pedagog szkolny, z pomocą rodziców kupiła małe mieszkanie. Marcin płacił alimenty regularnie, ale córką się nie interesował. Postanowiła, że wychowa ją sama i da jej dobre wykształcenie. O żadnym nowym związku nie myślała.

Wtedy odnalazła ją Anna. Jej również nie powiodło się w małżeństwie. Jeszcze była z Robertem, ale coraz częściej do niej przyjeżdżała. Alinka była trzy lata starsza od jej córki, ale dziewczynki od razu się polubiły.

– Będą przyjaciółkami tak jak my – śmiała się Anna.

– Daj, Boże! – przytakiwała jej przyjaciółka zadowolona, że córeczka ma towarzyszkę zabaw.

Klara otworzyła drewnianą szkatułkę. Ileż w niej jest przeszłości!

Laurki Justynki rysowane w przedszkolu, i te ze szkoły. Laurka od Alinki – chyba na trzydzieste piąte urodziny. O, a tu kosmyk włosów jej córki.

Tak żałowała, że musi jej obciąć włosy. Nie miała czasu na poranne czesanie. Wszystkie zajęcia miała ułożone jak w zegarku. Zdążyć do przedszkola, a potem do swojej szkoły, po południu odebrać dziecko, zrobić zakupy, ogarnąć dom... A miłość? Miłości nie brała nigdy pod uwagę. Jej jedyną miłością była Justynka! Poza tym wzięła ślub kościelny. Nie chciała bylejakości. W swojej samotności i zabieganiu zbliżyła się do Boga. Zaczęła szukać pocieszenia w modlitwie. Każdy mężczyzna, który na nią patrzył z pożądaniem, wydawał jej się tak samo nieodpowiedzialny jak Marcin. Bała się mężczyzn.

***
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: