- W empik go
Przekonaj mnie. Tom 1 - ebook
Przekonaj mnie. Tom 1 - ebook
Zranione serce nie jest jedyną rzeczą, jaką ukrywa przed światem Aleksandra, piękna i niezależna właścicielka agencji reklamowej. Druga tajemnica dotyczy powodu rozstania z ukochanym – od czasu tamtego wydarzenia młoda kobieta otoczyła się murem, za który nie ma wstępu żaden przedstawiciel płci przeciwnej. Problem w tym, że wielkimi krokami zbliża się wesele jej byłego chłopaka, a Aleksandra nie ma zamiaru pojawiać się tam sama. Rozpoczyna więc gorączkowe poszukiwania partnera, który mógłby jej towarzyszyć, ale popularne portale randkowe okazują się kiepskim rozwiązaniem. Jedyna nadzieja w przystojnym barmanie, który przypadkiem pojawia się w życiu Aleksandry, ratując ją z opresji. Czy zagości w jej świecie na dłużej? I co się wydarzy, gdy w końcu wyjdzie na jaw pilnie strzeżony przez nią sekret?
Stoimy tak przez chwilę przytuleni, woda spływa po naszych ciałach, a ja czuję się totalnie odprężona i zaspokojona. Mam jakieś dziwne przeczucie, że jestem dokładnie w tym miejscu, w którym powinnam teraz być. Jakbym po długiej podróży wróciła do domu. Nie chodzi oczywiście o to, że właśnie przeżyłam najintensywniejszy orgazm w życiu i doszłam bardzo szybko. W ogóle Marcel potrafi błyskawicznie doprowadzić mnie na szczyt, dotychczas faceci musieli się nieźle nagimnastykować, żeby to osiągnąć. Oczywiście, nie ukrywam, że to bardzo duża zaleta, ale nie chodzi tu o orgazmy. Przy Marcelu czuję się dobrze. Po prostu.
M. F. Mosquito urodziła się we wrześniu 1989 roku na Kaszubach, gdzie do dziś mieszka wraz z mężem i dziećmi. Zawodowo związana jest z edukacją najmłodszych, która stanowi jej pasję. Uwielbia również wędrówki po górach. Od lat zakochana w literaturze kryminalnej i erotycznej debiutuje serią „Oblicza miłości”.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-307-7 |
Rozmiar pliku: | 907 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Gdzie jest, kurwa, mój telefon?! Cholera jasna, zawsze muszę go gdzieś zgubić…
Kolejny raz w życiu doszłam do wniosku, że faceci to dupki i chyba lepiej ich unikać, jeśli tylko jest taka możliwość. Siedzę właśnie na fotelu, a stopy w moich ulubionych czerwonych szpilkach położyłam na stoliku, na którym stoi butelka wina. W sumie, jeśli mam być szczera, to zaledwie pół butelki, bo druga połowa krąży już radośnie w moim krwiobiegu. Tak, uwielbiam wino. Myślę, że ono także przejawia wobec mnie takie uczucia i jeśli tak dalej pójdzie, będę musiała wybrać się na pieszą wycieczkę do sklepu po kolejną butelkę. Po dzisiejszym wieczorze jedno wiem na pewno – nigdy więcej nie umówię się z facetem przez portal randkowy, czas skończyć z tą głupotą. Moi przyjaciele mieli rację, ale ja tak bardzo skupiałam się na tym, żeby kogoś znaleźć, że zupełnie się w tym wszystkim pogubiłam.
Moje rozmyślania przerywa dzwonek do drzwi, ale nie mam ochoty nikomu otwierać. Ktokolwiek tam jest, niech spierdala dla własnego dobra. Nie jestem dzisiaj w towarzyskim nastroju i plan jest taki, że spędzam wieczór z butelką wina. Albo z trzema…
– Cholera, nie ma mnie – mówię sama do siebie.
Nastaje cisza, więc wypijam łyczek czerwonego trunku i zamykam oczy. Po chwili jednak jestem zmuszona je otworzyć, bo widocznie nie będzie tak łatwo, jak myślałam. Ktokolwiek znajduje się po drugiej stronie drzwi, jest wytrwały, o czym świadczy fakt, że znowu słyszę dzwonek, a dodatkowo do moich uszu dociera odgłos walenia. Walenia, znaczy głośnego uderzania w drzwi, a nie takiego ssaka, który pływa sobie w oceanie. Nagle wszystko ustaje – świetnie. Dzisiaj tylko wino… Cholera jasna, no chyba nie do końca! Słyszę zgrzyt przekręcanego klucza i do środka, niczym huragan Katrina, wpada moja przyjaciółka Gośka.
– Znowu zgubiłaś telefon?
– Skąd wiesz?
– Dzwoniłam już setki razy i nic. Domyślam się, że wyciszyłaś dźwięki i rzuciłaś go gdzieś. Jak było? – pyta.
Chodzi jej oczywiście o randkę, bo chociaż nie pochwala mojego sposobu wyszukiwania partnerów, to zawsze bardzo mnie wspiera. Zna mnie i rozumie, a to najważniejsze.
– A jak myślisz? – mówię i wskazuję na butelkę wina.
Opowiadam wszystko ze szczegółami i po wyrazie twarzy Gośki stwierdzam, że przykro jej z powodu mojego kolejnego niepowodzenia. No cóż, Aleksandra zaliczyła kolejną klapę i właśnie upija się winem jak żul pod sklepem. Żałosne, ale dzisiaj jestem jak kot, który ma ochotę lizać rany w samotności. A potem, jak kot, spaść na cztery łapy i iść dalej. Oczywiście mówię o tym mojej nieustępliwej przyjaciółce, ale ona jak zwykle jest po prostu sobą.
– Chyba, kurwa, oszalałaś, jeśli myślisz, że zostawimy cię dzisiaj samą! – Podnosi głos, jak ma w zwyczaju, kiedy chce postawić na swoim.
– Nigdzie nie idę! Pierdol się – odpowiadam zgodnie z moimi dzisiejszymi planami.
– Zbieraj dupsko! Wychodzimy! – mówi Gośka z tym swoim błyskiem w oku.
Już wiem, że nie będzie łatwo jej spławić. Gośka jest kobietą o wyjątkowej urodzie i charakterze. Ma piękne, rude włosy, sięgające ramion, nogi długie jak żyrafa i pełne usta. Wszystkiego dopełniają piegi na jej małym, zadziornym nosku. Jest bardzo stanowcza, twardo stąpa po ziemi i jeśli sobie coś postanowi, to ciężko ją od tego odwieść. Generalnie nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Pracuje w firmie z samymi facetami, rozstawiając ich po kątach jak małych chłopców. Znacznie lepiej radzi sobie z nimi niż ja, ale mimo wszystko nadal jest singielką czekającą na księcia, który będzie umiał poskromić drzemiącego w niej smoka. Jest cudowną przyjaciółką, jednak dzisiaj mam ochotę na towarzysza w postaci butelki wina, dlatego odpowiadam:
– W dupie to mam i nigdzie się nie ruszam! – Żeby dodać moim słowom wiarygodności, zdejmuję buty, biorę lampkę z winem do ręki i udaję twardą.
– To się jeszcze okaże… – Odpowiedź mojej przyjaciółki zwiastuje kłopoty, i to ja będę je mieć.
Gośka mierzy mnie przenikliwym wzrokiem. Widzę błysk w jej brązowych oczach. Coś czuję, że mój wieczór z butelką wina właśnie się skończył, bo Gośka wyjmuje telefon i szybko coś pisze. Oho… Zbliżają się kłopoty – czuję, co się święci. Mijają jakieś trzy minuty i do mojego mieszkania wpada Hubert. Najpiękniejszy facet, jakiego kiedykolwiek widziałam. Ciemne włosy idealnie współgrają z jego wręcz czarnymi oczami, a wszystkiego dopełnia idealnie przycięta broda. Jeśli do tego wszystkiego dodamy sporo mięśni, mamy komplet do obrazu idealnego faceta. Nawet mnie leci ślinka, a znam go od dziecka i jest dla mnie jak starszy brat. Pamiętam jeszcze, jak wyglądał w dresach, kiedy szliśmy pierwszego dnia do szkoły. Wychowywaliśmy się we trójkę i znamy się jak łyse konie, bo w dzieciństwie mieszkaliśmy po sąsiedzku, a nasi rodzice przyjaźnią się do dziś. Wszyscy jesteśmy jedynakami, więc nic w tym dziwnego, że traktujemy się, jakbyśmy byli rodzeństwem. Hubert jest od nas o trzy lata starszy, a my z Gośką jesteśmy w tym samym wieku. Obecnie też mieszkamy obok siebie.
Hubert mierzy mnie wzrokiem i mówi:
– Zbieraj się, dziewczynko, wychodzimy.
Od kiedy sięgam pamięcią, nazywa mnie dziewczynką. Kiedyś jeszcze to rozumiałam, ale teraz nie do końca, więc czasami pytam go, czy jak będę miała sześćdziesiąt lat, też będzie mnie tak nazywał. Twierdzi stanowczo, że oczywiście. Jako dziecko byłam raczej typem chłopczycy, więc może dlatego tak do mnie mówił – jakby chciał mi przypomnieć, że jestem dziewczynką. No, ale teraz jestem już tego świadoma i zamiast grać w piłkę z chłopakami, depiluję nogi.
– Słuchajcie, wiem, że mnie kochacie i chcecie dla mnie jak najlepiej. A dzisiaj najlepiej dla mnie jest zostać z moją towarzyszką – mówię, po czym wskazuję na prawie pustą butelkę po winie.
Już od dłuższego czasu trują mi dupę, że nie powinnam szukać faceta na portalu randkowym, i przyznam szczerze, że dopiero dzisiaj to do mnie dotarło. Cholera, no mają rację, bo to przecież nie działa w ten sposób i już dawno powinno to dotrzeć do mojego mózgu. Teraz już wiem, że ja chciałam znaleźć kogoś… Za bardzo. I w sumie nie kogoś, tylko byle kogo, bo tak naprawdę chyba nie szukałam miłości, lecz jakiegoś potwierdzenia, że nadal podobam się facetom. Szkoda, że żaden nie spodobał się mnie… Ale przynajmniej moje serce jest bezpieczne…
– Idziemy poszukać więcej takich towarzyszek i przy okazji trochę się wyszaleć – mówi Gośka z szerokim uśmiechem na ustach.
Doskonale wiem, co ten uśmiech oznacza. Będziemy pić i tańczyć, aż zabraknie nam sił, więc w sumie, jakby się nad tym zastanowić, to pomysł jest świetny. Zerkam na nich z rezygnacją, a Hubert siada obok mnie i delikatnie kładzie mi rękę na ramieniu.
– Dziewczynko, faceci są okropni. Co prawda nie wszyscy, ale znaczna ich część.
– Co ty nie powiesz – odpowiadam z sarkazmem.
– Jeśli chcesz, znajdę go i skopię mu dupę. Obiję mu mordę tak, że przez pół roku będzie jadł przez słomkę, ale obawiam się, że musiałbym tak zrobić z połową facetów w tym kraju.
Wiem, że nie żartuje, i zrobiłby to, gdybym tylko zechciała, ale nie chcę. Zamiast tego pytam:
– Co jest ze mną nie tak? Dlaczego przyciągam samych kretynów? – pytam, bo przecież nie przyznam, że szukam tylko kretynów. Prawdziwej miłości się boję jak diabeł święconej wody albo wampiry czosnku, czy jak to tam było.
Oboje z Gośką zerkają na siebie, a moja przyjaciółka w mgnieniu oka zajmuje miejsce po drugiej stronie.
– Kochanie, wszystko z tobą w porządku. Jesteś piękna, inteligentna i bardzo seksowna. Ale przyciągasz kretynów. – Kończąc swoją cudowną wypowiedź, bezradnie rozkłada ręce, po czym nieco ciszej i poważniej dodaje: – Bo być może innych wolisz unikać. – Potwierdza, jak dobrze mnie zna.
– Wiem, kurwa! – odpowiadam już nieco zirytowana, więc Gośka kontynuuje swoją przemowę:
– Musisz wyłączyć ten radar. Albo, do cholery jasnej, przestać szukać facetów na portalu randkowym. Przecież tam miłości szukają desperaci, którzy w realu boją się podejść do laski, albo tacy, którzy liczą tylko na seks.
– Też by mi się przydało jakieś bzykanko – mówię prawdę, na co moi przyjaciele głośno się śmieją.
Od dłuższego czasu jestem bardzo aktywna na portalu randkowym, a jakiś rok temu ostatni raz bzykałam się z facetem. Potem mogłam liczyć już tylko na przyjaciela na baterie. Myślałam, że może w sieci spotkam jakiegoś miłego faceta, który sprawi, że będę chciała pójść z nim na drugą i trzecia randkę, a potem on zaciągnie mnie do łóżka. Ale gdzie tam! Byłam ostatnio na wielu randkach, a jedna okazywała się gorsza od drugiej. Dzisiejsza to wisienka na torcie. Pajac myślał, że skoro postawił mi kolację, ja w ramach deseru zrobię mu loda w samochodzie. Niestety, nie wiedział, z kim miał do czynienia, więc kiedy usłyszałam jego propozycję, wybuchnęłam śmiechem. Najpierw udawał wkurzonego, ale po chwili zamienił to uczucie na uwielbiany przeze mnie akt desperacji.
– Skarbie, proszę… Będzie miło… – próbował mnie przekonać.
