Przebudzenie Pełni. Saga Skrzydła ognia. Księga 6 - ebook
Przebudzenie Pełni. Saga Skrzydła ognia. Księga 6 - ebook
Wojna między plemionami wreszcie się zakończyła i teraz smoczęta przeznaczenia mają plan, jak zapewnić wszystkim trwały pokój: otworzą Akademię na Jadeitowej Górze, szkołę, która zgromadzi smoki z różnych plemion i nauczy je żyć razem, może nawet się przyjaźnić.
Luna nie jest jednakże pewna, jakie uczucia budzi w niej ta szkoła. Ta młoda Nocoskrzydła, która przez większość życia ukrywała się w lesie deszczowym, ma potworną tajemnicę. Potrafi czytać w myślach, a nawet widzieć przyszłość. Mieszkanie w jaskini z dziesiątkami smoków oznacza dla niej hałas i jest wyczerpujące. A także niebezpieczne.
Już po kilku dniach Luna zorientuje się, że jej skrywane moce ją przerastają. Bombardują ją dziwne myśli, między innymi tajemniczego smoka, który może okazać się straszliwym wrogiem. A kiedy ktoś zacznie atakować smoki w akademii, Luna będzie musiała zdecydować: ukrywać się i zapewnić sobie bezpieczeństwo? Czy zaryzykować i ratować swoich nowych przyjaciół?
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66065-48-2 |
Rozmiar pliku: | 3,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cztery lata temu...
Wulkan był niespokojny tak samo, jak smoki w fortecy Nocoskrzydłych.
Powierniczka Sekretów poczuła, jak góra zadygotała pod jej łapami, kiedy pośpiesznie przemierzała kamienne korytarze. Za wiele smoków nie spało – było zbyt wielu świadków, którzy mogliby zacząć się zastanawiać, dokąd Powierniczka Sekretów się wybiera w środku nocy. Szła ze spuszczoną głową, ale czuła zaciekawione spojrzenia świdrujące jej łuski za każdym razem, gdy mijała jakiegoś smoka.
Ile z nich wiedziało, co powinno wydarzyć się tej nocy? Czy ktokolwiek pamiętał?
Nie musiała liczyć dni, żeby wiedzieć. Czuła to w kościach. Jakby jakiś głos wykrzykiwał w jej głowie: „To tej nocy! Wykluwa się! Nie daj się złapać! Pośpiesz się!”.
Bo jeśli do tego dojdzie, a jej tam nie będzie...
Wyobraziła sobie głodne pantery krążące w zaroślach, niebezpieczne krokodyle o lśniących zębiskach albo nieprzewidywalne ciekawskie i głupie smoki, które są zdolne zrobić wszystko z tajemniczym, porzuconym jajem.
Niestety nie mogła biec, póki Nocoskrzydłe nie śpią i ją obserwują. Dlaczego właśnie tej nocy czuwały? Zwykle wszyscy z jej plemienia spali jak susły od zmierzchu do świtu.
Zanim dotarła do skalnej półki, minęła Mędrca i Dalekowzroczną. Mędrzec rzucił jej surowe spojrzenie. On wie, pomyślała bliska paniki.
Jednakże to Dalekowzroczna przystanęła i ją zagadnęła:
– Och, Powierniczko Sekretów, moje biedactwo – powiedziała, składając skrzydła.
Powierniczka Sekretów się skrzywiła – jej własne imię pasowało do niej jak nigdy dotąd. Czasem zastanawiała się, czy to imię uczyniło ją takim, a nie innym smokiem, może nieświadomie próbowała dorosnąć do niego, przechowując największy i najbardziej niewybaczalny sekret, jaki mógł mieć Nocoskrzydły smok.
– Jajo, które straciłaś, powinno wykluć się tej nocy, prawda? Dobrze się czujesz? – mówiła Dalekowzroczna. – Może wolałabyś, żeby ktoś z tobą posiedział?
– Nie! – Powierniczka Sekretów podkuliła szpony i pokręciła głową. – Nic mi nie jest. Po prostu... Idę się przewietrzyć.
– Masz ochotę na towarzystwo? – zapytała Dalekowzroczna. Za nią nachmurzył się poirytowany Mędrzec. – Wiem, że to nie to samo, ale kiedy Wieszcz zabrał moje jajo...
Powierniczce Sekretów przyszedł do głowy tylko jeden sposób ucięcia tej rozmowy, szorstki, ale konieczny, bo musiała już iść, i to natychmiast.
– To zupełnie co innego! – warknęła, buchając płomieniami z nosa. – Ty masz dwoje żywych smocząt, a jedno z nich przebywa na kontynencie, rozpieszczane, przekarmiane i czczone przez Szpony Pokoju. Nie próbuj więc udawać, że mnie rozumiesz!
Dalekowzroczna wzdrygnęła się, jakby Powierniczka Sekretów ją ugryzła. Mędrzec wyglądał na zaskoczonego, może nawet trochę mu zaimponowała... A może nabrał podejrzeń. Powierniczka Sekretów obróciła się gwałtownie i uciekła korytarzem, zanim którekolwiek z nich zdążyło powiedzieć coś jeszcze.
Jutro przeproszę. Dalekowzroczna mi wybaczy. Ona już taka jest.
Zrobiła rozbieg, zeskoczyła z półki i poszybowała w dół ku plaży z czarnego piasku. Za jej plecami wulkan znowu zadudnił. Ciemne chmury na niebie jarzyły się złowieszczym czerwonym światłem. Powietrze było ciężkie i duszące, śmierdziało śmiercią, zgniłymi jajami i płonącą skałą. Powierniczka Sekretów zanurkowała nisko nad czerwono-złotą rzeką lawy, najjaśniejszym miejscem na wyspie, a potem skręciła w stronę jaskini.
Tej nocy służbę miał tylko jeden strażnik. Nikt tak naprawdę nie wierzył, że któryś ze smoków z lasu deszczowego znajdzie ich tajny tunel. Strażnicy często spali, kiedy przychodziła, i zwykle udawało jej się przemknąć, nie budząc żadnego.
Niestety nie tej nocy. Łowca siedział na skalnej półce z widokiem na plażę, obserwował wulkan i kręcił się nerwowo.
– Myślisz, że to wydarzy się tej nocy? – zapytał, kiedy wylądowała obok niego.
Przeżyła chwilę zgrozy i dezorientacji, zanim dotarło do niej, że wcale nie odgadł jej sekretu. Pewnie nawet nie pamiętał, że straciła jajo. W końcu była raptem jednym z wielu smoków, którym przydarzyło się to w ciągu ostatnich kilku lat. Mówił o wulkanie.
– Nie – odpowiedziała, patrząc na potężną sylwetkę wznoszącą się złowieszczo nad ich życiem. – To niemożliwe. Mędrzec powiedział, że mamy więcej czasu do wybuchu.
Łowca parsknął.
– Jasne. A ja już za chwilę przypomnę sobie, dlaczego mu ufamy.
Wiedziała, co Łowca ma na myśli. Gdyby Mędrzec się mylił... Cóż, właśnie dlatego dokonała takiego, a nie innego wyboru, prawda? To był cały powód jej niebezpiecznego sekretu.
– Co tu robisz o tej porze? – zapytał Łowca, obrzucając ją przeciągłym spojrzeniem. – Nie powinnaś mieć wsparcia podczas nocnego polowania?
– Nic mi nie będzie – odpowiedziała Powierniczka Sekretów. – Po prostu... Nie mogę spać i pomyślałam... Że może przyniosę leniwca albo dzika dla Znakomitości, żeby mogła go oddać królowej...
– Ach... – Łowca pokiwał głową z chytrą miną. – Uszczęśliwić królową. To zawsze dobry pomysł. W porządku, w takim razie do zobaczenia wkrótce.
Powierniczka Sekretów przeszła obok niego z bijącym sercem. Śmignęła do jaskini i tunelu, który prowadził do lasu deszczowego.
Szybciej! Szybciej! Już czas! Musisz tam być!
Wypadła z tunelu pośród najjaśniejszej, najbardziej gwieździstej nocy, jaką kiedykolwiek widziała w lesie deszczowym. Co za pech. Mogła mieć tylko nadzieję, że żaden Deszczoskrzydły nie wybierze się na spacer przy księżycowym świetle. Mimo gęstych koron drzew widziała, że dwa z trzech księżyców są w pełni.
Tak samo jak tamtej nocy, kiedy ją tu zostawiłam, pomyślała Powierniczka Sekretów.
Przystanęła. Miała wrażenie, że jej serce kreśli bolesne pętle w jej piersi.
Ją. Nagle wiedziała. Miała pewność. To będzie smoczyca.
Poleciała przez las, trzymając się drobnych znaków, które zostawiła dla siebie. Nie było czasu na cichy i ostrożny lot. Gdyby jakiś Deszczoskrzydły usłyszał ją i za nią poleciał... Cóż, nie byłaby to szczęśliwa noc dla tego Deszczoskrzydłego.
Zanurkowała ku przewróconemu drzewu i zręcznie usypanemu stosowi liści pod zakręconymi pióropuszami paproci. Wreszcie znalazła się na miejscu, wreszcie...
Jaja nie było.
Powierniczka Sekretów szukała po omacku w ciemnym wgłębieniu. To niemożliwe, nie mogło zniknąć. Jedno czarne jajo w najciemniejszej kryjówce w ogromnym lesie deszczowym – kto by je tu znalazł? Dokąd by je zabrał?
Powinnam była zatrzymać ją przy sobie.
Nie powinnam była okłamywać plemienia.
Chciałam ją tylko ochronić przed naszą wyspą, przed dymem, smrodem, przed tamtejszymi zasadami i udrękami, przed nieustannym strachem, że w każdej chwili ziemia może nas pochłonąć, zalać ogniem.
A teraz ona przepadła.
To kara dla mnie za to, że wszystkich oszukałam.
Obróciła się z sykiem i wtedy coś dostrzegła.
Niedaleko od niej znajdowała się polanka. Blask księżyców przebił się tam przez listowie i oświetlał ziemię.
Pośrodku snopów księżycowego światła leżało jej jajo.
W każdym razie to musiało być jej jajo, chociaż zmieniło kolor. Kiedy ostatnim razem udało jej się wykraść do lasu i sprawdzić, co z jajem, miało kolor hebanu jak każde Nocoskrzydłe jajo. Teraz miało upiorną srebrną barwę, było wypolerowane i migotliwe, przez co wyglądało jak kawałek pełni, który spadł na ziemię.
Powierniczka Sekretów podeszła do niego nieufnie. Czy to jakaś sztuczka? Może ktoś ją obserwował i czekał, żeby ją złapać? Mędrzec? Znakomitość?
Czy może też coś z jej jajem było nie tak?
Pięcioramienna gwiazda pęknięć już znaczyła gładką krzywiznę srebrnej skorupki.
Powierniczka Sekretów obeszła jajo, węsząc. Jak się tu przeturlało? Dlaczego zmieniło kolor? Nie znalazła żadnych odpowiedzi w omszałej niecce, w której leżało teraz jajo skąpane w księżycowym blasku.
Jajo zakołysało się nagle i długie pęknięcie przecięło jego czubek. Powierniczkę Sekretów ogarnęła panika.
Powinna w jakiś sposób pomóc? Powinna sama rozbić skorupkę? Czy też może powinna spróbować ogrzewać jajo?
Nigdy dotąd nie widziała wylęgu. Bardzo rzadko dochodziło do niego na wyspie Nocoskrzydłych i prawie nikomu nie było wolno brać w nim udziału, z obawy, że ktoś mógłby skazić bezcenne, nieliczne świeżo wyklute smoczęta.
Gdyby nie okłamała wszystkich – że dostała skurczów w trakcie polowania w lesie deszczowym, że złożyła popękane jajo i że sama zakopała jego szczątki – gdyby złożyła jajo na wyspie, to pewnie pozwolono by jej zobaczyć wylęg w zeszłym roku. Wykłuło się wtedy tylko jedno smoczę imieniem Potężny Szpon. Spodziewającej się potomstwa matce pozwolono by zobaczyć, jak wygląda wylęganie.
Nie pozwolono jednak na to smoczycy, która straciła jajo. Na wyspie żyło kilka smoczyc, których jaja popękały przed porą wylęgu, i uważano, że lepiej jest dla nich, gdy trzyma się je z dala od zdrowych jaj i smocząt.
Dlatego Powierniczka Sekretów nie miała pojęcia, co teraz robić. Nigdy nie słyszała o jaju, które stało się srebrne. Zrobiła coś nie tak, kiedy złożyła je tu całkiem sama? Ukryła je w miejscu, które mu nie służyło? Może powinna była je obracać każdej nocy albo coś takiego? Może już zniszczyła życie smoczęciu, zanim się wykluło?
Co się teraz stanie? A jeśli jej smoczę okaże się kalekie? Tak długo kłamała i zamartwiała się, że teraz nie była pewna, czy zniosłaby, gdyby coś poszło nie tak.
I tak będę je kochać, pomyślała z uporem, mając nadzieję, że to prawda.
Otarła łzy, próbując się skupić. Bez względu na wszystko w tym jaju było żywe smoczę, które próbowało się wydostać. Przykucnęła i delikatnie objęła skorupkę łapami.
Skorupka natychmiast rozpadła się na tysiąc kawałeczków, zasypując ziemię skrzącymi się odłamkami.
Pomiędzy szponami Powierniczki Sekretów siedziało maleńkie czarne smoczę. Zamrugało.
– Och! – Powierniczce Sekretów wyrwał się zduszony okrzyk.
Smoczę spojrzało w górę, wyżej i jeszcze wyżej na głowę i skrzydła matki, które wznosiły się nad nim. Pisnęło raz cicho, a potem wstało i się otrząsnęło, rozkładając własne małe skrzydełka.
Powierniczka Sekretów spojrzała na nie z zachwytem. Smoczę było idealne pod każdym względem. Jego łuski lśniły jak wypolerowane, szpony wyglądały jak miniaturowe sierpy księżyca, a ogon... Powierniczka Sekretów nigdy w życiu nie widziała bardziej idealnego ogonka. Maleńka smoczyca już wyglądała na zdrowszą niż wszystkie Nocoskrzydłe znane Powierniczce Sekretów i to jedno jej wystarczyło. Właśnie dlatego podjęła tak wielkie ryzyko.
Żałowała, że nie może dzielić tej chwili z ojcem smoczęcia... Jednakże jemu nie można było ufać. Niemal na pewno powiedziałby plemieniu i nalegałby, żeby małą wychowano na wyspie. Jeśli to oznaczało, że nigdy nie dowie się o swojej córce, to trudno.
Smoczę przechyliło główkę, żeby spojrzeć na dwa księżyce w pełni. Ich srebrne światło odbijało się jego oczach i Powierniczka Sekretów zdała sobie sprawę z jednej dziwnej rzeczy dotyczącej malucha. Srebrna łuska lśniła przy zewnętrznym kąciku jej oka jak gotowa spaść łza. Było to dziwne, ale piękne.
Smoczę wyciągnęło drobne łapki do księżyców, jakby chciało je ściągnąć z nieba i poturlać dla zabawy.
Powierniczka Sekretów wzięła je na ręce. Poczuła się wielgachna i niezręczna z czymś tak małym i delikatnym w szponach. Uniosła smoczę do góry, żeby popatrzyło na księżyce, a potem przytuliła je do piersi.
– Jestem twoją mamą, maleńka – szepnęła. – Nazwę cię Strażniczką Pełni. Będziesz miała najszczęśliwsze życie ze wszystkich smoków i będziesz żyła wiecznie, a wulkan nigdy cię nie pochłonie.
Strażniczka Pełni znowu pisnęła i przytuliła się do ciepłych łusek matki.
Powierniczka Sekretów porzuciła troski i poczucie winy. Przestała się zastanawiać, co się stało i co może się stać. Znajdowała się dokładnie tam, gdzie potrzebowała.
Minęła długa chwila i nagle...
– POWIERNICZKO SEKRETÓW! – ryknął ktoś ponad czubkami drzew.
Powierniczka Sekretów drgnęła jak wyrwana ze snu. Smoczę tymczasem zwinęło się w załomie jej skrzydła i spało jak suseł. Obie siedziały skąpane księżycowym światłem podwójnej pełni. A ktoś wykrzykiwał jej imię w lesie deszczowym.
Łowca, pomyślała. Co za idiota!
A jeśli Deszczoskrzydłe go usłyszą?
W tym momencie dotarło do niej, co by się stało, gdyby ją teraz znalazł z ukrywanym Nocoskrzydłym smoczęciem. Strażniczkę Pełni zabrano by od razu na wyspę, a Powierniczkę Sekretów ukarano za kłamstwo na temat jaja. Nie bardzo wiedziała, jaką karę by jej wymierzono, ale wiedziała, że wszystko co łączyłoby się z oddzieleniem od Strażniczki Pełni, byłoby nie do zniesienia.
– Strażniczko Pełni – szepnęła natarczywie. Smoczę otworzyło zaspane oczy. – Musimy cię ukryć.
– Awrk? – pisnęła w odpowiedzi jej córka.
– Chodź no tutaj! – Powierniczka Sekretów wzięła ją na ręce i pomknęła ku głębszym cieniom lasu. Strażniczka Pełni pisnęła smutno i znowu wyciągnęła łapki do księżycowego światła. – Nie, nie możesz teraz tam wrócić. Musisz się schować, rozumiesz? Nie możesz pozwolić, żeby znalazł cię jakikolwiek inny smok poza mamą.
Powierniczka Sekretów przykucnęła obok wgłębienia, gdzie obalone drzewo i gęste paprocie tworzyły kryjówkę. Schowała Strażniczkę Pełni w cieniach i zaczęła zasypywać ją suchymi liśćmi.
– Rrrk? – zamruczała pytająco Strażniczka Pełni. Wyciągnęła przednie łapy i złapała matkę za jeden ze szponów. – Arrwrk?
– Nie, nie mogę zostać – odpowiedziała Powierniczka Sekretów. – Przykro mi. Będziesz bezpieczniejsza, jeśli odlecę.
Straszliwe obrazy przemknęły jej przez myśli: Nocoskrzydli myśliwi, którzy znajdują Strażniczkę Pełni przypadkiem albo Deszczoskrzydłe, które natykają się na nią i zabierają ze sobą do swojej wioski. Nie mogły jej zobaczyć inne smoki, nie wolno na to pozwolić. Co ja sobie myślałam? Ukryć jajo to jedno, ale ukrywać smoczę, które porusza się, popiskuje i woła na pomoc to całkiem inna sprawa. Jak Strażniczka Pełni może zrozumieć coś takiego?
– Wrócę najszybciej, jak się da – obiecała Powierniczka Sekretów. – Proszę, nie ruszaj się stąd, dopóki nie wrócę. Dobrze?
Zdała sobie sprawę, że Strażniczka Pełni wpatruje się uważnie w jej oczy, prawie jakby odczytywała obrazy rozbłyskujące w umyśle matki.
Czy to możliwe? Według zwojów Nocoskrzydłe potrafiły kiedyś czytać w umysłach... Ale myślałam, że to tylko kłamstwa, które rozpowiadamy innym plemionom, żeby się nas bały.
Jeśli kiedyś to była prawda, to z pewnością te czasy minęły wiele pokoleń temu.
Jednakże sposób, w jaki Strażniczka Pełni patrzyła na nią...
Nie do końca wiedząc, co właściwie robi, Powierniczka Sekretów ujęła delikatnie w łapy główkę Strażniczki Pełni i szepnęła:
– Ukryj się. Bądź czujna. Uważaj na siebie.
Pomyślała najintensywniej jak to możliwe o niebezpieczeństwach lasu deszczowego, zwłaszcza tych zagrażających ze strony innych smoków. Wyobraziła sobie Strażniczkę Pełni zwiniętą w kłębek wśród paproci i nieruszającą się do powrotu matki.
Strażniczka Pełni zamrugała i powoli pokiwała główką. Cofnęła się do zagłębienia i przysypała się liśćmi.
– POWIERNICZKO SEKRETÓW! – krzyknął znowu Łowca.
Okrzyk rozbrzmiał nieprzyjemnie blisko.
– Do zobaczenia wkrótce, maleńka – szepnęła Powierniczka Sekretów.
Chciała wbić szpony w ziemię, zostać ze smoczęciem i nigdy go nie zostawiać. Nigdy w życiu nie zrobiła niczego równie trudnego, ale zmusiła się, żeby odlecieć między drzewa. Łzy popłynęły, ale nie próbowała ich powstrzymać. Może gdy Łowca zobaczy ją zapłakaną, będzie zbyt zakłopotany, żeby wypytywać ją, co robiła tu tak długo i dlaczego wraca bez zwierzyny.
Łopot jej skrzydeł oddalił się i ucichł w ciemności. Zastąpiło je cykanie świerszczy, szelest przemykających jaszczurek i dziwniejsze, trudniejsze do zidentyfikowania odgłosy nocnego lasu deszczowego. Gdzieś w pobliżu ryknął jaguar.
Minęło kilka chwil.
– Awrk? – dobiegł spod paproci cichy głosik.
Nikt mu nie odpowiedział.
– Awrk? – powtórzyło bardzo cicho smoczę.
Smoczę zostało same, spowite w cienie i bez żadnego towarzystwa poza przerażającymi obrazami, które matka pozostawiła w jego umyśle.
Miało dopiero dwie godziny i na razie wiedziało tylko, że świat jest niebezpiecznym i strasznym miejscem, gdy zabrakło matki.
– Awrk? – zapytała znowu Strażniczka Pełni.
Leśne hałasy. Ciche bębnienie deszczu, który zaczął właśnie padać.
Długa pauza. A potem ledwie słyszalny szept:
– Mamusiu?
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.