Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przesiedleńcy. Tom 1: Przyszłość zaczęła się w PRL-u - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 lutego 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przesiedleńcy. Tom 1: Przyszłość zaczęła się w PRL-u - ebook

Akcja pierwszego tomu powieści Przesiedleńcy toczy się w latach 1985–1989. Bohater powieści, docent Gerard Weisenfeldt – autochton, miotający się pomiędzy peerelowska obłudą, szarością i beznadzieją a mirażem Zachodu, nie ulega naciskom żony i namowom niemieckich przyjaciół i trwa w Opolu, oczekując lepszych czasów. Ale one nie nadchodzą. Stypendium Humboldta, naukowe i prywatne wyjazdy zagraniczne zaostrzają widzenie. W kraju ma przyjaciół i szanse na naukowy awans, ale system coraz bardziej uwiera, a dla rodziny nie widać perspektyw. Weisenfeldt nie wierzy, że komunizm kiedyś padnie, że nie będzie istniał wiecznie. Czy w końcu jednak zdecyduje się opuścić kraj, wyjeżdżając do Niemiec “na pochodzenie”?

Czytelnikowi zaprezentowano powieść obyczajową mocno osadzoną w rzeczywistości tamtego czasu, opisując realne życie, z jego blaskami i cieniami. W książce nie zabrakło wątków kryminalnych i erotyki. W pierwszym tomie akcja rozgrywa się głównie w opolskim środowisku akademickim i w niemieckim Darmstadt.
Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7564-518-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Któregoś dnia pod koniec października późnym popołudniem zadzwonił telefon. Odebrała Julia, po czym przywołała męża z gabinetu, mówiąc:

– To dzwoni Tadeusz, brzmi jakoś bardzo oficjalnie.

– Tak, słucham cię, Tadziu – powiedział Gerard do słuchawki.

– Bądź, proszę, o osiemnastej przy instytucie. Tu są panowie z SB. Chcą przeszukać pokoje i biurka niektórych pracowników twojego instytutu. Jako ich bezpośredni przełożony musisz przy tym być.

– Czy oni mają do tego prawo?

– Niestety tak – odpowiedział urzędowo Tadeusz Pilchowicz.

Było ich trzech uśmiechniętych trzydziestolatków. Czekali już na niego przy drzwiach sekretariatu. Najpierw poprosił ich do gabinetu. Kiedy usiedli, stwierdził, że twarze dwóch z nich wydają mu się znajome. Zaczął ten nieznany:

– Panie dyrektorze, wiemy, że niektórzy pańscy współpracownicy dysponują antypaństwową literaturą i prezentują, nie ukrywając tego, postawę konfrontacyjną do porządku i ładu konstytucyjnego w naszym kraju. Prosimy pokazać nam miejsca pracy tych ludzi.

Wyjął notes i przeczytał kilka nazwisk, wśród nich doktora Stefana Bykowca, doktora Zbigniewa Mruczka i inżyniera Wiesława Spalanę.

– Panie doktorze, o przepraszam, panie docencie, nie przypomina pan sobie nas? – wtrąciła jedna ze znajomych twarzy. – Byliśmy pana studentami. Miał pan z nami zajęcia na WSP.

– Tak? Nie pamiętam – odpowiedział. – Wie pan, z tyloma studentami miałem kontakt. Jasne, nie wszyscy trafiają do was.

Nie zrazili się. Nadal byli uprzejmi. Przeszli do pomieszczeń, w których stały biurka wymienionych pracowników. Dokładnie przyglądał się poczynaniom agentów. Jeden z nich na moment skierował wzrok w jego kierunku i uśmiechając się, spytał:

– Co, boi się pan, że coś podrzucimy?

W istocie tak było, ale Gerard tylko nieśmiało odwzajemnił uśmiech i uwagę przemilczał. Dopiero, gdy z biurka doktora Bykowca wyjęto dwie puste butelki po żytniej, wyrwało mu się:

– Cholerny głupek.

Agent trzymając „zdobycz” w ręku, popatrzył na niego i uśmiechając się szyderczo, pobłażliwym tonem powiedział:

– Nie tego szukamy.

Nie wiedział, czy to, co znaleźli u inżyniera Spalany, kierownika jednego z laboratoriów, było tym, czego szukali. W każdym razie opuścili instytut jakby niezupełnie usatysfakcjonowani, z plikiem papierów w aktówce.

Następnego dnia z samego rana zadzwonił telefon. To znowu Tadeusz Pilchowicz:

– Słuchaj, Gerard, oni chcą, żebyś zgłosił się do nich, do komendy, dzisiaj o dziewiątej rano.

– Co, mam zabrać szczoteczkę do zębów? – spytał półserio.

– Nie wygłupiaj się – odparł Tadeusz. – Przecież to nie o ciebie osobiście chodzi, tylko raczej o czystą prewencję. Chcą poprzez przełożonych dotrzeć do pracowników, by ich zniechęcić do jakiejś aktywności politycznej. Jest to taka forma walki z podziemną Solidarnością. Dowiedziałem się, że głównie chodziło o tego Bykowca. On podobno dojeżdża do nas z Wrocławia. Zrobili taką akcję synchronicznie z tymi z Wrocławia. Jego zabrali u nas – z dworca. Równolegle we Wrocławiu zamknęli jego żonę. W tym samym czasie przeprowadzili w obydwu miejscach rewizje. U nas podobno nic wielkiego nie znaleźli. Zasugerowali mi, że jeśli za swoich pracowników poręczysz, to jeszcze dzisiaj ich zwolnią.

– Słuchaj, Tadziu, przecież ja tych ludzi zupełnie jeszcze nie znam. Nie wiem, czy byliby na tyle nierozsądni, żeby w głupi sposób dać się złapać. Poręczę, i co, potem mnie będą za nich rozliczać?

– Nie, to chyba chodzi o coś innego. Oni chyba potrzebują jakiegoś powodu, żeby wypuścić doktora Bykowca i tych innych. Przecież niczego im formalnie zarzucić nie mogą. Chyba polecieli za ostro.

Punktualnie o dziewiątej był w komendzie i zameldował się przy okienku, u dyżurnego. Kazano mu poczekać. Za jakieś dziesięć minut pojawił się jeden ze „znajomych” funkcjonariuszy i zaprowadził go, przez plątaninę korytarzy, do gabinetu jakiegoś „naczelnika”. W biurze było ich dwóch. Ten „nieznajomy” z wczorajszej akcji i wysoki szczupły mężczyzna o końskiej gębie, którego ten drugi tytułował majorem. Zaproponowano mu kawę, po czym major zagaił:

– Panie dyrektorze, jak pan wie, wśród pańskich współpracowników są ludzie czynnie występujący przeciwko naszemu ludowemu państwu…

– Nic o tym nie wiem – przerwał mu Gerard.

– …my o tym wiemy – ciągnął dalej major. – Ponieważ jednak u was nie znaleźliśmy niczego obciążającego, nie chcemy dezorganizować wam pracy, zatrzymując podejrzane osoby. Zwolnimy je, jeśli pracodawca, czyli pan, poręczy za nich.

– Panie majorze – odrzekł – jeżeli nic nie macie przeciw nim, to chyba ci ludzie są niewinni i nie potrzebują żadnego poręczenia.

– Nie powiedziałem, że są niewinni. Stwierdziłem tylko, że w ich miejscu pracy niczego wielkiego nie znaleźliśmy, nie licząc tych bzdur znalezionych u tego inżyniera. Wcale nie jesteśmy zainteresowani przetrzymywaniem u nas pańskich współpracowników. Potrzebujemy tylko pańskiego zapewnienia, że w kierowanej przez pana jednostce nie pozwoli się im uprawiać destrukcyjnej działalności.

Podejrzewał, że także ci w esbecji są teraz w dość niezręcznej sytuacji, z uwagi na ujawnioną właśnie sprawę księdza Popiełuszki. A ta cała ich akcja to jedna wielka lipa. Prywatnie wiedział, że zarówno doktor Bykowiec, jak też doktor Mruczek byli silnie powiązani z opozycją i z podziemną Solidarnością. Co do innych nie orientował się, a przypadek inżyniera Spalany go całkowicie zaskoczył. Oni koniecznie chcą tych ludzi zwolnić, chcieli tylko zadbać o pozory.

– Dobrze – powiedział. – To jak ma wyglądać to moje poręczenie?

– Mamy przygotowane stosowne oświadczenie.

Major skinął na tego drugiego. Tamten wyciągnął z szarej teczki arkusz papieru i wręczył go Gerardowi.

Przeleciał dostarczony mu dokument. Istotne było tylko jedno zdanie: „Dyrekcja Instytutu… poręcza za niżej wymienionych i zapewnia, że będzie przeciwdziałać wszelkiej niezgodnej z prawem działalności tychże na terenie jednostki”. Nie było mowy o osobistej odpowiedzialności. A to, że dyrekcja będzie przeciwdziałać działalności niezgodnej z prawem, nie było niczym niezwykłym. Każda dyrekcja, w każdym systemie politycznym ma taki obowiązek. Wyjął długopis i podpisał dwa identyczne egzemplarze tego oświadczenia. Major i jego człowiek z ulgą popatrzyli na siebie. Major podziękował za właściwe podejście i na koniec powiedział:

– Chciałbym jeszcze pokazać panu te materiały pochodzące od Spalany. – Z dużej koperty leżącej na biurku wyjął zwykły szkolny zeszyt i kilka luźnych kartek. – Niech pan sobie to obejrzy.

Gerard przekartkował zeszyt zapisany drobnym ręcznym pismem. Wyglądało to na wiersze. Na niektórych kartkach zatrzymał się. „Miłujemy cię, Lechu… jesteś naszym zbawicielem” i podobnie prawie w całym zeszycie. Widać Wiesiu Spalana jest zakochamy w Lechu Wałęsie. Nie wiadomo tylko, czy to jego własna twórczość? W każdym razie poezją wysokich lotów to nie było. Trzymane w ręku materiały chciał zabrać, by oddać je panu inżynierowi. Major powiedział jednak:

– To pozostanie u nas. Nie jest to wprawdzie wywrotowa literatura, ale dobrze oddaje przekonania tego pana.

Nazajutrz zatrzymani pojawili się znowu w pracy. Nawet nie wiedzieli, dlaczego ich tak szybko wypuszczono. Dyrektor Weisenfeldt w szczerej i życzliwej rozmowie z każdym z nich powiedział im o swojej roli i poprosił, żeby nie pozostawiali niczego zakazanego w swoich biurkach lub szafach, zwłaszcza pustych butelek po żytniej. Nie wiadomo, czy mu uwierzyli, że w gruncie rzeczy jest po tej samej stronie co oni. Tyle że się z tym nie obnosi. W każdym razie doktorzy Bykowiec i Mruczek nie byli już wobec dyrektora tak agresywni, a inżynier Spalana wręcz demonstrował swoją sympatię do szefa.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: