-
promocja
Przeznaczona. Connorowie. Tom 3 - ebook
Przeznaczona. Connorowie. Tom 3 - ebook
Will Connor żyje według prostych zasad: dba o tych, których kocha, daje z siebie sto procent w pracy i nie ignoruje swoich instynktów.
Właśnie dlatego, kiedy poznaje Paige, a między nimi rodzi się chemia, chce zaangażować się w tę znajomość.
Jako dyrektorka do spraw rozwoju społecznego w organizacji non-profit, Paige Lamonica spotkała już wielu ludzi. Jednak Will jest zupełnie inny. Ten seksowny i dobrze zbudowany detektyw jest nieco zbyt pewny siebie, ale Paige to nie przeszkadza.
Kiedy Will prosi ją, aby towarzyszyła mu na ślubie jego siostry, Paige myśli, że będzie tylko przykrywką dla odwrócenia uwagi. Nie może się bardziej mylić – Will pragnie właśnie jej.
Jednak jako córka żołnierza, Paige nigdy nie chciała wiązać się z kimś z wojska. Czy Will zdoła ją przekonać do zmiany zdania?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-272-9501-9 |
| Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PAIGE
– Za spotkanie po latach! – zawołała Luna, wznosząc toast kieliszkiem wina.
Dwa dni temu wróciłam z Paryża i od razu zorganizowałam spotkanie z dwiema najlepszymi przyjaciółkami, Luną i Faith. Zaprosiłam je do starego pensjonatu, który dawniej prowadziła moja babcia, bo tego popołudnia wpadłam tam z wizytą. Skończyło się na tym, że zamówiłyśmy pizzę i napoje i zostałyśmy. To było odpowiednie miejsce. Wiązałyśmy z nim wiele wspomnień.
– Nie wierzę, że to miejsce wciąż wygląda tak samo. Kapsuła czasu – powiedziała Faith.
– Poza grubą warstwą kurzu – dodałam. Przez kilka miesięcy pensjonat stał pusty i zabity dechami. Skoro wróciłam, rodzice poprosili, żebym zajęła się jego sprzedażą.
– Tak się cieszymy, że tu jesteś. – Faith objęła mnie ramieniem.
– Ja też. – Trzyletni pobyt i praca w Paryżu były ekscytujące, ale nie odnalazłabym się tam na stałe. W głębi duszy pozostałam dziewczyną z LA. Tęskniłam za znajomymi, rodzicami, rodzeństwem i ich dziećmi. I za niemal ciągle słoneczną pogodą. Nie mogłam się doczekać, kiedy pójdę na plażę. Szybko się opalałam i mimo że miałam prawie czarne włosy, po kilku dniach na słońcu parę kosmyków nabierało czerwonawej barwy.
– Czyli naprawdę chcesz sprzedać ten dom, co? – spytała Faith.
– No. Nie ma innej opcji. – Babcia z sukcesem prowadziła pensjonat typu bed and breakfast, ale rodzice chcieli nacieszyć się emeryturą, nie robiąc absolutnie nic, a ja i moje rodzeństwo byliśmy pochłonięci pracą zawodową. Nie dałabym rady wziąć na siebie jeszcze pensjonatu, więc lepiej go sprzedać, niż pozwolić, żeby popadł w ruinę. Ale przed wystawieniem oferty trzeba było wykonać kilka gruntownych renowacji.
Kiedy odnosiłyśmy kartony po pizzy po kuchni, rozległ się dzwonek do drzwi.
– Spodziewasz się kogoś? – spytała Luna.
– Nie.
Pognałam do drzwi, otworzyłam je i stanęłam twarzą w twarz z bardzo wysokim i bardzo przystojnym mężczyzną. Spojrzał na mnie, a potem na Faith i Lunę, które stały z tyłu.
– Mogę w czymś pomóc? – spytałam.
– Nazywam się Will Connor, jestem detektywem.
Detektyw? Nie tego się spodziewałam. Czy detektywi powinni być tacy seksowni? Wzięłabym go raczej za kolesia, który próbuje swoich sił w modelingu albo aktorstwie. Zdecydowanie miał warunki. Wysoki i dobrze zbudowany z czekoladowobrązowymi, zmierzwionymi włosami. Oczy miał odrobinę ciemniejsze, a jego linia szczęki przywodziła mi na myśl modeli z reklam balsamów po goleniu – wyraźnie zarysowana, mocna… seksowna.
– O, a jaki jest powód pańskiej wizyty?
– Sąsiad zadzwonił. Powiedział, że widzi palące się światła, a od kilku miesięcy dom stał pusty.
– Ten dom należał do mojej babci, a teraz do mnie. Przyszłam go zobaczyć.
– Czyli jest pani właścicielką?
– Tak. Nazywam się Paige Lamonica. Czy chciałby pan zobaczyć mój dowód osobisty?
– Nie ma takiej potrzeby. Sąsiedzi myśleli, że ktoś się włamał, jak to bywa z opustoszałymi domami. Czy zauważyła pani jakieś ślady? Takie miejsca przyciągają złodziei – wyjaśnił.
– Jeszcze nie obejrzałam go w całości, ale wszystkie drzwi i okna na parterze nadal są zabite deskami. Zdejmiemy je. Będę robić remont.
Założył ręce na piersi i dopiero wtedy zobaczyłam te bicepsy. O cholera. Miał na sobie koszulkę z krótkim rękawem i musiałam się zmusić, żeby się nie gapić.
– Wy też nie zauważyłyście niczego dziwnego, dziewczyny? – spytałam. Pokiwały głowami bez słowa, zbyt pochłonięte wpatrywaniem się w Willa. Tego wieczoru wspomniałam, że chciałabym częściej chodzić na randki, a teraz praktycznie czułam, że oceniają jego potencjał w tym zakresie. Zwróciłam się z powrotem do niego.
– Wygląda na to, że przyszedł pan na próżno. Przepraszam, że odwróciłam pana uwagę od realnych problemów.
– Nie jestem na służbie, ale byłem akurat w pobliżu, kiedy dostaliśmy wezwanie.
– Cóż, nie dzieje się tu nic poza tym, że stare przyjaciółki nadrabiają zaległości i świętują Dzień Niepodległości z trzydniowym opóźnieniem.
– Proszę tylko nie być za głośno – powiedział zaczepnym tonem.
– A co, aresztuje nas pan? – spytałam na żarty.
W jego ciemnych oczach pojawił się błysk, który sprawił, że poczułam motyle w brzuchu. Usta ułożyły się w uśmiech, który zapierał dech w piersiach. Cóż, szczerze mówiąc, cały był oszałamiający.
– Skoro nie jest pan na służbie, możemy zaproponować coś do picia w ramach rekompensaty za niedogodności – rzuciła Luna.
– Jestem umówiony, ale dziękuję za zaproszenie. – Wyciągnął wizytówkę i podał mi ją. – To mój numer, Paige. Jeśli zauważysz jakieś ślady włamania, zadzwoń.
– Pewnie.
– Miłego wieczoru, drogie panie.
Zamknęłam drzwi i odwróciłam się do dziewczyn.
– Kto by pomyślał, że detektywi są tacy seksi? – powiedziała Luna. Faith klasnęła w dłonie.
– Ja się tego nie spodziewałam, ale skoro już wiem, myślę, że czas poszerzyć swój zakres zainteresowań.
Przebiegłam palcami po wizytówce. Detektyw William Connor. Poniżej był numer telefonu komórkowego i adres komisariatu. Schowałam wizytówkę do kieszeni.
Przeszłyśmy się po domu w poszukiwaniu śladów. Deski na parterze były na swoim miejscu i choć nie wyobrażałam sobie, żeby włamywacze wspięli się wyżej, sprawdziłyśmy też okna na piętrze. Pensjonat był w nienaruszonym stanie.
– No to chyba najwyższy czas na prezenty – oświadczyłam, kiedy wróciłyśmy do salonu. Obie pisnęły i rzuciły mi się na szyję. Miałam dodatkową walizkę z podarkami dla przyjaciółek, rodziny i Ashley – koleżanki z pracy. Zaraz po college’u obie zaczęłyśmy pracę w Three Emeralds, organizacji non-profit zajmującej się rozwojem społecznym. Kiedy otworzyli nabór na stanowisko w Paryżu, Ashley odmówiła. Miała męża i dwójkę dzieci, za dużo ją tu trzymało. Skorzystałam z okazji, żeby spędzić trochę czasu w innym kraju, zwłaszcza we Francji. Tamtejszy zespół był o wiele większy, ale sporo się nauczyłam. Zawsze lubiłam swoje życie bez zobowiązań, chociaż ostatnio zaczęłam myśleć, że może jednak by się przydały. Jakieś korzenie. Może chodziło o to, że byłam na ślubach dwóch sióstr i brata. Nie miałam jeszcze konkretnego pomysłu, ale coś zaczęło we mnie kiełkować.
– Może puścimy muzykę? – zaproponowała Faith, nalewając sobie kolejny kieliszek wina.
– Mam świetną playlistę. – Wzięłam smartfona i stuknęłam w ekran. Wybrałam listę z pozytywnymi, wesołymi utworami. Idealne na spotkanie po latach. Zwiększyłam głośność na maksa, zastanawiając się, czy sąsiedzi usłyszą i zastukają do drzwi, żeby powiedzieć, że jeśli nie ściszę, to zadzwonią na policję. Czy seksowny detektyw wpadłby raz jeszcze?ROZDZIAŁ DRUGI
WILL
Kiedy odjeżdżałem, nadal nie mogłem powstrzymać śmiechu. Chociaż na tego typu akcje zwykle jechał patrol, nie detektyw, cieszyłem się, że tak się stało. Brunetka w krótkiej sukience odsłaniającej jędrne, drobne ciało, pytająca, czy ją aresztuję, poprawiła mi humor. Powinienem był zasugerować, żeby zainstalowała alarm. Według statystyk remontowane nieruchomości przyciągały włamywaczy.
Jechałem prosto do restauracji, w której za kilka tygodni miało się odbyć wesele mojej siostry Lori. Zaprosiła mnie na degustację. Przyjechałem równocześnie z młodszym bratem, Jace’em. Lori i jej narzeczony, Graham, siedzieli już przy stoliku.
– Hej! Kopę lat – zażartowałem. Widzieliśmy się w zeszły piątek na cotygodniowej, rodzinnej kolacji. – Jesteśmy tylko we czwórkę?
– Val spóźni się parę minut – wyjaśniła Lori, mając na myśli naszą starszą siostrę. Wiedziałem, że pozostała dwójka rodzeństwa, Landon i Hailey, nie dadzą rady przyjechać, ale zaskoczyło mnie, że nie było też ośmioletniego synka Lori.
– Gdzie Milo? – spytałem ją.
– Stwierdził, że woli spędzić wieczór ze swoim kumplem Jillym.
Val zjawiła się krótko później. W trakcie degustacji dziewczyny były pochłonięte rozmową o weselu.
Kiedy jedliśmy danie główne, Val zwróciła się do mnie i do Jace’a:
– Czyli przyprowadzicie osoby towarzyszące?
Jace gwizdnął i podał mi pięciodolarówkę.
– Wygrałeś.
– Zawsze wygrywam. – Schowałem banknot do kieszeni i uśmiechnąłem się szeroko, widząc pytające spojrzenie Val. Może miałem już trzydzieści trzy lata, ale nadal uwielbiałem zakłady.
– O co się założyliście?
– O to, ile czasu minie, zanim ty albo Lori zadacie to pytanie. Jace myślał, że wstrzymacie się do deseru. Ja powiedziałem, że w trakcie głównego dania.
Val wybuchnęła śmiechem.
– Przyprowadzenie osoby towarzyszącej to czysty mechanizm obronny. Nie jesteśmy w stanie uratować was przed Philippą.
Nie myliła się. Wesela to świetna okazja dla dalszych członków rodziny, żeby w dobrej wierze wtrącać się w nasze sprawy, a moja kuzynka Philippa uwielbiała bawić się w swatkę. I była w tym dobra… jeśli chodzi o jej rodzeństwo. Kuzyni od strony Bennettów – cała dziewiątka – brali śluby kilka lat po sobie. Philippa lubiła przypisywać sobie zasługi, jeśli chodzi o skojarzenie kilku z tych par. Jace i ja ledwie umknęliśmy przed jej zakusami na weselu Landona. Nie sądziłem, żeby zamierzała próbować raz jeszcze, ale na wesele chciałem iść sam. Często chodziłem na randki, ale od kilku miesięcy miałem serię pojedynczych spotkań, które nie prowadziły do kolejnych. Nie byłem zainteresowany przyprowadzaniem byle kogo na wesele siostry.
Jace miał inne problemy.
– Nie mogę nikogo zabrać, bo zaraz napiszą o tym w gazetach. Ludzie mogą to mylnie zinterpretować.
Val zabębniła palcami o blat, uśmiechając się słodko.
– Chodzi ci o to, że ktoś mógłby pomyśleć, że najseksowniejszy piłkarz na świecie jest zajęty?
W tym roku nasz brat zdobył ten tytuł w plebiscycie „GQ” – magazynu dla mężczyzn – i spijał z tego śmietankę.
– Właśnie.
– A to byłaby tragedia, co nie? – spytała Lori z szerokim uśmiechem.
– Dziewczyny, przestańcie dokuczać braciom – odezwał się Graham. Lubiłem go, chociaż nadal czułem się dziwnie na myśl o tym, że Lori, Milo i Graham to teraz jedna rodzina. Przez lata byli tylko Lori i Milo, bo ten dupek, biologiczny ojciec chłopca, zostawił moją siostrę, zanim urodziła. Próbowałem być dla chłopaka nie tylko wujkiem, ale i męskim wzorcem. Starałem się przekazywać mu rzeczy, których nauczył mnie nieżyjący tata. Kiedy pojawił się Graham, nie było aż takiej potrzeby, żebym nadal odgrywał tę rolę. Tęskniłem za tym, ale nie mogłem zaprzeczyć – bycie tylko fajnym wujkiem miało swoje zalety.
– Nie ma mowy – odpowiedziała Val. – Oni prężą muskuły, zgrywając nadopiekuńczych braci, a my im dokuczamy. To działa w obie strony.
Jace pokręcił głową z udawaną dezaprobatą.
– Dzięki, że próbowałeś, Graham.
Uwielbiałem spędzać czas z rodziną.
– Will, czy twój domek nad jeziorem Tahoe jest wolny tydzień po weselu? – spytała Lori. – Jeszcze nie zdecydowaliśmy, gdzie spędzimy podróż poślubną, ale kocham to jezioro i tę chatkę.
– Sprawdzę. – Wyjąłem telefon i przejrzałem grafik. Za czasów college’u założyłem sieć domów do wynajęcia w Kalifornii. Osoby opiekujące się tymi miejscami nanosiły rezerwacje na wspólny grafik.
– Wolny. Powiem administratorowi, żeby nie przyjmował rezerwacji, dopóki nie podejmiecie decyzji.
Lori podniosła wzrok na Grahama i zatrzepotała rzęsami. Roześmiał się i pocałował ja w czoło.
– Bierzemy – powiedział.
Wyszliśmy z restauracji grubo po północy. W drodze do domu przejeżdżałem obok pensjonatu Paige. Pomyślałem, że jeśli światła nadal będą zapalone, wstąpię, żeby powiedzieć jej o alarmie. Tak duża nieruchomość wymagałaby droższego sprzętu z fotokomórkami – przynajmniej przy oknach na parterze.
Kiedy dotarłem, światła były pogaszone. Zaskoczyło mnie, że tak bardzo mnie to rozczarowało. Sądząc po tym, jakie były podekscytowane, myślałem, że impreza potrwa całą noc. Moje ciało zareagowało na samo wspomnienie kształtów dziewczyny. Była taka drobniutka, że podniósłbym ją jedną ręką. Założę się, że niesamowicie byłoby poczuć te nogi wokół siebie.
Zaśmiałem się i wybiłem to sobie z głowy. Kurde, nawet nie poprosiłem jej o numer. Ale zamierzałem to naprawić.
Po południu czekała mnie miła niespodzianka. Kiedy omawiałem sprawę z przełożonym w jego gabinecie, przez otwarte drzwi dobiegł mnie znajomy głos. Czyżby mi się wydawało, ponieważ myślałem o Paige całą noc? Zamierzałem dzisiaj do niej podjechać i poprosić ją o numer. Odwróciłem się i ją zobaczyłem. Co ona tu robiła? Czy coś jej się stało? Była odwrócona do mnie bokiem, rozmawiała z jednym z policjantów. Nie zauważyłem śladów wypadku ani napaści.
– Will?
– Przepraszam, szefie. Przyszła moja… znajoma. Możemy przełożyć rozmowę na później, żebym mógł sprawdzić, co się stało?
Wstałem z krzesła, zanim przytaknął. Mijałem biurka, zmierzając prosto do niej. Z bliska przyjrzałem jej się dokładniej. Nie wydawała się skrzywdzona ani przestraszona. Rozmawiała z jednym z naszych najmłodszych policjantów, Stanem. Pomyślałem, że chętnie pomogę. Zbyt chętnie. Stał za blisko i uśmiechał się jak idiota.
– Paige, co ty tu robisz?
Urwała w pół zdania i odwróciła się do mnie. Te usta były jeszcze ładniejsze, niż zapamiętałem. Miała rozpuszczone włosy, które zasłaniały szyję, ale widoczny kawałek skóry zajebiście kusił, żeby go pocałować.
– Cześć, Will. Rozejrzałam się po domu, tak jak sugerowałeś. Nie znalazłam śladów wandalizmu, ale ktoś ukradł mi lusterka od samochodu, który od dłuższego czasu stał w ogródku. Mam zdjęcia i chciałabym złożyć doniesienie. Potrzebuję tego, żeby wypłacili mi pieniądze z ubezpieczenia.
– Zajmę się tym – powiedziałem.
– Ale to leży w zakresie moich obowiązków – zaprotestował Stan, najwyraźniej chcąc spędzić więcej czasu z Paige. Zacisnąłem szczękę.
– Powiedziałem, że się tym zajmę.
Stan wiedział, że nie należy podważać zdania przełożonego, nawet jeśli miał rację. Nie miałem zamiaru pozwolić, żeby nad wyraz pomocny Stan przejął sprawę.
– Chciałam najpierw zadzwonić, żeby się dowiedzieć, czy jesteś na miejscu, ale zgubiłam twoją wizytówkę – powiedziała. – Sprawdziłam adres komisariatu w internecie.
Zaprowadziłem Paige do swojego biurka, idąc tuż za nią. Jej biodra kołysały się z każdym krokiem i nagle poczułem potrzebę, żeby sprawdzić, czy skóra na jej udach jest równie gładka, co na ramieniu. Każdy skrawek ciała tej kobiety aż prosił się o język.
Kiedy doszliśmy do biurka, wziąłem dla niej wolne krzesło i oboje usiedliśmy. Szukałem odpowiedniego formularza w bazie danych. Paige założyła nogę na nogę, a ja nie mogłem się oprzeć, żeby nie spoglądać w ich stronę. Były zgrabne i silne jak u biegaczki albo pływaczki. Wyglądałyby cudownie, gdyby oplotła mnie nimi w pasie, a ja przyparłbym ją do ściany i w nią wszedł. O, do diabła! Myślałem, że zeszłego wieczoru zareagowałem na nią w ten sposób, bo wyglądała tak pociągająco w tej krótkiej sukience i z koczkiem na czubku głowy. Ale teraz miała na sobie strój biznesowy, a i tak mnie świerzbiło, żeby sprawdzić, jak by to było czuć jej nogi wokół siebie.
Skupiłem się na formularzu, który wypełnialiśmy wspólnie. Wpisałem numer prawa jazdy Paige do bazy i przejrzałem archiwalne wpisy.
– Paige… masz mnóstwo mandatów za przekroczenie prędkości.
Spojrzałem na nią. Oblała się rumieńcem, ale nie odwróciła wzroku.
– To było przed wyjazdem do Paryża. Wszystko zapłaciłam.
– Jak udało ci się dostać dwanaście mandatów w dwa tygodnie?
Wzruszyła ramieniem i ramiączko sukienki przesunęło się o centymetr, odsłaniając piegi.
– Nie mogłam wziąć samochodu do Paryża, a tę dziecinkę prowadzi się tak gładko, że chciałam się z nią należycie pożegnać.
Oparłem się na krześle i ryknąłem śmiechem. Rano byłem w gównianym nastroju. Sprawa, nad którą pracowałem, okazała się skomplikowana, co zawsze zżerało mnie od środka. Ale Paige poprawiła mi humor, jakby nacisnęła jakiś guzik.
– Większość ludzi się do tego nie przyznaje.
– Próbowałam się wymigać, ale słodkie słówka nie podziałały.
Sposób, w jaki wymówiła „słodkie słówka”, sprawił, że wyprostowałem się na krześle.
– Próbowałaś flirtować ze stróżem prawa?
– A czy to zniewaga? – Przybrała zadziorny ton i wysunęła brodę do przodu. Miałem ochotę pocałować te pyskate usteczka.
– Nie.
Gdybym to ja ją zatrzymał i zaczęłaby ze mną flirtować, z pewnością przymknąłbym oko na jej wybryki.
– Najwyraźniej i tak nie pomogło.
– Ten dzień robi się coraz ciekawszy. Przychodzisz, żeby złożyć doniesienie, a ja odkrywam, że notorycznie łamiesz prawo.
W jej oczach zapłonął ogień. W tym momencie miałem ochotę nie tylko ją pocałować. Chciałem przygwoździć ją do biurka, przenieść jej ręce nad głowę, chwycić za nadgarstki i przelecieć tu i teraz, na oczach połowy pracowników. Jezu, nawet nie znam tej kobiety.
Wyprostowała nogi, a potem założyła je znowu. Patrzyłem na nią, aż odwróciła wzrok i oblizała dolną wargę. Miałem ochotę ją polizać, a nawet troszkę przygryźć.
– Nie zbieraj kolejnych mandatów – powiedziałem w końcu.
Paige zasalutowała.
– Tak jest.
– I powinnaś rozbudować system alarmowy.
– Dlaczego?
– Remontowane domy przyciągają włamywaczy.
– Pomyślę o tym. Włamanie to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję. – W jej głosie pobrzmiewała czułość.
– Lubisz ten dom.
– Tak. Należał do mojej babci. Cała rodzina go uwielbia, ale sprzedaż to najlepsze rozwiązanie. Prawdopodobnie wyprawimy należyte przyjęcie pożegnalne od razu, jak oddamy klucze. – Podobało mi się, jak ciepło mówiła o swojej rodzinie. Tymczasem ona kontynuowała: – Poszukam alarmu na Amazonie, zobaczę, czy znajdzie się jakaś szybka dostawa.
– Prościej i szybciej pójść do specjalistycznego sklepu. – Wziąłem karteczkę z pliku, który leżał obok komputera, chcąc zapisać adres, ale wpadłem na lepszy pomysł.
– Pójdę z tobą. Jeden sklep jest kilka przecznic stąd.
– Nie musisz tego robić, ale chętnie przyjmę ofertę, inaczej będę z tym zwlekać w nieskończoność.
– Masz czas teraz? – Była osiemnasta. Sklep zamykali o dwudziestej. Mógłbym ją później zabrać na kolację.
– Nie, jestem umówiona na wieczór.
Skinąłem głową. Umówiła się z facetem? Ta myśl zirytowała mnie bardziej, niż chciałem przyznać.
– Jutro? – naciskałem.
Paige się zaśmiała.
– Myślisz, że aż tak potrzebuję się bronić?
– Sądząc po twoich mandatach, to miasto powinno się bronić przed tobą.
– Touché, jak to mówią Francuzi. Jutro pasuje. Osiemnasta?
– Spotkamy się przed wejściem. – Zapisałem adres sklepu na karteczce i podałem ją Paige razem z wizytówką. – Tym razem jej nie zgub.
Paige otworzyła torbę i wyjęła portfel.
– Widzisz? Wkładam ją tutaj, żeby nie zginęła. Tamtą schowałam do kieszeni i musiała wypaść.
– Stawiasz mnie w gorszym położeniu. Nie mam twojego numeru – powiedziałem, kiedy wstaliśmy.
– Ach, oczywiście. Powinieneś go mieć, w razie gdyby coś ci wypadło i nie mógłbyś przyjść.
To się nie wydarzy – pomyślałem, kiedy dyktowała mi numer. Pochyliła się nad biurkiem, więc miałem bezpośredni widok na jej dekolt. Chryste, była cudowna. Prawie pociekła mi ślinka na samą myśl o tym, jak smakuję skórę między jej piersiami, jak muskam językiem jej sutki.
Potrząsnąłem głową i odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi. Sądząc po jej beztroskim sposobie bycia, nie brała sprawy alarmu na poważnie. Ale po to są tacy ludzie jak ja – żeby chronić takich ludzi jak ona.ROZDZIAŁ TRZECI
PAIGE
Kiedy następnego ranka szykowałam się do pracy, nieco za bardzo skupiłam się na swoim wyglądzie. Związałam włosy w kucyk, ale zaraz zdjęłam gumkę, pozwalając, by kosmyki opadały swobodnie. Tak, zdecydowanie rozpuszczone. Och, ale jakie to miało znaczenie? Szłam kupić alarm. Nie wiedziałam, dlaczego tak się przejmuję. No dobrze, wiedziałam… tak jakby. Chciałam zrobić dobre wrażenie na Willu, z którym miałam się widzieć po południu. Nie mogłam się pozbyć poczucia, że uważa mnie za roztrzepaną. Chciałam to naprawić. Tata był kiedyś w wojsku i przebywałam w towarzystwie jego kumpli, więc odznaki i mundury nie robiły na mnie specjalnego wrażenia. Wręcz przeciwnie. Ale nie mogłam sobie wybić Willa z głowy.
Ziewnęłam, mimo że wypiłam już dwie kawy. Od dwóch nocy nie zmrużyłam oka. Pieprzony jet lag.
Dobrze, że dwa pierwsze dni w biurze w LA upłynęły mi głównie na papierkowej robocie i ogarnianiu biurka. Niewiele się zmieniło od mojego wyjazdu do Paryża. Nadal wynajmowaliśmy to samo miejsce na parterze wieżowca. Nawet zespół został ten sam.
– Nie wierzę, że rzuciłaś Paryż. – Ashley mówiła to już milion razy.
– Nie rzuciłam. Po prostu nie pasowałam tam.
– Dziewczyno, gdybym nie miała męża i dwójki dzieci, przeprowadziłabym się tam w mgnieniu oka.
– Uwierz mi, Ashley. Paryż nie jest taki, jak wszyscy go przedstawiają. Jasne, pod względem turystycznym jest fajny. Wieża Eiffla, makaroniki. Ale jest też zatłoczony, a ceny najmu są absurdalne. Połowę pensji przeznaczałam na podmiejskie mieszkanie wielkości pudełka od zapałek. Dojazdy zajmowały tyle, że nie miałam czasu na nic poza pracą i spaniem.
Ashley westchnęła.
– Nie psuj mi radochy technikaliami.
Tak wyglądała rzeczywistość. Nigdy nie zamierzałam przenosić się tam na stałe, postrzegałam to jako dobrą okazję do rozwoju. Zostałam dyrektorką i realizowaliśmy o wiele więcej projektów. Ale czułam, że tutaj mogę zrobić więcej dobrego, a przecież to się tak naprawdę liczyło. Poza tym miałam możliwość zająć się nowym projektem od podstaw. Nadal musiałam dopracować kilka szczegółów z szefem, ale zrobię to, jak już uporam się z jet lagiem.
Misterny plan upadł, kiedy szef zastukał do drzwi.
– Paige, czy to dobry moment na rozmowę o programie centrum edukacji?
To był fatalny moment. Mój mózg działał wstecz. Ale nie odmówiłam.
– Jasne.
– Zostawię was – powiedziała Ashley.
Kiedy wyszła, Greg od razu przeszedł do rzeczy.
– Spodziewałem się, że będziesz jedną z tych osób, które na dobre przepadną w Paryżu.
Powiedział to takim tonem, jakby miał nadzieję, że nie wrócę. Greg nie był moim największym fanem. Uważał mnie za bezpośrednią konkurentkę, chociaż nigdy nie zabiegałam o jego stanowisko. Niechęć była wzajemna. Miał zapędy mizoginiczne, które od czasu do czasu dawały o sobie znać. Kiedy zaczęłam z nim pracować w wieku dwudziestu jeden lat, czułam się zastraszona. Siedem lat później nauczyłam się nie zwracać na niego uwagi.
– Przejrzałem twoją propozycję. Jest odważna.
Czytaj: szalona.
Chciałam założyć centrum edukacji dla osób, które dorastały w kryzysie bezdomności. Teoretycznie tak nie powinno się dziać, ale spora część tych ludzi wymykała się przez szczeliny systemu opieki społecznej i jako dorośli nie mieli kwalifikacji ani umiejętności, by dostać pracę, przez co nadal tkwili na ulicy. Błędne koło. Mogliśmy to zmienić, oferując im edukację, która pozwoli znaleźć zatrudnienie. Nosiłam się z tym pomysłem, odkąd natknęłam się na grupę nastolatków w kryzysie bezdomności. Mieli nadzieje i marzenia jak każdy, ale absolutnie żadnych środków, żeby je zrealizować. Moi rodzice zawsze ciężko pracowali, żebyśmy mieli z rodzeństwem wszystko, czego nam trzeba. Gdzie byśmy byli, gdyby tego nie robili? Wiedziałam, że nie powinnam się aż tak angażować, ale nie mogłam się powstrzymać. Czułam, że to bardzo osobista sprawa.
– Mogę tego dokonać. Nikt nie sądził, że we Francji uda mi się wprowadzić program ogólnoeuropejski, a jednak to zrobiłam.
– Dużo ryzykujesz. Widzę, że nie spokorniałaś w Paryżu.
– Ani trochę.
– Wolałbym, żebyś ulokowała swoje wysiłki gdzie indziej.
– To nie jedyny projekt, nad którym będę pracować. – Chociaż to na nim najbardziej mi zależało.
– Nie ma na to pieniędzy z grantu.
– Dlaczego nie?
– Bo mamy określoną pulę i wolałbym, żebyś wykorzystała ją na inne projekty. Skup się na prywatnych darczyńcach – usłyszałam. Zrozumiałam, że to znacząco utrudni mi zadanie. Tymczasem Greg ciągnął: – Powiem tak: pozyskaj listy intencyjne na co najmniej dwadzieścia pięć procent finansowania od prywatnych fundatorów i wtedy się zastanowię. Znasz zasady.
Znałam i dlatego od razu wiedziałam, że Greg nie pójdzie na dwadzieścia pięć procent. Potrzebowałam co najmniej pięćdziesięciu, żeby go przekonać, że to nie będzie strata czasu.
– Zostawiam cię z tym. Dawaj znać na bieżąco.
– Tak zrobię.
Ashley wróciła po wyjściu Grega i krążyła wokół mojego biurka, żeby mnie wdrożyć w bieżące działania. Po południu znów zaczęłam się czuć jak człowiek. Sporządziłam listę firm, do których mogłabym uderzyć po fundusze. Pracowałam już z większością z nich. Miałam z nimi kontakt, bo szybko się nauczyłam, jak ważne są koneksje. Będę musiała podchodzić do każdego indywidualnie. Jedni zainteresują się samą sprawą, inni tylko tym, ile dobrego PR-u wycisną ze swojego wkładu. Nie przeszkadzało mi to. Większość firm przekazywała fundusze, bo dobrze to wyglądało w raportach rocznych na stronie internetowej. Ale pieniądz to pieniądz.
Poszłam do jednej z moich ulubionych kawiarni przy plaży Venice, żeby popracować nad propozycjami. Mieściła się z dala od promenady i turystów. Grega nie bardzo obchodziło, gdzie się pracuje – co było jedyną rzeczą, którą w nim doceniałam – a teraz, kiedy wróciłam do LA, zamierzałam jak najwięcej korzystać ze słońca, chłonąć je. Rozkoszowałam się piaskiem pod stopami, posmarowałam ramiona i kostki kremem z filtrem. Siedziałam przed kawiarnią z wielkim kapeluszem na głowie i dziergałam kolejne prezentacje przez kilka godzin. Do czasu, kiedy musiałam już iść, żeby spotkać się z Willem, zrobiłam trzy z dwudziestu jeden. Wyrobiłam normę na resztę tygodnia pracy.
Przed wyjściem zajrzałam jeszcze do łazienki, żeby sprawdzić, jak wyglądam. Mimo nakrycia głowy miałam zaczerwieniony czubek nosa. To pierwszy etap opalenizny. W drugim etapie przez jakiś tydzień wyglądałam jak homar, dopiero potem moja skóra przybierała złotobrązowy odcień.
Poprawiłam makijaż, nakładając trochę tuszu do rzęs. Zapomniałam wziąć z domu grzebień, więc przeczesałam zaplecione włosy palcami.
Kiedy dotarłam na miejsce, Will stał już przed sklepem, opierając się nonszalancko o ścianę. Chłonęłam każdy szczegół jego wyglądu. Ta wyraźnie zarysowana szczęka pokryta lekkim zarostem, te kości policzkowe…
Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę, która opinała się na jego ramionach i umięśnionych rękach. Była rozpięta, więc miałam idealny widok na jego tors. Nie tylko rysy miał oszałamiające. Nie mogłam się nadziwić, jaki jest seksowny.
I wtedy parę metrów dalej zauważyłam motor. Wow. Kolejne kilka punktów więcej do wskaźnika atrakcyjności. Dobrze, że nie pojawił się w tej kurtce w moich drzwiach.
– Dobry wieczór, panie detektywie. – Podeszłam do niego. Wbił wzrok w mój nos. Podejrzewałam, że teraz wyglądam już jak renifer Rudolf.
– Opalałaś się.
Pokiwałam głową, zdjęłam kapelusz, złożyłam go i wcisnęłam do torebki.
– Pół dnia pracowałam w kawiarni przy plaży Venice, siedziałam przy stoliku na zewnątrz.
– Czym się zajmujesz? – spytał, kiedy weszliśmy do sklepu. Mieli spory wybór elektroniki.
– Jestem dyrektorką do spraw rozwoju społecznego w organizacji non-profit. Three Emeralds, może obiło ci się o uszy.
– Oczywiście, że tak. – Wybałuszył oczy, jakby trudno mu było połączyć stojącą przed nim kobietę z takim stanowiskiem.
– Spodziewałeś się czegoś innego?
– Myślałem, że pracujesz w branży modowej. Może jako modelka, bo wspomniałaś o Paryżu.
Spuścił wzrok, a ja czułam gorąco w każdym miejscu, na które patrzył. Do diabła, czułam je nawet tam, gdzie nie patrzył. Sutki mi stwardniały.
– Ty też na pierwszy rzut oka nie podejrzewałaś, że jestem detektywem, co? – spytał.
– No nie. Myślałam, że jesteś aktorem.
Puścił do mnie oko, wyprostował plecy i ściągnął ramiona. Kiedy wskazywał regał po prawej stronie, przy jego pasku błysnęła odznaka.
– Polecam te. Są droższe, ale trudniej je oszukać. Złodzieje coraz lepiej sobie radzą ze staroświeckimi alarmami.
Wyjaśnił mi wady i zalety różnych modeli. Wszystko brzmiało dla mnie tak samo, więc zamierzałam się kierować intuicją i ceną. Nie potrzebowałam wymyślnych dodatków, ale to nie powstrzymało Willa przed wyliczaniem najdrobniejszych szczegółów dotyczących najnowszych modeli.
Złapałam się na tym, że bardziej skupiałam się na jego wyglądzie, niż na tym, co mówi. Jego ramiona były naprawdę niesamowite. Zdjął kurtkę. Miał na sobie czarną koszulkę z krótkimi rękawami, które opinały się na bicepsach.
– Słuchaj. Nie każdy, kto zapuka do twoich drzwi, jest równie nieszkodliwy, co ja. Ani taki przystojny.
Poruszył znacząco brwiami, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu.
– Nie powiedziałeś tego.
– Owszem, powiedziałem. Nie zgadzasz się?
– Może się zgadzam.
– Czyli pomyślałaś, że jestem aktorem, bo wyglądam odrażająco?
Założyłam ręce na piersi, próbując wymyślić jakąś ciętą ripostę. Ale miałam przeczucie, że trafił swój na swego.
– Nie wierzę, że się na mnie mścisz.
– Nie mszczę się. Po prostu za bardzo mi się to podoba, żeby przestać.
– Nieładnie, panie detektywie. Czerpiesz przyjemność z tego, że inni czują się nieswojo.
Podszedł trochę bliżej.
– Czujesz się nieswojo, Paige? – Nachylił się jeszcze bardziej. – Zdradzić ci tajemnicę? Mnie się wydaje, że tobie też się podoba.
Owszem, trafił swój na swego, bez wątpienia. Zapomniałam języka w gębie, a odpowiedź brzmiała: „zdecydowanie tak”. Podobało mi się. Absurd, prawda? Kupowanie alarmu nie powinno być takie zabawne.
Odwróciłam wzrok, próbując odzyskać mowę. Nie odpuszczę bez pyskatej odpowiedzi.
– Ale z ciebie chwalipięta. – Wzięłam karton z półki i ruszyliśmy do kasy.
– Moje siostry przyznałyby ci rację.
– Dobrze wiedzieć. Ile masz sióstr?
– Trzy.
– Duża rodzina.
– I jeszcze dwóch braci.
– Też są tacy zarozumiali?
– Próbują. Ale do tego trzeba mieć szczególny talent.
Płacąc za alarm, cała trzęsłam się ze śmiechu.
– Dzięki za pomoc – powiedziałam, kiedy wyszliśmy na zewnątrz. Niebo zrobiło się ciemnopomarańczowe. Zbliżał się zachód słońca.
– Mogę ci kupić taco? W ramach podziękowania? – Wskazałam na budkę po drugiej stronie ulicy.
– Jasne.
Usiedliśmy przy jednym z dwóch wysokich stolików. Delikatny wietrzyk znad oceanu zrobił się chłodny, więc zarzuciłam na siebie wiązany kardigan, który wcisnęłam rano do torebki. Will włożył skórzaną kurtkę. Jaka szkoda, że zasłonił mięśnie. Miałam konflikt wewnętrzny. Z jednej strony wyglądał apetycznie w kurtce, ale bez niej mogłam podziwiać bicepsy, które budziły moje najskrytsze pragnienia. W kieszeni zawibrował mu telefon.
– Skąd tyle SMS-ów?
– Siostra przypomina mi o moich obowiązkach weselnych. Chyba myśli, że bez tego zapomnę.
– Ma powody, żeby tak sądzić?
– Żadnych. Jestem odpowiedzialnym starszym bratem.
Nie mogłam sobie wyobrazić, że Will mógłby być nie tylko zarozumiałym łobuzem, ale może było w nim coś więcej poza górą mięśni i uśmiechem, od którego robiło się mokro.
– Czyli jest panną młodą z piekła rodem?
– Nie, jest wedding plannerką. Uwielbia te swoje listy rzeczy do odhaczenia. – Sądząc po cieple w jego głosie, w ogóle mu to w niej nie przeszkadzało.
Kiedy jedliśmy, Will rozglądał się dookoła. Znałam to zachowanie. Nazywałam to „cichym czuwaniem”. Przypominało mi, jak się czułam za każdym razem, kiedy wychodziłam gdzieś z tatą. Odszedł na emeryturę wojskową lata temu, ale stare nawyki trudno zwalczyć. Ciągle był na patrolu. „Nie martw się, skarbie. Będę cię bronił”. Jak na ironię nieustanne wyglądanie niebezpieczeństw sprawiało, że czułam się zagrożona. Zawsze za bardzo zżerał mnie strach, że coś mu się stanie.
– Wyluzuj, panie detektywie. Stresuję się, kiedy tak ciągle szukasz kłopotów.
– Przepraszam, taki nawyk.
– Jesteś teraz na służbie?
– Nie.
– Więc korzystaj z wolności. Lepiej, żebym czuła się nieswojo przez twoją zarozumiałość niż zmarszczone czoło.