– Człowieku, czy ty się z głupim na rozumy zamieniłeś? – zapytałam, sięgając do torebki po gaz pieprzowy, który zawsze mam przy sobie.
Chyba nie zrozumiał mojego pytania. Zamiast pomyśleć, złapał mnie mocno za kark, mówiąc:
– Ty mała, wredna su…
W tym momencie wywaliłam mu pół opakowania gazu w ślepia i z gracją wyszłam z samochodu.
Nie jestem niewinną dziewicą. Co to, to nie. Straciłam dziewictwo kiedy miałam siedemnaście lat – było niezręcznie, ale znośnie. Później było już coraz lepiej, ale to nie znaczy, że będę rozkładać nogi przed pierwszym lepszym frajerem tylko dlatego, że on tak chce…
– Halo, dziewczynko, wróć do nas! – Z zamyślenia wyrywa mnie głos Huberta.
– Dobra, wy małe gnojki, idę z wami. Tylko się przebiorę, bo ciągle czuję na sobie ten cholerny gaz pieprzowy. – Wypowiadając ostatnie słowa, zaczynam się śmiać.
– Widzisz, maleńka, jednak moja rada jest aktualna – zawsze noś przy sobie gaz. Nigdy nie wiadomo, kiedy będziesz musiała go użyć.
To złota rada Gośki. Gdyby załatwienie pozwolenia na broń było łatwiejsze, pewnie dzisiaj miałabym w torebce glocka albo jakieś inne cholerstwo. A tymczasem noszę gaz i z przykrością stwierdzam, że użyłam go już kilka razy.
Moje mieszkanie jest wielkie i ma niespotykany układ pomieszczeń. W drodze do garderoby mijam gabinet i sporą łazienkę oraz przechodzę przez sypialnię. Zaraz za drzwiami wejściowymi znajduje się wielki korytarz, który prowadzi wprost do salonu połączonego z kuchnią. Kiedy skręcimy w lewo, wejdziemy w kolejny, tym razem długi korytarz. Po jego lewej stronie mam gabinet, dalej łazienkę, a na wprost sypialnię z garderobą. Choć sama wolałabym coś mniejszego, rodzice nie zostawili mi większego wyboru. Dali mi prezent z okazji ukończenia studiów – dla taty ważne było bezpieczeństwo, a dla mamy, no cóż, lokalizacja. Musiało być pięknie, widok odpowiedni, metraż też – cała mama. Jest kochaną kobietą, chociaż lubi bogactwo i tę całą otoczkę. Jestem jej zupełnym przeciwieństwem. Mieszkanie urządziłam oczywiście według własnego pomysłu, który dopuszczał tylko cztery kolory: biały, szary, czarny i oczywiście czerwony. To mój kolor, nawet wibrator w nocnej szafce jest czerwony. Mama nie do końca była zachwycona, ale zna mnie dość długo, by wiedzieć, że nie ma sensu ze mną dyskutować.
Co prawda pochodzę z rodziny, którą stać na wszystko, jednak ocena bardzo dobra na moim dyplomie to wynik ciężkiej pracy, a nie stanu konta. Choć byłoby mnie stać na wszystko, postanowiłam niczego sobie nie ułatwiać. Zdecydowałam, że kiedy wyjadę na studia, zacznę na siebie zarabiać. Oj, rodzicom bardzo się ten pomysł nie spodobał. Chcieli, żebym skupiła się na nauce, a oni zajmą się finansami. Myślałam, że tata oszaleje, a mama wręcz kipiała. No, ale tak to jest, jak się wychowuje takiego uparciucha jak ja.
Byłam spokojnym dzieckiem i raczej nie sprawiałam większych kłopotów moim rodzicom. Poza tym, że byłam bardzo uparta i stanowczo broniłam swojego zdania. Zawsze. Pamiętam, jak w wieku siedmiu lat postanowiłam, że pójdę do szkoły pieszo – moimi małymi nóżkami postanowiłam przejść trzy kilometry. Oczywiście rodzice uparli się, że będą mi towarzyszyć. W końcu po kimś ten upór odziedziczyłam. I tak w połowie drogi zorientowałam się, że to może nie do końca był tak dobry plan, jak sądziłam na początku. Plecak był ciężki, nogi mnie bolały, ale twardo dążyłam do celu. I dotarłam. Następnego dnia, kiedy tato zapytał, czy dzisiaj również wybieram spacer, odpowiedziałam, że na razie porannych spacerów już wystarczy. Widziałam, jak dyskretnie się uśmiechnął, uwielbiał przecież swoją upartą córeczkę. Byłam jego kwiatuszkiem, zawsze tak do mnie mówił i pozwalał mi na wiele. Wyglądam zupełnie jak on; mam te same błękitne oczy i blond włosy. Usta również odziedziczyłam po tacie. To właśnie one są najlepszą częścią mojego ciała. Pełne, zmysłowe, idealnie zarysowane, w kolorze wiśni.
Zdejmuję sukienkę i wrzucam do kosza na pranie, który już się nie domyka – czas zrobić pranie, może przed urlopem się z tym uporam. Moje rozmyślania przerywa Gośka, która wpada do garderoby:
– Co się tak długo ubierasz? Rusz tyłek! – mówi radośnie.
Zawsze jest pełna optymizmu i wszędzie jej pełno – kobieta torpeda i to w niej lubię. Potrafi mnie pocieszyć i nakierować na odpowiednie tory, jeśli tylko nieco zboczę z kursu.
– Zamyśliłam się – odpowiadam zgodnie z prawdą.
– Koniec myślenia, czas na reset. – Gośka podchodzi do wieszaka i zdejmuje z niego sukienkę, której dzisiaj sama bym nie wybrała.
Sukienka jest czerwona, na cienkich ramiączkach, idealnie opina moje drobne ciało, uwydatnia biust, który przy moim wzroście i wadze jest wyjątkowo duży – chociaż lepiej by pasowało słowo „wielki”. Skoro mam włożyć czerwoną sukienkę, to muszę też mieć czerwoną bieliznę. Mam bzika na tym punkcie, a moja przyjaciółka doskonale mnie zna, bo już nurkuje w szufladach w poszukiwaniu odpowiedniego kompletu.
– Ja pierdolę, Leksi, nosiłaś kiedykolwiek majtki bez koronki? – pyta, rzucając mi czerwone, koronkowe brazyliany.
– Jak byłam dzieckiem, to pewnie nosiłam, ale mój tyłek lubi czuć na sobie koronkę – mówię zgodnie z własnymi przekonaniami.
– Świat by się zawalił, gdybyś włożyła majtki bez koronki, co? – Przyjaciółka próbuje żartować, ale ja wiem swoje.
– Nigdy nie wiesz, kiedy ktoś ściągnie z ciebie ubranie. I jak bym wtedy wyglądała w babcinych reformach? – mówię bez namysłu, zapinając stanik.
– Nigdy nie miałaś na sobie babcinych reform. Twoja babcia pewnie też ich nie nosiła. Obie jesteście takie same.
I tutaj ma rację. Moja babcia jest cudowną, niezwykle piękną i wyzwoloną kobietą. Kiedy zmarł dziadek, bardzo to przeżyła i przez trzy lata nie była sobą, ale potem powoli stanęła na nogi. Obecnie ma u boku młodszego o dwadzieścia lat, gorącego Hiszpana. Oboje są szczęśliwi i to jest najważniejsze. Babcia zawsze nosiła koronkę i to była jej pierwsza rada, kiedy zaczęłam rozumieć, czym sikam.
– Zapnij mi sukienkę – mówię do przyjaciółki, po czym rozglądam się w poszukiwaniu odpowiednich butów.
– Weź te – mówi Gośka, wskazując wysokie, choć bardzo wygodne szpilki w kolorze głębokiej czerni.
Wkładam buty, pudruję nosek i maluję usta czerwoną szminką. Idealnie.
– Chodźmy, zabawimy się – mówię, czym wywołuję szeroki uśmiech na twarzy małpy, która zmusza mnie do tego wszystkiego.
Tak poważnie to jestem im wdzięczna, bo zawsze mogę na nich liczyć. Idziemy razem do salonu, gdzie Hubert siedzi i patrzy ponuro w stronę fotela. Ulubionym elementem w moim mieszkaniu jest mój fotel, rzecz jasna czerwony. Mój i tylko m… Dobra, nie tylko. Jest jedno takie stworzonko, które może się w nim wygodnie rozgościć. Mój kot. Lord. Tak, tak, mam kota. Rudego, łagodnego i idealnie miękkiego. Gadam jak materiał na starą pannę i jestem tego świadoma, ale lubię koty i sądzę, że jestem do nich podobna, bo też chodzę własnymi ścieżkami.
– Idziesz z nami czy zostajesz z kotem? – pytam z uśmiechem na twarzy.
– Oczywiście, że idę. Nie zostanę z tym sierściuchem – odpowiada Hubert z szerokim uśmiechem.
Bardzo się lubią z Lordem, chociaż oboje starają się to ukryć. Bawią się razem, kiedy nikt nie patrzy. Hubert stara się być twardzielem, chociaż ja uważam, że jest bardzo uczuciowym człowiekiem. Znam go w końcu całe życie, ale kiedy ktoś złamie ci serce, to nie jesteś już tym samym człowiekiem. I tak było w jego przypadku.
Wychodzimy na ulicę, gdzie czeka na nas zaparkowany wóz Huberta – audi A8. Mój przyjaciel uwielbia swój samochód, lubi szybką jazdę, ja zresztą też. Wsiadamy więc do audi i ruszamy do klubu. Ta noc jest nasza…ROZDZIAŁ 2
Aleksandra
Mimo późnej godziny klub tętni życiem, a kolejka chętnych, żeby się napić i pobawić, jest długa. Na szczęście mamy tutaj swoje znajomości, więc już po chwili wchodzimy do środka. Sala jest ogromna, są tutaj dwa bary ustawione strategicznie po przeciwległych stronach, a na środku znajduje się duży parkiet, na którym właśnie tańczy spora grupa ludzi. Wszystko utrzymane jest w odcieniach czerni i bieli. Są też dwa podesty, na których właśnie wyginają się jakieś małolaty.
– Małolaty szaleją – prycha Gośka. Zabawne, że pomyślałyśmy o tym samym.
– Chodźmy tam, gdzie jest miejsce dla prawdziwych kobiet. – Biorę ją za rękę i ciągnę do baru, gdzie siadamy wygodnie. Opieram ręce na blacie i wzrokiem przywołuję barmana, uśmiechając się zalotnie.
– Witam moje panie. – Barman nachyla się i całuje nas w policzek.
Ma na imię Daniel. Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów. Na jednej z pierwszych studenckich imprez próbowałam go nawet uwieść, ale byłam tak wstawiona, że jak przez mgłę pamiętam drogę do domu. Przez miesiąc śmiał się ze mnie, że wracając z tamtej imprezy, wymieniałam korzyści płynące z umówienia się ze mną – żałosne, wiem. Odprowadził mnie wtedy do domu, położył do łóżka i poszedł, a kiedy spotkaliśmy się następnego dnia, powiedział:
– Wiem, że seks z tobą byłby lepszy niż lot w kosmos, ale niestety nie jesteś w moim typie.
– A co ja, kurwa, źle wyglądam? Zobacz, cycki fajne, tyłek świetny, aż żałuję, że sama nie mogę na niego ciągle patrzeć, a tobie się coś nie podoba? – To była szczera prawda. Mój tyłek był świetny, bo godziny spędzone na siłowni przynosiły efekt.
– Masz najsłodszy tyłeczek, jaki kiedykolwiek widziałem, ale niestety…
Nie dałam mu dojść do słowa, bo już się wkurzyłam.
– Dawaj, jestem ciekawa twojej odpowiedzi – powiedziałam zadziornie.
– Nie masz fiuta – odpowiedział.
– Serio? Ameryki nie odkryłeś, Einsteinie. Jestem kobietą, a my z reguły nie mamy fiutów. – Dopiero kiedy wypowiedziałam te słowa, dotarło do mnie, co chciał mi przekazać.
Daniel, widząc moją minę, zaczął się śmiać i powiedział:
– No właśnie. Dlatego nie jesteś w moim typie. – Uśmiechnął się słodko i mrugnął do mnie.
Od tamtego dnia jesteśmy przyjaciółmi.
Daniel od kilku lat jest właścicielem tego klubu, a kilka dni temu niejaki Marcel został jego wspólnikiem. Podobno znają się z czasów dzieciństwa, kiedy Daniel mieszkał jeszcze u ojca. Mój przyjaciel chciał otworzyć drugi lokal w mieście i potrzebował zastrzyku gotówki. Akurat trafił się ktoś, kto nie miał co zrobić z kasą, więc zainwestował. Jak to brzmi – „nie miał co zrobić z kasą”. Pewnie jakiś zadufany w sobie dupek z milionami na koncie, które spadły mu z nieba. Albo dorobił się na oszustwach, albo dostał w spadku. Daniel mało o nim mówi, jednak wiem, że łączy ich szczera przyjaźń.
– Co dzisiaj pijecie? – pyta.
– Whisky z colą poproszę. I dużo cytryny – odpowiadam.
– Kolejna randka z pajacem z portalu randkowego? – Zamiast do mnie, zwraca się do Gośki, która kiwa głową.
Wiem, o co im chodzi, bo od miesiąca ciągle mi to wypominają i chyba mają rację. Kiedy zaczynałam pracę, nie miałam czasu na chodzenie po klubach, żeby kogoś poznać. Poza tym ostatni związek był nieporozumieniem, delikatnie mówiąc. Kurwa! Bardzo delikatnie mówiąc! Postanowiłam więc skorzystać z pomocy portalu randkowego, ale po dzisiejszej randce jestem przekonana, że to nie był dobry pomysł. Wtedy wydawał się najlepszy, jednak teraz…
– Dobra, moi drodzy. Oficjalnie informuję, że usuwam konto na portalu.
Wyciągam telefon i kilkoma kliknięciami zamykam swój profil. No cóż, to o wiele łatwiejsze, niż sądziłam. Czuję się, jakbym zdjęła z ramion jakiś ciężar. Nie chodzi oczywiście tylko o to, że usunęłam konto. To był tylko symbol, a tak naprawdę zmiana zaszła we mnie. Coś dotarło do tej mojej, czasami ciężko kapującej, mózgownicy. Trochę to trwało, ale najważniejsze, że teraz już wiem. I koniec z facetami!
– W końcu! – odpowiadają chórem moi towarzysze.
– I nie pójdę na randkę przez minimum miesiąc! – dodaję w chwili euforii.
– Kurde, a jak trafi się ktoś godny uwagi? – zauważa moja przyjaciółka.
– Chuj tam się trafi! Tyle czasu się nie trafił, to i teraz się nie trafi. Cudów nie ma, moja droga!
– I wytrzymasz miesiąc bez randki, pajacu? – pyta Gośka.
– Wytrzymam, wytrzymam, ale najpierw muszę się napić. – Zerkam w stronę barmana, który już przygotowuje dla mnie drinka.
Duszkiem wypijam połowę. Niesamowity, jak zawsze… Drink oczywiście.
– Zwolnij, dziewczynko. – Za moimi plecami pojawia się Hubert. Jak tylko weszliśmy do środka, gdzieś nam zniknął. Pewnie poszedł się przywitać ze swoją eks. Zdzira jedna, gdybym nie była kulturalną, młodą kobietą, tobym jej zajebała.
– Dlaczego nie jesteśmy parą? – zadaję pytanie, które często ode mnie słyszy, i często też sam mi je zadaje.
– Bo to byłoby zbyt proste i zbyt piękne, dziewczynko – odpowiada bez namysłu i całuje mnie w czoło.
Kiedyś się nad tym zastanawialiśmy. Znamy się bardzo dobrze, czujemy się ze sobą swobodnie, jest między nami wszystko, co potrzebne w związku – oprócz tego czegoś. Kocham Huberta całym sercem, ale nie wyobrażam sobie, że miałabym pójść z nim do łóżka.
– Leksi usuwa konto na portalu randkowym – informuje go moja przyjaciółka.
– Ooo… Trzeba to uczcić! – Hubert natychmiast się uśmiecha i zamawia kolejną kolejkę.
Zerka na mnie badawczo i wiem, że rozumie, jak ważny to krok. Widzę po jego oczach, że rozumie, iż nie chodzi tylko o usunięcie konta, ale o istotną decyzję. Chyba faktycznie się w tym wszystkim pogubiłam, a oni najzwyczajniej cały czas się martwili.
Po wypiciu kolejnej kolejki mam ochotę trochę potańczyć, więc zabieram moją przyjaciółkę na parkiet, gdzie dajemy się porwać muzyce. Zamykam oczy i zupełnie się zatracam. Wyjście z domu było jednak znakomitym pomysłem. Aczkolwiek czuję się świetnie przede wszystkim dlatego, że postanowiłam się zatrzymać z tym całym gównianym randkowaniem i szukaniem faceta na siłę.
Tańczymy już jakieś pół godziny, więc moje nogi potrzebują chwili odpoczynku, a ja odrobiny alkoholu.
– Gośka, idę do baru. Muszę usiąść, bo za chwilę będę musiała zdjąć te cudeńka – mówię i pokazuję, że chodzi o szpilki, które dla mnie wybrała.
– Idź! Ja jeszcze zostaję – odpowiada Gośka, po czym zaczyna kręcić tyłkiem.
Przechodzę między ludźmi i w końcu docieram do baru. Niestety nigdzie nie widzę Daniela, więc siadam na stołku i rozglądam się po sali. Ludzie bawią się, tańczą, piją. Piątek jak każdy inny w tym mieście – tutaj życie zaczyna się po dwudziestej drugiej. Przy barze siedzi zaledwie kilka osób, a reszta znakomicie bawi się na parkiecie. Odwracam się w stronę baru i zapiera mi dech w piersi. Dosłownie! Centralnie przede mną stoi mężczyzna, ale nie jakiś tam zwykły. Kurde, jest bardzo męski i chyba leci mi ślinka.
– Taki to pewnie konta na portalu nie ma. – Połączenie między mózgiem i ustami zostaje zerwane, a ja wypowiadam te słowa głośno.
Po minie mężczyzny stwierdzam, że usłyszał każde, bo uśmiecha się łobuzersko i mówi:
– Niestety nie mam konta. Nie wiedziałem, że można tam spotkać tak piękne kobiety. Chyba będę musiał nadrobić zaległości. – Mówiąc to, uśmiecha się i mruga do mnie.
Robi mi się słabo, ale staram się zachować resztki godności i nie pokazać tego po sobie. Nie widziałam jeszcze takiego mężczyzny. Jest wysoki i z tego, co mogę zauważyć – umięśniony. Czuję mrowienie między nogami – ten facet jest po prostu boski. Czarne włosy są idealnie ułożone, chociaż ja miałabym ochotę przeczesać je palcami. Brązowe oczy intensywnie wpatrują się we mnie, a uśmiech powala na kolana. Uwielbiam facetów, którzy mają dołeczki, a ten mężczyzna właśnie takie ma. Otrząsam się, bo czuję, że zbyt długo mu się przyglądam, nie wypowiadając żadnego słowa i przy okazji robiąc z siebie typową, tępą blondynkę.
– Poproszę whisky z colą i dużą ilością cytryny – mówię najpewniej jak potrafię, chociaż w środku czuję się jak masło, które ktoś zostawił na słońcu.
– Whisky powiadasz? – Facet wpatruje się we mnie z uśmiechem przez dłuższą chwilę. Jeśli tak obsługuje klientów, to pewnie długo tu nie popracuje.
– Twój szef chyba nie byłby zbyt zadowolony, widząc, jak wolno obsługujesz klientów. – Patrzę prosto w jego czekoladowe oczy.
– Masz rację. Mój szef jest bardzo wymagający. – On też patrzy mi prosto w oczy i uśmiecha się uwodzicielsko. Po chwili odwraca się i przygotowuje mojego drinka.
Z tyłu prezentuje się równie dobrze, więc ślinka leci sobie dalej, tworząc mokrą plamę na mojej sukience. Barman ma na sobie białą koszulę, rękawy podwinął do łokci i widzę tylko fragment ciemnej skóry, na której widnieje tatuaż. Nie widzę, co przedstawia, ponieważ wszystko ukryte jest pod rękawem koszuli. Chętnie bym go rozebrała, żeby zobaczyć dalszą część tatuażu. Leksi, uspokój się! Muszę się ogarnąć, ale chyba nie potrafię. Czarne spodnie opinają te idealne pośladki tak, że miałoby się ochotę je ugryźć, więc z trudem panuję nad sobą, żeby nie przeskoczyć nad barem i tego nie zrobić. Na pierwszy rzut oka widać, że ten facet często odwiedza siłownię. Wygląda zupełnie inaczej niż reszta barmanów. Jest ubrany bardziej elegancko i widać, że jego ubrania nie kosztowały mało. W sumie ja też pracowałam jako barmanka w czasie studiów i moje ubrania też zawsze były markowe, więc mamy coś wspólnego. Chociaż jestem stałą bywalczynią w tym klubie, to jego nigdy tu nie widziałam. Pewnie dzisiaj jest pierwszy dzień w pracy i dlatego tak się zachowuje. Widać, że jeszcze nie wie, gdzie co leży, chociaż jego ruchy są dość pewne. Będę musiała zwrócić uwagę Danielowi, że nowemu pracownikowi należy wszystko pokazać i wyjaśnić. W końcu kto jak kto, ale szef powinien wiedzieć, jak traktować nowego pracownika. Zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że mu tak głupio powiedziałam.
– Ja i ten mój niewyparzony język. – Oczywiście co myślę, to mówię. Głośno.
Brak połączenia mózgu z ustami to jedna z wielu moich wad, ale kiedy wypowiadam te słowa, słyszę dźwięczny śmiech. Bardzo głęboki, seksowny, który powoduje pulsowanie między moimi nogami. Co ten facet w sobie ma…
– Powiedziałam to na głos, prawda? – pytam z nadzieją, że może jakimś cudem te słowa nie opuściły przed chwilą moich ust.
– Spokojnie, usłyszałem tylko słowo język, a to jedna z moich ulubionych części ciała! – Zaczyna się znowu tak seksownie śmiać, a ja czuję, że się rozpływam. Długo się tak nie czułam przy facecie. W sumie to chyba nigdy żaden facet tak na mnie nie działał, a to niepokojące uczucie.
– Jak tam mój drink? – pytam, licząc na zmianę tematu.
Facet wskazuje na szklankę stojącą przede mną. Cudownie. Straciłam kontakt z rzeczywistością i nie widzę, co się wokół mnie dzieje. Pociągam łyczek ze szklanki i rozkoszując się smakiem, podziwiam widok przede mną.
– Dużo bym dał, żeby poznać twoje myśli – odzywa się seksowny barman.
– Może lepiej nie – mówię i zaczynam się głośno śmiać.
– Na jakim portalu mam założyć konto? – Jego pytanie zbija mnie z tropu i dopiero po chwili przypominam sobie moje pierwsze słowa wypowiedziane w jego towarzystwie.
– Portale są do niczego. Moja przyjaciółka twierdzi, że faceci, którzy zakładają tam konto, albo nie potrafią zagadać do kobiety, albo liczą na łatwy seks – odpowiadam bez namysłu, na co mój rozmówca zaczyna się śmiać.
– Faktycznie, w takim razie nie będę go zakładał. A jakie są kobiety, które zakładają – pyta i faktycznie jest zainteresowany odpowiedzią.
– Naiwne – odpowiadam i zaczynam się śmiać.
– Nie wyglądasz na naiwną.
– Bo usunęłam konto parę godzin temu! – parskam śmiechem. – A teraz świętuję z tej okazji. – Podnoszę szklankę i wypijam do dna.
– Więc mogę cię zaprosić na randkę tak po prostu? – pyta, patrząc mi głęboko w oczy.
Nie wiem, co powiedzieć. Dzisiaj byłam na kolejnej marnej randce, która skończyła się wyjątkowo źle. Obiecałam sobie, w obecności świadków, że przez miesiąc nie pójdę na żadną. Wtedy pomysł wydawał się w porządku, bo przecież przez długi już czas nie spotkałam żadnego fajnego faceta. A tu proszę. Jakieś dwie godziny po złożeniu obietnicy przede mną staje moje spełnienie marzeń. Komu innemu miałby się zdarzyć taki zbieg okoliczności jak nie mnie?! Moi przyjaciele pewnie nie mieliby nic przeciwko, żebym poszła z tym ciachem na randkę. Gośka pomogłaby mi się nawet przygotować do wyjścia, ale… Złożyłam tę obietnicę samej sobie. Ostatnio za bardzo się na tym skupiałam. Randka za randką. Sięgnęłam dna w tych poszukiwaniach, a usunięcie konta było nowym początkiem. Teraz chciałam myśleć wyłącznie o sobie, bez presji, że muszę kogoś znaleźć. Wierzę w przeznaczenie, więc jeśli ten przystojniak przede mną jest mi pisany, to kiedyś jeszcze na siebie wpadniemy. Pod warunkiem, że utrzyma tę pracę, bo jak będzie tylko flirtował z klientkami, to czarno to widzę.
– Niestety muszę odmówić – odpowiadam ze smutnym uśmiechem.
– Myślisz, że podrywam tak większość kobiet, co?
Zaskakuje mnie jego pytanie. Tego się nie spodziewałam.
– Zupełnie nie o to chodzi. Chociaż jeśli twój szef się zorientuje, że tak ze mną rozmawiasz już pół godziny, to może się nieźle wkurzyć. Znam Daniela od lat, a teraz ma wspólnika. Podobno bardzo wymagający człowiek. Prawdziwy twardziel, tak mówią.
Zaczyna się we mnie wpatrywać, po chwili jednak się śmieje.
– Już miałem okazję go poznać. Rzeczywiście, straszny sztywniak z niego.
– A nie mówiłam! Nie możesz flirtować z klientkami, zamiast je obsługiwać, bo cię zwolni – daję mu dobrą radę.
– Myślę, że potrafię się z nim dogadać – odpowiada z lekkim uśmiechem.
– Ja bym się go bała. Chodzą słuchy, że jest zarozumiałym dupkiem. W sumie taki młody, a już taki bogaty, więc musi mieć coś za uszami. – Ostatnie zdanie mówię już bardziej do siebie niż do barmana, choć on przecież słyszy każde słowo.
Mój rozmówca zaczyna się głośno śmiać. Może rzeczywiście powiedziałam coś śmiesznego. Obym znowu nie palnęła czegoś bez porozumienia z mózgiem.
– Wróćmy do tematu naszej randki. – Barman sprawnie zmienia temat rozmowy.
– Nie mogę pójść z tobą na randkę – odpowiadam.
– Dlaczego? Ranisz moje ego. – Kładzie sobie dłoń na sercu, udając zranionego.
– Nie mogę pójść na żadną randkę przez miesiąc.
Moja odpowiedź całkowicie go zaskakuje. Patrzy na mnie i chyba nie wie, co powiedzieć. W końcu jednak prosi:
– Możesz uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć mi dlaczego? – Widać, że jest szczerze zainteresowany odpowiedzią.
– Złożyłam obietnicę – odpowiadam tajemniczo i puszczam oko.
– Teraz mnie zaintrygowałaś, kobieto o pięknych ustach. – Przysuwa się bliżej i wpatruje w moje usta.
Chciałabym go pocałować, tak po prostu. W jego przypadku nie musiałabym chyba stosować mojej zasady trzech randek i to mnie przeraża. Muszę się otrząsnąć! Jego oczy są tak hipnotyzujące, że zapominam oddychać. Wpatrując się w niego, nieświadomie oblizuję usta. Widzę, jak w jego oczach pojawia się ten błysk. Też chciałby mnie pocałować i pewnie zrobić coś więcej. Nie wiem, czy to, co sobie właśnie uświadomiłam, jest prawdą, czy tylko wymysłem mojej chorej głowy. Tym bardziej powinnam odbyć mój miesięczny odwyk, w przeciwnym razie pewnie wyląduję na jakimś oddziale zamkniętym. Tak będzie dla mnie najlepiej. Przytomnieję i odpowiadam najbardziej stanowczym tonem, na jaki mnie w tej chwili stać:
– Byłam dzisiaj na randce z facetem z portalu randkowego.
– Niech zgadnę, typowy facet z portalu, który liczył na coś więcej w zamian za kolację?
Tym pytaniem pięknooki barman znów mnie zaskakuje. Mam nadzieję, że nie wie tego z doświadczenia. I tradycyjnie mózg nie współpracuje z ustami, więc wypalam:
– Mam nadzieję, że nie wiesz tego z doświadczenia?
Zaczyna się śmiać.
– Nie, żaden facet nie próbował mi się dobrać do spodni po kolacji. – Mówiąc to, mruga okiem.
Zaczynam się śmiać. Cholera, lubię tego faceta! Ale obietnica to obietnica.
– Obiecałam dzisiaj, że przez miesiąc nie pójdę na randkę. – No i powiedziałam.
Zaraz pewnie wybuchnie śmiechem i pomyśli, że jestem jakaś nienormalna. Taki facet zaprasza mnie na randkę, a ja mam tak głupi argument, żeby mu odmówić, że to aż żałosne. Ale on chwyta mnie za rękę i całuje wierzch dłoni, mówiąc:
– W takim razie pójdź ze mną na randkę za miesiąc.
Kompletnie zaskakuje mnie jego odpowiedź. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Który to już raz ten facet mnie dzisiaj zaskakuje… Nie wiem, co powiedzieć, więc zszokowana tylko na niego patrzę.
– Szanuję twoją obietnicę i rozumiem. Jednak bardzo chciałbym cię bliżej poznać. Nawet jeśli miałbym trochę poczekać, to myślę, że warto. – Kończąc zdanie, patrzy mi głęboko w oczy.
Czar pryska, kiedy w zasięgu wzroku pojawia się Daniel.
– Będziesz miał kłopoty – mówię, pokazując zbliżającego się do nas Daniela.
– Poradzę sobie – mówi, mrugając do mnie.
– Stanę w twojej obronie i powiem, że to ja cię zagadałam – mówię dobrodusznie, chcąc mu pomóc. Nie może z mojego powodu stracić pracy, którą pewnie dopiero co zaczął.
Daniel podchodzi do nas, szeroko się uśmiechając. Klepie barmana po plecach. Kurde, nawet nie wiem, jak on ma na imię. Przecież powinnam na początku rozmowy o to zapytać, prawda? Brak kultury, Aleksandro, jak by to powiedziała moja mama, brak kultury. Wstaję, żeby wyjaśnić wszystko Danielowi, jednak on zrzuca na mnie bombę:
– Widzę, Leksi, że już poznałaś mojego wspólnika.
Te słowa dosłownie zwalają mnie z nóg. Potykam się, jednak szybko łapię równowagę. Ja pierdolę! Wspólnika? A ja właśnie nieźle go skrytykowałam i o ile pamiętam, nazwałam zarozumiałym dupkiem. Ale nie miałam pojęcia, że to właśnie z nim rozmawiam. Mam ochotę zapaść się pod ziemię i nie wychodzić przez miesiąc.
– Nie przedstawiłem się. Marcel Klechowicz. – Wyciąga do mnie wypielęgnowaną dłoń i uśmiecha się podstępnie.
Jestem w totalnym szoku, więc dopiero po chwili podaję rękę i mówię:
– Aleksandra Klabik, miło mi. Mów mi Leksi – dodaję pośpiesznie. Gapię się na niego oniemiała, a po chwili dodaję: – Pójdę… Yyy… Do toalety… – Wstaję i pośpiesznie odchodzę.ROZDZIAŁ 3
Marcel
Od kilku dni jestem współwłaścicielem tego oto nowoczesnego klubu w centrum miasta. Nie miałem co ze sobą zrobić, a Daniel akurat szukał wspólnika, więc pomyślałem, że to dla mnie okazja. Musiałem wyprowadzić się z Sopotu, i to dość daleko, żeby zacząć od nowa. Będę musiał pomyśleć też o przeniesieniu kancelarii bądź o jej sprzedaży. Spokojnie mógłbym żyć z oszczędności i chyba czas trochę zwolnić tempo. Może powinienem się skupić na mojej nowej inwestycji i zająć na poważnie klubem, a nie być tylko wspólnikiem, który wykłada kasę i czeka na zyski.
– Mógłbyś postać trochę za barem? Mamy kłopot na zapleczu, muszę się tym zająć – pyta Daniel.
– Pewnie – odpowiadam, bo chyba na tym też polega rola wspólnika.
– Czuj się jak u siebie – mówi Daniel, po czym śmieje się głośno.
Tak, teraz tutaj powinienem czuć się jak u siebie. W końcu połowa tego klubu należy do mnie. Przeglądam butelki stojące za barem. Sam miałbym ochotę się napić, ale przecież jestem w pracy, a poza tym jakoś muszę wrócić do hotelu. Kiedy się odwracam, widzę plecy długowłosej, zgrabnej blondynki siedzącej na stołku. Po chwili blondynka odwraca się i mówi:
– Taki to pewnie konta na portalu nie ma.
Zupełnie mnie zaskakuje zarówno to, co do mnie powiedziała, jak i to, jak wygląda. Jest bardzo dziewczęca i naturalna, nie to co większość kobiet dzisiaj. Ma najpiękniejsze niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. Kiedy zerkam na jej usta, zaczynam myśleć o tym, co mogłaby nimi zrobić… Obiecałem sobie, że w najbliższym czasie żadnych kobiet. Muszę skupić się na klubie i w końcu poszukać jakiegoś lokum, bo nie mogę wiecznie mieszkać w hotelu. Odpowiadam jej coś o tym, że nie mam konta na żadnym portalu. Chociaż, kurde, gdybym wiedział, że są tam takie kobiety, pewnie bym założył. Przecież ja ostatnie lata spędziłem z kobietą, która zupełnie przesłoniła mi świat. Powinienem trochę poflirtować, żeby sobie przypomnieć, jak to się robi.
– Poproszę whisky z colą i dużą ilością cytryny – mówi dziewczyna.
Wpatruję się w jej piękne oczy i zaczynam z nią rozmawiać. Coś mnie do niej przyciąga, chociaż obiecałem sobie trzymać się z daleka od kobiet. Jednak sam jestem zdziwiony, jak swobodnie potrafię z nią flirtować. Mówi coś na temat mojego szefa, domyślam się, że chodzi o Daniela. Cały czas patrzy mi prosto w oczy. Jest pewna siebie i mimo tego, że tak intensywnie się w nią wpatruję, nie opuszcza wzroku. Odwracam się i szukam wszystkiego, czego mi potrzeba, żeby przygotować jej drinka. Zupełnie nie wiem, gdzie co jest, ale skoro pomyślała, że jestem barmanem, to oczywiście podchwytuję tę grę i przygotowuję jej drinka. Odwracając się, słyszę, że mówi coś o języku. Do mojej głowy wkradają się myśli na temat jej języka i tego, co mogłaby nim zrobić. Chyba za długo nikogo nie pieprzyłem. Pyta, czy powiedziała to głośno. O tak, kotku, nie wiem, co dokładnie powiedziałaś, ale usłyszałem słowo „język” i moje myśli powędrowały swoimi ścieżkami. Chyba mój fiut budzi się do życia. Patrzę na nią i zaczynam się śmiać. Już bardzo długo nikt mnie tak szczerze nie rozbawił. No, piękna, zyskałaś kolejnego plusa. Nie dość, że piękna, to jeszcze potrafi mnie rozbawić.
Zaczynamy rozmawiać. Okazuje się, że miała dzisiaj randkę z jakimś frajerem, który liczył na szybki seks. Ale ona nie wygląda mi na kobietę, która idzie do łóżka na pierwszej randce z byle jakim facetem. Jest seksowna, jednak widać, że nie jest pustą lalą, która między uszami ma mózg wielkości orzecha włoskiego. Ubrana jest kusząco, ale nie wyzywająco i szczerze mówiąc, dużo bym dał, żeby zobaczyć cycki, które ukrywa pod sukienką. Chyba faktycznie zbyt długo byłem sam i już najwyższy czas to zmienić. Miałem się trzymać z daleka od kobiet, ale ta jakoś mnie przyciąga. Mówi właśnie o tym, że usunęła konto na portalu randkowym, więc czuję, że to moja szansa.
– Więc teraz mogę cię zaprosić na randkę tak po prostu? – zadaję pytanie, którego nie zadawałem już przez kilka lat.
Odpowiedź mnie zaskakuje. Kurwa, ona właśnie mi odmówiła, a myślałem, że jej również dobrze się ze mną rozmawiało. No, stary, radar na kobiety widocznie przestał działać. Dziewczyna mówi coś o tym, że jestem powolny i że pewnie szef mnie zwolni. Kotku, gdybyś tylko wiedziała, że ja jestem tutaj szefem. Zaczyna opowiadać o tym, że zna Daniela od lat. Mówi też coś o jego nowym wspólniku, czyli o mnie, więc robi się coraz ciekawiej.
– Ja bym się go bała. Chodzą słuchy, że jest zarozumiałym dupkiem. W sumie taki młody, a już taki bogaty, więc musi mieć coś za uszami.
A więc tak o mnie myśli. Oj, nieładnie, kotku. Powinienem się na nią wkurzyć, że tak mnie oceniła, skoro nawet mnie nie poznała, ale zamiast tego jeszcze bardziej mam ochotę się z nią umówić. Muszę udowodnić, że jednak nie jestem taki, za jakiego mnie uznaje. Mówi, że złożyła obietnicę i nie może się ze mną umówić. Ciekaw jestem, jaką to obietnicę i komu złożyła. Mam nadzieję, że nie jest mężatką, więc dyskretnie zerkam na jej dłonie. Nie widzę żadnej obrączki ani pierścionka. Zaintrygowała mnie, dlatego przysuwam się bliżej i zerkam jej w oczy. Wpatrujemy się chwilę w siebie, nic nie mówiąc. I nagle mój fiut staje na baczność, kiedy widzę, jak przesuwa językiem po tych pięknych ustach. Miałbym ochotę ją wziąć i całować, nie tylko w usta. Człowieku, ogarnij się, mówię sam do siebie. Zachowuję się jak nastolatek, który zobaczył gołą laskę. A ta przede mną w ogóle nie jest goła.
Okazuje się, że postanowiła nie umawiać się z nikim przez miesiąc. Powinienem się odwrócić i powiedzieć „dziękuję”. Ale coś mnie do niej przyciąga, chciałbym ją poznać bliżej, bo mnie zaintrygowała. W końcu jakiś czas temu ja złożyłem podobną obietnicę i wytrwałem. Skupiłem się na zmianie mojego życia i wszystkim innym, więc zupełnie odstawiłem seks i kobiety. Rozumiem to, dlatego uprzejmie informuję, że chętnie poczekam miesiąc i wtedy zabiorę ją na randkę. Moja odpowiedź chyba zaskakuje dziewczynę.
Nagle podchodzi do nas Daniel. No dzięki, stary, ale masz wyczucie czasu. Moja towarzyszka obiecuje, że stanie w mojej obronie ale mam wrażenie, że za chwilę bardzo się zdziwi.
– Widzę, Leksi, że już poznałaś mojego wspólnika.
Jej oczy robią się wielkie jak u sarenki, która nagle zobaczyła światła nadjeżdżającego samochodu, potyka się, jednak po chwili staje prosto i patrzy na mnie. Widzę w jej oczach mieszankę uczuć, nie spodziewała się, że właśnie rozmawia z tym wymagającym twardzielem. Kulturalnie wyciągam dłoń i się przedstawiam, ona również, ale szybko ucieka w kierunku toalety. Aleksandra Klabik, Leksi. Zdecydowanie będę mówił do niej Aleksandro. Niczego nieświadomy Daniel zaczyna rozmowę na temat problemów, które musiał przed chwilą rozwiązać, a ja nie mogę się skupić na jego słowach, bo ciągle myślę o pięknej Aleksandrze.