- W empik go
Przebudzenie - ebook
Przebudzenie - ebook
Minipowieść „Przebudzenie” to historia skomplikowanego uczucia, które rozwija się w cieniu tajemnic i niedopowiedzeń. Główna bohaterka po zawartym mariażu, doświadcza uczucia pustki i dezorientacji. Jej relacja z mężem okazuje się być daleka od ideału, co skłania ją do refleksji nad przeszłością i swymi pochopnie podejmowanymi decyzjami. Niekonwencjonalny finał historii przynosi satysfakcjonujące dla czytelnika zakończenie, w którym miłość i determinacja triumfują nad przeciwnościami losu.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8384-661-3 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zanurzona w miękkich fałdach obszernej, białej koszuli, siedziała skulona na kanapie, obejmując kolana. Jej wzrok, tępy i nieobecny, utkwiony był w oknie, za którym poranne słońce, przefiltrowane przez zasłony, malowało na ścianach subtelne wzory. W dłoniach trzymała kubek gorącej herbaty, z którego unosił się delikatny aromat, otulając zmysły w ten chłodny, emocjonalny poranek. Ciepło napoju rozchodziło się po jej ciele, lecz nie potrafiło stopić lodu, który skuwał serce.
Miniona noc, noc poślubna, zamiast przynieść spodziewaną euforię, pozostawiła po sobie jedynie gorzki posmak rozczarowania i dezorientacji. Kalejdoskop sprzecznych emocji wirował w jej duszy, wzmagając poczucie pustki. Marek, jej świeżo poślubiony mąż, zniknął o świcie, zasłaniając się mglistym pretekstem „pilnych interesów”. Nie protestowała, wręcz przeciwnie — jego odejście przyniosło ulgę, dając jej chwilę wytchnienia, przestrzeń na kontemplację wydarzeń ostatnich godzin. W ciszy poranka wspomnienia powracały falami: ulotny jak sen perlisty szampan — symbol jej nadziei, lekki taniec, odzwierciedlenie marzeń, życzenia gości brzmiące niczym obietnica świetlanej przyszłości. Rzeczywistość okazała się jednak okrutnie odmienna. Marek, choć czuły, wydawał się nieobecny duchem, jego gesty pozbawione żaru nowożeńca, przypominały raczej rutynę doświadczonego kochanka. Pocałunki pozbawione namiętności, dotyk niezdolny wzniecić oczekiwany płomień — wszystko to budziło w niej niepokój. Oddając mu się, próbowała stłumić narastające przeczucie, że coś jest nie tak, że ten związek, zamiast wieść ku szczęściu, może okazać się ślepym zaułkiem jej marzeń.
Uniosła filiżankę do ust, pozwalając, by aromat herbaty otulił ją kojącym ciepłem. W głębi duszy rodziło się niepokojące pytanie: gdzie i kiedy popełniła błąd? Czy zbyt pochopnie dała się ponieść szaleństwu tego związku? Czy naprawdę znała mężczyznę, którego poślubiła zaledwie pół roku po tym, jak los postawił go na jej drodze?
Upiła łyk herbaty, a jej wzrok mimowolnie powędrował ku oknu. Po drugiej stronie parku, przez zieloną koronę drzew, prześwitywała biel niedużego klubu towarzyskiego o nazwie nietypowej dla tego rodzaju miejsca — „Ksenia”. Podobno nosił imię żony właściciela, która wkrótce po narodzinach syna zmarła na białaczkę. Patrząc na budynek, pogrążyła się we wspomnieniach. Niczym wyblakłe klatki starego filmu powracał pamiętny wieczór w „Ksenii”, gdzie pracowała jako barmanka. Właśnie tam po raz pierwszy go zobaczyła, tam go poznała… Zauroczenie Markiem — synem właściciela klubu i zmarłej Ksenii — było natychmiastowe i obezwładniające. Jego nienaganna prezencja, błyskotliwy umysł i pozycja w świecie show-biznesu uczyniły go w jej oczach ideałem.
Rodzice byli zachwyceni, przyjaciółki zazdrościły. Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie: zaręczyny, gorączkowe przygotowania do ślubu, huczne wesele. Teraz, w ciszy, zastanawiała się, czy ten wir nie porwał jej zbyt daleko od brzegów rozsądku. W przestronnym mieszkaniu, wynajmowanym od teścia, czuła się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej. Dręczyło ją pytanie, czy Marek również odczuwa ten chłód, tę pustkę między nimi. A może, podobnie jak ona, udaje, że wszystko jest w porządku, podczas gdy ich związek, ledwie rozpoczęty, pogrąża się w otchłani obojętności?
W odbiciu szklanej tafli dostrzegła cień wahania w swych oczach. Czy płomień ich miłości, tak żarliwy na początku, okazał się jedynie iluzją, mirażem gasnącym w świetle dnia?
Westchnęła ciężko, odstawiając pusty kubek. Podeszła do okna i rozsunęła zasłony. Miasto budziło się do życia, rytmicznym pulsem codzienności, obojętnym na dramat rozgrywający się w jej sercu.
Przycisnęła czoło do chłodnej szyby, zamykając powieki. Wiedziała, że musi podjąć decyzję. Trwać w pozorach, ratując kruche małżeństwo, czy przyznać się do błędu? Obie opcje napawały ją lękiem. Lecz ucieczka od prawdy nie była rozwiązaniem. Musiała stawić czoła rzeczywistości, jakkolwiek bolesnej.
W lustrze ujrzała młodą, zagubioną kobietę. Ale w jej oczach błysnęła iskra determinacji. Cokolwiek postanowi, zrobi to dla siebie. Nie dla oczekiwań rodziny, przyjaciół, wirtualnego świata… nie dla Marka. Tylko dla siebie.
Zaczęła się ubierać, przygotowując się na powrót męża. Nie wiedziała, jakie słowa padną, lecz przeczuwała wagę nadchodzącej rozmowy. Początek czegoś nowego. Koniec, a może nowy początek. Krok ku odnalezieniu siebie i szczęścia.
Dźwięk klucza w zamku wywołał głęboki wdech. Czas konfrontacji. Koniec z kłamstwem. Zasługiwała na więcej. Na prawdziwą miłość, na zrozumienie i wsparcie. I była gotowa o to walczyć, nawet jeśli oznaczałoby to rozpoczęcie wszystkiego od nowa.
Serce przyspieszyło, gdy drzwi uchyliły się ze skrzypnięciem. Chwila prawdy. Stała wyprostowana, zdeterminowana. Lecz widok w progu sprawił, że zamarła. Nie Marek, lecz jego ojciec — Stanisław. Czuła, jak zalewa ją fala niepewności, przywołując wspólną, skomplikowaną przeszłość.
Stanisław — mężczyzna, którego nie darzyła sympatią, również, jak mniemała, sympatią jej nie obdarzał. A przecież ten wysoki, postawny wdowiec w średnim wieku, o siwiejących skroniach i przenikliwym spojrzeniu, sprawił kiedyś wrażenie, że nie jest mu obojętną… Ich znajomość, zapoczątkowana rok wcześniej w dwuznacznych okolicznościach, do dziś skrywana jest przed światem. To on, po spotkaniach w agencji towarzyskiej, gdzie była jego klientką, zaproponował jej pracę w „Ksenii”. Kusząca propozycja, która stała się początkiem sieci zależności i niedomówień, zaciskającej się teraz wokół niej niczym pętla.
— Dzień dobry — przywitał ją lodowato, wkraczając do mieszkania bez zaproszenia. — Muszę pilnie porozmawiać z moim synem.
Przełknęła ślinę, usiłując zachować spokój.
— Marka nie ma. Wyszedł wcześnie rano do pracy.
Zmrużył oczy z teatralnym niedowierzaniem.
— Do pracy? Nazajutrz po ślubie? Intrygujące…
Gorąco oblało jej policzki. Czy Stanisław domyślał się narastających między nimi problemów? Czy przybył tu ferować wyroki? A może w innym celu? Wiedział przecież, że jest sama…
— Może filiżanka herbaty? — zaproponowała kurtuazyjnie.
Odrzucił propozycję nonszalanckim gestem.
— Nie przyszedłem na towarzyską herbatkę. Przyszedłem omówić przyszłość mojego syna. I twoją, jak mniemam.
Serce na chwilę jej zamarło. Czy Marek zwierzył się ojcu? Czy wiedział o wspólnej przeszłości jej i jego ojca w agencji?
— Nie rozumiem — odparła, starając się brzmieć pewnie. — O jakiej przyszłości mówisz?
Stanisław podszedł bliżej, jego przenikliwe spojrzenie zdawało się prześwietlać ją na wskroś.
— Sądzisz, że jestem ślepy? Że nie znam własnego syna? On nie jest szczęśliwy. A ty? Czy ty odnalazłaś szczęście?
Łzy napłynęły jej do oczu. Nie chciała okazywać słabości, zwłaszcza przed nim. Lecz prawda, którą tak skrzętnie ukrywała, zaczynała wypływać na powierzchnię.
— Nie…” — wyszeptała, spuszczając wzrok. — Nie jestem szczęśliwa.
Stanisław westchnął ciężko, a jego twarz złagodniała.”
— Wiedziałem… Od początku przeczuwałem, że to wasze małżeństwo to pomyłka. Ale Marek był tak zdeterminowany…
Spojrzała na niego zaskoczona.
— Ty… wiedziałeś?
Skinął głową.
— Obserwowałem was. To nie była miłość. Raczej układ, zauroczenie, może obsesja. Ale na pewno nie miłość.
Nogi się pod nią ugięły. Osunęła się na sofę, a Stanisław, ku jej zdziwieniu, usiadł obok.
— Wiem, że nigdy mnie nie lubiłaś, za to ceniłaś mój portfel — powiedział cicho. — Szczerze mówiąc, było mi to obojętne. Dostawałem to, czego chciałem. Reszta się nie liczyła. Ale teraz to nieważne. Teraz chodzi o Marka… i o ciebie — dodał po chwili milczenia.
Spojrzała na niego, widząc go w zupełnie nowym świetle.
— Co sugerujesz?
Westchnął.
— Sądzę, że oboje wiecie, co należy zrobić. To małżeństwo… nie ma racji bytu, nie ma przyszłości. I nigdy jej nie miało. Im szybciej to zrozumiecie, tym mniej będzie cierpienia.
Łzy spływały jej po policzkach. Lecz nie były to łzy smutku, ale ulgi.
— Dziękuję — wyszeptała, nie wiedząc dokładnie, za co.