Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przepowiednia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 października 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
28,99

Przepowiednia - ebook

Przenieś się do mitycznego Partholonu…

Elphame od zawsze czuła się inna. Namaszczona przez największą boginię, otoczona jest przez swój lud czcią i szacunkiem. Wyjątkowość jest jednak dla dziewczyny nieznośnym ciężarem. Samotna, pozbawiona przyjaciół oraz namacalnego wsparcia bogów i duchów boi się, że nigdy nie pozna smaku prawdziwej miłości… Wewnętrzny impuls pcha Elphame w kierunku ruin zamku MacCallan. Decyzja o odbudowie tej twierdzy całkowicie odmienia jej losy. Zyskuje cel w życiu, wiernych przyjaciół oraz zdolność kontaktu ze światem nadprzyrodzonym. Na jej drodze staje również tajemniczy Lochlan, z którym połączy ją o wiele więcej niż tylko namiętność. Wielka miłość tych dwojga zostanie wystawiona na ciężką próbę. Nad ruinami zamku MacCallan unosi się bowiem ponadstuletnia krwawa przepowiednia…

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-238-9720-0
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MAPA

B’an Sea – Morze B’an

Wasteland – Pustkowie

Guardian Castle – Warownia

Trier Mountains – Góry Trier

MacCallan Castle – Zamek MacCallana

Loth Tor – nazwa własna wioski

Laragon Castle – Zamek Laragona

Temple of the Muse – Świątynia Muzy

Waterfalls – Wodospady

Grassland Plateau – Płaskowyż Pastwisk

Loch Selkie – Jezioro Selkie

Ufasach Marsh – Bagna Ufasach

Farmland – Obszary Rolne

The Centaur Plain – Równina Centaurów

Epona’s Temple – Świątynia Epony

Clare River – Rzeka Clare

Calman River – Rzeka Calman

McNamara Castle – Zamek McNamary

Geal River – Rzeka Geal

Woulff Castle – Zamek Woulffa

Rapids – Progi

LEGENDA

Bridge – Most

Castle – Zamek

Conifers – Drzewa Iglaste

Escape Route – Droga Ucieczki

Forest – Las

Invasion Route – Droga Najeźdźców

Marsh – Bagna

Rivers&Sea – Rzeki i Morze

Temple – Świątynia

Village – Wioska

PROLOG

Ten dzień zaczął się zwodniczo normalnie.

O świcie poranne ofiarowanie się Eponie było wyjątkowo poruszające. Etain, już całkowicie wypełniona Boginią, żar Jej obecności nosiła w sobie przez cały ranek. A kiedy ranek minął, dostała pozwolenie – chociaż raz! – na zajęcie się tylko sobą i została chwilowo zwolniona z obowiązków Wcielenia Bogini.

Bóle porodowe poprzedziło niejasne uczucie niepokoju. Nie mogła znaleźć sobie wygodnego miejsca na szezlongu zasłanym poduszkami. Pełną zapału służącą, która przyszła sprawdzić, czy nie dolać gorącej wody, potraktowała niemiło, okazując niecierpliwość, co nigdy dotąd jej się nie zdarzało. I nawet perspektywa długiego moczenia się w basenie napełnionym wodą ze źródeł mineralnych wcale nie wydawała jej się pociągająca.

Miała nadzieję, że przechadzka po wspaniałym ogrodzie pełnym kwiatów wpłynie pozytywnie na coś, co jej zdaniem było spowodowane drobną nieprawidłowością w trawieniu truskawek, które spożyła na lunch. Wydawało się, że spacer rzeczywiście okazał się pomocny – do chwili, gdy zatrzymała się, by powąchać przepiękny purpurowy kwiat. Wtedy odeszły wody płodowe, zalewając oblamowane jedwabiem pantofelki Wcielenia Bogini.

Czyli koniec z normalnością.

– Czy to zawsze tak jest?!

Kolejna fala bólu przepływała przez jej ciało. Etain, z wykrzywioną twarzą, zgięta wpół oparła się całym ciałem o kobietę, która prowadziła ją pod rękę.

– Ciii... Etain – uspokajała ją Fiona swoim łagodnym, melodyjnym głosem. – Lepiej nic nie mów, moja droga, tylko skup się na oddychaniu.

Etain szarpnęła głową, co miało być kiwnięciem na znak zgody, a było tylko tego gwałtowną imitacją i skupiła się na oddychaniu, starając się zapanować nad swoim oddechem. Przestać sapać, dyszeć, zgrać swój oddech ze spokojnym, głębokim oddychaniem Fiony. Skurcz osiągnął swoje maksimum i odszedł.

Zapanował popłoch. Stadko służących po przebraniu Wcielenia Bogini rozbiegło się, by powiadomić Mądre Kobiety z wiosek, znajdujących się najbliżej Świątyni Epony. A Etain objęła Fionę mocno wpół i czerpiąc siłę z jej krzepkiego ciała kontynuowała przechadzkę po ogrodzie świątyni. Fiona, przyjaciółka i doradczyni Pierwszej Wybranej, zapewniała, że chodzenie podczas porodu jest bardzo pomocne.

Dzień konsekwentnie mijał, wizerunek Etain jako oazy spokoju zdecydowanie tracił na wyrazistości, ale resztki porannego oddania się Eponie działały uspokajająco – jak zawsze Wybrana Epony snuła znajomą nić łączącą ją z Boginią, co dodawało sił i wlewało w duszę spokój.

Fiona uśmiechnęła się zachęcająco, obie kobiety odwróciły się i ruszyły w drogę powrotną ku wielkim oknom, otwartym teraz, z powiewającymi cieniutkimi zasłonami z gazy w kolorze ciekłego złota. Te okna, z szybkami oprawionymi w ołów, służyły również jako drzwi z sypialni Etain do jej prywatnego ogrodu.

Etain szła, oddychając głęboko, by uspokoić swoje rozszalałe serce i zebrać siły na spotkanie z nieuniknionym kolejnym skurczem.

– Myślę, że to jest właśnie najtrudniejsze.

Jak zwykle w obecności Fiony swoją myśl wypowiedziała na głos.

– Ale co? – spytała Fiona.

– Fakt, że to, co się teraz dzieje, jest nieuniknione, całkowicie niezależne od mojej woli. Nie mogę tego zatrzymać, a tak naprawdę to mam wielką ochotę powiedzieć, że wszystko jest bardzo interesujące, wolałabym jednak zrobić sobie przerwę. Wykąpać się, zjeść coś pysznego i przespać dobrze całą noc. A jutro od samego rana mogłybyśmy znów się za to zabrać.

Uprzejme zainteresowanie Fiony zmieniło się w głośny śmiech.

– Byłoby bardzo przyjemnie!

– Przyjemnie... – Etain zrobiła efektowny grymas, zupełnie jak nie Bogini. – Gdzie tam! Byłoby cudownie!

Wciągnęła mocno w płuca odurzający zapach bzów w pełnym rozkwicie, rosnących wzdłuż ścieżki. Kiedy ścieżka skręcała w lewo, bzy ustępowały obfitości fioletowych róż, oblepiających dom. Nad ich pysznymi kwiatami powiewały cieniutkie zasłony wymykające się z otwartych okien, falowały i trzepotały jak skrzydła gigantycznych motyli.

Przystanęły przed domem, kilka kroków przed sypialnią – od pokoleń miejsca snu Umiłowanej Epony – kiedy w ich uszach zadźwięczało coś urzekającego, przywiewanego przez wiatr. Śpiew kobiet, sławiących Boginię.

– Jesteśmy strumieniem wody,

Przypływem i odpływem,

Co niesie poznanie

Całej prawdy...

Słowa, wyśpiewane słodkimi głosami i jednostajny rytm melodii miały moc hipnozy. Koiły zszarpane nerwy Wybranej Epony, wzywały ją do siebie. Etain czuła, jak pieśń wnika w jej nabrzmiałe, obolałe ciało, jak cała się odpręża.

– Jesteśmy dźwiękiem, jaki wydaje

Korzeń Bogini,

Gdy rośnie w nieskończoność,

Silny poznaniem...

Słodki śpiew popychał Etain do przodu. Szybkim krokiem weszła do swojej sypialni, teraz pełnej rozśpiewanych Mądrych Kobiet z wiosek. Na jej widok zaczęły śpiewać coraz szybciej i pląsać, obracając się dookoła. Wydawało się, że fruwają po pokoju, fruwają i fruwają, zamykając Etain i Fionę w środku radosnego kręgu.

– Jesteśmy duszą kobiety,

Cudownym darem.

Bogatym, pełnym mądrości.

Sławiąc, unośmy się!

Przy słowach „unośmy się” wyciągnęły w górę ręce, ku sklepionemu sufitowi i obracały się, nucąc już tylko melodię. Wszystkie ubrane w lekkie, połyskujące jedwabie, które unosiły się wokół nich jak jesienne liście na wietrze. Wszystkie uśmiechnięte radośnie, jakby uczestniczyły w wydarzeniu zakrawającym na cud do takiego stopnia, że niemożliwe było przeżywanie tego głęboko w sobie. Tryskały szczęściem.

Fiona pomogła swojej pani usiąść z powrotem na wymoszczonym poduszkami szezlongu. Obie nie odrywały oczu od pląsających kobiet, obie widziały skrzącą się poświatę wokół każdej tancerki.

– Magia... – szepnęła Etain.

– Naturalnie – odparła Fiona jasnym, rzeczowym głosem. – Spodziewałaś się czegoś pomniejszego, teraz, kiedy rodzi Bogini?

– Oczywiście, że nie.

Choć szczerze mówiąc, moc Bogini, której Wybraną Etain była od prawie dziesięciu lat, do dziś często wzbudzała w niej lęk.

Pieśń ucichła, krąg tancerek rozproszył się, kilka z nich podeszło do Etain z uśmiechem i życzliwym słowem.

– Epona obdarzyła cię szczodrze, Pierwsza Wybrana.

– To wielki dzień dla Bogini, Umiłowana Epony.

Teraz, kiedy nie stanowiły już urzekającej całości, straciły trochę ze swojej magii. Wróciły do swej prawdziwej postaci. Zwyczajne istoty ludzkie płci żeńskiej, które pomagają w przyjściu na świat upragnionego dziecka. Różniły się między sobą wiekiem i urodą, wszystkie jednak miały przed sobą ten jeden cel.

W brzuchu Etain zaczął formować się nowy skurcz. Czuła, jak cała się napręża, ból nasila się i drżącą falą opanowuje całe ciało. Falą, w której Etain tonie.

Jedna z kobiet, bardzo młoda, położyła ręce na ramionach Etain.

– To nie bitwa, którą musisz wygrać, Bogini – szepnęła cichutko wprost do ucha rodzącej. – Nie walcz z tym, pomyśl lepiej o wietrze.

Potem odezwała się następna:

– Niech cię wypełni!

I jeszcze jedna:

– A ty leć, Bogini! Leć razem z nim!

– I oddychaj razem ze mną!

To Fiona. Jej twarz, zawsze dodająca otuchy, znów pojawiła się nad Etain, którą kolejny skurcz wciągał w swój wir. Zgodnie z poleceniem wytężyła wszystkie siły, żeby spowolnić swój oddech. Po całej serii chwil, które zdawały się nie mieć końca, ból na jakiś czas znikł. Czoło Etain zostało przetarte chłodną, wilgotną ściereczką, do spieczonych warg Fiona podsunęła puchar z krystaliczną wodą o temperaturze lodu.

– Pozwól, że sprawdzę, jak to wszystko się posuwa.

Etain otworzyła oczy, napotykając spokojny, akwamarynowy wzrok Uzdrowicielki, krzepkiej blondynki w średnim wieku, roztaczającej wokół siebie aurę osoby, która swoją profesję zna doskonale i wykonuje ją bardzo dobrze. Pierwsza Wybrana skinęła głową i posłusznie podciągnęła nogi. Miała na sobie tylko bawełnianą koszulę, cieniutką, jakby utkaną z chmur.

Uzdrowicielka podsunęła koszulę wyżej, do nieistniejącej teraz talii Etain. Jej biegłe ręce rozpoczęły badanie. Robiła to bardzo delikatnie, a jednocześnie bardzo dogłębnie.

– Wszystko idzie dobrze, Umiłowana Bogini.

Uśmiechając się pokrzepiająco, poklepała Etain po udzie i ściągnęła w dół koszulę.

– Jak długo jeszcze? – spytała Etain znużonym głosem. – Ile godzin?

– Tylko Bogini może ci to powiedzieć. Ja mogę tylko sądzić, że już niebawem będziesz mogła powitać swoją córkę.

Etain uśmiechnęła się i skinęła głową. Uzdrowicielka podeszła do grupki kobiet i głosem jedwabnym, a jednocześnie twardym jak stal, zaczęła wydawać polecenia.

Nad Etain nachyliła się Fiona, żeby odgarnąć włosy ze spoconego czoła przyjaciółki.

– On chyba nie zdąży, prawda? – Głos Etain, wbrew jej woli, drżał.

Głos Fiony natomiast był bardzo stanowczy.

– Oczywiście, że zdąży.

– Och! A ja sama nalegałam, żeby wyjechał!

Fiona bezskutecznie starała się powstrzymać śmiech.

– Chyba tak! Chwileczkę, niech pomyślę... coś sobie przypominam... Już wiem! Milady powiedziała, że jeśli on nie przestanie plątać się pod nogami i pytać co chwilę, jak się milady czuje, to milady obedrze go ze skóry.

Fiona potrafiła znakomicie naśladować głos swojej pani. Kilka kobiet, stojących najbliżej, zaśmiało się. A Etain jęknęła.

– Jestem głupia! Bo tylko głupia kobieta odpędza męża właśnie wtedy, kiedy w każdej chwili może zacząć rodzić!

– Midhir zdąży, na pewno... – Fiona przysiadła przy Etain i lekko ścisnęła jej dłoń. – Niemożliwe, żeby nie był przy narodzinach swojej córki. Moira na pewno go odnajdzie i szybko go tu sprowadzi.

Rozum podpowiadał Etain, że tak właśnie będzie. Moira, Pierwsza Łowczyni Partholonu, wytropi i odnajdzie jej męża, którego ona, Etain, wczoraj osobiście po prostu wygoniła. Na całą noc, kazała mu jechać z kilkoma towarzyszami na polowanie. Etain aż skręcało, kiedy przypomniała sobie swój rozdrażniony głos, przypomniała sobie też, jak na koniec dodała, że mogą sobie polować i przez noc i przez cały następny dzień. Bo teraz jej serce, jak zresztą i całe ciało, zajęte rodzeniem, dawało wyraźne sygnały, że dziecko już za chwilę pojawi się na świecie. Niezależnie od tego, czy ojciec będzie przy tym obecny, czy nie.

W oczach Etain zakręciły się łzy.

– Tak bardzo go teraz potrzebuję, Fiono, tak bardzo...

Fiona nie zdążyła niczego powiedzieć, ponieważ zaczynał się następny skurcz. Wyjątkowo bolesny, Etain czuła, że robi jej się słabo. Przerażona, chwyciła się kurczowo ręki Fiony.

– Boli mnie! Okropnie!

Natychmiast została otulona płaszczem łagodnych, dodających otuchy głosów kobiet. Kilka z nich zaczęło nucić pieśń narodzin, kilka z nich przemówiło do Pierwszej Wybranej radosnym głosem, dostosowując się do rytmu melodii.

– Jesteśmy przy tobie, milady!

– Znakomicie dajesz sobie radę!

– Oddychaj razem z Fioną, Pierwsza Wybrana!

– Odpręż się, Bogini. Pamiętaj, że z każdym bólem twoja córka jest bliżej tego świata.

– Nie możemy się doczekać, kiedy ją powitamy, milady!

Ich głosy kołysały Etain, a jednocześnie były kotwicą, trzymającą jej zdolność koncentracji na uwięzi. Dzięki temu była w stanie skupić się i pracować nad swoim oddechem, dostosowując go do spokojnego, miarowego oddychania Fiony. Była w stanie też uśmiechnąć się do otaczających ją kobiet.

Kobiety roześmiały się, tak radośnie, tak zaraźliwie, że Etain, przyciskając rękę do swojego twardego teraz brzucha, musiała pójść za ich przykładem. Też zaśmiała się, potem zamknęła oczy, pragnąc, by jej ciało choć trochę się odprężyło. Pragnąc też czegoś więcej.

Och, Epono, proszę, proszę, spraw, żeby pojawił tu się w porę...

– Cierpliwości, Umiłowana – odezwał się nagle w jej mózgu znajomy głos. – Przecież Szaman nie przeoczy narodzin swojej córki.

Kąciki ust Etain leciutko opadły, kiedy usłyszała łagodne upomnienie.

– Dziękuję, Epono – szepnęła i podniesiona na duchu obietnicą Bogini, poczuła nagły przypływ energii. – Fiono! Pochodźmy trochę!

Fiona zmarszczyła czoło.

– Jesteś pewna, Etain?

– Oczywiście! Sama mówiłaś, że jak się chodzi, dziecko urodzi się szybciej!

Podała obie ręce przyjaciółce i przy jej pomocy wstała z szezlonga.

– A wy, moje drogie, kiedy będę starała się przyspieszyć nadejście mojej córki, śpiewajcie mi. Bardzo proszę!

Kobiety radośnie zaklaskały, kilka z nich rozpoczęło rytualne pląsy.

Etain wzięła Fionę pod rękę i obie, minąwszy obłoki prawie przeźroczystych zasłon, wyszły na dwór.

Etain zrobiła głęboki wdech.

– I to jest właśnie to, czego będzie mi brakować, kiedy nie będę już w ciąży – oznajmiła, a widząc pytanie w oczach Fiony, wyjaśniła dokładniej. – Od samego początku ciąży mój zmysł powonienia niebywale się wyostrzył.

Nachyliła się nad krzakiem róży. Delikatnie musnęła palcami aksamitne płatki i poszła dalej.

– Dziwne, pra... – Dalsze słowa przeszły w osobliwy pomruk. Nowy skurcz dawał znać o sobie. Etain, ciężko dysząc, oparła się całym ciałem o Fionę.

– Spokojnie, Etain. Pamiętaj, nie walcz z tym – powiedziała Fiona wprost do jej ucha. – Może już wrócimy?

Etain pokręciła przecząco głową.

– Nie, nie! Na dworze łatwiej mi oddychać.

Skurcz minął. Etain wyprostowała się i otarła rękawem pot z czoła.

– Chcę być tutaj, gdzie wiatr. Niesie ze sobą ich pieśń. Jakby cały świat był pod wpływem magii narodzin tego dziecka.

Oczy Fiony nagle zalśniły od łez.

– Bo to i prawda, milady – szepnęła, ostrożnie obejmując swoją panią. – Bo to i prawda!

Poszły dalej przez ogród. Etan starała się nie myśleć o bólu, skupiając się teraz na łaskawości Bogini, której była Wybranką. Bogini Epony. Ludność Partholonu czciła wielu bogów i bogiń, ale Epona w ich sercach zajmowała szczególne miejsce.

Bo to Epona zawsze tchnie życie w poranne niebo, to Jej twarz odbija się w księżycu w pełni. Jest Boginią Wojowników, Boginią Konia, a jednocześnie Boginią Żniw. Cały Partholon zawsze będzie czcił ją też jako swoją opiekunkę. Bo to Wybranka Epony razem ze swoim mężem Szamanem odparła atak okrutnych demonów Fomorian i uratowała Partholon przed zniewoleniem. Od tamtej wojny minęło prawie stulecie, Fomorianie zajmowali już bardzo niewiele miejsca w umysłach i sercach Partholończyków, którzy jednak nigdy nie zapomnieli i nie zapomną o łaskawości i szczodrości Epony. A Umiłowana Epony zawsze będzie otoczona najgłębszą czcią.

Teraz Umiłowaną przez Boginię, Pierwszą Wybraną Epony była ona, Etain. Przypomniała sobie o tym w chwili, gdy ciężko dysząc, starała się jakoś przebrnąć przez kolejny skurcz. Przypomniała sobie także, że z tej właśnie przyczyny jej pierwszym dzieckiem będzie dziewczynka i dziewczynka ta, jak jej matka, będzie naznaczona przez Boginię. Będzie wnuczką legendarnej Rhiannon, pogromczyni Fomorian. Będzie Wybraną Epony, jak jej matka. Ta myśl była tak ekscytująca, że cały poród wydał się Etain już nie taki trudny. Od tej chwili zdecydowanie łatwiej jej było znieść trudy porodu.

Kolejny skurcz rozproszył myśli Etain. Skurcz całkiem inny niż dotychczas, towarzyszyło mu uczucie, jakby w środku wszystko zapłonęło i koniecznie trzeba przeć. Koniecznie. Tak bardzo, że Etain aż krzyknęła.

Fiona pomogła jej usiąść na ziemi.

– Muszę przeć – wydyszała Etain.

– Nie! Nie! Zaczekaj!

Fiona szybko odwróciła się w stronę okien sypialni.

– Chodźcie tu! Prędko! Bogini was potrzebuje!

Etain nie potrafiłaby powiedzieć, czy ktokolwiek usłyszał Fionę, ponieważ cała jej uwaga skupiona była teraz na tym, co działo się w niej, w środku. Potrzeba parcia była niezwykle silna, taka pierwotna. Udawało jej się jednak ją zwalczyć, bo lęk o dziecko był silniejszy.

A potem, przez skorupę jej skupienia przebił się odgłos, który sprawił, że serce Etain z wielkiej radości zabiło szybciej. Usłyszała stukot kopyt, uderzających mocno o ziemię ścieżki. Zza zakrętu wybiegł centaur i przykląkł przy Wybranej.

– Kochanie, wszystko będzie dobrze. Obejmij mnie teraz mocno za szyję.

Miała wrażenie, że niski, dźwięczny głos męża odpędza ból. Skurcz mijał, po krótkiej chwili przeszedł.

Etain bez słowa zarzuciła ręce na twarde jak granit mężowskie ramiona, które podniosły ją z ziemi bez najmniejszego wysiłku. Centaur zrobił kilka długich kroków i już widać było okna sypialni. Zaledwie po kilku sekundach ostrożnie układał żonę na szezlongu. Trzymała się męża kurczowo, ale niepotrzebnie. On wcale nie miał zamiaru wypuścić ją ze swoich ramion.

– Jestem taka szczęśliwa, że tu jesteś – powiedziała, z trudem łapiąc powietrze.

Uśmiechnął się, odgarniając przepocone loki z twarzy żony.

– Jestem tam, gdzie powinienem być.

– Tak się bałam, że nie zdążysz. Nie wierzyłam, że Moira zdąży cię odnaleźć.

– To nie Moira – powiedział i musnął wargami jej usta. – Zrobiła to twoja Bogini.

Och, dziękuję Ci, Epono, dziękuję, że sprowadziłaś go tu w porę. Dziękuję, że dałaś mi go za męża...

Patrzyła przez łzy, jak jej przystojny mąż centaur poprawia poduszki, na których miała się oprzeć. Po pięciu latach małżeństwa jego siła i żywotność nadal ją zachwycały. Jego niezwykła postać centaura. Oczywiście, jako Najwyższy Szaman posiadał zdolność przemiany swej postaci, dzięki czemu mogli współżyć ze sobą jak małżonkowie. Ale Etain kochała go całkowicie, pod każdą postacią i nie przestawała upajać się faktem, że dzięki Bogini ktoś tak cudowny został jej mężem.

Niestety, nie zdążyła mu powiedzieć po raz kolejny, że go kocha, ponieważ poczuła nowy skurcz. Jej jęk wezwał Uzdrowicielkę.

– Milordzie, pomóż mi ułożyć ją w pozycji do rodzenia. Trzeba ją unieść do góry.

Zrobił dokładnie to, co powiedziała Uzdrowicielka. Stanął za plecami żony, wziął ją pod pachy i podciągnął w górę, żeby mogła oprzeć się o niego mocno plecami. Fiona ustawiła się po prawej stronie Etain i wzięła ją za rękę, z drugiej strony stanęła jedna z kobiet z wioski i też wzięła Etain za rękę.

Etain spojrzała na Uzdrowicielkę, która przykucnęła między jej nogami. Wtedy dotarło do niej, raczej mgliście, że jest naga.

Uzdrowicielka ostrożnie sprawdziła położenie płodu.

– Jesteś w pełni gotowa – oznajmiła. – Przy następnym skurczu przyj.

Tylko przeć, nic więcej. A więc parła, a pod jej zaciśniętymi z całej siły powiekami trwała eksplozja najwspanialszych barw. Zobaczyła wielkie plamy złota i czerwieni, do uszu natomiast docierały jakieś dziwne gardłowe dźwięki, niepodobne do dźwięków wydawanych przez człowieka. Raczej zwierzęcia. Po chwili jednak uzmysłowiła sobie, że te dźwięki wydaje ona sama.

Na jedną chwilę zabrakło jej tchu, a zaraz potem jej umysł zarejestrował ciche nucenie, docierające do niej jak przez mgłę. Nie widziała tych kobiet, ale słyszała. Śpiewana przez nie pieśń narodzin wnikała w nią, wypełniała ją całą i znów była w stanie zaczerpnąć powietrza.

– Jeszcze raz, Bogini, jeszcze raz – zachęcała Uzdrowicielka. – Widzę już główkę twojej córki!

W chwili, gdy nowy ból rozdzierał ciało Etain, usłyszała cichy szept Midhira. Modlił się, na pewno, w tym swoim starym języku, który dla Etain był zawsze magiczny. Jego modlitwa dziwnie współbrzmiała z pieśnią narodzin. Midhir szeptał, a Etain, opanowana nowym skurczem, rozrywającym ją na pół, miała tylko przeć. Bała się panicznie, ale siłę czerpała z zewnątrz, z magicznego kręgu narodzin. Magia wsparła jej siłę woli. Skupiła się, zaczęła przeć, po chwili poczuła, że uwalnia z siebie ciepłą wilgoć. Z jej ciała wyślizgnęła się jej córka. I nagle czas jakby teraz przyspieszył. Wszystko działo się tak szybko. Etain bardzo chciała chociaż raz zerknąć na swoją córkę, udało jej się jednak tylko dostrzec, jak Uzdrowicielka zawija mokre ciałko w fałdy swojej spódnicy.

Kiedy stara kobieta przecinała pępowinę, trzęsły jej się ręce.

Cisza.

Midhir i Fiona podprowadzili Etain z powrotem do szezlonga.

– Dlaczego ona nie płacze?! – krzyknęła z rozpaczą Etain.

Midhir przymrużył oczy i wyraźnie zaniepokojony odwrócił się do Uzdrowicielki, która nadal siedziała skulona na podłodze nad małym tłumoczkiem.

A zaraz potem rozległ się mocny krzyk noworodka. Najsłodszy. Etain poczuła, że strach znika. Ale tylko na krótką chwilę, bo kiedy spojrzała na Uzdrowicielkę, zauważyła, że stara kobieta wyraźnie zbladła. Była czymś bardzo poruszona.

Mądre Kobiety też, bo radosna pieśń powitalna nagle ucichła.

– Midhir?

Niby pytanie, a zabrzmiało jak szloch.

Centaur z prędkością, jakiej człowiek nigdy nie osiągnie, dopadł do głośno płączącego tłumoczka. Uzdrowicielka podniosła głowę. W jej oczach była niepewność, więcej – przerażenie. Midhir ukląkł, odkrył dziecko i zamarł.

Jego potężne ciało zasłaniało noworodka. Etain nie mogła więc zobaczyć dziecka. Coraz bardziej wystraszona, starała się pokonać osłabienie, usiąść i wreszcie cokolwiek zobaczyć.

– Co tam jest? – krzyknęła rozpaczliwie. Zauważyła, jak potężnym ciałem Midhira wstrząsnął dreszcz, zaraz potem nachylił się, podniósł oseska z podłogi i odwrócił się do żony. Jego oczy błyszczały.

– Nasza córka, kochanie – powiedział głosem nabrzmiałym od wzruszenia. – Maleńka bogini!

Podszedł do Etain i ostrożnie wręczył jej teraz cichy, ale wierzgający tobołek. Wybrana Epony po raz pierwszy spojrzała na swoje dziecko.

Pierwsza myśl, jaka przemknęła jej przez głowę, wcale nie był to szok czy zaskoczenie. Pomyślała po prostu, że nigdy jeszcze w życiu nie widziała czegoś tak pięknego, tak nieskończenie pięknego jak jej pokryta jeszcze mazią płodową córeczka. Główka w kasztanowatych kosmyczkach, skóra jasna, ale śniada, coś pośredniego między brązem a złocistością. Jakby ktoś zmieszał kolory skóry ojca i matki. Pozłacana skóra dziecka kończyła się w talii. Od tego miejsca ciałko pokryte było cienką warstwą włosów w kolorze tym samym, co włosy na głowie. Na kasztanowatym tle widać było białe cętki, jak u nowonarodzonego jelonka. Dziecko popiskiwało i wierzgało nóżkami, na końcu których nie było stóp, tylko maleńkie, lśniące kopytka. Jeszcze wilgotne.

Usteczka też prześliczne. Teraz otworzyły się i wydobył się z nich pełen oburzenia krzyk.

– Ciii... mój skarbie – przemówiła słodko Etain, całując maleńką twarzyczkę, zachwycająco, cudownie mięciutką. Była teraz cała miłością, miłością do swojego dziecka. – Jestem przy tobie. Nic złego się nie dzieje.

Wydawało się, że na dźwięk głosu matki oczy dziecka rozszerzyły się. Krzyk od razu ucichł.

– Elphame.

Niski głos Midhira załamywał się ze wzruszenia. Ukląkł, jedną ręką objął żonę, żeby mogła się na nim wygodnie oprzeć, drugą ręką delikatnie dotknął dziecka.

– Elphame... – powtórzył, a cudowny głos nadawał temu słowu magiczny wymiar. Jakby wprowadzał do ich grona Królową Wróżek.

Etain spojrzała na niego przez łzy. Elphame... To imię gdzieś już słyszała. Ale gdzie? Może w jakimś śnie?

– Co to znaczy... Elphame?

Ciepłe wargi Midhira musnęły czoło żony, potem czółko córeczki.

– To bardzo stare imię, tak nazywają szamani Boginię, kiedy jest panną, kiedy wypełniona jest magią młodości, kiedy cud życia zaczyna się na nowo.

– Elphame... – powtórzyła cichutko Etain, naprowadzając głodne usteczka dziecka na swoją obolałą pierś. – Mój skarb, mój największy skarb.

– Tak, Umiłowana – przemknął przez jej umysł głos Bogini. – Szaman dobrze wybrał imię. Powinna nazywać się Elphame. Ogłoś całemu Partholonowi, że twoja nowo narodzona córka nazywa się Elphame i też jest moją Umiłowaną.

Etain uśmiechnęła się promiennie. Podniosła głowę i głosem niezwykle silnym, bo spotęgowanym przez moc Epony wypowiedziała radosne słowa:

– Raduj się, Partholonie! Narodziny naszego dziecka to dar godzien Bogini! – Jej wzrok przemknął po twarzach otaczających ich kobiet, stojących nieruchomo i spoczął na zalanej łzami twarzy ojca dziecka. – Jej imię jest Elphame! Jest prawdziwą boginią, maleńką, przepiękną, jest wyjątkowa!

Kiedy Wcielenie Bogini wygłosiło swoje oświadczenie, w powietrzu dookoła dał się wyczuć jakiś ruch, gwałtowny, jakby trzasnęła błyskawica. Zaraz potem powiał wiatr i odsunął na bok cieniutkie złociste zasłony, wpuszczając do pokoju świeże, pachnące i ciepłe powietrze – i nagle wszyscy zostali otuleni cieniutką chmurą z delikatnych skrzydeł. Setki barwnych lśniących motyli, trzepocząc, unosiło się wokół nich, nad nimi i wachlowało ich, zachwycając swoją magią.

– Dziękuję, Epono! – zawołała Etain, zachwycona tym przejawem radości i zadowolenia Bogini.

Kobiety zaczęły nucić i obracać się dookoła, najpierw powoli, potem coraz szybciej, rozpoczynając radosny obrzęd powitania nowo narodzonego dziecka w Partholonie.

Etain wypoczywała w ramionach męża, tulącego do twardej, mocnej piersi całą swoją rodzinę.

– Magia młodości. Cud nowego życia... – szepnęła, wpatrzona w córeczkę. Nie chciała przeoczyć ani jednego oddechu maleństwa, ani jednego ruchu. Jednocześnie palce matki pieszczotliwie przesuwały się po maleńkiej postaci. Dotknęły niezwykłych nóżek, poznały dokładnie kształt maleńkich kopytek. Dziewczynka-satyr? Nie, niemożliwe, nie ma w niej nic z kozy. Jest zbyt delikatna, zbyt pięknie ukształtowana, nie ma w niej nic na podobieństwo bożka Pana. Po prostu jest cudownym połączeniem człowieka, centaura i bogini.

Znów fala zachwytu przepłynęła przez Etan, z gardła wydobył się perlisty śmiech.

Midhir w odpowiedzi delikatnie uścisnął jej ramię.

– Dla mnie ona jest też czymś cudownym.

Etain pokiwała głową, zgadzając się z nim całkowicie i śmiejąc się jeszcze głośniej, pogłaskała jedno z maleńkich kopytek Elphame.

– Tak, dla mnie też. Ale teraz śmieję się, bo coś sobie przypomniałam. Czasami, kiedy kopała mnie bardzo mocno, żartowałam sobie, że moje dziecko chyba już tam, w moim brzuchu, ma na nóżkach buciki. A teraz wiem już, dlaczego mnie tak bolało.

Znów zaśmiała się, Midhir zawtórował. Oboje upajali się magią ich nowo narodzonej córki.ROZDZIAŁ PIERWSZY

Siła. Nic nie smakuje jak ona, nawet najlepsza czekolada w całym Partholonie. Nawet piękno idealnego wschodu słońca. Nawet... Nie, to nie, przecież o tym nie miała żadnego pojęcia... Elphame potrząsnęła głową, zmuszając swoje myśli, by pobiegły innym torem. Przecież biegła. Silny, porywisty wiatr szarpał ją za włosy, długie kosmyki opadały na twarz. Żałowała, że nie związała włosów w kitkę. Zwykle tak robiła, ale dziś chciała, żeby były rozpuszczone, chciała poczuć ich ciężar. A poza tym, co tu ukrywać, lubiła, kiedy powiewały jak płomienisty ogon meteora.

Mniejsza koncentracja, krok mniej pewny. Dlatego kazała swoim myślom przestać błądzić. Żeby osiągnąć odpowiednią prędkość, trzeba się skupić. Poza tym, chociaż na polu, po którym biegła, dołów, kamieni i przeszkód innego rodzaju było bardzo niewiele, i tak trzeba uważać. Bardzo łatwo złamać nogę, wystarczy jeden nieostrożny krok. Przez całe swoje życie Elphame wierzyła przede wszystkim w rozsądek, unikając jak ognia wszystkiego, co głupie i lekkomyślne. Zwyczajni ludzie mogą pozwolić sobie na codzienne, zwyczajne błędy, na odrobinę szaleństwa. Ale nie Elphame, ktoś, na kogo wystarczyło spojrzeć, by wiedzieć, że została naznaczona przez Boginię i dlatego zawsze trzymano ją z daleka od wszystkiego, co uważane było za codzienne i zwyczajne.

Elphame pogłębiła oddech i zmusiła górną połowę ciała do odprężenia. Napięcie tylko w dolnych partiach, tak ma być, powtórzyła sobie w duchu. Cała reszta rozluźniona, niech robotę wykonuje najsilniejsza część twego ciała.

Kiedy zebrała się w sobie i wyprysnęła do przodu, jej zęby błysnęły w uśmiechu dzikim, prawie bezlitosnym. Uwielbiała, kiedy sploty mięśni w nogach odpowiadały na jej wyzwanie, kiedy ręce pompowały powietrze bez żadnego wysiłku, kiedy kopyta wgryzały się w miękki zielony dywan młodego pola.

Była szybsza niż człowiek. O wiele szybsza.

Wymagała od siebie więcej niż zrobiłby to zwyczajny człowiek, a jej ciało spełniało jej żądania z siłą większą niż siła człowieka. Na długich dystansach może i nie była tak szybka jak centaur, ale w sprincie bardzo niewielu centaurom udawało się ją prześcignąć, co jej brat wręcz z lubością podkreślał na każdym kroku. Poza tym wiedziała, że jeszcze trochę ciężkiej pracy i nikt nie będzie w stanie jej pokonać. Ta myśl była prawie tak samo satysfakcjonująca jak wiatr na jej twarzy.

Kiedy poczuła w mięśniach żar, zignorowała to, wiedząc doskonale, że musi po prostu przebrnąć przez moment zmęczenia mięśni. Zaczęła jednak biec teraz pod kątem, zataczając koło, żeby wrócić do miejsca, skąd wystartowała.

Ale nie na zawsze, na pewno nie na zawsze. Taką złożyła sobie w duchu obietnicę i przyspieszyła kroku.

– Bogini... – szepnęła niemal z czcią Etain, obserwując swoją córkę. – Jaka ona piękna! Czy ja kiedykolwiek do tego przywyknę?

W jej głowie zamigotało, jak zwykle, kiedy przemykał przez nią głos Epony:

– Ona jest kimś wyjątkowym, Umiłowana.

W środku kępy drzew, rosnących na końcu pola, ściągnęła wodze. Siwa klacz zatrzymała się, wykręciła łeb i postawiła uszy. Taki koński sposób zadawania pytań jeźdźcowi. A Etain wiedziała, że jej klacz, końskie wcielenie Bogini Epony, istotnie ją pyta i należy się wytłumaczyć.

– Ja po prostu chcę sobie na nią popatrzeć.

Czworonoga Bogini parsknęła.

– Wcale jej nie szpieguję! – zaprotestowała oburzona Etain. – Jestem jej matką! Mam prawo się przyglądać, jak moja córka biega!

Klacz rzuciła łbem, na znak, że wcale nie jest tego taka pewna.

– A właśnie, że mam! – oświadczyła Etain i szarpnęła za wodze. – A ty okazuj mi więcej szacunku, bo następnym razem zostaniesz w świątyni!

Klacz skomentowała to kolejnym parsknięciem, Etain nie kontynuowała już dialogu, poprzestając na kąśliwej uwadze na temat gderliwych starych stworzeń. Naturalnie, zrobiła to cichusieńko, żeby klacz nie dosłyszała, a potem osłoniła ręką oczy przed słońcem i dalej patrzyła na córkę.

Elphame rozwinęła ogromną prędkość, tak ogromną, że dolne partie jej ciała zamazywały się przed oczyma matki. Lekko pochylona biegła wyjątkowo zręcznie, z ogromnym wdziękiem. Wydawało się, że frunie nad bujnymi młodymi zielonymi pędami pszenicy, budząc, jak zawsze, zachwyt matki.

– Cudowne połączenie człowieka z centaurem – szepnęła Etain do klaczy, która znów nadstawiła uszu. – O, Bogini, jesteś nieskończenie mądra...

Elphame zakończyła bieg po wyimaginowanym okręgu i zaczęła kierować się ku zagajnikowi, gdzie czekała jej matka. Biegła tam w purpurowym blasku zachodzącego słońca, jej piękne ciemnokasztanowe włosy przybrały teraz barwę ognia.

– Prostych włosów na pewno nie odziedziczyła po mnie – powiedziała Etain do klaczy, zaczesując sobie za ucho jeden z niesfornych loków. Klacz zastrzygła lewym uchem, Etain dokończyła: – Owszem, te czerwone refleksy ma po mnie. Ale jeśli chodzi o włosy, to tylko to.

Po matce Elphame odziedziczyła także kształt oczu i ich wielkość – były ogromne i okrągłe – oraz wysoko osadzone kości policzkowe. Ale kolor oczu, ciemnobrązowych, prawie czarnych, miała po ojcu. Natomiast cała reszta była absolutnie jedyna w swoim rodzaju. Pod względem budowy może i nie była tak do końca unikatem, ale uroda tego ciała była niezwykła. Coś tak pięknego mogło być tylko dziełem samej Bogini,

Elphame zwolniła krok, kierując się dokładnie ku miejscu, gdzie czekała matka.

– Pokażemy się jej – zadecydowała Etain, informując o tym klacz. – Bo jeszcze gotowa pomyśleć, że schowałyśmy się tutaj, żeby ją podglądać.

Kiedy klacz wysuwała się spośród drzew, Elphame, jak zwykle czujna, natychmiast spojrzała w stronę zagajnika. Na widok matki rozpromieniła się.

– Mamo! – zawołała, machając do niej na powitanie. – Może dołączycie do mnie? Pobiegnę jeszcze kawałek, powolutku, żeby ochłonąć!

– Oczywiście, kochanie! – odkrzyknęła matka. – Ale proszę, naprawdę zwolnij. Wiesz, że klacz posunęła się już w latach...

Nie dokończyła, bo rzekomo niedołężna z powodu starości klacz z miejsca ruszyła żwawym galopem i zrównała się z Elphame.

Elphame wybuchnęła śmiechem.

– Och, Mamo! Wy obie nigdy nie będziecie stare!

– Ona się tylko tak przed tobą popisuje – oświadczyła Etain, jednocześnie czule wichrząc jedwabistą grzywę klaczy.

– Tylko ona? – spytała Elphame, spoglądając znacząco na błyszczącą biżuterię matki i na jej strój do konnej jazdy, z cieniutkiej jasnej skóry i uwodzicielsko obcisły, podkreślający tym nadal idealną figurę.

– El, wiesz przecież, że noszenie tych klejnotów ma dla mnie wymiar duchowy – powiedziała matka głosem Umiłowanej.

Córka skrzywiła się.

– Wiem, wiem, Mamo.

Klacz parsknęła, zdecydowanie sarkastycznie, w rezultacie i matka i córka, podążając przed siebie, zanosiły się od śmiechu.

– Gdzie ja zostawiłam moje ubranie? – mruczała kilka chwil później Elphame, rozglądając się po zagajniku. – Może tam? Nie. Chyba położyłam je na tamtym pniu.

Etain patrzyła, jak jej córka w poszukiwaniu swojego ubrania przechodzi przez pień przewalonego drzewa. Teraz Elphame miała na sobie tylko skórzany top bez rękawów, przylegający ściśle do jej pełnych piersi. Biodra przepasane były płóciennym pasem, zasłaniającym umięśnione pośladki. Na biodrach pas podsuwał się w górę, z przodu opadał, przechodząc w trójkąt. Etain sama wymyśliła ten strój niekrępujący ruchów, co pomagało Elphame rozwijać szybkość przekraczającą możliwości człowieka, a jednocześnie zakrywało to, co nie powinno być wystawiane na pokaz. Bo Elphame, oprócz błyszczącej sierści od pasa w dół i kopyt, zbudowana była jak wszystkie kobiety. Ten strój nakładany był tylko do biegania, choć kobiety w Partholonie z reguły ubierały się skąpo, z dumą pokazując swoje wdzięki. Etain podczas obrzędów odsłaniała piersi, by podkreślić miłość Epony do kobiecych kształtów. Elphame jednak na co dzień spowijała się w długie, powiewające szaty, pomna, że widok nóg zakończonych kopytami dla przeciętnego śmiertelnika jest szokującym widokiem. Nienawidziła tych przerażonych spojrzeń ludzi na widok Wybranej w sposób tak oczywisty dotkniętej przez Boginię. Dlatego swoje długie, owiewające ją szaty zamieniała na skąpy strój tylko wtedy, gdy biegała, a biegała zwykle sama, z dala od świątyni.

– O! Już znalazłam! – zawołała Elphame zza przewalonego pnia. Nachyliła się i podniosła z ziemi cienkie płótno, farbowane na piękny szmaragdowy kolor i zaczęła owijać nim swoją szczupłą talię. Oddychała już normalnie, cienka warstwa potu na pokrytych delikatnym puszkiem ramionach znikła.

Była przepięknie zbudowana. Gładka, lśniąca, wysportowana. W jej wyrzeźbionym perfekcyjnie ciele nie było nic męskiego, surowego. Brązowa skóra lśniła jak jedwab, sama prosiła się, żeby jej dotknąć. A kiedy jej się dotknęło, człowiek zdawał sobie sprawę, ile siły kryje się w mięśniach obciągniętych żywym jedwabiem.

Niewielu ludzi ośmieliło się dotknąć młodej bogini.

Była wysoka, prawie metr osiemdziesiąt, wyższa od matki o kilka centymetrów. Dojrzewała wcześnie, jej postać i ruchy były wtedy trochę niezręczne, harmonia jednak powróciła, kiedy przeistoczyła się w kobietę. Od pasa w dół była perfekcyjnym połączeniem człowieka i centaura. Piękna i ponętna jak kobieta, silna i zręczna jak centaur.

Etain uśmiechnęła się do córki, którą od chwili narodzin darzyła najgorętszą, matczyną miłością.

– Wcale nie musisz tego nosić, El.

Była pewna, że tylko tak sobie pomyślała. Ale nie, bo córka poderwała głowę.

– Muszę – powiedziała krótko, głosem, podobnie jak u matki, stwardniałym od tłumionych emocji. – Co innego ty, co innego ja. Oni patrzą na mnie inaczej niż na ciebie.

– Jak patrzą? A może ktoś powiedział ci coś przykrego? Powiedz, kto, a odczuje on na własnej skórze gniew bogini!

Oczy Etain ciskały zielone błyskawice, a głos Elphame, kiedy odpowiadała matce, był idealnie bezbarwny. Bez śladu emocji.

– Oni nie muszą mi niczego mówić, Mamo.

– Skarbie mój... – Gniew znikł z oczu matki, była tam tylko czułość. – Wiesz, że wszyscy bardzo cię kochają. Wszyscy...

– Nie! – Elphame podniosła rękę, dając znak matce, żeby jej nie przerywała. – Oni kochają ciebie, Mamo, a mnie darzą tylko czcią. To nie to samo.

– Jesteś pierworodną Umiłowanej Epony, El. Jesteś wyjątkowo obdarowana przez Eponę, to normalne, że oddają ci cześć...

Klacz, wyczuwając wzburzenie Elphame, trąciła aksamitnymi chrapami jej nagie ramię. El pogłaskała konia po lśniącej szyi i spojrzała znów na matkę.

– Jestem inna, Mamo. Niezależnie od tego, jakbyś nie pragnęła dopasować mnie do tutejszej rzeczywistości, niczego to nie zmieni. Zawsze będę inna, dlatego muszę stąd odejść.

Serce matki ścisnęło się z bólu, ale zmusiła siebie do milczenia, pozwalając córce mówić dalej.

– Jestem traktowana jak ktoś obcy, ktoś nie stąd. Co wcale nie znaczy, że ludzie źle mnie traktują, nie – dodała szybko, przytulając się policzkiem do srebrzystego czoła klaczy. – Ale stronią ode mnie, jakby bali się, że kiedy podejdą, dotkną mnie, rozpadnę się na tysiąc kawałków. Jestem dla nich posągiem, który jakimś cudownym sposobem ożył. A posągów się nie kocha, prawda, Mamo? Tylko ustawia się w zaszczytnym miejscu i dba się o nie. Ale się nie kocha.

– Ale ja kocham ciebie – powiedziała Etain zdławionym głosem.

– Mamo! Przecież wiem! – Elphame poderwała głowę i przechwyciła spojrzenie matki. – Ty mnie kochasz i tata, i Cuchulainn, i Finegas, i Arianrhod. Musicie mnie kochać... – po twarzy Elphame przemknął uśmiech – bo jesteśmy jedną rodziną. Ale nawet nasi strażnicy, którzy ciebie czczą, uwielbiają i bez wahania oddaliby życie za każdego z nas, mnie uważają za coś absolutnie nietykalnego.

Klacz zrobiła krok do przodu, El oparła się o jej bok. Etain najchętniej objęłaby teraz córkę, ale wiedziała, że to bezcelowe. El natychmiast by zesztywniała i burknęła, że już od dawna nie jest dzieckiem. Dlatego pogłaskała ją tylko po lśniących, jedwabistych włosach, pragnąc najgoręcej, żeby Epona poprzez jej ręce zesłała El ukojenie.

– Chciałaś ze mną porozmawiać, Mamo, czy tak? – spytała cicho El. – Dlatego tu na mnie czekałaś?

– Tak – odparła szczerze matka. – Chciałam jeszcze raz spróbować wyperswadować ci ten pomysł z wyjazdem. El, kochanie, dlaczego nie zostaniesz tutaj, żeby kiedyś zająć moje miejsce?

Córka natychmiast odsunęła się od konia, wyprostowała i zaczęła energicznie potrząsać głową. Ale Etain z uporem mówiła dalej:

– Rządzę od dawna, to był czas obfitujący w wielkie wydarzenia. Jestem gotowa się wycofać.

– Nie! – zaprotestowała stanowczym głosem Elphame, która na samą myśl o tym, że miałaby zająć miejsce matki, wpadała w panikę. – Wcale nie jesteś gotowa, Mamo! Spójrz na siebie! Wyglądasz na osobę o wiele młodszą, o dziesięć, dwadzieścia lat! Kochasz wszystkie obrzędy związane z Eponą, a ludzie chcą, żebyś to ty je odprawiała. Nie wolno ci też zapominać o tym, co najważniejsze. Świat duchów jest przede mną zamknięty. Nigdy nie słyszałam głosu Epony, nigdy nie poczułam jej dotknięcia, nigdy nie poczułam żadnej magii!

– Ale Epona często rozmawia ze mną o tobie – powiedziała cicho Etain, głaszcząc córkę po policzku. – Jeszcze zanim się urodziłaś, już troszczyła się o ciebie.

– Wiem, że Bogini mnie kocha, ale ja nie jestem jej Pierwszą Wybraną.

– Jeszcze nie – powiedziała matka.

Elphame nie odezwała się, tylko oparła o ciepłą, tak doskonale znajomą szyję klaczy.

– Elphame, ja nadal tak do końca nie rozumiem, dlaczego musisz stąd odejść.

– Mamo! – Elphame odwróciła się, żeby spojrzeć matce prosto w twarz. – Mówisz tak, jakbym wybierała się na drugi koniec świata!

Rozzłościła się. I tak bardzo przypominała wtedy swego ojca...

Po twarzy Etain przemknął uśmiech, ale uśmiech bardzo gorzki. Była bardzo oddana swoim dzieciom od chwili, gdy pojawiły się na świecie. Wszystkie już dorosły, charaktery miały ukształtowane – a matce tak trudno było wypuścić je spod swoich skrzydeł. Wolałaby mieć je zawsze przy sobie. Ich obecność dawała tyle radości, dostarczała tylu powodów do dumy...

– Mamo! Posłuchaj... – El mówiła teraz powoli, bardzo wyraźnie, pragnąc, by do matki dotarło każde słowo. – Nie wiem, Mamo, dlaczego tak bardzo przeżywasz mój wyjazd. Przecież nie po raz pierwszy będę poza domem. Kiedy uczyłam się w Świątyni Muzy, wcale nie rozpaczałaś.

– Ale to było coś całkiem innego. Nie wyobrażałam sobie, żebyś nie pobierała nauk w Świątyni Muzy, gdzie wykształciły się wszystkie najwybitniejsze kobiety z Partholonu. Teraz uczy się tam nasza Arianrhod... – Etain uśmiechnęła się z wielką satysfakcją. – Obie moje córki są wyjątkowe i to też między innymi powód, dlaczego chcę je mieć blisko siebie.

– Gdybym wyszła za mąż, i tak musiałabym zamieszkać w domu męża.

