Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przeżyć by żyć. Opowieść o wierze, miłości i uzdrowieniu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 grudnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przeżyć by żyć. Opowieść o wierze, miłości i uzdrowieniu - ebook

„Przeżyć, by żyć” to opowieść o wyjątkowym człowieku: księdzu, poecie, pisarzu, spowiedniku i… pasjonacie sportu.
W wywiadzie z Patrycją Michońską-Dynek ks. Marek Chrzanowski, orionista, opowiada między innymi o dzieciństwie i dorosłości, o szukaniu powołania, drodze do kapłaństwa i życiu zakonnym, o pobytach w szpitalach, chorobie i walce oraz o rodzinie i bliskich, na których zawsze można polegać.
Diagnoza śmiertelnej choroby księdza Marka przyszła dwa lata temu. Najpierw był szok i kłótnia z Bogiem. Potem wróciła ufność i zaczęła się walka o życie. Dziś wiemy, że wszystko, co się dzieje – to CUD. „Przeżyć, by żyć” to także książka o cierpliwym znoszeniu choroby, nieustannej wierze i nadziei, że Bóg nas nigdy nie opuszcza i dla każdego z nas ma dobry plan.

Ks. dr Marek Chrzanowski FDP – rekolekcjonista, duszpasterz, odpowiedzialny za Instytut Życia Konsekrowanego dla dziewcząt i kobiet. Autor zbiorów opowiadań, medytacji, 10 tomików poezji i 2 powieści. W Polskim Radiu prowadzi autorską audycję „Idę do Ciebie z miłością”.

Patrycja Michońska-Dynek – dziennikarka radiowa, telewizyjna i prasowa. Pracowała m.in. w TVP i TV Puls, Programie III Polskiego Radia, Radiu Józef i Radiu Plus. Obecnie jest autorką audycji w Radiu Plus i koordynatorką Stacji Lokalnych Radia Plus w Grupie Eurozet.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8127-235-3
Rozmiar pliku: 3,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Kiedy po raz pierwszy spotkałam księdza Marka Chrzanowskiego, w warszawskim szpitalu przy ulicy Wołoskiej, był w trakcie jednej z terapii podczas choroby nowotworowej. Pani w recepcji szpitalnego hoteliku zaśmiała się ciepło, widząc kolejną osobę odwiedzającą kapłana. Stwierdziła nawet, że powinna prowadzić księgę gości, bo drzwi do tego pokoju niemal się nie zamykają. A ja, przekraczając te drzwi, spotkałam ciepłego, otwartego człowieka, który mimo cierpienia miał siłę rozmawiać i opowiadać o wierze i Bogu, który daje odwagę, o rodzinie i wspólnocie zakonnej, które zawsze są obecne, o walce w realizacji swojego zakonnego powołania i twórczości literackiej.

Na drugie spotkanie, też w szpitalu, zawiozłam księdzu Markowi pierogi. Miał spory apetyt. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy i zaprzyjaźniliśmy. I tak powstała ta książka. O życiu. I to właśnie na życie ksiądz Marek ma wielki apetyt!

Oboje wiedzieliśmy, że trzeba się spieszyć z książką. Choroba postępowała. Ale pod koniec naszych rozmów coś się stało... Coś, co trzeba przyjąć z wiarą. Drodzy Czytelnicy, proszę Was, byście nie szli na skróty. Koniec zostawcie na... koniec.

Patrycja Michońska-Dynek

ROZDZIAŁ 1

RODZINA (LUBIĘ TU WRACAĆ, WPADAĆ)

Urodziłem się…

…w Rawie Mazowieckiej. Z tego, co rodzice mi opowiadali, gdyby mamie zrobiono cesarskie cięcie, tobym urodził się normalnie i nic by się nie wydarzyło. Ale lekarze chcieli, żeby mama naturalnie urodziła, i podczas porodu doszło do powikłań, które skończyły się u mnie wylewem krwi do mózgu. Pozostawiło to ogromny ślad na moim zdrowiu, bo doszło do niedotlenienia mózgu, a to doprowadziło do paraliżu prawej strony – ręki i nogi. Jak byłem małym dzieckiem, to ta niepełnosprawność miała bardzo ostre wydanie. Całe dzieciństwo spędziłem w różnych szpitalach i sanatoriach. Bardzo dużo zawdzięczam moim rodzicom. Gdyby nie ich opieka i walka o mnie, to być może dzisiaj jeździłbym na wózku i nie miał szans na chodzenie. Do tego doszła jeszcze ciężka odmiana katarakty. Od urodzenia przez kilka lat praktycznie nie widziałem na oczy.

Pamięta ksiądz, jak to było? Czy z czasem gdzieś to jednak się zaciera?

Pamiętam, że to było ciężkie doświadczenie. Kiedyś powiedziałem podczas wywiadu czy kazania, że wszystko w moim życiu było cudem albo o cud się ocierało. I tak jest do tej pory. To, że widzę na oczy czy że chodzę – słabo chodzę, ale na tyle dobrze, żeby dojść samodzielnie czy pojechać na siedzeniu pasażera. Przy tych schorzeniach, na które cierpiałem, to takim cudem Bożym jest to, że mój mózg, to, od czego zależy ludzkie myślenie i poznawanie – nie został uszkodzony.

Poznajmy jeszcze księdza rodzinę.

Pochodzę z takiej małej wioski, położonej w przepięknym regionie naszej ojczyzny, między Rawą Mazowiecką a Grójcem. Urodziłem i wychowałem się wśród jabłoni. Do dzisiaj kocham zapach kwitnących jabłoni. Moi rodzice to ludzie ogromnie ciężkiej pracy. Tata zmarł w 2004 roku na zawał serca. Mama żyje. Kocham ją niezmiernie. Rodzice zajmowali się gospodarstwem rolnym, w którym dominował sad, ale na początku, jak to na wsi, wszystko było: świnie, krowy i kury, wszystko, co na wsi, i żniwa, bo było zboże. Powoli to się przekształcało w gospodarstwo sadownicze i teraz wszystko przejął mój brat. Dziś, oprócz małego pieska, w moim rodzinnym domu nie ma już żadnego zwierzaka. Jest sad i z tego sadu utrzymuje się cała rodzina. Mam też siostrę. Kiedyś napisałem o moim bracie i siostrze, że to są moje dwa nieba – bo dostałem od nich dużo miłości i wciąż ją dostaję. Moja rodzina to mój skarb. Brat Sławek jest młodszy o dwa lata, a moja siostra Ela – młodsza o pięć lat. Mają swoje dzieci, a nawet wnuki. Moja mama jest prababcią – ma siedmioro prawnucząt! Jesteśmy rodziną, która bardzo mocno się trzyma. Chcemy, żeby się mocno trzymała przede wszystkim Pana Boga. Z perspektywy lat mogę powiedzieć, że moje dzieciństwo było trudne, bo od samego początku naznaczone chorobą, ale było też piękne, bo mam cudowną rodzinę. Dziękuję za nich Panu Bogu.

A babcia?

Babcia Antonina… Tak jest na wsiach, że ludzie ciężko pracują i właściwie moi rodzice byli bardzo często na polu. Wtedy opiekę nad dziećmi przejmowała babcia. Nauczyłem się od niej bardzo dużo: wiary i miłości do Pana Boga, modlitwy, najprostszych prawd o Bogu i człowieku. Babci nie ma już długo, a w moim sercu wciąż jest obecna. O babci mógłbym opowiadać tony słów. Była kochająca. Ja nie myślałem o żadnym seminarium, nie miałem takich pomysłów na życie, a ona pierwsza mi powiedziała:

– Coś mi się, Mareczku, wydaje, że Pan Bóg ma dla ciebie inne plany, ty nie możesz być tak normalnie jak Sławek i Ela na wsi, On tam coś dla ciebie wymyśli. Może pójdziesz na księdza?

– Babciu, co ty opowiadasz? Ja na księdza?

– Tak mi się coś wydaje, to ci powiedziałam. A ty zrobisz, co będziesz chciał.

To był taki pierwszy proroczy głos. Bo ja rzeczywiście jakoś nie miałem takich myśli, żeby iść do seminarium. Wierzyłem w Pana Boga, ale to była taka wiara najpierw dziecka, potem młodego człowieka. Mój brat był ministrantem, lektorem, jeździł na oazy; moja siostra była bielanką, chodziła na pielgrzymki piesze do Częstochowy; a ja zawsze byłem za filarem. Nie to, że nie byłem pobożny, ale zawsze z boku i nawet nie marzyłem, żeby blisko ołtarza stanąć. Może było to podyktowane moim zdrowiem? Dobrze mi było za tym filarem, ja tam się potrafiłem modlić po swojemu, jak mnie mama i babcia nauczyły: Ojcze nasz i Zdrowaś, i Boże, bądź miłościw, ale nigdy nie miałem „parcia na ołtarz”…

Niektórzy księża już od małego „odprawiali” msze na podwórku albo robili pogrzeby zdechłym wróblom…

Niedawno nawet spotkałem się z pewnym znanym aktorem, który opowiadał, że jak był małym chłopcem, to „odprawiał” mszę świętą i głosił kazania. Teraz jest aktorem, ale z tego, co wiem, nigdzie nie wciela się w rolę księdza… Ja nie miałem takich potrzeb ani zewnętrznych, ani wewnętrznych.

W ogóle nie było ciągot do kapłaństwa?

Wręcz przeciwnie! Chodziłem do liceum ekonomicznego, gdzie dominowały dziewczyny. W klasie było nas trzech chłopaków, a dziewczyn trzydzieści sześć. Cała szkoła była sfeminizowana i muszę powiedzieć, że dobrze mi tam było i naprawdę nie chciałem tego zmieniać. Było mi dobrze oprócz jednego dnia – Dnia Kobiet, kiedy musieliśmy robić zrzutkę na dziewczyny. Wtedy musieliśmy wyskakiwać z kasy i było mi smutno. Ale tak, to bardzo dobrze się w tym babińcu czułem. Myślałem nawet o studiach polonistycznych albo historycznych.

Chciał ksiądz zostać nauczycielem?

Nie zastanawiałem się nad tym. Po prostu mnie to pasjonowało. Lubiłem historię, bo mnie ciekawiła. I miałem nauczyciela, który umiał nią zainteresować. Miałem też szczęście do polonistek, które zaraziły mnie literaturą. Chociaż piszę lewą ręką, i to bardzo brzydko. Nieraz tak bazgrolę, że sam siebie nie potrafię odczytać. Fascynacja literaturą rzeczywiście we mnie była. Miałem wprawdzie słabe oczy, ale na tyle dobre, żeby to, co mnie interesowało, móc sobie przeczytać. A wiersze próbowałem pisać już w szkole podstawowej.

Dla dziewczyn też?

Aaa, to dopiero w liceum. Nawet niektóre pamiętam. Dzisiaj się z nich śmieję, ale kiedyś były dla mnie ważne.

A na ekranie telefonu – co to za zdjęcie?

Dzieci mojego bratanka, Blanka i Bartuś. Blanka ma niecałe trzy lata i jest moją opiekunką, jak jestem w domu. Troszczy się o mnie tak po swojemu. Super dziewczynka.

Czym jest dla księdza rodzina? Czy ta zakonna rodzina nie staje się najważniejsza dla osoby, która idzie do zakonu?

Zakonna rodzina jest dla mnie bardzo ważna. Bardzo. Jest dla mnie wspólnotą, którą bardzo kocham. Wiem, ile temu zgromadzeniu zawdzięczam. Dzięki temu zgromadzeniu, które mi zaufało, miałem szansę zostać kapłanem i duchowym synem księdza Orione. Ale więzy rodziny naturalnej zostają. Co więcej, jestem przekonany, że więzy z naturalną rodziną pomagają być wiernym i Panu Bogu, i zgromadzeniu. Myślę, że o wiele łatwiej jest zakonnikowi być dobrym księdzem, jeśli ma dobre relacje z naturalną rodziną. Jedno z drugim się nie gryzie. Kiedyś może bardziej było tak, że jak idziesz do zakonu, to zrywasz wszelkie więzy ze swoimi bliskimi. Myślę, że to jest po pierwsze niesprawiedliwe, a po drugie – niedobre. I nienaturalne. Obydwie te miłości są do pogodzenia, do pomieszczenia w jednym sercu. I jedna drugiej nie przeszkadza, wręcz przeciwnie.

Współbracia i księdza rodzina dobrze się znają?

Bardzo dobrze. Moja rodzina jest chyba bardzo lubiana przez moich współbraci. Chciałbym, żeby tak było, i chyba tak jest.

A mama przywozi ciasto?

Jak przyjeżdża, to oczywiście przywozi. Ale częściej moja rodzina przywozi jabłka. To jest taki stały punkt programu. Jabłka są od mojej rodziny, która dzieli się pracą własnych rąk. A jak mnie odwiedzają z okazji imienin czy innych uroczystości, to musi być szarlotka – wszystkie kobiety w mojej rodzinie robią wspaniałe szarlotki. To jest takie sztandarowe ciasto. Przecież zawsze jest z czego robić!

Jak rodzina wspiera księdza w chorobie nowotworowej, tej, która została wykryta dwa lata temu?

Na początku mojej choroby lekarze mówili, że jak będę brał chemię, to podstawą jest poczucie bezpieczeństwa i ciągła pielęgnacja, troska. Ustaliłem z moimi przełożonymi w zakonie i z lekarzami, że na czas choroby będę w rodzinnym domu, z mamą, bratem i z jego rodziną. Muszę powiedzieć, że to była bardzo dobra decyzja, bo w domu mam zapewniony komfort. Były takie dni i tygodnie, że w ogóle nie miałem siły. Zawsze miałem bardzo silną więź z rodziną, ale podczas choroby moja rodzina zdała taki egzamin, którego nawet ja się nie spodziewałem. Zaczynając od najmłodszej Blanki, która ma trzy lata, a jak zachorowałem, to miała półtora roku. Opiekowała się mną w sposób fenomenalny, potrafiła przychodzić do mojego pokoju, jak się źle czułem, głaskać mnie po głowie i mówić: „Maruś, nie martw się, wyzdrowiejesz”. I pamiętam, jak nie miałem siły schodzić na posiłek, to moja mama ją przysyłała: „Blanusia, idź po wujka”. To ona przychodziła do mnie, podawała mi kapcie i mówiła: „Maruś, chodź na obiadek, bo Halinka będzie smutna”. Halina to moja mama. Tak długo nie wychodziła, aż się nie podniosłem. Potem brała mnie za rękę i mówiła: „Nie martw się, ja cię wolniutko poprowadzę”. To jest kapitalne! Wszyscy byli cudowni – od Blanki, poprzez jej brata Bartusia, który ma teraz sześć lat, do mojego brata, do mojej mamy. Były takie momenty, że nie miałem siły na nic innego, tylko na toaletę. Były też takie chwile, że odpływałem, traciłem prawie przytomność i wtedy musieli szybko wieźć mnie do szpitala. Trudno mi opowiedzieć, jaką rolę moja rodzina spełnia w mojej chorobie, bo cokolwiek powiem, to i tak za mało.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: