- W empik go
Przekupić wiedźmę - ebook
Przekupić wiedźmę - ebook
Życie Konstancji Myszyńskiej po raz kolejny legło w gruzach. Po dwóch latach — wydawałoby się — szczęśliwego związku przyłapuje swojego chłopaka na zdradzie. Zemsta tylko na chwilę wyrywa ją z psychicznego dołka. By odreagować, ucieka na wieś i zaszywa się w opustoszałym ośrodku agroturystycznym.
Czy w dwudziestym pierwszym wieku można uwierzyć w czary? Czy proszenie wiedźmy o pomoc ma jakikolwiek sens? I co wiejska szeptucha może wiedzieć o tym, czego potrzebuje współczesna młoda kobieta?
Zabawna, lekka, ujmująca, idealna na letnie wieczory z lampką wina. Subtelna obyczajówka, która pochłania czytelnika, przyjemnym stylem i życiową fabułą, w której postacie są jak dobrzy kumple. Polecam wszystkim, którzy chcą się oderwać od codzienności i zakosztować odrobiny magii w świecie Ludomiły.
Karolina Klimkiewicz, autorka powieści Marzenia mają twoje imię
Piękna zapadająca w serce historia o Konstancji i Wiktorze, dwojgu ludzi po przejściach. Oboje są na zakręcie, zza którego trudno wypatrywać pięknych widoków i szansy na lepsze jutro. Kiedy w końcu los skrzyżuje ze sobą ich drogi, pojawia się nadzieja na dobre zakończenie. Czy warto wierzyć w happy end? Czy trzeba dawać sobie drugą szansę bez względu na strach przed kolejnym zawodem? W tej książce znajdziecie odpowiedzi na te i wiele innych pytań. Prawdziwe losy ludzi takich jak my i problemy, z którymi każdy z nas kiedyś musiał się zmierzyć. Naprawdę warto ich poznać. Polecam!
Agnieszka Zakrzewska, autorka serii Do jutra w Amsterdamie
Jeśli szukacie niezwykłej powieści, która opowiada o sile miłości i przyjaźni, to zdecydowanie musicie sięgnąć po książkę „Przekupić wiedźmę”! Jest to elektryzująca i przede wszystkim świeża historia zwariowanych bohaterów, których nie da się nie lubić. Gwarantuję, że ta powieść trafi wprost do Waszego serca! Gorąco polecam!
Paulina Ampulska, @pokoj_pelen_ksiazek
Czary i wiedźmy w XXI wieku? Czemu nie! Barbara Mikulska pokazuje, że nie boi się wyzwań. Stworzyła niebanalną książkę, którą pokochałam już od pierwszych stron! Wciągająca, zabawna, nie będziecie się przy niej nudzić!
Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, Książki takie jak my
Ta powieść skradnie wasze serca i myśli na dłużej. Otuli rodzinnym ciepłem, pokaże, jak wygląda prawdziwa przyjaźń, rozbawi do łez. Dodatkowo przemyci do waszego życia trochę magii pod postacią lokalnych wierzeń i sprawi, że zapragniecie przygarnąć czworonoga. My jesteśmy zachwycone, polecamy serdecznie.
Dorota Wilk- Drapała i Monika Baszkowska, Obydwie Zaczytane
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7995-523-7 |
Rozmiar pliku: | 675 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Zawsze wiedziałam, że życie facetów kręci się wokół dupy – wyznała Kostka i pociągnęła potężny łyk wina. Siedziała na wersalce z podkulonymi nogami. Cieszyła się, że zapada zmrok, a Tuśka nie włączyła światła. Wątły blask jednej świeczki ledwie rozpraszał ciemności. Pochyliła niżej głowę, a długie, ciemne włosy niemal całkiem zasłoniły jej twarz. Nie chciała, żeby przyjaciółka dostrzegła, jak bardzo ją boli.
– Koło jakiej dupy? – spytała Marta, dzielnie dotrzymująca kroku koleżance.
– Chudej i młodej.
– Co?
– Młoda i chuda dupa padła na umysł Marcina i przesłoniła mu widok mojej.
– Jako że nic nie rozumiem, proponuję, żebyś przestała na chwilę pić i wypiła mocną kawę, a potem opowiedziała wszystko od początku.
– To mam pić, czy nie pić? – próbowała żartować Kostka, ale widać było, że nie bardzo jej to wychodzi. – Mogę zanocować u ciebie? – spytała w końcu płaczliwie i niemal natychmiast zasnęła.
***
– Będziesz płakać?
– Zwariowałaś? Z powodu kolejnego skurwysyna, który pojawił się w moim życiu? W życiu.
– A powiesz, co się stało?
– Powiem, tylko zaparz kawy, bo łeb mi pęka. Co myśmy wczoraj żłopały?
– Bez specjalnego wdawania się w szczegóły: wszystko. Wyczyściłyśmy barek z resztek.
– Chyba było tego sporo – Konstancja przełknęła ślinę – biorąc pod uwagę, jak się dziś czuję.
Marta podniosła się z fotela i podreptała do mikroskopijnej wnęki, szumnie nazywanej kuchnią. Po chwili dobiegł stamtąd podniesiony głos, wywołujący kolejną falę bólu.
– Będziesz piła czarną czy z mlekiem?
– Czarną, ale z cukrem. I nie wrzeszcz tak, Tuśka – poprosiła – bo rozsadzi mi głowę.
Marta starała się jak najciszej ustawiać na stole kubki, cukiernicę, łyżeczki i spodeczek z połówką cytryny.
– Trzeba było tyle nie chlać. Mówiłam ci przecież…
– Dobrze wiesz, że nie chodzi o litraż, tylko o mieszankę. – Konstancja sięgnęła po swój kubek, posłodziła dwie czubate łyżki i skosztowała. – Dobre. Ale cytryny nie wcisnę, bo to jakiś kretyński zabobon. Nie chcę sobie popsuć kawy.
– To nie zabobon – oburzyła się Marta. – Zawarte w cytrynie…
– Tuśka, oszczędź sobie gadania. Raz cię posłuchałam i potem o mało nie puściłam pawia.
– To nie przeze mnie i nie od kawy z cytryną. Jakiś kretyn wymyślił, że skoro nie ma ani lodu, ani soku pomarańczowego, to możemy wypić ciepłe campari z rozpuszczonymi lodami truskawkowymi.
– Od czegokolwiek to było, więcej takiego świństwa nie ruszę.
Na znak, że dyskusja zakończona, Kostka rozsiadła się na wersalce, pociągnęła nogi i oparła się wygodnie. Dłonie grzała o duży porcelanowy kubek z wizerunkiem pomarańczowej biedronki w czarne kropki. Marta miała identyczny, ale jej biedronka była czerwona.
– Mów – zachęciła cicho Tuśka.
Konstancja przez chwilę popijała gorący napój i zastanawiała się, od czego zacząć.
– W piątek zadzwonił Jacek. Zapytał, czy nie posiedziałabym do niedzieli wieczorem z dzieciakami. Mieli z Anką wyskoczyć na parę dni do Bukowiny. Ustawiali to od dawna, podobno teściowa była urobiona jak ciasto na drożdżówki, ale okazało się, że nie przewidzieli jednej okoliczności. Jej fagas wymyślił, że w ten weekend pojadą na daczę, bo ktoś tam powiedział, że wysypały grzyby.
– Wiedział o planach Jacka i Anki wobec babci Sabinki? – Marta zadała bardzo rzeczowe pytanie.
– Oczywiście, że nie. – Kostka się skrzywiła. – Ale przecież wyjazd na własną działkę można przełożyć na dowolny termin. No dobra, Sabina powinna była to uzgodnić wcześniej ze swoim facetem. Z jakichś przyczyn tego nie zrobiła i mój braciszek został na lodzie. W związku z tym zadzwonił na pogotowie opiekuńcze, czyli do mnie.
Konstancja przerwała opowieść, żeby dolać sobie gorącej kawy z ekspresu. Wędrówkę do kuchenki wykorzystała na uporządkowanie kłębiących się w głowie myśli.
– Wkurza mnie to okropnie – rzuciła, sadowiąc się ponownie na wersalce.
– Co cię wkurza?
– To. Każdy uznaje, że skoro nie jestem obarczona mężem i bachorami, to można mnie szarpać na wszystkie strony.
– Mogłaś odmówić. – Marta skryła lekko złośliwy uśmieszek.
– Jackowi? Wiesz, że jemu nigdy bym tego nie zrobiła.
– Wiem. – Marta poklepała przyjaciółkę po kolanie. – Wiem, nie tłumacz się. Mów, co było dalej.
– Pojechałam do domu, żeby zabrać trochę ciuchów. Żebyś ty widziała minę tego sukinkota!
– O kim teraz mówisz?
– Jak to o kim? O tej gnidzie, Marcinie! Minka mu się wyciągnęła jak dzieciakowi z domu dziecka, który spodziewał się samochodu na baterie, a okazało się, że opiekunowie w ogóle zapomnieli, że ma urodziny.
– Mysza, jesteś obrzydliwa. Jak możesz kpić z porzuconych dzieci?
– Przepraszam, nie kpię, chciałam ci tylko zobrazować ogrom jego rozczarowania.
– No dobra, zobrazowałaś, dawaj dalej.
– Wyjaśniłam, wycałowałam, obiecałam, że wynagrodzę mu z nawiązką…
– Oszczędź mi szczegółów! Do rzeczy!
Konstancja wciągnęła głośno powietrze.
– Okej, pomyślałam, dobra ciotka powinna myszakom coś kupić. Coś pysznego i absolutnie niezdrowego. Wiesz, jakiego fioła ma Anka na punkcie zdrowej żywności, nie? Ale miałam pewność, że tym razem nie piśnie nawet słowa, w końcu ratowałam romantyczny weekend w górach. Padło na lody waniliowo-czekoladowe, litrowe opakowanie. O kurwa!
Na chwilę zapadła cisza. Marta nie wiedziała, co wywołało taką reakcję przyjaciółki.
– Możesz jaśniej? – poprosiła nieśmiało.
– Mam albo lodowe jezioro na środku sypialni, albo całą torbę upieprzoną tym cymesem. Nie wiem, co zrobiłam z lodami. Gdzie mogłam je pizgnąć? Wyobrażasz sobie? Kompletna amnezja.
– Nie przejmuj się. Lody nie atrament, łatwo schodzą – pocieszyła ją Marta.
– Masz rację. – Kostka machnęła ręką. – I tak już teraz za późno. No więc zrobiłam zakupy i jadę do myszaków, a tu nagle telefon. Znowu dzwoni mój kochany brat i mówi, że pożar ugaszony. Teściowa, znaczy Sabina, pożarła się z tym swoim i w ramach protestu chętnie przeniesie się na parę dni do wnucząt. Myślałam, że szlag mnie trafi, ale z drugiej strony nawet się ucieszyłam. Stwierdziłam, że zrobię niespodziankę Marcinkowi. No i zrobiłam.
***
Kostka postanowiła, że wstąpi jeszcze do chińczyka i kupi na kolację ryż z warzywami oraz sajgonki. Trochę jej się z tym zeszło. Gdy stanęła pod drzwiami, zerknęła jeszcze na wyświetlacz komórki: dochodziła dziewiąta. Pomyślała, że Marcin pewnie wcina chipsy i ogląda jakiś film. Dziewczyna otworzyła po cichutku drzwi i najpierw skierowała się do kuchni, odstawiła zakupy na blat szafki, potem powiesiła kurtkę na wieszaku w przedpokoju i na paluszkach zajrzała do sypialni, skąd dochodziła muzyka i jakieś dziwne odgłosy.
Zajrzała i zamurowało ją. Przed jej oczami unosiły się i opadały w dość równym rytmie nieopalone pośladki Marcina. Na bladym tle wyraźnie odcinały się kobiece dłonie z pomalowanymi na czerwony kolor paznokciami. Muzyka rzeczywiście dobiegała z telewizora, ale symfonię jęków produkowała siłująca się parka.
Przez dłuższą chwilę Konstancja chłonęła widok, starając się zrozumieć, co właściwie widzi. Kiedy skołatany umysł pozwolił sobie wreszcie na sformułowanie myśli, dalsze wypadki potoczyły się błyskawicznie.
Nie klęła, nie wrzeszczała. Podeszła do telewizora i wyłączyła go. Efekt był piorunujący. Nagle zapanowała cisza; oprócz zwykłych odgłosów dobiegających zza okna, można było usłyszeć jedynie oddechy całej trójki.
Marcin nabrał powietrza, żeby coś powiedzieć, naga dziewczyna próbowała w pośpiechu przykryć się kołdrą, a Kostka wpatrywała się w parę zimnym wzrokiem.
– Nie mów nic! – Gestem powstrzymała chłopaka. – Cokolwiek powiesz, będzie albo kłamliwe, albo totalnie głupie. Za chwilę stąd wyjdę, a wy macie siedem minut, żeby ubrać się i zniknąć. Klucze zostaw w przedpokoju, a twoje rzeczy sama spakuję i dam znać, kiedy możesz je odebrać.
Konstancja odwróciła się i jak automat powędrowała do kuchni. Włożyła chińszczyznę do lodówki, a lody do zamrażalnika. Potem usiadła na krześle i wpatrywała się w zabawki kupione dla bratanków, które ustawiła na stole. Trwała tak do momentu, gdy usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Wtedy chwyciła za telefon.
– Tuśka, mogę do ciebie przyjechać?
***
– I co teraz? – spytała Marta.
– Spakuję mu rzeczy, zrobię porządek w mieszkaniu i po sprawie. – Konstancja wzruszyła ramionami. – Nie pierwszy i nie ostatni. Mam nauczkę, żeby nie ufać facetom. Zresztą zawsze to wiedziałam, tylko tym razem udało mi się zapomnieć. Jezuuu – zawyła i ukryła twarz w dłoniach.
– Co znowu?
– Kurwa, ja z nim przecież pracuję. Będę widywać tę zakłamaną mordę za każdym razem, jak tylko wejdę do biura. Może powinnam zmienić robotę?
– Daj spokój, wariatko. Harowałaś jak wół, dostałaś wreszcie ten awans i teraz chcesz zrezygnować? Zaczynać wszystko od początku? Dasz się pokonać jakieś małoletniej pindzi?
– Nie, ale nie wyobrażam sobie stanąć z tym palantem oko w oko w firmie. Chyba ciąży na mnie jakaś klątwa... Może ktoś powinien odprawić egzorcyzmy?
– Przestań. Ty po prostu trafiasz na niewłaściwe egzemplarze.
– Trafiam? Takich facetów, jakich pokazują w romantycznych filmach, na tym podłym świecie nie ma.
– A Jacek?
– On się nie liczy. To nie facet, to brat.
– A mój Paweł?
– Wyjątek potwierdzający regułę.
Dziewczyny zamilkły na chwilę, każda zamyśliła się nad czymś innym. Marta rozważała kosmicznego pecha przyjaciółki. Kostka zaczęła snuć plan zemsty i chyba szybko na coś wpadła, bo złośliwy uśmiech rozjaśnił jej twarz.
– Co jest? – Marta na tyle dobrze znała kumpelę, by wiedzieć, że ten uśmiech nie oznacza nic dobrego.
– Wiem, jak się zemścić!
– Na Marcinie? – upewniła się Tuśka.
– Martuśka, na obojgu. Choć jego bardziej zaboli. Sprawię, że ta pińdzia będzie jego femme fatale.
– To znasz tę dziewczynę?
– Jasne, to ta nowa sekretareczka u nas w firmie. Maila poprawnie napisać nie potrafi, ale dupą pracuje znakomicie.
– Wiesz – Marta wsadziła palec do ust i odgryzała skórkę – zastanawia mnie, dlaczego sprowadził tę dziewczynę do ciebie. Przecież jeśli miał ochotę na bzykanie, mógł się z nią umówić u siebie.
– Lenistwo w czystej postaci – wyjaśniła Kostka. – Nie chciało mu się ruszyć tyłka, uznał, że nic nie ryzykuje, skoro mam spędzić weekend z dzieciakami.
***
Całą niedzielę Konstancja dopracowywała plan, milion razy poprawiała kwestie, które zamierzała wypowiedzieć. Tysiące razy chciała zrezygnować z pomysłu, ale zawsze wtedy przypominała sobie podrygujące pośladki Marcina. Skutkowało. W poniedziałek rano miała już spakowane rzeczy chłopaka. Nie było tego dużo: jeden karton ubrań i drugi, znacznie mniejszy, z osobistymi drobiazgami – parę książek, golarka, szczoteczka do zębów, płyn po goleniu, jakieś płyty z muzyką. Wrzuciła to do bagażnika samochodu i pojechała do firmy. Zatrzymała się zaraz za szlabanem i podeszła do dyżurki.
– Dzień dobry, panie Jurku. Nie wie pan, czy Marcin jest już w biurze? – spytała ze słodkim uśmiechem.
– Dzień dobry, pani Kostko. Nie, jeszcze nie dojechał. – Mężczyzna wyszedł z budki.
– A mogłabym zostawić u pana pudła dla niego? Nie chce mi się leźć do biura, a potem złazić, żeby to przepakować.
Ochroniarz skinął głową i razem podeszli do samochodu. Szarmancko wziął większą paczkę.
– Znowu degustacja? – domyślił się mężczyzna, patrząc na opisane kartony. Kostka skinęła głową. Rzeczy Marcina znalazły się w pudłach, w których przewozili tace, kubeczki i inne gadżety wykorzystywane przy promocjach. W biurze, jak to w poniedziałek rano, wszyscy zebrali się w kuchni, parzyli kawę i wymieniali się ploteczkami. Konstancja mruknęła jakieś powitanie, a potem uciekła do siebie, wyjaśniając, że musi dokończyć zestawienie wyników ubiegłotygodniowej sprzedaży. Nikt się specjalnie nie zdziwił, kierownicy regionów często nadrabiali zaległości, wykorzystując zwyczaj, że dyrektor w poniedziałki pojawiał się dopiero koło dziesiątej.
Odprawa przebiegła rutynowo, koło jedenastej opuścili gabinet szefa. Jeszcze chwilę postali w sekretariacie, zanim wrócili do pokoi. Konstancja usiadła przy biurku, zbierając siły. Po raz kolejny przeanalizowała plan, a potem podniosła słuchawkę i wystukała wewnętrzny numer.
– Czy szef jest teraz wolny? – spytała, nie przedstawiając się. Jolka i tak wiedziała, kto dzwoni, bo wyświetlał jej się numer.
– Raczej tak, poprosił o kawę i gazetę – zaczęła wyjaśniać, ale Kostka odłożyła słuchawkę. Dla pozoru wzięła jakieś papiery i ruszyła do gabinetu dyrektora. Zastukała cicho, po czym wsunęła głowę w szparę w drzwiach.
– Szefie, mogę?
– Co znowu, Kostucho? Komu psuje się samochód, a kto potrzebuje nowego telefonu? – spytał niby rozzłoszczony, ale z miłym uśmiechem zaprosił ją do środka.
Kostka weszła i starannie zamknęła za sobą drzwi.
– Tym razem to sprawa osobista – powiedziała dziewczyna, zajmując miejsce naprzeciwko dyrektora. – Bardzo osobista.
Szef spojrzał na nią uważnie, złożył gazetę i odsunął filiżankę z kawą. Na pewno miał ponad pięćdziesiąt lat, ale mógł być atrakcyjny nawet dla znacznie młodszych kobiet. Tyle że go to specjalnie nie interesowało. Chełpił się, że od ćwierć wieku jest „z jedną babą” i jeszcze mu się to nie znudziło. Zawsze powtarzał też, że takie samo podejście ma do pracowników – jeśli go nie zawiodą, nie będzie rozwodu. I słowa dotrzymywał – niewiele osób w ich firmie dostawało wymówienia. Trzeba było naprawdę na to zasłużyć.
Kostka nabrała powietrza.
– Szefie, czy uważa mnie pan za dobrego pracownika? – spytała i spojrzała wyczekująco na dyrektora.
– Oczywiście, że tak, ale czemu…
Konstancja nie dała mu dokończyć.
– Czy kiedykolwiek prosiłam o coś dla siebie?
– No nie, nie przypominam sobie. Ale...
– Czy kiedykolwiek wyżywałam się na podległych mi ludziach albo rzucałam im kłody pod nogi?
– Nie. – Tym razem szef odpowiedział krótko.
Konstancja odetchnęła głęboko. Teraz albo nigdy.
– Więc po raz pierwszy chcę o coś poprosić. O coś bardzo ważnego dla mnie.
– No to wal, dziewczyno!
– Chciałabym prosić o nieprzedłużanie umowy z sekretarką – wyrzuciła z siebie Konstancja.
– Zwariowałaś? – Dyrektor patrzył na nią z niedowierzaniem. – Nie, nie zwariowałaś. Naprawdę tego chcesz. Co się dzieje?
– Muszę to wyjaśniać? – Kostka opuściła głowę. – To takie żenujące. - Tymi słowami sprawiła, że przełożony domyślił się, o co może chodzić.
– I dlatego mam zwolnić pracownicę? – spytał sucho.
– Tak. – Kostka podniosła wzrok i wbiła spojrzenie w szefa. – Chyba że chce się pan mnie pozbyć. Obie w tej sytuacji nie możemy pracować w jednej firmie.
– Dopiero co udało mi się ją jako tako wdrożyć w obowiązki, a ty chcesz, żebym przechodził przez to od początku?
Konstancja wyczuła, że dyrektor zaczyna się łamać. Wiedziała, że ją lubi, a na dodatek była dobrym kierownikiem, ludzie ją szanowali, a on sam liczył się z jej zdaniem.
– Panie dyrektorze – niemal krzyknęła – ja na jutro mogę panu dostarczyć przynajmniej dwie dziewczyny o takich samych, jak nie większych kompetencjach.
– Jesteś mściwa – stwierdził po chwili.
– A pan by w takim przypadku nie był?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– I co, na dodatek ma nie wiedzieć, że to twoja zasługa? – Nawet nie próbował ukryć ironii.
– Wręcz przeciwnie, bardzo bym chciała, żeby się dowiedziała. To co? Mam ją poprosić do gabinetu?
Szef westchnął ciężko, ale skinął głową. Jeszcze przez kilka sekund walczyła z wątpliwościami, zastanawiała się, czy się nie wycofać i nie przeprosić za całe zamieszanie, ale znowu wspomnienie podrygujących pośladków Marcina przytłumiło wyrzuty sumienia. Oni się nie wahali, kilkoma chwilami przyjemności pogrzebali dwa lata jej życia i nadziei, ona też nie będzie. Może gdyby Jolka nie była świadoma układów, Kostka potrafiłaby jej wybaczyć. Ale ona doskonale wiedziała, w co się pakuje, i nie zawahała się ani przez moment. Więc Kostka też wyzbyła się wątpliwości.
Konstancja z ulgą opuściła pokój dyrektora.
– Szef cię prosi – powiedziała szybko i umknęła do kuchni.
W pomieszczeniu gospodarczym snuło się kilka osób. Konstancja umyła swój kubek, wlała świeżą kawę, mleko, posłodziła i wdała się w dyskusję na temat planu nowej promocji. Długo nie musiała czekać. Jolka wypadła z gabinetu szefa i pierwsze kroki skierowała do pokoju Kostki, a ponieważ jej tam nie zastała, przybiegła do kuchni.
– Ty świnio! – krzyknęła, nie zważając na obecność postronnych osób.
Niektórzy przezornie mieli zamiar umknąć, większość jednak została, węsząc sensację.
– Ja świnią? – Kostka udała zdziwienie.
– Przez ciebie szef wylał mnie z roboty – wykrzyczała sekretarka.
– Nie wylał, a nie przedłużył umowy, a to zasadnicza różnica.
– Straciłam przez ciebie źródło utrzymania – darła się Jolka, nie zastanawiając się, dlaczego właściwie ta awantura odbywa się na oczach świadków.
– Moja droga – odpowiedziała jej Kostka opanowanym głosem – ja straciłam znacznie więcej niż trzy miesiące stażu. Straciłam ponad dwa lata życia na Marcina, a ty nie miałaś żadnych skrupułów.
– Widać wolał mnie od ciebie – stwierdziła zadowolona Jolka.
– Jesteś jednak głupsza, niż myślałam. Nawet żeby rozkładać przed facetem nogi, trzeba mieć trochę oleju w głowie. Gdybyś wybrała… dajmy na to szefa, zrozumiałabym bez problemów. Taki związek zapewniłby ci i awans, i utrzymanie. Ty natomiast wycelowałaś w kierownika, nie patrząc na to, że jest już z kimś związany. Awansu ci nie zapewnił, przed moją zemstą cię nie ustrzegł, czyli korzyść żadna.
– I co ja teraz zrobię? – jęknęła sekretarka.
– Coś ci poradzę, chociaż cię nie znoszę – powiedziała mściwie Kostka. – Żeby ograniczyć koszty, zrezygnujesz z wynajmowania mieszkania, przeprowadzisz się do Marcina, będziesz mu prać, gotować i sprzątać we wspólnym gniazdku. Przecież o to ci chodziło, prawda?
Ciche „o, kurwa” dobiegło z kąta, gdzie siedział kumpel Marcina, Adam.
***
– Tuśka, czy ta twoja siostra nadal poszukuje pracy? – Kostka zaatakowała przyjaciółkę telefonicznie.
– Cześć, Mysza. Nie moja siostra, a kuzynka Pawła, i tak, nadal szuka.
– Angielski albo niemiecki zna?
– Zna.
– Komputer obsługuje? Błędów ortograficznych nie robi? Przez telefon gada jak dorosły człowiek czy jak nastolatka?
– Wszystko na tak. A teraz powiedz mi, o co chodzi i dlaczego jesteś taka nakręcona?
Opowiadanie przez telefon to nie to samo, co bezpośrednia relacja. Kostka przekazała skróconą wersję i obiecała, że dokładniej wyjaśni wszystko wieczorem, tylko Marta ma już zaklepać tę kuzynkę Pawła. Konstancja nie pojechała jednak do przyjaciółki. Po powrocie z pracy upychała w szafkach zakupy i natknęła się na kisiele instant. Ten drobiazg przywołał obraz Marcina wyskrobującego kubek i oblizującego łyżeczkę, zaśmiewającego się z jakiejś beznadziejnej komedii.
Kostka stała przez chwilę, obracając w dłoniach saszetki, a potem wyrzuciła je do kosza i wybuchnęła płaczem. A kiedy tama została przerwana, łzy leciały ciurkiem bez opamiętania. Widać opadły wszelkie emocje dotychczas utrzymujące dziewczynę w karbach. Wyła w poduszkę z żalu za zmarnowanym czasem, za ciepłymi ramionami Marcina, za złudnym poczuciem bezpieczeństwa i stabilizacji. A potem przypomniała sobie niezbyt odległe popołudnie. Kroiła pomidory i cebulę, bo Marcin powiadomił ją, że kupił gotowego kurczaka i frytki. Stała w kuchni tyłem do wejścia, układając na półmisku plastry warzyw, gdy się pojawił. Rzucił torby na blat stołu i objął ją w pasie. Chłodnymi ustami poszukał wrażliwego miejsca na karczku. Chciała go odgonić, że niby zajęta, że obiad stygnie, ale odgarnął niestarannie splątane włosy i całował tak zapamiętale, aż mu uległa. Oparła się o tors, odchyliła głowę, by ułatwić dostęp do szyi. Przeniósł ręce z talii na jej piersi, a za chwilę – zniecierpliwiony, że przeszkadza mu materiał – wsunął dłonie pod bluzkę i biustonosz. Obawiała się, że wkrótce nie zdoła ustać – tak intensywnie ją pieścił. Poprosiła, by przenieśli się na łóżko, ale ją zignorował. Odwrócił tylko Kostkę do siebie, zamknął ten szept w pocałunku, a rękę wsunął pod cienki materiał majteczek. Jęknęła, pobudzając go tym do działania: jednym ruchem pozbawił ją bielizny i usadził na szafce, by zanurkować między uda.
Konstancja znowu zawyła, a kiedy zabrakło jej sił, napisała esemesa do Marty, tłumacząc się z odwołania wizyty koszmarnym bólem głowy, co zresztą było prawdą, i zapadła w ciężki sen.
Kolejne dni mijały dziewczynie na pracy i płaczu. Kiedy na koniec tygodnia wpadła do niej Marta, niemal nie poznała przyjaciółki. Ani mieszkania.
– Co z tobą?
– Generalnie nic specjalnego.
– Jak nic specjalnego? Rozkleiłaś się jak małolata. A mówiłaś, że nie będziesz przez tego dupka płakać.
– Bo nie płaczę przez niego. – Konstancja sięgnęła po kolejną chusteczkę higieniczną. – Naszedł mnie jakiś ból egzystencjalny. A Marcin był tylko katalizatorem.
– Dobra. Kawa czy wino? – Marta zastąpiła gospodynię w pełnieniu obowiązków. – Co przygotować, zanim usiądziemy do poważnej rozmowy?
– Chyba zieloną herbatę, po kawie nie będę mogła zasnąć, a od wina ostatnio boli mnie głowa.
– Od nadmiaru wina. Ale dobrze, może masz rację z tą zieloną herbatą. Ja przygotuję, a ty sprzątnij ten bajzel. Przede wszystkim zbierz wszystkie zasmarkane chusteczki ze stołu i wywal do kosza. I idź, opłucz sobie twarz, bo wyglądasz koszmarnie. Tak chodziłaś do biura?
– Nie, no coś ty. Nie chciałam, żeby Jolka i Marcin mieli satysfakcję. Byłam na wysoki połysk: co rano makijaż i odpowiednio dobrany strój. Ale po przyjściu do domu i zrzuceniu tych ciuchów coś we mnie siadało.
– Może nie powinnaś była się rozbierać? – spytała złośliwie Marta. Wiedziała, że nie może się rozczulać nad przyjaciółką, bo nie zdoła wyciągnąć jej z dołka.
– Daj spokój. – Konstancja znowu pociągnęła nosem. – Nie mam ochoty na utarczki z tobą.
– A na co masz ochotę?
– Właściwie to na nic. Rzygać mi się chce na myśl, że w poniedziałek znowu będę musiała wstać i wyjść z domu. Że znowu zobaczę te same gęby. Jak na złość szef odwołał wyjazdy w tym tygodniu. Kazał nam dopracować promocję nowej herbaty. A ja najchętniej zaszyłabym się w jakiejś głuszy, żeby nikt nic ode mnie nie chciał, żebym nie musiała patrzeć na tego gnoja w biurze. I w ogóle.
– To weź urlop i wyjedź na parę dni. Przecież masz nawet jakiś zaległy z ubiegłego roku.
Prosta propozycja Marty zaskoczyła Kostkę. Tak się zapatrzyła w swoje nieszczęście, tak się użalała, że nawet nie próbowała znaleźć jakiegoś rozwiązania. Po prostu było jej źle, cały świat w osobie Marcina ją zawiódł, kolejny raz się sparzyła. Nie pomyślała, że mogłaby na jakiś czas porzucić dotychczasowe życie, odseparować się od bieżących spraw, stracić z oczu byłego faceta i przynajmniej spróbować się wyluzować.
– Dlaczego ja na to nie wpadłam?
– Bo jesteś głupia. Na szczęście masz mnie, no i Pawła, bo przyznam szczerze, to właściwie jego pomysł. Mało tego, dał mi namiary na jakiś ośrodek agroturystyki, prowadzi go jakiś facet. Podobno w sezonie nieźle obłożony, ale teraz pewnie nawet bez rezerwacji cię przyjmie. We wrześniu zwykle nie ma takiego ruchu w interesie: no wiesz, dzieciaki mają już szkołę, studenci zdają egzaminy poprawkowe i tak dalej.
– Coś jeszcze ustaliliście w sprawie mojego dalszego życia? – spytała Kostka z lekkim przekąsem.
– Na razie nic. Chyba że nadal będziesz wykazywać objawy debilizmu. Lub depresji, jak zwał, tak zwał. – Marta postawiła na stole kubki z parującym naparem. – A teraz mów, co ci tak właściwie dopiekło?
– Ja to jestem taka kancera – powiedziała nagle Konstancja, otulając dłońmi kubek.
– Co jesteś?
– Kancera. Taki uszkodzony znaczek, najczęściej rzadki okaz. Filateliści go pożądają, a jednocześnie wkładają do klasera w odosobnione miejsce: eksponują i separują. Chwalą się nim, podziwiają, ale doskonale wiedzą, że ten okaz jest niepełnowartościowy.
– Porąbało cię? – Marta poczuła jednocześnie gniew na przyjaciółkę i współczucie. – Jesteś fantastyczną dziewczyną, tylko trafiają ci się takie odpady.
– Masz rację – potwierdziła Kostka. – Bo w klaserze z reguły wszystkie kancery są obok siebie.
– Mysza, nie myślisz tak poważnie. Naczytałaś się jakichś głupot w internecie i teraz na siłę dopasowujesz do tego swoje życie.
– Myślisz, że muszę używać dużo tej siły? – Konstancja wykrzywiła usta. – Ojciec, Jarek, Marcin, a po drodze paru innych, nieco mniej ważnych.
– Ojca w to nie mieszaj. To, że odszedł, nie miało z tobą nic wspólnego. Choć fakt, do facetów to ty nie miałaś szczęścia, jednak przecież nie wszyscy są kretynami napalonymi tylko na seks, prawda?
– Może rzeczywiście nie wszyscy – przyznała Kostka – ale ci normalni przypadają w udziale komuś innemu. Ja zawsze trafiam na pojebów, nawet jeśli z początku wydają się w porządku.