W głosie El nie słychać już było rozdrażnienia, tylko znużenie.

– Mówisz to takim tonem, jakbyś nigdy nie miała wyjść za mąż, El. A przecież jesteś jeszcze bardzo młoda. Masz przed sobą wiele, wiele lat życia.

– Mamo! Proszę, nie kłóćmy się wciąż o to samo. Dobrze wiesz, że nikt się ze mną nie ożeni. Bo nie ma nikogo takiego jak ja i nikt nie ma ochoty być z boginią aż tak blisko!

– Twój ojciec mnie poślubił.

Uśmiech El był bardzo smutny.

– Ale ty jesteś człowiekiem, Mamo. Od stóp do głów. A poza tym Wielki Szaman centaurów zawsze jest towarzyszem życia Umiłowanej Epony. Tata został stworzony po to, by ciebie kochać, dla niego to normalne. A jeśli chodzi o mnie... Jest oczywiste, że zostałam naznaczona przez Boginię, nie jestem jednak jej Wybraną. Epona wcale nie skłania żadnego szamana centaura, by został moim towarzyszem życia. Sądzę zresztą, że żaden mężczyzna, żaden centaur nie został stworzony, by mnie pokochać, tak jak Tata kocha ciebie.

– Och, mój Jelonku! – Głos Etain załamał się, kiedy pod wpływem wzruszenia bezwiednie użyła tego pieszczotliwego przydomka z dzieciństwa. – Nie wierzę! Epona nie jest okrutna. Na pewno ktoś jest ci przeznaczony, tylko jeszcze cię nie odnalazł.

– Może. I może właśnie dlatego powinnam stąd wyjechać i poszukać go gdzie indziej.

– Ale dlaczego właśnie tam? Wcale mi się nie podoba, że jedziesz właśnie tam.

– Dlaczego, mamo? W końcu to tak samo dobre miejsce, jak każde inne. Stary zamek, który popadł w ruinę i najwyższy czas go odbudować. Pamiętasz, jak na dobranoc opowiadałaś mi różne stare historie? Mówiłaś, że to miejsce kiedyś było bardzo piękne.

– Tak. Dopóki nie zakradło się tam zło i miejsce to nie stało się miejscem rzezi.

– Ponad sto lat temu. Zło już odeszło, a zmarli mnie nie skrzywdzą.

– A ja wcale nie jestem tego taka pewna!

– Mamo... – El wzięła matkę za rękę. – MacCallan jest moim przodkiem. Dlaczego jego duch miałby wyrządzić mi krzywdę?

– Podczas rzezi w zamku MacCallana zginęło wielu ludzi. Nie tylko Przywódca Klanu, także wielu dzielnych, szlachetnych wojowników, którzy oddali za niego swoje życie. Dobrze wiesz, co mówią ludzie o tym zamku. To przeklęte miejsce. Od prawie stu lat nikt nie ośmielił się wejść na tamtejszą ziemię, a co dopiero zamieszkać w zamku!

– Ale ty, Mamo, odkąd sięgnę pamięcią, zawsze czuwałaś nad świątynią MacCallana i jej wiecznym ogniem! Pamięć o MacCallanie jest przez nas pielęgnowana, mimo że jego klan już nie istnieje. Dlaczego więc jesteś tak zaskoczona, że chcę odbudować jego zamek? Przecież, pomijając wszystko, w moich żyłach płynie też jego krew!

Etain nie odpowiedziała od razu. Przez krótką chwilę rozważała możliwość okłamania córki. Mogła przecież powiedzieć, że sama Bogini przekazała jej, że zamek jest przeklęty. Mogła, ale kłamstwo nie wchodziło w grę. Matka i córka bardzo się kochały i bezgranicznie ufały sobie nawzajem. A tego Etain nie zamierzała ani psuć, ani wykorzystywać w jakiś sposób. Poza tym nigdy by nie potrafiła skłamać na temat tego, co przekazuje jej Epona.

– Nie wierzę, El, że duch MacCallana mógłby cię skrzywdzić, ale jest całkiem prawdopodobne, że w starym zamku mieszkają inne, niespokojne duchy. Co do klątwy, to przyznaję, że to tylko bajka, jaką opowiada się, żeby nastraszyć niegrzeczne dzieci. Ale ja i tak nie mam żadnej gwarancji, że będziesz tam bezpieczna. Poza tym, El, ja kompletnie nie rozumiem, dlaczego chcesz jechać tam już teraz, razem z robotnikami, którzy będą odbudowywać te ruiny. Nie możesz poczekać, aż zamek zostanie odbudowany, a przynajmniej do chwili, kiedy roboty będą już na ukończeniu?

Elphame westchnęła sobie w duchu. Cała Mama! Wybrana Epony przywykła do życia w luksusie, otoczona liczną służbą. Nie była w stanie zrozumieć, dlaczego jej córka nie boi się pobrudzić sobie rąk i żyć przez jakiś czas w prymitywnych warunkach.

– Chcę być tam od samego początku, Mamo, chcę, by na moich oczach i przy moim udziale przywrócono zamkowi MacCallana dawny blask. Chcę faktycznie odbudować go sama i zostać panią tego zamku i tej ziemi. Bo chcę mieć coś swojego, rozumiesz? Jeśli nie mogę mieć męża ani swoich własnych dzieci, to niech mam chociaż swoje królestwo. Mamo, proszę, zrozum to i daj mi swoje błogosławieństwo!

W oczach El było teraz błaganie.

– Ja po prostu chcę, żebyś była szczęśliwa, mój kochany Jelonku.

– A to właśnie uczyni mnie szczęśliwą. Naprawdę wiem, co robię, Mamo. Proszę, zaufaj mi.

W głowie Etain zamigotało, głos Bogini zadźwięczał w uszach.

– Musisz jej na to pozwolić, Umiłowana. Zaufaj jej, niech sama idzie ku swemu przeznaczeniu. Zaufaj też mi, Umiłowana. Będę nad nią czuwać.

Etain zamknęła oczy. Głos Bogini był taki łagodny, ale serce i tak bolało, jakby ktoś wbił w nie ostrze noża. Przez długą jeszcze chwilę zrozpaczona matka biła się ze swoimi myślami, z poczuciem straty. Potem nabrała głęboko powietrza, otworzyła oczy i otarła ręką policzki, nagle mokre.

– Ufam ci, El. Masz moje błogosławieństwo. Zawsze je będziesz mieć.

Twarz Elphame natychmiast przeszła metamorfozę. Znikł smutek, niestety goszczący tam zbyt często. Rozpromieniona Elphame wyglądała bardzo młodo, tak młodo, że matkę znów zakłuło w sercu.

– Dziękuję, Mamo. Jestem przekonana, że takie jest moje przeznaczenie. A ty po prostu poczekaj cierpliwie. Pewnego dnia zobaczysz na własne oczy, jak zamek MacCallana zznów zatętni życiem!

Rozradowana Elphame uścisnęła z całej siły srebrzystą szyję klaczy.

– Wracajmy! Muszę skończyć się pakować. Wyjeżdżam przecież jutro, skoro świt.

Elphame, z łatwością dorównując kroku klaczy, cały czas mówiła z wielkim ożywieniem. Matka tylko potakiwała głową, nie była jednak w stanie skupić się na tym, co mówiła córka. Bo już czuła ciężar rozłąki, już w jej duszy nagle powstawała czarna dziura. Złowroga i choć ten wiosenny wieczór był bardzo ciepły, Etain czuła, jak od karku w dół przebiega po jej grzbiecie lodowaty dreszcz.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: