- nowość
Przeklęty Rzym - ebook
Przeklęty Rzym - ebook
Drugi tom serii o niezwykłym człowieku, który zmienił bieg historii
Gajusz Juliusz Cezar zyskał wśród ludu sławę bojownika o bardziej sprawiedliwy Rzym. Żądni zemsty optymaci doprowadzają do jego wygnania. Zanim Cezar podejmie starania o powrót do miasta, uwięziony przez piratów musi walczyć o życie.
Rzym jest podzielony jak nigdy wcześniej. Trwa konflikt między optymatami i popularami, a w Italii pojawia się nowe niebezpieczeństwo. Powstanie niewolników pod wodzą Spartakusa zmusza przeciwników politycznych do sojuszu, co daje Gajuszowi Juliuszowi szansę na powrót do kariery wojskowej.
Cezar rozpoczyna marsz po władzę. Cena, którą przyjdzie mu za nią zapłacić, będzie wysoka.
Santiago Posteguillo w „Przeklętym Rzymie” w porywający sposób opowiada o przemianie Juliusza Cezara. Oskarżyciel skorumpowanych optymatów i wygnaniec staje się wytrawnym politykiem, wybitnym dowódcą i strategiem.
Czytając tę powieść, doświadczysz historii starożytnego Rzymu.
Santiago Posteguillo jest filologiem, językoznawcą i autorem powieści historycznych. Obecnie pracuje na Universitat Jaume I w Castellón jako wykładowca języka angielskiego oraz lingwistyki. Zasłynął powieściami o starożytnym Rzymie, zwłaszcza trylogią „Africanus”. Za książkę „Yo, Julia” otrzymał nagrodę Planeta Prize, a za dotychczasową pracę pisarską został uhonorowany nagrodą Premio Internacional de Novela Histórica Barcino.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8135-532-2 |
Rozmiar pliku: | 8,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Juliusz Cezar (Gajusz Juliusz Cezar), adwokat, trybun wojskowy, senator
Rodzina Juliusza Cezara:
Atia, córka Julii Młodszej i Atiusza Balbusa
Aurelia, matka Juliusza Cezara
Kalpurnia, trzecia żona Juliusza Cezara, córka Lucjusza Kalpurniusza Pizona
Kornelia, pierwsza żona Juliusza Cezara
Kotta (Aureliusz Kotta), wuj Juliusza Cezara ze strony matki
Julia, córka Juliusza Cezara i Kornelii
Julia Starsza, siostra Juliusza Cezara
Julia Młodsza, siostra Juliusza Cezara
Pompeja, druga żona Juliusza Cezara, wnuczka Sulli
PRZYWÓDCY I SENATOROWIE STRONNICTWA OPTYMATÓW:
Bibulus (Marek Kalpurniusz Bibulus), senator, zięć Katona
Celer (Kwintus Cecyliusz Metellus Celer), pretor
Cyceron (Marek Tulliusz Cyceron), adwokat i senator, przywódca optymatów
Gabiniusz (Aulliusz Gabiniusz), trybun ludowy, wprowadził prawo znane jako _lex Gabinia_
Katon (Marek Porcjusz Katon, Katon Młodszy), senator, potomek Katona Starszego, bliski przyjaciel Cycerona, przyrodni brat Serwilii
Katulus (Kwintus Lutacjusz Katulus), były konsul, senator o wielkim prestiżu
Lucjusz Kalpurniusz Pizon, zaufany człowiek Pompejusza, ojciec Kalpurnii
Manliusz (Gajusz Manliusz), trybun ludowy, wprowadził prawo znane jako _lex Manilia_
Metellus Pius (Kwintus Cecyliusz Metellus Pius), przywódca optymatów
Pompejusz (Gnejusz Pompejusz), senator i przywódca optymatów
Rabiriusz, senator oskarżony o śmierć Saturninusa
Silanus (Decimus Juniusz Silanus), drugi mąż Serwilii, ojczym Brutusa
PRZYWÓDCY I SENATOROWIE STRONNICTWA POPULARÓW:
Krassus (Marek Licyniusz Krassus), wieloletni senator, najbogatszy obywatel Rzymu
Labienus (Tytus Labienus), najbliższy przyjaciel Cezara, trybun wojskowy
Sertoriusz (Kwintus Sertoriusz), przywódca popularów, zaufany człowiek Gajusza Mariusza
INNI PRZYWÓDCY I SENATOROWIE RZYMSCY:
Autroniusz Petus (Publiusz Autroniusz Petus), senator i konsul związany z Katyliną
Hybryda (Gajusz Antoniusz Hybryda), kontrowersyjny były namiestnik Grecji
Izauryjczyk (Publiusz Serwiliusz Watia Izauryjski), były konsul, konserwatysta, ale niezależny
Katylina (Lucjusz Sergiusz Katylina), senator, dawny sojusznik Sulli
Korneliusz Sulla (Publiusz Korneliusz Sulla), bratanek dyktatora Sulli, senator i konsul związany z Katyliną
Lentulus Sura (Publiusz Korneliusz Lentulus Sura), senator i konsul, zwolennik Katyliny
Manliusz (Gajusz Manliusz), dawny centurion Sulli, dowódca wojska Katyliny
DOWÓDCY WOJSKOWI W HISPANII:
Afraniusz (Lucjusz Afraniusz), oficer Pompejusza w Valentii
Balbus (Lucjusz Korneliusz Balbus), Hispan, pośrednik między swoim ludem a Rzymem
Gajusz Antistiusz Wetus, propretor w Hispanii Dalszej
Herenniusz, oficer Sertoriusza
Hirtulejusz, oficer Sertoriusza
Marek Perpenna, oficer Sertoriusza
DOWÓDCY WOJSKOWI W GALII:
Aurunkulejusz Kotta (Lucjusz Aurunkuleius Kotta), legat
Dywikon, przywódca Helwetów
Namejusz, jeden z zaufanych ludzi Dywikona
Publiusz Licyniusz Krassus, syn Krassusa i Tertulli, dowódca oddziału _turmae_
Sabinus, legat
Weruklecjusz, jeden z zaufanych ludzi Dywikona
POSTACI Z OKRESU BUNTU SPARTAKUSA:
Gannikus, gladiator pochodzenia celtyckiego
Kastus, gladiator pochodzenia celtyckiego
Kriksos, gladiator pochodzenia galijskiego
Oinomaos, gladiator pochodzenia galijskiego
Spartakus, przywódca gladiatorów
Idalia, niewolnica Batiatusa
Gajusz Klaudiusz Glaber, pretor
Lentulus Batiatus, lanista, właściciel gladiatorów w szkole walki w Kapui
POSTACI W EGIPCIE:
Arystarch, stary bibliotekarz w Bibliotece Aleksandryjskiej
Arsinoe, córka Ptolemeusza XII, przyrodnia siostra Kleopatry
Berenike, córka Ptolemeusza XII, przyrodnia siostra Kleopatry
Kleopatra, córka Ptolemeusza XII i jego konkubiny Nefertari
Nefertari, matka Kleopatry
Pothejnos, eunuch i główny doradca na dworze Ptolemeusza XII
Ptolemeusz XII, faraon, król Górnego i Dolnego Egiptu, ojciec Kleopatry
Filostratos, nauczyciel Kleopatry
INNI:
Apollonios, grecki nauczyciel retoryki pochodzący z wyspy Rodos
Artag, król Iberii Kaukaskiej
Brutus (Marek Juniusz Brutus), siostrzeniec Katona, syn Serwilii i jej pierwszego męża Marka Juniusza Brutusa
Burebista, władca Daków
Katullus (Gajusz Waleriusz Katullus), poeta
Gajusz Wolkacjusz Tullus, centurion
Klodiusz (Publiusz Klodiusz Pulcher), były żołnierz
Demetriusz, przywódca piratów
Fidiasz, medyk rodziny Juliuszów
Fraates III, król Partów
Geminiusz, przyjaciel i najemnik Pompejusza
Habra, niewolnica w domu Juliuszów
Hirkan, król Judei
Mitrydates VI, król Pontu, zawzięty wróg Rzymu na Wschodzie
Mucja Tercja, trzecia żona Pompejusza
Oroeses, król Albanii na Kaukazie
Serwilia, przyrodnia siostra Katona, matka Brutusa, kochanka Cezara
Oraz inni senatorowie, trybunowie, konsulowie, niewolnice i niewolnicy, legioniści, oficerowie rzymscy, urzędnicy, medycy, obywatele Rzymu, anonimowi Rzymianie etc.Principium.
Bitwa pod Bibracte
W samym sercu Galii
Wzgórze w pobliżu fortecy Bibracte¹
58 r. p.n.e.
Na tyłach rzymskiej armii
– Musimy się wycofać, prokonsulu! – zawołał młody Publiusz Licyniusz Krassus. – Na bogów, wróg nas zaraz otoczy!
Syn Marka Krassusa wykrzyczał to, co należało zrobić. Cezar, który uważał podobnie, zwlekał jednak z wydaniem rozkazu odwrotu. Oprócz bitwy, którą wszyscy mieli przed oczami, toczyła się też druga: w jego ciele. Cezar czuł nadchodzące konwulsje. Tylko jeśli zachowa absolutny spokój, zdoła opanować odruchy ciała – tak powiedzieli medycy.
Bitwa tocząca się poza jego ciałem zaczęła się pomyślnie. Dwie pierwsze linie weteranów spychały Helwetów i ich sojuszników w stronę obozu, gdy nagle zza szeregów wroga wyłonił się kontyngent wojowników z innych plemion – Bojów i Tulingów, którzy omijając front, ruszyli na legiony prawej flanki. Celem było wzięcie rzymskich żołnierzy w kleszcze, tak jak mówił młody Krassus.
Na wzgórze wspinał się Tytus Labienus, zastępca Cezara. Zmierzał po rozkazy, a właściwie po szczegółowe wytyczne, w jaki sposób wycofać się z pola bitwy, które okazało się pułapką.
Gdy tylko Publiusz Licyniusz Krassus zobaczył Labienusa, odsunął się na bok. Miał nadzieję, że doświadczony legat, a w dodatku osobisty przyjaciel prokonsula, przemówi dowódcy do rozsądku.
Również w oczach Tytusa Labienusa najlogiczniejszym wyjściem z sytuacji był bez wątpienia uporządkowany odwrót, ale już tyle razy towarzyszył Cezarowi w krytycznych sytuacjach, że nie zakładał z góry tego, co przyjaciel zdecyduje. Cezar wydawał rozkazy, a Labienus stał u jego boku do samego końca. Tyle że teraz, jeśli się nie wycofają, ten koniec wydawał się bliski.
– Te przeklęte plemiona nas zalały – powiedział Labienus. – Trzeba się wycofać. Nie możemy walczyć na dwa fronty.
Mimo ekstremalnej sytuacji Cezarowi udało się opanować ciało i uniknąć ataku konwulsji. Patrzył to przed siebie, w sam środek bitwy, to na prawą flankę. Pocierał dłonią brodę i milczał. Miał sześć legionów. Cztery z nich: VII, VIII, IX i X, składały się z weteranów i to one powstrzymywały Helwetów w centrum równiny. Dwa pozostałe, XI i XII, zostały niedawno sformowane ze świeżych rekrutów i brakowało im doświadczenia bojowego, dlatego pozostawił je w rezerwie. Mógł posłać je z zadaniem zatrzymania ataku Bojów i Tulingów, którzy nacierali na prawą flankę. Ale Cezar nie wierzył, że im się to uda. Ich moment jeszcze nie nadszedł. Mieli przed sobą rozwścieczonych Galów, bezlitośnie ściganych od wielu dni, którzy odpowiedzieli pełnym nieposkromionej furii atakiem, a gdy dostrzegli słaby punkt w strategii wroga, uwierzyli w możliwość zwycięstwa. W walce przeciwko tak zmotywowanym i doświadczonym w boju barbarzyńcom dwa niedawno sformowane legiony skończą jak owieczki posłane na stado wilków. Nie, legiony XI i XII miały na razie tylko sprawiać wrażenie, że armia jest liczniejsza, opiekować się taborami i chronić nosiwodów, nie nadawały się jednak do bezpośredniej walki. Może trochę później, ale… Czy w ogóle będzie jakieś „później”, jeśli się teraz nie wycofają?
Labienus wyczuwał, jakie myśli przebiegały przez głowę Cezara, i postanowił go wesprzeć:
– Moim zdaniem rezerwowe legiony nie są w stanie powstrzymać Bojów i Tulingów. – Po czym zamilkł, nie odważywszy się powtórzyć sugestii młodego Krassusa o odwrocie.
– Trzeci szereg weteranów nadal nie wkroczył do walki – powiedział Cezar po dłuższej chwili.
Labienus i Krassus wymienili spojrzenia. Legiony walczyły w trzech szeregach, w ostatnim znajdowali się najbardziej doświadczeni żołnierze, których zazwyczaj zachowywano na koniec. Pierwsze dwa szeregi toczyły bezpośrednią walkę z Helwetami. Rzeczywiście trzeci szereg jak dotąd nie ruszył do boju.
– Nie, jeszcze nie wkroczył – potwierdził Labienus, choć nie rozumiał, co chodzi po głowie przyjacielowi.
– A może zamiast się wycofać, zostawimy pierwsze dwa szeregi weteranów przeciwko Helwetom, niech ich powstrzymują, a trzeci szereg wypuścimy na prawą flankę przeciwko Bojom i Tulingom? – spytał Cezar.
Młodemu Krassusowi wydało się to szaleństwem.
Labienus zrozumiał, że Cezar czeka na jego opinię.
– W ten sposób będziemy musieli walczyć na dwa fronty bez trzeciego szeregu – przeanalizował dokładnie sytuację. – Dwa szeregi przeciwko Helwetom i tylko jeden przeciwko Bojom i Tulingom… bez możliwości zastosowania wymiany.
– Ale ten szereg składa się z weteranów – dodał Cezar i wysunął czubek języka nad górną wargę. – Walczyli ze mną w Hispanii przeciwko Luzytanom i zwyciężyliśmy. Wierzą we mnie – dorzucił, nawiązując do kampanii, w której weterani X legionu służyli pod jego rozkazami.
Labienus otworzył usta, żeby odpowiedzieć; zrobił to raz, potem drugi… ale ostatecznie tylko mrugał oczami i się nie odzywał.
– Legiony nigdy nie walczyły na dwóch frontach jednocześnie – powiedział wreszcie i uniósł brwi. Usta miał półotwarte, w ręku trzymał miecz, po którego metalowej klindze spływała krew wroga. – Mam na myśli to, że żadna rzymska armia nie walczyła nigdy na dwa fronty. Nawet pod twoimi rozkazami w Luzytanii. W takiej sytuacji jak teraz konsul albo prokonsul zawsze dawał rozkaz odwrotu. – Przejechał dłonią po czole, wpatrując się w pole bitwy. – Twój wuj Gajusz Mariusz nigdy tego nie zrobił. Pod Aquae Sextiae przeciwko Teutonom i Ambronom zadbał o to, żeby mieć tylko jeden front… – Labienus wciągnął powietrze, rozejrzał się i podsumował: – Legiony rzymskie nigdy nie walczyły na dwóch frontach jednocześnie.
– To, że czegoś nigdy się nie robiło, nie oznacza, że jest to niewykonalne – odparł Cezar.
Publiusz Licyniusz Krassus chciał się odezwać, ale Labienus powstrzymał go podniesieniem lewej dłoni. Cezar wykorzystał ten moment, żeby wyjaśnić, o co mu chodzi. Mówił gwałtownie, z pasją:
– Helweci, Bojowie, Tulingowie oraz ich sojusznicy walczą teraz z zapałem, bo zyskawszy przewagę na naszej prawej flance, myślą, że zrobimy to, co rzymskie legiony zawsze robią w takiej sytuacji: wycofamy się. Ale jeśli pokażemy im, że nie zamierzamy się wycofywać, ciekawe, na jak długo wystarczy im animuszu. Jeśli wytrzymamy, walcząc na dwa fronty, ich zapał osłabnie i… zwyciężymy.
Labienus włożył miecz do pochwy i oparł dłoń na karku. Młody Krassus wbił wzrok w ziemię i pokręcił głową.
– Jesteś ze mną, Tytusie? – spytał Cezar swojego zastępcę i najlepszego przyjaciela.
Labienus spojrzał mu prosto w oczy.
– Oszalałeś – powiedział.
Cezar się uśmiechnął: to nie była odmowa. Może zrzędzenie, ale nie odmowa.
– Że oszalałem? – odparł. – Przecież to dla ciebie żadna nowość.
Labienus opuścił dłonie.
– Jeśli trzeci szereg weteranów nie utrzyma pozycji, Galowie nas zmasakrują.
– Myślę, że utrzyma – stwierdził Cezar. Ślepo wierzył w swoich legionistów. Spojrzał na pole bitwy i powtórzył: – Utrzymają… Zwłaszcza jeśli to ty ich poprowadzisz, Tytusie. Weź ze sobą cały X legion. Są najlepsi.
Labienus znieruchomiał i utkwił wzrok w Cezarze. Ten odwrócił się w jego stronę.
– Utrzymasz się na prawej flance z trzecim szeregiem weteranów, Tytusie?
Labienus zaczerpnął powietrza, spojrzał pod nogi i powoli wypuścił powietrze, zanim kategorycznym tonem odpowiedział:
– Jeśli taki jest twój rozkaz… utrzymam się.
– Nawet jeśli uważasz, że to błąd.
– Nawet jeśli uważam, że rozsądnie byłoby się wycofać, wypełnię twoje rozkazy i utrzymam się na prawej flance – potwierdził Labienus. – Ale jeśli nas zabiją, będę czekał na ciebie w Hadesie, żeby ci spuścić niezłe manto.
– Jeśli was zabiją, szybko dołączę do ciebie w zaświatach i tam będziemy kontynuować rozmowę – ogłosił Cezar i zaśmiał się głośno, co pomagało mu się rozluźnić. Nie przestawał emanować niezwykłą siłą ducha.
Ale czy ta siła wynikała z jego inteligencji, czy była oznaką szaleństwa?
– Podczas gdy ty zatrzymasz Tulingów i Bojów – wrócił do szczegółów Cezar – ja z dwoma pierwszymi szeregami weteranów powstrzymam Helwetów w centrum pola bitwy. Żaden z nas nie będzie szczędzić wysiłków. To dobry plan. Co może pójść nie tak?
Labienus bez słowa skinął głową i wraz z młodym Krassusem ruszył, żeby przekazać rozkazy reszcie legatów i dziesiątkom trybunów wojskowych, którzy oczekiwali wieści, jak przeprowadzić spodziewany odwrót.
– To szaleństwo – powiedział cicho Krassus.
– To szaleństwo – zgodził się Labienus – ale taki rozkaz wydał prokonsul Rzymu.
– Zmierzamy w stronę piekła.
– Masz rację – przyznał Labienus, nie zwalniając. – Tam właśnie zmierzamy: do piekła czy, jak Cezar powiedział kiedyś w Efezie: „Wszyscy zmierzamy ku śmierci”.
Roześmiał się gwałtownie, a Krassus zdał sobie sprawę, że zastępca dowódcy prokonsularnej armii rzymskiej w samym sercu Galii bierze te słowa na poważnie: „Wszyscy zmierzamy ku śmierci!”.
Tymczasem otoczony przez trybunów Cezar pracowicie wydawał rozkazy kontynuowania walki z Helwetami. „Co może pójść nie tak?” – powiedział Labienusowi. W tamtej chwili poczuł, że wraca atak konwulsji. Silniejszy, brutalny, rujnujący, nie do opanowania…
1 Dzisiaj uważa się, że miejsce to znajduje się na wzgórzu Mont Beuvray w Burgundii (Francja), choć jego dokładna lokalizacja pozostaje przedmiotem sporu.Prooemium
Rzym²
76 r. p.n.e., osiemnaście lat przed bitwą pod Bibracte
Rzym był bezdyskusyjnie podzielony. Z jednej strony stali popularowie, obrońcy ludu, do których należał również Juliusz Cezar, z drugiej zaś – senatorowie optymaci, którzy chroniąc swoje przywileje i bogactwa, odmawiali bardziej równego podziału pieniędzy i ziemi oraz praw.
Mimo swych młodych lat – miał ich zaledwie dwadzieścia trzy – Cezar zyskał wśród ludu sławę niestrudzonego bojownika o bardziej sprawiedliwy Rzym. Odważył się zostać oskarżycielem samego Dolabelli, jednego z najbardziej skorumpowanych optymatów. Proces zakończył się zamieszkami obejmującymi całe miasto.
Po ruchawkach i tumultach Cezar zobowiązał się wobec senatora Gnejusza Pompejusza – rosnącego w siłę przywódcy konserwatystów – oraz Senatu, że opuści Rzym, ale zanim to zrobił, wziął udział w jeszcze jednym ważnym procesie.
Pompejusz natomiast wyjechał z miasta, żeby dołączyć do Metellusa, przywódcy optymatów, który w prowincji Hispania Bliższa walczył przeciwko Kwintusowi Sertoriuszowi, niegdysiejszemu zastępcy Gajusza Mariusza, legendarnego przywódcy popularów.
Podczas gdy senatorowie Rzymu skupiali się na buncie w Hispanii, którego optymaci nie mogli pozostawić bez odpowiedzi, rok po procesie Dolabelli Cezar wreszcie wsiadł na statek zmierzający ku odległym zakątkom Wschodu, a dokładnie ku wyspie Rodos, gdzie miał spędzić czas na wygnaniu, którego nie mógł dłużej unikać. Opuszczał Rzym z ogromnym ciężarem w sercu, w mieście swych narodzin pozostawiał bowiem ukochane osoby, i wypływał na niebezpieczne wody morza, które jeszcze przez długi czas będzie pozostawało poza kontrolą Rzymian.
2 Patrz mapa →.Rozdział I
Cezar na wygnaniu
Wybrzeże Cylicji, Mare Internum³
75 r. p.n.e.
Statek kupiecki, na który w Atenach załadowano nowy towar, pożeglował w stronę wybrzeża Cylicji. Kapitan zamierzał najpierw zatrzymać się w jakimś porcie, Efezie lub Milecie, następnie wysadzić Cezara i Labienusa na Rodos, by w końcu wyruszyć w podróż do Aleksandrii.
Wszystko szło gładko.
Za gładko.
Cezar delektował się uderzeniem morskiej bryzy i wspominał ostatnie wydarzenia sprzed wyjazdu z Rzymu. Niedługo po zakończeniu procesu Dolabelli Pompejusz udał się do Hispanii. Jego nieobecność zachęciła Cezara, by ponownie podjąć się zadania oskarżyciela. Tym razem sprawa dotyczyła Gajusza Antoniusza, znanego wszystkim z brutalności i z tego powodu nazywanego Hybryda: pół-człowiek, pół-bestia. Podobnie jak Dolabella, Antoniusz Hybryda był wiernym sojusznikiem dyktatora Sulli. Cezar oskarżył go w imieniu mieszkańców Grecji, którzy cierpieli pod jego rządami jako namiestnika.
Bazylika Sempronia
Kilka miesięcy wcześniej, 76 r. p.n.e.
– Okaleczenia – powiedział Cezar. Nie podnosił głosu, nie oburzał się, nie podkreślał słów znaczącą miną. Nie musiał tego robić wobec okropności, o jakich mówił. – Gajusz Antoniusz kazał ucinać ręce i nogi, rąbać ludzi na kawałki tylko dlatego, że buntowali się przeciwko jego okrucieństwu. To mu nie wystarczyło, dołożył jeszcze inne występki: nieustanne łupienie świątyń i sanktuariów, przy czym nawet nie udawał, że potrzebuje tych pieniędzy dla państwa rzymskiego na kampanię przeciwko Mitrydatesowi, naszemu zażartemu wrogowi na Wschodzie. To była po prostu inicjatywa _reusa_ Gajusza Antoniusza… Hybrydy – z lubością wymówił przydomek oskarżonego – chęć zebrania olbrzymiej fortuny, nieważne, że kosztem łamania prawa, cudzego bólu czy zbrodni.
Hybryda patrzył na Cezara tak jak niespełna rok wcześniej w tej samej sali robił to Dolabella: pełen nienawiści.
Marek Terencjusz Warron Lukullus przewodniczył obradom trybunału, po raz kolejny kontrolowanego przez optymatów, którzy nie zamierzali pozwolić, by jakikolwiek sojusznik popularów, niezależnie od tego, jakie było jego pochodzenie, wsadził do więzienia jednego z nich. A już szczególnie ten młody adwokat, który powinien być w drodze na wygnanie, jak to ustalił z Pompejuszem, a nie włączać się jako oskarżyciel w kolejny proces. Zbrodnie _reusa_ nie miały znaczenia, jego okrucieństwo było im obojętne. Jeśli to oni, optymaci, popełniali takie czyny, zawsze można je jakoś usprawiedliwić. Dlatego adwokaci Hybrydy argumentowali, że przemocy, jakiej dopuścił się ich klient, nie dało się uniknąć, jeśli Rzym chciał zachować pod kontrolą Grecję, niestabilną prowincję leżącą na tyłach frontu przeciwko Mitrydatesowi. A zapewnienie spokoju podczas wojny z królem Pontu wymagało stosowania na tamtych ziemiach określonego prawa.
– Ale ile przemocy potrzeba, żeby zachować kontrolę nad terytorium? – kontrargumentował Cezar w mowie końcowej. – Czyżby nie było żadnych granic dla okrucieństwa?
Miał właśnie kontynuować obronę greckich obywateli, których okaleczył, zabił i obrabował Gajusz Antoniusz Hybryda, gdy do bazyliki wkroczyli trybuni ludowi. Szybkim krokiem przemierzyli gigantyczną salę, kierując się w stronę przewodniczącego trybunału.
Cezar obejrzał się na Labienusa, który wzruszył ramionami, wyraźnie zaskoczony tym wtargnięciem. Kilka sekund później Marek Terencjusz Warron Lukullus wstał z _cathedry_ i przemówił do zgromadzonych, starannie unikając słowa _reus_ w odniesieniu do Hybrydy:
– Podsądny odwołał się do trybunów ludowych, a ci przyjęli jego petycję i zamykają proces.
Cezar ponownie zerknął na Labienusa, który od razu zrozumiał kryjące się za tym spojrzeniem zdanie: „Ale przecież dyktator Sulla, przywódca optymatów, zniósł prawo weta trybunów ludowych w sprawach sądowych”.
Tak właśnie było. Sulla faktycznie zniósł tę prerogatywę trybunów ludowych powoływanych przez zgromadzenie ludowe politycznie stojące po stronie popularów. Tyle że po latach czystki w rzymskiej polityce optymaci ściśle kontrolowali również zgromadzenie, a trybuni ludowi wspierali stronnictwo najbardziej konserwatywnych senatorów, zapominając, że zgromadzenie od momentu swojego powstania miało reprezentować interesy ludu rzymskiego. Teraz ci sami trybuni pod wpływem optymatów zamykali toczący się proces.
– Dzisiaj rano, kiedy zgromadziliśmy się w bazylice – wyjaśnił przewodniczący trybunału skonfundowanemu oskarżycielowi i wszystkim obecnym – Senat zniósł blokadę na prawo weta trybunów ludowych. Nie dokonał tego całkowicie, gdyż nadal nie mogą zawetować prawa uchwalonego przez senatorów, lecz pozwala im to zamknąć proces… taki jak ten, w którym bierzemy udział. A skoro go zamykają, a Senat w dniu dzisiejszym uznaje tę ich prerogatywę, proces zostaje zakończony.
Gajusz Antoniusz Hybryda sprawiał wrażenie, jakby odbił się od niewidzialnej sprężyny. Zerwał się z miejsca i zaczął się śmiać, podczas gdy członkowie trybunału, wszyscy należący do stronnictwa optymatów, wylewnie mu gratulowali.
Cezar powoli usiadł na _solium_ obok Labienusa.
– Nie pozwolą ci nawet skończyć mowy – powiedział mu przyjaciel. – To wyraźna wiadomość: nie będziesz mógł brać udziału w procesach przeciwko żadnemu z nich. Nie ma sprawiedliwości w republice. Przynajmniej w tej chwili.
Cezar skinął głową.
– Muszę opuścić Rzym – stwierdził. – Nie mam wyjścia. Jutro o świcie wsiadam na statek i odpływam.
Południowe wybrzeże Cylicji, Mare Internum
75 r. p.n.e.
Nowy widok na horyzoncie przywołał Cezara do rzeczywistości. Zapomniał o ostatnim procesie w bazylice Sempronia.
To było na wysokości niewielkiej wyspy Farmacusa⁴ o świcie.
Labienus wypoczywał jeszcze pod pokładem.
Kapitan statku mierzył wzrokiem morze, na jego twarzy rysował się niepokój. Cezar podążył za jego spojrzeniem i dostrzegł sylwetki kilku statków o niewielkim zanurzeniu: były to _liburny_ albo inne lekkie jednostki. Od razu pojął, skąd brało się zdenerwowanie kapitana i załogi, która w podnieceniu krążyła po pokładzie.
– Co się dzieje?
Pytanie padło z ust Labienusa zbudzonego poruszeniem wśród marynarzy. Cezar odpowiedział od razu. Wystarczyło jedno słowo:
– Piraci.
3 Obecnie Morze Śródziemne przy południowym wybrzeżu Turcji.
4 Obecnie grecka wyspa Farmakonisi w prefekturze Dodekanezu.Rozdział II
Pompejusz posuwa się naprzód
Emporiae⁵, północno-wschodnie wybrzeże Hispanii Bliższej
76 r. p.n.e.
Pompejusz dotarł wreszcie do Emporiae⁶ na północnym wschodzie Hispanii.
Wyruszył wraz z wojskiem zaraz po zakończeniu procesu Dolabelli, ale na przeprawę potrzebował więcej czasu, niż przewidywał Senat. Galia ponownie wystąpiła zbrojnie przeciwko Rzymowi i przebycie wrogo nastawionego terytorium okazało się kosztowne. Na początek trzeba było zbudować nową drogę, żeby przekroczyć Alpy i dzięki temu zajść Saluwiów od tyłu i ich zmasakrować. To celtyckie plemię zamieszkujące okolice Massalii jako ostatnie zbuntowało się przeciw Rzymowi i z nim walczyło.
– Nigdy nie podbijemy tego terytorium – orzekł po bitwie Pompejusz, depcząc po trupach galijskich wojów.
– Prokonsul ma na myśli Galię? – spytał Geminiusz, jego najbliższy przyjaciel o niejasnym pochodzeniu i jeszcze bardziej mrocznych zdolnościach szpiegowskich, gotowy w razie potrzeby nawet zabijać. Rzymska ulica szemrała, że to on, na rozkaz samego Pompejusza, zadał śmierć trybunowi ludowemu Juniuszowi Brutusowi w momencie najostrzejszych walk między optymatami a popularami.
– Tak, chodzi mi o Galię. To za duże terytorium, zbyt wrogo nastawione i buntownicze. Gajusz Mariusz, którego zdolności wojskowe uznaję, mimo jego charakterystycznych dla popularów kaprysów i nienawiści do Senatu, mógł jedynie powstrzymać inwazję ludów napływających z północy. Byli to wówczas Teutoni, Cymbrowie i Ambronowie. Teraz mamy Saluwiów. A jutro może to być każde wojownicze plemię: Helwetowie albo Bojowie, albo jeszcze inne. Objęcie tych terenów kontrolą to szaleńcze zadanie. Kto się na nie porwie, poniesie porażkę.
Geminiusz skinął głową.
– Tulingowie również wydają się wrogo nastawieni – dodał.
– Zgadza się – potwierdził Pompejusz. – Mieliśmy szczęście, że udało nam się sprawnie wyjść z galijskiej pułapki. Jeśli ktoś zatrzyma się tu na dłużej, zostanie otoczony przez wrogie plemiona i zmasakrowany. Jeszcze zobaczysz, że przydarzy się to jakiemuś idiocie – proroczo zamknął temat.
Armia Pompejusza ruszyła dalej w stronę Hispanii i dotarła do Emporiae, osady położonej z dala od wrogich Rzymowi ludów galijskich. W tej starej greckiej kolonii, mocno już zromanizowanej, prokonsul z _imperium_, czyli władzą wojskową nadaną mu w celu stłumienia buntu Sertoriusza, oczekiwał na wieści z Rzymu i informacje na temat swojego kolegi Metellusa Piusa, który również dowodził legionami w tym regionie, a także na wiadomości o ruchach zbuntowanych oddziałów.
Geminiusz, jego osobisty szpieg, miał je właśnie przekazać. Pompejusz przyjął go na tarasie użyczonej mu rezydencji jednego z miejscowych arystokratów. Miejsce było przyjemne, dzień słoneczny, a wino smaczne.
– Od czego zacząć, prokonsulu? – spytał świeżo przybyły informator, wychylając puchar wina. Podał mu je niewolnik, który szybko się usunął, szanując absolutną prywatność tej rozmowy.
– Od Metellusa.
Pompejusz chciał wiedzieć, co robi przywódca optymatów. Tyle lat walczył już przeciwko Sertoriuszowi, ale nie był w stanie pokonać dawnego zastępcy Gajusza Mariusza. Ani Pompejusz, ani Senat, ani nikt w Rzymie nie mógł pojąć, jak to możliwe, że buntownik stawia opór tak długo. Przecież w Hispanii był okrążony przez wojska rzymskie, nie miał dostępu do zasobów ekonomicznych czy ludzi, potrzebnych, żeby podtrzymać sprawę popularów w tej części świata.
– Metellus jest na południu, w Hispanii Dalszej, chociaż tak naprawdę kontroluje jedynie część Betyki – wyjaśnił Geminiusz. – Pozostała część prowincji, przede wszystkim Luzytania, znajduje się pod bezpośrednią kontrolą Hirtulejusza, jednego z podwładnych Sertoriusza.
Pompejusz skinął głową. Jego zadaniem było odzyskać kontrolę nad całą Hispanią.
– Co wiemy o Sertoriuszu? – spytał.
– Znajduje się w samym sercu Celtiberii, nie wiemy dokładnie gdzie. Wydaje się, że unika bezpośrednich starć na dużą skalę i skłania się ku wojnie podjazdowej, co sprawia, że wojska Metellusa rozpraszają się i nie są w stanie skutecznie opanować reszty terytorium.
– Rozumiem – zgodził się Pompejusz, zaraz jednak wyraził obiekcje. – Ale nie wiem, jak mu się tak skutecznie udaje uniknąć porażki. Przecież Rzym wysyłał przeciwko niemu różne armie. Może Metellus nie wygląda na geniusza wojskowego, ale nie jest też dyletantem, absolutnie nie. Coś nam umyka, na Jowisza. Potrzebuję więcej informacji, Geminiuszu, muszę wiedzieć więcej.
Podwładny skinął głową, przyjmując rozkaz.
Geminiusza i Pompejusza łączyła długa przyjaźń od czasu wspólnych działań w trakcie niemiłosiernego niszczenia stronnictwa popularów. Pompejusz wzmocnił ją, gdy oddał Geminiuszowi Florę, jedną z najpiękniejszych kurtyzan, jakie pamiętał Rzym. Łączyła go z nią intensywna relacja, ale kobieta raczej nie trafiła do jego serca, więc gdy tylko dowiedział się, jak mocno pragnie jej Geminiusz, bez wahania mu ją oddał, jakby była koniem wyścigowym. Pompejusz był pewien, że namiętność, jaką do tej kobiety żywił jego mroczny przyjaciel, gwarantuje lojalność trudną do osiągnięcia za pomocą pieniędzy. Tak też się stało. Od tamtej pory Geminiusz nieustannie okazywał swoją przydatność, nawet jeśli czasami trzeba było go poszczuć jak zwierzę.
– Dopytam i dowiem się, co sprawia, że Sertoriusz od tak dawna skutecznie odpiera ataki Metellusa i legionów – odparł Geminiusz.
– A jakie wieści z Rzymu? – spytał Pompejusz.
Dla Senatu jego interwencja była ostatnią nadzieją. Nagrodzili go triumfem za pokonanie popularów na Sycylii i w Afryce podczas ostatniej wojny domowej między Mariuszem a Sullą. Na Sycylii zadał śmierć uciekinierowi Gnejuszowi Papiriuszowi, w Afryce zabił Domicjusza Ahenobarbusa. Tam jednak umknął mu Marek Perpenna, kolejny buntownik, który nadal stawiał opór i zbiegł najpierw na Sycylię, a potem podobnie jak Hirtulejusz trafił do Hispanii, pod dowództwo Sertoriusza. Dopiero gdy niezdolność Metellusa do pokonania ich wszystkich zaczęła mocno rzucać się w oczy, Senat z zaciśniętymi zębami po raz kolejny nagiął prawo, żeby dać Pompejuszowi _imperium_ i armię, z którą miał zdławić bunt Sertoriusza. Prokonsul zdawał sobie jednak sprawę, że jego błyskotliwe działania podczas represji i skuteczność w walce z popularami budziły niepokój w łonie Senatu. Sądzono, że chce sięgnąć po władzę, podporządkowując sobie senatorów, tak jak wcześniej zrobił to Sulla. Na razie jednak Pompejusz przyjął dowództwo i ruszył do Hispanii, odsuwając w czasie rozbrat z Senatem. Na wszystko przyjdzie pora. Regularne otrzymywanie wieści z Rzymu było jednak kluczowe.
– Od naszego wyjazdu nic się nie zmieniło, prokonsulu – odparł Geminiusz. – Wyczekują, co wydarzy się tutaj, w Hispanii. Na Wschodzie Mitrydates z Pontu zdaje się siedzieć cicho, przynajmniej na razie. A Skryboniusz Kurion, tegoroczny konsul, chciałby w przyszłym roku zostać namiestnikiem Macedonii. Moi szpiedzy donoszą, że planuje kampanię przeciwko Mezyjczykom i Dardanom na północy. Chce przeciąć Trację i rozszerzyć władzę Rzymu w kierunku Dunaju.
– W kierunku Dunaju? – To wzbudziło czujność Pompejusza. – To chyba mądra decyzja; w tym regionie łatwiej zdobyć terytoria niż w walce przeciwko Mitrydatesowi czy Galom. To się może udać.
Zapadła krótka cisza.
– A co wiemy o Cezarze? – spytał Pompejusz. – Obiecał mi, że opuści Rzym.
– No cóż…
– No cóż?
– No cóż, wrócił do trybunałów. Prowadzi sprawę przeciwko Gajuszowi Antoniuszowi Hybrydzie.
Wiadomości z Rzymu docierały do Hispanii po wielu tygodniach, dlatego Geminiusz nie wiedział o zamknięciu procesu i wyjeździe Cezara. Czy raczej o jego wygnaniu.
Pompejusz przechylił głowę, zanim się odezwał.
– Hybryda jest tak samo zwyrodniały jak Dolabella. Cezar igra z ogniem. W każdym razie zobowiązał się, że wyjedzie, i musi dotrzymać obietnicy, jaką mi dał tamtej nocy na ulicach Subury. Jeśli po powrocie zastaniemy go w Rzymie, będę musiał mu o tym przypomnieć… nie tylko słowem.
Powiedział to poważnym tonem, bez śladu nienawiści lub gniewu, wręcz zimno i ze spokojem. W uszach Geminiusza jego słowa zabrzmiały jednak groźnie i nieodwołalnie.
– Wszyscy senatorowie myślą, że to Sertoriusz stanowi problem – mówił dalej prokonsul cichym głosem, wbijając wzrok w podłogę – ale czasami zastanawiam się, czy Sulla przypadkiem nie miał racji i czy tak naprawdę to nie Cezar jest naszym prawdziwym problemem.
– Jest bardzo młody, praktycznie brak mu doświadczenia wojskowego, nie ma armii… Czym on właściwie się wyróżnił? Zdobył nieco sławy w najbiedniejszych dzielnicach Rzymu. To wszystko. Czyli praktycznie nic.
– Racja, racja… – wymamrotał zamyślony Pompejusz, nie podnosząc głowy. Zgadzał się z Geminiuszem, ale intuicja podpowiadała mu, że powinien czuć niepokój.
Nagle na tarasie pojawił się legionista.
– To pewnie jeden z moich informatorów – wyjaśnił Geminiusz i uzyskawszy zgodę Pompejusza, zwrócił się w stronę przybyłego: – Wejść!
Posłaniec podszedł i wręczył oficerowi złożony papirus. Geminiusz odprawił żołnierza ruchem ręki i zabrał się do czytania. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Proces przeciwko Hybrydzie został zamknięty, a Cezar opuścił Rzym, udając się na wygnanie – ogłosił. – Ruszył na wschód.
Pompejusz oparł się wygodnie na siedzeniu.
– Przy odrobinie szczęścia morze go pochłonie.
5 Dzisiejsze miasto Ampurias w Katalonii.
6 Patrz mapa →.Rozdział III
Pożegnania i sekretne kody
Południowe wybrzeże Cylicji, Mare Internum
75 r. p.n.e.
– Piraci? – Labienus z pewnym niedowierzaniem przeżuwał tę wiadomość.
– Piraci – powtórzył Cezar poważnie, dłonią osłaniając twarz przed oślepiającym słońcem.
– Ale ledwie kilka miesięcy temu przeprowadzono kampanię przeciwko piratom…
Labienus miał na myśli walkę Publiusza Serwiliusza Izauryjskiego przeciwko pirackim flotom w tych okolicach.
– To było trzy lata temu i jak widać, piraci wrócili – stwierdził Cezar.
Labienus chciał dalej dyskutować na ten temat, ale kapitan statku zwrócił się do nich obu:
– To złodzieje tych mórz – wsparł Cezara. – Szybko się zbliżają. Ich statki są lekkie. Bez pomocy wiatru i odpowiedniej liczby wioślarzy nie zdołamy uciec. Wkrótce będą obok nas.
Cezar zdał sobie sprawę, że kapitan szuka jego rady, bo wie, że obaj pasażerowie z sukcesem walczyli w tym regionie. Labienus już pierwszego dnia na morzu opowiedział o ich przygodach na Lesbos.
– Dzięki temu będą cię bardziej szanowali – wyjaśnił Cezarowi, który jeszcze przed wypłynięciem z wielkiego handlowego portu w Ostii przyłapał przyjaciela na tym, jak relacjonuje kapitanowi historię o zajęciu Mityleny. Ale teraz nie byli na Lesbos. Znajdowali się na morzu, bez wojska, nie mieli ani jednej kohorty czy centurii.
Cezar rozejrzał się po pokładzie: dziesięciu niewolników, których ze sobą zabrał, piętnastu lub dwudziestu marynarzy, dwóch greckich kupców, kapitan, Labienus i on. Tylko takimi zasobami dysponował.
Ponownie spojrzał na morze. Piraci zbliżali się szybko. Najpierw były to tylko trzy lekkie statki, ale wkrótce zza Farmacusy wyłoniło się pół tuzina innych jednostek. Na każdej z nich dziesiątki marynarzy. Piratów mogło być spokojnie ponad dwustu.
– Nie ma co stawać do walki – powiedział kapitanowi.
Doświadczony marynarz pokręcił głową w desperacji.
– Nie, nie ma co, ale wtedy… wszystko nam zabiorą, a nas samych zabiją albo sprzedadzą w niewolę.
Cezar jeszcze raz przyjrzał się wrogim statkom.
Kapitan miał powody do pesymizmu. Cezar był w pełni świadomy, że prawie na pewno nie zobaczy już swoich bliskich, żony Kornelii, matki Aurelii i córeczki Julii.
Piraci zbliżali się nieuchronnie.
Można było poczuć oddech śmierci na karku.
W poszukiwaniu wyjścia z tej trudnej sytuacji Cezar zamknął oczy i wspomniał dzień, w którym żegnał się z rodziną w Rzymie.
Domus RODZINY JULIUSZÓW, DZIELNICA SUBURA, RZYM
76 R. P.N.E.
– Dokąd zamierzasz się udać? – spytała Kornelia. W jej głosie nie było słychać ani wyrzutu, ani zwątpienia. Nie istniała dla niej gorsza tortura niż ponowne rozstanie z Cezarem, ale jego bezpieczeństwo było najważniejsze.
– Na Rodos – odparł, wbijając wzrok w łoże, na którym porozkładał ubrania, sandały, papirusy z różnymi mapami, sztylet, miecz…
Zastanawiał się, o czym zapomniał. Na statek zabierał ze sobą niewolników i wiele innych rzeczy, ale teraz miał zdecydować o najważniejszych przedmiotach, tych, które będzie trzymał przy sobie.
Kornelia usiadła na _solium_ w rogu pomieszczenia.
– To bardzo daleko – powiedziała. – Wydaje mi się, że to koniec świata.
– Wiem, ale to konieczne. Tym razem nawet nie dali mi dokończyć procesu. Chcą, żebym się wyniósł. Mam na myśli optymatów. Albo żebym sczezł.
Kornelia nic na to nie powiedziała, powstrzymywała łzy. Nie chciała dodawać małżonkowi zmartwień.
– Damy sobie radę – odparła wreszcie półgębkiem, cicho, ale z największym spokojem, na jaki było ją stać. – Zajmę się Julią. Będziesz z nas dumny. Ty zatroszcz się o siebie. Świat jest taki wielki i niebezpieczny. A w szczególności morze…
Cezar spojrzał na żonę i kiwnął głową, po czym ponownie zwrócił się w stronę łoża i rzeczy, które na nim spoczywały.
– Wyruszasz sam? – spytała.
– Nie, Labienus płynie ze mną. Sam się zaoferował.
– Cieszę się. – Miała wrażenie, że w towarzystwie wiernego Labienusa jej małżonek będzie bezpieczniejszy, choć podczas tak długiej podróży może się przydarzyć tyle rzeczy…
Nagle w drzwiach pojawiła się Aurelia.
– Mogę wejść? – spytała, patrząc to na syna, to na Kornelię.
– Oczywiście, matko – odpowiedział Cezar, a Kornelia pochyliła głowę w zapraszającym geście. Gdy małżonek wyruszy na wschód, teściowa znów będzie jej największym wsparciem.
– Nie podaję w wątpliwość konieczności twojego wyjazdu – zaczęła Aurelia. – To najrozsądniejsze, co możesz zrobić po tym, co się wydarzyło z Dolabellą i teraz podczas procesu przeciwko temu oprawcy Hybrydzie. Poza tym obiecałeś Pompejuszowi, a on jest z tych, co nie zapominają. Dokąd zamierzasz się udać?
Cezar milczał, wpatrując się w łoże.
– Na Rodos – odpowiedziała za niego Kornelia.
– Tak, na Rodos – potwierdził, odwracając się w stronę żony.
– Dlaczego tam? – dopytywała Aurelia.
– Żeby kontynuować naukę retoryki. Jestem w tym dobry, co pokazałem podczas procesów, ale mam zamiar być jeszcze lepszy. A skoro muszę opuścić Rzym, nie chcę sprawiać wrażenia kogoś, kto ucieka z miasta. Wszyscy wiedzą, że na Rodos mieszka Apollonios, najlepszy nauczyciel retoryki.
– To prawda – zgodziła się matka. – Masz już statek?
– Jeden z tych kupieckich, które płyną z Ostii do Aleksandrii – wyjaśnił. – Przywożą zboże z Egiptu i wracają na wschód z oliwą i winem. Zabiorę ze sobą kilku niewolników, żywność, nieco pieniędzy i Labienusa.
Aurelia kiwała głową, gdy wymieniał to wszystko. Podobnie jak Kornelia uznała towarzystwo Labienusa za dobry pomysł.
– Matko, chciałbym na chwilę zostać sam – kontynuował Cezar. – Boję się, że czegoś zapomniałem. Muszę się skupić.
– Oczywiście – odparła.
– Idę z tobą. – Kornelia wstała, żeby wraz z teściową opuścić pomieszczenie i zostawić małżonka w spokoju podczas przygotowań. Gdy znalazły się w atrium, wyraziła obawy.
– Rodos jest bardzo daleko. Boję się o jego bezpieczeństwo.
– Przecież przed paru laty popłynął na Lesbos i wrócił. Nie martw się. Bogowie go chronią – powiedziała z przekonaniem Aurelia.
– Tak, ale podczas tamtej podróży na wschód, do Bitynii i potem na Lesbos był pod rozkazami Lukullusa jako żołnierz wojska rzymskiego działającego w regionie. A potem pojechał do Macedonii w ramach śledztwa na potrzeby procesu. Teraz jednak wyrusza samodzielnie, rzeczywiście towarzyszy mu Labienus, za co jestem mu wdzięczna, bogowie wiedzą, jak bardzo szanuję Tytusa Labienusa za jego niegasnącą lojalność wobec mojego męża. Ale wypływają bez żadnego wsparcia wojskowego czy urzędniczego, jako ludzie prywatni, zwykli obywatele, a morze i cały Wschód pełne są niebezpieczeństw, wojen i okropieństw. Boję się, że Gajusz tym razem nie wróci, bo pozbawiony będzie wsparcia wojska czy parasola rzymskiego prawa.
– Już kiedyś był uciekinierem – przypomniała Aurelia – i przetrwał.
– Wiem, wiem – przyznała Kornelia, w jej głosie jednak nadal brzmiała desperacja. – Gdy nie zgodził się na rozwód ze mną, czego domagał się ten nędznik Sulla. Ale wówczas znajdował się w Italii i prawie umarł na gorączkę bagienną. Na Wschodzie, z jednym tylko przyjacielem, będzie musiał stawić czoło tysiącu zagrożeń.
Aurelia westchnęła. Dostrzegłszy, że synowa jest bardzo zdenerwowana, wzięła ją za rękę i zaprowadziła do _impluvium_. Tam posadziła Kornelię na _selli_, a sama usiadła na drugiej.
– Cezar powróci, nie wątp w to i się nie przejmuj – próbowała uspokoić młodą kobietę, nie puszczając jej ręki. – Nie wiem, jak to zrobi ani co się wydarzy podczas podróży, ale bogowie go chronią. Żeby cię uspokoić, powiem, co moje serce wyraźnie przeczuwa: Cezar będzie bezpieczny poza Rzymem. A gdy opuści miasto, sam zacznie wzbudzać strach. To przeklęte miasto mnie martwi. Cezar jest tysiąc razy bezpieczniejszy w samym sercu najbardziej nieprzyjaznego regionu, otoczony tysiącami gotowych do walki barbarzyńców, niż na ulicach Rzymu, na których roi się od zdrajców.
W tablinum
Cezar udał się do swojego prywatnego pokoju. Przeglądał papirus, na którym zapisał wszystko to, co powinien zabrać ze sobą, gdy nagle – wiedziony intuicją, bo żaden dźwięk nie zdradzał obecności intruzki – odwrócił się i ją zobaczył. Mała, ledwie sześcioletnia Julia stała za jego plecami i uważnie się w niego wpatrywała.
– Naprawdę wyjeżdżasz, ojcze? – spytała dziecięcym głosikiem, a jej oczy świeciły łzami gotowymi w każdej chwili popłynąć.
Cezar westchnął.
Zrozumiał, że dziewczynka potajemnie podsłuchiwała rozmowy dorosłych, ale jak miał ją za to skarcić, skoro sam robił to przez całe dzieciństwo? Więc tylko usiadł na krześle i przemówił do niej łagodnym głosem, uśmiechając się jak najszerzej.
– Tak, Julio, muszę wyjechać, ale wrócę.
Dziewczynka nie wydawała się usatysfakcjonowana odpowiedzią. Wprawdzie starała się powstrzymać od płaczu, ale kilka czystych, kryształowych łez spłynęło powoli po drobnych zaczerwienionych policzkach.
Cezar popatrzył na nią i wpadł na pewien pomysł: podniósł córkę i posadził ją sobie na kolanach przed stołem.
– Popatrz – powiedział. – Pokażę ci pewien sekret, ale musisz obiecać, że nikomu go nie zdradzisz.
To przykuło uwagę dziewczynki i pozwoliło osiągnąć cel: przestała płakać.
– Pokażę ci tajemny język, który sam wymyśliłem. Ty już umiesz dobrze pisać, prawda?
– Tak, ojcze. Grecki nauczyciel mnie nauczył, a mama pilnuje, żebym robiła to dobrze. Popatrz.
Wzięła do ręki pióro, zanurzyła je w naczyniu pełnym czarnego _atramentum_ i napisała z niezwykłą jak na swój wiek płynnością własne imię, imię ojca, imię matki. Były one zupełnie czytelne.
– Bardzo dobrze, Julio – skomentował Cezar. – A teraz posłuchaj. Musisz się mocno skupić. Może wydać to ci się trudne, ale tak naprawdę jest bardzo proste.
– Skupiam się, ojcze.
– Patrz uważnie. – Cezar delikatnie wyjął jej z ręki pióro, również zanurzył je w atramencie i zaczął pisać litery na tym samym kawałku papirusu, na którym dziewczynka pokazała, co umie. – Widzisz? Co tutaj napisałem?
Julia wyciągnęła szyję, żeby dobrze odczytać litery, podczas gdy ojciec kontynuował pisanie.
– To alfabet łaciński, ojcze, wszystkie litery po kolei.
– Zgadza się – pogratulował jej Cezar. – A teraz… Jakim słowem się witamy, Julio? – spytał.
– _Ave_, ojcze.
– Dobrze – potwierdził i zapisał słowo obok alfabetu. – Ale w sekretnym języku nie piszemy _AVE_, tylko tak… – Zapisał trzy litery.
– _EAI_? – zdziwiła się dziewczynka. – Ale to nic nie znaczy, ojcze.
– Znaczy dla tego, kto zna mój sekretny język – powiedział z czułością. – Popatrz uważnie. Litera A z początku _AVE_ jest tutaj… – zakreślił kółko wokół znaku w alfabecie – ale jeśli policzymy do czterech, idąc w dół… – wskazał w zapisanym pionowym alfabecie czwartą literę za A, czyli E. – Widzisz?
Powtórzył następnie operację z V, schodząc trzy pozycje w dół, doszedł do Z i wrócił na początek, zakreślając A.
– Wreszcie dla E schodzimy cztery litery w dół. Zawsze w dół, chyba że alfabet się nam skończy, wtedy wracamy na początek, jak przy poprzedniej literze. Po E mamy F, potem G i H, a czwarta litera to I, podstawiam ją w miejsce E. Dlatego zamiast _AVE_ napisałem _EAI._
– Aaaaa… – Julia otworzyła szeroko oczy.
– Sprawdzimy, czy wszystko zrozumiałaś, dobrze?
– Dobrze, ojcze – odpowiedziała zafascynowana dziewczynka.
– Muszę na jakiś czas wyjechać, moja mała. Jakim słowem się pożegnamy?
– _Vale_… ale tylko jeśli żegnamy się z jedną osobą – uściśliła. – Gdy z kilkoma, to będzie _valete._
– Bardzo dobrze. Ponieważ żegnasz się tylko ze mną, użyjesz _vale_. Jak będzie brzmiało to słowo w naszym sekretnym języku?
Dziewczynka zmarszczyła czoło. Sięgnęła do ojcowskiej dłoni, żeby wziąć od niego pióro, i zaczęła liczyć cztery pozycje dla każdej litery, zawsze schodząc w dół alfabetu, który zapisał ojciec.
– V znowu będzie A.
– Tak jest – potwierdził Cezar, który uważnie śledził jej wysiłki.
– A to będzie znowu E, za to L da nam… Q. – Zatrzymała się i spojrzała na ojca. Cezar przytaknął i Julia liczyła dalej: – E znowu da nam I. A więc VALE to będzie AEQI! – zakrzyknęła triumfalnie.
– AEQI, malutka – potwierdził Cezar i ją pocałował. – Teraz, kiedy będziesz chciała wysłać mi tajną wiadomość, możesz zapisać ją w ten sposób i ja ją zrozumiem.
– Dobrze, ojcze.
– I pamiętaj, Julio: ja wrócę.