Przygoda na Bermudach - ebook
Przygoda na Bermudach - ebook
Znany grecki bankier Nikos Parakis unika głębszych relacji z kobietami. Aby skutecznie zniechęcić do siebie pewną prawniczkę, postanawia pojawić się na najbliższym balu charytatywnym z inną kobietą. Zaprasza poznaną przypadkowo w barze, niezwykle piękną Mel Cooper. Po balu żegnają się, tak jak zaplanował, lecz pragnienie ponownego spotkania jest silniejsze. Proponuje Mel, by pojechała z nim na Bermudy…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2855-8 |
Rozmiar pliku: | 754 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nikos Parakis zerknął na kosztowny zegarek i zmarszczył brwi. Jeśli chce zdążyć na umówione spotkanie w londyńskim City, to będzie musiał zrezygnować z lunchu. Przyśpieszył kroku, zamierzając złapać taksówkę, lecz już po chwili zmienił zamiar, poczuł bowiem silne ukłucie głodu.
Posłuchał podpowiedzi organizmu i skierował się w stronę baru z kanapkami na wynos. Choć pochodził z szacownego rodu greckich bankierów, nie był szczególnie wybredny w kwestii jedzenia. Kanapka to kanapka, ważne, żeby była smaczna i świeża.
Znalazłszy się w środku, omal nie zrezygnował, gdy okazało się, że bar nie sprzedaje gotowych wyrobów, lecz kanapki przyrządzane na miejscu. Nikos obawiał się, że straci przez to zbyt dużo cennego czasu, zwłaszcza że młoda kobieta za ladą obsługiwała akurat klienta. Z trudem powściągnął zniecierpliwienie i gdy wreszcie przyszła jego kolej, zamówił „to, co da się najszybciej przygotować”. Mimo to obsługująca wdała się z nim w dłuższą rozmowę i dopiero po chwili udało się ustalić, co Nikos właściwie zamawia – kanapkę z szynką, bez żadnych dodatków. Uświadomiwszy sobie, że jest spragniony, wyjął z lodówki butelkę wody mineralnej.
‒ Trzy pięćdziesiąt ‒ powiedziała, podając mu gotową kanapkę.
Nikos wyszarpnął banknot z portfela.
‒ To pięćdziesiątka – bąknęła tonem, który świadczył o tym, że nieczęsto miewa do czynienia z większymi sumami pieniędzy. – Nie ma pan drobnych?
Gdy zaprzeczył, z poirytowanym westchnieniem wydała mu resztę, głównie drobniakami. Po raz pierwszy zetknęli się wzrokiem i Grek oniemiał. Głos rozsądku podpowiadał mu, żeby włożyć garść drobnych do kieszeni i wybiec z kanapką w ręku w poszukiwaniu taksówki. Jak to się często zdarza, ów głos został jednak zignorowany.
W obecnej chwili prawidłowo funkcjonowała jedynie ta część jego mózgu, która odpowiadała za reakcję prawdziwego mężczyzny na niezwykle piękną kobietę.
Przyszło mu na myśl, że nieznajoma przypomina urodą posąg greckiej bogini: wysokie kości policzkowe, idealnie prosty nos, duże błękitne oczy i miękkie, prześlicznie wykrojone usta, słodkie niczym polany miodem deser…
Będąc potomkiem dynastii zamożnych greckich bankierów, Nikos przywykł do towarzystwa pięknych kobiet, które kręciły się przy nim nie tylko dla jego milionów. Natura obdarzyła go bowiem nader hojnie – był wysoki, świetnie zbudowany, co wspomagał rygorystycznymi ćwiczeniami, by utrzymać kondycję fizyczną, i zabójczo przystojny. Bez cienia próżności mógł stwierdzić, że podoba się wielu kobietom, i korzystał z tego bez skrupułów.
Stojąca za ladą baru piękność była jednak absolutnie wyjątkowa.
Nikos przyjrzał jej się dokładniej i ze zdumieniem zauważył, że nie nosiła śladu makijażu, a jasne włosy skryła pod czapką z daszkiem. Wydawała się dość wysoka, a jej kształtów mógł się jedynie domyślać, nosiła bowiem luźny, sprany T-shirt. Przez moment wyobrażał ją sobie w szykownej sukni od znanego projektanta.
‒ Kawał mięcha może pan sobie kupić u rzeźnika! – szorstki głos kobiety wytrącił go nagle z zamyślenia. – Proszę zabrać resztę i do widzenia! – warknęła z irytacją.
Nikos odpowiedział lodowatym tonem, że gdyby pracowała u niego, natychmiast by ją zwolnił za niegrzeczne traktowanie klientów. O dziwo, wcale nie zbiło jej to z tropu. Oparłszy dłonie na ladzie – wbrew sobie zauważył, jak są drobne i wypielęgnowane – odparowała chłodno, że gdyby pracowała u niego – „dzięki Bogu, tak nie jest!” – oskarżyłaby go o molestowanie.
‒ Odkąd to podziw dla kobiecej urody jest niezgodny z prawem? – zapytał z jadowitą uprzejmością, omiatając wzrokiem jej sylwetkę. Pociąg do nieznajomej mieszał się z rosnącą w nim irytacją. Nagle zapragnął zachwiać jej pewnością siebie.
‒ Jeśli chce się pan gapić na kobiety jak na połcie mięsa, to powinien pan założyć ciemne okulary, żeby oszczędzić nam tej męki! – zaproponowała kąśliwie.
Nikos raptem poczuł, że sytuacja zaczyna go bawić. Jego spojrzenie zmiękło, stało się pieszczotliwe. Pragnął przekonać nieznajomą, że jego zainteresowanie nie jest dla płci pięknej żadną męką. Z zadowoleniem ujrzał, że dziewczyna rumieni się i spuszcza wzrok.
‒ Proszę już iść – wyszeptała.
Szach, mat, powiedział sobie w duchu. Jakże łatwo pokonał jej mur obronny. Szerokim gestem zgarnął resztę, wziął kanapkę i wodę i życząc miłego dnia, wyszedł z baru. Irytacja opuściła go bez śladu.
Na widok podpierającego latarnię włóczęgi impulsywnie sięgnął do kieszeni i podał mu garść drobnych. Mężczyzna wymamrotał słowa podziękowania. Nikos dostrzegł nadjeżdżającą taksówkę i zamachał gwałtownie wolną ręką. Wsunął się na tylne siedzenie i z apetytem zaczął pochłaniać kanapkę. Gdy skończył, wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki komórkę i wybrał numer do swej londyńskiej asystentki. Odebrała natychmiast i Nikos przekazał jej polecenie.
‒ Janine, proszę, żebyś zaraz wysłała kwiaty na adres…
Mel stała oparta o ladę, złym wzrokiem śledząc oddalającą się postać. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio tak się rozzłościła. Co za arogant!
Potraktował ją jak służącą, nie zaczekał, aż obsłuży poprzedniego klienta, lecz od razu zaczął wykrzykiwać swoje zamówienie. Przywykł, widać, że wszyscy koło niego skaczą. A ten wzrok, jakim spojrzał na ubogiego człowieka, któremu z dobrego serca postanowiła zrobić kanapkę! To ją zdenerwowało najbardziej. Nie miał prawa okazać mu pogardy.
W dodatku zapłacił banknotem pięćdziesięciofuntowym. Uśmiechnęła się z satysfakcją na myśl, że wydając mu resztę, sypnęła garść drobnych.
Gniew płonął w niej nadal, ale teraz pojawiło się jeszcze inne uczucie. Niechętnie przyznała, że nieznajomy wywarł na niej wielkie wrażenie. Na myśl o nim zrobiło jej się gorąco i poczuła w ciele dziwną słabość. Do tego doszło jeszcze zdradzieckie mrowienie i… Nie, to jakiś kanał!
Przypomniała sobie jego pałające oczy, gdy omiatał spojrzeniem jej ciało. Dobrze, że powiedziała mu prosto w twarz, co o tym myśli. Uważał ją za kawałek atrakcyjnego mięsa, tyle że teraz nie była już o tym przekonana. W jego wzroku było coś takiego… Znowu oblał ją żar. Westchnęła rozdzierająco. No dobrze, nie ma co się dłużej oszukiwać. Facet był arogancki i władczy, zgoda, ale przy tym szalenie, niesamowicie przystojny.
Spostrzegła to od razu, gdy tylko na niego zerknęła, zajęta słodzeniem herbaty dla poprzedniego klienta. Pamiętała, z jakim trudem odwróciła wzrok. Miała ochotę zastygnąć i wpatrywać się z uwielbieniem w jego szczupłe, wysportowane ciało w szytym na miarę garniturze i śnieżnobiałej koszuli z dyskretnym monogramem przy kołnierzyku. Elegancki strój tak doskonale na nim leżał. Ale największe wrażenie zrobiły na niej jego oczy.
Były czarne jak bezgwiezdne niebo, przeszywające, ocienione nieprzyzwoicie długimi, ciemnymi rzęsami. Kwadratowa szczęka, długi, prosty nos, wydatne kości policzkowe, wysoko sklepione czoło dopełniały obrazu, ale to właśnie oczy, w których później dostrzegła jeszcze plamki złota, były najbardziej niebezpieczną bronią.
Pragnęła w nich zatonąć, ta myśl nie dawała jej spokoju podczas obsługiwania nieznajomego.
Musiał się zorientować, że wywarł na niej tak wielkie wrażenie, bo w pewnej chwili przeszył ją pałającym wzrokiem niby promieniem lasera. Gdy na nią spoglądał, wydawało jej się, że oblewa ją ciepły, roztopiony miód. Odczuwała jego wzrok jak pieszczotę delikatnych rąk, niemal czuła jego miękkie wargi na swoich…
Zdobyła się na wysiłek i poprosiła, żeby sobie poszedł, a on się wtedy zaśmiał! Śmiał się, bo wiedział, że zyskał nad nią przewagę i przejrzał jej prawdziwe uczucia.
Zarumieniła się mocniej.
Niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w dal; nieznajomy już dawno znikł w tłumie. W końcu potrząsnęła głową i zabrała się do pracy, nakazując sobie przestać o nim myśleć. Jeszcze nigdy tak okropnie nie hałasowała przy zmywaniu i nie kroiła chleba z taką zaciekłością.