Przekraczam Rubikon - ebook
Przekraczam Rubikon - ebook
Imponująca antologia – druga po Dusznym kraju – towarzysząca trwającej 60 lat drodze twórczej Boba Dylana, oświetlająca go przez nowe blendy, ukazująca poetę w procesie artystycznym i ujawniająca aktualność jego dawnych songów. Zbiór piosenek zupełnie nowych, przełamujących ciszę, jaka w twórczości Dylana zapadła po Noblu; takich, do których tłumaczowi Filipowi Łobodzińskiemu dopiero po latach kombinowania udało się złamać kod; wreszcie utworów z lekceważonych lat osiemdziesiątych i innych perełek, które dopiero po latach lśnią pełnym blaskiem. Książkę uzupełniają aneksy z alternatywnymi wersjami piosenek, poetyckimi notkami z okładek płyt oraz mową noblowską Dylana, a także komentarze tłumacza.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67249-61-4 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
BALLADA DLA PRZYJACIELA
.
Billy
Billy
Najemnicy z bronią cię zza rzeki śledzą
szeryf tropi ślad twój tuż za miedzą
łowcy nagród ci na karku siedzą
Billy, twoja wolność im nie w smak
Na werandzie całe noce spędzasz
nad kartami aż po świt, odkąd pamiętasz
dawno już chcą posłać cię na cmentarz
Billy, proszę, nie odwracaj się
W ramionach twoich piękna señorita
w ciemnej sieni słodko cię powita
w cień samotny, tam będziecie kwita
Billy, dom masz tak daleko stąd
Oczy z luster patrzą po zabawie
ślad po kuli, blizna, już po sprawie
znów karb na lufie, siódmy sen na jawie
Billy, lecz ty gnasz zupełnie sam
Pat Garrett ponoć twoje ma namiary
więc śpij jak zając, ale nie trać wiary
lada szmer mu zdradzi twe zamiary
lada cień oznacza rychłą śmierć
Gitary ci zagrają wielki finał
mrok w Tularosa spyta, czyja wina
powtórzy echo w Pecos po dolinach
Billy, dom masz tak daleko stąd
Kolejny typek chyłkiem łypie wokół
zabijaka jakiś broń wyciąga w tłoku
stara dziwka z Juárez ma cię na oku
bo myśli, że rozumie cię i zna
Bogacze z Taos już cierpliwość tracą
za twoją głową Garrettowi płacą
Billy, pewnie nie pojmujesz, za co
ma cię zabić ten, co bratem twoim był
Przytul się, jeśli do kogo masz w ogóle
w El Paso posłałeś jednej kulę
może była dziwką, lecz jej niejeden uległ
Billy, od tak dawna kryjesz się
Gitary ci zagrają wielki finał
mrok w Tularosa spyta, czyja wina
powtórzy echo w Pecos po dolinach
Billy, dom masz tak daleko stąd
.
Małpi Król i Pikuś
Tweeter and the Monkey Man
Małpi Król i Pikuś chcieli kasę mieć na czas
więc późną nocą ożenili kokę oraz hasz
tajniakowi, który siostrę miał imieniem Sue
a o dziwo panem serca jej był Małpi Król
Pikuś skautem był, lecz do Wietnamu wzięli ją
i choć innym dziś to wisi, spotkał ją tam ciężki los
oboje czuli, że w New Jersey będą wolni już
więc dziewiątką gnali, wcześniej skradli wóz
Mury padły w krąg
z piekieł dobiegł huk
nie widziałem ich, jak stały
ani gdy runęły w gruz
Na Małpiego Króla tajniak dawno ostrzył ząb
już w dzieciństwie marzył, że zapuszkują go
Sue za żonę gangster Bill wziął, gdy czternaście miała lat
z rezydencji do Małpiego Króla kartki jęła słać
Oślepieni światłem, z piskiem opon wpadli w Raj
zza kółka Pikuś wyskoczyła, na szosie został wrak
tajniak zaparkował, mówi: „Każdy z was tu łże
jak się zaraz nie poddacie, wszystko to się skończy źle”
Mury padły w krąg
z piekieł dobiegł huk
nie widziałem ich, jak stały
ani gdy runęły w gruz
Stanowy glina zza karetki wylazł, ale wtem
Pikuś gnata wzięła i mu przestrzeliła łeb
przy fabryce wymarłej, tam gdzie z pamiątkami kiosk
tajniak przywiązany stał i swój przeklinał los
Nazajutrz tajniak ruszył w pościg, nie zaznawszy snu
całą sprawę brał do siebie, nic go nie obchodził łup
Sue nieraz mu mówiła: „Tyś sam mnie uczył, że
ten w zgodzie z prawem w Jersey jest, kto nie da schwytać się”
Mury padły w krąg
z piekieł dobiegł huk
nie widziałem ich, jak stały
ani gdy runęły w gruz
Gdzieś koło mamra w Rahway na wiór im wysechł bak
tajniak dopadł ich, powiedział: „To się musi skończyć tak”
Sue wybiegła z łóżka, mówi: „Muszę pilnie wyjść”
z szuflady wzięła broń: „Nie pytaj po co, lepiej śpij”
Na miejscu tajniak leżał, w ustach błoto miał i pył
Małpi Król na moście stał, a Pikuś żywą tarczą był
do Małpiego Króla Sue wyrzekła słowa te:
„Pikusia znałam, zanim w dziewczę z Jersey zmienił się”
Mury padły w krąg
z piekieł dobiegł huk
nie widziałem ich, jak stały
ani gdy runęły w gruz
W Jersey City spokój, tylko ktoś gdzieś rąbie drwa
ja w szulerni siedzę, co się zwie Jaskinia Lwa
telewizor w barze ktoś rozwalił w drobny mak
gdy Małpiego Króla pokazali w wiadomościach dnia
Na Florydę się wybiorę, żeby słońca zażyć ciut
tu widoków nie ma, wszystko się zdarzyło już
czasem mi po głowie chodzi Pikuś, czasem Sue
czasem zaś nikt inny – tylko Małpi Król
Mury padły w krąg
z piekieł dobiegł huk
nie widziałem ich, jak stały
ani gdy runęły w gruz
współautorzy: George Harrison, Jeff Lynne, Roy Orbison i Tom Petty
.
Karciarz farciarz Willie
Rambling, Gambling Willie
Słuchajcie mnie, karciarze, wy, co sztuczek znacie sto
o największym z was opowiem tu, jak z nim postąpił los
człek zwał się Will O’Conley, każdy z was go pewnie znał
choć ślubu nigdy nie wziął, dzieci dwa tuziny miał
a ty w dal, Willie, w dal
w tas, Willie, w tas
gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas
W Białym Domu i w spelunkach znano szelest jego kart
ludzie chętnie grali z nim, lecz tylko jemu sprzyjał fart
gdy ten najszemrańszy karciarz otrzepywał szlaku kurz
żony mężów swych w miasteczku zamykały w mig na klucz
a ty w dal, Willie, w dal
w tas, Willie, w tas
gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas
Do Nowego Orleanu spłynął Missisipi w dół
tam na krypie „Jackson River Queen” ustawił stół
mówiąc: „Grosz by mi się przydał, dlategom tutaj wpadł”
nad ranem krypę miał na własność, gdy od stołu wstał
a ty w dal, Willie, w dal
w tas, Willie, w tas
gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas
W górzystym Kolorado, w miasteczku Cripple Creek
zażarty poker szedł przez siedem nocy, siedem dni
dziewięciuset górników dało wciągnąć się w tę grę
Willie miasto miał na własność, gdy pozbierał karty swe
a ty w dal, Willie, w dal
w tas, Willie, w tas
gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas
Tu jedno jeszcze dodam – Willie złote serce miał
bo wszystkim dzieciom swym i matkom ich pieniądze słał
nie lubił strojów ani złota – mówi gminna wieść
wygrywał, żeby chorym i ubogim pomoc nieść
a ty w dal, Willie, w dal
w tas, Willie, w tas
gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas
Każdy, kto z nim grywał, potem opowiadał, że
nie sposób rzec, czy Willie prawdę mówi, czy też łże
ktoś przegrał z nim majątek i prawie potem zmarł
Willie nie miał nawet pary, tamten zaś miał kolor z kar
a ty w dal, Willie, w dal
w tas, Willie, w tas
gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas
Aż przyszedł wieczór, kiedy było ich przy stole trzech
jeden z nich obarczył Willa winą za swój pech
więc strzela prosto w głowę mu – Will pada, chwilę drży
w ręku asy na ósemkach, a na nich kropla krwi
a ty w dal, Willie, w dal
w tas, Willie, w tas
gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas
Słuchajcie więc, karciarze, co błądzicie tam i sam
bo morał z tej historii płynie jasny, mówię wam
grajcie, póki można, los nieubłagany jest
a ręka umarlaka niesie waszym sztuczkom kres
a ty w dal, Willie, w dal
w tas, Willie, w tas
gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas
.
Lenny Bruce
Lenny Bruce
Lenny Bruce już zmarł
lecz pośród nas duch jego trwa
Złoty Glob ominął go
na terapię też nie miał szans
był outsiderem
to się wie
większym outsiderem
niż ten, co myśli, że nim jest
Lenny Bruce już zgasł
lecz jego duch będzie zawsze trwał
Może miał kłopoty
może z czymś sobie rady nie umiał dać
lecz wiedział, o czym mówi, bo prawdę znał
i kto go słuchał, nie mógł przestać się śmiać
nie rabował kościołów
dzieciom nie obcinał głów
tylko wpuszczał światło w alkowy tych
co z ambon głoszą wiarę pełną cnót
odpłynął na inny brzeg
tego życia nie mógł znieść
Lenny Bruce już zmarł
żadna zbrodnia nie skalała go
on tylko potrafił zawsze na czas
wygodną pokrywkę zdjąć
raz kiedyś taksówką
jechałem z nim
z półtorej mili
a dla mnie było to jak wiele dni
Lenny Bruce znikł stąd
przeminął tak jak ci, co zabili go
Mówili, że jest chory
bo żył na własnych prawach, z ich reguł kpiąc
on tylko mędrcom dowodził, że
głupcami zwyczajnymi są
metkowali go jak koszule
piętnowali jak stada krów
a on toczył wojnę, w której ból
sprawia również każdy triumf
Lenny Bruce, człek zły
najlepszym waszym bratem był
.
Ballada dla przyjaciela
Ballad for a Friend
Na tor patrzę, czuję ból
parowozu słyszę stuk...
Ten pociąg tu nie wróci już
Mknęły kiedyś dzień i noc
patrzyłem ja i patrzył on...
Ten pociąg gna na cmentarz wprost
Pięknie na Północy jest
pełno gór i rud, i rzek...
Z nim najlepiej czułem się
Lecz zły los dosięgnął go
taką wieść mi przyniósł ktoś...
W smutku więc odszedłem w mrok
Ciężki towar człowiek wiózł
w bok nie patrzył, tylko w przód...
Zostawił go u miasta wrót
Do domu ludzie nieśli go
płacz matki słysząc, siostry szloch...
Głośno łkał kościelny dzwon
.
Sen Boba Dylana
Bob Dylan’s Dream
Przez raj na zachód pociąg mnie wiózł
aż ukołysał mnie stukot kół
i smutny sen przyśnił się mi
moich dawnych przyjaciół i siebie widziałem w nim
Z wilgocią w oczach zaglądałem przez drzwi
do izby, gdzie razem spędzaliśmy dni
przetrwaliśmy w niej wiele deszczów i burz
nasz śpiew i śmiech do świtu nie dźwięczą dziś już
Kapoty wieszaliśmy, gdzie stał stary piec
niejedno słowo padło, brzmiała niejedna pieśń
nie brakło nam niczego, piękny był świat
a jeśli nie był, obracaliśmy to w żart
Młode serce i silne, czy to skwar, czy mróz
starość nie mogła zagrozić nam tu
zabawy nie mogło nigdy zabraknąć nam
dziś wiem, że te wizje żadnych nie miały szans
Czy łatwo odróżnić jest dobro i zło
tak łatwo jak odróżnić światło i mrok?
Decyzje były proste, nikt nie myślał, że
ta jedna wspólna droga rozdzieli się na więcej niż dwie
Ileż od tamtych chwil minęło lat
ile kości pechowych, ile szczęśliwych kart
ile szlaków i ilu na nich przyjaciół ślad
straciłem ich z oczu i dziś idę sam
Żal mi, żal mi, choć próżny to żal
że w izbie tej nie siądzie już żaden z nas
gdybym dziesięć tysięcy wygrał któregoś dnia
oddałbym je natychmiast, żeby mógł wrócić ten czas
.
Pod Górę Zieloną
‘Cross the Green Mountain
Pod Górą Zieloną zmorzył mnie sen
sen-bestia niebiańską spowił pożogą mnie
coś z mórz wychynęło na ludzki brzeg
na kraj wolnych, majętnych rzuciło cień
W oczy druha prawego spoglądam bez łez
zapytuję sam w duchu: czy to już kres?
Żal i szczęście ze wspomnień moja wyławia myśl
dumam o duszach, co w niebie spotkają się dziś
Ołtarze w płomieniach w poprzek kraju i wzdłuż
zza horyzontu wyłania się wróg
już oddali honory, zmarszczył generał brew
czuć, jak się zbliżają, dzielna znów spłynie krew
Znad Atlantyku napływa mgła
w krąg się rozpościera spustoszony kraj
już światło się wzmaga nad setkami dróg
tak swą wolę objawia niewzruszony Bóg
Świat się postarzał, poszarzał już świat
życia lekcję zrozumiesz nie w dzień i nie w dwa
spoglądam i czekam, wsłuchując się w ton
najpiękniejszej z muzyk, płynącej nie stąd
Całun dajcie Dowódcy, on już po wieki śni
walki noc ma za sobą, takoż i znoju dni
mężnie stawał do bitew, dzielnie szedł w każdy bój
a zabiła go kula, którą wystrzelił swój
To ostatnia godzina ostatniego dnia
czuję, oto nadchodzi inny, nieznany świat
duma pryśnie, a chwała stanie u raju wrót
nie zapominajmy najniezwyklejszych cnót
Oto wieczorny rozbrzmiewa dzwon
roje ust plują mową bluźnierczą i złą
o mnie głoście, żem wybrał światła i łaski szlak
i że stałem po stronie prawdy i Bożych praw
Służcie Panu ochotnie, patrzcie wzwyż, patrzcie tam
poza maską ciemności niespodziany jest brzask
wokół traw bujna gęstwa, wokół krwią spływa las
poddać się nie myśleli, każdy z nich w boju padł
Gwiazdy lecą w Alabamie, każdą widziałem z gwiazd
kimkolwiek jesteście, wędrujecie w snach
wychłodły niebiosa, ostry jest mróz
ziemię spętały lody, nie ma porannych zórz
Dzisiaj do matki dotarł list
Postrzał w klatkę piersiową, tak stało w nim
lecz wydobrzeje wkrótce, szpital o niego dba
a on nie wydobrzeje, on przecież zmarł
Mil dziesięć od miasta unosi mnie w dal
światło przedwieczne, nie jest to światło dnia
cichych i przygaszonych, z nas każdy ich znał
każdy bardziej ich kochał, niż przyznać by chciał
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------Słowo od tłumacza
W muzyce popularnej znany jest tzw. syndrom drugiej płyty. Z grubsza sprowadza się on do zagadnienia, jak dorównać sukcesowi debiutu – o ile debiut wywarł dostatecznie dobre wrażenie – i zarazem zaproponować coś nowego. Istota problemu leży w tym, że materiał na debiut był często bardzo pieczołowicie kompletowany i selekcjonowany ze znacznie obszerniejszego repertuaru. Debiut miał wywrócić świat do góry nogami, wywołać trzęsienie ziemi. Dlatego zawierał to, co najlepsze. Dlatego druga płyta często bywa zapełniana odrzutami z pierwszej.
Takie można snuć podejrzenia wobec niniejszego wyboru, drugiej antologii tekstów Boba Dylana w moim przekładzie. Czym jeszcze polski Dylan zdoła zaimponować, skoro w Dusznym kraju (2017) już znalazły się fundamentalne piosenki – „The Times They Are a-Changin’”, „Like a Rolling Stone”, „Tangled Up in Blue”, „It’s Alright, Ma” czy „Blind Willie McTell”?
Nie mam złudzeń, że to książka dla wszystkich (choć wszyscy mogliby z jej lektury skorzystać). Nie ma dziś już książek kupowanych przez miliony. W przypadku przekładów poezji, w dodatku niełatwej, kilka tysięcy to wielki sukces.
Ale ta książka nie jest bladym odbiciem, gorszym bratem czy cieniem Dusznego kraju. Kiedy któryś raz odwiedzamy obce miasto, niekoniecznie idziemy zwiedzać te same zabytki, muzea, parki. Czasem korci nas, by uciec nieco w bok, na mniej wydeptany szlak. Wiem z wielokrotnego doświadczenia, że korzyści są często jeszcze większe.
W Przekraczam Rubikon – jak już sam tytuł wskazuje – jest bowiem bonus szczególny. Od czasu Nagrody Nobla w 2016 roku Dylan milczał jako twórca. I nagle bomba wybuchła wiosną 2020 roku, w samym środku pierwszej fali pandemii. Moment był niezwykle sprytnie zorkiestrowany – taka płyta jak Rough and Rowdy Ways musiała zrobić szczególne wrażenie właśnie w czasie, kiedy zaczynaliśmy na całym świecie zadawać sobie na nowo pytania o przyszłość, o sens, o tożsamość. Album przyniósł dziesięć utworów na poziomie nieosiągalnym dla wielu młodszych i płodniejszych artystów. Pięć spośród nich udało mi się przedstawić tu w polskich wersjach.
Jednak nie chodzi bynajmniej wyłącznie o te wciąż ciepłe nowości. Po latach kombinowania udało mi się – jak sądzę – złamać kody dostępu do wielu piosenek, które wcześniej stawiały mi opór. Jedną z nich jest potężny song należący bezwzględnie do Dylanowskiej klasyki – „Chimes of Freedom”. Inną – monumentalne rozliczenie z fałszem świata i hipokryzją ludzi „No Time to Think”. Kolejną wreszcie – zgryźliwa piosenka o rozstaniu: „4th Time Around”.
Wyraźniej przyjrzałem się twórczości Dylana w rozmaitych okresach jego trwającej sześćdziesiąt lat drogi artystycznej. Zagłębiłem się w lekceważone lata osiemdziesiąte. Znalazłem kilka rzeczy, które według mnie bronią się po polsku. Na pewno oświetlają autora przez nowe blendy, dodając mu kolorów.
Chciałem też pokazać Dylana jako artystę w procesie twórczym. Stąd „Aneks pierwszy” zawierający alternatywne wersje dziewięciu piosenek – rekordzistką jest „Caribbean Wind”, której naliczyłem (i przełożyłem) aż sześć wariantów tekstowych. Jeżeli ktoś zechce poświęcić chwilę na porównanie, wyjdą ciekawe rzeczy. Podobnie z pięcioma odmiennymi wersjami „Tangled Up in Blue”.
I wreszcie dodałem „Aneks drugi”, w którym umieściłem wybrane teksty z okładek płyt. Dylan pisał czasem krótkie notki, czasem prozę poetycką przypominającą stylem i duchem jego książkę Tarantula, czasem zaś poematy. Kilka z nich trafiło do tego zbioru, razem z jego listem, który został odczytany podczas gali noblowskiej w grudniu 2016 roku.
Tak jak poprzednio podzieliłem całość na części grupujące utwory zbliżone tematycznie. Przy Dylanie ścisłe wskazanie tematu i nastroju zawsze należy do dyscyplin o najwyższym stopniu trudności. Wiele zresztą zależy od tego, kto czyta, bo to w czytaniu ujawnia się sens i duch utworu. Zatem ten podział ma charakter nieco arbitralny, ale jako propozycja odczytywania z pewnością się broni.
Na początek przedstawiam utwory elegijne, po których następuje grupa piosenek ogólnie poświęconych zdradzie dokonanej przez autorytety/przywódców/możnych. Kolejne cztery części to sfera eksplorowana przez Dylana najczęściej – miłość. Najpierw szczęśliwa, potem trudna, później utracona – z żalem i wreszcie z ulgą.
Rozdział VII to utwory będące rodzajem przestrogi. W kolejnym narrator przestawia siebie jako praktyka niezależności, twórcę, poszukiwacza własnego języka. Część następna grupuje kilka piosenek poświęconych wierze. Dwie kolejne to utwory o charakterze egzystencjalnym, przy czym ta druga skoncentrowana jest na tekstach bardziej introspektywnych. I wreszcie ostatni rozdział to raport o stanie chaosu, w jakim pogrąża się świat.
Wszystkie te piosenki da się zaśpiewać do oryginalnej muzyki. Ale można też po prostu śledzić, gdy muzyka gra. Można też czytać.
Ważne, by nie zostać na wieczność po tej samej stronie Rubikonu.