Przybyłem tu, by umrzeć. Relacje z placów straceń - ebook
Przybyłem tu, by umrzeć. Relacje z placów straceń - ebook
Monografia Przybyłem tu, by umrzeć zajmuje się relacjami z egzekucji opublikowanymi w Anglii w XVI i XVII wieku. Zarówno relacje, jak i egzekucje odgrywały wówczas istotną rolę – przywracały naruszony przez skazańca porządek prawny, społeczny i polityczny. Skazaniec, otrzymując prawo głosu, miał dokonać ostatniej spowiedzi, by umrzeć „dobrą śmiercią” oraz podkreślić słuszność wyroku. Jednak wśród kilkuset opublikowanych w tym czasie relacji znajdujemy stosunkowo liczne przykłady przełamania tej konwencji. W efekcie można zauważyć proces wyłaniania się jednostki: oto zamiast wygłosić skostniałą formułę spowiedzi i przyznania się do winy, skazaniec występował w imieniu własnym, koncentrując się na indywidualnym przekazie. W zachowanych angielskich relacjach chodziło więc nie tyle o to, co władza czyniła z ciałem skazańca, ile raczej – co skazaniec czynił z ostatnimi chwilami swojego życia. Skazaniec zaś, nie mając przecież wpływu na to, co stanie się z jego ciałem, korzystał z przysługującego mu prawa głosu, by „napisać siebie”, pozostawić głos jednostki świadomej swojego zindywidualizowanego istnienia – i w efekcie przemienić się w obywatela świadomego istnienia opinii publicznej i umiejącego ten fakt wykorzystać.
Spis treści
Rozdział I. Relacje z egzekucji
Rozdział II. „Prawdziwa opowieść o czynach
popełnionych”. Strony tytułowe jako mikronarracje
Rozdział III. Od „ikonografii cierpienia” do talii kart –
mikronarracje wizualne
Rozdział IV. Relacje z egzekucji pośród fikcji końca.
Powinowactwa i konwencje
Rozdział V. „Oto dzisiaj waszą sprawą jest obejrzeć
smutne widowisko”. Techniki narracyjne w relacjach
z egzekucji i rozwój gatunku
Postscriptum
Przypisy
Bibliografia
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7908-009-0 |
Rozmiar pliku: | 8,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szesnasto- i siedemnastowieczne angielskie relacje z egzekucji, które są przedmiotem mojego zainteresowania w tej książce, były dotychczas analizowane głównie jako źródło historyczne. Ich miejsce w rozwoju form narracyjnych nie zostało docenione. Piśmiennictwo to postrzegano zasadniczo przez pryzmat jego funkcji jako medium, instancji pośredniczącej w przekazie kulturowym, służącej historykom i antropologom kultury do tworzenia modeli antropologii umierania.
Pierwszy z tych modeli kładzie nacisk na teologiczny wymiar śmierci, nakazuje postrzegać śmierć w kategoriach religijnych, a samą egzekucję jako „moment ostateczny”. Model drugi, foucauldiański, obejmuje badanie mechanizmów systemu karnego, historii kultury karnej, polityki i kultury egzekwowania władzy, za swym ojcem założycielem wpisując karę – w tym karę śmierci – w zakotwiczone w systemie władzy poszukiwanie wspólnego mianownika dla historii prawa karnego i nauk społecznych. Na pierwszy plan wysuwa ciało (ciało polityczne), zmiany w systemie karnym interpretuje zaś w kategoriach ewolucji podejścia do ciała¹. Kolejny model zaproponowali historycy postrzegający system praktyk karnych w Bachtinowskich kategoriach karnawalizacji kultury.
Ponadto, ze względu na to, że druki ulotne najczęściej znajdowały się w orbicie zainteresowań historyków skupionych na aspektach kultury prawnej czy obyczajowej, warstwę językową zachowanego materiału, dokumentującego przemiany w percepcji – i modelowaniu – publicznych egzekucji XVI i XVII wieku, najczęściej pomijano. Rzadko też postrzegano zachowane relacje jako zjawiska interesujące dla historyków literatury. Pewną próbę takiego spojrzenia podjęła Katherine Royer, która wyznaczyła cechy gatunkowe relacji martyrologicznych². Uwaga badaczki ograniczyła się jednak do tych przedstawionych przez Johna Foxe’a w protestanckiej Księdze męczenników z 1550 roku (wydanie łacińskie; 1563 – angielskie tłumaczenie), wielokrotnie wznawianej w omawianym okresie³. Analizę istotnych, choć wybiórczo potraktowanych cech gatunkowych relacji z miejsc straceń (jak również recepcji zdarzenia) przeprowadził Thomas W. Lacqueur, zajmował się on jednak relacjami z okresu hanowerskiego⁴. Brakuje badań nad paraliterackim charakterem zjawiska, jakim były tanie wydania relacji z placu straceń, refleksji nad dynamiką ich rozwoju, związanego z procesem konwencjonalizowania zapisu, a zarazem maksymalnego poszerzania horyzontów oczekiwań odbiorców, przyzwyczajanych do nowych form wyrazu.
Dostępność owych publikacji (osiągnięta dzięki niewielkim rozmiarom i niskiej cenie), a także fakt, że stworzyły one swoisty korpus tekstów osnutych wokół jednego zdarzenia: egzekucji, replikowanego według pewnego wzorca w stosunkowo długim przedziale czasu, obejmującym okresy powolnych zmian i gwałtownych wybuchów – wszystko to sprawiło, że, paradoksalnie, stanowią one materiał badawczy o znaczącym potencjale interpretacyjnym. Należy jednak umieścić je w szerszym kontekście tekstów kultury, analizowanych w kategoriach semiotycznych.
Jurij Łotman, zainteresowany analizą procesów socjokulturowych czy to jako eksplozji, czy też stopniowego rozwoju, nie skrywał wpływu, jaki na jego myślenie o procesach kulturotwórczych wywarli francuscy historycy skupieni na interpretacji powolnych i stopniowych procesów zachodzących w długim czasie w anonimowej masie społecznej. Doceniając przyjęty przez nich kierunek badań, podkreślał wielotorowość zachodzących zmian i przecinania się tendencji wybuchowej z procesami ewolucyjnymi⁵. Taka perspektywa pozwala przezwyciężyć model zaproponowany przez Michela Foucaulta, ciążący nad percepcją omawianych zjawisk. Podobnie jak Foucault, Łotman omawia wprawdzie zagadnienie przecinania się zjawisk przynależnych do peryferii i do centrum kultury, jednak literaturoznawcze ukierunkowanie badań i zainteresowanie zjawiskami historii jako procesami, które podlegają semiozie, pozwalają temu ostatniemu dostrzec w tekstach kultury miejsca przecięcia różnych przestrzeni znaczeniowych.
To bardzo istotne w kontekście druków ulotnych wyprowadzonych ze zdarzeń zachodzących w przestrzeni publicznej oraz pełniących rozliczne funkcje społeczne i – pod pozornie skonwencjonalizowaną postacią – ilustrujących złożone procesy kulturotwórcze. Liczba tych druków, ich popularność i – mimo wielu podobieństw – zróżnicowanie stylistyczne, a nade wszystko udział w kształtowaniu zbiorowej pamięci, narzucają sięgnięcie po instrumentarium badawcze wrażliwe na zjawisko przecinania się nieprzekładalnych, jak twierdzi Łotman, tekstów ikonicznych (niedyskretnych, przestrzennych) – w interesującym mnie wypadku: zachodzących w realnej przestrzeni egzekucji – i tekstów werbalnych (dyskretnych, linearnych), czyli zjawisk z konieczności prowadzących do wzrostu poziomu nieokreśloności⁶.
Co więcej, istotne wydaje się również zainteresowanie badacza kwestią fabuły, które podziela on z Frankiem Kermode’em, już wcześniej podejmującym próbę stworzenia teorii fikcji jako takiej, bez rozróżnienia fikcji literackiej i nieliterackiej. Obu badaczy dzieli jednak stosunek do czasu – o ile Łotman dostrzega wagę zjawiska w analizie omawianych przez siebie zjawisk kulturowych, o tyle Kermode, choć przecież w Znaczeniu końca poruszył kwestię czasu chronologicznego (chronos) i czasu znaczącego (kairos), nie zdołał ująć istoty zagadnienia⁷. Jak sam stwierdził, zjawisku czasu i jego percepcji jako czynnika sensotwórczego właściwy wymiar nadały dopiero badania Paula Ricoeura, nakazując konfigurację opowieści uzupełnić refiguracją doświadczenia jej czasowości⁸. Łotman z kolei podkreślał funkcję tekstów kultury jako zwornika, który skupiał kilka przestrzeni znaczeniowych, dynamizujących potencjał semantyczny owych tekstów. Po pierwsze, odzwierciedlały one retoryczną organizację kultury⁹, wyprowadzoną na świeckiej i religijnej podstawie. Po drugie, próbowały werbalnymi środkami ekspresji zrekonstruować teatralność gestów, zachowań i organizacji przestrzeni, a zarazem przenikanie się teatralności i codzienności. Po trzecie, konfrontowały zasady rządzące językiem mówionym (oracją) z zasadami rządzącymi tekstem pisanym.
Każde z wymienionych zjawisk miało wiele wymiarów. Weźmy choćby kwestię oracji i tekstu pisanego, osadzając ją w kontekście relacji z egzekucji. Otóż narracje te pozornie poddają się próbie uproszczonej typologii, rządzącej się obecnością – lub nie – wygłaszanej mowy pożegnalnej. W takiej klasyfikacji na dwóch biegunach znalazłyby się teksty będące mowami pożegnalnymi w czystej postaci i te, w których mowy stanowiłyby zaledwie element obszerniejszej narracji z wyraźnie uobecnionymi i odrębnymi od skazańca instancjami nadawczymi, pośredniczącymi w komunikacji. W wypadku samodzielnych mów pożegnalnych, co najwyżej marginalnie ujawniających obecność instancji pośredniczących, „słowo mówione” i tak często mogło jedynie usilnie pozorować, że jest wypowiedzią ustną, rządzącą się regułami języka mówionego, jego zautomatyzowaną i zrytualizowaną retoryką (oracji, ale również wypowiedzi religijnej – spowiedzi). Nawet w takich wypadkach nie da się jednak uniknąć komplikacji: i ta mowa, zachowana nie w pamięci zbiorowej, lecz w piśmie, mogła zostać uprzednio zapisana, a następnie odczytana przez skazańca, by do druku trafić na podstawie zachowanych notatek lub z protokołu sporządzonego przez urzędnika państwowego bądź kościelnego.
Na kształt zachowanych relacji z egzekucji i zawartych w nich mów pożegnalnych wpływać mogła również kwestia „wspólnej pamięci”, warunek sine qua non komunikacji¹⁰, w której nie da się pominąć wagi adresata w procesie kształtowania komunikatu. Skierowanie wypowiedzi do „każdego” wykluczałoby pierwiastek indywidualny i zakładało minimalną pamięć wspólną – wspólnotę doświadczenia. Komunikat nastawiony na zindywidualizowanego, skonkretyzowanego odbiorcę przyjmowałby za pewnik istnienie wspólnej pamięci i przyzwolenie na skrótowość w formułowaniu przekazu, zmierzającą do obniżenia stopnia redundancji¹¹. Tu zgoda: narracje z XVI i XVII wieku pozwalają odtworzyć „obraz audytorium” i zrekonstruować proces generowania sensów w narracjach z pozoru wielokrotnie się powtarzających, silnie retorycznych i ukształtowanych w zgodzie z obrazem świata ówczesnego odbiorcy, zanurzonego w uniwersum oficjalnej religii i hierarchii społecznej. Wydaje się jednak, że w odniesieniu do omawianych przeze mnie tekstów można tę tezę rozwinąć – doszukiwanie się wspólnej pamięci w zachowanych publikacjach do pewnego stopnia ujawnia również „obraz nadawcy”, ba, zakłada szczególny przejaw komunikacji. Z jednej strony bowiem odbiorca jest „każdym”, przekaz w założeniu skierowany jest do „wszystkich”. Jeśli relacja obejmuje samą spowiedź, to jest to zrytualizowanie aktu spowiedzi. Jeśli zaś mamy do czynienia z relacją rozbudowaną o dodatkowe elementy, przedstawiające okoliczności, w których doszło do wygłoszenia mowy pożegnalnej, narrator ponownie podkreśla referencjalny charakter relacji, przywołując informacje niezbędne w procesie komunikacji między interlokutorami pozbawionymi wspólnej pamięci. Stąd powtarzające się opisy drogi, ciągłość wymienianych elementów, wielokrotnie powracający zapis zdarzeń. Z drugiej strony – i na tym polega szczególny charakter tych przekazów – przez długi czas również nadawca tego komunikatu, skazaniec, modelowany był na „każdego”. Przynajmniej taki obraz wyłania się ze zbioru licznie zachowanych przykładów.
Wspomniana powtarzalność relacji może zresztą wynikać z kilku względów. Po pierwsze, zmiany zachodziły stopniowo, ruchem nieeksplozyjnym, i dawały się przewidzieć. Po drugie, jak twierdzi Łotman, „ekscesy historii są bezgraniczne w swojej różnorodności, alfabet zaś wszelkiego systemu semiotycznego jest ograniczony . Prowadzi to do tego, że opisy zdarzeń historycznych mocno zwiększają ich powtarzalność. To, co w rzeczywistości jest różne, na poziomie opisu zaczyna przynależeć do tego samego typu. Izomorfizm jest często produkowany przez sam mechanizm opisu”¹². Stąd podobieństwa w zapisie spowiedzi Cromwella (1540), Northumberlanda (1553) czy Essexa (1601). I z tego właśnie powodu szczególnie istotne wydają się relacje przełamujące zrytualizowany schemat, odtwarzający narracja po narracji akt komunikacji „każdego” ze „wszystkimi”, w którym wspólną pamięcią jest doświadczenie umierania zgodnego z religijną projekcją zachodzących wydarzeń (w ich konkretnej sekwencji), percepcja czasu znaczącego i istoty teraźniejszości, a także roli i miejsca skazańca w hierarchii społecznej.
Przełamanie tego schematu ma więc w tym wypadku charakter „eksplozji” w procesie rozwoju technik narracyjnych, a przede wszystkim – funkcji postaci w fabule. W efekcie eksplozji, zderzenia obcych sobie języków, przyswajającego i przyswajanego¹³, w analizowanych relacjach ujawnia się działanie dodatkowych wektorów sił, być może obecnych już wcześniej, jednak dotychczas – pomijanych. Coś się musiało stać, że doszło do zmiany roli skazańca, który, paradoksalnie, będąc głównym aktorem egzekucji, w narracji nie był podmiotem własnej egzekucji. Jak wspomniano, jego głos z założenia miał być głosem „każdego” skierowanym do „wszystkich”. Skazaniec został sprowadzony do funkcji kanału komunikacji, nie zaś nadawcy komunikatu. I mimo kolejnych modulacji przekazu przez jakiś czas udało się utrzymać taki schemat relacji. Splot okoliczności, przyspieszenie zdarzeń politycznych, sytuacja, w której tradycyjne kulturowe punkty odniesienia utraciły stabilność i nienaruszalność, zawieszenie cenzury, a może przekroczenie masy krytycznej dotychczasowych relacji doprowadziły do kulturowej eksplozji i gwałtownej przemiany w technikach narracyjnych.
Owszem, w relacjach tych nadal podejmowano próby organizacji przestrzennej: kontynuowano metonimiczny zapis ostatniej drogi skazańca z więzienia na miejsce straceń, próbowano rekonstruować przestrzeń kulturową i rozwijano język służący uchwyceniu teatralności zdarzenia. Zresztą to ostatnie zjawisko zasługuje na dodatkową uwagę. Teatralność tak zachowań skazańców, jak i całego zdarzenia wydaje się istotna również ze względu na wpływ, jaki wywarła na ukształtowanie narracji, w których próbowano wypracować adekwatne techniki zapisu steatralizowanej sekwencji zdarzeń. Można się w tym miejscu zgodzić z Łotmanem, podkreślającym „wzajemne oddziaływanie teatru i zachowania”, które prowadziło do upodobnienia przejawów życia do teatru, upodobnienia szczególnie istotnego w kulturach wyprowadzających teatr z rytuału. Mielibyśmy tu do czynienia z relacją zwrotną i procesem przejmowania norm teatru przez rytuał¹⁴. Z takim zjawiskiem wysokiego stopnia rytualizacji wyprowadzonej z gestów i zachowań o religijnej proweniencji mamy do czynienia w wypadku egzekucji, wpływających na proces semiotyzacji przestrzeni publicznej. Skazaniec, przebywając drogę z więzienia na plac straceń – w Londynie często z Tower na Tower Hill lub z więzienia w Newgate do Tyburn – uczestniczył w „przekładzie” pokonywanej przestrzeni w przestrzeń teatralną. Miejsce traciło status obszaru neutralnego, stając się przestrzenią naznaczoną.
Posiłkując się terminologią Samuela Webera, można powiedzieć, że seria zdarzeń odsłaniała miejsce jako „scenę”, a zdarzeniom nadawała status wydarzeń teatralnych. Weber dostrzega istotę zdarzenia teatralnego w związku teatru z miejscem, choć miejsce nie musi oznaczać „miejsca, w którym wystawia się sztuki”; postrzega je raczej jako przestrzeń działalności w ogóle¹⁵. Organizacja przestrzeni wiązała się z koniecznością organizacji zebranych w jej obrębie osób, którym przydawano cechy i funkcje właściwe wydarzeniu teatralnemu. Linie podziału są pochodną relacji przestrzennych; granice zewnętrzne teatralności wyznaczone były przez gapiów, obecnych przy drodze, po której szedł lub był wleczony w wozie skazaniec, a następnie na miejscu kaźni. Gapie, podążając za skazańcem, w równym stopniu jak urzędnicy świeccy, kościelni czy straże przenosili teatr w nowe miejsce, kolejny obszar naznaczając tą przemianą. Powtarzalność zdarzeń prowadziła do ich rytualizacji, choć tę można było podważyć decyzją o nałożeniu na istniejący kod nowego, przez co dochodziło do ponownej teatralizacji zachodzących zdarzeń. Stało się tak, gdy doszło do pośmiertnej egzekucji królobójców, między innymi Johna Bradshawa i Olivera Cromwella. Obaj po śmierci zostali pochowani w Westminster Abbey, obu też postanowiono powiesić w jedenastą rocznicę śmierci Karola Stuarta. Odstąpienie od rytuału na rzecz teatru w wypadku Cromwella miało szczególny przebieg, gdyż ekshumowano go 26 stycznia, a zwłoki przewieziono do Holborn i dopiero stamtąd w dniu egzekucji do Tyburn. Bardziej wyraziste było nakładanie nowego kodu w przypadku Johna Bradshawa: zwłoki zostały ekshumowane w dniu egzekucji i tego samego dnia przewiezione na plac straceń. Droga z Westminster Abbey do Tyburn – nie na Tower Hill, gdzie skazywano za zdradę stanu – wykorzystała zastaną przestrzeń semiotyczną, by w tym teatralnym zdarzeniu odegrać proces degradacji królobójcy, gdyż zwłoki, wywleczone z Westminster Abbey, pokonały granicę między przestrzenią zarezerwowaną dla głów koronowanych a tą zarezerwowaną dla pospolitych przestępców. Wywlekając zwłoki, odwrócono kierunek drogi, a zarazem „odwrócono” znany kod – uroczystego, nobilitującego pogrzebu. Droga z Westminster do Tyburn byłaby więc ciągiem obrazów za każdym razem dokonujących tego aktu degradacji. W tym zawieszeniu rytuału na rzecz teatralizacji doszło więc do nawarstwienia się znaczeń przez nałożenie nowego kodu na przestrzeń wyznaczoną przez ostatnią drogę trupa i zebranych widzów.
Można za Łotmanem stwierdzić, że XVI i XVII wiek są okresem „przenikania norm teatralnych”¹⁶ do codziennych zachowań. Wyborowi roli towarzyszył wybór gestu. Z czasem relacja ogniskowała się na gestach skazańca (vide opis teatralnych zachowań Johna Hyde’a, straconego w 1650 roku¹⁷), jednak sam zapis dowodzi i rozwoju technik narracyjnych, i zmiany w percepcji istoty egzekucji.
Owo przełamanie musi się wiązać, po pierwsze, ze zmianą definicji osoby skazańca, dotychczas ograniczającej się do jednostkowej „fizycznej indywidualności człowieka”¹⁸; po drugie – z rozwojem technik fabularnych. Tak jak wcześniejsze przełamania pozwoliły przenieść ogniskową z eschatologii na ciało skazańca¹⁹, z wieczności na jego „ostatnie chwile”²⁰, tak zmiany zachodzące w okresie wojny domowej doprowadziły do postrzegania skazańca (również przez niego samego) w kategorii jednostkowej tożsamości. Stąd nacisk kładziony na „mowy pożegnalne” jako takie, na ostatnie słowo skazańca, zgodnie z przekazem narracyjnym żywotnie zainteresowanego przygotowaniem mowy przeznaczonej do druku. Nie mógł ocalić życia, ale mógł wykorzystać egzekucję do przekazu jednostkowego komunikatu. Mówiąc wyłącznie we własnym imieniu, uczestniczył w procesie wyłaniania się „ja” – zindywidualizowanego podmiotu – w ówczesnych tekstach.
Kształtowanie nowego wzorca było procesem rozciągniętym w czasie; badania popularnego piśmiennictwa doby renesansu dowodzą, że choć wyraźne oznaki obecności indywidualnego „ja” ujawniały się w mowach publikowanych na początku lat czterdziestych XVII wieku, ewolucja obejmuje okres około stu pięćdziesięciu lat, przy czym za umowne daty graniczne można przyjąć 1553 rok (publikacja w królewskiej drukarni mowy pożegnalnej lorda Northumberlandii) i rok 1700 (wydanie mowy pożegnalnej Jacksona).
Korpus tekstów z kolei obejmuje kilkaset dokumentów wydanych w omawianym okresie; należy pamiętać o tym, że należące do zbioru teksty wymykają się prostym regułom taksonomii kwantytatywnej. Każda próba systematyzacji zagadnienia wiąże się z koniecznością przezwyciężenia trudności spowodowanych szczególnymi praktykami wydawniczymi w Anglii doby Tudorów i Stuartów, relacje z egzekucji bowiem, podobnie jak inne dokumenty, publikowano zarówno w postaci odrębnych druków, jak i polimorficznych kompilacji tekstów zróżnicowanych tematycznie i stylistycznie. Pod względem formatu wydawnictwa rozpięte były między jednostronicowymi obwieszczeniami, kilkustronicowymi wydaniami octavo i quarto, aż po kilkudziesięcio-, a w skrajnych wypadkach, ponadstustronicowymi wydaniami. Edycje zbiorowe mogły zawierać kompilacje kilku relacji lub stanowić zbiór jeszcze bardziej zróżnicowany. Częsta była praktyka obwarowywania narracji perytekstami: listami do czytelnika, elegiami, listami skazańca do bliskich, wierszami przypisywanymi skazańcowi. I odwrotnie, zachowały się wydania „ukrytych” relacji z egzekucji, towarzyszących obszerniejszym dziełom, przemilczanych na stronie tytułowej²¹. Kolejne utrudnienie stanowią wydania pod mylnym tytułem; zdarzało się, że strony tytułowe nie odpowiadały zawartości lub wymieniały tylko jedną narrację, w rzeczywistości obejmując większą liczbę dokumentów.
Precyzyjne określenie danych kwantytatywnych utrudniają ponadto równoległe publikacje relacji dotyczących jednego zdarzenia, zróżnicowane pod względem stopnia obecności/nieobecności perytekstów, rozmiarów i treści relacji właściwej, wydań komplementarnych relacji, przedstawiających odmienną perspektywę ideologiczną, a w skrajnych wypadkach – dotyczących najbardziej kontrowersyjnych zdarzeń, jak egzekucja Karola Stuarta, wielokrotnie wznawianych, publikowanych w rozlicznym formacie, w postaci skrótowych i obszernych wydań. To ostatnie zdarzenie w okresie Restauracji prowokowało wydawców do przygotowania publikacji uzupełniających, ponownie – zapewne w odpowiedzi na zapotrzebowanie rynku – dobierających różne formaty i łączących odmienne zdarzenia, zgodnie z porządkiem logicznym, przyczynowo-skutkowym lub chronologicznym, jak choćby liczne w 1660 roku publikacje z egzekucji króla wydane wspólnie z relacją ze śmierci jego sędziów. Zdarzały się jednak i takie publikacje, których jedynym zwornikiem była wspólna tematyka. Przy niemal masowej – jak na owe czasy – produkcji wydawniczej, w ostatnich dekadach XVII wieku na popularności zyskały kompilacje relacji z egzekucji zbiorowych.
Dodatkową trudność stanowią przypadki graniczne – publikacje dotyczące czarownic, często sprowadzone do relacji z przesłuchań z lapidarną notą o wykonaniu wyroku. Materiały związane z paleniem i wieszaniem czarownic zasługują na szczególną uwagę również ze względu na bardziej niż w innych relacjach konsekwentne pozbawianie głosu skazanych. Kolejny problem stanowią jedynie w tytule deklarowane relacje z egzekucji, w tekście głównym redukujące zapowiedzianą informację do jednozdaniowych podsumowań. Odrębnym zagadnieniem są „mowy pożegnalne”: relacje ograniczone wyłącznie, lub niemal wyłącznie, do ostatnich wypowiedzi skazańców. I one jednak, początkowo odosobnione, zyskując na popularności w drugiej połowie XVII wieku, tworzą złożony obraz, choćby ze względu na nacisk kładziony na deklarowany oralny lub pisemny charakter spowiedzi.
Kształt zachowanych relacji z egzekucji w Anglii pozwala dowieść ich nieprzystawalności do koncepcji sformułowanej przez Michela Foucaulta głównie na podstawie relacji francuskojęzycznych. Foucault koncentrował się na egzekucji, postrzegał ciało skazańca jako „pergamin”, na którym władza „pisała” swoją potęgę, poddając je publicznym torturom, ćwiartując, czy rozrywając końmi, niniejsza monografia skupia się natomiast przede wszystkim na relacjach z egzekucji, te zaś redukowały zapis tortur najpierw na rzecz opisu procesu przygotowywania skazańca do dobrej śmierci, z czasem zaś – na wypowiedzi tego ostatniego. Nie tyle chodziło więc o to, co władza uczyni z ciałem skazańca, lecz raczej – co skazaniec uczyni z ostatnimi chwilami swojego życia. Skazaniec zaś, nie mając przecież wpływu na to, co stanie się z jego ciałem, korzystał z przysługującego mu prawa głosu, by „napisać siebie”, pozostawić głos jednostki świadomej swojego zindywidualizowanego istnienia. Można zaryzykować również tezę, że historia relacji w omawianym okresie pozwala dostrzec zmianę modelu skazańca jako człowieka przynależącego mentalnie do średniowiecza na skazańca jako obywatela, świadomego istnienia opinii publicznej (pierwsze odniesienia do tego pojęcia pojawiły się w 1641 roku).
W zrozumieniu kontekstu egzekucji, praw rządzących ich przebiegiem i gestami wykonywanymi przez ich uczestników (łącznie z wypowiedziami skazańca) badaczowi z pomocą przychodzi analiza „sytuacji granicznych” Karla Jaspersa. Świadomość, że sytuacja, w jakiej znajduje się skazaniec na szafocie lub pod szubienicą, w otoczeniu świadków, wyczerpuje znamiona sytuacji granicznej, wiązała się z koniecznością przezwyciężenia poczucia bezradności, nieuchronnej wobec śmierci: „ponieważ nie otrzymuję już z powrotem z nicości nasycenia bytowego żywej postaci siebie samego, stoję bezradny przed tą nicością, jak przed tym punktem mego bytu empirycznego, który wprawia mnie w odrętwienie”²². Z tej perspektywy wypracowane i narzucone skazańcowi konwencje stają się instrumentem przezwyciężania jego bezradności wobec sytuacji granicznej, przed którą stanął. W takim razie przełamywanie konwencji okazuje się aktem odwagi poszukiwania własnego instrumentarium, własnego sposobu przezwyciężania nieuchronnej bezradności i zyskuje nowy wymiar indywidualnej tożsamości, stając się istotnym przejawem egzystencji skazańca i budując jego jednostkowe „ja”. Proces ten musiał się wiązać również ze wspomnianą zmianą mentalności człowieka, a zwłaszcza zmianą stosunku do cierpienia. John Foxe w przywoływanej już Księdze męczenników stworzył wzorzec stosunku do cierpienia, w relacjach podkreślając cierpliwe znoszenie męczarni i bólu, sprowadzone do gloryfikacji, prowadzącą do zbawienia radość z cierpienia, „jouissance męczeństwa”. Cechy te znaleźć można było w licznych daleko późniejszych relacjach z egzekucji, podkreślających radość i spokój skazańców²³. Potrzeba było głębokich zmian społecznych, by i techniki narracyjne zastąpiły ten model innym, nakierowanym na kształtowanie „ja”.
W końcu można też zaryzykować stwierdzenie, że publikacja setek relacji za bohatera przyjmujących skazańców z wszystkich warstw społecznych – także awanturników, kryminalistów – przyczyniła się do powstania powieści w XVIII wieku, która „zwykłego” człowieka uczyniła bohaterem swojej narracji.