- W empik go
Przegapić życie - ebook
Przegapić życie - ebook
Amelia leczy się w ośrodku chorób psychicznych, gdyż cierpi na zaniki pamięci. Tak przynajmniej twierdzą specjaliści. Bohaterka jest bardzo inteligentna, mądra, ma swój punkt widzenia na wiele spraw. Jej świadomość działa wybiórczo, ale kobieta nie zgubiła zupełnie wspomnień: te najwspanialsze pieczołowicie pielęgnuje. Opowiada o ukochanej pracy, o szalonej wyprawie do Grecji z nowo poznanym Piotrem i wyjątkowym uczuciu, jakie ich połączyło. Dlaczego jednak nie wszystko pamięta i co kryje jej przeszłość?
Autorka książki jest przede wszystkim pasjonatką życia i przeżywania wszystkiego w najmniejszym szczególe, zarówno emocjonalnie, jak i poznawczo. Wrodzona empatia od zawsze pozwala jej dostrzegać to, czego nie widać na pierwszy rzut oka, a dzięki wyjątkowo elastycznym umiejętnościom intuicyjnym toruje sobie drogę do szczęścia i sukcesów w często niewyjaśniony sposób. Jest osobą, która odznacza się nieskończoną wiarą.
Urodziła się w Warszawie w 1989 roku. Doświadczywszy wielu burzliwych przeżyć na swojej drodze, dotarła do roku 2014, w którym poza fotografią, postanowiła wyrazić siebie również poprzez niniejszą powieść – historię wciągającą i bogatą jak wnętrze autorki.
Marek Ch.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7942-237-1 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od zawsze pasjonowały mnie fotografia, pisanie i ludzka psychika. Ile można zrobić z człowiekiem bez jego wiedzy? Czy manipulacja jest możliwa wobec każdego z nas? Czy każdy zna samego siebie na tyle, aby w stu procentach wiedzieć, jak zachowa się w danej sytuacji? Za pomocą tej książki chciałam pokazać, jak przewrotne jest życie człowieka. Ile tak naprawdę mamy wpływu na to, co robimy i czy jesteśmy w stanie kontrolować to, co nas dotyczy. Od wielu lat moimi inspiracjami stają się filmy i książki, które potrafią nie tylko zaskoczyć, ale również pokazać sprawy, na które zazwyczaj nie zwraca się uwagi. Czyim dobrem się kierujemy, zdradzając? Co w życiu doceniamy, czy wiemy, co jest ważne? Każdy w życiu ma swoje priorytety. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i to są słowa, pod którymi podpisuję się obiema rękami i nogami. Cały nasz świat, wszystkie lata zostawione za nami to dorobek naszego życia. Ilu z nas jest w stanie powiedzieć, że nie zmarnowało tego cennego czasu? Kto z ręką na sercu przyrzeknie, iż poświęcił go na osiągnięcie czegoś, co napawa go dumą każdego dnia? Życie jest tylko jedno, więc starajmy się je przeżyć tak, jak naprawdę byśmy tego chcieli, gdyż być może pewnego dnia otworzymy oczy i zorientujemy się, że przeżyty przez nas czas wcale nie należał do nas. Nie poddawajcie się w swych celach i dążeniach, bo to najwyższe wartości nadające życiu prawdziwy sens.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zapaliła papierosa. Uwielbiała palić. Trzymała mały rulonik z tytoniem w dłoni, podziwiając, jak układa się między palcami. Odurzał ją dym, a w twarz paliło ciepło z pobliskiego kominka. Siedziała wygodnie w wielkim brązowym fotelu. Wokół stały jedynie ściany ozdobione kilkoma niepotrzebnymi nikomu obrazami. Dywan z białego włosia zdawał się od lat nie doświadczać sprzątania, a okna – jako jedyne błyszczące w tym niewielkim pomieszczeniu – zasłonięte zostały żeliwnymi kratami.
Nie wiadomo, czy to, co było wczoraj, już się skończyło, czy zaczyna się właśnie to, co będzie jutro. Toczyła się w bezsensie własnego świata, nie rozróżniając fikcji od rzeczywistości. W zasadzie jej sytuacja stała się dla niej samej zupełnie obojętna od momentu, w którym starała się odpowiedzieć sobie na pytanie, co ona właściwie tutaj robi. Jaki jest sens spędzania każdego popołudnia w tym głębokim starym fotelu? Ile przynosi jej życie, którego praktycznie nie posiada? Z każdym oddechem czuła się coraz bardziej pusta. Zupełnie jakby cały ten świat, gdzie przecież żyła od momentu narodzin, nie dotyczył jej osoby. To tak jakby stać na środku jezdni w Nowym Jorku, gdzie mijają cię setki, jak nie tysiące ludzi i nikt nie zwróci na ciebie nawet najmniejszej uwagi. Chyba że ktoś, rozmawiając przez telefon komórkowy, nie zauważy, że właśnie stanąłeś mu na drodze i wpadnie na ciebie ze sporą siłą. Nawet wtedy nie każdy spojrzy w twoją stronę, a reszta, zaaferowana własnymi sprawami, powróci do biegu ulicami tego wielkiego miasta.
Podciągnęła gruby beżowy koc wyżej w kierunku piersi, gdyż pomimo ognia trzaskającego w kominku czuło się chłód wdzierający się przez nieszczelne okna. Cieszyła się, że tego wieczora założyła grube wełniane skarpety.
Była sama. Jak zawsze od momentu, kiedy umarł. Targały nią emocje, które z jednej strony napawały ją agresją, a z drugiej przyprawiały ją jedynie o ludzką bezsilność. Przecież sama go pogrzebała. Nie chciała mieć nic wspólnego z kobietą, która miała go już nigdy więcej nie zobaczyć. Podobno nadzieja umiera ostatnia, choć gdyby nie ona, jakie jest prawdopodobieństwo, że teraz, w tej chwili, siedziałaby w tych czterech otaczających ją ścianach? Jaka jest szansa na zachowanie zdrowych myśli i trwania wśród tych wszystkich ludzi? A może to wcale nie zasługa nadziei?
Tamtego dnia Amelia zaczęła palić. Nie chciała, samo przyszło. Pamięta jak dziś, gdy pod bramą cmentarza zaczepił ją tamten człowiek. Wysoki mężczyzna w dobrze skrojonym czarnym garniturze ze srebrnym, niemal idealnie zawiązanym krawatem u szyi. Z ramion zwieszał mu się czarny połyskujący płaszcz. Ofiarował jej jednego cigarette w zamian za kilka minut rozmowy. Tak, tak. Cigarette. Było to jej ulubione określenie papierosów. Sama już nie pamiętała, skąd się to wzięło. Pewnie za sprawą oglądania angielskich i francuskich filmów, w których uwielbiała sceny z lampką wina lub papierosem, nadające całości pewnego charakteru. Dawało jej to pewnego rodzaju wolność emocjonalną. To na skutek tych filmów od czasu do czasu sięgała po cigarette, aby poczuć się kimś więcej niż zwykłą małolatą, za jaką miała ją cała rodzina. Nigdy wcześniej się nie zaciągała, toteż przy pierwszych wdechach dym zaczął ją dławić. Potem jakoś poszło. Ciało rozluźniało się wraz z każdym haustem. Czuła nie tyle przyjemność, co ulgę. Tych kilka wdechów zabierało jej na te parę minut wszelkie problemy, z jakimi borykała się każdego dnia. Także ten, dla którego znalazła się na tym cmentarzu. Stała tam w zimny deszczowy dzień, z nowym nabytkiem w dłoni, i patrzyła na mężczyznę w czarnym płaszczu, który wypowiadał do niej jakieś słowa. Krople deszczu spływały po jej twarzy, jakby podkreślały smutek i rozdrażnienie malujące się w oczach. Niczym w scenie niemego filmu, z tym że tym razem sama brała w nim udział. Jeszcze chwilę temu stała nad betonowym grobem, obserwując moment zsuwania drewnianej trumny w głąb wilgotnej ziemi. Słuchała lamentu obcych jej ludzi, starając się zrozumieć słowa wypowiadane przez księdza. Jeszcze pięć minut temu była tam, za czarną żelazną bramą, trzymając jego ukochane słoneczniki w dłoni i czując, jak czas z nim spędzony właśnie ucieka jej przez palce.
Teraz miała rozmawiać z mężczyzną, a tymczasem on prowadził monolog. I to do kogo? Do niej? Do tej, która tego dnia nie chciała wiedzieć nawet, jak się nazywa? Zaczęło się w niej gotować. Cisza i spokój zostały zmącone przez mężczyznę, którego po raz pierwszy widziała na oczy. Przez szacunek do tego dnia postanowiła, że nie da się wytrącić z równowagi. Chciała tylko wrócić do domu i położyć się spać. Mężczyzna nie dawał jednak za wygraną, ale ona miała to gdzieś.
– Kochała go pani, prawda? – Kilka słów zmąciło szaloną gonitwę w jej głowie. Spojrzała na mężczyznę. – Kochała, prawda?
Oczy nie mogły skupić się na jednym punkcie. Wędrowały początkowo po drzewach, samochodach, potem po ludziach. Zgiełk panujący na ulicy nie pozwalał zebrać myśli. Czuła się jak na haju. Zupełnie jakby ta chwila była kolejną z tych, jakie od paru dni codziennie wymyślała w głowie, a o jakich urzeczywistnieniu nie mogło być mowy. Odczucia niczym nieróżniące się od upojenia alkoholowego. Coraz mocniejsze zawroty głowy, pierwsze duszności. Oddychała ciężko, niespokojnie. Obrazy rozmywały się przed oczami, gubiąc wyraźne zarysy.
– Niech pani nie mówi. On często opowiadał. – Z niedowierzaniem słuchała tego, co mówił ten obcy mężczyzna. – Mój syn też panią kochał. Kochał ponad życie.
Spojrzała na dłonie, w których tkwił ten śnieżnobiały papieros. Rzuciła go na ziemię i przydeptała nogą. Nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie ją spotkało, ze zdziwieniem spojrzała w twarz jeszcze przed chwilą nieznanego jej człowieka. Cicho rzuciła szybkie:
– Wiem – i odeszła pewnym krokiem. Nogi zdawały się przyśpieszać, praktycznie unosząc ciało kobiety nad ziemią.
Chciało jej się płakać, a przecież zawsze powtarzał, że szkoda łez na to wszystko. Uznawał jedynie płacz ze szczęścia. Tak bardzo go kochała, a teraz nic innego nie przychodziło jej do głowy poza płaczem.
„Kochała go pani, prawda? – dźwięczało w głowie coraz głośniej. Kochała”.
Chciała krzyczeć. Czuła się jak zamknięta w szklanej kuli, gdzie nikt nie potrafił jej usłyszeć. Tym razem zaczęło brakować jej powietrza, a nie miała siły, aby przebić mydlaną ścianę i wydostać się z pułapki, w którą wpadła.
– Miałeś żyć – powiedziała szeptem. – Miałeś żyć – powtórzyła. Podeszła do kiosku i kupiła paczkę cienkich papierosów.