Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przeznaczona Bestii - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 sierpnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przeznaczona Bestii - ebook

Współczesna historia Pięknej i Bestii mająca swe korzenie w zamierzchłych czasach, kiedy światem rządziła jeszcze wszechpotężna magia. Splatające się ze sobą linie życia rudowłosej Emilii i zaklętego w bestię Alasdaira tworzą baśniową opowieść o walce z wszechmocą przeznaczenia. O gorliwości uczuć zdolnych przezwyciężyć wszelkie przeciwności losu i dodającej skrzydeł nadziei, najpiękniejszej sile wiary w lepsze jutro.
Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8245-955-5
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

.

_._

_Na wstępie_

_Chciałabym podziękować_

_Ponownie Pani Małgosi, najlepszej pedagog pod słońcem,_

_za fachową pomoc oraz poświęcony czas._

_Wszystkim tym, którzy tak pozytywnie ocenili moją poprzednią książkę,_

_dodając mi tym pewności siebie._

_Naturalnie mojemu synowi Pawłowi,_

_gdyż to On przyczynił się do tego mojego małego sukcesu._

_A przede wszystkim mojej siostrze, siostrzenicy i Przemkowi za zaangażowanie,_

_Wy najlepiej wiecie w co i jak bardzo. Jestem Wam naprawdę wdzięczna!_Przeznaczona Bestii

.

* * *

Ta historia sięga zamierzchłych czasów, kiedy światem rządziła jeszcze magia, a piękne choć bardzo niebezpieczne smoki terroryzowały zamieszkujące ziemie ludy. Atakowane wioski pustoszały, a liczni śmiałkowie bezustannie polowali na olbrzymie bestie doprowadzając do ich wymarcia, a sobie przysparzając chwały i rozgłosu.

W owym czasie za najpotężniejszych smoczych pogromców uznawano królewski ród Tunikalana, a wszystko za sprawą Godnego i mocy dziedzicznego w jego rodzie magicznego miecza. W każdym pokoleniu pośród licznego potomstwa panującego króla przychodził na świat chłopiec obdarzony wyjątkową odwagą i nie mniejszymi zdolnościami. Królewicza od najmłodszych lat szkolono na Talapati Tirakan Sleyarkal, Dowódcę Smoczych Pogromców i wraz z oddziałem dziarskich ochotników toczył ciężkie boje z ognistymi stworzeniami.

Ta nierówna walka rozgrywała się na przestrzeni setek tysięcy lat, aż koniec końcem wygrał ją człowiek. Smoki wyginęły, a świat się ucywilizował. Dzisiaj potwory, magia, dawne ludy, obecne są tylko w mitach i podaniach, lecz czy aby na pewno tak jest?

.Jaką mamy pewność, że nic z tamtych czasów nie przetrwało?Rozdział I

W obecnych czasach ludzie potrafią ze sobą rozmawiać o wszystkim, poza tym co faktycznie złego przytrafiało się w ich życiu. To wstyd i upokorzenie zmuszają do ukrywania prawdy, przez co związki na pozór idealne często skrywają mroczne i wstydliwe tajemnice.

— Jesteś pewien, że mam tam z tobą pójść? — zapytała męża zalękniona Emilii.

— Znów ci coś nie pasuje? — warknął w odpowiedzi zniecierpliwiony mężczyzna.

— Nie, nie — kobieta zadrżała — tylko ciężko będzie mi ukryć tego krwiaka pod okiem.

— Postaraj się! Jako przykładna żona powinnaś trwać przy moim boku, szczególnie w dzień mojego awansu. Od poniedziałku zasiądę na krześle Ordynatora Oddziału, to nie byle co! Chyba jesteś ze mnie dumna?

— Ależ oczywiście kochanie — kobieta posłusznie przytaknęła, przezornie wycofując się do garderoby.

Mimo obezwładniającego uczucia lęku, który nieustannie towarzyszył jej odkąd ponad dziesięć lat temu wyszła za mąż, teraz wiadomość o awansie męża rozbudziła w sercu kobiety nikłą nadzieję, jednak nie wobec rozwijającej się kariery małżonka, a tego, iż zajęty nowymi obowiązkami będzie rzadziej bywał w domu. Tak bardzo na to liczyła!

— Wychodzimy punkt dziewiętnasta. Masz być gotowa i nie spraw mi zawodu.

_Jak zwykle wszystko co złe to moja wina_ — kobieta westchnęła przyglądając się swemu odbiciu w lustrze.

Na szczęście szarosine ślady na ramionach i plecach zakryje sukienka. Gorzej rzecz miała się z twarzą. Żółtosine oko i policzek kosztować ją będzie sporo wysiłku i umiejętności. Gdyby nie odbyty wiele lat temu kurs wizażu pewnie by sobie z tym nie poradziła. Na te warsztaty zdecydowała się nie z kobiecej próżności, a potrzeby wprawnego tuszowania tego co powinno zostać ukryte. Oczywiście pomysł ten nie przypadł mężowi do gustu. Nie życzył on sobie, by jego małżonka zajmowała się czymś innym poza domem i nim samym. Będąc zazdrosnym i potwornie zaborczym człowiekiem wymagał od niej absolutnego posłuszeństwa i uległości. Przyzwolenie na odbycie tego kursu przyszło po kolejnym wybuchu szału mężczyzny, gdy zupełnie tracąc nad sobą kontrolę niezwykle brutalnie potraktował twarz kobiety. Tych śladów nie była już w stanie samodzielnie zamaskować. To ostatecznie przekonało mężczyznę, a z czasem nawet uznał, że była to całkiem intratna inwestycja. Dzięki nabytym umiejętnościom Emilii profesjonalnie tuszowała następstwa agresji męża. Makijażem maskowała drażniące go siniaki, a opuchliznę przeczekiwała schodząc mu z drogi.

Czasem bywało, że i kilka dni nie mogła wyjść z domu. Nie chciała narażać się na ciekawskie spojrzenia sąsiadów, niewygodne pytania, a w szczególności wściekłość męża, który na swój pokrętny sposób dbał o reputację. Wśród znajomych i przyjaciół uchodził za statecznego, poważnego, wysoce kulturalnego człowieka. Ems wprost nie znosiła, kiedy sąsiadki z takim entuzjazmem rozwodziły się nad tym, jakim to jest wspaniałym mężczyzną, z pewnością również czułym mężem, no a lekarzem to już wręcz genialnym! Co do zachwytów względem jego pracy zawodowej nie mogła się nie zgodzić, gdyż rzeczywiście był wyjątkowo utalentowanym lekarzem ortopedą, ale co do niego jako człowieka, a szczególnie męża, to każde pochlebne słowo przyprawiało biedną kobietę o mdłości. Z chęcią zamieniłaby swoje życie, na życie każdej z tych kobiet, byle tylko móc uwolnić się z rąk tego tyrana i kata.

Niestety o wolności i spokoju mogła jedynie pomarzyć. Będąc wyrafinowanym, niezwykle wpływowym człowiekiem zdobył nad nią pełną władzę. O czym bardzo boleśnie przekonała się już dawno temu, toteż tego wieczoru punkt dziewiętnasta, drżąc ze strachu, ale dumnie wyprostowana z szerokim uśmiechem przyklejonym do pięknych, choć lekko opuchniętych ust, wkroczyła do salonu. Na widok aprobaty w oczach męża odetchnęła z ulgą.

— Wyglądasz olśniewająco! — mężczyzna głośno wyraził swoje uznanie.

— Dziękuję, to wszystko dla ciebie — okręciła się wokół własnej osi i na lekko drżących nogach podeszła do męża — a to dla mojego PANA ORDYNATORA!

Niepewna jak tym razem zareaguje, uciszając niespokojnie bijące serce, wręczyła mężczyźnie niewielkie pudełeczko zawierające srebrną zapalniczkę z wygrawerowaną specjalnie dla niego dedykacją. Przestępując z nogi na nogę obserwowała jak z precyzją chirurga rozpakowuje prezent. Na widok misternie wykonanego przedmiotu mężczyzna nieznacznie się uśmiechnął.

_Jest dobrze, podoba mu się_ — Emilii odetchnęła z ulgą.

Biedna kobieta nigdy nie wiedziała czego w takiej chwili się spodziewać. Czasem, jak na przykład w tym momencie, bywał zadowolony i z największą czułością przyjmował jej uprzejme gesty, a czasem podarowany prezent i nie tylko on lądowały na jej głowie, twarzy, plecach. Wszędzie tam gdzie sięgały jego pięści i tak długo, aż nie zabrakło mu tchu. Wszystko w zależności od jego nastroju, z winą zawsze po jej stronie.

— Piękna. Dziękuję mój aniele — Tadeusz przyciągnął żonę do siebie przelotnie całując ją w usta — Podziękowałbym bardziej żarliwie, ale nie chcę zepsuć tego dzieła no i nie mamy na to czasu. Musimy już wyjść, jeśli nie chcemy się spóźnić.

— Najważniejsze, że ci się podoba — Emilii stłumiła w sobie odruch wymiotny i czule się uśmiechając pogładziła twarz męża. Po dziesięciu latach z tym mężczyzną nauczyła się perfekcyjnie uzewnętrzniać wszystkie emocje. Czasem sama już nie wiedziała kim i jaka tak naprawdę była, tak zagubiła się w tym wyimaginowanym małżeństwie.

Pewnie dlatego i tym razem bez mrugnięcia okiem przyjęła podany przez męża pled i pod rękę wyszli z domu. Mężczyzna otwarł przed kobietą drzwi samochodu i pomógł jej wsiąść z kurtuazją całując jej szczupłą dłoń. Dystyngowanym krokiem okrążył limuzynę i usiadł za kierownicą. Znów wyglądali jak idealnie dobrane, zgodne małżeństwo.

Nic bardziej mylnego, w głębi duszy Emilii była bardzo nieszczęśliwą kobietą. Każdego dnia żałowała, że dała namówić się ojcu na to małżeństwo. Jako dobrze wychowana córka zgodziła się przyjąć zaproszenie na kolację od znajomego ojca. Mężczyzna zdawał się miłym, dowcipnym, kulturalnym człowiekiem. Mimo sporej różnicy wieku ujął ją swym poczuciem humoru, inteligencją i tym, że czuła się dla niego kimś wyjątkowym. Bardzo szybko wyznał jej miłość i choć sama jeszcze nie była pewna własnych uczuć pozwoliła ojcu się wyswatać. Tak więc już po kilku miesiącach znajomości, kiedy Tadeusz niespodziewanie poprosił ją o rękę uznała, że szacunek i podziw jaki do niego czuła był wystarczający, aby go pokochać i być z nim szczęśliwą i pewnie tak by się stało, gdyby nie okazał się furiatem, zazdrośnikiem i katem.

Kilka dni po ślubie doszło między nimi do pierwszej sprzeczki, która przerodziła się w koszmarną awanturę. Wtedy to mężczyzna z pogardą wykrzyczał jej prosto w twarz, _by niczego nie oczekiwała bo jest nikim…, zwykłą zabawką, którą wygrał w pokera…!_ To zupełnie załamało kobietę. Wiedziała, że ojciec grywał, bo nieraz spłacały z matką jego karciane długi, ale nie mogła uwierzyć, że posunął się tak daleko i postawił na szali życie własnej córki. Wtedy zrozumiała dlaczego tak usilnie namawiał ją na to spotkanie, wręcz nalegał, aby umówiła się z jego przystojnym przyjacielem, lekarzem, którego postrzegał jako idealną partię dla swojej jedynej córki. Wdowiec, bez zobowiązań, dobrze zapowiadający się chirurg ortopeda do tego szarmancki i przystojny. Miała żyć z nim jak w raju, a trafiła wprost do piekła. Ten na pozór wspaniały człowiek tak naprawdę był podłym, dwulicowym draniem, bezwzględnym potworem nie liczącym się z nikim poza nim samym. Po kolejnych napadach szału męża brutalnie skatowana wielokrotnie uciekała do rodziców szukając pomocy i wsparcia, lecz matka z boleściwą miną zdominowana przez męża przyjmowała ją bez słowa, a ojciec uznając, że to na pewno jej wina nakazywał wracać i błagać o wybaczenie. Odtrącona z czasem zerwała wszelkie kontakty z rodzicami. Nie mając znikąd pomocy pozwoliła do reszty się zdominować w niemej ciszy znosząc okrucieństwo męża.

. * * *

— Azali sam ci następca tronu skupił uwagę na mej osobie! — Hestella nie dowierzała własnemu szczęściu. W rzeczy samej była najpiękniejszą niewiastą w całym królestwie, jednakoż do tej pory żaden mężczyzna nie ośmielił się z własnej intencji zalecać do tejże potężnej, budzącej ogólny szacunek, ale i postrach wiedźmy. A teraz sam książę Dymitriel, pierworodny panującego władcy, posyłał jej podarki takoż miłosne liściki — toż to zgoła niespotykane! — uszczęśliwiona zaśmiała się w głos — Jam ci wybranką przyszłego króla, wszak to nader niesłychane! — uradowana zawirowała wokół dębowego stołu zapełnionego suszonymi ziołami, różnego rodzaju dekoktami i tajemnymi księgami. Jej chata ukryta w głębi leśnego traktu była niewielka. W dziennej izbie oświetlonej woskowymi świecami poza ogromnym stołem umiejscowionym pośrodku pomieszczenia centralnym punktem było wielkie palenisko z niegasnącym weń płomieniem, źródłem mocy czarownicy. Uwieszone u powały pachnące wiązki dzikich ziół napełniały powietrze przyjemną wonią kojarzącą się z latem. Nieopodal ogniska na bujanym fotelu, leżała nieco spłowiała, owcza skóra. A w głębi izby tuż za kunsztownie rzeźbionym regałem zapełnionym po brzegi starymi zwojami i księgami traktującymi o magii znajdowała się alkowa. To właśnie tam, na tym ogromnym łożu z rzeźbionymi filarami, piękna czarownica uwodziła wybranych przez siebie mężczyzn. Teraz rozanielona kobieta zapominając o swych uprzednich, nic nieznaczących kochankach, snuła marzenia o urodziwym królewiczu, który z własnej nieprzymuszonej woli otwierał jej drogę ku pałacowi. Dotąd żadna panna z jej rodu nie miała takich widoków, a teraz ona, Hestell Mindy z rodu Lapzi, miała sposobność zostać królową całej Tharates. To wprost nieprawdopodobne!

— Jam wybranką księcia Dymitriela — pisnęła, tuląc książęcą wiadomość do swej piersi — dlań gotowam zaniechać sztuk magicznych, byle jeno stać się zacną serca przyszłego króla — dumała rozanielona, ponownie spoglądając na pachnący olejkiem różanym zwitek pergaminu w swojej dłoni, który chwilę temu dostarczył jej królewski posłaniec, upewniając się, czy aby na pewno nic nie pokręciła. Nie inaczej, na ten raz było to zaproszenie na przechadzkę wąwozem Nivy.

Wąwóz ten dla większości mieszkańców był upiornym miejscem stąd też niewiele osób zapuszczało się w owe rejony. Jednako dla Hestelly to osobliwe miejsce było idealnym wyborem na sekretną schadzkę z potomkiem króla. Wszak pojmowała, iż do czasu, ichże napotykania muszą pozostać tajemnicą. Król bez wątpienia zakazałby synowi miłostek z wioskową czarownicą. Skoro jeno uczucia Dymitriela rozpłomienią się, wtenczas jej w tym głowa, ażeby nic nie stanęło na drodze ku ich miłości.

Przepełniona gorliwością poczęła sposobić się na spotkanie. Po kąpieli swe jędrne ciało starannie namaściła wonnymi olejkami i pachnącymi ziołami, w długie czarne jak heban włosy wplotła białe róże, a okolice oczu o barwie czystego nieba w słoneczny dzień zaczerniła sproszkowaną lawsonią z niewielką domieszką sadzy. Zaś pełne, zmysłowe wargi podkreśliła mazidłem ze zmielonych ziół i minerałów osiągając efekt kusząco czerwonych ust, które w połączeniu ze strojną, lekko wciętą adamaszkową suknią w kolorze ciemnego wina z długimi, ozdobnymi rękawami sięgającymi niemalże ziemi i głęboko wyciętym dekoltem zarówno z przodu jak i z tyłu nadawały jej zniewalającego wyglądu. Kończąc swe zabiegi przystanęła przed olbrzymim zwierciadłem w uwodzicielskiej pozie, z jedną ręką na biodrze, zalotnie uśmiechając się do swego odbicia. Doskonale wiedziała jak wielką zmysłową moc w sobie posiadała.

. * * *

Przyjęcie, jak spodziewała się Emilii, było jednym wielkim koszmarem. Udawane uśmiechy, uprzejmości i pochwały pod adresem męża gładko przechodziły jej przez gardło, lecz smakowały najohydniejszą goryczą. Widząc jak Tadeusz często i ochoczo sięgał po kolejne szklaneczki z ognistymi drinkami, sama poprzestała na sączeniu wody sodowej wiedząc, że to ona będzie musiała prowadzić samochód w drodze powrotnej. Na myśl o tych niekończących się upomnieniach, wytykaniu każdego błędu podczas jazdy, a przede wszystkim wyzwiskach jakim to kiepskim jest kierowcą, a co za tym idzie kobietą i żoną również już dostawała gęsiej skórki. Nawet jeśli nie będzie się odzywała, nie da sprowokować jego zaczepkom i tak groziła jej dotkliwa awantura. Chyba że Tadeusz upije się na tyle mocno, że zaśnie w samochodzie, wtedy przetransportuje go nieprzytomnego do sypialni i będzie mogła spokojnie odpocząć.

Wizja przespanej bez zakłóceń nocy zmotywowała ją do działania. Ukradkiem podmieniała puste szklaneczki męża na pełne ognistego alkoholu i udając dumną żonę często wznosiła toasty pilnując, aby główny bohater tego przyjęcia nie przestawał popijać. Ilość wypitego przez przyszłego ordynatora alkoholu podsycały w niej radość i nadzieję, że tego wieczoru uda jej się uniknąć ciężaru jego pięści.

— Musi być pani dumna z męża — zagadnęła żona jednego z przełożonych Tadeusza.

— Oczywiście, Tadeusz zasłużył na ten awans. Ciężko pracował i jest odpowiednią osobą na to stanowisko. Jestem pewna, że da z siebie wszystko, by nie zawieść pokładanego w nim zaufania — odpowiedziała z wystudiowanym uśmiechem.

— Jestem pewna, że sprawdzi się w tej roli, ale to niestety oznacza jego ciągłą nieobecność w domu. Kochana musisz uzbroić się w cierpliwość. Pamiętam jak mój mąż piął się po szczeblach kariery, wymagało to sporo wyrzeczeń i ogrom kompromisów, głównie z mojej strony, ale nie żałuję. Mimo wszystko udało nam się stworzyć prawdziwy dom, szczęśliwą rodzinę i utrzymać łączące nas uczucie. A przy tym zyskaliśmy wysoką pozycję w towarzystwie co jest przyjemnym atutem — kobieta mrugnęła porozumiewawczo.

_Ja najbardziej liczę na tą jego nieobecność _— przemknęło przez myśl słuchaczki, lecz głośno wypowiedziała zupełnie inne słowa.

— Z największą radością będę wspierać męża. On tak wiele dobrego robi dla chorych.

— O tak, właśnie po ilości zadowolonych pacjentów widać to najbardziej. Jak wiesz sama również zaliczam się do tego grona. Po skręceniu kolana to twój Tadeusz postawił mnie na nogi. Inni spisali mnie już na straty twierdząc, że muszę pogodzić się z nieustannym bólem, a twój mąż dokonał cudu i teraz mogę nawet zatańczyć z moim małżonkiem. No może nie szalonego oberka, ale wolny taniec mi nie szkodzi.

— Cieszę się, że pozbyła się pani bólu, to nic przyjemnego ciągle go odczuwać.

— Oj tak, jak przypomnę sobie te wszystkie nieprzespane noce, ilości bezskutecznie zażytych leków, unieruchomienie w łóżku to mam ochotę rzucić się na szyję twojego męża i raz jeszcze mu podziękować. Nigdy nie przestanę być mu wdzięczna.

_No tak ciebie uwolnił od fizycznego bólu, a mnie sprawia go praktycznie każdego dnia —_ pomyślała Ems gryząc się w język. Akurat tej prawdy wyznać nie mogła, zresztą i tak nikt by jej nie uwierzył. Czym było słowo nic nieznaczącej córki nałogowego hazardzisty przeciw słowu szanowanego Pana Doktora Rossa, a już od jutra Ordynatora Oddziału Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej w największej klinice w kraju. Co do tego nie miała żadnych złudzeń. Jej serce zalała fala goryczy. Nie mogła się jednak rozpłakać, nie w towarzystwie wszystkich tych ludzi, dla których była tylko cieniem szanowanego człowieka.

— Cóż, Tadeusz robi to co kocha, dlatego stał się ekspertem w swojej dziedzinie. A teraz najmocniej panią przepraszam muszę zadbać o potrzeby męża.

Emilii z wystudiowanym uśmiechem oddaliła się w stronę wesoło rozmawiających mężczyzn i dyskretnie napełniła opróżnioną szklaneczkę męża. Ten instynktownie po nią sięgnął i upił spory łyk bursztynowego alkoholu. Widok ten napełnił kobietę optymizmem. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów poczuła wewnętrzny spokój, rozluźniła się i ze szczerą przyjemnością wdała w swobodną dyskusję z jednym ze stażystów na temat nowych technologii ortopedycznych, które należałoby wdrożyć w kraju. Po chwili do ich rozmowy włączyło się jeszcze kilka osób i wieczór stał się nieco znośniejszy. Zaabsorbowana tematem nie zauważyła zbliżającego się do ich grupki mężczyzny, poczuła tylko miażdżący uścisk na swoim ramieniu, co powiedziało jej, że nie jest dobrze. Najwyraźniej jej plan nie wypalił. Tadeusz nie był tak pijany jakby sobie tego życzyła o czym świadczyło jego na pozór szarmanckie zachowanie i uprzejme słowa wypowiedziane pewnym tonem.

— Mam nadzieję, że dobrze się państwo bawią.

— Bardzo dobrze. Super przyjęcie! — przytaknęli zebrani wokół ludzie.

— Cieszę się, a teraz przepraszam chciałbym zatańczyć z żoną.

Nie czekając na odpowiedź chwycił kobietę za nadgarstek i poprowadził ją na parkiet. Tańczyli spokojnie do romantycznej, wolnej piosenki. Nikt nawet nie podejrzewał, że między tą idealną parą rozgrywał się właśnie dramat.

— Dobrze się bawisz z tą zgrają baranów? — lekarz syknął do ucha żony — Nie zabrałem cię tutaj po to, byś robiła ze mnie idiotę! Naprawdę sądziłaś, że nie zauważę jak mizdrzysz się do tego młokosa? Nie pozwolę robić z siebie rogacza do tego na oczach przełożonych! Pożałujesz tego w domu!

Jego słowa wbijały się w Emilię jak nóż, wywiercając dziury w jej klatce piersiowej i osiedlając się w sercu, kłując z dziką intensywnością za każdym jego uderzeniem. Ta chwila zapomnienia i przyjemnej konwersacji z miłymi ludźmi będzie ją drogo kosztowała…

. * * *

Poprzez nieznaczne skinienie palcem Hestella w mgnieniu oka przeniosła się na górską polane opodal wąwozu Nivy. Jego niezwykłe ściany, wysokie na kilka długości łokcia, strome i pionowe oprawione przez Matkę Naturę korzeniami takoż pniami drzew nabierającymi tedy swoiste formy smoków, węży zali maszkaronów zapierały dech w piersi, alboż przerażały zależnie od osoby patrzącej. Hestella uwielbiała to miejsce i ją widok ten zachwycał, tudzież zachęcał do wejścia w czeluść mrocznego tunelu. Za jeden z wystających konarów zatknęła jedwabną chusteczkę dając znak Dymitrielowi i wolnym krokiem zagłębiła się skalistą, rzadko uczęszczaną ścieżyną w bezmiar wąwozu. Ponad jej głową korony drzew kołysały się ku melodii wygrywanej przez wiatr, a między listowiem wlewały do półmroku jasne promienie słońca leniwie sącząc się wzdłuż powykręcanych pni. Po paruset krokach niewiasta stanęła na przeciwległym krańcu wąwozu i popatrzyła na rozciągający się dalej płaski teren czarownej doliny zalany łagodnym blaskiem nisko już stojącego słońca. Dokoła jak okiem sięgnąć majaczyły wysokie wzgórza z porastającymi je starymi drzewami i bujnym zaroślem. Nieopodal skalistym zboczem spływał wartki strumyk z cichym pomrukiem opadając stromo do niewielkiego jeziorka, a dalej krętym potokiem przecinał szerokie dno doliny. W powietrzu unosił się słodki zapach żywicy, zmieszany z niespotykaną nigdzie indziej świeżością, takoż nieznaczna woń mchu i borowin porastających ściółkę zalesionych wzniesień. Hestella nikłą ścieżyną wspięła się na pobliski rozłóg opadający lekko z jednej strony przez co ponad wierzchołkami drzew otwierał się widok na całą dolinę jak i mieniący się w słońcu wodospad. Spoczęła na zwalonym pniu sosny i grzebiąc w ziemi suchym patykiem wyczekiwała przybycia oblubieńca. W oddali dało się słyszeć tęskny śpiew ptaków, szum listowia, cichuśno szemrzący strumyk, tudzież równe cykanie świerszcza skrytego kędyś w trawie. Z nagła tenże sielski spokój zmącił miarowy stukot końskich kopyt.

— Przeto nadciąga mójże ukochany! — czarownica poderwała się z miejsca. Poprawiła spódnicę, strząsając z niej wszelkie zagniecenia, a jej lico rozpromienił uroczy uśmiech na rychłe napotkanie księcia — Bodajby zadowolił go mój wygląd — z wahaniem spojrzała na swoje piersi — czyżem aby nie przeholowała z temże wycięciem? — na nowo poprawiła głęboko wykrojony stanik. Jej bujne piersi zafalowały w rytm jej poruszeń wywołując uśmiech na krwistoczerwonych ustach — Alem ci ja uszczęśliwiona. Potąd żaden wybranek nie zniewolił zgoła mego serca jako uczynił to Dymitriel. Sprawię, co jeno w mej mocy, iżby i on bez reszty zatracił mnie w sercu swoim. Pragnę stać się jemu najdroższą i jedyną, przeto umiłowałam go nader całą duszą!

Wtem z głębi wąwozu wyłonił się pełen dostojności jeździec na olśniewającym białym rumaku. Książę zjechał do doliny, z kocią gracją zeskoczył z siodła i puszczając konia luzem ruszył wskroś gęstwin rozkwitłej bylicy ku oczekującej go niewiasty. Hestella jako urzeczona przypatrywała się paniczowi zwinnie pokonującemu stromiznę. Jego prędkie kroki tu i ówdzie przeganiały zaszyte w zaroślach ptaszęta. Skoro tylko młodzian dotarł na polanę zbliżył się do uroczo zarumienionej niewiasty i ogarnął ją pełnym zachwytu spojrzeniem. Niewieście serce zrazu żarliwie załomotało.

— Witaj moja piękna Hestello! — odezwał się, muskając jej dłoń ustami.

— Miło cię widzieć mój Panie — odparła dziwnie zmieszana.

— Daruj moje opóźnienie. Obowiązki wstrzymały mnie w zamku dłużej niżem się spodziewał. Jednako wystaram się powetować ci tę niechlubną zwłokę.

— Zaiste nie ma konieczności. Oczekując podziwiałam widoki.

— Mniemam, iż nie masz mi za złe, jako, że obrałem to zacisze na nasze napotkanie. Owa dolina jawi się niezwykłym pięknem. Wszak nie umywa się do twej Pani urody, niemniej orzekłem, iż dla takoż cudnej istoty to ustronie będzie nader odpowiednie.

— W istocie, wybór doskonały. Dolina ta jest ci nad podziw urocza, a wąwóz zgoła przecudowny. Ilekroć potrzebuję odosobnienia tedy w niniejszym miejscu szukam ukojenia. _Tudzież nabywam świeże zioła, bowiem na tychże wzgórzach plenią się one nadzwyczaj obficie. Aliści o tem zapewne wspominać nie warto._

— Winienem był ci asystować w trakcie przechadzki wąwozem. Miarkowałem iż dotrę o czasie, niemniej twa Pani wiadomość pozostawiona na drzewie rozwiała me czcze nadzieje — zza pazuchy wyłowił haftowaną chusteczkę, przytknął ją do piersi i gorliwie prosił — gańbe opóźnienia wynagrodzić się wystaram, atoli tęże chustkę zezwól zachować dla siebie.

— Skoro takowe twe Panie życzenie — przyzwoliła uradowana.

— Przeto usiądź Pani wygodnie i pozwól uraczyć się skromnym jadłem — Dymitriel rozłożył na trawie wełniany pled i pomógł Hestelli przysiąść na jego krańcu — Z pałacowych spiżarń podkradłem nieco strawy. Zamyśliłem, iżby wybornie było wespół posilić się na łonie natury — postawił przed wybranką pleciony kosz pełen wybornych smakołyków. Obok wędzonki i grubych plastrów mięsiwa na zimno było tam kilka rodzajów sera, pachnący pasztet z borowikami, małe czerwone tomaty, pajdy chrupkiego chleba domowego wypieku i całe ciasto owocowe.

— Nieco strawy? Toż to dalibóg prawdziwa uczta! — Hestella nie potrafiła ukryć zachwycenia, na co Dymitriel jeno się roześmiał wyjmując z koszyka pękaty antałek miodu.

— Skosztuj Pani — napełnił dwa srebrzone kielichy złotym nektarem — daję słowo, iż to najszlachetniejszy trunek w całym królestwie. Wytwarzany przez mnichów w klasztorze Natrusji wedle starej stanowiącej tajemnicę zakonu receptury. Król sprowadza go jeno na szczególne okazje. Niniejszą baryłkę uszczknąłem z zapasów na poczet ceremonii koronacji.

— Zatem nie powinieneś był, Panie, napoczynać tejże butelczyny, wszakże na okazalszą chwilę ostała przeznaczona.

— Bynajmniej droga Hestello, nasze napotkanie jest mi jednako ważkie co zbliżająca się koronacja, przeto ta butelczyna grzesznego napoju bogów ostała ani chybi należycie zużyta. Wartaś Pani wszystkiego co najlepsze!

— Ależ Panie wpędzasz mnie w zakłopotanie.

— Doprawdy ja jeno szczerą prawdę wyznaję. Zaiste, tako rzecze me serce i tak w istocie odczuwam. Tobie, umiłowana rad bym nieba przychylić, co by jeno takowym było twe pragnienie!

— Natenczas niczego ponadto nie pragnę, owa chwila zdaje się ziszczeniem wszystek moich marzeń.

— Nie jesteś, Pani, wymagająca — książę odstawił na bok swój kielich i przyciągnął dłoń Hestelly do swych ust składając pocałunek w zagłębieniu jej dłoni.

— Bowiem nie gonię za niemożliwem, tedy omija mnie żałość i rozgoryczenie.

— A zatem nie roiłaś, Pani, o mojej osobie?

— Zapewne każda panna w królestwie snuje bajania o zaślubieniu ciebie panie. Niemniej dla wioskowej wieszczki zamysł to niedosięgły, zatem daremne niniejszego upatrywać.

— Tyś czarującą, piękną istotą, nadto pełną życia i niegłupią. Niespornie wolno ci bogdaj wszystko!

— Prawda li to! Jednakoż na pewne sprawy winno się mieć należyte baczenie. Toteż Hestell Mindy z rodu Lapzi nie snuje bajań o byciu królową.

— Głupstwa prawisz moja pani — Dymitriel uśmiechnął się promiennie, zaglądając zmieszanej dziewce głęboko w oczy.

— Miłościwy panie nie popatruj takoż w moje oczy!

— A jakoż to niby spozieram?

— Ajuści nader obiecująco, a przecie pomiędzy nami o niczem nie może być mowy.

— Moja piękna jam ku tobie przybył, coby serca swego skrytość wyjawić. A zapewniam dotąd takowych pociągów nie zaznawałem.

Hestella oblała się pąsem pod żarem spojrzenia przystojnego młodzieńca.

— Azali daję wiarę, iż przychylnyś mej osobie Panie — zagadnęła nieśmiało, zerkając na księcia spod opuszczonych powiek.

— Jam ci przesądzam do kogo pałam chęcią, kogo miłuję, zali zaślubić umyślę.

— Jednako jam jest czarownicą, dolinową szeptuchą, król przenigdy nie zezwoli coby ktoś taki zasiadał u twojego boku.

— Zrazu nie dumajmy o bolączkach, jeno radujmy nader piękną chwilą, sielankowym zakątkiem i jak mniemam obopólnym urzeczeniem wzrastającym równo w naszych sercach.

Książę nęcąco zwilżył językiem usta i swawolnie pochylił się nad wybranką. Hestella odruchowo opadła na plecy i znieruchomiała wpatrując się w oczy lubego z bardzo bliska. Panicz pochwycił oblubienicę w ramiona i delikatnie przytulił do swej piersi, jego usta i język powędrowały po odsłoniętej skórze dekoltu. Dotyk ten rozgrzewał krew w żyłach niewiasty, a ciało zadrżało z budzącego się w niej podniecenia. Książę z dekoltu powędrował ustami po jej łabędziej szyi, by wreszcie ją pocałować. By posmakować jej ust i zaznać pieszczoty zwinnego języka. Z piersi oblubienicy wydobyło się ciche westchnienie, a dłonie mimowolnie powędrowały na barczyste plecy ukochanego. Poprzez płótno koszuli wyczuwała napinające się mięśnie, książę wyraźnie drżał z pożądania i z każdą chwilą zachowywał się bardziej zuchwale wobec niewiasty. Zagarnął z jednej strony fałdy jej spódnicy takoż znajdującą się pod spodem halkę odsłaniając tym smukłą nogę aż po skrawek czarnej pończochy podwiązanej wąską tasiemką. Młodzian wpatrywał się w nią niczym urzeczony. Po chwili na jego twarzy zagościł łobuzerski uśmiech tym większy im więcej przed sobą odkrywał. Bardzo powoli i z niebywałą czułością przejechał dłonią po jedwabistej tkaninie docierając do gładkiej skóry, na której naraz wykwitła gęsia skórka. Jego dłoń wędrowała po skórze uda w zmysłowej pieszczocie, wkrótce i usta na powrót przywarły do warg kobiety w lubieżnej acz czułej igraszce, kiedy szeptał — Aleś ty piękna, takaż upojnie gładka… — Kiedy sięgnął głębiej przez myśl Hestelly przemknął frapujący zamysł, czy to ona rozbudziła w nim tak wielką fascynację, czy też taka była jego natura i zachwyt tudzież pożądanie do niej były jednakie z tymi do pozostałych pannic. Tedy zręcznie wyswobodziła się z niesfornych objęć księcia i wstając obciągnęła sukienkę.

— Panie, tak się nie godzi — spuściła skromnie powieki — zaiste jesteś pełen uroku i nader schlebia mi twe upodobanie, niemniej dzieje się to nazbyt spieszne.

Poniekąd nie było to prawdą, wszak w sferach alkowy jawiła się śmiałą kochanicą. Kiedy nabierała chęci na mężczyznę to go sobie ot tak brała, jednakoż z Dymitrielem rzecz miała się zgoła inaczej, dlań nie mogła być rozpustną nałożnicą. Musiała zdobyć jego uwagę tudzież pełne uwielbienie, coby nie nęciły go wszelkie dziewki służebne. To ona miała być tą jedną jedyną w jego sercu i łożnicy.

— Wybacz, moja droga, niestosowność. Na obronę mam jeno skromne tłumaczenie, iż zmamiony twym niewymownym wdziękiem nadto powabem kształtów bezwzględnie utraciłem głowę. Mając ciebie blisko siebie o niczem innem myśleć nie potrafię.

— Zapewne prawisz tak każdej dziewce, z którą pragniesz zlec w łożnicy.

— Doprawdy żadna panna tobie równać się nie może. Zakładam żeś mi przychylna, bowiem zamyślam wkraść się w łaski twoje, a nie miarkuję czynić tego przeciw tobie.

— Podjęcie twego Panie zaproszenia zgoła jasną wskazuje odpowiedź.

— Twe słowa wielce mnie radują, Pani. Ufam, iż będzie nam dane co i raz się tutaj napotykać. Wszak chwile spędzone z dala od siebie zdają się być czasem bezmiar utraconym! — książę poderwał się, objął Hestellę od tyłu i wtulił nos w jej odsłoniętą szyję — Przy tym korzenny zapach twej jasnej skóry nieodparcie jątrzy moje grzeszne myśli. Z ochotą wyswobodziłbym twe soczyste piersi z tegoż kusego stanika i podziwiał je w pełnej krasie. Tyś na mnie jaki czar rzucić musiała, bowiem dotąd żadna inna mych pragnień tak nie roznamiętniała.

— Na takąż upojność, mój Panie, musisz cokolwiek poczekać i nieco bardziej się wystarać — rzekłszy to uwolniła się z jego objęć, niespiesznie przeszła na skraj polany i wzrokiem omiotła widok przed sobą.

Jej kołyszące biodra przyprawiły Dymitriela o jeszcze szybsze bicie serca. Młodzian poczuł ogarniającą go wprost zwierzęcą chuć, atoli na ten raz musiał ostudzić swe żądze inaczej zniechęciłby tę piękność już na samym wstępie, a tegoż wiadomo wolał uniknąć. Zgodnie z zasłyszaną w wiosce pogłoską Hestella w alkowie jawiła się nader wymyślną kochanicą. Umyślał zatem rozpłomienić jej żądze i samemu pomiarkować ileż prawdy kryło się w tychże gadaniach. Wszelako nie spodziewał się tak nieugiętej odmowy, jednako z odrobiną gorliwości i poprzez miód gładkich słówek ostatecznie zdoła ją ujarzmić. Posmakuje słodyczy jej ciała choćby przyszło mu kłamliwie przyobiecać cały skarb królestwa.

— Zaiste takowo uczynię — zapewnił, uśmiechając się przebiegle.

. * * *

Nad uśpionym miastem gromadziły się ciężkie deszczowe chmury, małżeństwo opuściło przyjęcie w złowieszczej ciszy. Kobieta doskonale wiedziała, że była to cisza przed burzą, nie wiedziała tylko czy sztorm rozpocznie się zaraz w samochodzie, czy dopiero gdy dotrą do domu. Mężczyzna w złowrogim milczeniu otwarł centralny zamek limuzyny i pozwolił żonie usiąść za kierownicą. Kobieta drgnęła nerwowo, kiedy z nadmierną siłą trzasnął za nią drzwiczkami samochodu. Szybkim krokiem okrążył pojazd i płynnym ruchem wsunął się na siedzenie obok kierowcy. Zupełnie nie było po nim widać, że przez kilka ostatnich godzin spożywał alkohol.

_Nie jest dobrze _— przemknęło przez skołataną głowę kobiety — _a wręcz bardzo źle! Nie udało się go upić, a to oznacza, że będzie bardzo bolało _— łzy bez pozwolenia pociekły jej po twarzy.

Emilii dyskretnie starła je z policzka i względnie spokojnie opuściła podziemny parking. Wyjechała na opustoszałą o tej porze ulicę i skierowała się do centrum, a dalej na nieco bardziej uczęszczaną trasę przelotową w kierunku mostu Birmańskiego. Po jego drugiej stronie nad samym brzegiem rzeki Odder znajdowało się ich osiedle. Im bardziej zbliżali się do domu, tym większy odczuwała niepokój. Przygryzając dolną wargę, czuła jak z każdym przebytym kilometrem w jej gardle rosła coraz większa gula. Tadeusz milczał zaciskając usta w cienką linię. Jego twarz była wykrzywiona grymasem złości, a oczy złowrogo pociemniały i widać w nich było szalejącą burzę. Emilii czuła narastające w nim napięcie i tylko czekała, aż mężczyzna w końcu wybuchnie.

— Chciałaś mnie skompromitować podsuwając alkohol? — zaczął względnie spokojnie.

— Skądże. Chciałam tylko żebyś się dobrze bawił. Zasłużyłeś na to!

— Na zdradę też sobie zasłużyłem?

— Że coo?!

Choć w samochodzie było ciepło kobietę przeszył zimny dreszcz.

— A że to! — lekarz odwrócił głowę i spojrzał na żonę z całym swoim obrzydzeniem — Dobrze widziałem jak szczebioczesz z tymi młodzikami. Myślałaś, że jak podetkniesz mi parę drinków to nagle oślepnę i nie zauważę jak swędzi cię cipa do któregoś z nich?

— Ja tylko rozmawiałam z twoimi podwładnymi…

— Ty głupia krowo! To byli zwykli stażyści, a żona ordynatora nie powinna się z nimi spoufalać, bo póki co są tylko podgatunkami lekarzy. Dużo czasu jeszcze upłynie nim zyskają czyjkolwiek szacunek!

Zatrzymując się na czerwonym świetle kobieta z trudem przełknęła ślinę. Zebrała resztki swojej dumy, podniosła głowę i wbijając w męża wzrok wyrażający całe swoje rozczarowanie wyszeptała.

— Kiedyś też nim by…

Nie zdążyła dokończyć dłoń mężczyzny z miażdżącą siłą zacisnęła się na jej szyi. Oddech uwiązł jej w gardle.

— Niby co sugerujesz? — syknął lodowatym tonem — Że jestem równie głupi jak oni?

Przerażona Emilii próbowała zaprzeczyć ruchem głowy, lecz jej twarz z głośnym hukiem wylądowała na bocznej szybie odbijając się od niej kilka razy. Ból w skroni był nie do zniesienia, a naraz pozbawione tlenu płuca piekły niemiłosiernie wołając o najmniejszy pęcherzyk powietrza.

— Masz mnie za takiego samego niedouczonego młokosa jak są oni wszyscy?

Mężczyzna wpatrywał się w żonę z dziką wściekłością, a jego oczy pałały chęcią mordu. Paraliżujący strach zniewolił kobietę całkowicie, jej ciało stało się niezdolne do poruszenia. Zastygła więc z twarzą przypartą do szklanej tafli i dłońmi kurczowo zaciśniętymi na kierownicy.

— Uważasz, że nie zasłużyłem na ten awans…

Jak zwykle, tak i tym razem poddała się zupełnie bezradna wobec jego siły. Nie protestowała tylko pozwalała tłuc swoją głową o zimną szybę z nadzieją, że w końcu się znudzi i przestanie.

— …że nie zapracowałem na niego…

Pozbawiona możliwości złapania bodaj odrobiny oddechu powoli odpływała. Jej umysł ogarnęła srebrzysta mgła, oddzieliła ją od tego co działo się z jej ciałem, uniosła gdzieś ponad ziemię.

— …że moje osiągnięcia nic nie znaczą?!

Mężczyzna z dziką furią docisnął twarz kobiety do bocznej szyby. Deszcz głucho bębnił o dach samochodu, gałęzie przydrożnych drzew targane silnym wiatrem kołysały się gwałtownie, a duże krople spływały po oknie zniekształcając widok za grubą szybą. W mroku po przeciwnej stronie ulicy stała olbrzymia ciężarówka rytmicznie turkocząc gotowa w każdej chwili ruszyć w dalszą drogę. W kabinie po stronie pasażera migotały dwa złociste punkciki. Kobieta utkwiła w nich wzrok mając odczucie, jakby czyjeś oczy zaglądały w głąb jej zranionej duszy. Złowrogą ciszę zaległą nagle w ich samochodzie przerwał dźwięk telefonu. Mężczyzna wolną ręką sięgnął do konsoli na desce rozdzielczej i odebrał połączenie. W głośniku pojawił się bełkotliwy głos mężczyzny dopytujący się gdzie tak nagle zniknęli. Podczas rozmowy z przyjacielem Tadeusz poluźnił ucisk, kiedy w końcu puścił gardło Emilii, ta nie mogła złapać tchu. Jej oddech był płytki i urywany, a po policzkach płynęły kaskady łez nad którymi nie potrafiła już zapanować. Zamknęła na moment oczy i potrząsnęła głową, w której czuła jedynie beznadziejny zamęt. Nagle poczuła się bardzo zmęczona, wyczerpana swoim życiem. Nie myśląc nad tym co robi wcisnęła z całej siły pedał gazu i nie zważając na migoczące żółte światło przemknęła przez skrzyżowanie z nadmierną prędkością wjeżdżając na szeroki most łączący dwa odległe brzegi rzeki Odder.

— Czyś ty oszalała! — przerażony pasażer chwycił oburącz uchwyt nad swoją głową — Chcesz nas pozabijać?

_A to byłoby idealne rozwiązanie_ — kusząca myśl przemknęła Emilii przez głowę.

Będąc już w połowie mostu kobieta gwałtownie szarpnęła kierownicą i z maksymalną siłą wcisnęła pedał hamulca. Limuzyną zarzuciło i całym impetem wpadła na boczne barierki zabezpieczające. Siła uderzenia przerwała zaporę i samochód lewą stroną zawisł nad krawędzią mostu. W dole piętrzyły się wzburzone tonie niespokojnej rzeki. Emilii zapragnęła znaleźć się w ich odmętach. Wiedziała, że nie miałaby szans na przeżycie, w końcu dobiegłby kres jej horroru. Tymczasem mężczyzna wydostał się z wraku i stał na jezdni przeszywając żonę zimnym spojrzeniem, które wbijało ostre kawałki lodu w jej serce.

— Wyłaź — warknął robiąc krok w jej stronę.

— Nie! — przerażona kobieta szarpnęła się do tyłu wpadając plecami na pogięte skrzydło drzwi. Ruch ten spowodował osunięcie się pojazdu, który niebezpiecznie zakołysał się nad przepaścią, jak gdyby nie mogąc zdecydować na którą stronę powinien się przeważyć.

— Tego właśnie chcesz? — Tadeusz ukradkiem rozejrzał się wokół upewniając, czy nikt ich nie widzi — Zgnić w tej lodowatej wodzie?

Emilka nic nie odpowiedziała. Struchlała wpatrywała się tylko w znienawidzoną twarz męża i jedyne czego pragnęła to raz na zawsze uwolnić się od tego człowieka.

— Skoro tak… — lekarz ponownie rozejrzał się po pustej okolicy. Nie dostrzegając uważnie przyglądających mu się z zarośli roziskrzonych kocich oczu, zdecydowanym ruchem pchnął limuzynę w przepaść. Z uśmiechem satysfakcji i podziwem dla własnego sprytu wyjął z kieszeni telefon i bez pośpiechu wystukał numer alarmowy.

Emilka w głośnikach z wolna opadającego na dno rzeki samochodu usłyszała prowadzoną przez męża rozmowę i bardziej smuciły ją kłamstwa, które opowiadał, niż fakt, że zaraz miała pożegnać się z życiem. Nie walczyła ze śmiercią, ona była dla niej wybawieniem. Zobojętniała przysłuchiwała się szybkiej wymianie zdań i ponownie poczuła ogarniające ją znajome uczucie goryczy na myśl, że Tadeusz znów był górą. Jego przejęty, rozżalony głos przyprawiał ją o mdłości.

— Halo, halo, błagam pomóżcie nam…

— Tak, proszę mówić — odezwała się wyważonym tonem dyspozytorka.

— Moja żona! Ona zaraz utonie…

— Proszę powiedzieć co się stało.

— Na moście Birmańskiego wpadliśmy w poślizg, moja żona prowadziła. Nie wiem jak znalazłem się na zewnątrz, ale ona spadła z samochodem do rzeki. To stało się tak szybko, nie mogłem jej nawet pomóc! Błagam ratujcie ją…

— Odpowiednie służby zostały powiadomione, za kilka minut dotrze pomoc. Do tego czasu proszę pozostać na miejscu.

— Powinienem skoczyć, rato…

Głośnik umilkł zalany gwałtownie wdzierającą się do wnętrza auta lodowatą wodą. Emilii wpadła w panikę odpychając się rękami i nogami próbowała wydostać z pułapki, lecz zapięty pas bezpieczeństwa trzymał ją uwięzioną na skórzanym siedzeniu. Przerażona otworzyła szeroko oczy, z początku nie widziała niczego, oprócz ciemności, z czasem jednak dojrzała kamieniste dno i rosnące na nim lekko falujące wodorosty. W płucach zaczęło ją palić, a uczucie bezradności odebrało resztkę woli walki. Przestała się szamotać widząc, że to na nic. Zamknęła oczy i pozwoliła myślą ulecieć własnym torem, w stronę nieśmiertelnej krainy marzeń i snów. Tam poczuła się wolna i szczęśliwa, nareszcie było jej dobrze.Rozdział IV

. * * *

Ledwo brzask oznaczył niebo poświatą dnia od szczytu wysokiej góry rozniósł się przeraźliwy ryk rozdzierający ciszę panującą w kniejach. Nawet Matka Ziemia zadrżała potęgując grozę. Zalęknieni wieśniacy skryci w gęstwinie padli na kolana wznosząc ręce ku niebiosom słali błagalne prośby o wieniec zwycięstwa dla chwackich wojaków.

Dymitriel przełykając głośno ślinę nieprzerwanie mierzył wzrokiem bezchmurne niebo w poszukiwaniu zagrożenia. Jego napięte mięśnie gotowe były w każdej chwili odeprzeć atak nadlatującego potwora. Zgoła skupiony nie słyszał zdławionego kwilenia przerażonej dziewki, takoż szeptów swych druhów wydających względem siebie ostatnie napomnienia. Nerwowe dudnienie w jego piersi zagłuszało wszelkie odgłosy, jednakoż nie rozpraszało jego uwagi. Uczucie niepokoju w takiej chwili było naturalnym doznaniem, ważnym by mu się nie poddawać. Swą waleczność Dymitriel czerpał od ukrytych w zaroślach kamratów. Wiedział, że z chwilą ostatecznej próby jego pomocnicy nie zawahają się gotowi poświęcić własne zdrowie, a nawet życie w obronie swego Talapaty. Stąd to trwał nuże w bezruchu z uniesionym na wysokość głowy długim mieczem, po którym ślizgały się jaśniejące promienie słońca i okrągłą tarczą śmiało dzierżoną w drugiej dłoni bacząc nalotu Tirakana. Bowiem wczesny świt był najlepszą porą dla Zrodzonych z Ognia na wszczęcie swoich łowów.

— Lada moment nastąpi atak stwora, wtenczas przetnę twe więzy, tedy co sił w nogach pognaj do lasu — przemówił do dziewoi za swoimi plecami nie spuszczając oka z rozległego widnokręgu. Nie otrzymawszy odpowiedzi odezwał się nieco głośniej — Panienko, czyś słyszała cożem ci przykazał?

— Ta… ak Panie — dziewka wychlipała pociągając nosem.

— Nie lękajże się, nie pozwolę tobie tutaj zemrzeć. Bądź jeno skora do rychłej ucieczki.

Znieruchomiałe mięśnie ramion poczęły mu z lekka doskwierać, atoli nie mógł poważyć się na bodaj odrobinę nieuwagi. Utrzymanie czujności było w tejże chwili staraniem nadrzędnym. Wszelaki błąd mógł kosztować życie jego, bądź któregoś z jego towarzyszy broni, a do tego za nic nie chciał dopuścić. Wskutek wytężonego wypatrywania jego oczy poczęły mglić i łzawić, trzeba mu było gwałtownie zamrugać, ażeby na powrót wyostrzyć wejrzenie. Naonczas rozwidniło się zupełnie, tudzież złociste promienie rozjaśniły porośnięty miejscami szorstką darnią skalisty szczyt, na który wszyscy bacznie upatrywali. Atoli wbrew oczekiwaniom nic nie nastąpiło, podniebny stwór nie nadleciał. Miast tego na powrót rozległ się ów przeciągły, pełen boleści ryk. Dymitriel zrozumiał, że na ten raz atak nie nastąpi, Tirakan z niewiadomych powodów pozostał w swojej górskiej pieczarze. Tedy odetchnął w głębi ducha opuszczając ciężki miecz. Jego napięte mięśnie doznały ulgi, a ból przeszywający ciało ustąpił. Powtórnie wzdychając starł z czoła pot, uwolnił leżącą na ziemi dziewkę takoż pomógł jej stanąć na nogach.

— Kamraci — odezwał się do swych przybocznych — nie trwońmy próżno czasu odnajdźmy leżenie bestii i tamże się z nim rozprawmy.

Zbrojni przytaknęli tudzież w zgranym szyku poczęli wspinać się skalistym zboczem.

— Tobie zaś — na ten raz zwrócił się do nieustannie drżącej Malai — jak widać samej jednej przyjdzie wracać do wioski. Niezmiernie boleję, atoli nie mogę porzucić niniejszej powinności co by samemu sprowadzić ciebie do domu.

— Nie trap się tym wielmożny panie — dziewka pokłoniła się pokornie — aliści z całego serca za twą pomoc dziękuję.

— Zgoła niczegom chwalebnego nie uczynił.

— Ocaliłeś moje życie.

— Jak widać nie było zagrożone. Tirakan nie zaatakował.

— Nie mniej zamyślałeś strzec mojej osoby.

— Na wdzięczności przyjdzie czas kiedy wrócim zwycięsko z wyprawy.

— Tak, panie, wtenczas cała będę twoja.

Młodzieniec aż jęknął, czując jak członek w jego spodniach porusza się rozpalony śmiałym odezwaniem rumianej dziewoi. Chętnie zrazu by się nią zajął, wszak nie była po temu stosowna pora. Czas było mu ruszać w ślad za kamratami.

Niejako była to wyprawa do samego piekła. Stromizna porośnięta chaszczami i drzewiastymi wrzoścami stanowiła nie lada wyzwanie. Łowcy niosący na plecach ciężki oręż z trudem przedzierali się wskroś gęstych zarośli w poszukiwaniu kryjówki Tirakana. Naprowadzani nieustannie powtarzającym się porykiwaniem dochodzącym gdzieś od szczytu wzgórza parli przed siebie uważnie rozglądając się na boki. Trafiwszy w pobliże jednego ze skalnych rozstępów poczuli nieznośny odór zgnilizny, takoż z czeluści ciemnej rozpadliny dobiegł ich uszu powielony echem ryk potwora. Zmiarkowali, że byli na właściwym tropie. Nie marnując czasu skrzesali ogień rozpalając w nim pochodnie i zachowując wszelką ostrożność przecisnęli się do wnętrza góry. Smród był zgoła odurzający. Im głębiej się posuwali tym trudniej było oddychać, a treść żołądka mimowolnie cisnęła się do gardła. Naraz złowieszczy, nadto ogłuszający ryk jakby zelżał zmieniając się w głęboki, gardłowy pomruk. Zatrwożeni śmiałkowie pokonując ciasny korytarz dotarli na skraj olbrzymiej jamy na dnie której zataczając szerokie kręgi, wił się niebywałych rozmiarów ognisty potwór. Jego oślizłe, łuskowate cielsko błyszczało w blasku pochodni mieniąc się wielobarwnie, od purpury do intensywnego szkarłatu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: