- W empik go
Przeklęte drzewo - ebook
Przeklęte drzewo - ebook
Dziesięcioletnia Immy wraz z rodziną ucieka od nawału problemów do malutkiej angielskiej wioski – Cambridgeshire. Znajdują tam uroczy stary, wiejski dom – idealny, by zacząć w nim nowe życie. Jedynym niepokojącym akcentem jest stare, ciemne i dzikie drzewo morwy rosnące na tyłach ogrodu. Obawę wzbudza również legenda z nim związana – mieszkańcy wioski mówią, że drzewo porywa dziewczęta mieszkające w wiosce w noc poprzedzającą ich jedenaste urodziny…
Oczywiście Immy uważa, że to tylko takie gadanie.
Ale wtedy zaczyna słyszeć w swojej głowie dziwną piosenkę…
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8154-345-3 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na wieś
Immy siedziała między rodzicami i przyglądała się, jak kobieta w ciemnoniebieskiej garsonce układa stos teczek na biurku.
– Polubicie Hemingford D`Arcy – powiedziała. – Sądzę, że wybór tej wioski to mądra decyzja. To znaczy, byłoby tak samo cudownie mieszkać tutaj, w sercu Cambridge, ale wiejskie życie jest takie urocze. Ta przestrzeń, chaty kryte strzechą i malutkie wiejskie szkoły... Wiedzą państwo, przecież musi być jakiś powód, że tak wiele rodzin wyprowadza się z Londynu i dojeżdża do miasta do pracy.
Immy, jej mama i tata zamrugali wysuszonymi, zmęczonymi oczami i się nie odezwali. Prawda była taka, że nie wiedzieli. Przebyli tę całą drogę z Sydney, aby mama Immy mogła pracować w specjalistycznym szpitalu na obrzeżach Cambridge. Żadne z nich nie było wcześniej w tym mieście. To dlatego rodzice Immy wynajęli tę agentkę nieruchomości – miała pomóc im znaleźć odpowiedni dom i dobrą szkołę. Wszyscy troje byli senni i rozdrażnieni. Myśleli tylko o tym, że w domu jest teraz północ i że woleliby położyć się spać. Immy nie pamiętała nawet, jaki jest dzień. Środa? Nie, czwartek.
– No dobrze. – Kobieta wstała, ściskając pod pachą teczki. Jedna z nich była oznaczona etykietką „Helen” i Immy przypomniała sobie, że agentka nieruchomości miała tak na imię. Helen uśmiechnęła się do nich radośnie. – Widzę, że jesteście wykończeni. Ruszajmy zatem w drogę znaleźć wam jakieś miejsce do życia. Mamy dzisiaj do obejrzenia cztery nieruchomości i jestem pewna, że jedna z nich będzie tym, czego szukacie. – Zerknęła na biurko, a jej wzrok spoczął na leżącej tam teczce. – A właśnie, chciałam jeszcze jedno sprawdzić. Ile masz lat, Imogen?
– Prawie jedenaście – odpowiedziała Immy.
– Ale jeszcze nieskończone?
– Jeszcze nie. Skończę za mniej więcej miesiąc.
– Rozumiem. – Helen znowu się uśmiechnęła, a Immy pomyślała, że tym razem był to wymuszony uśmiech. Kobieta poklepała teczki, które leżały na biurku, i zostawiła je tam. – Chodźmy, dobrze?
***
Czarny mercedes Helen sunął po soczyście zielonych terenach, a ona pokazywała Immy i jej rodzicom różne rodzaje nieruchomości na wynajem. Po odwiedzeniu dwóch domów Immy zaczęła czuć się tak, jakby odgrywali dziwną wersję
bajki o trzech niedźwiadkach. Wszystko było za duże, za małe, za gorące, za zimne, a co gorsza, w ich wersji bajki nie było widać szczęśliwego zakończenia. Pierwszy dom był zbyt ciemny i ciasny, a do tego pachniało w nim pleśnią. Drugi był przerobioną stodołą i wyglądał dobrze z zewnątrz, ale kiedy weszli do środka, stało się oczywiste, że urządzenie go nie udało się najlepiej. Niebieskie oświetlenie, ultrabiałe płytki i kuchnia ze stali nierdzewnej powodowały, że było tu zbyt nowocześnie.
– Przypomina mi teatr. – Mama Immy, kardiochirurg, rozejrzała się wokół siebie z przerażeniem.
– A mnie Star Treka – powiedział tata.
Podszedł, aby stanąć za kuchenną ławą i rozpostarł ramiona na blacie z poważną miną.
– Dziennik kapitana, gwiezdna data 2386.82. Jeszcze nie zlokalizowaliśmy domu, którego szukamy. Będziemy zatem kontynuować naszą podróż w nieznane przestrzenie prowincji hrabstwa Cambridge.
Immy się roześmiała, choć sama nie była pewna, czy z dowcipu taty, czy z tego, że uznał się za kapitana tej wyprawy. To przecież nie tata zawlókł ich na drugi koniec świata po tym, jak sprawy bardzo źle się poukładały.
Następny dom był bardzo schludnym, czystym małym domkiem z cegły, stojącym w rzędzie innych bardzo schludnych i czystych małych domków z cegły. Mama Immy miała wątpliwości w związku z jego brakiem charakteru.
– Myślicie, że Dursleyowie mieszkają po lewej, czy po prawej stronie? – szepnęła do Immy, kiedy Helen ich nie słyszała.
Zatem ten również został skreślony. Ale Helen nie wydawała się tym przejęta. Wypędziła rodzinę Wattsów na zewnątrz, choć niebo zaczynało już szarzeć. Kiedy po raz kolejny odpalała silnik, odwróciła się i spojrzała na Immy i jej tatę, którzy siedzieli na tylnym siedzeniu.
– Najlepsze zostawiłam na koniec. Myślę, że następne miejsce wam się spodoba. To bardzo ładne trzypokojowe mieszkanie w przebudowanym młynie. Znajduje się obok śluzy, wiecie, takiej jakby windy dla statków, więc całe lato będziecie mogli obserwować przepływające łodzie. Jest tam łabędzica, która ma właśnie osiem puchatych szarych pisklaków. A szkoła jest o niecałą milę drogi przez las. Właściwie to dość idylliczne miejsce.
– Brzmi cudownie – odparła mama Immy z nadzieją w głosie.
Tak też było. Stary młyn sam w sobie był niesamowity. Okazał się dużym budynkiem z cegieł w biszkoptowym kolorze, przytulonym do starego kamiennego mostu, na którym mógł zmieścić się tylko jeden samochód. Pod mostem wartko płynęła rzeka, a biała łabędzica i jej puchate pisklęta zgodnie z obietnicą pływały leniwie w tę i z powrotem.
Ale znowu to nie było to. Dobre miejsce, ale nie całkiem odpowiednie.
– Nie jestem pewna... Nigdy nie mieszkaliśmy w takim miejscu. Miałam nadzieję na własny ogród – powiedziała mama Immy, kiedy szli z powrotem do samochodu, a żwir chrzęścił im pod stopami.
– Do posiadłości należy prywatna łąka kwietna. – Helen wskazała na małą drewnianą furtkę, która prowadziła na pole.
– Nie mogę powiedzieć, że miałem kiedyś własną kwietną łąkę... – powiedział tata Immy.
– Trudno o nie w centrum Sydney – odparła mama. Westchnęła i zwróciła się do Helen. – Jeśli zobaczyliśmy wszystkie nieruchomości, które pani przygotowała, to zastanowimy się nad tą, jeśli można. Chyba zdawaliśmy sobie sprawę, że będziemy musieli iść na jakieś kompromisy. Niech to więc będzie brak ogrodu.
Nagły powiew wiatru rozwiał im włosy oraz płaszcze i cała czwórka szybko ruszyła do samochodu.
Helen przejechała przez mały szary kamienny most, który prowadził z przebudowanego młyna z powrotem do wioski, i po chwili skręcili w prawo w główną ulicę, wzdłuż której stały kryte strzechą chaty. Pomalowane na różowo, żółto, biało i czerwono były tak urocze, że wyglądały niemal nierealnie. Przypominały raczej starodawne kartki świąteczne. Immy z tylnego siedzenia przypatrywała się mamie, która tęsknie wyglądała przez okno samochodu. To było to, czego pragnęła. Immy widziała, jak mama noc w noc przegląda strony z nieruchomościami w Internecie. Chciała mieć idealny, kryty strzechą domek z perfekcyjnym ogródkiem, by móc wieść w nim idealne życie, aby znowu było dobrze. Immy zerknęła na tatę, który zauważył jej spojrzenie i szybko zmienił minę na coś zbliżonego do uśmiechu. Ostatnio często to robił, a Immy nienawidziła tego. Zmarszczyła brwi i odwróciła się znowu do okna.
I wtedy to zobaczyła.
– Stop! – zawołała, wyciągnęła rękę i uderzyła w tył siedzenia Helen. – Proszę się zatrzymać!
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------