- W empik go
Przed oczami - ebook
Przed oczami - ebook
"Przed oczami" to emocje nieoswojone.
”Przed oczami" to wszystko to, czego nie chcemy zobaczyć.
I usłyszeć.
„Przed oczami" to nasze odbicie w lustrze.
„Przed oczami" to nie jest książka na wakacje.
„Przed oczami" to książka na całe życie.
Już po raz kolejny mam ogromną przyjemność - wielką frajdę po prostu - przedstawić Ci, Drogi Czytelniku, pięknych, utalentowanych, nie obawiających się marzyć. Pisanie jest wielką radością ich życia i naprawdę potrafią to robić. Kiedy trzeba - posługują się piórem jak tarczą i mieczem - walczą słowem. Ale na co dzień ich twórczość jest pełna miłości - tej bezwarunkowej, ale też bardzo często niełatwej.
Ich optymizm, wewnętrzne piękno i spokój - jest tym, czym chcą się z Tobą, Czytelniku, teraz podzielić.
Monika Sawicka i Fundacja VADE MECUM - chodź ze mną im. Sandry Brędowskiej zaprasza do ICH świata. Zaczytajcie się, zakochajcie, zapomnijcie na chwilę.
Autorzy:
Anna Brędowska, Magdalena Legierska, Joanna Wicherkiewicz, Sylwia Hetman, Maria Kusz, Justyna Wójcik, Alan Dudzic, Wojciech Pietrzak, Jakub Bieńkowski, Lucyna Dąbrowska, Magdalena Matysiak, Marta Bulwan, Anna Jagoda Myszka, Sandra Miszewska, Kinga Gemba, Dorota Just, Krzysztof Barys, Marcin Sufa oraz Maciej Sufa
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-195-5 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wykorzystaj ten dzień dzisiejszy. Obiema rękoma obejmij go. Przyjmij ochoczo, co niesie ze sobą: światło, powietrze i życie, jego uśmiech, płacz, i cały cud tego dnia.
Wyjdź mu naprzeciw.”
Phil BosmansMonika Sawicka
Na dobranoc
Oddałabym Ci własne serce, by uratować Twoje. Mój świat stracił kolor, zapach i smak.
Nie wyobrażam sobie mojego świata bez Ciebie, ciągle mam nadzieję, że to tylko koszmarny sen i chcę się obudzić.
To Ty opowiadałeś mi bajki. To Ty nosiłeś na rękach. To Ty karmiłeś zupą mleczną z zacierkami i nikomu nigdy nie pozwalałeś na mnie krzyczeć. To Ty chodziłeś ze mną na plac zabaw. To Ty zrobiłeś ze mnie fankę piłki nożnej i z Tobą oglądałam dziesiątki meczów.
Kochałeś i byłeś kochany.
Byłeś życzliwy i pogodny, ciepły i wrażliwy, miałeś w sobie tyle miłości, żeby obdarować nią nas wszystkich. Dla Ciebie Człowiek był zawsze najważniejszy.
Każde z nas wraz z Twoim odejściem straciło kawałek serca, nasze życie już nie będzie takie jak wtedy, gdy wiedzieliśmy, że mamy Ciebie. Myśleliśmy, że zawsze będziesz z nami.
Ale nic nie może przecież wiecznie trwać.Śmierć jest nieuchronna i czeka nas wszystkich.
Spotkamy się jeszcze, ale do tego czasu będziemy strasznie za Tobą tęsknić, za spojrzeniem Twoich błękitnych oczu, za uśmiechem, za Twoim spokojem.
Ty wiesz, że byłeś, jesteś i będziesz miłością naszego życia.
I choć ból, który po sobie zostawileś ściska nam serca, zabiera odech i wyciska łzy, będziemy dzielni. Cieszymy się, że mieliśmy Cię tak długo, że mogliśmy się Tobą cieszyć, przytulać, słuchać Twoich opowieści. Każdy z nas ma wspomnienia z Tobą związane i każdy wyłącznie piękne i dobre. Wspomnienia są jak albumy ze zdjęciami, możemy je ożywiać kiedy tylko chcemy. Dlatego też zostawiamy sobie Ciebie, kochany, w naszych myślach i wszędzie będziemy ze sobą zabierać, gdziekolwiek pójdziemy, Ty pójdziesz z nami.
A pewnego dnia Ty nas zabierzesz do siebie i znowu będziesz się nami opiekował, jak dawniej.
Nie śmierć rozdziela ludzi, lecz brak miłości. A więc śmierć nas nie rozdzieliła, bo miłości mamy tyle, ile trzeba, by Cię zatrzymać na zawsze.
Do zobaczenia
Do zobaczenia...Współ-istnienie
dla mojego Przyjaciela Kamila Maćkowiaka.
Boję się. Zawsze się bałam, ale nigdy o siebie. Poza moją najbliższą rodziną, najbardziej paraliżuje mnie strach o Przyjaciół.
Boję się o Ciebie. Każda znajomość ma swoją historię, więc i ta. Mniejsza o szczegóły, to naprawdę nieistotne JAK, ale ważne PO CO. Wierzę, że nic nie dzieje się w życiu przypadkiem, że ludzie, których spotykamy, poznajemy, pojawiają się po coś. Jedni przychodzą na chwilę i szybko odchodzą, inni wkraczają z impetem i otwierają nowy rozdział w życiu, już wspólnym. Ponieważ jestem Wielką Czarownicą, zawsze wiem, czy otwarte drzwi wniosą coś więcej poza przeciągiem. Niewiele jest w moim życiu takich szczególnych osób. Nie wiem jak to się dzieje, ale gdy zobaczę po raz pierwszy tego KOGOŚ wiem, że to początek czegoś niezwykłego, pięknego, ważnego dla nas obojga. Więc gdy pojawiłeś się TY, poczułam rozlewające się po moim ciele tak znajome ciepło, które było obietnicą piękna. Wiem, że nie podzielałeś mojego entuzjazmu, zaangażowania – mówiąc wprost myślałeś, że jestem wariatką, chorą z urojenia. Co do szaleństwa się nie myliłeś, ale w całej reszcie tak… Wiedziałam i byłam cierpliwa. Nigdy nikogo nie skreślam, nie zniechęcam się ani nie poddaję. Bo przecież nie mogę zostawić Cię tylko dlatego, że nie potrafisz w nas uwierzyć. Pojawiłeś się i wypełniłeś sobą każdą minutę mojego życia. Nie zastanawiam się, po co. Płynę z prądem czekając na to, gdzie zaniesie mnie woda. Czasem niecierpliwie wypatruję brzegu, czasem obijam się o skały lub osiadam na mieliźnie, ale nigdy nie daję za wygraną. Bo wierzę. Daję czas czasowi. Daję czas Tobie, żebyś zaufał, uwierzył, dał szansę mnie, ale przede wszystkim sobie. Bywa, że zmęczona trudami podróży opadam z sił, ale nie ustaję, płynę dalej, choć trochę wolniej. Miłość rośnie we mnie, zmienia się, dojrzewa, nabiera mądrości, wypełnia serce ciepłem, które grzeje. Wiem, że i Ty zaczynasz czuć, choć strasznie się boisz, być może nawet wciąż myślisz, że jestem szalona. Chciałabym powiedzieć Ci, że możesz być spokojny – ja nie zniknę. Nie oceniam Cię, kocham Cię takim, jakim jesteś. Gdy jesteś w euforii lub w smutku, trzeźwy czy nie, ogolony czy z zarostem, wściekły czy spokojny. Kocham Cię gdy śpisz, nawet nie słyszę Twojego chrapania, choć sąsiedzi pewnie tak. Kocham Cię, gdy patrzę jak pracujesz. Czasami miłością wesołą lub smutną, ale zawsze. Nie ma sekundy, żebym zwątpiła. Czasami płaczę. Gdy nie odbierasz telefonu gdy dzwonię, nie odpowiadasz na smsy, a ja każdą cząsteczką ciała czuję, że potrzebujesz przyjaciółki, że jesteś na skraju rozpaczy, ale nie masz dość siły, by porozmawiać. Płaczę z bezsilności, złoszczę się, początkowo na Ciebie, ale mi przechodzi szybko i zaczynam złościć się na siebie, za to, że mogłam w ogóle złościć się na Ciebie! Szybko się zbieram w sobie, dopuszczam do głosu rozum, emocje zostawiam w tyle. Jezu, ja tak mocno czuję, całkiem jakbym była Twoją jednojajową bliźniaczą siostrą. Ty wylewasz na siebie wrzątek, a ja krzyczę z bólu.
Nie martw się, że ja się o Ciebie martwię, że mi w czymś przeszkadzasz, że ciągniesz mnie w dół. Silna ze mnie wariatka, nie pozwolę Ci na to. Będę Twoim Aniołem, któremu nigdy nie zmęczą się skrzydła. Zapytasz: skąd mam taką pewność, że nie zabraknie mi sił? Nie wiem skąd, po prostu wiem. A może wiem, ale nie chcę o tym mówić? Bo ta siła wzięła się z wielkiego bólu i nieszczęścia. Moja tragedia jest moją siłą. Moja przeszłość zmieniła mnie, dzięki niej jestem kim jestem, choć właściwie powinno mnie nie być. Ale jestem. Oddycham, czuję, słyszę – żyję. Teraz dla Ciebie. Proszę, nie bój się już niczego. Jesteś bezpieczny ze mną. Pozwól mi wziąć Cię za rękę. Chodź ze mną. Nie oglądaj się za siebie, są rzeczy, których nie zmienisz, bo nie da się wymazać przeszłości. Nawet ja tego nie potrafię. Ale pamiętaj: „Nikt nie może cofnąć się w czasie i napisać nowego początku, ale każdy może zacząć od dzisiaj i dopisać nowe zakończenie.” (M. Robinson)
Strasznie się boję, teraz na przykład, gdy masz wyłączony telefon. Ale staram się zachować spokój, bo wierzę w Ciebie. Tak bardzo Cię kocham, mój Przyjacielu.Zielone drzwi
Opieka społeczna zabrała Kasię rodzicom, gdy okazało się, że matka zbyt pochłonięta nowym partnerem – ojczymem dziewczynki, zapomina o córce. Do tego ojczym pije i czasami bije.
Dziesięcioletnia Kasia trafiła do rodziny zastępczej i spędziła tam osiemnaście miesięcy. W tym czasie matka ochłonęła, ojczym rozpoczął terapię i wszystko wracało do normy. Na świat przyszło też ich wspólne dziecko – dziewczynka.
Mama Kasi zaczęła się starać o odzyskanie starszej córki, ojczym ją mocno w tym wspierał. Przed sądem rodzinnym wyrażał skruchę, przekonywał, że jest lepszym człowiekiem, że zrozumiał swoje błędy i je naprawia, i idzie mu nieźle. Że szło mu nieźle przekonywali sąd psychiatrzy i pracownicy ośrodka terapeutycznego. Kasia, już prawie dwunastoletnia, także bardzo chciała wrócić do domu, do mamy, do maleńkiej siostrzyczki i nawróconego ojczyma. W końcu rodzina to rodzina.
Sąd nie znalazł podstaw do odrzucenia wniosku matki o przywrócenie praw rodzicielskich. Nie wziął również pod uwagę zeznań pracownicy opieki społecznej, która prowadziła sprawę Kasi od początku i twierdziła z uporem, choć nie potrafi tego udowodnić, że największym problemem Kasi nie był alkoholizm i brutalność ojczyma, lecz jego dewiacja polegająca na seksualnym wykorzystywaniu pasierbicy.
Psycholog dziecięcy nie doszukał się symptomów molestowania, podczas kilku spotkań z dziewczynką.
W świetle wszystkich dowodów sąd zezwolił na powrót dziewczynki do domu. I wszyscy byli szczęśliwi. Kasia, mama, ojczym, opieka społeczna.
Pani Ewa, która z takim przekonaniem mówiła w sądzie o tym, że Kasia jest molestowana przez ojczyma, nie była szczęśliwa. Była natomiast zaniepokojona i wściekła, bo zdawała sobie sprawę ze swojej bezsilności.
Próbowała też wielokrotnie, przed rozprawą, prywatnie rozmawiać z Kasią, ale niczego z niej nie wyciągnęła. Niczego poza jednym. Ale to było już po. Kiedy odwoziła Kasię do rodziców, dała jej wizytówkę ze swoim numerem telefonu i poprosiła, by Kasia dzwoniła lub przychodziła kiedy tylko zajdzie taka potrzeba.
Dziewczynka podziękowała i powiedziała coś, co utwierdziło Ewę w przekonaniu, że to jednak ona ma rację.
– Jestem teraz starsza o dwa lata. Już się nie boję. Dam sobie radę.
W czwartek przed południem, dwa dni po powrocie Kasi do domu, Ewa zastała ją w swoim pokoju w pracy. Dziewczynka czekała na nią siedząc na krześle, spokojna, skupiona, opanowana, inna.
Zmieniona.
Zanim Ewa zdążyła zapytać o cokolwiek, Kasia zaczęła opowiadać swoją historię.
„Zabiłam go, proszę Pani. Zastrzeliłam go, bo znowu zaczął mi to robić. Przyszedł już pierwszej nocy, a ja wiedziałam, że znowu zacznie, tak jak dawniej mi to robił, niemal każdej nocy, gdy mama szła spać.
Zaczął, gdy miałam dziewięć lat. Płakałam, prosiłam, żeby mnie nie krzywdził, ale nie słuchał. Powiedziałam mamie, ale nie uwierzyła mi.
Pewnego dnia poszłam do sklepu, kupiłam puszkę zielonej farby i przemalowałam drzwi na zielono. Bo mówią, że to kolor nadziei. Miałam nadzieję, że będą jak barykada, że w końcu kiedyś ktoś mi je otworzy.
Moje drzwi do wolności.
Chciałam zaczarować rzeczywistość. Ale nikt mnie nie uratował. I zeszłej nocy, kiedy znowu wszedł do mojego pokoju przez te zielone drzwi, kiedy powiedział, że strasznie za mną tęsknił, kiedy położył się obok, włożył mi rękę pod nocną koszulę a sobie rozpiął spodnie, wyjęłam z szuflady rewolwer i go zastrzeliłam.
Zielone drzwi się nareszcie otworzyły i bez względu na to, co teraz ze mną będzie, jestem wolna.
Choć tak naprawdę od tego, co było nigdy się nie uwolnię.”
Kasia wyjęła z plecaka rewolwer i położyła na biurku.
Odpowiedziała Ewie na niezadane głośno pytanie:
– Ukradłam go rodzinie zastępczej. Niech pani powie mamie, że ją bardzo kocham i jej wybaczam. I mam nadzieję, że ona wybaczy też mnie. Zrobiłam to dla niej, dla siebie i dla mojej maleńkiej siostrzyczki, do której, czego jestem pewna, on też by pewnej nocy przyszedł.
I jej też mama by nie uwierzyła, skoro nie wierzyła mnie.
Niech pani nie płacze. Jestem już szczęśliwa.
Teraz już wszystko będzie dobrze...
Ewa nie mogła nie płakać, choć trzydzieści lat w zawodzie powinno ją uodpornić. Widziała przecież już tak wiele nieszczęścia…
I właśnie dlatego, wiedziała doskonale, że już nic nigdy nie będzie w życiu Kasi dobrze.Wojciech Pietrzak
Anonimowa autobiografia
Mrocznej Europy przestrzenie bezkresne
Przemierzam na koniu tak starym jak ja.
Mój wierny towarzysz wędrówki doczesnej
Historię niniejszą jak nikt inny zna.
Mój ojciec od zawsze do głowy mi wkładał:
„Pamiętaj, byś krzyża i wiary swej strzegł”.
Nim zginął od szabli w potyczne pod Zadar,
W dzień śmierci ostatni raz słowa te rzekł.
Przysiągłem, stanąwszy przy jego mogile,
Że za co on zginął, i ja oddam krew.
Na bitwach rozlicznych w hałasie i pyle
Niejeden Saracen znał broni mej gniew.
Mijały miesiące, mijały tak lata,
Ja zawsze walczyłem za wiarę i krzyż.
Skończyła się pierwsza i druga krucjata,
Już broń szykowałem na tę numer trzy.
Pewnego poranka świat moich wartości
Obrócił się w gruzy jak Tadż Mahal z kart.
Trafiła mnie strzała zdradliwej miłości
I nagle ideał już nie był nic wart.
Waleczna dziewczyna niezwykłej urody,
Półksiężyc i Allah wyznaczał jej cel.
Niewiasta piękniejsza od zjawisk przyrody.
Odszedłem od wiary po stronie być jej.
Niewiasta piękniejsza nad wszelkie ozdoby,
Szczęśliwie zamężna, okrutna to rzecz.
Konterfekt zbrodniarza, co serce jej zdobył,
Codziennie rysuje w powietrzu mój miecz.
Przeczuwam, że zbliża się koniec wędrówki,
Mój wierny towarzysz przedwczoraj już padł.
Zapewne w tej chwili zjadają go mrówki,
Też będę niedługo do grobu się kładł.
Zraniła mnie miłość, przysięgę złamałem,
Czy żywot mój w ogóle cokolwiek był wart?
Dziś jeszcze ma dusza rozstanie się z ciałem,
Do jutra zapomni mnie świat...Jakub Bieńkowski
Z Pamiętnika Dextera
(z tomiku Szaleństwo)
Każdy ma swoje tajemnice. To one definiują to, kim jesteśmy. Nie jestem człowiekiem wierzącym. Nie wierzę w dobro i zło, uważam, że każdy czasem musi podjąć decyzję, staje na rozdrożu, a którą drogę wybierze, zależy tylko od niego. Ja wybrałem tą gorszą, zło konieczne, bo na świecie istnieje zbyt wielu skurwieli, którzy nie zasługują na to, by żyć. Czy jestem szalony? Raczej uważam siebie za jednego z tych „dobrych”.
Wszystko zaczęło się w 1987, gdy Sky została porwana. Znaleziono ją martwą na wysypisku śmieci dwa miesiące później. Nigdy nie zapomnę tego dnia, a decyzja o tym co zrobiłem, dojrzewała we mnie przez długi czas. Znalazłem go. Trochę mi to zajęło, ale determinacja i upór potrafi ą zdziałać cuda. Dopadłem go w jego mieszkaniu i przywiozłem do starej piwnicy, w której trzymał Sky.
Wszystko idealnie zaplanowałem. Wylądował na swoim stole, musiałem się nim zająć.
Można powiedzieć, że to emocje kierują naszym życiem. Są wyznacznikiem drogi, którą chcemy stąpać. I właśnie one sprawiły, że robię to co robię. Jesteśmy źli z natury. Ukrywamy nasze gorsze „ja”, często przed samym sobą. Ale te najskrytsze sekrety biorą górę nad nami, powoli zaczynają nami kontrolować. Jesteśmy potworami, których oczyścić może jedynie śmierć. Niektórzy jednak radzą sobie z „ciemną stroną”, idealnie ją ukrywają, co pozwala im normalnie funkcjonować w naszym popapranym społeczeństwie.
Tworzymy swoje własny dramaty.
– Wypuść mnie stąd! Zabiję cię! – rzucał tekstami tego typu dobre minut, aż zakleiłem mu usta. Chciałem z nim trochę pogadać, dać mu szansę oczyszczenia. Puściłem w tle jakąś piosenkę Breakout, udekorowałem pokój zdjęciami Sky i ludzi, których miał na sumieniu.
Po jakimś czasie uspokoił się.
– Czego ode mnie chcesz? – zapytał niespokojnym tonem.
– Odpowiedzi. Dlaczego to zrobiłeś?
W tym momencie krzywo się uśmiechnął.
– Uwolniłem ich, nie rozumiesz? Sprawiłem, że nie muszą żyć w tym świecie pełnym grzeszników. Teraz są czyści, stoją u bram niebios.
Kolejny psychopatyczny pseudo-chrześcijanin. Wspaniale.
– Jestem wybrańcem, daję ludziom wieczny spokój, kończę ich ból i cierpienia.
– Jesteś szalony…
– Szalony? O nie… szalony jesteś ty, pozwalasz swoim bliskim żyć w obłudzie, wszechobecnym grzechu. Dookoła jest wielu ludzi marzących o powodowaniu cierpienia i żalu, wysłanników szatana.
Cholera, koleś myśli tak jak ja, no może bez tego religijnego szajsu... Jestem taki jak on? Pokręcony schizofrenik? Prawda jest taka, że każdy kieruje się własnym systemem sprawiedliwości, nikt nie uważa siebie za złego. Zawsze znajdzie się bezsensowna wymówka. Czy tak jest też w moim wypadku? Czy swoje czyny usprawiedliwiam przed samym sobą, żeby uwierzyć w to, że jestem normalny?
– Nie wierzysz w dobro? – zapytałem, bo zaciekawił mnie.
– Dobro to złudzenie wymyślone przez ludzi, żeby w miarę bezboleśnie przejść przez życie.
– Nie gryzie się to z twoją religią?
– Cel uświęca środki…
Czyli jestem tym złym? Tak łatwo zejść na złą drogę, granica jest prawie niewidoczna, a odwrotu nie ma… Czemu mam wątpliwości?
Czyżby istniała we mnie jeszcze jakaś cząstka dobra? Jeżeli jestem podobny do niego, jestem szalony… Czas się otrząsnąć i dokończyć dzieło. Wziąłem do ręki nóż i jednym ciosem zabiłem GO. Nie poczułem ulgi, i to mnie zmartwiło. Nie jestem już tym samym człowiekiem.
Była to jedna z ostatnich zbrodni. Czas wyjawić wam jeszcze coś. Nie wyjawiłem wam JEGO imienia, ani swojego, bo zło jest bezimienne. Tkwi w każdym z nas. Kto wie czy za kilka lat nie będę zmuszony oczyścić i was? Żyjcie dalej, ukrywajcie swoje tajemnice, żeby nie oszaleć. Gdy wam się to nie uda, w wasze życie wkroczę ja.