Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przeczucie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przeczucie - ebook

„Przeczucie”, to studium psychoanalityczne bezpłodnych kobiet, które nie radzą sobie ze swoim problemem. Aby poczuć pełnię macierzyństwa, skłonne są do ostatecznego kroku, do odebrania dziecka innej kobiecie.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8351-612-7
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Paula Radosna, tego dnia powinna być szczęśliwa. Właśnie skończyła osiemnaście lat i uzyskała pełnoletność, na którą tak długo czekała. Mogła wreszcie używać do ust swojej pomadki a nie podkradać matce, jak to czyniła od pewnego czasu, chodzić na podwyższonych obcasach i umawiać się z chłopakami na randki. Była pewna, że otrzyma od rodziców specjalny prezent, coś w rodzaju złotej biżuterii albo rower, bo już dawno wyrosła z pierwszego, który otrzymała z okazji pierwszej komunii. Zamiast tego rodzice sprawili jej niespodziankę w postaci wycieczki do Chorwacji. Była nieco zawiedziona. Była pewna, że będzie to coś osobistego, coś, co będzie jej przypominało te urodziny. W końcu osiemnaście lat, to niebagatelna rocznica urodzin, która wprowadziła ją do pełnoletności, choć dorosłą poczuła się już kilka lat temu, kiedy została kobietą.

— Widzę, że nie bardzo jesteś zadowolona z prezentu? — zauważyła matka, wpatrując się w jej niepewną minę. — A tam jest tyle pięknych miejsc do zwiedzenia. I zawsze jest ciepło.

— Czasem nawet za ciepło jak dla nas Polaków. W zeszłym roku była na wczasach moja koleżanka z liceum, też z rodzicami i wcale nie była zadowolona, bo większość czasu spędzili nad morzem, aby się schłodzić. Mamo, w Polsce jest wiele pięknych miejsc godnych zobaczenia — perswadowała matce. Jej zielone oczy błyszczały z emocji a policzki lekko zarumieniły.

Paula miała sto siedemdziesiąt wzrostu, długie, czarne, lekko kręcone włosy i zgrabną figurę. Zanosiła się na piękną kobietę. Jej brzoskwiniowa cera ładnie harmonizowała z kolorem jej zielonych oczu. Jej pełne, różowe usta zazwyczaj rozciągnięte w uśmiechu, tego dnia wygięte były w podkówkę. Skończyła osiemnaście lat, nie była już radosnym podlotkiem, ale w pełni ukształtowaną, modą kobietą i miała wyrobione zdanie na temat tego wyjazdu.

Matka była o głowę od niej niższa, dlatego musiała zadzierać wysoko głowę, by móc patrzeć córce w oczy. Paula była podobna do swojego ojca, choć nie z urody, ale była tak samo uparta i zadziorna jak on. Niemal w każdej kwestii miała swoje odrębne zdanie, choć nie zawsze miała rację. Sparzyła się nie jeden raz, ale uważała, że to było jej doświadczenie życiowe. Tym sposobem nigdy nie popełniła tego samego błędu. No, cóż błądzić, jest ludzką rzeczą, ktoś powiedział.

— Mamuś, owszem jestem, nawet bardzo. Ale z Kosieckimi? Wiesz, że my z Arturem nie przepadamy za sobą. Działa na mnie jak czerwona płachta na byka.

— Co ty chcesz od tego chłopaka? Na studia medyczne nie dostaje się byle łachmyta. Jest przystojny, elokwentny i ma poczucie humoru. Irena, jego matka, chętnie widziałaby cię przy jego boku. Ja też twierdzę, że pasowalibyście do siebie jak ulał.

— No, pewnie. Szczególnie, kiedy klepie mnie po tyłku albo obmacuje moje piersi. Nie przepuści żadnej okazji — powiedziała zajadłym tonem.

— Och, to tylko taki młodzieńczy podryw. Widocznie mu się podobasz — powiedziała matka z lekkim uśmiechem, bagatelizując uwagę córki.

— Mamo… — jęknęła w proteście dziewczyna.

Paula na samo wspomnienie rosłego dryblasa o włosach, które przypominały strzechę i jego obleśnym uśmiechu, cała się wzdrygnęła. Nigdy nie zapomniała, gdy po raz pierwszy przyparł ją do drzwi i usiłował pocałować. Nie namyślała się długo, kolanem kopnęła go w krocze, jak uczono na ćwiczeniach kung fu. Odkąd na osiedlu pojawiło się kilku chuliganów, postanowiła nauczyć się samoobrony. Trenowała dwa razy w tygodniu, ale codziennie uprawiała jogging w pobliskim parku przed lekcjami, aby mieć dobrą kondycję. Potem brała szybki prysznic, na śniadanie serwowała sobie tylko grzankę z jajecznicą z dwóch jaj oraz sok z marchewki i jabłka. Dla urozmaicenia menu dwa razy w tygodniu gotowała płatki owsiane na mleku z bananem i orzechami albo z rodzynkami zamiast miodu. Dobrze się odżywiała, ale też nie pogardziła na obiad kotletem schabowym czy mielonym. Na szczęście miała dobrą przemianę materii. Była smukłej budowy ciała, ale tu i ówdzie miała ładnie zaokrąglone kształty.

— Ty, wariatko! — syknął wówczas Artur z bólu i zgiął się wpół.

— Ja jestem wariatką? A jak ciebie mam nazwać zboczeńcu? — odparła w odwecie. Miała wówczas piętnaście lat a on osiemnaście.

Wtedy spojrzał na nią spode łba i pokręcił tylko głową.

— Zapłacisz mi za to — mruknął pod nosem.

— Tylko spróbuj, to tak cię urządzą moi koledzy, że długo zapamiętasz tę lekcję. — Paula robiła dobrą minę do złej gry, ale nie zapomniała jego wzroku. Artur był mściwy i pamiętliwy. Od tego incydentu sprzed kilku lat, unikała go jak ognia, on też schodził jej z drogi. Na klatce schodowej mijali się jak nieznajomi.

— O czym myślisz, córeczko? — zapytała matka, jakby dopiero teraz spostrzegła, że jej jedyne dziecko było naprawdę czymś żywo przejęte. To już nie była ta sama Pola, jak ją czasem nazywała, tylko dojrzała dziewczyna o jasnych i ukształtowanych poglądach.

— Nie ważne, mamuś. Pojadę z wami na wczasy do Chorwacji, ale pod jednym warunkiem, bez Kosieckich. To moja ostateczna decyzja — zadecydowała Paula i ruszyła pewnym krokiem do swojego pokoju.

— Ależ, córeczko! — próbowała zatrzymać ją matka, nie rozumiejąc, że nie zmieni jej decyzji, którą raz podjęła.

Paula odwróciła się na pięcie i spojrzała na matkę z wyrzutem. Była w rozterce. Czasem jej nie rozumiała. Nie dała jej pozytywnych genów, czasem się dziwiła, że jest ich dzieckiem, były tak od siebie różne jak niebo czy ziemia. Ona lubiła chłodne potrawy i ostre w smaku, matka łagodne. Ona lubiła zdecydowane kolory, żółty, który przypominał jej żonkile, pomarańczowy pachniał jej mandarynkami, czerwone były maki w zbożu, a czarny, po prostu pasował do niej. Matka w przeciwieństwie do niej lubowała się pudrowych różach, beżach, błękitach, a nawet w brązach, w których wcale nie było jej do twarzy.

— Zawsze ci ustępowałam, mamo, ale nie tym razem. Nie pozwolę sobą manipulować. Chcecie jechać, jedźcie, ale beze mnie — powiedziała stanowczym głosem, przetrzymując spojrzenie matki.

Janina Radosna dopiero w tej chwili zobaczyła, że jej mała córeczka dorosła i sama potrafiła o sobie decydować. Zaimponowała jej swoją stanowczą odmową.

— No, cóż, skoro tak stawiasz sprawę, poinformuję Kosiecką, że rezygnujemy ze wspólnych wczasów. Dzisiaj mieliśmy dać odpowiedź. Ojciec będzie rozczarowany, ale wymyślimy coś innego — powiedziała matka z żalem w głosie.

— Tata kilka dni temu otrzymał list od znajomego, który mieszka nad morzem. Zaproponował mu przyjazd. Moglibyśmy skorzystać z jego propozycji. Co ty na to, mamo? — Córka spojrzała na matkę, która pod badawczym wzrokiem córki zbladła i umilkła.

— Znasz go, mamo? — zapytała Paula, wyrywając matkę z zamyślenia.

— Co? O co pytałaś? — zapytała zaskoczona.

Paula zauważyła jej wahanie.

— Mamo, o co chodzi? Znasz tego znajomego ojca?

Janina Radosna pokręciła przecząco głową.

— To żaden znajomy lecz syn z pierwszego małżeństwa twojego ojca, choć tak naprawdę, to nie wiem, czy mieli nawet ślub, czy żyli na kocią łapę.

— No i co w tym dziwnego? — zapytała zaskoczona reakcją matki.

— Ojciec nie był w dobrej relacji z pierwszą rodziną. Odszedł od Moniki, gdy usłyszał, że zaszła w ciążę, ale to nie on był jego ojcem.

— A kto?

— Nie wiem, nie dopytywałam o to ojca a on nie był skory, aby o tym rozmawiać. Rozeszli się z Moniką, zanim na świecie pojawił się Sergiusz.

Paula zdziwiła się na sam dźwięk tego imienia.

— Skoro Sergiusz nie był prawowitym synem ojca, dlaczego o nim wspomniał?

— Nie mam pojęcia — odparła matka.

— Może po latach chce odnowić relację z Moniką i jej synem?

— Niby po co miałby to robić?

— Znasz ojca. On nigdy nie robi nic bez zastanowienia. Pewnie miał ku temu ważny powód. Musisz z nim porozmawiać, mamo. Sama jestem ciekawa, co ojca skłoniło do odnowienia relacji z byłą partnerką. A ty nie jesteś ciekawa, mamo?

Janina mocno się zaczerwieniła.

— Owszem, jestem, nawet bardzo — bąknęła cicho.

***

Hubert Radosny wrócił z pracy zmęczony. Nie tylko przez nawał pracy biurowej w zakładzie, ale list od prawnika Moniki, jego byłej dziewczyny, nie dawał mu spokoju. Gdy wrócił do domu, Janina, jego żona, zauważyła zmianę w jego zachowaniu i niepewność w ciemnych oczach.

— Musimy porozmawiać, Janeczko — powiedział na wstępie, kiedy odsunął od siebie pusty talerz.

— To z powodu tego listu, który otrzymałeś od prawnika Moniki? — zapytała, nie owijając w bawełnę.

— Tak. Już rozmawiałem z szefem i wziąłem kilka dni urlopu. Możemy jechać razem. Paula nigdy nie była nad morzem. Będzie miała okazję, aby je zobaczyć. To przecież twoje rodzinne strony, Janeczko. Nie chcesz zobaczyć znajomych krajobrazów, spotkać starych znajomych?

— Dzisiaj rozmawiałyśmy z Paulą na temat Sergiusza. Sama nie wiem, jak mamy go traktować? Przecież on nie jest twoim synem, Hubercie.

— W obliczu prawa może nie jest, ale to syn Moniki. I muszę traktować go na równi z nią.

— Rozumiem, choć do końca nie wszystko — powiedziała Janeczka.

Kiedy Paula wróciła ze szkoły ze świadectwem z czerwonym paskiem w ręku, najpierw przechwyciła je matka a potem ojciec.

— Gratuluję, córuś. Jesteśmy z ciebie bardzo dumni! — powiedział zadowolony ojciec, matka tylko ją uścisnęła.

— Gródecka, nasza wychowawczyni, powiedziała, że muszę pójść na studia prawnicze — powiedziała ze śmiechem córka i opowiedziała rodzicom, jak obroniła największego w szkole chuligana, Jacka Bródkę, który miał zostać w tej samej klasie. Dzięki jej wstawiennictwu, otrzymał poprawkę z języka polskiego i historii. I to ona miała nad nim popracować przez wakacje. Wiedziała, że porwała się z motyką na słońce, ale zrobiło jej się żal kolegi, którego spotkało nieszczęście. Trzy lata temu zginął tragicznie na budowie jego ojciec a w zeszłym roku po długiej chorobie zmarła jego matka. Brat jego ojca ożenił się po raz drugi i zamieszkał na wyspach brytyjskich, ale nie utrzymywali ze sobą żadnego kontaktu, nawet w święta. Chłopak został sam jak palec, dlatego Paula postanowiła mu pomóc. Zrobiła to nie z litości, ale z szacunku do kolegi, który przez okres choroby matki opiekował się nią do końca. Zaimponował jej swoją wrażliwością. Dowiedziała się o tym nie od niego, ale od szkolnej psycholog, która również wypowiadała się o nim z wielkim szacunkiem.

— Myślisz, że dasz radę? Skoro to taki nieuk? — zapytała zaskoczona matka.

— Może z Bożą pomocą dam radę — uśmiechnęła się radośnie Paula.

Rodzice spojrzeli ciepło na córkę i objęli ją ramieniem.

— Jesteśmy z ciebie dumni, córeczko — powiedziała matka rozczulającym głosem ze łzami w oczach. Udawała taką pewną siebie i twardą, ale w środku była miękka jak gąbka nasiąknięta wodą.

Po wielu latach starania, Paula przyszła na świat, kiedy ona miała prawie czterdzieści lat a jej mąż czterdzieści cztery lata. Była ich jedynym oczkiem w głowie.

— Choć, daj się jeszcze raz przytulić — poprosił ojciec i uścisnął ją tak mocno, aż dziewczyna pisnęła.

— Tylko nie uduś mnie przypadkiem — zaśmiała się i wyrwała z ramion ojca. — To kiedy mamy się spakować? — zapytała, kiedy nieco ochłonęli.

— Znając twoją matkę spakuje nas jeszcze dzisiaj. Mam rację, Janeczko? — zapytał ojciec z szerokim uśmiechem.

Janina spojrzała na męża taksującym spojrzeniem. Hubert obecnie miał sześćdziesiąt dwa lata. Ciemne włosy i czarną oprawę oczu córka odziedziczyła właśnie po nim. Był wysoki, przystojny, miał miłą, pociągającą twarz. Często się uśmiechał. Był inteligentny i dowcipny. Był lubiany w pracy, w domu cieszył się ogólnym szacunkiem. Lubił sport. Często z rodziną jeździli na rowerach, pokonując kilkadziesiąt kilometrów dziennie. Poznali się z Janiną dwadzieścia lat temu w Bibliotece Miejskiej w Warszawie. Ona szukała książki z ekonomii, którą studiowała na Politechnice Warszawskiej, on studiował prawo administracyjne na tej samej uczelni. Umówił się z przyjacielem, który nie przyszedł, więc dosiadł się do niej i zaczęli rozmawiać. I tak zaczęła się ich znajomość, która po dwóch latach przerodziła się w głębsze uczucie. Pobrali się, kiedy ona skończyła studia, on w tym czasie rozpoczął pracę w renomowanym zakładzie, gdzie produkowano części do maszyn rolniczych. Zamieszkali w rodzinnym mieście męża, w Radomiu. W krótkim czasie i ona podjęła pracę w zakładzie włókienniczym na etacie głównej księgowej. Po długich latach oczekiwania przyszła na świat Paula. Chcieli drugie dziecko, ale mimo starań nie wyszło. Janina patrząc na męża, uśmiechnęła się z rozrzewnieniem na samo wspomnienie, kiedy oznajmiła mężowi, że jest w ciąży. Jego wybuch radości był tak wielki, że nie mogąc się powstrzymać, wziął ją na ręce i zaczął z nią tańczyć po pokoju. Niewiele brakowało, aby upadli na podłogę.

— Puść mnie, wariacie! — krzyknęła wtedy roześmiana.

Kiedy euforia minęła, postawił ją ostrożnie na podłodze, jakby była z porcelany i głęboko spojrzał w jej oczy.

— Naprawdę będziemy mieli dziecko? — zapytał niedowierzającym tonem.

— Jestem w drugim miesiącu ciąży. Miesiączka przedłużała mi się, byłam pewna, że to z powodu przeziębienia. A tu taka niespodzianka! — Jako kobieta przyjęła tę wiadomość z większym opanowaniem niż jej mąż, który cieszył się jak dziecko. Kiedy tylko jego spojrzenie napotkało jej oczy, uśmiechał się od ucha do ucha. Trwało to jakiś czas, póki nie przekonał się ostatecznie, że jego żona naprawdę jest w stanie błogosławionym i na świat przyjdzie ich upragnione dziecko.

Po latach ich uczucie nadal było mocne, choć były burze, napotykali na różnego rodzaju trudności, przezwyciężali je wspólnie i stawali się jeszcze bardziej silniejsi, niż byli. Jej ciąża przebiegała normalnie, ale ze względu na swój wiek, musiała być uważna, nie wolno było jej dźwigać ani się przemęczać. Na dwa miesiące przed rozwiązaniem Hubert został oddelegowany do Włoskiej Fabryki Maszyn Rolniczych, choć zapewniał, że zdąży wrócić, zanim na świat przyjdzie ich dziecko. Ona na miesiąc przed rozwiązaniem niespodziewanie otrzymała wiadomość z Gdańska, że umarła babcia Julia, matka jej matki, jej jedyna żyjąca krewna. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy miała zaledwie pięć lat. Opiekę nad nią podjęła babcia Julia, to ona pierwsza nauczyła ją pisać i czytać a także ze wszystkich sił starała się zastąpić jej matkę i ojca. Janka kochała ją i dlatego czuła się zobowiązana, aby być na jej pogrzebie. I pojechała.

Janina na samo wspomnienie narodzin córki dostawała dreszczy. Mało brakowało, aby mała nie przeżyła transportu z Gdańska do Radomia, ale się udało. To były odległe czasy, ale wolała o nich nie pamiętać. Zaszufladkowała to wspomnienie głęboko w swojej podświadomości i wyrzuciła klucz, aby do niego nie wracać.

— Co może chcieć od ciebie prawnik Moniki? Nie domyślasz się, o co mu chodzi? — zapytała Janina, kiedy leżeli już w łóżku obok siebie.

Zbliżała się już północ. Janina uparła się, aby spakować ich jeszcze tego samego dnia. Przy okazji przewertowała ubrania Huberta, w których już się nie mieścił i spakowała do worka foliowego, do wyniesienia pod kontener PCK. Neseser Pauli stał już przy drzwiach wyjściowych gotowy do wyniesienia. Ich walizka była nieco obszerniejsza, zamierzali rano dorzucić jeszcze parę osobistych rzeczy.

— Nie mam zielonego pojęcia. Jak sama wiesz, Monika przez dwadzieścia lat nie kontaktowała się ze mną. Nie żądała alimentów, ani nie rościła żadnych innych praw do czegokolwiek.

— Zostawiłeś jej mieszkanie, które ty kupiłeś. Przecież mogłeś żądać, aby cię spłaciła przynajmniej w jakiejś części, ale tego nie zrobiłeś, bo chciałeś mieć czyste sumienie.

— Nie zapominaj, że była w ciąży. Nie chciałem, aby była od kogokolwiek zależna. Pracowała i miała gdzie mieszkać. Byłem przynajmniej spokojny o nią i o dziecko, które miało przyjść na świat. Masz rację, dlatego nie miałem wyrzutów sumienia, że pozostawiłem matkę z dzieckiem na ulicy.

— Jutro się okaże, co chce od ciebie jej prawnik. Dzisiaj chodźmy już spać, czeka nas długa podróż — powiedziała Janina i przylgnęła do męża z dziwnym przeświadczeniem, że spotkanie z przeszłością odmieni na zawsze ich spokojne i ustabilizowane życie.

***

Kiedy Hubert z Janiną wstali z łóżek, obudziła ich krzątanina Pauli w kuchni. Czasem lubiła ich zaskoczyć. Tym razem nie było śniadania do łóżka, ale śniadanie czekało na nich w kuchni na ładnie nakrytym stole.

— Oho, widzę, że liczysz na coś więcej, córeczko! — Ojciec z szerokim uśmiechem na nieogolonej jeszcze twarzy usiadł wygodnie na krześle i z podziwem patrzył na kolorowy stół pełen smakowitych pyszności.

— Paulo, ale po co to wszystko? Wystarczyłaby tylko surówka z pomidorów, ogórków i papryki, i kilka tostów z żółtym serem. Niedobrze jest się objadać przed długą podróżą — zauważyła matka.

— Mamo, tato, zaprosiłam na śniadanie Jacka, wiecie tego chłopaka, któremu mam pomóc zdać poprawkę — wydusiła z siebie Paula, spoglądając niepewnie na rodziców.

— Tak? I? — Ojciec spojrzał na nią z zapytaniem.

— Chcesz, aby pojechał z nami. Mam rację? — zapytała matka.

— Tak. Zgodzicie się, prawda? — spojrzała na nich z nadzieją w oczach.

Hubert z Janką popatrzyli na swoją latorośl, która miała wielkie serce, które najchętniej rozdałaby po kawałeczku dla każdego potrzebującego.

— Masz coś przeciwko temu, kochanie? — zapytała matka, patrząc proszącym wzrokiem na męża.

— Ja? Ależ skąd. Niech jedzie z nami. Będę miał przynajmniej kompana do szachów — odparł ojciec z lekkim uśmiechem. — Mam nadzieję, że mi je spakowałeś.

Janina kiwnęła twierdząco głową. Kiedy zamierzali usiąść za stołem, w korytarzu rozległ się dzwonek.

— Poczekaj, córcia. Ja otworzę.

Po chwili w drzwiach stanął wysoki jak tyczka chłopak. Był chudy jak patyk, widać było, że ostatnio mu się nie przelewało.

— Ja do Pauli. Nazywam się Jacek Bródka — przedstawił się cicho chłopak.

— Wiem. Zapraszam do kuchni. Właśnie zamierzaliśmy usiąść do stołu.

— Ale ja… — Chłopak stał w progu z niepewną miną.

— No, wejdź, nie stój tak w progu, bo śniadanie stygnie — zachęcił chłopaka, który stał jak kołek w płocie wciąż niezdecydowany.

Jacek wszedł do kuchni niepewnym krokiem. Był skrępowany, ale gdy spojrzał na uśmiechniętą Paulę, która machnęła mu na powitanie ręką, jego twarz radykalnie się zmieniła. Odwzajemnił uśmiech i nabrał pewności siebie.

— Dzień dobry — przywitał Paulę i jej matkę w lekkim ukłonie, czym ujął Jankę.

— Dzień dobry, Jacku. Chodź, usiądź obok mnie — poprosiła.

— Nie chciałbym państwa niepokoić, ale to chyba zły pomysł, abym jechał z wami. To dodatkowy koszt a ja nie śmierdzę groszem — próbował się wymigać.

— Jacek, nie rób scen. — Paula stanęła obok niego i pociągnęła za rękaw kraciastej koszuli.

— Córka ma rację. Usiądź i zjedz z nami. Pieniędzmi się nie przejmuj. Mamy gdzie się zatrzymać a jedzenia starczy dla wszystkich. No, rusz się wreszcie, chłopcze — ponaglił go Hubert.

Jacek położył plecak na komodzie w korytarzu i wszedł do kuchni ośmielony serdecznym zaproszeniem gospodarza.

— Miałeś się spakować na kilka tygodni. A ty, co włożyłeś do plecaka, że taki chudy? Szczoteczkę do zębów i dżinsy na zmianę? — zapytała bezpośrednio Paula, jak zwykle szczera do bólu.

— Tylko najpotrzebniejsze rzeczy, kilka koszulek, bluzę, dwie pary spodni i faktycznie szczoteczkę do zębów.

— Okay. Skoro to ci wystarczy, niech ci będzie — przytaknęła dziewczyna. — Na wszelki wypadek zajrzyj do worka, który stoi przy drzwiach. Ojciec podczas pakowania odłożył skórzaną kurtkę do wydania i sportowe buty. Może ci przypasują — zaproponowała lekkim tonem.

— O, właśnie, dobrze że mi o tym przypomniałaś, córcia. W worku jest więcej rzeczy, nie krępuj się i wybierz, co ci będzie pasowało. Zamiast dać je komuś obcemu, wolę dać, kto je poszanuje. Trudno było mi rozstać się z tą kurtką. Objeździłem w niej wszystkie możliwe koncerty. Kupiłem ją na pchlim targu w Warszawie od jakiego rockmena, który nie miał za co wrócić do domu. Zapamiętałem tylko jego imię John. Dałem mu więcej, niż oczekiwał. Niestety jakoś skurczyła się w sobie — dodał z uśmiechem, czym rozbroił Paulę i Jacka. — No i zajmowała tylko miejsce w szafie. Na ciebie będzie w sam raz. Wtedy wyglądałem jak ty, to nie to, co teraz. — Poklepał się po lekko wystającym brzuszku. — Po śniadaniu ją przymierzysz. Na wszelki wypadek mamy zapasowy neseser, spakujesz się do niego, czego nie upchasz w swoim plecaku.

Chłopak zerknął na Paulę, która uprzedziła go, że jej rodzice, to równi goście, aby nie krępował się w ich towarzystwie i mówił otwarcie, co leży mu na sercu, bo mieli swoje zasady i szanowali poglądy innych, choć ich światopogląd znacznie różnił się od innych.

— W worku są również twoje dżinsowe koszule i swetry — dodała Janina. — Jacku, naprawdę nie krępuj się i bierz, co ci będzie pasowało. Mój mąż ostatnio nie dbał zbytnio o dietę, no to teraz ma tego rezultat w postaci sporej nadwagi.

— Dziękuję, zrobię to. Może rzeczywiście coś mi się nada, bo wyrosłem z niektórych ciuchów — odezwał się już nieco pewniejszym głosem chłopak.

— A teraz zabierajmy się do jedzenia, bo nie lubię jeździć nocą. Jacek, nabierz sobie jajecznicy, nie żałuj sobie, chłopie — zachęcał Hubert. — Ty w przeciwieństwie do mnie musisz dużo jeść, bo wciąż rośniesz.

— Na brak apetytu nigdy nie narzekałem, proszę pana — odezwał się po raz pierwszy pewnym głosem Jacek.

— Żaden ze mnie pan. Mów mi Hubert, a to moja żona, Janka — powiedział swobodnym głosem gospodarz, nawet oczy śmiały mu się z zadowolenia.

— Tak, proszę pana, to znaczy Hubercie. — Jacek przytaknął głową.

Paula zauważyła, że dzięki ciepłej atmosferze, którą stworzyli jej rodzice, kolega poczuł się znacznie swobodniej. Była za to im wdzięczna. Spojrzała jeszcze raz na Jacka a ten tylko uśmiechnął się w odpowiedzi, i jadł z apetytem, co mu matka podsunęła.Rozdział 2

Przyjechali do Gdańska o piątej nad ranem. Było za wcześnie na spotkanie z adwokatem Moniki, który wyznaczył godzinę dziesiątą, więc podjechali pod adres podany przez niego, zostawili przed okazałym budynkiem samochód i ruszyli na przechadzkę. Stare Miasto zachwyciło ich wąskimi, wybrukowanymi uliczkami i starymi kamieniczkami. Przy ulicy Długiego Targu tuż w pobliżu Dworu Artusa zatrzymali się przy Fontannie Neptuna.

Jacek wysunął się nieco do przodu i zmierzył wzrokiem wysoki postument.

— Rzeźba Neptuna powstała w 1612 roku, waży 650 kg i ma 2 metry wysokości. Jest wykonana z brązu. Zaprojektował ją Abraham van den Blocke, rzeźbiarz i architekt, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli manieryzmu niderlandzkiego w sztuce polskiej około 1600 roku, który żył w latach 1572—1628, a około 1615 roku odlał w brązie Piotr Husen, flamandzki twórca.

Rodzina Radosnych spojrzała na Jacka z ciekawością, niepozbawioną miłym akcentem zaskoczenia.

— Dużo wiesz… — zagadnęła go Paula.

— Jeśli ma się tylko jedną możliwość zwiedzania świata, jeżdżeniem palcem po mapie — roześmiał się chłopak wesoło. — Można dużo dowiedzieć z geograficznego e-booka.

Paula mu zawtórowała. Hubert z Janiną tylko znacząco się uśmiechnęli.

— Dziwne, że rzeźba Neptuna przetrwała II wojnę światową. Wiesz, coś na ten temat? — zapytała Paula.

— Podczas II wojny, rzeźbę schowano w Parchowie koło Bytowa, dlatego teraz możemy ją podziwiać w całej okazałości — odpowiedział z uśmiechem.

— Dziwię się, że z historii masz poprawkę, przecież masz rozległą wiedzę — zauważyła Paula zdziwiona.

— Wiesz, jestem indywiduum swego rodzaju. Nie lubię być podporządkowany czyimś zasadom.

— Co konkretnie masz na myśli?

— Nie lubię zapisywać niczego w zeszycie. Wszystkie informacje mam tu — wskazał na swoją głowę.

Paulę zaskoczyła wypowiedź Jacka, od razu przeszła jej przez głowę myśl, którą musiała się z nim natychmiast podzielić.

— Jacku, tylko bądź ze mną szczery, bardzo proszę. Jesteś dyslektykiem? — zapytała otwarcie, nie spuszczając z niego oczu.

— No, dobrze. Przejrzałaś mnie. Mało że jestem dyslektykiem, mam też dysortografię — wyznał jednym tchem.

— Zapewne masz na to jakieś zaświadczenie?

— Oczywiście, że mam. Już moja mama o to się postarała. Biegała ze mną od jednej przychodni do drugiej.

— Czy nasza pani psycholog wie o tym?

— Już dawno temu je przedkładałem. Może gdzieś się zapodziało w dokumentacji szkolnej. A może powinienem zrobić nowe badania? — głośno myślał.

— Jacku, to żaden wstyd mieć te schorzenia. Wiesz, że cierpieli na to sławni ludzie, jak: Albert Einstein, Walt Disney, Winston Churchill, Pablo Picasso, John Lennon, Leonardo da Vinci, Mozart, Adam Mickiewicz, Andy Warhol, Anthony Hopkins a nawet Agatha Christie.

— Naprawdę? — zdziwił się zaskoczony.

— Ty, powinieneś to wiedzieć. Wiesz, że muszę poinformować o tym naszą psycholog. Da ci skierowanie to Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. Opinia z poradni ułatwi ci życie i umożliwi zdanie matury.

— No, dobrze. Niech ci będzie — zgodził się bez żadnych ceregieli.

— Nie wiedziałeś, że życie trzeba sobie ułatwiać a nie utrudniać?

Jacek spojrzał na Paulę i pokręcił głową.

— Widzę, że mam przed sobą drugiego anioła stróża.

— Nazywaj mnie, jak chcesz, ale nie odpuszczę ci tych badań. Jeszcze dzisiaj zadzwonię do naszej psycholożki, aby wypisała ci skierowanie do poradni.

— Niech ci będzie — przytaknął i objął ją ramieniem.

Wyglądali jak dwa Michały, jeden duży, drugi mały. Hubert z Janką szli za nimi i tylko się uśmiechali. Paula powoli swoją cierpliwością i miłością do bliźnich, rozpoczęła swoją terapię. Z przyczajonego tygrysa nie pozostał nawet ślad. W jej rękach Jacek sprawiał wrażenia małego, bezbronnego kociaka.

— Słuchajcie, dzieciaki — zwrócił się do nich Hubert. — Musimy już wracać. — Mam nadzieję, że wystarczy nam czasu na zwiedzanie. Szkoda byłoby nie zobaczyć Gdańska, Oliwy i Sopotu, skoro jesteśmy tak blisko.

— Okay. — Paula i Jacek poszli za nimi, obejmowali się, jakby coś więcej ich łączyło niż przyjaźń.

***

Prawnik Moniki, Jan Listkiewicz, był mężczyzną w średnim wieku, mimo upalnego dnia był w jasno popielatym garniturze i ciemnych skórzanych butach. Krótkie blond włosy zaczesane miał do tyłu. Sprawiał wrażenie sympatycznego człowieka. Postawił na stole czarną teczkę wypchaną dokumentami i gdy tylko Hubert Radosny przekroczył próg jego gabinetu, wstał i wyjął z niej dużą kopertę, którą położył przed sobą na stole.

— Dzień dobry. Hubert Radosny — przedstawił się z uśmiechem gość.

— Jan Listkiewicz.

Mężczyźni podali sobie dłonie i zmierzyli badawczym spojrzeniem.

— Proszę usiąść. — Listkiewicz z uśmiechem wskazał najbliższe krzesło.

Kiedy Hubert wygodnie usiadł za długim i ciężkim stołem, prawnik podał mu kopertę wielkości A4.

— Pani Monika na krótko przed śmiercią zrobiła testament i napisała do pana list z prośbą o spotkanie z pana synem.

— Z moim synem? — Oczy Huberta zrobiły się ze zdziwienia z okrągłych prawie kwadratowe. — Ale ja nie mam syna, tylko córkę Paulę — wyjaśnił rzeczowym tonem.

— Monika przewidziała to, że pan zwątpi w prawdziwość jej słów i dlatego dała materiały genetyczne do badania DNA.

— Niby jak?

— Kiedy jeszcze był pan z nią w związku. Nie było to przecież trudne.

— Dlaczego więc dała mi powód, abym myślał inaczej?

— Wyjaśniła to panu w liście. Nie znam prawdziwego powodu, choć mogę się tylko domyślać, co nią wówczas kierowało.

— Tak?

— To tylko moje przypuszczenia. Prawdziwy powód jest w tym liście. Zostawię teraz pana samego. Proszę spokojnie odczytać ten list. Kawa, herbata?

— Dziękuję. Wystarczy woda. — Hubert zanim otworzył kopertę, napił się wody, bo z wrażenia zaschło mu w gardle.

— „_Drogi Hubercie, piszę do ciebie ten list, wiedząc, że wkrótce umrę. Jestem śmiertelnie chora. Rak jest dziedziczny. Najpierw dopadł naszą matkę, potem moją siostrę Ulę, a teraz przyszła kolej na mnie. Zanim jednak odejdę, chciałabym, abyś poznał swojego syna Sergiusza. Obecnie ma 22 lata. Studiuje w Gdyni, ale mieszka i pracuje dorywczo w Gdańsku na kutrze jako rybak. Łódź otrzymał ode mnie w prezencie. Jest cudownym człowiekiem. Na pewno go polubisz. Wiem, ta wiadomość jest dla ciebie zaskoczeniem i wcale się nie dziwię. Pamiętasz moją siostrę Ulę? Dla ciebie był to epizod a dla niej byłeś wielką miłością. Nie przyznała się, że spodziewa się twojego dziecka, nawet mnie. Dopiero, gdy zachorowała, wyznała mi prawdę. Musiałam przyrzec, że zaopiekuję się jej synkiem. Postanowiłam udźwignąć ten ciężar sama. Nasz związek krótko trwał, byłam na rozdrożu, nie wiedziałam, jak mam postąpić, ale obietnica dana mojej siostrze wiązała mnie słowem, dlatego postanowiłam skłamać, aby zająć się Sergiuszem, sama. Teraz ja cię proszę, zajmij się nim. Kiedy go zobaczysz, nie będziesz miał żadnych wątpliwości. Jest żywą kopią ciebie, jakby skórę z ciebie zdjął. Tak to się chyba mówi. Matka w genach zostawiła mu upartość i skrytość. Nie lubi się zbytnio rozgadywać, choć ma wiele do powiedzenia. Czy dobrze Ula zrobiła, że nie wyjawiła ci swojej tajemnicy? Czy ja dobrze postąpiłam, nie mówiąc ci prawdy o Sergiuszu? Sam to rozstrzygniesz. Niestety w życiu są takie momenty, że trzeba przerwać milczenie i złamać daną obietnicę, bo nie można kłaść na szali słów, nawet tych wypowiedzianych na łożu śmierci i życia drugiego człowieka, który ma przed sobą przyszłość. Sergiusz musi poznać prawdę od ciebie. Mam nadzieję, że nie zaprzesz się swojego syna, bo prawda zawsze zwycięża, ale także nas uzdrawia. Mam nadzieję, że wybaczysz nam obu._

_Mam także pewność, że podejmiesz właściwą decyzję. Przed laty zabrakło ci przenikliwości, zbyt szybko wycofałeś się z danego słowa a przecież nigdy cię nie zdradziłam. Nie starałeś się nawet dowiedzieć, kim był człowiek, który był przyczyną naszego rozpadu. Po śmierci Uli, zaadoptowałam Sergiusza, miał wtedy zaledwie dwa latka. Zapisałam go na swoje panieńskie nazwisko. Wie, że nie jestem jego biologiczną matką, ale ciotką. Zaakceptował mnie jako matkę i tak do końca mnie nazywał._

_Mam nadzieję, że dzisiaj będziesz miał więcej wiary w siebie, nie tylko dlatego, że masz na to dowód na piśmie, wynik testu DNA, ale Sergiusz jest twoim odzwierciedleniem. Nawet, gdybyś chciał, nie wyprzesz się go, bo tak bardzo jesteście do siebie podobni. Jest młodszą wersją ciebie._

_Od dzisiaj odmieni się życie twojego syna i twojej rodziny. Z daleka śledziłam wasze losy. Masz wspaniałą córkę, teraz zyskasz wspaniałego syna. Mam nadzieję, że twoja rodzina zaakceptuje Sergiusza. I będziecie żyli długo i szczęśliwie. Przynajmniej mam taką nadzieję. Monika.”_

Do listu była dołączona fotografia Sergiusza i wynik testu DNA.

Hubert skończył czytać list a po chwili schował go do koperty. I długo przyglądał się młodemu człowiekowi. Musiał przyznać, że Monika miała rację, był jego młodszą kopią sprzed dwudziestu laty.

— Jak pan teraz się czuje? — zapytał prawnik, który zjawił się przed nim, gdy tylko odłożył kopertę na stół.

— Szczerze? Jakbym dostał obuchem w głowę — odparł, wypuszczając z siebie powietrze, które wstrzymał w trakcie czytania.

— Mam nadzieję, że nie ma pan żadnych wątpliwości?

Hubert pokiwał przecząco głową.

— Nie rozumiem tylko, dlaczego Ula z Moniką milczały. Co nam to dało?

— Może wstyd? A może fakt, że obie siostry rywalizowały o pana względy?

— Poznałem je prawie w tym samym czasie. Żadnej nie faworyzowałem. Obie były piękne, mądre i miłe. Ula szybko się ulotniła, jakby jej zainteresowanie mną uleciało z wiatrem, choć przyznaję bardziej mnie pociągała. Zaimponowała mi jej niewinność i delikatna uroda. Monika była bardziej wytrwała, dlatego nawiązaliśmy romans a wkrótce zostaliśmy parą.

— Szkoda, że pan nie był względem niej taki wytrwały w poszukiwaniu prawdy, która okazała się kłamstwem — zauważył prawnik.

— Człowiek musi dojrzeć do każdej decyzji a gdy osiąga pewien wiek, wie, co go czeka na końcu obranej drogi. Przynajmniej tak mu się wydaje.

— No, tak, częściowo ma pan rację — odparł prawnik i zaczął pakować do czarnej, skórzanej teczki swoje dokumenty.

— Jak mogę się skontaktować z synem? — zapytał Hubert, widząc, że mężczyzna zbiera się do wyjścia.

— W dużej kopercie powinna być mniejsza. W niej jest adres zamieszkania pańskiego syna.

Hubert sięgnął do szarej koperty i wyjął z niej mniejszą, białą. Rzeczywiście była w niej karteczka z dokładnym adresem, który akurat był dla niego znany, i nazwą łodzi oraz miejscem na przystani.

— Czy ma pan jeszcze jakieś pytania? — zapytał prawnik, wyciągając do niego dłoń.

— Otrzymałem już wszystkie potrzebne informacje. Dziękuję.

— Na wszelki wypadek, proszę, to moja wizytówka. Kiedy będzie pan chciał się ze mną skontaktować, proszę dzwonić o każdej porze dnia — zaproponował.

— Jeszcze raz dziękuję.

— Życzę powodzenia. Pani Monika była w porządku, podobnie jak jej syn. Zazdroszczę panu. Otrzymał pan drugą szansę na zrehabilitowanie się. Nie zawsze się ją otrzymuje.

— Przepraszam, Monika w tym liście nie napisała, czy Sergiusz wie, kim jest jego biologiczny ojciec?

— Prawdę mówiąc, tego nie wiem. Sam pan go o to musi zapytać. Do widzenia, panie Hubercie. Miło było pana poznać.

— Dziękuję i nawzajem. Do widzenia.

Uścisnęli sobie dłonie i rozeszli każdy w swoją stronę.

Hubert wyszedł z kancelarii prawniczej i postanowił od razu udać się na wybrzeże. Na kartce był też telefon, ale postanowił niezwłocznie pójść pieszo i poznać swojego syna. Rozdzwoniła się jego komórka. To była Janka. Musiał odebrać, aby ją uspokoić.

— Gdzie ty jesteś? — zapytała nerwowo.

— Dopiero co wyszedłem z kancelarii. Idźcie na obiad beze mnie. Muszę się najpierw z kimś spotkać i porozmawiać. To bardzo ważne — odparł, starając się zachować pozory spokoju, choć duszę miał na ramieniu.

— Dobrze. Hotel, który nam wynająłeś jest ekstra. Dobrze, że przynajmniej jest w nim restauracja i nie musimy wałęsać się po knajpkach, które nie zawsze spełniają wymogi Sanepidu.

— Cieszę się, że jesteście zadowoleni. A jak dzieciaki? Nie padły ze zmęczenia?

— Po obiedzie, zaplanowaliśmy pójść na plażę. Tam sobie odpoczną a ja z nimi. Kilkugodzinna jazda samochodem dała mi się trochę we znaki.

— Dołączę do was później, choć nie wiem, ile mi tu zejdzie. Będziemy w kontakcie.

Hubert skierował się prosto na nabrzeże, gdzie przy pomoście stały przycumowane mniejsze i większe łodzie. Z daleka widać było maszty żaglowców, które pływały nie tylko po wodach Europy, ale i całego świata, które miały zanurzenie do szesnastu metrów.

Był koniec czerwca, na dworze panował skwar, ale na wybrzeżu czuć było morską bryzę, która mile chłodziła rozgrzaną skórę. Miał dobry pomysł, aby zdjąć dżinsy i ubrać się w białe spodnie do kolan, bawełnianą koszulkę z krótkim rękawem, a na nogi włożyć skórzane klapki. Teraz poczuł, że jest nad morzem. Zatrzymał się i głęboko zaczerpnął w płuca morskiego powietrza. Przed wielu laty był pewien, że tu zakotwiczy i założy rodzinę, ale snuć plany a rzeczywistość okazała się zupełnie czymś innym.

— Przepraszam, gdzie jest zacumowana „MONIKA”? — zapytał pierwszego z brzegu rybaka, który siedział na lewej burcie kutra i rozplątywał sieć.

— O, tam! — Wskazał na rosłego, młodego mężczyznę, który trzymał w dłoniach linę cumowniczą.

— Sergiusz, ktoś do ciebie! — zawołał rybak.

Hubert z daleka zauważył, że kuter miał długi kadłub i wcale nie był taki mały, jak mu się zdawało. Młodzieniec zszedł z pokładu po trapie, zawiesił linę na polerze i z pomostu patrzył na mężczyznę, który szedł w jego stronę.

— Pan do mnie? — zapytał pierwszy.

Hubert stanął twarzą w twarz ze swoim synem, który rzeczywiście przypominał go, kiedy miał tyle lat, co on teraz. Był wysoki, miał rozbudowane ramiona i umięśnione nogi. Na nogach miał sportowe buty. Był mocno opalony. Ciemne, prawie czarne włosy w nieładzie sięgały mu do ramion. Na czole miał przewiązaną czarną bandankę. Słońce padało mu prosto w twarz, dlatego zmrużył oczy i ciemne łuki brwi. Zauważył jednak, że jego oczy były w kolorze zielonym jak jego własne.

— Witaj, synu — przywitał go Hubert, wyciągając do młodego mężczyzny dłoń, nie będąc pewnym, czy z nim się przywita.

Młody mężczyzna cofnął się zaskoczony, ale uścisnął rękę nieznajomemu mężczyźnie.

— Nie znam pana — odparł zdziwiony.

— Dowiedziałem się o tobie przed niecałą godziną. Możemy porozmawiać? — zapytał Hubert, zastanawiając się, czy nie za szybko powiedział, kim jest. Chłopak był w szoku, podobnie jak on, gdy poznał prawdę.

— Najlepiej będzie, gdy przeczytasz list twojej matki, który zaadresowała do mnie. Przyjechałem zaraz po jego otrzymaniu. Dzisiaj odebrałem go osobiście z kancelarii jej prawnika. Proszę. — Wyjął z szarej koperty list, który zaszeleścił przy rozkładaniu.

— Zapraszam do środka. — Sergiusz wskazał prawą ręką wejście pod pokład.

Znaleźli się w środku niewielkiej kajuty, gdzie stał stół, dwa krzesła, na stałe przymocowana koja a na przeciwległej ścianie wisiały sieci i osprzęt do połowu większych ryb.

— No, tak. Teraz rozumiem, co chciała powiedzieć mi moja druga matka. Monika dopiero niedawno wyznała mi, że jest moją ciotką, siostrą mojej matki, ale odkąd pamiętam, darzyła mnie wielkim uczuciem jak prawdziwa matka — wyznał młody człowiek.

— Przez niedomówienia i tajemnice, mało brakowało, abym cię nigdy nie poznał, synu. Dasz się przytulić? — zapytał Hubert, wyciągając obie ręce gotowe, aby uściskać syna.

— Przyznaję, czuję się trochę niepewnie — wybąkał nieporadnie, ale po chwili wtulił się w ramiona ojca.

Długo trwali w uścisku, dopóki żal i na przemian radość, dały upust łzom, które popłynęły im obu z uśmiechniętych oczu.

— Roztkliwiłem się jak dziewczyna — powiedział cicho Sergiusz, nadal wtulony w ramię ojca.

— Paula, moja córka a twoja przybrana siostra, powiedziałaby, że łzy nie są oznaką słabości lecz pokonywaniem swoich emocji. Wychodzi z założenia, że kiedy jesteś w dobrym nastroju, śmiej się, bo wtedy dotleniają ci się płuca. A kiedy jesteś na coś zły, zaklnij a ci ulży, albo płacz, kiedy jest ci smutno. Łzy jak widzisz, są dobre, bo oczyszczają nas z różnych emocji.

— Już ją lubię. Ile ma lat? Do jakiej szkoły chodzi? Jest grzeczna czy ma charakter buntowniczki? — rozpytywał Sergiusz z szerokim uśmiechem.

Jego twarz, choć jeszcze młodzieńcza, miała zadatki na męskie i interesujące oblicze. Od złotej opalenizny odznaczały się białe, równe zęby. Był przystojnym mężczyzną i miał pogodę ducha, którą tak ceniła jego córka.

— Skończyła właśnie 18 lat. Jest ładna, ciepła i mądra. Zamierza pomóc koledze zdać poprawkę, dlatego wzięliśmy go ze sobą. Chłopak nie jest głupi, ale ma dysleksję i dysortografię. Przez to ma zaległości w nauce. A do tego opiekował się chorą matką, która odeszła rok temu, a trzy lata temu jego ojciec zginął w wypadku na budowie. Został sam jak palec, więc Paula wzięła go pod swoje skrzydełka i roztoczyła nad nim opiekę. Jak sam widzisz anioł, tyle że w spodniach, w których najczęściej lubi chodzić.

— A na dodatek jest piękna i mądra?

— Cała Paula. Chciałbym, abyś poznał moją rodzinę. Moja żona ma na imię Janina, córka, Paula, a ten jej kolega, to Jacek. Muszą cię poznać a ty ich.

— Nie ma sprawy. Chętnie się z nimi zaprzyjaźnię, bo tej pory nie miałem kumpla w swoim wieku. Nie liczę kolegów ze studiów.

— A ty, jak się teraz czujesz po śmierci mamy?

— Brakuje mi jej. Była wspaniałą matką i wspaniałym człowiekiem.

— Nie brakuje ci pieniędzy?

— Jakoś sobie radzę. Matka zostawiła mi trochę oszczędności.

— Słyszałem, że pracujesz i się uczysz?

— Jestem na trzecim roku na Uniwersytecie Morskim w Gdyni, na wydziale Nawigacji. Uzyskany dyplom wraz z wymaganą praktyką morską będzie dla mnie przepustką do uzyskania dyplomu oficera wachtowego. Ten dokument uznawany jest na całym świecie — powiedział z widoczną satysfakcją.

— Jestem z ciebie dumny, synu. Zapraszam cię dzisiaj na kolację. Zamieszkaliśmy w hotelu Mercurym, na Starym Mieście. O 19.00. Może być? Pokój 323. II piętro.

— Oczywiście, przyjadę.

— Poznamy się bliżej. Tak bardzo się cieszę, nawet nie wiesz jak bardzo.

Hubert długo patrzył na syna z przekornym uśmiechem.

— Dobrze ci w tych włosach, nie ścinaj ich. Chciałbym, aby takiego poznała cię Paula.

— Dlaczego?

— Macie ze sobą wiele wspólnego. Ona jest trochę dzika jak ty. Dzieci Kwiaty. Pasowalibyście do nich.

— Do hipisów?

