- promocja
- W empik go
Przyciaganie - ebook
Przyciaganie - ebook
Jagoda - inteligentna, samodzielna, ponad wszystko ceni sobie swoją wolność i niezależność. Nie może przeboleć tego, że jej syn wychowuje się bez ojca. Zamknęła się w świecie pracy aby pozbyć się wyrzutów sumienia. Dlatego absolutnie dobrze jej z samą sobą i nie szuka związku na siłę, chroni siebie a mężczyzn którzy szukają jedynie płytkich relacji od razu wyczuwa i odrzuca na starcie. Artur - wyznawca relacji typu “friends with benefits”, bez uczuć, bez zobowiązań. Przystojny, pewny siebie, zaradny w biznesie i niezwykle samotny. Zdradzony kiedyś, teraz próbuje odegrać się na kobietach i nie angażuje się w żadne związki. Ma jednak jedno wielkie marzenie - rodzina, które ukrywa skrzętnie pod drogim garniturem i maską arogancji. Życie bywa jednak przewrotne i tych dwoje wpada na siebie, a chemia i flirt zaczynają wisieć w powietrzu. Ona urzeka go swoim dotykiem, a on pokazuje jej jak wygląda prawdziwy seks...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 286 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział I
Przerzucam stosy faktur z coraz większą irytacją. Gdzie ten cholerny papier! Ja pierdolę, jak zawsze pod koniec miesiąca muszę się bawić w księgową i odwalać za nasze biuro rachunkowe kawał roboty. I co ja z tego mam? Nic, wielkie g.... Nie mogę szefowej pisnąć nawet słówka, bo właścicielka biura to jej najlepsza psiapsiółka. W pocie czoła przeglądam kolejny segregator.
Dokładnie przeszukuję nawet kosz na śmieci. Może któraś z recepcjonistek była nadgorliwa i sprzątając moje biuro pomyślała, że to zbędny papier i wyrzuciła go do kosza? A co jeśli z kosza trafił do kontenera…
– Pani Emilko! – wołam jeszcze opanowanym głosem. Nic, zero odpowiedzi, więc jeszcze raz cierpliwie – Pani Emilko, poproszę do mnie!
Znowu nic, sama sobie powinnam przyznać medal za cierpliwość do tej dziewczyny. Liczba wpadek na jej koncie rośnie w zastraszającym tempie. A już przeszła samą siebie, kiedy kazałam jej wysłać listy z życzeniami świątecznymi do współpracujących z nami firm, a ta zamiast adresata wpisała odbiorcę i odwrotnie. No i listy do nas wróciły. Czego oni ich uczą na tych studiach? A jak bym zapytała ją o jakiś nowy skandal w show-biznesie, może mi z pamięci wyrecytować każdy artykuł z Pudelka. Taka jest otrzaskana w tym, kto z kim i gdzie.
– Pani Emilko!!! – wołam jeszcze głośniej. Nic, zero odzewu. No cóż, trzeba się wykazać taktem dobrej pani manager i nie opieprzyć jej od razu tylko rzeczowo i uprzejmie zapytać, czy miała coś wspólnego z zaginioną fakturą. Zbieram się w sobie i idę do recepcji poszukać mojej ulubionej recepcjonistki.
– Co tu się dzieje? – Dziewczyny (Ania masażystka, Zosia kosmetyczka no i Emilka) odwracają się jak na komendę od komputera recepcyjnego. Co to za konspira? Co one znowu wymyśliły?
– Yyyy, pani Jagodo my właśnie… No wie pani, bo ten klient, ten przystojny, no… – Emilka plącze się w zeznaniach.
– Jaki klient? – pytam spokojnie.
– Ten podobny do aktora z „Trzy metrem nad niebem”, boski Mario! – odpowiada jakby to było oczywiste Ania masażystka.
– Widzi pani, pani Jagodo, on właśnie przyszedł kolejny raz na masaż, bez zapowiedzi, ale dopiero dziś sprawdziłyśmy go w Internecie. On jest bogaty, wie pani ma firmę i… – Zosia nawija na jednym wydechu.
Nawet ona? Błagam, uważałam ją za najinteligentniejszą z mojego zespołu.
– Jakoś sobie nie przypominam, żeby w zakresie waszych obowiązków było sprawdzanie tożsamości klientów w Internecie. Wracajcie do pracy!
„Boski Mario?” O czym one do cholery mówią? Muszę się jak najszybciej dowiedzieć.
Zaintrygowały mnie.
– Aniu, dziś twój szczęśliwy dzień, będziesz wykonywać zabieg. Zapisałam boskiego Mario, niedługo tu będzie – szczerzy się Emilka.
Ania nie kryje zdziwienia.
– Jak to? Przecież mam za pół godziny panią „silikon” na zabiegu antycellulitowym… Hmm, może mogłabyś ją odwołać? – Patrzy na mnie z nadzieją.
– Pokażcie mi dzisiejszy grafik. – Muszę wziąć głęboki oddech, bo zaraz mnie szlag trafi z tymi babami – Emilko, dlaczego przyjęłaś pana Mario, czy jak mu tam, na dziś, skoro nie ma wolnej ani kosmetyczki, ani masażystki?
– Yyyy… Pani Jagodo – Emilka nerwowo patrzy w kalendarz i kartkuje go w poszukiwaniu nieistniejącego wytłumaczenia – bo mi się czwartek z piątkiem pomylił… i ja myślałam, że Ania jest wolna… i ja mu powiedziałam, że będzie mógł mieć wykonany zabieg… i on poszedł do sauny i… – nawija jak katarynka.
– Stop! Pani Emilko, proszę iść na zaplecze i poszukać faktury z For Cosmetics na produkty do mezoterapii, albo przypomnieć sobie czy przypadkiem jej pani gdzieś nie schowała. Ja zajmę się resztą.
– Ale… – Patrzę na nią spod byka, więc milknie i grzecznie idzie na zaplecze.
– Dziewczyny, co się tutaj dzieje? Wiem, że Emilka czasem nie ogarnia zapisów na zabiegi, ale wy? Co w takiej sytuacji proponujecie zrobić? Kto obsłuży tego pana? Na co on w ogóle się zapisał? – zdecydowanym tonem przejmuję kontrolę nad sytuacją
– Pani Jagodo, nam też ciężko współpracuje się z Emilką. Sama Pani widzi, wpisuje nam klientów w cały świat. My nie mamy na to wpływu. Ja za piętnaście minut mam panią Borowiec.
Nie mogę jej odwołać, bo jest już w drodze, przed chwilą dzwoniła, że będzie miała pięć minut obsuwy – tłumaczy się Zosia kosmetyczka.
– Ja mogę odwołać panią „silikon” i zajmę się panem Mario – patrzy przymilnie Ania masażystka. Niestety mina jej rzednie, kiedy do naszego SPA wpada zdyszana "silikon" i macha do niej ręką.
– Pani Aniu, udało mi się wcześniej, zróbmy dziś masaż antycellulitowy i jeszcze jakiś zabieg, muszę na weekend wyglądać jak milion dolarów! – Ani przykleja sztuczny, profesjonalny uśmiech do twarzy i odprowadza klientkę do szatni.
– Eh, dziewczyny, co ja już z Wami mam! W poniedziałek robię zebranie i każda usłyszy ode mnie parę słów, a w szczególności pani Emilka. – Patrzę z wyrzutem na Zosię. Ale co mi pozostało, muszę zakasać rękawy. Normalnie od managera przez masażystkę, kosmetyczkę, handlowca, księgową do sprzątaczki: multi, maxi serwis.
– Pani Jagodo, nie pożałuje pani! Wykonywać zabieg na takim ciachu to sama przyjemność, chętnie bym się z panią zamieniła. Boski Mario zażyczył sobie dziś pakiet sauna + masaż relaksacyjny pleców – rozmarzonym tonem prawi Zosia.
Co się z tymi kobietami dzieje? Wdzięczyłyby się i majtki ściągały dla każdego faceta z ładną buźką. To faceci mają za nami biegać, do cholery! Pokolenie gimnazjum, poprzewracało im się w głowach. Ja i moje koleżanki w życiu nie śliniłybyśmy się do jakiegoś kolesia z Internetu. No może z wyjątkiem Brada Pitta, albo Clooneya...
Biegnę szybko do socjala, zakładam strój roboczy i pędzę do boskiego Mario. Ciekawe, czy takie znowu z niego ciacho.
Pukam cicho do naszego „Pokoju relaksu” i wchodzę bezszelestnie do środka. Jak zawsze urzeka mnie spokój bijący z tego pomieszczenia. Nasza architektka naprawdę się postarała, aby gabinet oddał klimat pustynnego zen. W tle jak zawsze relaksująca muzyka, która działa kojąco na moje skołatane nerwy. Może jednak przyda mi się wykonanie tego masażu. Zawsze podczas takich zabiegów relaksuję się i pozytywnie nastrajam. No i przypominam sobie, dlaczego lubię tę robotę.
Mario wyszedł już z sauny i położył się na leżance, jednak przyciemnione światło nie pozwala mi dokładnie ocenić tego bóstwa. Podchodzę do umywalki i dokładnie myję ręce.
– Witam pana… – Kur... dlaczego nie zapytałam jak on się faktycznie nazywa?! Przecież nie mogę się do niego zwracać per „Panie Mario”. Przysięgam, kiedyś zabiję tę naszą Emilkę! –
Mam na imię Jagoda i dziś wykonam panu masaż na bazie mieszanki naturalnych olejków –
objaśniam standardową regułką.
– Ostatnio zabieg wykonywała mi jakaś inna pani. – Słyszę głęboki, lekko ochrypły męski głos.
Aż mnie ciary przechodzą, nadawałby się na spikera do radia. Mógłby czytać chociażby poradnik dla wędkarzy na antenie, a na pewno miałby wierne grono słuchaczek.
– Tak, pani Ania. Niestety dziś nie będzie mogła wykonać panu zabiegu. Zastępuję ją. –
Przyklejam do twarzy profesjonalny uśmiech.
– Pani jest nowa? – pyta lekko zirytowanym głosem.
O co mu chodzi?
– Nie, pracuję tu od dwóch lat – Mój uśmiech jest coraz szerszy i coraz bardziej nieszczery.
– Ciągle się zmieniacie, za każdym razem kto inny mnie obsługuje. Nie wiecie, że podstawą profesjonalnej obsługi klienta jest indywidualne podejście? Każdy ma swojego lekarza, fryzjera, doradcę finansowego i nie zmienia go co pięć minut. A ja chcę mieć jednego masażystę. Czy tak dużo wymagam? Jestem tu czwarty raz i chyba ostatni – On nawija tym swoim chropowatym głosem, a mnie ciśnienie rośnie. Nie, tylko nie dziś… Już tyle godzin walczę, żeby nie wybuchnąć. Jeszcze jedno słowo, a zaraz pokażę, co potrafię, a wtedy będzie chłop stąd zwiewał
w szlafroczku. A ja będę musiała szukać nowej roboty. Nie widzę jego twarzy, bo pan nie raczył
się nawet odwrócić w moją stronę. Leży sobie spokojnie na brzuchu na wygodnym łóżku do masażu.
– A czy pani ma w ogóle kwalifikacje do wykonywania zawodu? Teraz każdemu się wydaje, że może być, kim chce, wystarczy, że skończy pięciogodzinny kurs w byle jakiej szkole. – Peroruje cierpliwie, jakbym była kompletną idiotką i musiał mi coś powoli i wyraźnie tłumaczyć.
– Przepraszam, że przerywam panu ten ciekawy wywód, ale pragnę uprzejmie poinformować, że nie zgłosił pan na recepcji, że chce korzystać w usług jednej terapeutki. Ponadto z tego, co wiem, przyszedł pan do nas bez wcześniejszego umówienia na zabieg, więc ciężko, żeby pani Ania bezczynnie siedziała cały dzień i czekała aż raczy Pan zawitać w nasze skromne progi.
Następnym razem proszę zgłosić na recepcji, że chce pan być obsługiwany przez jedną terapeutkę. A teraz przepraszam na moment.
Wychodzę z gabinetu, aby zaczerpnąć kilku uspakajających oddechów, bo mnie znowu szlag trafi. Muszę pić więcej melisy albo zacząć palić trawkę, żeby trochę wyluzować. Myślałby kto, ważniak będzie mnie tu uczył profesjonalnej obsługi klienta… Pędzę szybko do swojego biura i przeszukuję segregator z moimi dokumentami. Jest, bingo! Mam!
Wracam z powrotem do gabinetu i jak tylko zamykam drzwi, słyszę poirytowane sapnięcie. Ty frajerze, może i jesteś ładny, ale mnie wkurzyłeś i nie będzie przebaczenia.
Zapalam wszystkie światła, przez co oślepiam ważniaka. Podnosi na mnie wkurzone spojrzenie, a mnie zatyka. O kur.... Dziewczyny miały rację, to jest dopiero ciacho przez duże "C". Ciśnienie to mi dopiero teraz skoczyło… Jego ciemne, lekko rozczochrane włosy opadają mu na czoło.
Duże, przejrzyste, niebieskie oczy, kwadratowa szczęka pokryta lekkim zarostem, no i te usta!
Wydatne i szerokie, stworzone do całowania. Gapię się na niego jak idiotka. Aż w końcu mój wzrok pada na plecy częściowo okryte ręcznikiem. Ale on ma mięśnie! Musi pewnie nieźle zasuwać na siłowni, od siedzenia za biurkiem takie bicepsy się nie robią. Ślinka mi pociekła, a szczęka z trzaskiem opadła o podłogę – tak to przynajmniej wyglądało w mojej głowie. Kobieto, opamiętaj się, to nasz klient, trzeba go profesjonalnie obsłużyć! Jesteś managerem, daj przykład pracownikom. Nie śliń się na widok tego boskiego stworzenia. Eh, coś czuję, że pierwszą rzeczą, jaką zrobię po wyjściu z gabinetu, będzie wygooglowanie tego przystojniaka. Wydrukuję sobie jego zdjęcie i powieszę nad łóżkiem i będę co wieczór do niego wzdychać.
– Słucham ?! – mówi już mocno wkurzonym głosem.
Otrząsam się z oszołomienia i przypominam sobie po co wyszłam z gabinetu.
– Yyy... tak… proszę. Oto mój dyplom ukończenia kosmetologii ze specjalnością „Techniki dalekowschodnich masaży”, jak również dyplom ukończenia szkolenia i kursu masaży relaksacyjnych w najlepszej szkole Wellness and SPA w Polce. – Podaję mu plik dokumentów.
W odpowiedzi tylko wzdycha i odwraca głowę w druga stronę.
– Nie musiała się pani kłopotać, nie interesuje mnie pani historia zawodowa. Przyszedłem się tu zrelaksować, a nie mam zbyt wiele czasu, więc proszę, żeby mi już pani wykonała ten masaż.
Nie mam zamiaru spędzić tutaj całego dnia!
Teraz to ja sobie sapnęłam. Co za dupek! Może i jest bosko przystojny, ale to dupek do kwadratu i zachowuje się w sposób, jaki moja koleżanka określiłaby wyrażeniem: „wyżej sra niż dupę ma”.
Gaszę światło, wykonuję kilka głębokich oczyszczających oddechów, których nauczyłam się na jodze i postanawiam w duchu, że wbrew wszystkiemu wykonam mu zajebisty masaż. Aż będzie mnie prosił, żebym nie przestawała.
Odkładam dokumenty i wylewam na dłonie odrobinę aromatycznego olejku. Rozcieram delikatnie, aby nabrał temperatury mojego ciała i rozprowadzam „głaskającymi” ruchami po jego plecach. Gdy tylko moja skóra styka się z jego, na całym ciele przechodzą mnie ciarki, od stóp do głów. Hmmm, ale przyjemnie. On jest chyba podłączony do jakiegoś generatora prądu, bo skąd te ciarki? Aż miło się masuje takie jędrne, wysportowane, gladkie ciało.
W miarę upływu czasu relaksacyjna muzyka robi swoje, rozluźniam się i zaczynam to, na czym znam się najlepiej. Oddaję całą swoją pozytywną energię podczas masażu i odnajduję to, co sprawa mi największą przyjemność, czyli kontakt z ludzkim ciałem, ze skórą. Czuję pod palcami, że pan ważniak również się rozluźnił.
– Hmm.... Zaraz, zaraz czy on zamruczał? Chyba mu jednak dobrze. Jeden zero dla mnie! Czyli jednak nie wypadłam z obiegu.
Takich zamruczeń było jeszcze kilka, aż go chyba uśpiłam. Niestety czas szybko minął i to, co dobre musiało się skończyć. Z żalem kończę i przykrywam jego piękne ciało ręcznikiem.
– Dziękuję – mówię szeptem nad jego uchem, żeby go obudzić.
– Mhmmm… – Oj, coś się chyba chłopina wysłowić nie może. Podnosi na mnie zaspane czarne oczy i lekko się uśmiecha. – Dziękuję.
Oj, kochana, uciekaj stąd czym prędzej, w takich oczach i w tym uśmiechu mogłabyś się z miejsca zakochać. Wychodzę szybko z gabinetu. Uff, już po wszystkim. Mimo że gość jest nieziemsko przystojny, postanawiam, że pierwszy i ostatni raz wykonałam mu zabieg. Nie dla mnie takie emocje, za stara na to jestem.
Zerkam szybko na zegarek. O kur.... Już siedemnasta?! Biegnę szybko się przebrać, muszę przecież odebrać Antka z przedszkola, jego ciocie mnie zabiją. Wyrodna matka, ciągle spóźnia się żeby odebrać swoje dziecko. Ale nic to, weekend mamy dla siebie, będzie zoo, wesołe miasteczko i kino. Od razu poprawia mi się humor.
– Pani Emilko, wychodzę, muszę odebrać Antka z przedszkola. Dziś już mnie nie będzie.
Znalazła pani fakturę? – mówię w biegu do mojej „ulubionej” recepcjonistki.
– Nie, nie znalazłam. Ale, pani Jagodo, jeżeli to była taka błękitna kartka, to chyba wylądowała w koszu. – Uśmiecha się głupkowato. – Sprzątałam pani gabinet i wyrzuciłam ją, bo myślałam, że to nic ważnego.
– Dobrze, w takim razie czeka cię przeszukiwanie kontenera. To ważny dokument i na jutro ma być na moim biurku – odpowiadam ze stoickim spokojem. – A w poniedziałek o dwunastej będzie zebranie. Przekaż wszystkim. Porozmawiam sobie z wami na temat organizacji pracy i prowadzenia kalendarza. – Ja już ich postawię do pionu.
Nie tracąc ani chwili wsiadam do mojej Corsy i jadę do przedszkola. Wychowuję sama Antka od trzech lat. Jego ojciec wyjechał bez słowa i zostawił nas samych. Minęło trochę czasu od kiedy się podniosłam i stanęłam na nogach. Ale czasem sobie myśle, że dobrze się stało. Nie byliśmy szczęśliwi, wieczne szarpanie się o pieniądze, chorobliwa zazdrość, wzajemnie obwinianie skutecznie zniszczyło naszą relację. Nie mogę pogodzić się jednak z jedną rzeczą, Antek nie ma
ojca i będzie żył ze świadomością, że nie był dość ważny czy wart miłości. Psycholodzy uspakajają mnie twierdząc, że nic musi tak być, mogę mu wszystko wytłumaczyć, obdarzyć miłością i wsparciem.
II
– Mam już dość swojej pracy, traktują mnie jak jakieś popychadło. Mam trzydzieści trzy lata, powinnam gdzieś już znaleźć swoje miejsce, rozwinąć karierę i odcinać powoli kupony. A tu człowiek haruje od rana do wieczora i guzik z tego ma. Ciągle są jakieś pretensje – żalę się sfrustrowana mojej przyjaciółce Justynie. Pociągam długi łyk Martini z wódką, naszego ulubionego drinka. To mi trochę poprawia humor. – Wybrałam sobie beznadziejny zawód, w usługach kosmetycznych masz klienta, masz kasę. Nie masz klienta, nie masz prowizji i przymierasz głodem. Zazdroszczę ci tej korpo. Masz pracę od do, karnet na siłownię, bilety na koncerty i do klubów. A kiedy chcesz zaciągnąć kredyt, to witają cię w banku z otwartymi rękami. A ja? – marudzę dalej.
Od 2 lat pracuję w znanym warszawskim SPA, które zatrudnia kilkanaście terapeutek i lekarzy medycyny estetycznej, cieszy się bardzo dobrą renomą w stolicy. Nasi klienci to znani z pierwszych stron gazet celebryci, biznesmeni, znudzone utrzymanki i przyjezdni turyści. Lubię wykonywac zabiegi, ale od kiedy zostałam managerem zarządzanie ludźmi i tak dużym przedsięwzięciem mnie przerasta. Cały czas czuję presję, że musimy być najlepsi, ciągle się szkolić i zarabiać dla naszej szefowej masę pieniędzy.
– Jagoda! Weź się ogarnij! Masz zajebista pracę i to ja ci zazdroszczę. Popracowałabyś trochę w mojej korpo, to uciekłabyś z krzykiem. Wierz mi, wyciskają człowieka jak cytrynę. Wiesz, ilu moich znajomych zwolniło się z etatu i od razu wylądowało na terapii u psychologa z podejrzeniem depresji? Mnie też to pewnie wkrótce czeka. – Justyna wymachuje rękami i swoim drinkiem. Od pięciu lat pracuje w korporacji zajmującej się rekrutacją i nieźle sobie radzi. Jest uparta i wytrwała, dzięki czemu doszła tak daleko. Znamy się już wiele lat, poznałyśmy się na studiach dziennikarskich i tak już razem wędrujemy po Polsce, najpierw Kielce, a potem stolica.
Zawsze mnie dopingowała, jest motorem, który mnie napędza. – Ostatnio szef mnie ciśnie żebyśmy zakończyli projekt z lekarzami przed końcem wakacji. Wyobrażasz sobie? O urlopie
mogę zapomnieć. – Bierze kieliszek i pociąga łyk zimnego drinka. – Mmmm… Tego mi było trzeba. Ale… gdzie trzecia do naszego koła?
Siedzimy w salonie mojego przytulnego, pięćdziesięciometrowego mieszkania na warszawskiej Woli. Czekamy właśnie na moją trzecią przyjaciółkę, Zuzę. Jak zwykle się spóźnia na nasze posiedzenie „Koła gospodyń wiejskich”. Tak od lat nazywamy sobotnie posiadówki przy drinkach. Spotykamy się regularnie nawet wtedy, kiedy nie wszystkie mieszkałyśmy w stolicy.
Jedna odwiedzała drugą w Kielcach czy Katowicach i szłyśmy w tango na miasto. Jednych odstresowują sporty ekstremalne, innych czytanie książek, a nas – imprezowanie. Nawet teraz, kiedy dwie z nas już zostało matkami, trzymamy się naszej tradycji. Ja odprowadzam Antka na noc do kolegi, a Zuza oddaje córeczkę pod opiekę ojca.
– Dzwoniła, że się spóźni, jakiś problem z Jackiem. Miał przyjechać po małą o siedemnastej, a była osiemnasta, kiedy dzwoniła, i jeszcze go nie było. Pewnie wpadnie tu jak burza, klnąc na czym świat stoi. – Ledwo skończyłam, a odezwał się dzwonek do drzwi.
Otwieram drzwi i zgodnie z przewidywaniem do mieszkania wpada moja czarnowłosa przyjaciółka. Wygląda jak zwykle rasowo. Szczupła i wysoka z burzą czarnych włosów. Żaden się jej nie oprze. Zawsze zgarniała najlepszych przystojniaków z imprezy. Dziś przeszła samą siebie: obcisłe jeansowe rurki, czerwone szpilki i tunika bez pleców robią swoje.
– Ja pierdolę, co mnie podkusiło, żeby zadawać się z tym kolesiem. Gdzie byłyście, kiedy zaczynałam się z nim spotykać? – Patrzy na nas oskarżająco. – Spóźnił się dwie godziny po swoje dziecko i jeszcze miał pretensje, że wychodzę z wami wieczorem, jakby debil się nie zorientował, że już dwa lata ze sobą nie jesteśmy.
Zuza ma dość skomplikowaną sytuację. Ma czteroletnią córeczkę z facetem, który się nigdy nie rozwiódł z żoną, chociaż obiecywał Zuzi dozgonną wierność. Niestety, gdy przyszedł pierwszy lepszy kryzys w ich związku, wrócił do żony. Teraz wydaje mu się, że ma dwie naraz, ciągle jeszcze wydzwania i pisze emaile do Zuzy, jakby była jego własnością. Facet ma nie po kolei w głowie, cały rok próbowałyśmy jej to uświadomić. Udało się, chociaż ta biedaczka nie może go sobie do końca wybić z głowy.
– Dajcie mi czegoś mocniejszego, potrzebuję porządnego resetu, żeby się odstresować! –
Rozsiada się wygodnie na kanapie i wypija do dna mojego i Justyny drinka.
– Ciebie też miło widzieć moja droga – uśmiecha się sarkastycznie Justyna.
– Oj, zamknij się ! Masz te bilety? To naprawdę ma być impreza z wyższej półki? Sama szychy?
Specjalnie się tak odstawiłam. Może zaliczę jakiegoś bogatego biznesmena… – rozmarzyła się.
– Zejdź na ziemię, nie dość ci problemów z Jackiem? Najlepiej być singlem, mówiłam wam.
Zero kłótni, pytań gdzie jesteś i co dziś na obiad. A żeby się uprawiać seks nie musisz mieć faceta, wystarczy przyjaciel na baterie – podaję Zuzce nowego drinka.
– Weź już nie bądź taka anty do facetów, nie masz czasem ochoty, żeby cię ktoś przytulił?
Przyniósł kawę do łóżka. No i ten seks… Ileż można się samej zabawiać. Ja tam wolę ciepłe ciałko zamiast kawałka gumy – Chichocze Justyna.
Nic na to nie poradzę, że mam taką awersję do mężczyzn. Dla mnie bycie singlem jest swojego rodzaju wybawieniem. Poukładałam sobie życie, dałam synowi stabiliację i spokojny dom bez kłótni i awantur. Nie wyobrażam sobie, że teraz ktoś wkracza w mój świat i przerwaca go do góry nogami. Zabrania spotykać się z koleżankami i ogranicza w jakikolwiek sposób moją wolność.... Odganiam od siebie te myśli i biorę się do mojej ulubionej pracy.
– Oj, dobra już, która pierwsza siada na fotel? – Wskazuję wysokie krzesło charakteryzatorskie.
– Ja! – Zgłasza się Zuza i wygodnie mości na krześle z drinkiem w dłoni.
Od lat zajmuję się wizażem, więc naturalne jest, że przy byle okazji, maluję moje dziewczyny.
Tym bardziej dziś, kiedy idziemy na jakąś wypasioną imprezę do klubu dla bogaczy. Sama już jestem wyszykowana na tip-top. Wystroiłam się w chabrowy kombinezon z głębokim dekoltem, a do tego czarne sandałki na wysokiej szpili. Powinno wystarczyć.
Szybko maluję Zuzę, robiąc jej standardowo smokey eyes. Potem siada Justa. Do niej zdecydowanie najbardziej pasują soczyste różowe usta, oczy ozdabiam czarną gruba kreską i gotowe. Muszę przyznać, że odkąd rozstała się z facetem, dużo lepiej wygląda. Zrzuciła kilka zbędnych kilogramów, ścięła blond włosy na boba, a w stanik włożyła silikonowe wkładki.
Wygląda super w obcisłej różowej sukience ze skórzanymi wstawkami.
– Słuchajcie, tak sobie myślę, nie pomylą nas z ekskluzywnymi prostytutkami? Może za bardzo się odwaliłyśmy?
– Weź przestań, może dzięki temu trafi nam się jakaś „stosunkowo” miła noc. – Unosi sugestywnie brwi Justyna.
– Taaaa, seksu to ja już nie miałam chyba od czterdziestego ósmego, zapomniałam już nawet, jak to się robi – żali się Zuza.
– Dobra, koniec pieprzenia głupot. Taksówka będzie za dziesięć minut. Dopijajcie drinki i idziemy na podbój stolicy!
No, to się nazywa klub z prawdziwego zdarzenia! Przy wejściu stoi nie jeden, ale czterech bramkarzy, a kolejka ciągnie się chyba co najmniej sto metrów. Ale Justa prze ostro do przodu z trzema przepustkami VIP. Macha nimi ochronie przed nosem i wchodzimy do środka z wysoko podniesionymi głowami. Ale jest miło być VIP-em i nie stać w tej kolejce, już mi się podoba ten wieczór.
Zostawiamy płaszcze w szatni i od razu ruszamy do baru. Justa składa zamówienie na trzy martini i pokazuje nasze vipowskie karty.
– To drinki też mamy za friko? – pyta zaskoczona Zuza.
– Pierwszą kolejkę mamy gratis! – Szczerzy się zadowolona z siebie. I jak ona może narzekać na swoją pracę, dostaje bezpłatne wejścióki do VIP do klubu. Mi sie to nigdy nie zdarza.
Rozglądam się z ciekawością po lokalu urządzanym z wielkim rozmachem, wszystko jest w tonacji biało-czarnej. Olbrzymi bar, za którym również biało-czarne obrazy przedstawiające dawne gwiazdy kina: Marilyn Monroe, Audrey Hepburn, Marlona Brando i innych.
W tle słychać „American boy” Soda & Souds.
– Bierzcie drinki i chodźcie, mamy gdzieś tutaj lożę.
Przedzieramy się przez grupkę ludzi i odnajdujemy nasz stolik. Fajnie, że jest na podeście przy parkiecie. Możemy dzięki temu spokojnie wszystkich obserwować. Rozsiadamy się wygodnie i pijemy nasze martini. Zuza opowiada o przygodzie ze swoim sąsiadem, który zaczął się do niej
przystawiać. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że chłopak ledwie co skończył
osiemnaście lat. Prężył przed nią swoje nabrzmiałe muskuły, naprawiając cieknący kran w łazience. A potem poczęstowała go z grzeczności piwem, no i chłopakowi rozwiązał się język.
Wyznał swoje uczucie ze sztywną erekcją widoczną w dresowych spodniach. Ona to ma powodzenie! Nawet małolaty za nią latają. Biedna teraz boi się wychodzić z domu, tak ją ta erekcja przeraziła. Nie ma to jak męski wzwód, dla jednych obiekt pożądania, dla innych znak ostrzegawczy: „Uciekać!”.
Justa za to ubolewała nad swoim ginekologiem. Wcześniej go wszystkim swoim koleżankom, że taki profesjonalista, fachowiec, delikatny, a do tego przystojny. Nie ma to jak podziwiać urodę męską z nogami za piętnaście trzecia. Dziś jednak zwierzyła nam się, że już nie ma swojego ulubionego ginekologa. Niestety podczas rutynowego badania ginekologicznego zaczął ją molestować. Kiedy zaprotestowała usiłował pokrętnie tłumaczyć, że odkąd została jego pacjentką, nie potrafi myśleć o żadnej innego kobiecie, że śni mu się po nocach, że pragnie jej jak żadnej innej. A co Justa na to? No nic, podciągnęła majtki, obciągnęła spódnicę i powiedziała do lekarza: „a ja tak pana polecałam, a tu się okazało, że fiut zawsze pozostanie fiutem”.
– Jagoda, a co u Ciebie? Może wreszcie Ty nam opowiesz o jakiejś przygodzie z przedstawicielem płci meskiej w roli głównej? – Zuza spogląda na mnie pytająco.
Hmmm.... Czy masowanie przystojnego klienta się liczy? Chyba nie, przemilczałam więc interesujące spotkanie z bożyszczem moich pracownic. W końcu do niczego nie doszło, byłam tylko mocno podniecona jak wychodziłam z gabinetu.
– Dziś ci nie podarujemy, masz poderwać jakiegoś przystojniak, nie możesz do końca życia być pustelnicą. Użyj sobie. Zróbmy tak, która zdobędzie dziś najmniej telefonów od facetów, funduje karnety na siłownię pozostałym. Co wy na to? – rozkręciła się Justa.
– Jestem za – mówi Zuza. – A ty, Jagoda?
– Ej, przecież wiecie, że wynik jest przesądzony.
Takie wieczory lubię, moje dziewczyny, ulubiony drink i muzyka w tle. Zaczynają coraz lepiej grać, więc ruszamy na parkiet. Zawsze lubiłyśmy zwracac na siebie uwagę, namiętne ruchy i seksowne stroje to właśnie my. W tańcu czułyśmy się jak ryba w wodzie.
Zaczyna grać Lmfao „Sexy and I Know It”, a Zuza robi shake pupą. Kto by pomyślał, że jesteśmy po trzydziestce. Rozglądam się za Justyną, tadam…. ona już poderwała sobie jakiegoś przytojniaka. Mnie też kilku podrywa, ale nie mam ochoty na flirt z podpitymi czy podstarzałymi tatusiami z brzuszkiem. Ruszam do baru, gestykulując dziewczynom, że dla nich też wezmę kolejkę.
Ufff, bar jest megazatłoczony. Staram się przecisnąć jak najbliżej, słodko uśmiechając się do wszystkich napotkanych facetów z niemą prośbą o przepuszczenie. A potem czekam w nieskończoność.
– Trzy razy martini z wódką i spritem, poproszę! – krzyczę do barmana, ale niestety bez reakcji.
– Jagoda, Jagoda! – krzyczy Zuza. – Dla mnie weź dwa!
Odwracam się i widzę podskakującą w kolejce przyjaciółkę. Wychodzi na to, że ma zamiar się dziś upić.
Kiwam na znak, że przyjęłam zamówienie. Nagle czuję mrowienie na karku, aż mi włoski dęba stają. Odwracam się, bo czuję na sobie czyjeś spojrzenie. Zamieram. To mężczyzna, którego ostatnio masowałam, a do którego wzdychają moje pracownice. Jak one go nazwały? Boski Mario?
Patrzy w moim kierunku. Ależ on jest przystojny. I te intensywnie, niebieskie oczy. Gapię się na niego chwilkę, po czym się opamiętuję. Przecież nie jestem jakąś gówniarą, która wzdycha do swojego idola. Opamiętaj się, kobieto! Przystojniak lekko się do mnie uśmiecha i wznosi szklaneczkę ze złotym płynem w geście „na zdrowie”. Kiwam do niego głową na przywitanie. W
sumie to się nawet dziwię, że mnie rozpoznał, w gabinecie masażu panował półmrok i dużo ze sobą nie rozmawialiśmy.
Stoimy niedaleko od siebie. Widzę jego lekki uśmieszek w stylu „jestem największym cwaniaczkiem w mieście, ludzie padajcie do moich stóp”. Ale te jego usta… Zauważam, że dolna warga jest nieco wydatniejsza od górnej. Pięknie wykrojone, namiętne usta, ciekawe jak całują? Czyję, że robi mi się gorąco a brodawki piersi stają się twarde. Moje ciało mnie zdradza, więc daję sobie w myślach kopniaka w tyłek i odwracam w stronę baru, w końcu po coś tu przyszłam.
Kątem oka widzę, jak przystojniak kiwa ręką na barmana i coś do niego mówi, wskazując na mnie. Barman natychmiast podchodzi do mnie i pyta, co podać. To się nazywa szybka obsługa. I pomyśleć, że ja tu tyle bezczynnie stałam. Barman szybko przyjmuje moje zamówienie. Ciekawe jakie ma z nim układy, że ten uwija się na każde jego skinienie?
Wkrótce stają przede mną zamówione drinki, a ja przesuwam w jego stronę kartę kredytową. Ku mojemu zdziwieniu odmawia przyjęcia zapłaty, mówiąc:
– Rachunek został już uregulowany.
– Jak to? A kto go niby uregulował? – W odpowiedzi uśmiecha się tylko lekko i przechodzi na drugi koniec baru realizować zamówienia innych klientów.
Czyżby przystojniak rzucił się i postawił mi drinki? Odwracam się w jego stronę i widzę, że rozmawia z jakąś blond pięknością. Podziękowałabym mu, ale nie chcę przeszkadzać. Zabieram swoje drinki i idę do dziewczyn, jak to mówią: „darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda”.
Moja przyjaciółki bawią się w najlepsze, ale widząc mnie, od razu ruszają z pomocą i pomagają donieść drinki do loży. Pijemy łapczywie i ruszamy na parkiet, bo grają nasz stary hit: Junior Jack „Stupidisco”. Podoba mi sie ten klub, mimo tłoku panuje tutaj świetna atmosfera.
Kręcę biodrami i wyrzucam ręce w górę, gdy nagle czuję dziwne mrowienie na karku, a spocone włoski stają dęba. Tchnięta dziwnym przeczuciem, odwracam się. Przystojniak stoi u szczytu schodów prowadzących na parkiet i w najlepsze przygląda się moim pląsom. Zwalniam ruch mojego ciała i wlepiam w niego wzrok równie bezczelnie jak on we mnie. Podoba mi się to, jak jest ubrany. Ma na sobie białą koszulę, która uwydatnia jego dobrze zbudowany tors i ciemne jeansy. Niby prosto, ale doskonale widać, że ciuchów takich raczej nie kupił na bazarze czy w lumpeksie. Wszystko leży jakby było na niego szyte. Do tego sportowo-eleganckie buty i niedbale ułożona fryzura. Do ust napływa mi ślinka na myśl o tym co kryje się pod jego ubraniem. Ktoś na mnie przypadkiem wpada na parkiecie i wracam do rzeczywistości, znowu zaczynam słyszeć muzykę.
Kątem oka obserwuję, że zagaduje jakaś blond piękność. Wcale mnie to nie dziwi, taki przystojny facet musi mieć powodzenie. Przynajmniej nie muszę się już stresować, że się na mnie gapi. Swoją drogą wygląda na to, że większość lasek na tej imprezie przyszła szukać albo
przyszłego męża (taaa… powodzenia), albo kochanka na jeden lub kilka numerków (to już bardziej realne).
Moje rozmyślania przerywa Justa, która podchodzi tanecznym krokiem i przekrzykując muzykę, mówi:
– Chodźmy do baru, drinki nam się skończyły, a ja muszę sie zwnou uzupełnic płyny!
Przeciskamy się do baru i, o dziwo, barman mnie zauważa i od razu realizuje zamówienie. O co tu chodzi? Tym razem jednak przyjmuje od nas pieniądze.
Po zaniesieniu drinków do loży ruszam do toalety poprawić make-up, póki jeszcze mój stan upojenia mi pozwala. W końcu to impreza VIP i muszę dobrze wyglądać. W drodze powrotnej dają o sobie znać wypite drinki. Idąc korytarzem w moich wysokich aszpilach wpadam w popisowy gapoślizg. Już oczami wyobraźni widzę wybite zęby na posadzce, kiedy nagle czuję, że coś, a raczej ktoś, łapie mnie w pasie, ratując przed upadkiem. Mam zamiar podnieść głowę, żeby zidentyfikować pomocną dłoń, lecz wcześniej czuję głęboki, zmysłowy męski zapach.
Odgarniam włosy z twarzy i podnoszę wzrok a tutaj.... ON! Czy to właśnie ten facet musiał być świadkiem jak lekko (no dobra może nie lekko…) zawiana, wywijam orła?
Patrzę wprost w jego intensywnie niebieskie oczy i czerpię z tego niemal fizyczną przyjemność.
W końcu mogę spokojnie i z bliska mu się przyjrzeć. Prosty nos, ostro zarysowana szczęka i to, co zawsze mi się podobało u facetów – szerokie, grube brwi. Męski w stu procentach, tylko ta myśl krąży mi po głowie.
Nie wiem, ile minut upływa. Patrzymy sobie w oczy, a on cały czas mnie obejmuje, chociaż już od dłuższego czasu nie potrzebuję oparcia. Od tego dotyku przechodzą mnie dreszcze od najmniejszych palców u stóp do czubka głowy, momentalnie robię się mokra a między nogami pojawia się nieznośne pulsowanie. Czas jakby się zatrzymał, ogarnia mnie fala gorąca, wypływając czerwonym rumieńcem na policzki i zdradzając moje ciało? Niemożliwe! Przecież zawsze panuję nad sytuacją i nad swoimi emocjami, którym pod żadnym pozorem nie pozwalam się wymknąć. Ale dziś jest inaczej. Gapię się na to męskie stworzenie z lekko rozdziawioną buzią.
Przystojniak natomiast chyba się już lekko otrząsnął, bo zamyka oczy i lekko potrząsa na boki głową, a następnie delikatnie puszcza moją talię, jakby chciał się upewnić, czy mogę ustać o własnych siłach.
Otrząsam się, staję prosto i bąkam pod nosem:
– Przepraszam.
Na co on tylko lekko uśmiecha się kącikami ust i mówi równie cicho jak ja:
– Nic nie szkodzi, miałem szczęście.
Nie rozumiem, o co chodzi z tym szczęściem. Odsuwam się od niego na bezpieczną odległość, aby odzyskać równowagę i przestać czuć to dziwne mrowienie. Oddycham głęboko i mówię już bardziej zdecydowanym głosem:
– Dziękuję, gdyby nie pan, chyba zbierałabym zęby z tej podłogi.
– Wyobrażam sobie, że chodzenie w takich butach musi być wyjątkowo uciążliwe.
Uśmiecham się nieznacznie.
– Jestem panu winna kilka drinków.
On macha ręką.
– To w podziękowaniu za masaż, była pani niesamowita.
Chyba naprawdę zaczynam się rumienić. Słowo „niesamowita” w jego ustach zabrzmiało dwuznacznie, jakby skrywało w sobie jakąś obietnicę. I to jego świdrujące spojrzenie…
– Miło mi to słyszeć, cóż mogę powiedzieć, zapraszam ponownie do naszego SPA – mówię, uśmiechając się profesjonalnie i trochę służbowo. Chcę się zdystansować po tym nieplanowanym zbliżeniu z mężczyzną, który niewątpliwie mocno na mnie działa.
– Chętnie, ale pod warunkiem, że to pani będzie moją stałą masażystką. – Uśmiecha się i lekko mruży oczy. Oj, teraz już chyba nie ma na myśli tylko masażu. To jak powiedział „moją”
zadziałało na mnie najbardziej. Znowu mi gorąco i czuję lekkie mrowienie w żołądku, a na szyję
wychodzi mi zdradziecki rumieniec. Chyba muszę jak najszybciej wrócić do dziewczyn i mojego drinka, zaschło mi w ustach. Ale najpierw trzeba jakoś zapanować nad sytuacją. Hello! On sobie chyba robi ze mnie małe jaja. Dobrze wiem, że nie należę do jego ligi. Z tego co widziałam, gustuje w długonogich blondynach. A ja jestem przeciętnej urody brunetką, po co ze mną rozmawia? Po co te zaczepki? A może chce być tylko uprzejmy, a ja się jak zwykle nie wiadomo co sobie wyobrażam?
– To raczej nie będzie możliwe, ale mogę polecić panu jedną z naszych najlepszych masażystek, ukończyła liczne kursy masażu w Polsce i za granicą. Klienci ją uwielbiają. Poproszę recepcję, żeby przy następnym zapisie skierowały pana właśnie do niej. – Nadal uśmiecham się profesjonalnie, jakbym przyjmowała petenta na recepcji.
Chyba dostrzegam odrobinę rozczarowania w jego oczach, może myślał, że pociągnę temat?
Ach, to moje wieczne domyślanie się!
– Jagoda! Wszędzie Cię szukamy z Zuzą. Gdzie Ty się podziewasz? – Podchodzi do mnie Justa, wymachując rękami. Widzę, że jest już nieźle „nagrzana”.
– Już idę, byłam w toalecie. – Trzeba ją szybko stąd ewakuować, żeby mi wstydu nie narobiła.
Już widzę, jak szeroko otwiera oczy, zaczyna się gapić na mojego przystojniaka i otwiera gębę, żeby coś chlapnąć. Łapię ją więc pod ramię i kolejny raz uśmiecham się profesjonalnie.
– Miło było pana spotkać. Życzę udanej zabawy. – I czym prędzej uciekam ile sił w szpilach, ciągnąc za sobą Justę.
– Jagodą, kto to było do cholery?! Dlaczego uciekamy? Ja chcę paść mu do stóp i błagać o pozwolenie zrobienia sobie loda! – Ożeż, ja Cię pierdzielę, błagam w myślach, żeby jej nie usłyszał. Chyba bym się zapadła pod ziemię.
– Cicho bądź do cholery!!! Bo nas usłyszy. To poważny klient mojego spa. – Ściskam coraz bardziej jej przedramię i ciągnę szybko do stolika. Teraz to już naprawdę muszę się napić.
– Co z tego, czy ty widziałaś, jak on wygląda? – wytrzeszcza na mnie oczy.
– Fakt, jest przystojny, ale bez przesady. Nie przeżywaj tak i chodź się napić! – To chociaż trochę odwraca jej uwagę. Siadam w loży i czym prędzej wychylam do dna mój drink. Uff, tego
mi było trzeba! Justa robi to samo i na moje szczęście od razu dopada ją jakiś absztyfikant z kozią bródką i porywa do tańca. A ja mam chwilę, żeby trochę uspokoić skołatane nerwy.
Za chwilę pojawia się Zuza z jakimś przystojnym blondynem.
– Gdzie się zgubiłaś, wszędzie cię szukałyśmy! – Taaa, myślę, tak mnie szukałaś, że aż poderwałaś tego cud blondyna.
– Byłam w toalecie i była długa kolejka, kochana. A twój kolega to…? – Patrzę na nią wymownie, może by mnie tak przedstawiała…
– A tak, to Grzesiek. Grzesiek to moja przyjaciółka Jagoda. – Dokonuje uprzejmie spóźnionej prezentacji.
– Miło mi! – Wyciągam rękę.
– Siemasz! – Uśmiecha się równiutkimi, bielutkimi ząbkami. Fajny jest, Zuza jak zawsze ma dobre oko. A do tego ma mocny uścisk prawdziwego faceta. Już mi się podoba, no i ma takie sympatyczne zielone oczy. – Napijesz się czegoś, idę po drinki?
– Dzięki, ale mi już chyba dziś wystarczy.
– Co Ty, ona musi się jeszcze napić, chodź, weźmiemy trzy razy martini z wódką! – I już ciągnie go do baru, na co ja wzruszam ramionami i uśmiecham się do blond Grześka.
Po paru kawałkach i mocnych drinkach mamy już dość. Jakimś cudem jestem najtrzeźwiejsza z towarzystwa i zbieram dziewczyny do kupy. Grzesiek okazał się całkiem przyzwoitym facetem i zamówił dla nas taksówkę. Ładuję moje nietrzeźwe koleżanki do auta i wracamy.
To był udany wieczór, przemyka mi przez myśl, kiedy leżę już w swoim łóżku. Do tego cały czas przypomina mi się ta sytuacja z przystojniakiem. Kurczę, muszę się w końcu dowiedzieć, jak on ma na imię. Ten facet a pewno potrafi wywrzeć niezapomniane wrażenie na kobiecie. Nie widziałam go już tego wieczoru w klubie, pewnie wyszedł z jedną z pięknych blond długonogich. Szkoda, że nie jestem jedną z nich, ale, cóż, rzeczywistość jest brutalna. Nie mam takiej urody jak one. Poza tym, o czym ja w ogóle myślę. Ja miałabym wyjść z nim z klubu i co dalej? W takich przypadkach chyba idzie się z kimś do łóżka. Czy potrafiłabym iść z nim do
łóżka? Przeraziła mnie ta myśl, a najbardziej chyba nie to, że to nieznajomy i być może groziłoby mi jakieś niebezpieczeństwo. Najbardziej bałabym się tego, co miałabym z nim w tym łóżku robić. Nie jestem już przecież dziewicą, ale od tak dawna nie spałam z mężczyzną, że chyba zapomniałam już, jak to się robi. Mało tego, mam baaardzo ubogą wiedzę na temat seksu, miałam tylko jednego faceta, z którym mam syna. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o moje łóżkowe wyczyny. Faceci chyba od razu wyczuwają niedoświadczone w swoim łóżku. Do tego nigdy nie miałam orgazmu, więc musiałabym udawać w finale, a co jak się zorientuje? Pomyśli, że jestem oziębła. Jak ja bym mu się zaprezentowała? Raczej marnie, ale o czym ja do cholery myślę. Gdyby ten facet chciał mnie to łóżka to albo musiałby być bardzo pijany, albo zdesperowany, czego raczej po dzisiejszym wieczorze i licznych blond długonogich nie przewiduję. Chyba prędzej piekło zamarznie. Sama uśmiecham się do swoich głupich myśli. Oj, Jagodo, stara jesteś i głupia jak but, że takie fantazje przychodzą Ci na myśl.III
– Oj, dziewczyny, dawno już tak fantastycznie się nie bawiłam! Chcę jeszcze!!! – Pisze do mnie i Justyny na komunikatorze Zuza.
– Ja też, chociaż rzygałam chyba przez pół nocy jak kot. Było warto! – Nie ma to jak bezpośredniość Justyny.
– Jak tak dalej pójdzie, trafimy do klubu AA, potrzebny nam jakiś detoks. – Komentuję rzeczowo.
– Detoks? W życiu, kolejna impreza się szykuje, tym razem ma być zamknięta. Firma klienta organizuje event dla swoich kontrahentów. Ma być na poziomie i w koktajlowych kieckach.
Wybierzecie się ze mną na zakupy? – Zuza jest niezmordowana.
– Ja mam na razie dość imprez, kac męczył mnie chyba ze dwa dni. Glowa i wątroba już nie ta sama. co na studiach – Próbuję się wykręcić.
– Ja jak zwykle się piszę, muszę tylko wiedzieć wcześniej. Poza tym, czy można przyprowadzić osobę towarzyszącą?
– Oj, chyba czegoś tutaj nie wiemy, czyżbyś przemilczała fakt, że pan blond przystojny Grzegorz się jednak nie przestraszył twojej przepitej gęby i zadzwonił? – Śmieje się Justa.
– TAK!!!!! Jest boski prawda?
– Ale co powiedział, kiedy zadzwonił, umówiłaś się już z nim? – dopytuję o szczegóły.
– Zadzwonił dziś przed południem i zapytał, co u mnie słychać, tak po prostu. Czaicie? Już machnęłam na niego ręką, minęło przecież kilka dni. A tu taka niespodzianka! Jest teraz za granicą, ale wkrótce ma wrócić i się odezwać. – Dodała chyba z dziesięć uśmiechniętych buziek, jakbyśmy nie wiedziały, że jest uchachana na maksa.
– Ale ci zazdroszczę, ja sobie wtedy żadnego nie przygruchałam, a impreza będzie za tydzień w piątek. Obecność obowiązkowa, nawet nie próbuj się wykręcać, Jadźka!! Antkiem zajmie się sąsiadka. Gadałam z nią wczoraj przez telefon. Jutro mam jej podrzucić kilka ciuchów do poprawek. Żaliła mi się, że ostatnio w ogóle jej nie zostawiasz Antka, a ona tak za nim tęskni –
Oj, chyba mnie tu ktoś próbuje wziąć pod włos.
– Dobrze, zastanowię się, a jutro, o której u mnie będziesz?
– Hej i jak tam? Wybierasz się z nami na zakupy? Najpierw oblecimy Arkadię, a potem się zobaczy. – Rozentuzjazmowana Justa dzwoni do mnie dwa dni później. Kilka dni później spotykam się z moimi dziewczynami i robimy się na bóstwo przed kolejną imprezą. Tym razem musimy się ubrać wyjątkowo elegancko, towarzystwo ma być wysoko postawione i nadęte. Justa założyła krwiście czerwoną sukienkę za kolano z odkrytymi plecami.