- W empik go
Przeznaczenie. Tom 1. Carter Williams - ebook
Przeznaczenie. Tom 1. Carter Williams - ebook
Do tej pory miałem wszystko pod kontrolą. Potem pojawiłaś się Ty…
Carter jest bezwzględnym królem półświatka Miami. Jego życie wypełniają brudne interesy, adrenalina i ogromne pieniądze – nie ma w nim miejsca na miłość. Gdy pewnego dnia ratuje z opresji uroczą blondynkę, nie wie, że to zdarzenie wywróci jego codzienność do góry nogami.
W mieście pełnym słońca i nieznanych dotąd możliwości Lilianna zamierzała odnaleźć dawno utracone szczęście. Tajemniczy mężczyzna, który pomógł jej wyjść cało z kłopotów, może jednak stać się ku temu przeszkodą. Na dźwięk jego imienia drży całe miasto, ona jednak nie odczuwa lęku. Wręcz przeciwnie, z niewiadomych przyczyn Carter przyciąga ją do siebie niczym magnes, co zaburza dotychczasowy rytm jej życia.
Niepohamowana namiętność w końcu zbliża ich do siebie. Niestety oboje nie zdają sobie sprawy, że kiedy ulegną rozbudzonym uczuciom, ściągną na siebie śmiertelne niebezpieczeństwo… Czy zdołają ponieść konsekwencje podjętych decyzji?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-273-2 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lilianna
Wyszłam wściekła z mieszkania. Chociaż było już późno, nie mogłam usiedzieć w miejscu. Wzięłam pamiętnik i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Musiałam się przewietrzyć, żeby pozbierać myśli. Nie wierzę, że dzisiejszy dzień potoczył się w ten sposób. Nie mogłam dać się tak traktować, jestem przecież silną i mądrą kobietą. Nie dam się obłapiać jakiemuś staremu obleśnemu facetowi. Jeśli innym kobietom to pasuje, proszę bardzo – ich sprawa. Ja nie pozwolę, żeby wkładał mi ręce pod sukienkę i myślał, że jest bezkarny. Po takim incydencie dostał solidnego kopa w jaja. Niestety, był moim szefem. Nie czekając, aż zacznie się wywyższać, szybko zebrałam swoje rzeczy i poinformowałam go, że odchodzę. Oczywiście, zanim zdążyłam wyjść, wysyczał jeszcze, że to on mnie zwalnia. Dyscyplinarnie!!! Dupek, jakich mało.
Kiedy wyjeżdżałam z Polski do Ameryki, wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale tego już za wiele. Nie chcę wracać do kraju, nie mogę. To świadczyłoby o mojej przegranej, a ja nie dam nikomu tej satysfakcji. Mama w kółko powtarzałaby, że to od początku nie miało sensu. Ojciec jak zwykle patrzyłby z litością i troską wypisaną na twarzy, a ja tego nie znoszę. Wszyscy zerkaliby ukradkiem w moim kierunku, obgadując mnie po kątach.
Nawet gdybym zwiała na drugi koniec kraju, czułabym na sobie ich wzrok, a w głowie miałabym ich słowa. Dlatego uciekłam tutaj, do Miami – tu odnalazłam swój azyl. Początkowo miałam lecieć do Nowego Jorku; zupełny przypadek sprawił, że w ostatniej chwili zmieniłam zdanie.
Oglądałam program w telewizji i po prostu się zakochałam, wiedziałam już wtedy, że to będzie mój nowy początek. W ciągu kilku dni załatwiłam wszystko, co było mi potrzebne do wyjazdu, na szczęście miałam wizę. Sprawy układały się po mojej myśli, aż do dnia dzisiejszego. Nigdy się nie poddawałam i tym razem też tego nie zrobię.
Trzeba będzie zacząć szukać jakiejś pracy. Nie będzie łatwo, jeśli ten palant wpisze mi w papiery dyscyplinarkę, ale wiem, że sobie z tym poradzę. Najwyżej czeka mnie batalia w sądzie. Ciekawe, czy któraś z dziewczyn zdecydowałaby się mnie poprzeć. Tym będę martwić się od jutra.
Krążyłam po mieście od jakiegoś czasu, nawet nie zerkałam na zegarek. Wyświetlacz telefonu wskazywał dwudziestą trzecią, więc chodziłam już dwie godziny. Skierowałam się w stronę ulubionego baru na końcu ulicy. Często tu przychodzę, właściciele są starsi i bardzo sympatyczni. Przypominają mi dziadków, z którymi od wyjazdu rzadko się widuję. Mike, właściciel baru, przywitał mnie z ciepłym uśmiechem i zapytał, co podać. Poprosiłam o kawę z mlekiem. I tak dziś nie zasnę. Wybrałam stolik z widokiem na ulicę – lubię wyglądać przez okno, kiedy gdzieś siedzę. Mike przyniósł mi kawę, do której wsypałam dwie czubate łyżeczki cukru. Piję tylko słodką, chociaż wiele osób się dziwi, uważając to za marnowanie kawy czy coś w tym stylu.
Pogrążyłam się w pisaniu pamiętnika, kiedy coś na zewnątrz przykuło moją uwagę. Naprzeciwko baru zatrzymał się samochód, którego nigdy wcześniej tu nie widziałam. Chociaż miał przyciemniane szyby, miałam wrażenie, że ktoś wewnątrz mnie obserwuje. Aż przeszły mnie dreszcze na tę myśl, zerknęłam w telefon – była pierwsza w nocy. Cholera, nie czułabym się zbyt bezpiecznie, gdybym musiała teraz sama wracać do domu, nawet mimo tego, że miałam blisko. Zauważyłam, niestety, że ktoś jeszcze się na mnie gapi – w środku baru siedziało trzech podpitych, dosyć dobrze zbudowanych facetów. Tym razem też przeszedł mnie dreszcz, ale zdecydowanie inny niż wcześniej.ROZDZIAŁ 2
Carter
Tego wieczoru nie miałem ochoty siedzieć w klubie. Czułem, że dziś to nie jest moje miejsce. Obserwowałem z góry bawiący się tłum. Siedziałem z najlepszymi kumplami w przeszklonej lustrem weneckim prywatnej sali, ale dziś czułem się tu zupełnie obco. Nie pomogła nawet whisky, myślałem tylko o tym, żeby wszystkich stąd przegonić i zostać zupełnie sam. Nie rozumiałem samego siebie, to było zupełnie do mnie niepodobne, zazwyczaj jestem przecież duszą towarzystwa. Oczywiście… zaufanego towarzystwa, ponieważ moje życie nie pozwalało na wprowadzanie do niego, kogo popadnie. Poza tym wielu ludzi, słysząc moje nazwisko, samemu uciekało, zazwyczaj kierował nimi strach.
Żyję w świecie przestępczym, odkąd się urodziłem. To miasto należy do mnie. Każdy, kto w nim mieszka od dłuższego czasu, wie, kto tu rządzi. Mój ojciec Thomas Williams był potężnym człowiekiem, całe Miami zaopatrywało się jego towarem. Narkotyki, broń, hazard – dla nas to była codzienność, ale to ja stworzyłem prawdziwe imperium. Rozszerzyłem działalność na cały kraj. Jeśli ktoś potrzebował załatwić coś niemożliwego, zwracał się do mnie. Dla mnie nie istniały rzeczy niemożliwe. Uwielbiałem swoje życie i nigdy nie zamieniłbym go na żadne inne, to część mnie.
Zawsze brakowało mi tylko jednej rzeczy – czułem w sercu pustkę, której żadna z nic nieznaczących kobiet na jedną noc nie mogła zapełnić. Laski, które obracały się w naszym świecie, to zazwyczaj puste plastikowe lale, porobione od stóp do głów, nie wspomnę już o zdolności samodzielnego myślenia. Interesowały je tylko kasa, seks i szybkie samochody. Przez dwa lata spotykałem się z Sami, ale ona także okazała się niewiele lepsza, zdradziła mnie z jakimś gnojkiem. Zatłukłem go, kiedy tylko się dowiedziałem. Czy ona naprawdę myślała, że się nie zorientuję, co robi? Sam ten fakt już wiele o niej mówił.
– Stary, coś ty dzisiaj taki zamyślony?
Podszedł do mnie Max, mój najlepszy kumpel. Znam go od piątego roku życia, więc trudno mi coś przed nim ukryć.
– Sam nie wiem, chyba muszę się stąd wyrwać. To wszystko mnie dziś przytłacza, poimprezujemy następnym razem.
Max spojrzał na mnie dziwnie, przymykając oczy.
– Kurwa, coś jest zdecydowanie nie tak. Chodź, nie puszczę cię samego, potrzebujesz szofera. Nie zapominaj, że piłeś – zaśmiał się w głos, a ja razem z nim.
– No tak. Co by było, gdyby policja mnie zatrzymała… – Uśmiechnąłem się szeroko na te słowa. To musiałoby być bardzo ciekawe.
Max praktycznie w ogóle nie pije, od kiedy Anna, jego narzeczona, zaszła w ciążę. Od tamtej pory stał się wobec niej nadopiekuńczy. Twierdzi przy tym, że musi mieć trzeźwy umysł. Chociaż i tak miał głowę twardą jak skała, czasem nawet odnosiłem wrażenie, że alkohol był dla niego wręcz jak woda. Muszę przyznać, że to rozumiem – Anna jest wyjątkowa. Nie wychowywała się w naszym środowisku, więc na początku nie pochwalałem ich związku. Uważałem, że tego nie zrozumie, nie zaakceptuje naszego życia; okazało się jednak, że jej nie doceniłem. Była jego zupełnym przeciwieństwem: cicha, skromna i delikatna. Szczerze, trochę mu zazdrościłem, ja nie zdecydowałbym się na wprowadzenie niewinnej kobiety do swojego życia. Naraziłbym ją na duże niebezpieczeństwo, nie mogłem sobie pozwolić na taki luksus.
Pożegnaliśmy się z chłopakami i wyszliśmy z klubu. Max przyjechał na motocyklu, więc skierowaliśmy się do mojego niebieskiego nissana GT-R. Na szczęście nie musiałem tłumaczyć, że nie mam ochoty gadać. Ruszyliśmy z piskiem opon, obaj lubiliśmy szybką jazdę. Uderzenie adrenaliny, jakie wywoływała rozwijana prędkość, zawsze napełniało mnie energią. Po dobrej godzinie jazdy stwierdziłem, że potrzebuję kofeiny. To będzie długa noc.
– Znasz tu jakieś miejsce, gdzie można się napić dobrej kawy? – zapytałem kumpla.
Spojrzał na mnie, jakby wyrosła mi druga głowa.
– W tej części miasta? O tej porze? Nie znam.
– Zwolnij, może coś zauważymy.
I faktycznie zauważyłem. Bardzo wyraźnie zauważyłem.
– Zatrzymaj się.
– Nie mów mi, że tam liczysz na porządną kawę…
– Zatrzymaj ten cholerny wóz!
– Dobra, już dobra, nie musisz wrzeszczeć – odparł Max.
Był jedną z nielicznych osób, która odnosiła się do mnie w ten sposób i w ogóle mi to nie przeszkadzało. Zatrzymał się przy krawężniku, a ja nie mogłem oderwać oczu. Przy oknie siedziała piękna kobieta. Miała długie, prawie do pasa, blond włosy, jasną cerę, mały zadarty nosek i duże oczy. Niestety, z tej odległości nie widziałem dokładnie ich koloru. Cholera, musiałem się dowiedzieć, jakiego są koloru. Dziewczyna miała nieziemsko długie nogi, które wyciągnęła pod stołem. Białe trampki, dżinsy, biała bluzka na cienkich ramiączkach. Czy ona jest bez stanika? Nie wierzę! Poczułem, jak mój fiut budzi się do życia. Musiała być wysoka, ale przy moim metr dziewięćdziesiąt osiem to żaden problem. Była pochłonięta czytaniem książki. Nie, chwila, ona nie czytała, tylko pisała. Byłem coraz bardziej ciekaw co.
– Wyczuwam kłopoty. Jeśli już tak się zapatrzyłeś, to zwróć uwagę, że nie jesteś w tym sam.
Dobiegł mnie głos Maxa, ale nie bardzo wiedziałem, co ma na myśli.
– O co ci chodzi?
Rzuciłem okiem na dalszą część sali i już nie potrzebowałem odpowiedzi. Starszy facet za barem był wyraźnie poddenerwowany. Zerkał na dziewczynę pochłoniętą pisaniem, w którą gapiło się trzech typów – pijanych, jak mniemałem, i śliniących się na jej widok. Co jej do głowy strzeliło, żeby siedzieć tu o tej porze samej i to bez stanika? Do kurwy nędzy!
Prawe ramiączko zsunęło się z jej ramienia. Faceci spojrzeli po sobie, jeden puścił oczko do drugiego. Tego już za wiele, rozwalę im łby. Dziwne uczucie przepłynęło przez moje żyły razem z krwią. Krew… Czułem, że za chwilę czyjaś zostanie przelana. Odruchowo złapałem za broń przymocowaną w kaburze razem z nożami, które zawsze miałem przy sobie.
– Idziemy – rzuciłem do Maxa, na co ten się zaśmiał.
– Czyli tego ci brakowało?
Spojrzałem na niego. Cwaniaczek udał, że zamyka usta i wyrzuca kluczyk. Klaun. Przeszliśmy spokojnym krokiem przez ulicę. Chcą zabawy, to będą ją mieli.