— No…

Sergiusz roześmiał się wesoło, nie podejrzewając, że jego ojciec ma takie osobliwe poczucie humoru.

— No, wiesz, tato!

Teraz Hubert się roześmiał i pokręcił głową z niedowierzaniem.

— Wiesz, że po raz pierwszy nazwałeś mnie tatą? — zapytał, wybuchając głośnym śmiechem, który przypominał śmiech jego syna.

Tym głośnym, trochę gardłowym śmiechem, przełamali wszelkie bariery. Nawiązała się między nimi szczególna więź, która wiąże ojca z synem.Rozdział 8

Paula z Sergiuszem siedzieli na łóżku oparci o ścianę i cicho rozmawiali. Rozkołysane wiatrem fale obijały się o burtę kutra a krzyk mew przerywał ciszę rozleniwionego popołudnia. Prawda, którą oboje poznali, dała im poczucie psychicznego komfortu. Paula poczuła radość i fascynację, Sergiusz pomyślał w tym samym czasie, że życie dało im szansę na przeżycie życia po swojemu bez żadnych nakazów i ograniczeń.

— Jesteś zła na matkę? — zapytał Sergiusz, przerywając milczenie.

— Prawdę mówiąc, jeszcze nie nabrałam odpowiedniego stosunku do całej tej zagmatwanej sprawy. Jestem bardziej ciekawa, jak zareaguje na to mój ojciec. Ja, dzięki tobie, zniosłam tę prawdę łagodnie, rzekłabym nawet, że przyjęłam ją z dozą rozsądku. W końcu żyję, miałam dobrych i opiekuńczych rodziców.

— A nie jesteś ciekawa, co dzieje się z twoją biologiczną matką?

— Mam nadzieję, że przyjdzie odpowiednia pora i poznam ją, podobnie jak i swego ojca. Najważniejszy jest fakt, że mam świadomość, kim jestem i skąd pochodzę. Urodziłam się tutaj, w twoim rodzinnym mieście, dlatego tak ciągnie mnie do wszystkich zapachów związanych z morzem. Nawet ten wiatr, który czuję we włosach, zapach morskiej wody, wodorostów, jest mi bliski, jakbym nigdy stąd nie wyjeżdżała. Nawet ten krzyk mew… — spojrzała w niebo i lecące nad morzem ptaki. — Jest mi znajomy.

— Jesteś najbardziej racjonalnie myślącą osobą, jaką znam — powiedział Sergiusz i objął dziewczynę ramieniem.

— A wiele ich znałeś? — zapytała z przekornym uśmiechem.

— Jeśli masz na myśli dziewczyny, to raczej nie. Studia, praca na kutrze, dom, a potem choroba matki, pochłaniały cały mój wolny czas. Czasem dla relaksu był wypad z kumplami na plażę i szanty przy ognisku. To był odskok od zwykłej codzienności. Teraz mogę powiedzieć z całą pewnością, że jestem szczęśliwy, bo nie jestem już sam, mam dobrego duszka, który przejął się moim losem bardziej od swego.

— Nie myśl, że nie wstrząsnęła mną wiadomość, że moi rodzice tak naprawdę nie są moimi rodzicami. Pewnie byłeś tak samo zaskoczony wiadomością, którą zostawiła ci w spadku twoja zastępcza matka. Pociesza mnie jedynie fakt, że miałam szczęśliwe dzieciństwo, rodzice mnie kochali i rozumieliśmy się, póki nie zorientowałam się, że matka przez całe życie nie tylko mnie okłamywała, ale i mojego ojca.

— Ciekawy jestem, co wyniknie z tej historii.

— Aż się boję myśleć o dalszych konsekwencjach jej kłamstwa.

— Chciała dobrze, ale wyszło, jak wyszło.

Jacek wrócił z randki z Zuzą. Sergiusz postanowił zostać z nim na kutrze, nie chcąc drażnić swoją obecnością matki Pauli.

— Dzisiaj zjemy kolację tutaj, Jacku. Zaraz przygotuję jakieś kanapki — zaproponował Sergiusz.

— Co się stało? — zapytał chłopak zdziwiony, widząc ich niewyraźne miny.

— Powiemy mu?

— Przecież widzę, że coś się stało. — Jacek spojrzał najpierw na Sergiusza a potem na Paulę. Po raz pierwszy widział ją taką przygnębioną i bezradną.

— Wcześniej czy później i tak się dowiesz. Dzisiaj moja matka wyznała mi, że nie jestem jej biologiczną córką, a ojciec moim biologicznym rodzicem — wyznała ze łzami w oczach.

— Boże! A co na to twój ojciec? — zapytał po długim milczeniu.

— On jeszcze o niczym nie wie… — odparła z gulą w gardle. Ledwo mogła przełknąć ślinę, bo zaschło jej w gardle.

Jacek zaskoczony otworzył ze zdziwienia usta i żadne słowa nie przychodziły mu do głowy, na tak otwarty argument, który wygłosiła jego ulubiona kumpela. Pokręcił tylko z niedowierzaniem głową.

— Nie mieści mi się to w głowie, że mogła przez tyle lat was oszukiwać.

— Widocznie można, skoro trzymała ten sekret wyłącznie dla siebie — wydusiła z siebie dziewczyna. — Muszę wrócić do domu i sprawdzić, jak ona się czuje.

— Masz jeszcze wobec niej jakieś skrupuły? — zdziwił się chłopak.

— Nie mów tak. W końcu przez osiemnaście lat była moją matką. Nie była złą osobą. Dbała o mnie, o ojca, o rodzinę, o dom. Nie mogła mieć dzieci, a moja biologiczna matka w tym czasie była w nieformalnym związku z moim biologicznym ojcem. Widocznie urodzenie mnie nie było jej na rękę, dlatego oddała mnie do adopcji.

— Założę się, że nie była to legalna adopcja zgodna z prawem.

— Być może, bo zaraz po urodzeniu trafiłam do zastępczych rodziców.

— Właśnie podsunąłeś mi pewną myśl i chciałbym ją sprawdzić — odezwał się Sergiusz, który przysłuchiwał się ich rozmowie z uwagą.

— Co wymyśliłeś? — zapytała zaciekawiona Paula.

— Wróć do domu, bo zrobiło się już późno i pewnie twoja matka martwi się o ciebie — powiedział Sergiusz zdecydowanym głosem.

— Masz rację — odparła dziewczyna i wyszła na pokład a za nią Sergiusz.

— Nie patrz tak na mnie, przecież samą cię nie puszczę.

***

Sergiusz odprowadził ją pod same drzwi. Kiedy Paula weszła do domu, w pokoju matki nie paliło się światło, jak miała to w zwyczaju, kiedy czekała na córkę lub męża, kiedy wracali zbyt późno. Sprawdziła we wszystkich pokojach i w łazience. Matki nie było w domu. Jej łóżko nie było rozesłane. Kuchnia sprawiała wrażenie, jakby od śniadania nikogo w niej nie było. Wybrała jej numer telefonu, ale nie odebrała, była poza zasięgiem. Postanowiła zadzwonić do Sergiusza i poinformować go tym.

— Co o tym sądzisz? — zapytała zdenerwowana.

— Dzwoniłaś do ojca? Może wróciła do Radomia?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: