- W empik go
Przesilenie. Tom 2 - ebook
Przesilenie. Tom 2 - ebook
Sebastian czuje, że jego życie staje się puste i jałowe. Próbuje więc na nowo zrozumieć siebie i świat, aby odnaleźć nową drogę. W tym celu coraz więcej czasu spędza na łonie natury. Nieoczekiwanie pomocną dłoń wyciąga do niego mężczyzna, którego jeszcze niedawno traktował prawie jak wroga. Sebastian spragniony wytchnienia nie potrafi jednak uwolnić się od chęci rozwikłania zagadki tajemniczego indiańskiego artefaktu.
Wiedziony pragnieniem uzyskania odpowiedzi na dręczące go pytania, zawiera coraz bardziej niebezpieczne znajomości. Wygląda na to, że stabilizacja czy powrót do rutyny nie są pisane ani jemu, ani jego najbliższym. A kiedy na drodze Sebastiana niespodziewanie pojawia się tajemnicza kobieta, jego świat po raz kolejny wywraca się do góry nogami…
Sebastian był świadomy zachodzących w nim zmian. Od kilku tygodni coraz więcej czasu spędzał w parkach, lasach oraz w pobliżu rzek i jezior. Przebywanie w tych miejscach ładowało go energią i pozwalało oczyścić umysł, uspokajało. Tego dnia, tuż przed samym wyjściem, z jakiegoś niewyjaśnionego powodu poczuł, że powinien zostać w domu. Ta myśl spowodowała, że nawet napisał żonie, że wybiera się na dłuższy spacer po Krakowie – choć zwykle tego nie robił. (…)
Dotarł do parku. Postanowił usiąść na ławce w cieniu pod kasztanowcem, przez którego liście nieśmiało przebijały się promienie słoneczne. Czuł się zmęczony i rozbity. Wkrótce na ławce znajdującej się naprzeciwko niego przysiadł dobrze ubrany, starszy mężczyzna z teczką i telefonem. Oczy osłaniały mu czarne okulary.
Dawid Adrian Ś.
Urodzony w styczniu 1986 roku. Mieszkał i pracował między innymi na Alasce, w okolicach Londynu oraz Frankfurtu nad Menem. Pisze od najmłodszych lat – głównie opowiadania. Bloger w stanie spoczynku – kilkakrotnie promowany przez redakcję onet.pl. Muzyk, kompozytor i autor tekstów. Jego marzeniem jest budowa domu na wsi.
Przemiana duchowa, jakiej doznał po powrocie z emigracji, zainspirowała go do napisania pierwszej powieści, ostatecznie ukończonej w 2021 roku.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-527-9 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sierpniowe popołudnie w Krakowie nie należało do najcieplejszych. Niespodziewana zmiana pogody zaskoczyła mieszkańców. Po niebieskim niebie szybko przesuwały się niewielkie chmury. Było znacznie zimniej niż dzień wcześniej. Sebastian i Kasia przygotowywali się na wieczorne picie herbaty w swoim mieszkaniu.
– Fajna muzyka. Co to? – Sebastian siedział przy stole kuchennym i bawił się telefonem.
– Jakiś lofi hip-hop z YouTube’a. Dobra, Seba, bierz herbaty i na balkon.
– I te ptaszki w tle.
– Co? No tak. – Kasia była rozkojarzona. – Zaraz do ciebie przyjdę, skoczę na chwilę do toalety.
Sebastian wziął w dłonie kubki z herbatą i wyszedł na balkon. Usiadł w fotelu i spojrzał na zachodzące słońce. Wykorzystując nadarzającą się chwilę samotności, miał zamiar oddać się krótkiej medytacji. Moment nieobecności Kasi nie trwał jednak zbyt długo.
– No i jestem. – Wyszła z drzwi balkonowych ubrana w spodnie od dresu i bluzę z kapturem, usiadła w fotelu obok męża. – Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.
– Ale o czym? – Sebastian chwycił kubek z mapą świata.
– Rozmawialiśmy o tym, wracając z chatki Marka. O ile to jego prawdziwe imię. – Kasia sięgnęła po kubek z ilustracją lasu.
– Jesteś pewna?
– Sebastian! Jestem pewna! – odpowiedziała, wykonując pauzę między każdym kolejno wymawianym słowem. – Na nagraniach, które odsłuchiwaliśmy, słychać było oddech śpiącej osoby.
– I twoim zdaniem oddech ten należał do Roksany.
– Tak, to był jej oddech. Chyba że ma siostrę bliźniaczkę, o której nie wiem i która… Nie, to niemożliwe! To był oddech śpiącej Roksany, Sebastianie. Nagrał to, jak ona spała, gdzieś tam w sypialni trzyma to jajo. Teraz trzeba ustalić, co z tym robimy.
– Trzeba jej powiedzieć.
– O nie, tylko nie to. Pierwszy raz widzę, jak naprawdę jest z kimś szczęśliwa. Nawet jeśli nie potrwa to zbyt długo, nie mogę jej tego zrobić. Ty z nim pogadaj.
– Z Markiem? I co mu powiem? „Wiemy, że masz nadal to jajo, bo na nagraniu słychać oddech śpiącej Roksany, nie jesteś wobec nas szczery, mów teraz wszystko jak na spowiedzi”, tak?
– Dokładnie tak.
– Niezależnie od tego, co mi odpowie, wiadomo, że coś ukrywa. Jeśli ukrywa też przed Roksaną, to sama możesz się domyślić, jak się to skończy.
– Wiem, niestety. Roksi nie podaruje mu kłamstwa. Może włączysz nam światło od środka? Zrobiło się trochę zbyt ponuro.
– OK, moment. – Mężczyzna wstał ze swojego fotela, przeszedł do salonu, włączył światło. Gdy wrócił, Kasia rozmawiała przez telefon. Usiadł ponownie i postanowił w ciszy poczekać na zakończenie rozmowy.
Po kilku minutach kobieta odłożyła telefon na stół.
– Stało się coś dziwnego – powiedziała.
– Co takiego?
– Dzwoniła Roksana. Podobno Marek gdzieś przepadł, nie odbiera telefonu, nie daje znaku życia.
– A jak długo go nie ma?
– Powiedziała mi, że od rana. Jest już po dwudziestej. Nie dzwonił do ciebie niedawno? Nie pytał o nic?
– Nie, nic takiego się nie stało.
– Mam złe przeczucia, jedźmy tam do niej. Czuję, że powinniśmy.
*
Roksana siedziała na ławce przed domem. Przysłuchiwała się dźwiękom letniego wieczoru. Wkrótce przez otwartą bramę wjazdową wjechało auto. Kasia i Sebastian wysiedli i skierowali się w stronę siedzącej na tarasie kobiety.
– Szybko dotarliście – krzyknęła w stronę zmierzających w jej stronę przyjaciół Roksana.
– I nadal się nie odzywa? – Kasia podeszła do kobiety i pocałowała ją w policzek.
Sebastian zrobił to samo.
– Nie, nie odzywa się. Telefon milczy, sygnał jest, ale on nie odbiera – wyjaśniła Roksana.
Żona Sebastiana spojrzała badawczo na przyjaciółkę.
– Coś się z nim działo przez ostatnie dni? Był jakiś inny?
– Nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Każdy z nas miał jakieś sprawy. Marek zachowywał się normalnie. Jak zwykle: dużo czytał, analizował, to co zawsze.
Telefon kobiety zaczął dzwonić.
– Tak? – powiedziała, odbierając połączenie. – Myślałam, że coś się stało. – Wstała i odeszła kilka metrów od przyjaciół.
Sebastian i Kasia obserwowali wyraz jej twarzy. Po niecałej minucie wróciła.
– Samochód się zablokował.
– Co? – zapytała z niedowierzaniem Kasia.
– Pojechał w jakieś dziwne miejsce, jakieś wsie w okolicach Rzeszowa. Zamknął samochód i poszedł na jakieś spotkanie. Jak tylko wrócił, auto odmówiło mu posłuszeństwa.
– Nie mógł go odpalić czy otworzyć? – Sebastian domyślał się, z czym wiązało się posiadanie nowoczesnego samochodu naszpikowanego elektroniką.
– Nie mógł go otworzyć autopilotem. Potem próbował kluczykiem, ale to też nic nie dało. Na dodatek swój prywatny telefon, na którym zapisał mój numer, zostawił w zamkniętym aucie. Potem samochód wciągnęli na lawetę i zawieźli do serwisu. Tam mu go otwarli, będzie za piętnaście minut. Poczekacie?
– Już późno. Chcieliśmy tylko sprawdzić, czy wszystko u ciebie dobrze. Pojedziemy, a wy sobie wszystko wyjaśnicie. – Głos Kasi był pełen troski.
– Dziękuję.
– Mam tylko jedną prośbę. – Mówiąc to, żona Sebastiana spoglądała w stronę swojej przyjaciółki bardzo przenikliwym wzrokiem.
– Tak?
– Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. I wiedz, że chciałabym bardzo, żeby wam się udało.
Przyjaciele wymienili jeszcze kilka zdań, pożegnali się i odjechali. Pięć minut później przyjechał Marek. W tylnej części jego samochodu brakowało szyby.II
– Ale powiedz, Vini, dlaczego tak bardzo chcesz wiedzieć, gdzie jest Zsolt? – Zrinka wstała z ławki i spojrzała na otaczające ich pola oraz niewielkie zabudowania zagubione wśród niedużych leśnych zagajników.
– Dobrze wiesz dlaczego. Myślałem, że chociaż ty będziesz tak dobra i naprowadzisz mnie choćby na jakiś trop. – Włoch opierał się wygodnie o oparcie drewnianej ławki i spokojnie wypatrywał nadchodzącego zachodu słońca.
– Uciekł z lotniska, a byłam przekonana, że tego nie zrobi. Mnie też oszukał, oszukał nas oboje.
– Gdybym mógł chociaż w niedużym stopniu skoncentrować się i wyczuć jego obecność przynajmniej w promieniu stu kilometrów. Coś dzieje się z Ziemią, te fale osłabiają wszystkie moje zmysły. Od dobrych kilku miesięcy przechodzę okropne migreny.
– Co się dzieje z Ziemią, Vini?
– Coś, czego nie rozumiem. – Włoch zaczął masować sobie skroń.
– Napij się tej białej herbaty, dobrze ci zrobi. – Zrinka ponownie zajęła miejsce na ławce naprzeciwko swojego rozmówcy. Lekko zatroskanym głosem zapytała: – Na długo zostajesz?
– Teraz mogę zostać, ile zechcę, dopóki nie odnajdę artefaktu. – Ton głosu mężczyzny był spokojny.
Zachodnie niebo spowiło się czerwienią. Zrinka sięgnęła po imbryk z herbatą i napełniła dwie filiżanki.
– Już nie jest nawet gorąca. Napijmy się i przeanalizujmy sytuację jeszcze raz – zaproponowała.
Od strony pól zaczął powiewać lekki wiaterek. Opalona twarz kobiety pod wpływem barw zachodzącego słońca nabrała jeszcze większego uroku. Wysportowana figura oraz idealna, niemal nienaturalnie świeża cera wcale nie wskazywały na to, że za kilka lat osiągnie czterdziestkę. Jej twarz była szczupła i doskonale symetryczna, czarne włosy sięgające do ramion poruszały się delikatnie pod wpływem coraz silniejszych ruchów powietrza. Na sobie miała białą sukienkę przed kolano, z dekoltem.
– Oszukał nas wszystkich – stwierdziła Zrinka. – Od początku był zagadką. Tak właściwie nigdy nie mogłam odbyć z nim konkretnej, takiej szczerej rozmowy. Zawsze bujał w obłokach. Bywało, że potrafił się skupić, ale nigdy nie trwało to dłużej niż pięć minut. Teraz sama już nie wiem. Czy można aż tak długo udawać?
– Można. Tylko że teraz będzie mu już bardzo trudno. Schronił się gdzieś tutaj, w tym kraju. Wiem to! A tak w ogóle to gdzie my dokładnie jesteśmy, Zrinka?
– Roztocze, niedaleko Lublina.
– I co cię tu urzekło? W Chorwacji jest tyle pięknych miejsc. We Włoszech też.
– To właśnie mnie urzekło, że tam jest za pięknie, za spektakularnie, za bardzo. Tutaj, na tej prowincji, świat oddycha jakby bez wspomagania. Tak naturalnie jakoś. Już kilka lat temu kupiłam tu mały domek. Agentka powiedziała, że za parę lat sprzedam go z dużym zyskiem. Przyjechałam raz i stwierdziłam, że zostanę na dłużej.
Włoch wyjął smartfona i zaczął sprawdzać otrzymane wiadomości.
– I co? Będziesz go teraz szukał w Internecie?
– Zleciłem sprawdzenie wszystkich nowych wynajmów mieszkań oraz domów. Wątpię, aby mógł tak szybko podrobić dokumenty i coś kupić.
– W jaki sposób masz zamiar to sprawdzić? – Podniosła filiżankę z herbatą. – Przecież w tym kraju przebywa niespełna czterdzieści milionów ludzi. Chcesz sprawdzać każdy nowy wynajem na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy? To niewykonalne, Vini – podsumowała, a Vincenzo obserwował, jak zgrabnie i subtelnie przystawia filiżankę do ust, pijąc herbatę. – Oczywiście, na pewno zmienił też nazwisko na jakieś polskie. Ciekawi mnie, jak nauczył się mówić w nowym języku i czy w ogóle. To, co teraz analizujemy, nie trzyma się żadnego schematu. Równie dobrze moglibyśmy go w ogóle nie znać. – Odłożyła filiżankę na stół.
– Masz rację. Najbardziej zastanawia mnie jednak, dlaczego wybrał akurat Polskę. Przecież oboje dobrze wiemy, że nie przepada za zimnem. Na dodatek przyjechał do kraju, który znajduje się stosunkowo blisko Węgier.
– Tu wcale nie jest tak zimno, nie przesadzaj. Zimy są niemal identyczne jak na Węgrzech. Nie sądzę, aby będąc w posiadaniu artefaktu, chciał się ze mną kontaktować. Myślę, że cel jego przyjazdu tutaj był bardzo konkretny. Ty też nie odwiedzasz mnie dzisiaj bez powodu.
Vincenzo uśmiechnął się delikatnie i spojrzał przed siebie. Był mężczyzną w okolicach pięćdziesiątki, około metra osiemdziesięciu wzrostu, dobrze zbudowany. Jego szpakowate włosy obcięte na krótko niemal nie reagowały na wzmagające się ruchy powietrza. Ubrany w eleganckie czarne spodnie i białą koszulę sprawiał wrażenie mężczyzny z klasą, postawnego i pewnego siebie.
– Jedno jest pewne – stwierdził. – Wszystko, co teraz planuje i czym się zajmuje, związane jest ze skarbem, jaki posiada. Trudno ocenić, jaki efekt będzie miało dla niego odkrycie, czym właściwie jest to jajo. Obyśmy znaleźli go pierwsi, zanim jemu uda się dotrzeć do sedna tej tajemnicy.
– Zsolt myśli, że jajo wydaje z siebie sygnały, zakodowane informacje. Pewnie próbuje je odszyfrować. – Komentarz Zrinki sprawił, że Vincenzo pokiwał głową, jednak na jego twarzy nie widniał już uśmiech.
– On nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo nie powinien się tym zajmować! On nawet nie wie, jak bardzo może to wpłynąć na całe jego istnienie.
– Całe istnienie? W sensie, że umrze?
– Nie tylko, jajo niesie ze sobą przekaz, którego świadomość przeciętnego człowieka nie jest w stanie… – Przerwał, próbując znaleźć odpowiednie słowo.
– Co nie jest w stanie, Vini? Ogarnąć? Udźwignąć? Zrozumieć?
– Jeśli dotrze do sedna, do prawdziwego źródła i częstotliwości, odnajdzie wejście i spróbuje się do niego podłączyć, to będzie tak, jak próba podłączenia małego wiatraczka do gniazdka z kilkunastokrotnie wyższym napięciem. Na początku łopatki zaczną się kręcić, jednak potrwa to może kilka sekund.
– Umrze?
– Więcej niż umrze. Spali się jak silniczek małego pokojowego wiatraczka. Jego istnienie się zdematerializuje nie tylko w tym wymiarze, ale także w wielu innych. On po prostu zniknie. Zostanie z niego tylko proch i nic więcej.
– Dusza zginie?
Vincenzo spojrzał na Zrinkę i przez moment próbował ułożyć w myślach odpowiedź.
– Chciałbym ci to wyjaśnić trochę lepiej, ale może zostańmy przy wersji, którą proponujesz.
– Dlaczego nam tego wcześniej nie powiedziałeś? Przecież mogłeś go ostrzec, zanim uciekł.
– Wtedy uciekłby już z hotelu i byłoby jeszcze trudniej.
– Skąd ta pewność?
– Zsolt być może dobrze udawał roztargnionego artystę. Przyznam też, imponował mi jego sposób prowadzenia domu, idealnie dobierał sobie znajomych. Nawet jeśli i to było grą, to jednego nie potrafił udawać: zawsze, gdy rozmawialiśmy o antykach czy starożytnych znaleziskach, jego źrenice się poszerzały, emanował wtedy bardzo wysokimi wibracjami, w jego mowie pojawiała się nieskrywana ekscytacja. On żył po to, by rozwiązywać tajemnice. Muzyka stanowiła być może chwilowe zaspokojenie jego potrzeb, wypełniacz czasu. Jego prawdziwa pasja to rozwiązywanie zagadek i tajemnic, których nieustannie poszukiwał. No i wreszcie ta wyprawa, która stała się spełnieniem jego marzeń. – Vincenzo sięgnął po filiżankę z herbatą. Napił się i kontynuował: – Gdyby tylko usłyszał choć połowę tego, co ty teraz ode mnie, już więcej byśmy go nie spotkali. Nie odnaleźliby go już nawet najlepsi tajni agenci i jednostki wojskowe. Teraz przynajmniej wydaje mu się, że poszukuje tajnego przekazu. Liczy na przygodę i rozrywkę.
– A co, jeśli rozwiąże tę zagadkę, dotrze do źródła, podłączy się i jakimś cudem przetrwa?
– Nawet jeśli jakimś cudem przetrwa, to w momencie kiedy jego świadomość się poszerzy do spektrum, które być może jest znacznie większe niż moje, Zsolt przestanie rozróżniać, czym jest dobro i zło. W zasadzie stanie się kimś kompletnie odseparowanym od zasad społecznych. Miejmy nadzieję, że będzie przy nim wtedy odpowiednia osoba lub Anioł, który go pokieruje.
– Tylko tyle?
– Aż tyle. W momencie scalenia jego półkul mózgowych Zsolt zyska pełny dostęp do podświadomości i do informacji właściwie z całego Wszechświata. Jeśli do tego dojdzie, liczę, że zadziałają chociaż jakieś bezpieczniki, które sobie zakodował. Przez jakiś czas, być może, powstrzyma napływ tej wiedzy. Nie wiem jednak, na jak długo. Znając jego ciekawość, prędko wróci do poszukiwań, a wtedy strumień informacji, który do niego napłynie, zaleje całe jego istnienie i obróci je w drobny pył. Popiół, zostanie z niego sam popiół.
– I to jedyny powód, dla którego szukasz Zsolta? Aby go ochronić? – Zrinka zmieniła pozycję na ławce, zakładając nogę na nogę.
– Nie jedyny. – Vincenzo wstał i spojrzał w horyzont.
Słońce niemal całkowicie zaszło, robiło się coraz chłodniej.
– To, że akurat on zniknie, nie będzie moim największym zmartwieniem – wyznał.
Zrinka ze skupieniem przyglądała się każdemu gestowi swojego rozmówcy.
– Tacy jak ja i wielu moich współbraci – kontynuował Włoch – jesteśmy po stronie światła. Nie dobra, nie zła, ale światła. Tu nie ma etyki czy moralności, tak po prostu jest. Każdy z nas strzeże światła, każdy z nas posiada inny zestaw umiejętności. Ale istnieje też druga strona. Tamci stoją po stronie ciemności. Wiedz, że ci bardzo potężni pragną stać się jeszcze silniejsi, tylko po to, by dalej i jeszcze lepiej móc walczyć i chronić ciemność. – Vincenzo zrobił trzy kroki w kierunku balustrady, chwycił dłońmi drewnianą poręcz i mocno ją ścisnął.
Zrinka usłyszała odgłos miażdżonego drewna.
– Pragną, aby nikt z walczących o światło nie zyskał przewagi.
Kobieta w milczeniu, ale z największą uwagą spoglądała w stronę stojącego mężczyzny.
– A jajo to taki artefakt mocy, który daje przewagę? – zapytała.
Vincenzo odwrócił się i głosem pełnym powagi odpowiedział:
– Jeśli jajo trafi w ręce Anioła na tyle silnego, aby powstrzymać strumień mocy i nad nim zapanować, świat może albo zamienić się w wieczną krainę światła, albo obrócić się w wieczną dolinę ciemności.
– I ty do takich należysz?
– Wolałbym tego nie sprawdzać.
– A co zrobisz, gdy odnajdziesz Zsolta i jajo?
– Co do Zsolta, to jeszcze nie zdecydowałem.
– A co do jaja?
Vincezno podszedł do ławki i założył na siebie marynarkę wiszącą do tej pory na oparciu.
– Sprawdzę, czy będę w stanie je zniszczyć. Potem, gdy wrócą mi moce, odnajdę wszystkich, którzy dowiedzieli się o sprawie artefaktu, a następnie wymażę im pamięć o tym przedmiocie.
– A nie lepiej oddać to jajo jakiemuś potężnemu Aniołowi, który wykorzysta je w celu ochrony światła?
– Teoretycznie tak. Wiedz jednak, że światło dla najbardziej oświeconych może oznaczać równie dobrze częściowe lub nawet całkowite unicestwienie ludzkości. Ani ja, ani ty tego nie chcemy.
Zrinka zaczęła pocierać dłońmi gołe ramiona. Robiło się coraz chłodniej.
– Mówiłem ci, że tutaj jest zimniej niż na południu.
– Jestem kobietą, mnie zawsze będzie zimniej. – Dopiła resztkę herbaty i po chwili zapytała: – Gdzie dziś nocujesz? Mam wolny pokój, jeśli nic nie rezerwowałeś.
– Dziękuję za troskę. Wynająłem sobie hotel. Z samego rana wyjeżdżam na południe.III
Sebastian wysiadł z samochodu, podszedł do furtki i wcisnął przycisk domofonu. Nikt nie odpowiadał. Postanowił poczekać. Mimowolnie skierował swój wzrok na podwórko właściciela. Było zadbane. Po upływie minuty ponownie wcisnął przycisk.
– Sebastian? To ty? – Głos z interkomu brzmiał niepewnie.
– Tak, to ja. Spodziewałeś się kogoś innego?
– No, tak, tak.
Rozległ się dźwięk otwieranego zamka. Mężczyzna wszedł na teren posesji i zamknął za sobą furtkę. Po kilku sekundach pod zadaszeniem niedużego ganku ukazał się długowłosy blondyn.
– Przejdźmy do mojego biura – zasygnalizował pospiesznie.
Już bez dalszej wymiany zdań mężczyźni udali się do pokoju znajdującego się na parterze. Gospodarz szybko wskazał gościowi fotel naprzeciwko swojego biurka i ponownie skierował się w stronę wyjścia.
– Muszę jeszcze coś dokończyć – wyjaśnił. – Zaraz wrócę.
– Woda z cytryną wystarczy – odpowiedział żartobliwie wychodzącemu Sebastian.
Wyraźny brak gościnności i pośpiech – tego się po nim nie spodziewał. Zgodnie z sugestią rozsiadł się w fotelu i postanowił poczekać. W domu panowała niemal absolutna cisza. Przy odpowiednim skupieniu można było usłyszeć tykanie zegara w pokoju obok. Sebastian zamknął oczy. Mijały kolejne sekundy i wraz z ich upływem stawał się coraz bardziej senny. Ciszę przerwały dopiero bardzo delikatne odgłosy kroków dochodzące z korytarza. Tempo marszu było nieregularne. Podniósł się ze swojego miejsca – kroki ucichły. Ktoś najwidoczniej nie potrafił podjąć decyzji, czy wejść do środka. Sebastian miał już pewność, że osoba, która się skrada i chce go wystraszyć, to nikt inny jak sam gospodarz we własnej osobie.
– Patrycy, to musi być on – wyszeptał sam do siebie. Podszedł bliżej wejścia i szybko szarpnął za klamkę. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
– Dzień dobry.
Oczom zdziwionego mężczyzny ukazała się ośmioletnia dziewczynka z długimi włosami w kolorze słońca, zaplecionymi w dwa warkocze. W dłoniach trzymała pudełko puzzli.
– Dzień dobry. – Sebastian podrapał się po głowie, próbując przypomnieć sobie imiona córek Patrycego. – A ty to pewnie…? – wydukał, licząc, że dziewczynka mu pomoże i sama się przedstawi.
– Mam na imię Zuzia. A pan jest pewnie przyjacielem mojego taty.
– No, można tak powiedzieć. – Sebastian był zmieszany. – Jestem Sebastian. Miło mi cię poznać, Zuziu.
– Tata jest trochę zajęty, ale zaraz przyjdzie. – Dykcja oraz ton głosu dziewczynki były nienaturalnie dojrzałe. Zuzia z zaciekawieniem i uśmiechem przyglądała się przybyszowi. – Poukładamy razem puzzle? – Kilkulatka potrząsnęła pudełkiem.
– Dobrze, chyba możemy. – Sebastian otwarł szerzej drzwi, zapraszając dziewczynkę do środka.
Zuzia usiadła na podłodze, wysypała puzzle i zaczęła porządkować rozrzucone elementy. Mężczyzna postanowił pomóc. Siadł obok niej i w skupieniu odwracał puzzle na widoczną stronę.
– Ale nie tak, trzeba odwracać w drugą stronę.
Nieoczekiwany komentarz dziewczynki wywołał w nim ponownie spore zmieszanie. Sebastian próbował zrozumieć logikę dziecięcej zabawy. Niestety, nie potrafił pojąć, na czym ma polegać układanie puzzli niewidoczną stroną. Postanowił, że uzbroi się w cierpliowość i poczeka na powrót Patrycego.
– Po co układać widoczną stroną, jak wszystko widać? – spytała Zuzia.
Nie wiedział, co odpowiedzieć. O ile rozmowy z ojcem dziewczynki trzymały się jako tako ram rzeczywistości, o tyle układanie puzzli z Zuzią ani trochę.
– No ale przecież potrafisz, Sebastianie, każdy potrafi – stwierdziła dziewczynka i wkrótce zaczęła dopasowywać pierwsze elementy.
Mężczyzna domyślał się już, że córka odziedziczyła po ojcu kilka ponadnaturalnych w jego ocenie zdolności. Wkrótce miało się to wyjaśnić.
– Nie przejmuj się, Sebastianie, Zuzia ćwiczy układanie puzzli niewidoczną stroną od dawna – wyjaśnił Patrycy, który właśnie wszedł do pokoju.
Dziewczynka zaczęła chichotać, a zdziwiony Sebastian spojrzał na Patrycego.
– Czyli oboje robicie mnie teraz w konia? – Kręcił głową w geście niedowierzania, choć na jego twarzy rysował się już pełen rozbawienia uśmiech.
– Zuziu, zostaw nas samych, proszę, potem sobie dokończysz.
– Dobrze, tato. – Dziewczynka wyszła, zamykając za sobą drzwi.
– A nie śmieszy cię mój szlafrok? Czułem, że chciałeś go skomentować. – Patrycy był już mniej spięty niż wcześniej i sprawiał też wrażenie bardziej sympatycznego.
– Miałem skomentować, ale nie dałeś mi dojść do słowa. Faktycznie, trochę dziwny. – Sebastian zaczął się przyglądać niecodziennemu ubiorowi swojego rozmówcy.
– No, wyraź w pełni swoją opinię, wiem, że chcesz.
– Nigdy nie spotkałem się z tym, żeby ktoś witał gości w szlafroku. A ten, na dodatek, wygląda na bardzo elegancki. Z tymi różnymi wzorkami. Prawie jak szaty kapłańskie.
– To prezent od żony. Gdybym cię nie znał, ubrałbym się w coś bardziej standardowego. – Patrycy usiadł za biurkiem. – Przyjaciele nie mają wobec siebie żadnych tajemnic.
– No tak – bąknął Sebastian, nie wiedząc, jak zareagować. Usiadł ponownie w fotelu.
– Dziś nie poznasz mojej żony i drugiej córki, musiały na chwilę wyjechać. Na pewno innym razem się uda – zapewnił Patrycy.
– A czy Zuzia posiada jakieś inne superzdolności poza układaniem puzzli niewidoczną stroną?
– Zuzia układa te same puzzle od kilku lat. Ona zna te elementy na pamięć i nieważne, czy układa je widoczną, czy niewidoczną stroną. Nauczyła się je układać tak dobrze, że prawdopodobnie zrobiłaby to nawet z zamkniętymi oczami.
– To nie możecie jej kupić nowych? – zapytał żartobliwie Sebastian.
– Uwielbiasz to robić. – Patrycy przerwał na chwilę. – Choć w sumie polubiłem cię za to, za te twoje ironiczne żarciki. – Sięgnął po szklankę z wodą. – Chcesz wiedzieć, dlaczego ona nie układa żadnych innych obrazków?
Sebastian przytaknął.
– Moja córka to perfekcjonistka. Wszystko chce robić najlepiej, jak potrafi. We wszystkim chciałaby osiągać rekordy. I nieważne, czy jest to zwykłe układanie puzzli, czy gra na fortepianie. Ale to dobra cecha. Dzięki niej osiągnie to, co będzie chciała. – Położył dłonie na biurku i spojrzał przenikliwie na Sebastiana. – Wiele się zmieniło od naszego ostatniego spotkania.
– Też mi się tak wydaje.
– Stajesz się już lepszą wersją siebie.
– Czyli według ciebie żyję bardziej efektywnie?
– Dzień nie kosztuje cię już tyle samo energii co wcześniej.
– Tak, jest jakby nieco lepiej, jeśli o to chodzi. – Sebastian również położył swoje dłonie na biurku. Nabrał powietrza w płuca. – Może to przez to, że zająłem się czymś nowym?
– Co masz na myśli?
– Od jakiegoś czasu oboje z żoną zastanawiamy się nad jednym tematem.
Patrycy słuchał ze spokojem.
– Nie wiem, czy powinienem cię o to pytać.
– Do rzeczy, Sebastianie.
– Słyszałeś kiedyś o tykającym jaju? – W spojrzeniu Sebastiana pojawiło się zaciekawienie, cicha nadzieja na to, że tajemnica, która rozpalała jego wyobraźnię od tygodni, również zainteresuje Patrycego.
Stało się jednak na odwrót.
– Nie, nigdy o takim czymś nie słyszałem.
– Możesz przeczytać w moich myślach, będzie szybciej.
– Dziś już jestem na to zbyt zmęczony. Kiedyś ci to wytłumaczę, ale teraz bądź tak miły i sam mi opowiedz.
Sebastian wstał ze swojego miejsca. Podszedł do regałów z książkami; ustawione tam pozycje nie wzbudziły w nim większego zainteresowania – autorzy i tytuły były mu kompletnie nieznane.
– Dobrze. – Podszedł do drzwi tarasowych i zaczął przyglądać się krzewom oraz przydomowemu warzywniakowi. – Nasz znajomy, Marek, brał udział w wyprawie archeologicznej, której celem było przeszukanie dna jeziora w jednym z rezerwatów Indian w USA. Wspólnie odnaleźli kamień, a właściwie jajo, które wydaje z siebie bardzo ciche tykanie. Marek próbował rozszyfrować kod, jakim według niego jest tykanie, niestety bezskutecznie.
– Sebastianie, nie wiem nic o tym artefakcie i szczerze mówiąc, nie chcę wiedzieć – przyznał Patrycy.
Sebastian odwrócił się w stronę swojego rozmówcy.
– Dlaczego?
– Jest mi to zupełnie niepotrzebne. Nie rozumiem, dlaczego ty chcesz to wiedzieć.
– Nigdy nie spotkałem się z czymś takim, a poza tym chciałbym pomóc żonie. – Sebastian ponownie odwrócił głowę w stronę ogródka.
– Ty byś chciał mieć po prostu święty spokój, Sebastianie. Wiedza o mistycznym jaju nic nie zmieni. Znów starasz się znaleźć temat zastępczy i odwracasz się od swojego głównego celu.
– Jakim jest…?
– Przecież chcesz ten cholerny dom na wsi! – krzyknął mężczyzna. – Czy nie mam racji?
Zdziwiony Sebastian wytrzeszczył oczy, kompletnie nie dowierzając nienaturalnemu zachowaniu zawsze opanowanego mężczyzny. Nim zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, obaj usłyszeli przeraźliwy krzyk Zuzi dobiegający z salonu. Patrycy natychmiast wybiegł z biura, Sebastian zrobił to samo. Gdy dotarli do pomieszczenia, w którym znajdowała się dziewczynka, wszystko było zalane wodą. Akwarium, które stało pod ścianą, rozpadło się na mnóstwo drobnych części, a jedyne, co z niego pozostało, to metalowy szkielet. Przerażona ośmiolatka siedziała na krześle, wokół niej na dywanie podskakiwały małe rybki próbujące łapać tlen.
– Co się stało, córeczko?
– Nie wiem, tato, siedziałam przy stole i rysowałam, i nagle całe akwarium wybuchło. – Głos dziecka był na pograniczu płaczu.
– Sebastianie, przynieś, proszę, takie małe wiaderko, które trzymamy pod zlewem w kuchni. Tylko nalej do niego trochę wody. Musimy pozbierać te nieszczęsne rybki, zanim nam pozdychają.
– Się robi, szefie. – Sebastian wyszedł z pokoju.
Patrycy wziął córkę na ręce.
– Nie martw się o akwarium i rybki. Zaraz je pozbieramy. – Wyszedł na korytarz i postawił córkę z powrotem na ziemi. – Leć, proszę, na taras, a my trochę tutaj posprzątamy.
Sebastian wrócił z czerwonym wiaderkiem napełnionym wodą, nałożył na dłonie gumowe rękawiczki.
– Wziąłem też dla ciebie parę, rybki nie lubią ciepła ludzkich dłoni – wyjaśnił.
Patrycy założył gumowe rękawice i obaj przeszli do salonu.
– Chyba domyślam się, co się stało. – Sebastian taksował wzrokiem gospodarza, który wrzucał właśnie jedną z rybek do wiaderka.
– Chyba powinieneś. – Twarz Patrycego była pochmurna.
– Powiesz mi, o co chodzi, czy będziemy dalej bawić się w łamigłówki? Ja w przeciwieństwie do ciebie nie potrafię czytać w myślach.
Patrycy stanął na środku dywanu i próbował objąć wzrokiem salon, chcąc się upewnić, że każda z poszkodowanych rybek trafiła do wiaderka.
– To chyba wszystkie – powiedział i spojrzał na Sebastiana. – Jak widzisz, dziś nie jestem w swojej szczytowej formie. Oczywiście, nie powinienem był się unosić. Czasem tak się dzieje, że gdy nie zapanuję nad emocjami, wibracje, które we mnie powstają, oddziałują na różne szklane i nie tylko szklane przedmioty. Nasze akwarium było bardzo duże, posiadało już kilka niedużych pęknięć. Właściwie to nic dziwnego, że się wreszcie popsuło.
– Popsuło? Przecież to akwarium rozprysło się na wiele drobnych elementów.
– Wytłumaczę ci…
– Wiem – przerwał mu Sebastian – że to, czym się zajmujesz i co potrafisz, nie należy do tego świata. Potrafię się domyślić, że wiele tematów specjalnie pomijasz. No i…
– Przestań, Sebastianie, uspokój się. – Patrycy podszedł do przyjaciela i położył dłoń na jego prawym ramieniu.
– Co robisz? – Sebastian był zdenerwowany, jego dłonie się trzęsły.
– Już spokojnie, nic się nie stało. Zaraz ci to wszystko wytłumaczę.
Spojrzenie Patrycego działało na Sebastiana kojąco, a jego dotyk przynosił ulgę.
– Chcesz się przytulić?
Pytanie kompletnie wytrąciło Sebastiana z równowagi.
– Ale co ty gadasz?! Ja nic nie chcę. Wszystko dobrze. Co ty w ogóle proponujesz?
– Dobra, bracie. – Patrycy powolnym ruchem objął swojego gościa, przytulając go do siebie.
Sebastian odwzajemnił uścisk. Ogarnął go spokój.
– Dobrze. Dzięki. Już mi lepiej – powiedział lekko łamiącym się głosem.
– A teraz chodźmy w jedno miejsce, tam wszystko ci wytłumaczę.
Weszli na piętro. Patrycy otwarł nieduży pokój, w którym jedynymi meblami była kwadratowa czerwona mata i mały, niski stolik, na którym stały kadzidełka. Ściany pomalowano na biało, a po stronie zachodniej znajdowało się okno.
– Pokój do medytacji?
– Coś w tym stylu. Usiądź, proszę, na macie. To tutaj dzisiaj spędziłem większość mojego poranka, zanim przyszedłeś. I to głównie tutaj oczyszczam umysł ze spraw takich jak twoje. Inaczej nie mógłbym funkcjonować.
– Rozumiem.
– Kiedy przyszedłeś, byłem jeszcze w trakcie medytacji, dlatego musiałem wrócić i dokończyć. Pewnie wydaje ci się to dziwne, że tych kilka minut dłużej miało dla mnie tak duże znaczenie… – Patrycy spojrzał na swojego rozmówcę badawczo i gdy upewnił się, że Sebastian jest w pełni skoncentrowany, ponownie rozpoczął: – Fale mojego mózgu w sposób błyskawiczny zmieniają częstotliwości, w jakich operują. Słyszałeś pewnie ich nazwy: alfa, beta, gamma. Kilka minut skupienia w twojej ocenie to pewnie czas zbyt krótki, by móc się porządnie wyciszyć. Dla mnie tych kilka minut to jak kilkanaście godzin. – Ponownie wstrzymał swoje wyjaśnienia, sprawdzając reakcję Sebastiana. – Zapytasz pewnie, dlaczego moja dzisiejsza forma odbiega nieco od tej standardowej. Faktycznie, mniej się dziś uśmiecham, jestem bardziej spięty. Doświadczyłeś tego podczas naszej rozmowy w biurze, doświadczyło tego dzisiaj niestety nasze akwarium. Istnieją pewne fakty, które mogą to w jakimś stopniu usprawiedliwiać.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_NAKŁADEM WYDAWNICTWA NOVAE RES UKAZAŁO SIĘ RÓWNIEŻ:
SKORO JUŻ WIESZ, ŻE UMRZESZ,
ZACZNIJ ŻYĆ!
Sebastian wiedzie poukładane życie, w którym wszystko jest przewidywalne niczym piątkowe spotkania z przyjaciółmi. Żona, dziecko, mieszkanie w Krakowie i praca na etacie zapewniają mu spokój i poczucie bezpieczeństwa. Z rutyny, która z czasem staje się coraz bardziej męcząca, potrafią go wyrwać tylko opowiadania żony, dla której praca to prawdziwa pasja. Pewnego letniego dnia odwiedza go jednak dziwny mężczyzna, który przedstawia się w mrożący krew w żyłach sposób. Ta wizyta rozpoczyna serię niezwykłych wydarzeń, a Sebastian powoli zaczyna rozumieć, że w życiu chodzi o coś więcej niż dostatni byt.