Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Przez żołądek do... - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 kwietnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przez żołądek do... - ebook

Ashley Flores jest cenioną i bardzo utalentowaną szefową kuchni. Niejeden właściciel restauracji marzy, by dla niego pracowała. Lecz nie on. Nie Milton Neville, który myśli tylko o tym, jak pozbyć się Ashley. Są jak pies z kotem, odkąd on nazwał ją „nadpobudliwą kuchareczką”, a ona jego „zarozumiałym dupkiem”. Gdy już wydaje się, że Milton jest na wygranej pozycji, niespodziewanie trafia z Ashley do Las Vegas. Jedna szalona noc i role godne Oscara. Tylko kto tu jest aktorem, a kto reżyserem? To będzie gorąca bitwa na łyżki i patelnie, bo jak mówią: kto się czubi, ten się lubi. Czy i tym razem się to sprawdzi? Mieszanka pikantności, ostrości i słodyczy w nowej książce Nany Bekher to doskonałe połączenie zarówno na talerzu, jak i w miłości. Autorka zabiera nas w podróż do kulinarno-uczuciowych doznań. Sposób, w jaki ukazuje emocjonalne potyczki bohaterów, to kwintesencja smaku i kunsztu, którego może jej pozazdrościć niejeden szef kuchni. Mnie zachwyca za każdym razem i ciągle chcę więcej. Polecam! - AT. Michalak, autorka Piekielnie gorąca, wyjątkowo smakowita mieszanka niespodziewanych emocji i napięcia seksualnego między bohaterami. Wszystko to okraszone smakowitą kuchnią, przyprawione pikantnymi momentami oraz szczyptą humoru z dodatkiem wielu wzruszeń i uczuciowych rozterek. Powiedzenie „kto się lubi, ten się czubi” jeszcze nigdy nie było tak prawdziwe! Gorąco polecam! - Aneta, BookLoverAneta Nana sprawi, że poczujecie wilczy apetyt i z pewnością wciąż będzie Wam mało. Przygotujcie się na pełną pożądania historię, która ciągle zaskakuje i przy której łatwo puszczają hamulce. Emocji nie zabraknie – to macie zagwarantowane. Polecam! - Patrycja, potrafieczytac Nana Bekher zrobiła zamieszanie w mojej duszy, wprowadzając tornado, które niszczy wszystko na swej drodze i zostawia w całości tylko serce, ale to zostało skradzione przez Ashley i Miltona. „Przez żołądek do…” to fenomenalna książka, w której głównymi składnikami są chili i wanilia. Gwarantuję, że to wyśmienita mieszanka smaków, a każdy z nich jest emocjonujący i pobudzający wszystkie zmysły. - Marta, moja_chwila_noca

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-8290-023-1
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

JEDEN

DWA

TRZY

CZTERY

PIĘĆ

SZEŚĆ

SIEDEM

OSIEM

DZIEWIĘĆ

DZIESIĘĆ

JEDENAŚCIE

DWANAŚCIE

TRZYNAŚCIE

CZTERNAŚCIE

PIĘTNAŚCIE

SZESNAŚCIE

SIEDEMNAŚCIE

OSIEMNAŚCIE

DZIEWIĘTNAŚCIE

DWADZIEŚCIA

DWADZIEŚCIA JEDEN

DWADZIEŚCIA DWA

DWADZIEŚCIA TRZY

DWADZIEŚCIA CZTERY

DWADZIEŚCIA PIĘĆ

DWADZIEŚCIA SZEŚĆ

DWADZIEŚCIA SIEDEM

DWADZIEŚCIA OSIEM

DWADZIEŚCIA DZIEWIĘĆ

TRZYDZIEŚCI

TRZYDZIEŚCI JEDEN

TRZYDZIEŚCI DWA

TRZYDZIEŚCI TRZY

I ŻYLI DŁUGO I…

PLAYLISTA

PODZIĘKOWANIAJEDEN

ASHLEY

Kocham gotować. Naprawdę to kocham. Uwielbiam spełniać się w kuchni, eksperymentować, zatracać się w tym. Słyszeć słowa, że moje potrawy są wprost niebiańskie, to istna muzyka dla moich uszu. I wszystko byłoby takie kolorowe, gdyby nie jeden mały szczegół. W sumie nie taki mały, bo ma prawie sześć stóp wzrostu, jest dobrze zbudowany, przyznaję, przystojny, a do tego jest największym dupkiem na świecie. Oczywiście mowa o moim szefie Miltonie Neville’u. Człowieku, który piękny, słoneczny dzień potrafi przemienić w istną Aleję Tornad. Bez wahania potrafi ci powiedzieć, że twoje danie jest średnie, a widzisz, jaką przeżywa rozkosz, gdy je spożywa. Nie mając ci nic do zarzucenia, potrafi się przyczepić do tego, że trawa jest zielona. Irytuję go tak samo, jak on mnie. Jestem dla niego pewnym problemem, ponieważ jestem po prostu świetna, a on nie może tego przetrawić. Najchętniej pozbyłby się mnie, ale nie może tego zrobić.

W restauracji pracuję od pięciu lat. Od niecałych trzech jestem szefową kuchni, a od roku męczę się z Panem Wkurzam Się Na Własny Los. A owszem, wkurza się, i to bardzo. Rok temu, gdy pani Neville, matka Miltona, rozchorowała się, on przejął po niej interes. Od początku się nie dogadujemy, a na pewno nie pomaga nam w tym fakt, że nie jestem cicha i spokojna. Pani Neville ma tę restaurację prawie od trzydziestu lat. Milton wiedział, jak ważna jest ona dla jego matki, dlatego zgodził się ją poprowadzić. Już pierwszego dnia mieliśmy spięcie, gdy nazwał mnie „nadpobudliwą kuchareczką”. Wszyscy się go tu boją, ale nie ja, a Milton aż się gotuje, bo jego matka wprost mnie uwielbia i za żadne skarby świata nie pozwoli mnie zwolnić. Ja też nie zamierzam stąd odchodzić. Kocham tę pracę, mam świetny zespół, z którym bardzo dobrze mi się współpracuje, i grono stałych, zadowolonych klientów. Ja tu zostaję! Tak oto umilamy sobie każdy dzień swoją obecnością.

***

Budzi mnie głośny pisk mojej przyjaciółki. Litości! Przeciągam się leniwie na łóżku, otwierając powoli oczy i zerkam na zegarek.

Cholera jasna! Siódma trzydzieści.

Zrywam się jak poparzona, zbieram ubrania i biegnę do łazienki, ignorując po drodze Felicię, która już zamierzała coś powiedzieć. Błagam, Feli, nie teraz. Jeszcze nigdy nie brałam prysznica w tak ekspresowym tempie, nigdy też nie spóźniłam się do pracy. Zawsze jestem wcześniej, przed ósmą, chyba że mam przyjść na inną godziną. Milton urwie mi głowę. O nie, nie, on będzie się delektował każdą minutą mojego spóźnienia, zapisując w kalendarzu moje potknięcie, i do końca moich dni będzie mi to wypominał. Jak ja go nie cierpię.

Pospiesznie ubieram się, a makijaż ograniczam do tuszu do rzęs. Związuję włosy i wyskakuję z łazienki jak wystrzelona z procy, wpadając na Felicię.

– Ashley, wszystko w porządku? – Dziewczyna mierzy mnie wzrokiem.

– Jakie w porządku? Widzisz, która jest godzina?

– O sorry – krzywi się – mogłam cię obudzić. W nocy nie było prądu.

– Szlag! Dlatego nie naładował mi się telefon – burczę pod nosem. – A czemu ty właściwie tak piszczałaś? – pytam i wkładam buty.

– Kojarzysz Eveline’s Lin?

– Od bielizny? – Marszczę lekko brwi, a dziewczyna z uśmiechem przytakuje.

– Zaprosili mnie na casting! – I znowu ten pisk.

– Bardzo się cieszę, ale błagam, nie piszcz tak.

– Jestem taka podjarana!

– Widzę. – Uśmiecham się. – To może przyniosę ci coś pysznego z restauracji?

– Oszalałaś? – Unosi brwi. – Nie zrozum mnie źle, bo przepysznie gotujesz, ale jak coś zjem, to nie wcisnę się w swój rozmiar, a zaznaczyłam, że noszę XS – mówi całkiem poważnie.

– Ale zamierzasz coś jeść? – Śmieję się.

– A twój gorący szef przypadkiem na ciebie nie czeka? – odgryza mi się.

– Gorący? – Wybucham śmiechem. – Proszę cię, on mógłby być mężem Elsy z Krainy lodu – prycham. – Dobra, lecę, choć i tak mi się oberwie.

Szybko wskakuję do auta i równie szybko pędzę ulicami Portland w kierunku restauracji, łamiąc przy okazji wszelkie przepisy ruchu drogowego. Samej nie byłoby mnie stać na to piękne audi, ale wygrałam je w konkursie kulinarnym, a ubezpieczenie nie pożera mnie w całości. Piętnaście minut później parkuję na parkingu Magnolia Scent. To piękna restauracja, urządzona w luksusowym stylu, ale bardzo przytulna. Panuje tu domowy klimat, a to wszystko dzięki pani Lindzie, która zadbała o każdy detal, by nasi goście czuli się tu naprawdę jak w domu. Podoba mi się błękit, który jest na ścianach. Jakby mnie otulał, jakbym leżała na jakiejś puchowej chmurce. Jednak gdy przypominam sobie, że ten kolor jest tak podobny do koloru oczu Miltona, to momentalnie spadam z tej chmurki wprost do samego piekła.

Wysiadam z auta, wygładzam ubranie, poprawiam włosy, po czym z lekkim uśmiechem wchodzę do restauracji. Ledwo przekraczam próg, staję jak wryta. Naprzeciwko wejścia, przy stoliku siedzi nikt inny, jak sam Milton Neville. Ma założoną nogę na nogę, splecione palce, a na mój widok głupio się śmieje.

I co, niby mam mu się tłumaczyć ze swojego spóźnienia? Nie ma takiej opcji.

– Dzień dobry, panno Flores. – Szczerzy się od ucha do ucha.

– Dzień dobry. – Obrzucam go szybkim spojrzeniem, po czym idę w stronę zaplecza.

Cholera jasna! No musiał na mnie czekać. Przecież sprawiło mu to taką satysfakcję, jak najlepszy seks w życiu. Seks… Ciekawe, czy on w ogóle był kiedyś z jakąś kobietą. Wiecznie chodzi taki sztywny, a jedyne, co go bawi, to dogryzanie mi.

Sztywny? Wybucham śmiechem, rozmyślając o tym dupku.

– Czy to pani spóźnienie tak panią bawi?

Aż podskakuję, gdy słyszę za sobą niski głos szefa.

– Yyy… nie… nie…

Cholera! Przecież ja się nigdy przy nim nie jąkałam.

– W takim razie co? – dopytuje się.

Twoja sztywność, ale lepiej ci tego nie powiem.

– Może pan wyjść? Chcę się przebrać do pracy.

– Pani się krępuje? – kpi.

– Serio? Jest pan ostatnią osobą na świecie, przed którą chciałabym paradować w koronkowej bieliźnie – prycham, a on na słowa o koronkowej bieliźnie, przełyka ślinę, mierząc mnie wzrokiem.

– J… ja… – jąka się i drapie po karku.

Staję przed nim, ostentacyjnie splatając ręce, a ten dupek patrzy prosto na moje piersi, lekko rozchylając usta.

– Może pan? – Gestem pokazuję, by wyszedł, ale on ani drgnie. Świetnie! Zawiesił się. – Milton! – podnoszę głos, wyrywając go z tego dziwnego transu. – Chce pan popatrzeć? – pytam i rozpinam guziki koszuli.

– Co? – Krzywi się. – Po prostu dobrze wiedzieć, że jednak zamierza dziś pani pracować – mówi, po czym odwraca się i w końcu wychodzi.

No tak, ostatnie słowo musi należeć do ciebie.

Mam go gdzieś, zespół na mnie czeka, więc szybko się przebieram i idę do kuchni. Moja ekipa jest bardzo zgrana. Pracuję z kucharzami Thomasem, Arnaldem i Clarą, cukiernikiem Oscarem i pomocą kuchenną Belindą. Do tego mamy cztery kelnerki: Laylę, Melissę, Sheilę i Glorię, oraz najlepszego baristę Jacka. Był wcześniej z nami jeszcze kelner Marcus, ale bardziej interesowało go zaliczanie kelnerek niż praca. Dziewczyny zaczęły się burzyć i zrobiła się nieprzyjemna atmosfera. Po tej sprawie początkowo pracował jako dostawca, ale to nie rozwiązało problemu i Milton go zwolnił. Co prawda między Sheilą a Melissą wciąż jest napięta atmosfera, ale dziewczyny są świetnymi kelnerkami, dlatego Milton układa im przeciwne zmiany. Arnaldo dorabia sobie do emerytury, Clara zaś jest daleką kuzynką Miltona. Oscara nazywamy „Słodziakiem”, bo taki jest. Ma dwadzieścia trzy lata, błękitne oczy i trochę dłuższe kręcone, blond włosy, co sprawia, że wygląda jak aniołek. Nie wiem, dlaczego dziewczyny się nim nie interesują? To znaczy uważają go za przystojnego, ale zbyt grzecznego, a on jest po prostu dobrze wychowany i z szacunkiem odnosi się do kobiet. Dziewczynom jednak imponuje chyba typ jaskiniowca. Taki, który niemalże zaciągnie swoją kobietę do jaskini i pokaże jej, do kogo należy.

Nie mam w tej kwestii wielkiego doświadczenia, o ile w ogóle można to nazwać doświadczeniem. W swoim życiu trafiłam na dwóch dupków. Dupek numer jeden miał żonę i tak jakby zapomniał mi o tym powiedzieć. Szybko się wydało, bo jego żona zaplanowała u nas w restauracji ich przyjęcie rocznicowe. Nie zaprzeczę, seks był nieziemski, ale miałam ochotę obciąć mu te klejnoty. Dupek numer dwa spotykał się ze mną miesiąc, gdy zaczął podrywać Felicię na portalu randkowym. Zaczynam się zastanawiać, czy to ze mną jest coś nie tak, że przyciągam samych palantów?

Od tamtego czasu dałam sobie spokój z facetami. Mam ukochaną pracę, która mi całkowicie wystarcza… No może nie w jednym aspekcie.

– O, hej, Ashley! – Oscar się do mnie uśmiecha.

– Hej, co tam?

– Mamy mały problem. – Krzywi się.

– Jaki?

– Czym to pachnie? – pyta, podsuwając mi pod nos jakieś pudełeczko.

– Mmm… – zaciągam się znanym, choć trochę dziwnym zapachem – wanilia, jakaś chyba niewyraźna.

– A teraz spójrz – mówi i unosi wieko.

– A co ona taka blada?

– No właśnie.

– Milton?

Przecież to pytanie jest retoryczne. Miał wczoraj kupić najlepszą wanilię.

Od razu idę do niego wyjaśnić tę sytuację. Oscar musi upiec na środę tort waniliowy, a bez wanilii jest to niemożliwe. Co, mamy użyć jakichś zamienników?

– Milton! – Och, czuję, jakbym go wręcz atakowała.

Mężczyzna odwraca się przodem do mnie i beznamiętnie mierzy wzrokiem moją sylwetkę.

– Co to ma być? – Pokazuję mu pudełeczko.

– To jakiś test? – Ściąga brwi. – Przecież to wanilia.

– Wanilia? Chyba raczej coś à la wanilia. Najgorszy gatunek!

– A co to za różnica, jaka to wanilia? – prycha.

– Och tak?! – Unoszę brwi. – I mówi to facet, który ma na sobie garnitur od Armaniego, bokserki Calvina Kleina i spryskał się perfumami od Hugo Bossa? Dlaczego sam nie używasz tańszych podróbek?

– Panno Flores – zmniejsza dystans między nami – jak już tak bardzo interesuje panią moja bielizna, to Michael Kors, ale nie dam pani tej satysfakcji, by to sprawdzić – dodaje z zadziornym uśmiechem, a ja żałuję, że nie mam pod ręką patelni.

– Wiesz co? Przez ciebie ta restauracja spadnie poniżej tych budek z hot dogami – wyrzucam mu. – Twoja mama ciężko pracowała na jej poziom, a ty to wszystko niszczysz.

– No nie bulwersuj się już tak.

Dlaczego on mnie tak przewierca tymi błękitnymi tęczówkami?

– Będziesz miała dziś tę swoją wanilię.

– I niby mam ci podziękować? – Przewracam oczami.

– Mogłabyś, bo ciągle tylko ode mnie czegoś wymagasz – rzuca.

Ciekawe, czy ma na coś alergię, bo chętnie bym go poczęstowała takim zakazanym dla niego daniem. Choć Milton rzadko tu jada, jedynie jak jest w restauracji. Twierdzi, że zapewne w jego porcji odkryto by cyjanek albo jakąś inną truciznę.

Panie Neville, zdecydowanie wybrałabym coś, co trudno wykryć.

– Oscar – zwraca się do chłopaka – napisz mi konkretnie, jaka to wanilia, i możesz dorzucić zdjęcie.

– Serio, nie wiesz, jak wygląda laska wanilii? – Śmieję się z niego.

– Panno Flores, to chyba jakaś wyjątkowa laska, skoro nie odpowiada ci to, co kupiłem. – Przerzuca spojrzenie na mnie.

– Bo to, co kupiłeś, nawet nie leżało obok wanilii! – syczę.

Milton przez chwilę mi się przygląda i o dziwo odpuszcza dalszą dyskusję.

– Jadę do pracy – mówi. – Jestem pod telefonem, jakbyście czegoś potrzebowali.

– Potrzebujemy wanilii – podkreślam.

– Nie mam sklerozy, panno Flores – rzuca i odwraca się w kierunku wyjścia.

Palant jeden! Tak właśnie wygląda nasza współpraca. Milton ma gdzieś restaurację, bo ma swoje wydawnictwo. Sam doradzał matce, by ją sprzedała, ale pani Linda była twarda i się nie dała. Choć teraz mam wątpliwości. Pani Linda miała nadzieję jeszcze tu wrócić, ale gdy rozmawiałam z nią w zeszłym miesiącu, wspominała, że jej stan zdrowia wciąż na to nie pozwala. Wierzy w Miltona i liczy na nas wszystkich. Restauracja to jej drugie dziecko.

– Dobra, chodźcie, bo na niego i tak nie ma co liczyć – mówię zrezygnowana. – Pewnie w ostatniej chwili wyśle tu kogoś z tą wanilią, bo przecież jest taki zapracowany.

– A wiesz, o czym jeszcze pomyślałem? – pyta Oscar.

– O czym?

– Chciałem połączyć wanilię z czymś ostrym, pikantnym i nieznanym – mówi tajemniczo.

– Z chilli?

– To przereklamowane. Mam na myśli coś innego.

– Wiesz, że dla mnie bomba, ale nie przy tym torcie, bo pani Hayes nie lubi ostrych smaków.

– Szefowo, wiem. Nie o ten tort mi chodziło.

– To eksperymentuj – zachęcam chłopaka, bo wiem, że jest bardzo kreatywny i ma świetne wyczucie smaku.

– Poczekam, bo potrzebuję do tego…

– Wiem – kiwam głową – wanilii.

Mam nadzieję, że Milton w końcu zrozumie, jak ważna jest ta restauracja. Chciał pomóc matce, więc ją przejął, ale tak naprawdę traktuje ją jak piąte koło u wozu. Ja rozumiem, że nie zna się na kuchni, ale skoro podjął się zadania, to niech wykaże się zainteresowaniem.

Dzień jakoś szybko mi zleciał, a mieliśmy wyjątkowo duży ruch. Przez natłok pracy zupełnie wyleciało mi, że miał się zjawić Milton z wanilią, ale oczywiście zignorował nas. Ja go kiedyś zamorduję i jestem pewna, że każdy sędzia mnie uniewinni, bo jadają u nas i są zachwyceni.

– Ashley – Oscar patrzy na mnie zrezygnowany – ja już muszę się zbierać.

– Jasne.

– Co z tą wanilią?

– Pojadę do wydawnictwa i dowiem się, co Milton miał tak ważnego, że nam jej nie przywiózł – mówię i zdejmuję fartuch. – Na rano będziesz ją miał. Wyrobisz się?

– Wyrobię, ale żeby była na pewno.

– Spokojnie, dopilnuję tego.

Idę się przebrać i jadę do tego wydawnictwa. Jest już ósma, a skoro nie dotarł jeszcze do nas, oznacza to, że jest w firmie. Dziesięć minut później jestem już na miejscu. Ochroniarz wpuszcza mnie do środka i informuje, gdzie jest biuro szanownego pana Neville’a.

Nigdy tu nie byłam, ale dziś Milton po prostu przegiął. Dzięki Bogu za windy, bo to dziesięciopiętrowy budynek, a wydawnictwo zajmuje ostatnie dwa poziomy. Przed biurem Pana i Władcy jest stanowisko sekretarki, jednak nie ma jej. Pewnie jest już po pracy. No nic, naciskam na klamkę i popycham drzwi.

Okej, rozumiem. Czasem moje działania wyprzedzają myśli, ale takiego widoku się nie spodziewałam. Bokiem do mnie, oparta o biurko kobieta nagle odwraca głowę w moją stronę, a pieprzący ją Milton zatrzymuje się. Czuję się jak kompletna idiotka. Milton, nie wiedzieć czemu, uśmiecha się, po czym leniwie wysuwa z kobiety. Odwraca się w moją stronę, a ja na chwilę zatrzymuję wzrok na jego sporym penisie.

Och… Panie Neville, jesteś zarozumiałym dupkiem z niezłym przyrodzeniem.

Milton poprawia spodnie, klepie kobietę w pośladek, a ta opuszcza spódnicę i z wypiekami na twarzy wybiega z biura.

– A więc jednak postanowiłaś sprawdzić, czy to Kors czy Klein – drwi ze mnie.

– Co? – Potrząsam głową.

– Popatrzyłaś sobie, więc co cię do mnie sprowadza? – pyta i zapina guziki koszuli, chowając pod nią umięśniony tors.

Cholera, jakby wyciąć mu ten okropny charakter, to nawet by mnie pociągał. No dobra, może i pociąga mnie fizycznie, ale zaraz przypominam sobie, jakim jest palantem, i cały entuzjazm opada. Jemu zaś nic nie opada, na co dowodem jest spore wybrzuszenie w jego spodniach.

Skup się, Ashley. To wciąż Milton Neville. Z wielkim penisem i wyrzeźbioną klatą, ale to nadal on.

– Wanilia. – Sprowadzam się na ziemię.

Milton podchodzi do regału i podaje mi średniej wielkości pudełko, a w nim, jak podpowiada mi rozum, zapakowaną w papierowe torebki wanilię. Jeśli jest tam coś innego, to przysięgam, już nie będzie bzykał.

– Zadowolona? – pyta.

– Miałeś ją przywieźć w ciągu dnia – wypominam mu.

– Byłem zajęty.

– Och, naprawdę? – prycham. – Widziałam czym.

– To moja sekretarka.

– Nie obchodzi mnie to.

– Zaczerwieniłaś się. – Uśmiecha się triumfalnie.

– Żartujesz sobie? – Marszczę gniewnie brwi. – To ty bezwstydnie paradujesz z tym swoim wielkim fiutem – gestykuluję – nic sobie z tego nie robiąc.

– Wielkim? – Unosi lekko brwi.

O cholera! Przybrawszy wszystkie możliwe odcienie czerwieni, już nic nie mówię, tylko uciekam jak poparzona. Więcej tu nie przyjadę. Więcej to ja mu nie spojrzę w oczy!

Brawo, Ashley, ty to masz wejście.

***

Czuję przyjemne pieszczoty między moimi udami i zamykam oczy, oddając się słodkim torturom.

Och…

Mój kochanek trzyma dłonie mocno zaciśnięte na moich biodrach, a jego język sprawnie penetruje moje wnętrze. Wyginam ciało w łuk, czując rozkoszne dreszcze.

– Nie każ mi dłużej czekać – jęczę.

Nie widzę go, ale mężczyzna na chwilę przerywa, po czym słyszę szelest rozrywanej folii. Szerzej rozchyla mi uda i ostro wbija się we mnie. Z mojego gardła wydobywa się długi jęk. Facet opada na mnie i zaczyna się od razu rytmicznie poruszać. Obejmuję go za szyję, zaciągając się jego zapachem. Mmm… zmysłowy i znajomy. Drzewo sandałowe połączone z kwiatem pomarańczy i wyczuwalnym cynamonem. Och, i moja ulubiona wanilia.

Wanilia…

Otwieram oczy, czując kolejne mocne pchnięcie mojego kochanka, i momentalnie zamieram. Mężczyzna zatrzymuje się i podnosi na mnie wzrok.

– Kochanie…

Jego ochrypły głos próbuje wywołać dreszcze na mojej skórze, ale dzięki Bogu włącza mi się rozum. Krzyczę jak opętana, zrzucając go z siebie. Szamoczę się z nim, kopię, uderzam go pięściami.

– Wynocha! Wynocha, zboczeńcu!

Zrywam się szybko i nerwowo rozglądam dookoła. Ciężko oddycham, jakbym biegła w jakimś maratonie. Szare ściany ozdobione obrazami, komoda w jasnym kolorze drewna, szafa, stary, ale wygodny fotel, kilka kwiatów na parapecie. Jestem u siebie i na szczęście sama.

Pieprzony Milton!

Nie dość, że prześladuje mnie na co dzień, to jeszcze atakuje w snach. Nie powiem, bo może i w śnie było mi dobrze, ale w końcu to był tylko sen, a cała radość pryska jak bańka mydlana, gdy orientuję się, kim był mój tajemniczy kochanek.

Przed restauracją jestem za pięć ósma. Pewnym krokiem wchodzę do środka i zastygam. Dziś się nie spóźniłam, jestem nawet przed czasem, ale widok Miltona opartego o bar trochę mnie dekoncentruje.

Blondyn odwraca się w moim kierunku i mierzy mnie wzrokiem.

– Dzień dobry, panno Flores – mówi jak gdyby nigdy nic, a przecież wczoraj przyłapałam go w tak intymnej sytuacji.

– Dzień dobry – odpowiadam lekko zmieszana.

– Dobrze pani spała?

Zaskakuje mnie tym pytaniem, zupełnie jakby wiedział, co mi się śniło.

– Dobrze – rzucam krótko, a on z niewiadomego mi powodu śmieje się. – Serio? – Przewracam oczami. – Nie krępuje cię, że wczoraj przyłapałam cię, gdy… – urywam – no wiesz.

– Nie. – Kręci głową. – Dlaczego? Przecież nie mam czym się krępować, a dziś dla pani specjalnie Klein. – Doskonale wiem, że drwi ze mnie.

– Nie interesuje mnie pańska bielizna. – Przewracam oczami.

– Nie? Ani mój wielki kutas?

– Wielki? – Wybucham śmiechem. – Raczej bardzo przeciętny – prostuję, na co on się czerwieni.

– Dobrze wczoraj słyszałem.

Och, naprawdę?

– Dobrze? Przecież ty nigdy nie słuchasz, co do ciebie mówię.

– Bo jak się nakręcisz, to klepiesz jak ci z call center – rzuca trochę nerwowo. – Bez ładu i składu – podkreśla, a ja się śmieję.

Och, pan Neville wkurzony, że nie zachwycam się wielkością jego penisa. A nie będę!

– Tak, tak, jasne – prycham. – A tak właściwie to co ty tu robisz?

– Przyjechałem powiedzieć, że dziś będę niedostępny.

– Wiesz, że istnieją telefony? – Śmieję się, a on gniewnie mierzy mnie wzrokiem.

– Jadę do Springfield w interesach – mówi i idzie w stronę drzwi.

– Nie zapomnij o swojej sekretarce – przypominam mu. – Na pewno umili ci czas.

– A żebyś wiedziała, że jadę z nią – dodaje i odwraca się do mnie.

Już się nie odzywam. Chcę, by po prostu jak najszybciej stąd wyszedł. Dupek jeden! Myśli, że jest nie wiadomo kim. Jak on mnie irytuje!

– Hej, Ashley!

Aż podskakuję, słysząc głos Oscara, który właśnie wchodzi do restauracji.

– A co ty tak wcześnie? – Odwracam się w stronę chłopaka.

– A tak po prostu. – Uśmiecha się. – Będzie dziś szef?

– Bzyka się ze swoją sekretarką – prycham bez zastanowienia.

– Co?

– Co? Przepraszam – potrząsam głową – nie słuchaj mnie.

– Szef? – Oscar patrzy na mnie znacząco.

– Wiesz, zastanawiam się, czy to wszystko ma sens… – mówię.

– Co masz na myśli?

– Jeśli pani Linda do nas nie wróci, to Milton prędzej czy później pozbędzie się tej restauracji. – Widzę jak na moje słowa Oscar wzdryga się lekko przerażony. – Przecież on jej nie chce. Nie chce tu być, nie chce, bym ja tu była. – Wzruszam ramionami.

– Oj, akurat z tym się nie zgodzę. – Chłopak uśmiecha się tajemniczo, a ja marszczę brwi.

– A ty co masz na myśli?

– Naprawdę nie widzisz?

– Czego? – Przewracam oczami.

– Milton leci na ciebie jak pszczoła do ula.

Spoglądam na niego i zaczynam się naprawdę martwić.

– Oscar, miałam cię naprawdę za fajnego chłopaka – mówię całkiem poważnie – ale jeśli Milton się dowie, że pijesz w pracy, to nie będę w stanie ci pomóc – dodaję, a on się śmieje. – Nie śmiej się – macham przed nim palcem – też jestem twoją szefową.

– Ty naprawdę nic nie widzisz. – Potrząsa głową.

– Oscar, przestań. Posłuchaj, pamiętasz, że w przyszłym miesiącu jadę do Vegas na konkurs? – przypominam mu, zmieniając ten absurdalny temat.

– Pamiętam. – Chłopak uśmiecha się.

– Wiesz, że mogę zabrać jedną osobę z restauracji…

– Aha – kiwa głową.

– Więc może dasz się zaprosić?

– Żartujesz? – Unosi brwi. – Wow! No jasne, że chcę – ekscytuje się. – Wiesz, jakie tam będą osobistości?

– Wiem, dlatego proponuję to tobie.

– Dzięki, szefowo! – Chłopak z radości mocno mnie obejmuje i obraca wokół własnej osi.

Odrywamy się od siebie, gdy nagle do restauracji wchodzi jakiś mężczyzna.

– Przepraszam, ale mamy jeszcze nieczynne – mówię, wygładzając ubranie.

– Poważnie? – Zaskoczony unosi brwi.

– Otwieramy o dziesiątej. – Wskazuję na tabliczkę.

– To może chociaż na jakąś jajecznicę się załapię po długiej i męczącej podróży. Pięknie proszę – dodaje z uroczym uśmiechem i składa dłonie jak do modlitwy.

– W porządku – zgadzam się, bo wydaje się sympatycznym człowiekiem, no i przede wszystkim chce zjeść. – Zaraz coś panu przygotuję. Zapraszamy. – Uśmiecham się lekko, po czym idę do kuchni.

Jajecznica? Nie jesteśmy restauracją, która podaje jakąś tam jajecznicę.

Postanawiam nakarmić naszego gościa jajkami po benedyktyńsku, podawanymi na pieczonych tostach z szynką i sosem z żółtek. Na szczęście Jack w porę przychodzi i zajmuje się zrobieniem kawy, bo choć świetnie gotuję, to nie mam talentu, by zrobić tak pyszną kawę, jak on. Uwielbiam jego kawę glasse z lodami albo po wiedeńsku. Dziewczyn jeszcze nie ma, więc sama podaję naszemu gościowi śniadanie.

– Smacznego. – Uśmiecham się delikatnie.

– Jest pani pewna, że mogę to zjeść? – Mężczyzna podnosi na mnie błękitne tęczówki, a ja nie do końca wiem, o co mu chodzi.

– To znaczy? – Marszczę lekko brwi.

– To wygląda zdecydowanie jak jakieś dzieło sztuki – mówi, zaskakując mnie. – Mógłbym dostać mandat za dewastację.

– Smacznego. – Uśmiecham się i odchodzę od stolika.

Przyznaję, to było miłe. Milton nigdy nie powiedział mi czegoś takiego. Pamiętam, jak kiedyś zrobiłam jagnięcinę w miętowym sosie. Wszyscy się nią zajadaliśmy, a goście rezerwowali stoliki na weekend, podczas którego miała być podawana. Milton zaś… no właśnie. Milton powąchał, wziął do ust maleńki kęs i ze skrzywioną miną poszedł do biura. Wiedziałam, że to zagrywka z jego strony. Moje podejrzenia się potwierdziły, gdy przyłapałam go, jak zajadał się moim daniem, kiedy myślał, że nikt go nie widzi. Cały Milton.

Dzień mamy dziś dosyć pracowity, ale w naszej restauracji to norma. Zresztą lubię pracować. To miejsce stało się całym moim życiem. Dlatego boli mnie to, co wyprawia z nim Milton i dokąd to prowadzi. Lokal naprawdę dobrze prosperuje, a wydawnictwo? Szczerze, nie mam pojęcia. Jakoś nigdy mnie to nie interesowało, ale pani Linda zawsze opowiadała, że jej syn jest bardzo zaradny i świetnie prowadzi swoją firmę. Dopiero po jakimś czasie powiedziała nam, że Milton jest właścicielem wydawnictwa i redaktorem naczelnym. Tak jakby to była jakaś tajemnica. Mam tylko cichą nadzieję, że Milton mimo wszystko myśli o matce i o tym, ile ta restauracja dla niej znaczy. Ja za trzy tygodnie mam ważny konkurs w Las Vegas. Od niego wiele zależy. Marzę o wygranej, ale wiem, że nie będzie łatwo. Poziom jest niesamowicie wysoki. Zwycięzca zgarnie trzydzieści tysięcy, wyda własną książkę kulinarną i odpocznie na Bahamach. Dla drugiego i trzeciego miejsca też są przewidziane nagrody, a najlepszą z nich są warsztaty u samego Ricka Loretta. Loretto to najlepszy kucharz i restaurator w Stanach. Jest znany na całym świecie, jego restauracje przyciągają najznakomitszych koneserów, a programy kulinarne biją rekordy oglądalności. Warsztaty u niego to jak wygranie głównej nagrody na loterii. Co ja mówię? To o niebo lepsze!

Miltona oczywiście nie ma cały dzień. Nie dzwonię do niego, bo niby po co? Radzę sobie tu bez niego i bez tych jego mądrości życiowych. Poza tym jest spokojniej, gdy go nie ma, nie kłócimy się, nie muszę go oglądać. Tych jego seksownych dołeczków, gdy się uśmiecha, napinających się mięśni brzucha, gdy się porusza, a jego wyrzeźbiony tors… Och… Na szczęście wiem, że to Milton Neville, więc cały urok pryska. Jego paskudnego charakteru nie przebije nawet boskie ciało.

Około dziewiątej zbieram się do domu. Zostałam dłużej, ale za to jutro przychodzę na drugą zmianę. Miałam nadzieję, że poeksperymentuję trochę na Feli przed konkursem, ale moja przyjaciółka włączyła króliczą dietę. Cieszę się, że Oscar ze mną pojedzie. Dobrze się dogadujemy, bez żadnych seksualnych podtekstów. Oscar działa na mnie uspokajająco, kiedy Milton podniesie mi ciśnienie, a robi to często. Zresztą nie pozostaję mu dłużna, ale co mam poradzić, skoro naprawdę nie darzę go sympatią.

Kiedy wychodzę z kuchni, otwierają się drzwi i wkracza powód mojego częstego zdenerwowania oraz ktoś jeszcze. Milton oczywiście śmieje się od ucha do ucha, pewnie wyjazd z sekretarką był bardzo udany albo bawi go fakt, że chyba wpadłam w jakąś jego chorą pułapkę. Mężczyźni stają naprzeciwko mnie, a ja gniewnie mierzę wzrokiem szatyna.

– To pan! – Zaciskam usta, splatając ręce na piersiach.

– Winny – kładzie dłoń na sercu – ale zapewniam panią, że wszystko, co dziś powiedziałem, było szczerą prawdą – dodaje, na co Milton lekko się krzywi.

– Milton pana przysłał?

– Nie, choć miałem nadzieję go tu spotkać rano.

– Miałem ważny wyjazd – mówi Milton.

– Och, na pewno – prycham.

– Liam Reed. – Mężczyzna podchodzi do mnie i wyciąga rękę.

– Ashley Flores – trochę niechętnie ściskam jego dłoń – choć zdaje się, że pan już to wie – dodaję i spoglądam na Miltona, któremu uśmiech nie schodzi z twarzy. – Zawiesiłeś się, Neville, że tak się szczerzysz? – Patrzę na niego kpiąco.

– No, no – szatyn kiwa głową – panna Flores potrafi utrzeć ci nosa. – Śmieje się.

– A ty jesteś moim przyjacielem czy jej? – syczy Milton.

– Panno Flores – zwraca się do mnie mężczyzna – bardzo przepraszam za dzisiejsze nieporozumienie, proszę mi wybaczyć. – Patrzy na mnie wzrokiem jak kot ze Shreka.

No serio?

– Wie pan co, wszystko mi jedno – rzucam obojętnie.

– Ale mnie nie. Proszę dać mi się zrehabilitować.

– Nie ma takiej konieczności.

– Nalegam. Źle się z tym czuję – upiera się.

– Nie jestem lekarką, tylko kucharzem. Nic na to panu nie poradzę – odpowiadam, a mężczyzna uśmiecha się pod nosem.

Na twarzy Miltona pojawia się drwiący uśmiech i widzę, jak jakieś słowa próbują wydostać się z jego ust. Oczywiście niepochlebne, ale wstrzymuje się, gdy jego kolega wyciąga z kieszeni wizytówkę i mi ją podaje.

– Gdyby się jednak pani zdecydowała, to…

– Co ty robisz? – Zdezorientowany Milton szturcha go w ramię.

– Proszę, tu jest mój numer telefonu – kontynuuje, ignorując przyjaciela.

– Pomyślę – mówię i biorę od niego wizytówkę, widząc, jak Miltona szlag trafia. Piękne uczucie.

– Oszalałeś?! – A jednak musiał. – Przecież ta kobieta to modliszka… sukkub jeden! – warczy na przyjaciela.

– Słucham? – Marszczę gniewnie brwi. – Akurat nie znasz mnie z tej strony, ale nie dam ci tej satysfakcji, by to sprawdzić – dodaję z przekąsem, mijam ich i wychodzę z restauracji.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: