Przygodni kochankowie - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Przygodni kochankowie - ebook
Pełen uniesień erotycznych weekend wywraca świat Giny do góry nogami. Ale czy ciąża musi oznaczać małżeństwo, zwłaszcza z rozsądku? Zdaniem Giny – nie; ona doskonale sobie poradzi jako samotna matka. A że między nią a jej przygodnym kochankiem wciąż iskrzy? Przecież to nic innego jak hormony...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2906-7 |
Rozmiar pliku: | 742 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PROLOG
„Nie mogłabym wymarzyć dwóch piękniejszych, bardziej kochających wnuczek. Odkąd zamieszkały ze mną, moje serce przepełnia radość. Dziś, za kilka godzin, Sara poślubi Deva. Nie posiadam się ze szczęścia.
Martwię się natomiast o jej młodszą siostrę. Eugenia, która promiennym uśmiechem każdemu potrafi poprawić humor, wiodła dotąd beztroskie życie. Niestety to się skończyło; teraz musi stawić czoło rzeczywistości i mam jedynie nadzieję, że podoła zadaniu.
Ale dość tego. Muszę szykować się na ślub, a potem jechać do hotelu Plaza, miejsca tylu ważnych wydarzeń w moim życiu”.
Z pamiętnika Charlotte,
Wielkiej Księżnej KarlenburghaROZDZIAŁ PIERWSZY
Gina St. Sebastian uśmiechem pokryła irytację.
– Jakiś ty uparty, Jack.
– Ja? – Ambasador John Harris Mason III, szczupły opalony szatyn mierzący ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, lubił nad wszystkim mieć kontrolę. Denerwowało go, kiedy coś szło nie po jego myśli. – Jesteś w ciąży, ze mną, a nawet nie chcesz słyszeć o małżeństwie.
– Głośniej. Niech wszyscy się dowiedzą. – Gina zerknęła na donice z kwiatami, za którymi skryli się przed wzrokiem gości.
Znajdowali się w Terrace Room słynnego nowojorskiego hotelu Plaza. W tej pięknej sali z sufitem w stylu włoskiego renesansu z kryształowymi żyrandolami przypominającymi te w Wersalu wiele par złożyło przysięgę małżeńską.
Wesele Sary i Deva przygotowano w rekordowym czasie dwóch tygodni. Majątek pana młodego niewątpliwie wszystko ułatwił, pomógł również cudotwórca, którego Dev Hunter zatrudniał jako swojego asystenta. Ale to Gina zaplanowała uroczystość i nie zamierzała pozwolić, aby facet, z którym spędziła jeden szalony weekend, cokolwiek zakłócił.
Na szczęście nikt ich nie słyszał. Zespół muzyczny grał, nowożeńcy i goście wirowali po parkiecie. Gina przeniosła spojrzenie z tancerzy na ubraną w koronki, dumnie wyprostowaną kobietę z dłońmi opartymi o uchwyt hebanowej laski. Uff! Księżna była poza zasięgiem słuchu.
– Nie mieliśmy okazji porozmawiać od twojego powrotu ze Szwajcarii – rzekł Jack, zniżając głos.
Wyleciała do Szwajcarii dzień po tym, jak na teście ciążowym zobaczyła dwie kreski. Po prostu musiała uciec z Los Angeles, pooddychać świeżym alpejskim powietrzem, przemyśleć wszystko. Po dwudziestu czterech godzinach podjęła decyzję i udała się do nowoczesnej kliniki w Lucernie. Dziesięć minut później opuściła ją. Wcześniej, spanikowana, zadzwoniła do siostry, a potem do seksownego dyplomaty, który teraz stał naprzeciwko niej.
Zanim Sara doleciała z Paryża, Gina zdołała się opanować. Jej spokój jednak prysł, gdy w Lucernie pojawił się Jack. Nie spodziewała się ani jego przyjazdu, ani tego, że ucieszy się z jej decyzji o urodzeniu dziecka.
Prawdę rzekłszy, sama była zaskoczona. Uchodziła za osobę lekkomyślną; uwielbiała weekendowe wypady do Biarritz i pływanie jachtem po Morzu Karaibskim. Księżna starała się zapewnić wnuczkom dostatnie życie. Dopiero niedawno dowiedziały się, ile to ją kosztowało. Od tej pory Gina postanowiła sama zarabiać na swoje utrzymanie.
Niestety zajęcia, których się imała, szybko ją nużyły. Praca modelki okazała się beznadziejna. Denerwowały ją nagrzane reflektory i kapryśni fotograficy. Towarzyszenie małym grupom turystów w podróżach po europejskich stolicach, kiedy stale musiała szukać zaginionych bagaży albo załatwiać zmianę pokoju, bo komuś akurat nie podobał się widok z okna, też jej nie wciągnęło.
Po kursie gotowania w słynnej włoskiej akademii kulinarnej zatrudniła się w restauracji. Wytrwała tydzień. Kiedy zniecierpliwiony szef przeniósł ją z kuchni do biura, nagle odkryła, że jest dobra w planowaniu przyjęć.
I właśnie z tego zamierzała się utrzymać: z urządzania imprez dla sławnych i bogatych. Najpierw jednak musiała przekonać Jacka, że nie interesuje jej małżeństwo.
– Doceniam twoją troskę, ale…
– Troskę? – Nie podniósł głosu, ale sprawiał wrażenie, jakby z trudem nad sobą panował.
Sześć tygodni temu ich spojrzenia spotkały się nad głowami ludzi w zatłoczonej sali konferencyjnej. Powietrze stało się naelektryzowane. A potem…
Och, przestań! Zapomnij o tym, co się wydarzyło. O ogniu, o pocałunkach. To się nie powtórzy.
– Ale chyba sam musisz przyznać – ciągnęła z wymuszonym uśmiechem – że to nie jest odpowiedni czas ani miejsce na taką rozmowę.
– Więc wyznacz czas i miejsce – zażądał.
– W porządku. – Westchnęła. – Jutro w południe. W Boathouse w Parku Centralnym.
– Doskonale.
– Poprosimy o stolik w ustronnym kąciku i porozmawiamy jak dwoje dojrzałych ludzi.
Dojrzałych? Do tej pory wiodła lekkie przyjemne życie. Jeśli wpadała w tarapaty, wiedziała, że babka lub Sara ją z nich wyciągną. Wszystko zmieniło się dziesięć minut po wykonaniu testu ciążowego.
Nie próbował jej zatrzymać. Miała rację: to nie był odpowiedni czas ani miejsce. Nie bardzo jednak wierzył, że jutro jego racjonalne argumenty trafią jej do przekonania.
Spędził w sumie pięć dni w towarzystwie Giny: jeden długi zwariowany weekend i dwa dni w Szwajcarii. Wiedział, że jest pełna sprzeczności: czasem wyniosła, zmysłowa, a czasem ciepła, zabawna, do rany przyłóż. Doskonale wykształcona, a zarazem dziecięco naiwna. Nie interesowała jej polityka, chyba że jakieś wydarzenie miało bezpośredni wpływ na nią, siostrę lub babkę.
Stanowiła jego przeciwieństwo. On pochodził z rodziny, która dawno temu zapuściła korzenie w Wirginii i uważała, że wielkie bogactwo wiąże się z równie wielką odpowiedzialnością. W chwilach kryzysu ojciec i dziadek byli doradcami prezydentów. On sam był na kilku placówkach dyplomatycznych, zanim w wieku trzydziestu dwóch lat został ambasadorem przy Departamencie Stanu. Wyjeżdżał do najbardziej niespokojnych miejsc na świecie. Niedawno wrócił do Waszyngtonu i korzystając z doświadczenia, ulepszał procedury zwiększające bezpieczeństwo dyplomatów amerykańskich na świecie.
W pracy spędzał długie godziny, często stres dawał mu się we znaki, ale nie pamiętał, aby ktokolwiek wywołał w nim większą frustrację niż Gina. Psiakrew, ona nosi jego dziecko, któremu zamierzał dać nazwisko. Dziecko, o które tak bardzo starali się z Catherine…
Przeszył go znajomy ból, już nie tak ostry jak dawniej, ale wciąż piekący. Wszystko wokół stało się zamazane, rozmowy ucichły. Niemal ją widział, niemal słyszał jej głos. Catherine, mądra, mająca doskonałe rozeznanie polityczne, dojrzałaby ironię losu. Powiedziałaby…
– Napijesz się, Mason?
Ogromnym wysiłkiem woli wymazał sprzed oczu obraz zmarłej żony i odwrócił się do nowożeńca. Dev Hunter wyciągnął w jego stronę szklankę whisky.
– Widziałem, jak rozmawiasz z Giną i uznałem, że przyda ci się łyk szkockiej.
– Słusznie uznałeś. Dzięki.
– Za siostry St. Sebastian – powiedział Dev, spoglądając na pogrążone w rozmowie kobiety. – Trochę się nabiegałem, ale w końcu doprowadziłem Sarę do ołtarza. Może tobie też się uda.
Podnosząc szklankę do ust, Jack również popatrzył na siostry. Szczupła ciemnowłosa Sara w eleganckiej sukni promieniała blaskiem właściwym dla panny młodej. Jasnowłosa, pełna życia Gina, której ciało jeszcze nie zdradzało oznak ciąży, była nieco hojniej od siostry obdarzona przez naturę. Ognista, dopasowana do figury suknia z wycięciem na plecach podkreślała jej zmysłowe kształty.
Jack odruchowo zacisnął palce na szklance. Choć minęło sześć tygodni, wciąż pamiętał te jedwabiste włosy, niebieskie oczy i ponętne krągłości. Zużyli całe opakowanie prezerwatyw, ale los splatał im figla.
– Uda się. Na bank.
Dev Hunter zamierzał coś powiedzieć, ale w tym momencie żona przywołała go palcem.
– Pogadamy, jak wrócę z podróży poślubnej. – Przechodzącemu kelnerowi oddał pustą szklankę, zrobił krok w stronę żony, po czym przystanął. – Gina ma w sobie wiele z księżnej, a skoro o wilku mowa…
Nagle Jack ujrzał zbliżającą się drobną siwowłosą matronę w koronkowej sukni z długimi rękawami. Kilka pierścieni zdobiło jej dotknięte artretyzmem palce. Opierając się na lasce, Charlotte skinęła na Deva.
– Gina mówi, że powinniście się z Sarą przebrać. Za godzinę wylatujecie.
– To mój samolot, Charlotte. Bez nas nie poleci.
– Zostaw nas, Devonie. Chcę zamienić słowo z ambasadorem Masonem.
Jack instynktownie się wyprostował. Znał życiorys księżnej, wygrzebał wszystko, co Departament Stanu miał na jej temat. Charlotte St. Sebastian, Wielka Księżna Karlenburgha, opuściła swój kraj ponad pół wieku temu, gdy rządy przejęli komuniści. Po brutalnej egzekucji męża uciekła z maleńką córeczką i klejnotami wartymi fortunę, które ukryła w pluszowym misiu. Zamieszkała w Nowym Jorku, należała do elity towarzyskiej i literackiej miasta. Niewielu jej bogatych przyjaciół miało świadomość, że ta dumna arystokratka od lat wyprzedaje biżuterię, aby utrzymać siebie oraz wnuczki, którymi opiekuje się od tragicznej śmierci ich rodziców.
– Przed chwilą rozmawiałam z Giną – oznajmiła starsza dama. – Podobno wciąż nalega pan na małżeństwo?
– To prawda.
– Dlaczego?
Korciło go, aby zacytować Ginę i powiedzieć, że nie jest to odpowiedni czas ani miejsce na takie rozmowy, ale harde spojrzenie księżnej przywołało go do porządku.
– To chyba oczywiste. Gina jest w ciąży. Ze mną. Pragnę jej i dziecku ofiarować swoje nazwisko.
– Ma pan zastrzeżenia do nazwiska St. Sebastian? – spytała chłodno księżna.
Cholera! I on uważał się za dyplomatę? Księżna uniosła laskę i trąciła go nią w pierś.
– Naprawdę pan wierzy, że dziecko jest jego?
– Absolutnie. – Nawet się nie zawahał.
– Dlaczego? – Księżna ponownie dźgnęła go w pierś.
Z dwóch powodów, ale o jednym Jack nie zamierzał mówić. Jego ojciec na wieść, że zostanie dziadkiem, wynajął detektywa. Ten skrupulatnie prześledził ostatnie trzy miesiące życia Giny. Z raportu, jaki złożył, wynikało, że często zmienia pracę i prowadzi bujne życie towarzyskie, ale jedynym mężczyzną, z jakim spała w tym czasie, był John Harris Mason III.
Jack z wściekłością poinformował ojca, że niepotrzebnie się trudził. Wiedział, że dziecko jest jego, odkąd zapłakana Gina zadzwoniła ze Szwajcarii. Teraz to samo usiłował powiedzieć księżnej.
– W trakcie naszej krótkiej znajomości, księżno, odkryłem, że Gina ma kilka wad. Ja również, jednak nie próbowaliśmy ich ukryć.
– Innymi słowy, nie przysięgaliście sobie miłości czy wierności, zanim wskoczyliście do łóżka?
Na to pytanie Jack wolał nie odpowiadać.
– Jak wspomniałem, nie znam Giny dobrze, ale mam głębokie przeświadczenie, że brzydzi się kłamstwem.
Odetchnął z ulgą, kiedy księżna opuściła laskę.
– To prawda, Gina nie kłamie. – Po twarzy księżnej przebiegł cień niezadowolenia. – Nawet jest zbyt szczera. Co w sercu, to na języku.
– Zauważyłem.
Właśnie to, oprócz fantastycznego ciała, tak bardzo mu się spodobało: energia, entuzjazm, naturalność. W tamten weekend cudownie się zrelaksował. Oczywiście w Waszyngtonie, gdzie kryzys goni kryzys, stres natychmiast wrócił.
– Dla mnie liczy się wyłącznie szczęście mojej wnuczki – oznajmiła księżna. – Cokolwiek Eugenia postanowi, będzie miała moje poparcie.
– To zrozumiałe.
Charlotte przyjrzała mu się uważnie.
– Znałam pańskiego dziadka – rzekła ni stąd, ni zowąd. – Był wtedy członkiem gabinetu prezydenta Kennedy’ego. Straszny zarozumialec i sztywniak.
– Cały on – odparł Jack z uśmiechem.
– Zaprosiłam jego i pańską babkę na przyjęcie, które wydawałam tu, w Plazie, z okazji przyjazdu sułtana Omanu. Przyszli państwo Kennedy. I Rockefellerowie. – W kącikach jej ust błąkał się uśmiech. – Włożyłam perły. Trzy razy owinęłam je wokół szyi, a i tak sięgały mi niemal do brzucha. Jackie aż zzieleniała z zazdrości.
Nie wątpił. Przyglądając się kulturalnej starszej pani, miał nadzieję, że małżeństwo z jej wnuczką nie okaże się porażką. Parę lekcji powinno wystarczyć, aby Gina nauczyła się dyplomacji. Nie chciał jej zmieniać, broń Boże, jedynie lekko ją utemperować.
Utemperować, lecz nie w łóżku. Znów przypomniał sobie tamten weekend. Od śmierci żony nie żył jak mnich, ale i nie szalał. Pięć kobiet w ciągu sześciu lat nie stanowiło rekordu. Jednak dzięki Ginie poczuł, że ma ochotę zacząć wszystko od nowa.
– Proszę mi wierzyć, księżno – zwrócił się do starszej damy rozmyślającej o prezydentach i perłach – z całego serca pragnę poślubić pani wnuczkę.
Utkwiła w nim przenikliwe spojrzenie.
– No dobrze – rzekła po dłużej chwili. – Może się pan do mnie zwracać Charlotte, bez tytułu. Podejrzewam, że w najbliższych miesiącach często będziemy się widywali.
– Też tak sądzę.
– A teraz przepraszam, muszę pożegnać moją drugą wnuczkę, zanim wyruszy w podróż poślubną.
„Nie mogłabym wymarzyć dwóch piękniejszych, bardziej kochających wnuczek. Odkąd zamieszkały ze mną, moje serce przepełnia radość. Dziś, za kilka godzin, Sara poślubi Deva. Nie posiadam się ze szczęścia.
Martwię się natomiast o jej młodszą siostrę. Eugenia, która promiennym uśmiechem każdemu potrafi poprawić humor, wiodła dotąd beztroskie życie. Niestety to się skończyło; teraz musi stawić czoło rzeczywistości i mam jedynie nadzieję, że podoła zadaniu.
Ale dość tego. Muszę szykować się na ślub, a potem jechać do hotelu Plaza, miejsca tylu ważnych wydarzeń w moim życiu”.
Z pamiętnika Charlotte,
Wielkiej Księżnej KarlenburghaROZDZIAŁ PIERWSZY
Gina St. Sebastian uśmiechem pokryła irytację.
– Jakiś ty uparty, Jack.
– Ja? – Ambasador John Harris Mason III, szczupły opalony szatyn mierzący ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, lubił nad wszystkim mieć kontrolę. Denerwowało go, kiedy coś szło nie po jego myśli. – Jesteś w ciąży, ze mną, a nawet nie chcesz słyszeć o małżeństwie.
– Głośniej. Niech wszyscy się dowiedzą. – Gina zerknęła na donice z kwiatami, za którymi skryli się przed wzrokiem gości.
Znajdowali się w Terrace Room słynnego nowojorskiego hotelu Plaza. W tej pięknej sali z sufitem w stylu włoskiego renesansu z kryształowymi żyrandolami przypominającymi te w Wersalu wiele par złożyło przysięgę małżeńską.
Wesele Sary i Deva przygotowano w rekordowym czasie dwóch tygodni. Majątek pana młodego niewątpliwie wszystko ułatwił, pomógł również cudotwórca, którego Dev Hunter zatrudniał jako swojego asystenta. Ale to Gina zaplanowała uroczystość i nie zamierzała pozwolić, aby facet, z którym spędziła jeden szalony weekend, cokolwiek zakłócił.
Na szczęście nikt ich nie słyszał. Zespół muzyczny grał, nowożeńcy i goście wirowali po parkiecie. Gina przeniosła spojrzenie z tancerzy na ubraną w koronki, dumnie wyprostowaną kobietę z dłońmi opartymi o uchwyt hebanowej laski. Uff! Księżna była poza zasięgiem słuchu.
– Nie mieliśmy okazji porozmawiać od twojego powrotu ze Szwajcarii – rzekł Jack, zniżając głos.
Wyleciała do Szwajcarii dzień po tym, jak na teście ciążowym zobaczyła dwie kreski. Po prostu musiała uciec z Los Angeles, pooddychać świeżym alpejskim powietrzem, przemyśleć wszystko. Po dwudziestu czterech godzinach podjęła decyzję i udała się do nowoczesnej kliniki w Lucernie. Dziesięć minut później opuściła ją. Wcześniej, spanikowana, zadzwoniła do siostry, a potem do seksownego dyplomaty, który teraz stał naprzeciwko niej.
Zanim Sara doleciała z Paryża, Gina zdołała się opanować. Jej spokój jednak prysł, gdy w Lucernie pojawił się Jack. Nie spodziewała się ani jego przyjazdu, ani tego, że ucieszy się z jej decyzji o urodzeniu dziecka.
Prawdę rzekłszy, sama była zaskoczona. Uchodziła za osobę lekkomyślną; uwielbiała weekendowe wypady do Biarritz i pływanie jachtem po Morzu Karaibskim. Księżna starała się zapewnić wnuczkom dostatnie życie. Dopiero niedawno dowiedziały się, ile to ją kosztowało. Od tej pory Gina postanowiła sama zarabiać na swoje utrzymanie.
Niestety zajęcia, których się imała, szybko ją nużyły. Praca modelki okazała się beznadziejna. Denerwowały ją nagrzane reflektory i kapryśni fotograficy. Towarzyszenie małym grupom turystów w podróżach po europejskich stolicach, kiedy stale musiała szukać zaginionych bagaży albo załatwiać zmianę pokoju, bo komuś akurat nie podobał się widok z okna, też jej nie wciągnęło.
Po kursie gotowania w słynnej włoskiej akademii kulinarnej zatrudniła się w restauracji. Wytrwała tydzień. Kiedy zniecierpliwiony szef przeniósł ją z kuchni do biura, nagle odkryła, że jest dobra w planowaniu przyjęć.
I właśnie z tego zamierzała się utrzymać: z urządzania imprez dla sławnych i bogatych. Najpierw jednak musiała przekonać Jacka, że nie interesuje jej małżeństwo.
– Doceniam twoją troskę, ale…
– Troskę? – Nie podniósł głosu, ale sprawiał wrażenie, jakby z trudem nad sobą panował.
Sześć tygodni temu ich spojrzenia spotkały się nad głowami ludzi w zatłoczonej sali konferencyjnej. Powietrze stało się naelektryzowane. A potem…
Och, przestań! Zapomnij o tym, co się wydarzyło. O ogniu, o pocałunkach. To się nie powtórzy.
– Ale chyba sam musisz przyznać – ciągnęła z wymuszonym uśmiechem – że to nie jest odpowiedni czas ani miejsce na taką rozmowę.
– Więc wyznacz czas i miejsce – zażądał.
– W porządku. – Westchnęła. – Jutro w południe. W Boathouse w Parku Centralnym.
– Doskonale.
– Poprosimy o stolik w ustronnym kąciku i porozmawiamy jak dwoje dojrzałych ludzi.
Dojrzałych? Do tej pory wiodła lekkie przyjemne życie. Jeśli wpadała w tarapaty, wiedziała, że babka lub Sara ją z nich wyciągną. Wszystko zmieniło się dziesięć minut po wykonaniu testu ciążowego.
Nie próbował jej zatrzymać. Miała rację: to nie był odpowiedni czas ani miejsce. Nie bardzo jednak wierzył, że jutro jego racjonalne argumenty trafią jej do przekonania.
Spędził w sumie pięć dni w towarzystwie Giny: jeden długi zwariowany weekend i dwa dni w Szwajcarii. Wiedział, że jest pełna sprzeczności: czasem wyniosła, zmysłowa, a czasem ciepła, zabawna, do rany przyłóż. Doskonale wykształcona, a zarazem dziecięco naiwna. Nie interesowała jej polityka, chyba że jakieś wydarzenie miało bezpośredni wpływ na nią, siostrę lub babkę.
Stanowiła jego przeciwieństwo. On pochodził z rodziny, która dawno temu zapuściła korzenie w Wirginii i uważała, że wielkie bogactwo wiąże się z równie wielką odpowiedzialnością. W chwilach kryzysu ojciec i dziadek byli doradcami prezydentów. On sam był na kilku placówkach dyplomatycznych, zanim w wieku trzydziestu dwóch lat został ambasadorem przy Departamencie Stanu. Wyjeżdżał do najbardziej niespokojnych miejsc na świecie. Niedawno wrócił do Waszyngtonu i korzystając z doświadczenia, ulepszał procedury zwiększające bezpieczeństwo dyplomatów amerykańskich na świecie.
W pracy spędzał długie godziny, często stres dawał mu się we znaki, ale nie pamiętał, aby ktokolwiek wywołał w nim większą frustrację niż Gina. Psiakrew, ona nosi jego dziecko, któremu zamierzał dać nazwisko. Dziecko, o które tak bardzo starali się z Catherine…
Przeszył go znajomy ból, już nie tak ostry jak dawniej, ale wciąż piekący. Wszystko wokół stało się zamazane, rozmowy ucichły. Niemal ją widział, niemal słyszał jej głos. Catherine, mądra, mająca doskonałe rozeznanie polityczne, dojrzałaby ironię losu. Powiedziałaby…
– Napijesz się, Mason?
Ogromnym wysiłkiem woli wymazał sprzed oczu obraz zmarłej żony i odwrócił się do nowożeńca. Dev Hunter wyciągnął w jego stronę szklankę whisky.
– Widziałem, jak rozmawiasz z Giną i uznałem, że przyda ci się łyk szkockiej.
– Słusznie uznałeś. Dzięki.
– Za siostry St. Sebastian – powiedział Dev, spoglądając na pogrążone w rozmowie kobiety. – Trochę się nabiegałem, ale w końcu doprowadziłem Sarę do ołtarza. Może tobie też się uda.
Podnosząc szklankę do ust, Jack również popatrzył na siostry. Szczupła ciemnowłosa Sara w eleganckiej sukni promieniała blaskiem właściwym dla panny młodej. Jasnowłosa, pełna życia Gina, której ciało jeszcze nie zdradzało oznak ciąży, była nieco hojniej od siostry obdarzona przez naturę. Ognista, dopasowana do figury suknia z wycięciem na plecach podkreślała jej zmysłowe kształty.
Jack odruchowo zacisnął palce na szklance. Choć minęło sześć tygodni, wciąż pamiętał te jedwabiste włosy, niebieskie oczy i ponętne krągłości. Zużyli całe opakowanie prezerwatyw, ale los splatał im figla.
– Uda się. Na bank.
Dev Hunter zamierzał coś powiedzieć, ale w tym momencie żona przywołała go palcem.
– Pogadamy, jak wrócę z podróży poślubnej. – Przechodzącemu kelnerowi oddał pustą szklankę, zrobił krok w stronę żony, po czym przystanął. – Gina ma w sobie wiele z księżnej, a skoro o wilku mowa…
Nagle Jack ujrzał zbliżającą się drobną siwowłosą matronę w koronkowej sukni z długimi rękawami. Kilka pierścieni zdobiło jej dotknięte artretyzmem palce. Opierając się na lasce, Charlotte skinęła na Deva.
– Gina mówi, że powinniście się z Sarą przebrać. Za godzinę wylatujecie.
– To mój samolot, Charlotte. Bez nas nie poleci.
– Zostaw nas, Devonie. Chcę zamienić słowo z ambasadorem Masonem.
Jack instynktownie się wyprostował. Znał życiorys księżnej, wygrzebał wszystko, co Departament Stanu miał na jej temat. Charlotte St. Sebastian, Wielka Księżna Karlenburgha, opuściła swój kraj ponad pół wieku temu, gdy rządy przejęli komuniści. Po brutalnej egzekucji męża uciekła z maleńką córeczką i klejnotami wartymi fortunę, które ukryła w pluszowym misiu. Zamieszkała w Nowym Jorku, należała do elity towarzyskiej i literackiej miasta. Niewielu jej bogatych przyjaciół miało świadomość, że ta dumna arystokratka od lat wyprzedaje biżuterię, aby utrzymać siebie oraz wnuczki, którymi opiekuje się od tragicznej śmierci ich rodziców.
– Przed chwilą rozmawiałam z Giną – oznajmiła starsza dama. – Podobno wciąż nalega pan na małżeństwo?
– To prawda.
– Dlaczego?
Korciło go, aby zacytować Ginę i powiedzieć, że nie jest to odpowiedni czas ani miejsce na takie rozmowy, ale harde spojrzenie księżnej przywołało go do porządku.
– To chyba oczywiste. Gina jest w ciąży. Ze mną. Pragnę jej i dziecku ofiarować swoje nazwisko.
– Ma pan zastrzeżenia do nazwiska St. Sebastian? – spytała chłodno księżna.
Cholera! I on uważał się za dyplomatę? Księżna uniosła laskę i trąciła go nią w pierś.
– Naprawdę pan wierzy, że dziecko jest jego?
– Absolutnie. – Nawet się nie zawahał.
– Dlaczego? – Księżna ponownie dźgnęła go w pierś.
Z dwóch powodów, ale o jednym Jack nie zamierzał mówić. Jego ojciec na wieść, że zostanie dziadkiem, wynajął detektywa. Ten skrupulatnie prześledził ostatnie trzy miesiące życia Giny. Z raportu, jaki złożył, wynikało, że często zmienia pracę i prowadzi bujne życie towarzyskie, ale jedynym mężczyzną, z jakim spała w tym czasie, był John Harris Mason III.
Jack z wściekłością poinformował ojca, że niepotrzebnie się trudził. Wiedział, że dziecko jest jego, odkąd zapłakana Gina zadzwoniła ze Szwajcarii. Teraz to samo usiłował powiedzieć księżnej.
– W trakcie naszej krótkiej znajomości, księżno, odkryłem, że Gina ma kilka wad. Ja również, jednak nie próbowaliśmy ich ukryć.
– Innymi słowy, nie przysięgaliście sobie miłości czy wierności, zanim wskoczyliście do łóżka?
Na to pytanie Jack wolał nie odpowiadać.
– Jak wspomniałem, nie znam Giny dobrze, ale mam głębokie przeświadczenie, że brzydzi się kłamstwem.
Odetchnął z ulgą, kiedy księżna opuściła laskę.
– To prawda, Gina nie kłamie. – Po twarzy księżnej przebiegł cień niezadowolenia. – Nawet jest zbyt szczera. Co w sercu, to na języku.
– Zauważyłem.
Właśnie to, oprócz fantastycznego ciała, tak bardzo mu się spodobało: energia, entuzjazm, naturalność. W tamten weekend cudownie się zrelaksował. Oczywiście w Waszyngtonie, gdzie kryzys goni kryzys, stres natychmiast wrócił.
– Dla mnie liczy się wyłącznie szczęście mojej wnuczki – oznajmiła księżna. – Cokolwiek Eugenia postanowi, będzie miała moje poparcie.
– To zrozumiałe.
Charlotte przyjrzała mu się uważnie.
– Znałam pańskiego dziadka – rzekła ni stąd, ni zowąd. – Był wtedy członkiem gabinetu prezydenta Kennedy’ego. Straszny zarozumialec i sztywniak.
– Cały on – odparł Jack z uśmiechem.
– Zaprosiłam jego i pańską babkę na przyjęcie, które wydawałam tu, w Plazie, z okazji przyjazdu sułtana Omanu. Przyszli państwo Kennedy. I Rockefellerowie. – W kącikach jej ust błąkał się uśmiech. – Włożyłam perły. Trzy razy owinęłam je wokół szyi, a i tak sięgały mi niemal do brzucha. Jackie aż zzieleniała z zazdrości.
Nie wątpił. Przyglądając się kulturalnej starszej pani, miał nadzieję, że małżeństwo z jej wnuczką nie okaże się porażką. Parę lekcji powinno wystarczyć, aby Gina nauczyła się dyplomacji. Nie chciał jej zmieniać, broń Boże, jedynie lekko ją utemperować.
Utemperować, lecz nie w łóżku. Znów przypomniał sobie tamten weekend. Od śmierci żony nie żył jak mnich, ale i nie szalał. Pięć kobiet w ciągu sześciu lat nie stanowiło rekordu. Jednak dzięki Ginie poczuł, że ma ochotę zacząć wszystko od nowa.
– Proszę mi wierzyć, księżno – zwrócił się do starszej damy rozmyślającej o prezydentach i perłach – z całego serca pragnę poślubić pani wnuczkę.
Utkwiła w nim przenikliwe spojrzenie.
– No dobrze – rzekła po dłużej chwili. – Może się pan do mnie zwracać Charlotte, bez tytułu. Podejrzewam, że w najbliższych miesiącach często będziemy się widywali.
– Też tak sądzę.
– A teraz przepraszam, muszę pożegnać moją drugą wnuczkę, zanim wyruszy w podróż poślubną.
więcej..