- W empik go
Przygody prof. Vojnara - ebook
Przygody prof. Vojnara - ebook
Przygody prof. Vojnara kolejna książka o wysokich technologiach, które rządzą obecnym światem. W profrsorze Vojarze skupia się geniusz elektoniki i fizyki kwantowej, wspaniałych wynalazców. Pracuje w znanych laboratoriach, rozwijających nowe technologie broni. Od konwencjonalnej do broni jądrowej i wreszcie do nowych generacji broni psychotropowych. Ale w pewnym momencie prace Wojnara przerywa coś co go przerasta –NWO. Ginie jego asystentka Tamara. Czy Vojnar też zginie, w taki sam sposób od broni laserowej? ... To wszystko ukaże się w książkach serii: NWO prof. Vojnara.
Spis treści
1. Czarny Kormoran 2. Krzyż Południa 3. Vojnar bada antygravity
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-272-4510-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Katya uśmiechnęła się anielsko
„Wracam z kursu tańca.”
Vojnar niby bez zainteresowania podał jej rękę, ale nie była to płaska dłoń, tylko huck do rocka. Podchwyciła intencję i płynnie odchyliła się do przodu.
„Rock, Rock, Rock and Roll.”Skocznie odbiła się w tył i wykręciła pirueta.
Yanche, stojący obok, był pod wrażeniem, wpatrywał się w wykręconą obcasami w śniegu dziurę. „Choćbyś i wykręciła Rocka na samym wierzchołku Mt. Gerlach i tak z tego chleba nie będzie.” W komentarzu jego zawsze przebijała nuta bezrobotnego. Zużywał hektolitry tuszu do drukarki na pisanie CV. We wszystkich jego wypowiedziach pobrzmiewało krescendo comiesięcznej pensji, chleba, pracy jak rezonans proletariackiej duszy.
„Yanche, ależ jesteś przyziemny, oderwij się od prozy życia, pensji, PIT-ów, VAT-ów, bądź lotny jak ważka,” ripostował Vojnar.
„Katyia, nie spotkałaś przypadkiem Anglika z Rolls-Royce’em, by Yanche wreszcie znalazł stałą pracę szofera?”
„Jak go znaleźć, skoro Rollsa każdy zostawia najpewniej na parkingu przy lotnisku w Popradzie. Rollsem zakopałbyś się w pierwszej wydmie śniegowej.
„To klapa, nigdy już nie rozpoznam prawdziwego Anglika,” załkała Katyia.
„Na dansingu też maliny. Przeważnie danserzy udają zagranicznych. Po angielsku nawijają nawet kucharze.” Vojnar zdjął czapkę z pomponem i wytrzepał ciągle padający śnieg z ramion. Na koniec wytrzepał Katyii białe gwiazdki z kołnierza i odezwał się. ”Dla brain-twisterów świat stoi otworem. Prawdziwy syn Albionu zawsze chodzi w skarpetkach do sandałów. Wiesz już, na co masz mieć oko.”
Yanche uradowany skoczył jak raper wywijając w białym puchu. „Czuję, że jeszcze tej zimy będę miał stałą robotę szofera w Rollsie.”
„Chłopie, będziesz miał odprowadzony comiesięczny socjal rentowy, PIY-y, ZUS-y…” sypnął Vojnar, by dopełnić szczęścia. Wywinął z Katyią pirueta. „W tylnym kufrze Rollsa powinny się zmieścić twoje szpilki i halki. W razie czego, będziecie ciągnąć przyczepkę.” Ukłonił się szarmancko. ”Madame Katyia-Montgomery na tylnym siedzeniu Rollsa wraz z Lordem Montgomery. Za kierownicą jako szofer jej kumpel, a ja przyjaciel domu jako operator komputera pokładowego w Rollsie.”
Zajaśniało słońcem. Choć niebo stalowe pełne cumulusów nie puszczało najmniejszego promyczka, to jeden kwant słońca musiał się przenieść płatkiem śniegowym i odbił się od źrenicy Katyii. Jak zwielokrotniony błysk zalśnił w oku Yanche. Malutkie gwiazdki, wyrzeźbione przez najlepszego szlifierza, przynosiły z nieba ułamki słońca. Skośne przeloty białych śnieżynek z nieba do ziemi. „Każda ma swoją unikalną drogę. Tak jak ludzie,” pomyślał Vojnar. Każda z gwiazdek z chwilą dotknięcia ziemi zmieniała się. Traciła na swej wyrazistości, gdzieś gubiła swe ostre rzeźbione rysy i stawała sie laną kluską, taką samą jak miliony sąsiadek. Podświadomie poczuł, że dobrze się ustabilizować jak ta kluska, ale równocześnie w zamian trzeba oddać cały romantyczny rzeźbiony walor. Przed sobą zobaczył wyraźnie odcinające się na tle spadającego śniegu trzy płatki. Leciały wbrew grawitacji zupełnie po skosie. Czekał, aż legną wraz innymi na glebę, lecz zanim jej dosięgły, odskoczyły w górę, przeleciały mu wokół ucha i mknęły ku ośnieżonej limbie. „To nasze image,” krzyknął Vojnar i podążył za śnieżynkami.
Wirowały wraz z innymi, które też oderwały się od gleby. Patrzył jak oniemiały starając się ich nie zagubić. Ważne było dla niego czy spodlą się w glebie. Jak długo jeszcze się utrzymają. Może nigdy nie sięgną gleby i nie staną się obłe.
„Co, wojujesz z wiatrakami?” – Yanche złapał go za ramię. Vojnar szarpnął się, ale stracił na moment kontakt z płatkami. Zdało mu się że, jedna z gwiazdek trój-konstelacji osiadła na gruncie. „Nie mi to chyba nie grozi, może to oni.” Wyobraził sobie siebie osamotnionego, bez Yenche, bez Katyii. On tu sam, a drodzy kamraci jako obłe kluski spłacają raty, mieszkają w blokach gdzieś w mieście. Nie, – on by tak nie mógł. Bez gór, pensjonatu, bez gości z Rosji, Borisa, Darii, to nie to. Nie jest możliwe “One leg on the platform and one on the train.”
Obok na drodze przemknął kulig. Sanki góralskie zaprzężone w rącze konie sunęły w kopnym śniegu. Turyści na sankach, z pochodniami w rękach wywijali, śpiewając rzewne romanse. Dołączyli się i nucili razem, zanim nie ucichł tętent koni.
„Będziecie śpiewać cienko jak Borys przyjedzie,” pisnęła Katia. Yanche skoczył po łopaty. „My tu odśnieżymy parking, a ty przygotuj mu w pensjonacie kwaterę. Vojnar – zrównaj podjazd, by nie zaczepił dyfrem.”
Tym razem Vojnar wymigał się od roboty, bo już lśniące Pajero na Moskiewskich rejestracjach wtoczyło się na parking. Lokalni turyści z Warszawy na swych tuzinkowych Seatach wyglądali teraz jak pchełki.
„Nu dla tebja jest Złota Trojka,” Borys zwrócił się do Yanche. Vojnar odrzucił łopatę i pomagał Darii, córce Borysa przenieść narty i buty do narciarni. Umówił się na zwiedzanie śnieżnych szlaków jutro i zaprowadził Darię na kwaterę. Zadzwoniła komórka. Góralski baryton Yenche zaanonsował: „Jesteśmy zaproszeni na dansing przez Borysa. Bądź gotów za pół godziny.”
Sala płonęła kandelabrami. Orkiestra grała Oczi Czornye, a Daria już została poproszona do tańca. Przy stole Borys jak zwykle częstował kawiorem. Pod kawior lała się Stolicznaja wódka. Vojnar poczuł błogie ciepło. Wokół wspaniały zapach tytoniu Złota Trojka, którym Yanche delektował się. Patrzył na wirujące w tańcu pary.
„Oczi Czornye, kak lublju ja was.” Wśród tanecznic rozpoznał Darię. „Kak lubliu ja was w tot niedobryj czas.”
„I za zdrowie Borysa!” Vojnar wyczuwał stare słowiańskie rytmy. Wszystko wokół poruszało się w rytmie muzyki.
Nagle wśród tańczących rozpoznał złotą suknię Katyii. Partner jej wydał się dziwnie sztywny. Ponadto odróżniał się od wszystkich tancerzy, mających buty, tym że tańczył w sandałach. Vojnar wytężył wzrok i przez opary dymu z cygaretów zobaczył przez moment skarpetę helanco, obciągająca żylaste łydki partnera Katyii. Zerwał się od stołu i wzniósł toast za: „Rolls- Royce’a i jego szofera,” kierując te słowa do Yanche.
„Ten durnyj czerep się opił, a ledwie co przybył,” poszła łagodna uwaga od strony Borysa. Ale Yanche wydawało się, że kuma gdyż, gapił się jak oniemiały w tańczących. Niezadługo wstał, by wnieść toast za: „Rolls-Royce’a i jego dzielnego operatora komputera pokładowego,” kierując te słowa w kierunku Vojnara.
Vojnar poczuł wspaniały prąd po całym organizmie. Wydało mu się nawet, że jest tak ciepło jakby zima się skończyła i zakwitły już przebiśniegi. A może w ogóle zimy nie było. Nie było śniegu, – białego czuba Mt Gerlach. Od początku tu siedzi, ma wszystko, stałą robotę operatora komputera w Rollsie, obok przyjaciół, niezwykłego szofera Rollsa- Yanche. Zaraz do nich pcha się właśnie jakiś gość w sandałach, jedna skarpetka helanko opadła mu, odsłaniając chudą kostkę. Wygląda nazbyt sztywno, rzekłbyś jest z wosku, takiego jak świece w kościele. Ale co tam, rusza się jak człowiek, a w dodatku to wybraniec Katyii, a ona przecież wie, co robi. Widziały gały co brały. Vojnar bije się z myślami czy nie zwrócić uwagi Katyii na trochę dziwnego Anglosasa. Ale w tym momencie uspakaja się widząc jak sięga po kieliszek. To chyba nic, to moje mrzonki, on chce wznieść toast. To musi być taki sam chłop jak Yanche czy Słowacy. Strzelają korki z Ruskoje Igrestnoe.
„Za madam Montgomery.” Vojnar zrywa się z gratulacjami.Yanche próbuje się docisnąć, by uściskać wybrańca Katyii Lorda Montgomery. Katyia jest obdarowana przez gości prezentami tak skrupulatnie, że wyrasta obok stolika sterta obrączek, naszyjników, wreszcie Borys dorzuca do stosu kilka sztabek złota. Katyia martwi się, jak to wszystko zabierzemy, ale Lord Motgomery jak zwykle jest na stanowisku. „OK, zawezwę przez komórkę, by dostarczyli mi Rolls-Royce’a. Ma być; Komputer Pokładowy dla Vojnara, kaszkiet szoferski dla Yanche, rozkładane tylne siedzenia dla nas oraz duży kufer na moje ciuszki,” szepnęła do ucha Lordowi Katyia.
Jak wielkie fale oceanu przelatywały przez głowę Vojnara fantastyczne obrazy, oto tańczy z Darią na dansingu, orkiestra gra niezapomniane „Oczi Cziornye”. Chciałby to zatrzymać, by ten piękny moment trwał, ale jak fala ucieka, obrys się zaciera. Zanika twarz Darii, jest sam. Ciemno jest w pustce pomiędzy falami. Jakoś mgła ustępuje, wchodzi następna fala.
Jakby na końcu horyzontu widzi następny punkt, który się jeszcze nie zarysował dość wyraźnie tak, by przynajmniej można było coś wyczuć. Jedyne co widzi, to że z ciemnego tła oświetlone przez smugę pastelowego światła, sunie się w jego kierunku jakiś punkt. Wytęża zmysły, bo nie tylko samym wzrokiem wyczuwa to czarodziejskie zjawisko, ale wszystkimi swymi perceptorami. Coś wskazuje na brykę, raczej na kabriolet. Na przodzie wyraźnieje chromowana chłodnica. nad którą góruje statuetka. Silver Lady. Nie do wiary! Czyżby to Rolls? Tak teraz widzi już pełno-szprychowe koła i wspaniałą maskę kryjącą potężną ośmiogarową maszynę. Odbite refleksy słońca dają po oczach. Gdy tylko przednia szyba przestała lśnić, Vojnar rozpoznaje znajomą gębę. Pomimo tego, że jest w kaszkiecie ze złotymi otokami.
Nawet gdyby był w kominiarce i tak by się nie skrył. „Yanche king of Tatra Hilands”
„Na co ci przypadło, że cię widzę za kółkiem tej jeżdżącej pralki.”
„Siarap!” syknął Yanche. „Nakładaj szybko mundur operatora, komputer i wskakuj na siedzenie.”
Przebierał się z zimowych barchanów i swetrów w lekką drelichową bluzę i szorty. W samochodowym lusterku złapał przelotny uśmiech Katyii siedzącej wraz z Lordem Montgomery na poduszkach z tyłu. W słońcu wydał się on mniej woskowy, jednak jak wszyscy był on również w szortach. Sandały nałożone na skarpety raczej pasowały do całości zważywszy, że wokół panował niemiłosierny upał. Minęli szybko kupę ubrań, na której sterczały zimowe buty. Vojnar ustawił screen komputera pokładowego w Rollsie na dwa i pół tysiąca pikseli. GPS podał koordynaty. Z altitud wyszło mu, że są w Tatrach, koło Dunajec River. Kręte serpentyny to pięły się w górę, to spadały na łeb na szyję. Z prawej ostro wcinały się w chmury Trzy Korony Mountain. Z lewej – szafirową płachtą odbijało pół nieba jezioro Czorsztyn.
Przełączył na ambient-info. Trzy gigabajtowy Althon wypluł na screen dane, zanim nie przejechali nawet dziesięciu yardów. Wydało mu się to wszystko trochę podejrzane.