Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Przygody śnieżnej księżniczki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 lipca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przygody śnieżnej księżniczki - ebook

Przybita utratą pracy, porzuceniem przez chłopaka i koniecznością powrotu do rodziców, Clarissa Schneckberg postanawia udać się na Antarktydę wraz ze swoimi przyjaciółkami, Delilah i Kate. Dziewczyna jest gotowa na przygodę – szczególnie tę miłosną, a przecież na Antarktydzie na jedną kobietę przypada czterech mężczyzn... Statystki są po jej stronie.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-8596-6
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Niewiele jest bardziej upokarzających sytuacji w życiu kobiety niż impreza zaręczynowa na jej cześć, kiedy przyszły narzeczony wciąż jeszcze się nie oświadczył.

Clarissa Schneckberg stała w drzwiach biurowej sali konferencyjnej i rumieniła się ze wstydu, próbując dostrzec jasną stronę sytuacji. Chociaż było to o wiele, wiele gorsze niż typowe, szybko przemijające upokorzenie publiczne (jak chodzenie przez cały dzień z czymś przyklejonym do tyłka), to jednak lepsze niż zmieniająca życie kobiety katastrofa, biorąca się z kombinacji nieświadomości, nagości, pościgu policyjnego i ogólnokrajowej transmisji telewizyjnej.

Szybko zdała sobie sprawę z tego, co tak naprawdę się wydarzyło. Kate jasno oświadczyła wszystkim, że do zaręczyn doszło. Na obronę przyjaciółki należy powiedzieć, że Clarissa wyraźnie powiedziała wczoraj Kate, że naprawdę spodziewa się zaręczyn najpóźniej następnego ranka. Oczywiście, mówiła to każdej nocy przez ostatnie trzy miesiące (no dobra, pewnie dłużej), więc sądziła, że nie wymaga od przyjaciółki wiele, oczekując większej powściągliwości, jeśli chodziło o nazywanie imprezy „zaręczynową”. Clarissa codziennie oszukiwała samą siebie w sprawie zaręczyn, zasadne więc było zadać pytanie, dlaczego oczekiwała czegoś więcej od kogoś, kto w ogóle nie zamierzał angażować się w małżeństwo?

Równie jasne było, że Kate nie przekazała prawdziwej informacji komitetom organizacyjnym imprezy na tyle wcześnie, by udało się zapobiec pojawieniu się tematu zaręczyn w czymś, co mogło być tylko standardowym spotkaniem pożegnalnym.

Na środku tortu obramowanego gigantycznymi, różowymi, plastikowymi różami widniało nieestetyczne wgłębienie, z którego ktoś najwyraźniej usunął jeden z tych ohydnych topperów przedstawiających młodą parę, a następnie próbował to bezskutecznie zamaskować za pomocą lukru. Obok leżały papierowe talerze i serwetki w kształcie dzwonka weselnego, wyszczerbiony kubek z logo firmy wypełniony białymi kandyzowanymi migdałami i tasak do mięsa, który służył jako nóż do ciasta. Mały stosik prezentów zawiniętych w srebrno-biały papier przycupnął na jednym z wolnych krzeseł. Prawie każda widoczna powierzchnia była zaśmiecona opalizującym konfetti w kształcie obrączek i kieliszków do szampana.

Największą niespodzianką był jednak nieregularny baner ciągnący się od jednego końca sali do drugiego. Zaczynało się zwyczajnie, od grubych srebrnych liter w stylu bąbelkowym:

GRATULACJE Z OKAZJI Z

Ale potem robiło się trochę… niezręcznie.

Na „Z” wisiała kartka papieru (niewątpliwie zakrywająca słowo „zaręczyny”), na której pospiesznie nabazgrano następującą poprawkę:

…rezygnacji.

Świadkiem tej sceny, obserwującym ją z peryferyjnego miejsca, była rumiana lalka Bridal Betty, porzucona w kącie z nogami niestosownie rozłożonymi na krześle.

Clarissa reagowała na to wszystko z rosnącym przerażeniem, gdy zwrócone w jej stronę dwanaście par oczu mrugało nerwowo. Ohydna cisza, która zmierzała w stronę krainy nie do zniesienia, skończyła się dopiero, gdy jedna z dziewcząt w końcu wykrzyknęła: „Niespodzianka!”. Rozmowy eksplodowały w pokoju i wszyscy podskoczyli do powitalnych uścisków, a gwar sprawił, że oszołomienie Clarissy nie zostało przez nikogo zauważone.

Wzięła głęboki oddech, przybrała uszczęśliwioną minę i, ściskając obecnych, powtarzała: – Och, wy, nie powinniście byli! Naprawdę.

Niesamowicie powolna dziewczyna z obsługi klienta zmarszczyła brwi w zakłopotaniu. – Więc nie jesteś…

– Nie – ćwierknęła Clarissa. – Jeszcze nie. – Figlarnie zacisnęła pięść w powietrzu w tradycyjnym geście „nie poddajemy się” i dodała: – Już prawie!

Trzydziestokilkuletnia kobieta z nadmiarem złotej biżuterii, którą Clarissa znała tylko z relacji, odrzuciła swoje włosy à la Jaclyn Smith¹ i powiedziała znużonym tonem:

– Co za dupek. Chociaż uważam, że może i dobrze się stało.

– Och, nie. To nie tak. Kieran jest wspaniały. Już uzgodniliśmy, że się pobierzemy. Po prostu my nie… a raczej on nie… mhm, no cóż, nie do końca jest gotowy na oświadczyny, o to chodzi. – Wymusiła uśmiech. – Ale to on zaproponował ślub.

Nastąpiła kolejna trudna pauza.

– Zjedzmy ciasto! – krzyknął stażysta z uczelni i zaczął rozdawać widelce.

– Moim zdaniem musisz być bardziej stanowcza. – Lonnie z Działu Kadr schowała za uszy swoją sól-i-pieprz fryzurę na pazia.

Clarissa miała z Lonnie trochę nieprzyjemności tego ranka, kiedy niespodziewanie spanikowała i próbowała wycofać swoją rezygnację. Jak na jeden dzień miała już dość Lonnie i jej stylu „dorwij ją i załatw”. By skłonić Clarissę do podpisania warunków odprawy i uniknąć korekty statystyki zwolnień, rozentuzjazmowana pracownica praktycznie wsadziła jej wcześniej długopis do nosa. Poza tym, szczerze mówiąc, Clarissa nie zamierzała słuchać rad kobiety, której garderoba składała się ze spódnic o długości gwarantującej, że nogi będą wyglądały tak grubo, jak to tylko możliwe.

– Zgadzam się. Dzisiejsi mężczyźni mają zbyt duży wybór – powiedziała inna kobieta. – W naszych czasach musisz ich łowić. Zawsze znajdzie się ktoś młodszy, ładniejszy i bardziej płodny tuż obok. Bierne czekanie nigdzie cię nie zaprowadzi.

Clarissa poruszyła się niespokojnie, wewnętrznie modląc się o szybkie zakończenie raczej przygnębiającej rozmowy, która wydawała się uderzać ją w czułe miejsca, z których istnienia dotąd nie zdawała sobie sprawy.

– Zgadzam się z tobą – oznajmiła Jaclyn Smith, gdy podeszła do stołu, chwyciła tasak do mięsa i odrąbała duży kawałek ciasta. – Jaka jest najszybsza droga do serca mężczyzny? – Obróciła się nagle i wykonała pchnięcie tasakiem. – Przez klatkę piersiową ostrym nożem. – Wybuchnęła histerycznym śmiechem.

– No cóż, wiesz, co mówią – powiedziała jedna z dziewczyn z Działu Finansowego ze współczującym uśmiechem. – Z chwilą gdy wychodzisz za mąż, twoje życie seksualne się kończy.

Stażystka z college’u przytaknęła tak mądrze, jak była w stanie, będąc osiemnastolatką.

– Musisz zachować świeżość i seksowność.

– Świeżość i seksowność? – zapytała Clarissa.

– To właśnie powiedział Puff Daddy do Jennifer Lopez.

– Chyba ostatecznie to on nie był wystarczająco świeży. Minął jego termin spożycia – zażartowała Lonnie.

Jaclyn prychnęła tak głośno, że Clarissa podskoczyła na swoim miejscu.

– Świeża i seksowna. Co to, do cholery, znaczy? Mamy owijać się w folię spożywczą? Tak daleko zaszliśmy?

Clarissę ogarnęły mieszane uczucia i uświadomiła sobie, że niekoniecznie będzie tęsknić za niektórymi osobami, z którymi pracowała.

– O, do diabła – kontynuowała Jaclyn Smith. – Żonaci mężczyźni nie dbają o świeżość i seksowność. Zależy im na obciąganiu. Obciąganie nigdy nie jest nudne… co? Co ja powiedziałam? Dobra, wymień mi jedną rzecz, którą mężczyźni wolą od nagiej kobiety i obciągania. – Omiotła wzrokiem pokój.

– Dwie nagie kobiety i obciąganie? – przyszedł z pomocą młodzieniec z college’u.

Śliczna blond asystentka administracyjna, która co jakiś czas zapewniała wszystkich, że wciąż jest dziewicą, zbladła i odsunęła od siebie ciastko.

Mary z marketingu, kumpela od sushi, potknęła się w sali konferencyjnej, balansując z hurtowej wielkości paczką papieru toaletowego. „Mam dodatkowy papier toaletowy do gier, jeśli będzie czas po skicie!” Dwaj palanci, administratorzy sieci, ubrani w suknie ślubne z papieru toaletowego, podążali za nią.

Wyglądali jak groteskowe panny młode trolli z owłosionymi nogami i tego rodzaju jaskrawym makijażem, z którym kończysz, jeśli przypadkowo wpadniesz w sidła jednej z tych kosmetyczek z domu towarowego, specjalizujących się w stylizacji na prostytutkę. Clarissa westchnęła i starała się nie patrzeć na tę katastrofę. Miałaby koszmary przez wiele miesięcy.

Nieco niższa od wieży z papieru toaletowego nieszczęsna Mary nie była w stanie dostrzec, po pospiesznie wprowadzonych poprawkach, że sprawy nie potoczyły się tak, jak Clarissa planowała.

Palanci natomiast zauważyli. Jeden z nich powiedział: – Stary. Ślub jest odwołany? Czy to znaczy, że nie dostaniemy tortu? – Pogładził swoją wełnianą czarną brodę i poprawił zwisający welon z papieru toaletowego. Drugi palant mocno szturchnął łokciem przyjaciela, po czym wsunął z powrotem na grzbiet nosa swoje ogromne, prostokątne okulary dla kierowców ciężarówek, przypadkowo rozmazując szminkę na dłoni.

Kate Washington nagle pojawiła się za nimi i Clarissa odetchnęła z ulgą. Wreszcie jakieś wsparcie. Ona, Kate i trzecia członkini ich triumwiratu najlepszych przyjaciółek, Delilah, poznały się na początku boomu na zaawansowane technologie, podczas jednej z tych krzykliwych imprez networkingowych dla młodych i nieprzyzwoicie bogatych.

Zżyły się ze sobą w taki sposób, w jaki zżywają się ze sobą ludzie, którzy rozumieją, jak znaleźli się tam, gdzie są, co dokładnie robią i ile na tym zarabiają. Clarissa zawsze lepiej radziła sobie z takimi przykrościami jak dzisiejsza, gdy jedna z przyjaciółek była w pobliżu, nawet jeśli to one były przyczyną tych przykrości.

– O cholera, jestem BARDZO spóźniona, prawda? Co za WIELKA pomyłka. To jest, bez wątpienia, NAJWIĘKSZA katastrofa, w jakiej kiedykolwiek uczestniczyłam. – Dyszała, wyolbrzymiając duszności, które mogły wyniknąć z kilku okrążeń wokół biura. Jak zwykle, Kate potrafiła sprawić, że wszystko wydawało się większe lub bardziej ekstremalne, niż było w rzeczywistości.

Była studium kontrastu dużego i małego. Na szczycie jej filigranowego, tyczkowatego ciała balansował mózg rozmiaru XXL z dopasowanym ego, które wymyślało ogromne scenariusze i plany. Niestety (na szczęście?), jej nieumiejętność koncentrowania się uniemożliwiała realizację większości z tych planów.

– Musieliśmy się jakoś minąć – powiedziała Kate, chwytając talerze z ciastem i popychając je w kierunku weselnych trolli. – Byłam tam, próbując was powstrzymać. Mimo wszystko dziękuję. Proszę wyjść.

– Wszyscy mężczyźni to palanci – orzekła Jaclyn, obserwując ich odejście ze źle skrywanym niesmakiem. – Tak na dobrą sprawę w każdej nanosekundzie jakiś facet gdzieś na świecie zachowuje się jak palant. To jest epidemia porównywalna z, powiedzmy, ebolą.

Kate skinęła głową ze wzgardą, zeskrobała lukier ze swojego ciasta, odsuwając go na skraj talerza. – Można by pomyśleć, że skoro to choroba specyficzna mężczyzn, byłyby już miliardy przeznaczone na badania i leczenie, ale proszę bardzo. Nie ma na to ani grosza.

– To dlatego, że to kobiety skorzystałyby na takiej kuracji.

– Jak długo chodzisz z tym facetem? – zapytał stażysta z college’u.

– Osiem lat.

– Osiem lat to długo – uznała Jaclyn. – Czyli kryzys wieku średniego ma już za sobą?

Clarissa uśmiechnęła się z przekonaniem. – Och, nie sądzę, żeby Kieran był taki. Jest bardzo zrównoważony.

Wysoki pisk śmiechu Jaclyn Smith wypełnił cały pokój. Zawirowała cała zawartość kubka Clarissy, tak, że zaczynała się zastanawiać, czy było tam coś więcej niż cola.

– Taki?! Oni wszyscy są tacy. To sprawa pokoleniowa, ale to nie jest pokolenie, które rozpoznajesz. X, Y – to nie ma nic wspólnego z rodzajem męskim. Wszyscy mężczyźni należą do tego samego pokolenia – pokolenia dlaczego. „Dlaczego ja?” znajduje się zaraz obok „O, ja biedny”. A po tym jest: „Dlaczego tu jestem i jak moje życie dotarło do tego punktu?”. – Zrobiła pauzę i bardzo dokładnie przestudiowała zawartość swojej filiżanki, po czym zmarszczyła czoło. – A może się mylę. Może to pokolenie skomlące…? O, to jest dobre.

Lonnie przerwała niezręczną ciszę.

– Ona ma rację. W każdym razie, kiedy się nad tym zastanowić, Kieran skończyłby jako twój pierwszy mąż. Nie twój ostatni. Jeśli nigdy się nie oświadczy, możesz po prostu pominąć cały ten nieprzyjemny etap pierwszego małżeństwa i oszczędzić sobie wielu kłopotów. Przejdź od razu do małżonka numer dwa, twojego małżonka opiekuna.

– Tak, nie trać czasu na faceta, który nie miał jeszcze swojego kryzysu. Znajdź takiego po kryzysie. Będziesz rozwiązaniem, a nie problemem – doradziła Mary.

– Nie jestem problemem Kierana. Jestem jego… – Clarissa mówiła bardzo cichym głosem.

– Jego co? – Jaclyn wysączyła połowę zawartości swojego kubka, parę kropli spłynęło z kącików jej ust. – Myślę, że wszyscy wiemy, jaki jest dalszy ciąg tej historii. Był z tobą przez osiem lat, ani razu nie zaproponował małżeństwa, mimo że wyznawał ci miłość, bla, bla, bla, a następnie zrywa z tobą i żeni się z dziewczyną, którą zna od dwóch miesięcy. Mówię to na podstawie doświadczenia. Będą już mieli trójkę dzieci i golden retrievera, zanim ty poznasz nowego faceta, wartego ciebie. Clarissa, czy ty mnie słuchasz?

Clarissa uśmiechnęła się lodowato i zobaczyła, jak Kate za pomocą sygnałów ręcznych mobilizuje kilka dziewczyn z tyłu sali. Jaclyn nie odpuszczała.

– To jest życie, ludzie, to jest prawdziwe. Dobra, hopsa, hopsasa!

Dziewczyny dosłownie wzięły Jaclyn pod pachy i zaciągnęły ją do drzwi.

– Słodki Jezu – mruknęła dziewica, żegnając się na widok fizycznie usuwanej Jaclyn.

Ciastko w ustach Clarissy przypominało pastę hydrauliczną. Gdyby mogła obniżyć swoje krzesło o kilka centymetrów, zrobiłaby to. Patrzyła, jak trzydziestoletnia Jaclyn, roztrzepana i cyniczna, rozlewa drinka po beżowym dywanie w holu, gdy kilka koleżanek z biura wyprowadza ją z pokoju.

Kate położyła rękę na ramieniu Clarissy.

– Ona jest po prostu zgorzkniałą, zgorzkniałą, zgorzkniałą kobietą, Clary. Nie zastanawiaj się nad tym. – Rozejrzała się wkoło i wykonała zamaszysty gest swoim plastikowym kubkiem w stronę pozostałych uczestników przyjęcia. – Cóż, drogie panie, dziękuję wam bardzo za przybycie na spotkanie pożegnalne Clarissy i sprawienie, że ono jest tak wyjątkowe.

Odczuwając swego rodzaju zbiorową ulgę, pozostali imprezowicze ukroili sobie po dodatkowym kawałku ciasta, złożyli Clarissie pospieszne gratulacje dotyczące jej nowego życia, jakąkolwiek formę ono przybierze, i wynieśli się z przyjęcia.

Skończywszy całe swoje ciasto, Kate włożyła dużą porcję lukru do ust i spojrzała na Clarissę.

– Czy wszystko w porządku? Bardzo mi przykro. Bardzo, bardzo przepraszam. Ogromny błąd. Mój błąd.

Clarissa uśmiechnęła się słabo.

– Nie przejmuj się tym. Liczy się intencja.

– Więc co się stało ostatniej nocy? Myślałam, że to wczoraj był ten dzień Wielkiego Przełomu.

– Cóż, po prostu założyłam, że nie będzie czekał do absolutnie ostatniej chwili. Ale może on buduje napięcie, czy coś. Kate, to było przerażające. Żadna kobieta na ziemi nie chce sprawiać wrażenia zdesperowanej, a powiedzmy, że zbliżyłam się niebezpiecznie do tej kategorii. W rzeczywistości… być może przekroczyłam już tę linię.

– Jak to? TY mu się nie oświadczyłaś, więc nie jest tak najgorzej?

– Miałam na sobie tę żółto-niebieską sukienkę z falbanką, białą satynową wstążkę we włosach i czarne sandały.

– No i?… Och. – Kate odchyliła się do tyłu. – Nie zrobiłaś tego.

– Zrobiłam. – Clarissa przytaknęła ze wstydem.

– Ubrałaś się jak pudełko z prezentami od Tiffany’ego? – Kate wpatrywała się w nią ogromnymi oczami i zagryzła wargę, aby powstrzymać się od śmiechu.

– To był pomysł Delilah.

– To genialne. Sublimina Fashionista…²

– Żałosne.

– Nie. To po prostu nieszablonowy pomysł, moja przyjaciółko.

– Huuu – westchnęła ponuro Clarissa. – Uprzejmy eufemizm. To znaczy, Boże drogi, jeśli ktoś postanawia upokorzyć się tego rodzaju okropnym pokazem, to przynajmniej powinien uzyskać pożądany efekt. – Clarissa zamrugała oczami, aby powstrzymać łzy. – Niestety, nie uzyskałam go. Przynajmniej nie ostatniej nocy.

– Myślę, że jeszcze nic się nie stało.

Clarissa zagryzła wargę.

– To nie powinno tak wyglądać. – Teraz zdecydowanie była bliska płaczu. Nie chciała być jedną z tych dziewczyn, które musiały wymuszać na swoich chłopakach oświadczyny. Przeczyło to samemu pojęciu zaangażowania.

Chciała być jedną z tych dziewczyn, które pewnego ranka wbiegają do biura, widzą wszędzie wielkie oczy, słyszą stłumione okrzyki zachwytu, dobiegające z boksu, gdzie tłoczą się koleżanki z pracy, błyskając prowokacyjnie wielkimi klejnotami w ostrym świetle jarzeniówek. „Nie miałam pojęcia, że to się zbliża”, mówiła taka dziewczyna, cała rozpromieniona. Tego chciała Clarissa. I chociaż jakiś czas temu rozmawiali o ślubie, wychodziła z założenia, że pewnego dnia, w ostatniej chwili, Kieran to zrobi.

A teraz naprawdę była to ostatnia chwila i zaczynała się zastanawiać, czy on w ogóle zamierza zrobić cokolwiek.

– Naprawdę staram się być pozytywnie nastawiona, ale dlaczego on nie zrobi tego już teraz? Mam na myśli to, że od trzech miesięcy noszę w torebce jednorazowy aparat fotograficzny. Na wszelki wypadek.

– Czy zapytałaś go o to wprost?

– Nie, to by wszystko zepsuło. Chodzi o to, że… no cóż, już wiesz. Kieran i ja rozmawialiśmy o tym. Wieki temu. On poruszył ten temat! Powiedział: „Kiedy się pobierzemy…” itd., itp. I zaplanowaliśmy wszystko dokładnie. Zaoszczędzimy pewną sumę pieniędzy. Tak zrobiliśmy. Ja rzucę pracę. Też to zrobiłam. A potem mieliśmy wziąć ślub, założyć rodzinę i być na zawsze szczęśliwi. Ale on się nie oświadczył, a ja nie jestem szczęśliwa.

Fontanny łez trysnęły z oczu Clarissy. Ledwo udało jej się wydobyć z siebie słowa: – Co zrobiłam nie tak?

– Nic! Nie zrobiłaś nic złego. I nic jeszcze nie „poszło źle”! Termin upływa jutro. Musisz myśleć pozytywnie.

Clarissa wzruszyła beznadziejnie ramionami i wydmuchała nos w imprezową serwetkę.

– On po prostu buduje napięcie. To będzie naprawdę wyjątkowe. – Mówiąc to, Kate wyglądała na zmartwioną, jakby naprawdę ciężko jej było uwierzyć we własne słowa.

– Uwierzyłabym bardziej, gdyby dzisiejszy wieczór nie był wegetariańską aukcją charytatywną. W niczym nie przypomina imprezy zaręczynowej.

– Ech. Tylko pomyśl. Ty zakładasz fantazyjną sukienkę. On ma na sobie smoking. Jest idealnie. On po prostu zabiera cię gdzieś, by w pewnym momencie oświadczyć się na… na… księżycowym balkonie w hotelu lub coś takiego… to będzie noc, którą zapamiętasz.

W tym punkcie Kate miała rację. Kieran był bardzo oszczędny i prawdopodobnie wykorzysta romantyczne okoliczności, skoro już zapłacili. Clarissa rozważała to przez chwilę i naprawdę poczuła się lepiej. To było wiarygodne wyjaśnienie.

Najbardziej wiarygodne wyjaśnienie, jakie przyszło jej do głowy od tygodni.

– Dzięki, Kate. Czuję się lepiej.

Złożyła cichą obietnicę, że nie będzie więcej płakać, by później tej nocy nie wyjść opuchnięta na zdjęciach.

Kate szturchnęła ją figlarnie w ramię.

– Oczywiście, mogłabyś zwiększyć swoje szanse. Mogłabyś wytatuować sobie diamentowe pierścionki na powiekach. To mogłoby zadziałać. Albo namówić tę Brazylijkę z salonu piękności, żeby przycięła ci włosy łonowe w kształt serca, tak jak to robią call girls.

Clarissa zaśmiała się.

– Tak lepiej. A teraz może się pozbierasz i spotkamy się przy naszym boksie, aby zabrać twoje rzeczy do samochodu. – Kate wstała, wyrzuciła swój talerz do kosza i skierowała się do drzwi. – Posprzątam to później.

Clarissa wzięła głęboki oddech, obejrzała ruiny swojego przyjęcia, po czym oparła tasak do mięsa o tort i zmrużyła oczy, patrząc na swoje odbicie.

A co, jeśli mnie nie zapyta?

Nie zrobiłby tego, Clarissa. Nie zrobiłby tego, gdy zainwestowałaś w ten związek tyle czasu.

Wytarła rozmazany makijaż pod oczami, zacisnęła kucyk, żeby blond pasemka ułożyły się prosto, po czym wcisnęła okulary „seksownej sekretarki” w czarnej oprawie z powrotem na nos i upewniła się, czy nie ma niczego przyklejonego do tyłka. Potem zebrała się w sobie i po raz ostatni skierowała się do swojego boksu.

Na ścieżce prowadzącej do jej biurka panował większy niż zwykle ruch i w pierwszej chwili Clarissa pomyślała, że skręciła w złą uliczkę. Ale ona starannie udekorowała swój boks w stylu późnego neoklasycyzmu Marthy Stewart³ w połączeniu z postmodernistyczną Kate Spade⁴ oraz abażurem z decoupage’u.

Clarissa próbowała przedostać się łokciami przez tłum i została potrącona przez kilku facetów z Wydziału Sztuki, wynoszących jej krzesło biurowe (z wciąż przypiętym podparciem lędźwiowym), na którym stał jej siedemnastocalowy monitor komputerowy Trinitron.

Zatrzymali się, prawie zrzucając monitor z krzesła, i wpatrzyli w nią z zawstydzonymi uśmiechami.

– Myśleliśmy, że już poszłaś.

– Jeszcze nie – zaćwierkała przyjemnie, choć zaczynała czuć się nieswojo.

– Aha. No cóż. I tak już tego nie potrzebujesz. – Ruszyli w dół korytarza.

– Wracajcie! Wracajcie! Z powrotem! – Kate przeciskała się przez rosnący tłum. – Jesteście jak zwierzęta!

Clarissa została odepchnięta na bok i cofnęła się o kilka kroków.

– Myślę, że zaczyna się tworzyć tłum. Zabierzmy te rzeczy do samochodu.

Przy napiętej atmosferze i zwolnieniach wiszących w powietrzu, nie trzeba było wiele, by wywołać masową histerię.

Firma nie wydawała już pieniędzy na materiały biurowe i każdy musiał sobie jakoś radzić. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy każdy spadek na giełdzie skutkował szałem etykietowania. Ludzie umieszczali swoje nazwiska na wszystkim. Pożyczanie dziurkacza nie było już tylko pożyczaniem dziurkacza. To była kwestia zaufania. Przyjaźnie zbudowane na mniej niż solidnych fundamentach rozpadały się, upadały sojusze zawierane przy lodówkach.

Clarissa rozpłaszczyła się na jednej stronie boksu, aby uniknąć latających łokci kilku grafików zrywających jej tapetę.

– Uhm, hej, chłopaki… chłopaki? Hej, chłopaki… chłopaki?

Nie wytrzymała, kiedy Suki Lurman otworzyła szufladę biurka i na oczach wszystkich ukradła zszywacz, który Clarissa legalnie ukradła z szafy z zaopatrzeniem zaledwie trzy miesiące temu. Etykieta „Schneckberg” była wyraźnie widoczna na zszywaczu.

– Uhm, proszę tego jeszcze nie brać – powiedziała grzecznie.

Suki zignorowała ją.

– Musisz być bardziej stanowcza, Clarissa – syczała Jaclyn, chowając paproć Clarissy pod ramieniem i rozsypując ziemię na podłogę. – Powiedz Suki, gdzie może sobie wsadzić ten zszywacz. – Położyła rękę na plecach Clarissy i popchnęła ją do przodu. Clarissa wyciągnęła rękę, żeby utrzymać równowagę i zatrzasnęła dłoń na zszywaczu w ręce Suki.

Suki, trzymając zszywacz za lufę, najwyraźniej zinterpretowała to jako akt wojny i rozpoczęła przeciąganie liny, które zakończyło się tym, że puściła zszywacz i poleciała do tyłu przez wejście do boksu na podłogę korytarza, a Clarissa katapultowała się na nią.

Trolle ślubne i innych palantów ogarnęła chorobliwa ekscytacja na widok dwóch kobiet walczących na podłodze, i zaczęli wiwatować.

– Ty pastelowa świrusko! – krzyknęła Suki, gdy jej jaskrawa zielono-biała sukienka kopertowa niebezpiecznie się rozchylała.

Choć bladożółty bliźniak i szara ołówkowa spódnica z elastycznego dżerseju nie czyniły z Clarissy pastelowej świruski, postanowiła być lepszą osobą. Niestety, choć robiła, co mogła, by zeskrobać się z Suki, ta chyba źle zinterpretowała jej działania. Dalej szamotała się zaciekle i obie splotły się jeszcze bardziej.

Palanci wiwatowali jeszcze głośniej, gdy ze stopy Clarissy wyleciał w powietrze uroczy, mały obcas od Sabriny. Wśród hałasu, zamieszania, z Suki ciągnącą za zszywacz, jakby to był Święty Graal, jedna myśl tłukła się po głowie Clarissy:

A co, jeśli mnie nie zapyta?

I dotarło do niej, że bez pracy i bez oświadczyn Kierana zostanie odcięta od wszystkiego, co tak długo trzymało ją na kotwicy.

To przynajmniej wyjaśniało, dlaczego wtargnęła tego ranka do biura Lonnie i próbowała nakłonić ją do spisku w sprawie wycofania rezygnacji z pracy.

Niektórzy ludzie mogą postrzegać to poczucie zakotwiczenia jako obciążenie lub nawet uwięzienie. Clarissa widziała w tym cel, źródło pocieszenia, dlatego im mocniej Suki ciągnęła, tym mocniej Clarissa trzymała.

Kate przepchnęła się przez tłum do dziewczyn.

– Co wy, u licha, robicie?

Suki przestała się szamotać i obie zastygły w miejscu, z Clarissą siedzącą na niej okrakiem i z pistoletem zszywającym wycelowanym w jej czoło.

– Rozjechana padlina – mruknął ktoś, zerkając na Suki, jakby była martwą wiewiórką. – Właśnie gdy myślałeś, że Dolina Krzemowa sięgnęła już dna, my idziemy w ich ślady.

Clarissa ledwie zdawała sobie sprawę, że Kate bierze ją za ramiona.

– Clary, nic ci nie jest? To ja. Kate. Daj mi broń. Nic ci się nie stanie. Po prostu odłóż broń i odsuń się od dziewczyny.

Clarissa zeszła z Suki, która podniosła się z podłogi i poprawiła sukienkę, zerkając cały czas na Clarissę. Tłum rozproszył się, przynajmniej chwilowo.

Clarissa z trudem przełknęła ślinę.

– Clary! Broń. Natychmiast!

Clarissie zrobiło się niedobrze. Jak miała wyjaśnić, że nagle wydawało się, że puszczenie pistoletu na zszywki reprezentowało coś znacznie większego niż tylko… puszczenie pistoletu na zszywki?

– A co, jeśli mnie nie zapyta?

– O czym ty mówisz? Co się z tobą dzieje? Oddaj mi broń!

– Jeśli Kieran się nie oświadczy, to co ja mam? Ta praca jest dla mnie wszystkim. Będę pływać, dryfować. Wiesz, że jestem kiepskim pływakiem.

– Nonsens – powiedziała Kate, patrząc jej prosto w oczy. – Puszczaj. Teraz – warknęła. – Poza tym, jest już za późno. Podpisałaś już papiery.

Clarissa oddała broń.

– Absolutny nonsens, szczerze mówiąc. Co się z tobą dzieje? Walczysz z Suki Lurman o pistolet na zszywki? Czy to przez to przyjęcie? Chyba nie denerwujesz się wciąż tą imprezą?

– Nie. – Clarissa podniosła stos pudełek, które wcześniej spakowała. – Czy mogłabyś przytrzymać?

Używając lewej ręki jako balansu, Kate podniosła lampę w prawej ręce i ruszyła do wyjścia, w kierunku samochodu, zataczając się w butach na wysokim obcasie i minispódniczce z ogromnymi czarno-białymi poziomymi paskami, które na niższej kobiecie wyglądałyby znacznie gorzej.

– Szef chce mnie widzieć za pięć minut. Żadnych długich pożegnań. I tak niedługo będziemy rozmawiać wiadomo o czym.

Przy samochodzie Clarissa balansowała pudłami na zderzaku, otwierając bagażnik.

– To była moja wina, naprawdę. Powinnam była zadzwonić do ciebie wczoraj wieczorem i powiedzieć, że to się nie wydarzyło. – Przyłożyła ręce do twarzy i jęknęła. – Chyba zaczynam mieć urojenia.

– Clarissa, o co chodzi? Mówiłaś o tym dniu od miesięcy, a teraz, gdy w końcu nadszedł, każdy średnio inteligentny człowiek dostrzeże, że nagle czujesz się nieswojo z decyzją o rezygnacji z pracy.

– Nie czuję się z tym nieswojo. I to, że dziś rano poszłam do Lonnie i próbowałam odwołać swoją rezygnację, nie ma nic do rzeczy.

– To jakiś żart? I co ona na to?

– Powiedziała, że etaty są zamrożone, więc nie może mnie zatrudnić w najbliższym czasie. Chyba że moja praca byłaby kluczowa dla firmy.

– Och. To jest problem.

– Tak, wiem. Moja praca nie jest kluczowa dla firmy. W zasadzie już dawno temu stała się całkowicie bezcelowa.

– Nie było aż tak źle.

– Było. Jestem ludzkim odpowiednikiem oparów – stwierdziła smutno Clarissa. Była menedżerem ds. relacji odpowiedzialnym za kontakty z partnerami, którzy dostarczali treści do projektów oprogramowania rozrywkowego jej firmy. Zwykle polegało to na wykonywaniu telefonów do bezsilnych asystentów wpływowych ludzi w hollywoodzkiej i nowojorskiej branży rozrywkowej.

Niestety, dla większości ludzi było to o wiele mniej ekscytujące, niż się wydaje, i Clarissy nie dziwiło ani nie wydawało jej się niesprawiedliwe, że ktoś, kogo jedynym zadaniem było ułatwianie przepływu informacji, był postrzegany jako zbędny podczas spowolnienia gospodarczego.

– Ja po prostu rozmawiam z ludźmi. Łagodzę problemy i proponuję kompromisy. Nie produkuję i nie sprzedaję rzeczy. Nie zwiększam udziału w rynku ani zysków, nie poprawiam wydajności produktów. Nie zwiększam efektywności operacyjnej i nie rozwijam ani nie poszerzam relacji z konsumentami. Jestem… Jestem…

– Bezużyteczna w dzisiejszej gospodarce? – zasugerowała Kate. Clarissa zarumieniła się, a Kate pospiesznie doprecyzowała swoją wypowiedź: – Chodziło mi o to, że widzę problem. Ale chodzi też o to, że byłaś gotowa iść dalej. Prawdę mówiąc, postąpiłaś słusznie, i wiesz co? Sama zastanawiam się nad wzięciem tej odprawy.

– Chyba powinnam się cieszyć, że nie pozwoliła mi zostać – przyznała Clarissa. – Czasami myślę, że dopiero jakaś katastrofa w przyrodzie skłoniłaby mnie do zejścia z raz obranej ścieżki.

Kate przytaknęła.

– Podążasz za swoim instynktem. I szczerze mówiąc, myślę, że to wszystko to tylko lęki.

– Lęki? Nie mów mi o lękach – odpowiedziała ponuro Clarissa. – To nie ja mam lęki!

– Dziś wieczorem. Dzisiaj jest ta noc. Wszystko będzie dobrze.

Clarissa otworzyła bagażnik, wrzuciła rzeczy i zatrzasnęła go. Spojrzała na Kate i zastanowiła się nad tym, co powiedziała, a przez jej twarz przemknął grymas uśmiechu.

– Tak. Dziś jest ta noc.------------------------------------------------------------------------

¹ Jacquelyn Ellen Smith – amerykańska aktorka telewizyjna i filmowa, modelka i producentka filmowa. Odtwórczyni roli Kelly Garrett, jednej z trzech prywatnych pań detektyw w serialu ABC Aniołki Charliego.

² Popularna influencerka, prowadząca blog i audycje telewizyjne poświęcone modzie.

³ Martha Helen Stewart (ur. 1941), poprzednio Martha Helen Kostyra – amerykańska bizneswoman polskiego pochodzenia, osobowość telewizyjna, pisarka, wydawca. Jest kojarzona z tzw. American lifestyle, czyli stylem życia typowym dla bogatego społeczeństwa Ameryki.

⁴ Katherine Noel Valentine Brosnahan Spade (1962–2018) – amerykańska projektantka mody i przedsiębiorczyni, a także ikona mody. Współzałożycielka i współwłaścicielka designerskiej marki Kate Spade New York.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: