- promocja
- W empik go
Przeznaczona diabłu. Tom 2 - ebook
Przeznaczona diabłu. Tom 2 - ebook
Sfingowanie śmierci swojej i syna wydawało się Alessie jedynym sposobem ucieczki z piekła, do jakiego trafiła, wiążąc się z szefem mafii znanym jako Diabeł. Nie sądziła, że ich drogi jeszcze kiedyś się przetną, ale los bezczelnie z niej zakpił… Jedno spotkanie ponownie obudziło w niej wątpliwości. Czy kobieta ma prawo odbierać ojcu możliwość patrzenia, jak dorasta jego własne dziecko? Alessa postanawia wrócić z zaświatów i spróbować zbudować rodzinę na nowo. Ale czy Antonio, raz odrzucony i oszukany, da jej jeszcze jedną szansę? Czy i tym razem okaże się, że Alessa jest przeznaczona tylko jemu?
Jego ciemne oczy oraz włosy lśnią dziwnym blaskiem. Takim samym jak jej. Zamieram, kiedy chłopczyk przystaje obok mnie i z wielkim uśmiechem prawie że wpada w moje ramiona, oplatając swoje malutkie rączki dookoła mojej nogi, głośno krzycząc:
– Tata!
Szum w uszach nie pozwala mi się na niczym skupić. Podnoszę głowę i dostrzegam zaskoczoną minę Maxa i Josego. Odsuwam malca od siebie i kiedy już mam zamiar mu powiedzieć, że się pomylił, jak przez mgłę słyszę jej głos. Ten cudowny melodyjny głos. I na chwilę brak mi tchu.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-455-0 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Alessa
Czy twoje serce może pęknąć w tym samym momencie, w którym zaczęło bić na nowo?
Pik.
Pik.
Pik.
Jak przez mgłę słyszę ten dźwięk i ciche rozmowy. Ale mimo starań nie mogę się skupić na nich i skojarzyć, czyje to głosy. Wszystko mnie boli, a powieki są takie ciężkie. Pragnę tylko jednego. Nie jednego. Dwóch rzeczy. Pragnę zobaczyć Antonia, mojego męża, i dowiedzieć się, co z naszym synkiem. Czuję, jak panika zaczyna przybierać na sile. Boże, jeśli on nie przeżył, a ja tak? Nie wiem, jak sobie z tym poradzę.
Muszę się obudzić, nie mogę dalej tego odwlekać. Powoli otwieram oczy i parę razy mrugam nimi, jasne światło piekielnie mnie razi. Przełykam ślinę i zwilżam usta, po czym zachrypniętym głosem, którego nie poznaję, mówię cicho:
– Antonio?
Ale zamiast swojego męża widzę wuja. Przez krótką chwilę ogarnia mnie jeszcze większa panika, a jakaś maszyna po mojej lewej stronie zaczyna dziwnie głośno pikać.
– Już dobrze, kochana. – Wujek Vinnie nachyla się i siada obok mojego łóżka. – Nie możesz się denerwować.
– Gdzie jest Antonio? Co z naszym synem? – Dotykam pośpiesznie brzucha i kiedy tylko czuję ruchy dziecka, od razu z moich ust wydobywa się głęboki oddech ulgi.
Tyle że nie rozumiem, co się dzieje. Nie wiem, gdzie jest Antonio ani co robi tutaj wujek. Nie widziałam go od ślubu, rozmawiałam z nim parę razy przez telefon, ale nic poza tym. Dlaczego więc on tutaj teraz siedzi i gdzie jest mój mąż? Łzy ponownie pojawiają się w moich oczach, a oddech przyśpiesza. Aparatura ponownie zaczyna głośno pikać.
Wujek łapie mnie za dłoń i uspokajająco głaska, po czym ze spuszczoną głową mówi cicho:
– Kochałem twoją matkę z całego serca i każdego dnia pozwalałem jej zatracać się w ciemności twojego ojca. Aż nie zostało z niej już nic. Moja kochana Rose zniknęła. Nie pozwolę, aby spotkał cię ten sam los. – Wujek Vinnie całuje delikatnie moją dłoń i z czułością, jaką wielokrotnie widziałam w jego oczach, mówi: – Gdybym tylko nie był tchórzem… mogłabyś być moim dzieckiem. Moim i Rose. – Klęka przy mnie i dotyka mojego policzka, po czym szepcze ze łzami w oczach: – Pozwól mi cię uratować, Alesso. Pozwól mi was ocalić. Nie byłem w stanie tego zrobić dla twojej matki, ale obiecuję, że was uratuję. Ciebie i twojego syna.
Uratuje? O czym on mówi? Nic nie rozumiem. Głowa zaczyna mnie boleć coraz bardziej. I kiedy próbuję się skupić na jego słowach, wspomnienia wracają niczym klatki w kliszy. Kolacja… wybuch… Łapię mój okrągły brzuszek i zaczynam cicho płakać. Mój kochany synek mógł zginąć. Zamykam oczy i czuję, jak całym moim ciałem wstrząsa kolejny dreszcz rozpaczy. Łzy płyną mi po policzkach i kiedy tylko czuję słabe kopnięcie malca, wiem, co muszę zrobić – ocalić nawet za cenę własnego szczęścia.
Kiedy ponownie otwieram załzawione oczy, spoglądam na twarz wujka i ze złamanym sercem pytam cicho:
– Jaki masz plan?ROZDZIAŁ 1
Antonio
Spoglądam na Josego i mimo tego, iż wiem, że jest to dobre posunięcie biznesowe, jedyne, o czym mogę myśleć to to, iż nie udało mi się tutaj zabrać Alessy, mojej kochanej _principessy_. Hiszpania na pewno by jej się spodobała. Jest tak samo cudowna, kolorowa i żywa jak ona. Zaciskam dłonie pod stołem i dyskretnie rozglądam się dookoła.
– Cieszę się, że przylecieliście. Zobaczysz, Antonio, nie pożałujesz swojej decyzji.
Siedzimy w restauracji hotelowej. Spoglądam na Josego i rozglądam się po hotelu. Uznaję, że może ma rację. Zainwestowanie w ten hotel i wykupienie jego długu nie będzie mnie tak wiele kosztować, a korzyści z posiadania go będą ogromne.
– Zobaczymy.
– Jutro nasi prawnicy się spotkają i obgadają wszystko, a dzisiaj się zabawmy. Pokażę wam, co ma do zaoferowania Walencja, i po dzisiejszym wieczorze nie będziecie chcieli już nigdy wyjechać. Obiecuję wam to.
Jego podlizywanie się przerywa nagle głośny krzyk jakiegoś dziecka.
– Tato!
Odwracam się w kierunku, z którego dochodzi ten hałas, i zamieram. Mały chłopiec, cztero-, może pięcioletni, biegnie w naszym kierunku i krzyczy. Nie wiedziałem, że Jose ma syna. A już na pewno nie takiego ładnego. Jego ciemne oczy i włosy lśnią dziwnym blaskiem. Takim samym jak jej. Zamieram, kiedy chłopczyk przystaje obok mnie i z wielkim uśmiechem prawie że wpada w moje ramiona, oplatając swoje malutkie rączki dookoła mojej nogi, głośno krzycząc:
– Tata!
Szum w uszach nie pozwala mi się na niczym skupić. Podnoszę głowę i dostrzegam zaskoczoną minę Maxa i Josego. Odsuwam malca od siebie i kiedy już mam zamiar mu powiedzieć, że się pomylił, jak przez mgłę słyszę jej głos. Ten cudowny, melodyjny głos. I na chwilę brak mi tchu.
– Antonio!
Malec odwraca się i krzyczy do kogoś głośno:
– Mamo, zobacz, to tata! – Łapie mnie za rękę.
Odwracam się w tym samym kierunku, co ten malec, który wygląda niczym mała kopia mnie oraz Alessy, i zamieram. Bo oto i ona. Moja _principessa._ I tak samo jak za pierwszym razem, kiedy ją ujrzałem, tak i teraz moje serce zaczyna bić i pompować krew na nowo. Lecz kiedy tylko nasze spojrzenia się krzyżują, a w jej oczach dostrzegam strach, ogarnia mnie niepohamowana złość, ale też dziwnego rodzaju radość, że ją odzyskałem. Czy to możliwe? Czy to jest może sen? Może tak naprawdę to nadal siedzę przy stole z Jose i Maxem, a to wszystko dzieje się tylko w mojej wyobraźni.
Gdy ponownie czuję szarpnięcie malca na dłoni, już wiem, że to nie jest sen. To rzeczywistość. Ona tutaj jest. To dzieje się naprawdę. Podbiegam do niej i łapię ją w ramiona, po czym biorę głęboki wdech i wącham jej cudowne włosy. Kurwa! Jak ja tęskniłem za tym zapachem. Jej ciałem. Jej dotykiem. Tak. To ona, moja _principessa._ Moje przeznaczenie.
I wtedy czar pryska. A jedyne, co czuję, to furia. Niepohamowana, dzika furia wymieszana ze złością. Odsuwam ją od siebie i spoglądam na nią, a przez całe moje ciało przelatuje wściekłość i ogromne pragnienie skrzywdzenia jej za to, co mi zrobiła. Za to, co mi zabrała. Uświadamiam sobie, że mnie oszukała. I mimo pragnienia zamknięcia jej ponownie w swoich ramionach i utulenia oraz mówienia, że już jest bezpieczna, czuję złość na nią. Pragnę teraz tylko jednego – zniszczyć ją w taki samo sposób, w jaki ona mnie zniszczyła pięć lat temu. Odeszła. Zostawiła mnie i zabrała naszego syna. A ja wpadłem w otchłań ciemności.
Nie chcę jej słuchać. Nie potrzebuję jej tłumaczeń. Nie potrzebuję jej błagań. Już nie jest moją _principessą._ Jest tylko matką mojego syna. Nikim więcej.
Boże, nasz syn. Nasz piękny chłopiec żyje. I żył daleko ode mnie przez ostatnie pięć lat. Czuję łzy pod powiekami, ale szybko zaciskam pięści i zęby. Nie dam jej tej satysfakcji. Nie pokażę, jak bardzo mnie zraniła. Nie zasługuje na to. Nie zasługuje na nic, tylko na moją złość. I to właśnie dostanie. Będę diabłem, tak jak widzi mnie cały świat. Tak jak ona mnie widziała, kiedy ją poznałem.
Alessa
Gdzie ten mały brzdąc? Wystarczy się odwrócić na sekundę, a on od razu znika. Od kiedy tylko nauczył się chodzić, nie mam ani chwili wytchnienia. Czasem tak bardzo mi przypomina swojego ojca.
– Wiem, że dla niego cały ten hotel to plac zabaw, ale ja prawie odchodzę od zmysłów. – Uśmiecham się do Kevina, który idzie w moim kierunku z uśmiechem na twarzy.
– Nie martw się, zaraz go znajdziemy. Ty idź w stronę restauracji, a ja pójdę w stronę basenu.
Kevin kładzie dłoń na moim ramieniu i wiem, że chce mi dodać otuchy, ale nic na to nie poradzę. Do momentu, aż mały się nie odnajdzie, będę czuła ten strach. Strach, który czuję od dnia, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Strach, który każda matka odczuwa, kiedy jej dziecko jest daleko od niej i który tylko minimalnie maleje, nawet gdy jest obok.
Uśmiecham się do Kevina i mówię:
– Przysięgam, że tym razem go ukarzę.
– Tak, jasne. – Kevin rzuca z ewidentną kpiną w głosie i uśmiecha się do mnie delikatnie, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że nie jestem do tego zdolna.
Od dnia narodzin syna nie potrafiłam niczego mu odmówić, a już o karaniu nie było w ogóle mowy. Może na swój sposób chcę mu złagodzić fakt, iż od dnia narodzin go okłamuję i pozbawiam osoby, o której coraz to częściej zaczyna mówić. Parę lat temu jeszcze było to do wytrzymania, ale z każdym kolejnym rokiem robi się to coraz trudniejsze. I często zastanawiam się, czy popełniłam błąd, nie okłamując go i nie mówiąc, że jego ojciec nie żyje. Może wtedy mały nie byłby tak ciekawski.
Idę w stronę restauracji, kiedy nagle coś dziwnego przelatuje przez całe moje ciało. Coś, czego nie czułam od pięciu lat, a co doskonale znam. Ten dreszcz. Antonio. Tylko on tak na mnie działa. Ale to przecież niemożliwe…
Zatrzymuję się i powoli łapię oddech. Kładę dłoń na klatce i łapię powolne oddechy. Serce bije w nienaturalnym tempie. Zamykam oczy i przysięgam, że umysł płata mi figle, bo teraz czuję też jego zapach. Tak, jakby był niedaleko mnie. Czuję to samo magnetyczne przyciąganie. No już, Alessa, wdech i wydech. Nie wariuj mi tylko – nakazuję sobie w myślach i lekko się uśmiecham. I jak przez mgłę słyszę głos mojego synka.
Idę w jego kierunku. Wchodzę do restauracji i świat przestaje się kręcić. Czas jakby się zatrzymał. A marzenie, które miałam od lat, spełniło się. Tyle że to jest niemożliwe. Czy ja nadal oddycham? Dwóch moich mężczyzn stoi i spogląda na mnie. Dwie osoby, które kocham ponad wszystko na tym świecie. W oczach małego widzę radość, ale kiedy tylko patrzę na Antonia, dostrzegam tylko jedno. Złość i nienawiść. __ I muszę przyznać, że nie mogę mieć do niego o to pretensji. Spoglądam na syna i jego ojca, powoli mrugając oczami. Czy ja mam halucynacje? To przecież nie może być prawda. Moje nogi są jak z ołowiu i nie jestem w stanie poruszyć się nawet o centymetr.
– Antonio. – Z ledwością jestem w stanie to powiedzieć.
Obaj do mnie podchodzą i kiedy spoglądam na synka, on się odzywa:
– Mamo, zobacz, to tata.
– Widzę, kochanie – odpowiadam.
Przełykam ślinę i nie spuszczam spojrzenia z Antonio, w którym prawie nic się nie zmieniło przez te lata. Może tylko jedno – w jego spojrzeniu już nie dostrzegam miłości ani iskry. Widzę jedynie mrok. Ten sam, który widziałam lata temu, kiedy tylko się poznaliśmy.
– Skarbie – mówię z lekkim uśmiechem i wyciągam rękę do syna – proszę, podejdź do mnie.
Kiedy tylko malec to robi, łapię go w objęcia i mocno przytulam. Antonio przybliża się do nas. Tak, jakby obawiał się, że zaraz ucieknę. I nie mogę go za to winić. Nie po tym, co zrobiłam. Czuję, jak łzy napływają do moich oczu i próbuję ostatkiem sił je odgonić. Tak bardzo bym chciała się teraz do niego przytulić. Tyle lat marzyłam o tym, aby ponownie go zobaczyć, wyjawić mu wszystko i błagać o wybaczenie. Ale teraz widząc go i ten wzrok, który mógłby zabić, boję się odezwać czy nawet poruszyć. To nie jest już ten sam mężczyzna. To nie jest mój mąż, który tulił mnie każdej nocy i szeptał do ucha, jak bardzo mnie kocha. Nie, teraz przede mną stoi ten sam mężczyzna, co w noc, kiedy wkroczył do rezydencji mojego ojca. Antonio „Diabeł” Bonettie.
– Mamusiu, mówiłem ci, że tata kiedyś wróci.
Moje myśli przerywa głos synka. Spoglądam na niego i delikatnie przeczesuję jego ciemne włosy.
– Kochanie, proszę usiądź tam. – Pokazuję na fotel niedaleko zszokowanego Maxa i dodaję: – Mamusia musi porozmawiać z twoim… tatą – wypowiadając ostatnie zdanie, zerkam na Antonio.
I wtedy nieoczekiwanie moje marzenie się spełnia. Antonio podchodzi do mnie bardzo blisko. W jego oczach dostrzegam łzy. Łapie mnie w objęcia i słyszę, jak wciąga głośno powietrze, wąchając moje włosy. Wtulam się w jego ciało i ostatkiem sił powstrzymuję się od głośnego płaczu. To za dużo. To nie dzieje się naprawdę.
– Anotnio – szepczę i mocno się do niego przytulam. Łapię jego marynarkę i ściskam, kiedy słyszę nagle głos przyjaciela za plecami.
Czar pryska. Antonio odsuwa się ode mnie i teraz widzę w jego spojrzeniu tylko złość i zdradę.
– Tutaj jesteś, mistrzu. Wszędzie szukaliśmy cię z mamą. Nie możesz tak znikać.
Odwracam się na głos Kevina i po raz pierwszy od trzech lat jego obecność nie jest dla mnie wybawieniem.
– Kevin, zobacz, mój tata wrócił! – Antonio krzyczy i biegnie, wpadając w ręce Kevina, który spogląda to na mnie, to na Diabła z wyraźnym szokiem. I nie dziwię mu się, bo tylko on zna prawdę, nie licząc wujka Vinniego, który pomógł mi zniknąć.
Kevin podchodzi do mnie, kładzie dłoń na moim ramieniu i po raz pierwszy dostrzegam reakcję ze strony Antonio, który na ten gest jeszcze bardziej się prostuje i podchodzi do nas, a z jego ust wymyka się ciche warknięcie. Oczy mu płoną niczym rozpalone ognisko, które mogłoby spalić połowę lasu.
– Wszystko dobrze? – szepcze Kevin, znów spoglądając to na mnie, to na Antonio.
Uśmiecham się do niego i kucam przy synku, który teraz wyczuwa, że coś się dzieje. Całuję go w policzek i łapię jego twarz w dłonie, po czym spoglądam na Kevina i mówię najbardziej opanowanym głosem, na jaki mnie stać:
– Tak. Mógłbyś zabrać Antonia na basen.
– Mój syn nigdzie nie idzie! – Diabeł podchodzi do nas jeszcze bliżej, a po całym moim ciele przechodzą ciarki.
Spoglądam na niego i prostuję się.
– Proszę, pozwól im pójść, a my porozmawiamy. – Zbliżam się do niego i od razu tego żałuję, bo moje ciało reaguje na jego bliskość. – Błagam.
Ostatkiem sił powstrzymuję się od dotknięcia jego ramienia. Antonio spogląda to na mnie, to na małego i po chwili dostrzegam, że daje za wygraną. Odwraca się do Maxa, który bez słowa podchodzi do nas.
– Dobrze, ale Max idzie z nimi.
– Kevin. – Spoglądam na przyjaciela, który od razu reaguje.
– Dobra, mistrzu, pokażemy naszemu nowemu koledze, jak nauczyliśmy się nurkować. Co ty na to?
Słyszę, jak Kevin mówi jeszcze coś do małego, ale dla mnie już nic nie ma teraz znaczenia. Moje całe ciało napina się, a panika powoli ogarnia każdą komórkę ciała, bo nie wiem, do czego może się posunąć Antonio, gdy zostaniemy sami. Zwilżam po raz kolejny usta i daję ostatniego buziaka synkowi, po czym skinieniem głowy pokazuję Kevinowi, że może odejść.
Kiedy tylko znikają z pola widzenia, czuję ostre szarpnięcie i staję naprzeciwko prawdziwego diabła. Antonio nie odzywa się, tylko bez słowa ciągnie mnie w stronę wind. Gdy drzwi się otwierają, prawie wrzuca mnie do środka. Przed upadkiem ratuje mnie tylko to, że łapię za metalową rurkę w środku windy.
Antonio wciska pośpieszenie numer piętra, nawet nie patrząc na mnie. Jedziemy w ciszy, a numery pięter z zawrotną prędkością zmieniają się na wyświetlaczu. Moje serce wali niczym młot. Ponownie bez słowa złapał mnie za ramię, kiedy tylko sygnał w windzie oznajmił, że zatrzymaliśmy się na odpowiednim piętrze. Spoglądam na Antonia i kiedy już mam się odezwać, on posyła mi spojrzenie, przez które przechodzą mnie ponownie ciarki i jeszcze bardziej uświadamiają mnie o powadze sytuacji, w jakiej się znajduję. Wyciąga kartę i otwiera drzwi apartamentu. Bez słowa popycha mnie ponownie do środka, tylko że tym razem nadal mnie ściska za ramię. Pod wpływem ciężaru jego ciała przywieram do pobliskiej ściany. Jedną z dłoni kładzie na mojej szyi, a drugą podciąga moje ręce do góry i przyciska jeszcze mocniej do ściany.
Spoglądam w jego oczy i widzę tylko jedno. Otchłań i pustkę. I pierwsze, co przechodzi mi przez umysł to to, iż dzisiaj zginę. Zginę i już nigdy nie zobaczę mojego synka. Zginę i już nigdy nie będzie mi dane wytłumaczyć mu dlaczego.
– Proszę – mówię, chociaż doskonale wiem, że to nie ma sensu.
– O co prosisz, Alesso?
Moje imię w jego ustach wydaje się takie obce. Po tylu latach zapragnęłam, aby nazwał mnie swoją _principessą_. Ale też doskonale wiem, że nie mogę tego od niego wymagać. Nie po tym, co zrobiłam. Przełknęłam kolejne błaganie, które cisnęło mi się do gardła wraz ze łzami. Jego uścisk nie jest mocny, ale nie mogę się poruszyć.
Antonio przybliża swoją twarz do mojej, nasze oddechy mieszają się ze sobą, a usta oddzielają centymetry. Przez całe moje ciało przelatuje impuls i pragnę teraz tylko jednego – zatracić się w jego idealnych wargach. Mocniej zaciskam uda, próbując zapanować nad instynktem.
– Nie powinnam nigdy cię zostawiać.
– Ale zrobiłaś to!
– Wiem, popełniłam błąd.
– Błąd… Przez pięć lat myślałem, że umarłaś… ty i nasz syn. – Dostrzegam ból w jego spojrzeniu. – Przez pięć pierdolonych lat żyłem w ciemności z wyrzutami, że to moja wina… Licząc na to, że któryś z moich wrogów dopadnie mnie i skróci moje męki… – Antonio lekko poluźnia uścisk i spogląda ponownie na mnie z nienawiścią i złością. – A teraz stoisz tutaj i mówisz, że popełniłaś błąd – warczy, odpychając mnie mocno.
Głową uderzam w ścianę i czuję rozchodzący się ból, ale spycham to na bok. Powoli podchodzę do Antonia z wyciągniętymi dłońmi, które drżą coraz to mocniej. Nie jestem w stanie już dłużej powstrzymywać łez.
– Pozwól, że ci to wytłumaczę.
– Nie! – przerywa mi stanowczo. W jego spojrzeniu dostrzegam teraz furię i na ten widok aż cofam się przestraszona. – Ja ci coś wyjaśnię. Masz dwa wyjścia. Albo wylatujesz jeszcze dzisiaj ze mną i z moim synem… – ostatnie słowo wypowiada powoli, akcentując każdą sylabę – …albo zostajesz tutaj sama. Ale to oznacza, że już nigdy go nie zobaczysz. I mimo tego, iż tak powinienem zrobić, nie pozwolę, aby mój syn cierpiał. Nie jestem potworem, który odbierze mu matkę.
– Antonio. – Podchodzę ponownie i chwytam go za dłoń, którą on od razu wyrywa.
– Ale jedno mogę ci obiecać. – Łapie mnie za twarz i lekko ją ściska, po czym warczy mi w usta: – Uczynię twoje życie takim samym piekłem, jakim było moje przez ostatnie lata.
– Proszę. Ja… nie… chciałam.
– Dosyć tego! Nie interesuje mnie już nic! – krzyczy tak ostro, że aż odskakuję od niego. Łzy lecą mi po policzkach i już nawet nie próbuję ich powstrzymywać.
Antonio odwraca się i podchodzi do okna. Przypomina mi tego samego Diabła, jak w noc imprezy studenckiej, kiedy stał przy kominku. Nie odwracając się do mnie, pyta:
– Kochasz go?
– Antonio? Oczywiście, że tak. To nasz syn – odpowiadam drżącym głosem.
– Nie jego. Tego mężczyznę.
– Kevina? To tylko przyjaciel… i szef – stwierdzam bez wahania.
Wstaję, ocieram twarz i na drżących nogach podchodzę do Antonio. Wyciągam rękę i kiedy próbuję go dotknąć, on odsuwa się, tak jakby mój dotyk go parzył, po czym kieruje się w stronę drzwi i mówi:
– Spakuj wasze bagaże. – Wyciąga telefon i coś pisze. Po chwili dodaje już ciszej: – Max już wraca do pokoju z Antonio.
– Dobrze.
Idę za nim w milczeniu, a w duchu obiecuję sobie, że tak tego nie zostawię. On musi mnie wysłuchać. Musi się dowiedzieć, dlaczego to zrobiłam. Musi mi wybaczyć. Zaciskam pięści i aż czuję, jak paznokcie wbijają mi się w skórę. Biorę głęboki wdech. Dasz radę, Alesso, nie dla siebie, dla swojego syna. To dla niego to wszystko robiłaś. To dla niego cierpiałaś przez tyle lat – motywuję się w duchu. Bo mimo upływu tylu lat Antonio zawsze był tym jedynym. Tym, który posiada połowę mojego serca. Nigdy o nim nie zapomniałam. Pokazywałam zdjęcia synkowi i opowiadałam mu o ojcu. Zatajałam jedynie fakt, gdzie on jest, i dlaczego go nie ma przy nas. Bo może podświadomie wierzyłam, że właśnie ten dzień nadejdzie. I jak głupia marzyłam, że wpadniemy sobie w ramiona i wyznamy, jak bardzo za sobą tęskniliśmy. I od tego dnia będziemy tylko my troje. Szczęśliwa rodzina. Ukradkiem spoglądam na Antonia i obiecuję sobie, że właśnie tak będzie.
Drzwi windy ponownie się otwierają i razem wchodzimy do niej. Staję za plecami Antonia i podnoszę głowę, zerkając na jego profil. Boże, tak bardzo tęskniłam za tym mężczyzną. Lecz teraz w jego oczach dostrzegam tylko gniew i ogień tak ogromny, że mógłby spalić cały ten świat. A przecież doskonale pamiętam nasze wszystkie spędzone noce, jego dotyk ust i dłoni na moim ciele. Tak jakby to było wczoraj. Ale nie było. Antonio ma rację, odebrałam pięć lat nie tylko sobie, ale i jemu.
– Piętro.
Jego lodowaty ton wybija mnie z fantazji. Podchodzę do panelu i wciskam numer sześć.
– Pokój sześćset czternaście – szepczę.ROZDZIAŁ 2
Alessa
Wchodzę do pokoju i łapię za torbę, po czym nadal trzęsącymi się dłońmi pakuję rzeczy. Antonio siada na małej sofie i przygląda mi się w milczeniu. Czuję na sobie jego wzrok, ale tak samo jak on milczę. Odwracam się do niego i podchodzę, trzymając misia synka niczym tarczę. Otwieram i zamykam usta, pragnąc tak wiele mu wyjawić. I zanim mam okazję powiedzieć cokolwiek, słyszę piknięcie i drzwi się otwierają.
– Mamusiu, nurkowałem z okularmali.
– Okularami, kochanie.
– No przecież mówię. Tatusiu, a ty wiesz, jak się nurkuje? – Malec podbiega do Antonia i łapie go za rękę.
– Tak, wiem jak…
– Super! A zabierzesz mnie kiedyś na basen? Wiesz, oni mają tutaj taki fajny, ze ślizgawkami.
– W naszym domu jest basen. – Antonio wstaje i łapie go w ramiona, a moje serce pęka. – Więc tam będziemy pływać, jeśli chcesz.
– Mamusiu, słyszałaś? Będę mógł pływać cały dzień.
– Tak, kochanie, słyszałam.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_