- W empik go
Przyjaciele - ebook
Przyjaciele - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 372 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Proszę cię Matko zbądź się niepokoju!
O tej tam fraszce i mówić nie warto….
Ot lepiej powiem o mojej wizycie…
Z panem dziedzicem poszło wyśmienicie!
Przyjął mię duszą, szczerą i otwartą;
Wszystko pochwalił, wszystko bez wyjątku,
Com tylko zrobił dla jego majątku:
Rad i z budowli wzniesionych na nowo,
I z zapomogi, jaką włości dałem,
I mam od niego w tem szlacheckie słowo,
Ze jeśli zechcę, to w swem życiu całem
Nie będę szukał już innej dzierżawy.
Sąsiedzi o nim bardzo ostro sądzą,
Lecz snadź go czernią przez zawiść, lub błądzą,
Bo mi się zdaje i dobry i prawy.
ZAJĄCZYŃSKA .
Tak, już to wszyscy zwą go duszą podłą.
Lecz może z tobą innym się pokaże.
I daj to Boże, by ci się powiodło!
Boję się tylko zali w tym nadmiarze
Dobrej opinji o panu prezesie
Nie zabaczyłeś o swym interesie?
I radam wiedzieć, czyś żądał otwarcie,
By ci zapewnił zwrot twego nakładu
Na wprowadzenie w tej dzierżawie ładu
I na zniszczonych biednych włościan wsparcie?
ADAM .
Ach, droga matko, czyż to delikatnie
Z obywatelem traktować, jak z żydem?
Tożbym ja oczu nie podniósł za wstydem!
ZAJĄCZYŃSKA .
A więc, biedaku, widzę wpadłeś w matnię!ADAM.
Trzebaż coś liczyć na ludzkie sumienie.
Gdym u prezesa brał tę włość w arendę,
Gdym mu przedstawiał, że znaczne fundusze
Na podźwignienie jej wyłożyć muszę;
Rzekł mi: najczulej panu wdzięczny będę
Za pańskie trudy, a nakład się wróci.
ZAJĄCZYŃSKA .
Zanadtoś ufny, co mię bardzo smuci,
Boś nieraz przez to miał już ciężkie straty!….
(zaglądając przez drzwi do drugiego pokoju)
Otóż i Janek podał do herbaty;
No, chwałaż Bogu! zaraz ci ją zrobię…
A Oleś sam tu wlecze drewka tobie.
(Zajączyńska wychodzi, Oleś wnosi drewka) .
Scena IV.
ADAM i OLEŚ.
OLEŚ (kładąc drewka w kominku)
Ja wnet wujciowi sam ogień rozpalę,
Bo mi biednego wujcia żal serdeczny!ADAM.
Dzięki ci, kotku, żeś dobry i grzeczny,
Ale się trudzisz bez potrzeby wcale;
Zdaj to na Janka; a sam ciepłem innem
Ogrzej mą duszę drogi mój Oleniu!
Otocz mię swojem ramieniem niewinnem,
Utól w serdecznem swojem uściśnieniu!
(Oleś rzuca mu się na szyję. Adam go kilkakrotnie ucałowawszy, sadza obok siebie przy stole)
ADAM .
Tak, mój aniołku! tak moje kochanie!
Cóżeś tu robił bezemnie mój mały?
OLEŚ .
O, jam się uczył z babunią dzień cały,
Wujcio dopiero przerwał mi czytanie.
ADAM .
I cóżeś czytał?OLEŚ.
Ślicznych bajek kilka!
Między innemi Barana i Wilka,
Czaplę i Raka, Ptaszki w klatce biedne…
ADAM .
Wszystko to ładne.
OLEŚ .
A! i jeszcze jednę
Na samym końcu, – tytuł Przyjaciele.
Babunia mówi, że w niej prawdy wiele,
Ale mi ona wcale nie do smaku!
Wie wujcio, o tym zajączku biedaku,
Co to był taki poczciwy i miły,
Co go tak wszystkie zwierzęta lubiły,
A jak go przyszło wyratować z biedy,
Wszystkie biedaczka odstąpiły wtedy,
I niegodziwe psiska go napadły
I śród serdecznych przyjaciół zajadły!
Czyż to być może?
ADAM (zakłopotany )
Widzisz moje dziecię,
Różne nieszczęścia bywają na świecie.
I pośród ludzi nieraz tak szkaradnie,
Jak ów zajączek, człek ofiarą padnie;
Lecz kto bliźniego odstąpi w potrzebie,
Tego sam Pan Bóg odstąpi na niebie!
A przyjacielem ten się tylko zowie,
Kto da za ciebie i mienie i zdrowie,
Kto nawet życie swoje da za ciebie!
Jest o przyjaźni bajka wcale inna,
I ta się tobie podobać powinna.
"Wpadła w strumyk pszczółka mała,
Skrzydełkami trzepotała;
Jak w nich siłę utraciła,
O! w jakimże strachu była!
Gołąbeczek śnieżnopióry
Na ratunek innych skory
Spuszcza listek, pszczółka rada
Na zieloną łudkę siada,
Skrzydła siłę odzyskały
I uleciał owad mały. "
OLEŚ .
Prawda, że śliczna, Czyż to było kiedy?ADAM.
Zawsze tak bywa! śród troski i biedy,
Śród najsmutniejszych losów naszych toni,
Pomoc z braterskiej przychodzi nam dłoni,
A jeśli ludzka ręka nie pomoże,
To dźwignie dzielniej święte ramie Boże.
Lecz ty bądź zawsze jak ten gołąb biały,
I jeszcze więcej! gdy twój bliźni ginie,
Nie jakiś listek, nie jakiś dar mały,
Sam siebie poświęć, a niech on wypłynie!
Nie myśl o sobie, nie patrz w koło siebie,
Na dno przepaści rzucaj się za bratem,
A z dna przepaści sam Bóg wyrwie ciebie,
Bóg, co miłością panuje nad światem!
Scena V.
ADAM, OLEŚ i ZAJĄCZYŃSKA.
ZAJĄCZYŃSKA ,
(stawiając na stole przyniesioną herbatę i ściskając Adama)
O! mój ty drogi! mój ty apostole!
Niech cię najczulszym uściskiem ogarnę,
Niech pocałunek złożę ci na czole,
Za twe tak święte uczucia ofiarne,
Za twe zasady, co wprost idą z nieba!"
ADAM.
Niechże mnie mama tak nie upokarza!
Niech z apostoły nie równa nędzarza!
Do apostolstwa świętego potrzeba,
Nie dźwięcznych słówek, nie tych nauk marnych,
Ale miłości i czynów ofiarnych,
Które skuteczniej działają, niż słowo;
A ja z mą duszą w plon święty jałową,
Bluźnię i sądy sam wyzywam Boże,
Ilekroć usta z nauką otworzę!
ZAJĄCZYŃSKA .
O! mój najmilszy! o mój ty jedyny!
Tobież się troskać o ofiarne czyny?
I na jałowość duszy ronić żale,
Gdy w niej tak wiele miłości i wiary,
Gdy w poświęceniu nie zna żadnej miary,
Na samą, siebie niepamiętna wcale?
Ot jak i dzisiaj…
ADAM (zmięszany )
Matko ukochana!
Dosyć już tego, bo ze wstydu spłonę!…ZAJĄCZYŃSKA.
O, moje dziecko! o moje rodzone!
Wiem już o wszystkiem od twego furmana..
W zamieć straszliwą i mróz taki srogi,
Spotkawszy lada żebraka śród drogi,
Własne swe zdrowie straciwszy z pamięci,
Dla niego z ciepłej wyzuć się odzieży;
Cóż więcej mogą anieli i święci?
ADAM .
O matko! chwała mi się nie należy!
Smutek, nie radość, wziąłem z tej ofiary;
Ach! bom ją spełnił nie bardzo ochoczy!
Bo gdy mi stanął ów żebrak przed oczy,
Drżący, wpół nagi, a taki już stary,
Taki znędzniały – ja, i zdrów i młody,
I dobrze jeszcze pod futrem odziany,
Nie wnet rzuciłem na jego łachmany
Płaszcz swój futrzany; ale tylko wprzódy
Grosz zimny dałem mu na skrzepłą rękę!
Aż gdy nieborak chcąc wyrzec podziękę,
Nie mógł już ruszyć zmarzłemi wargami,
Na myśl mi przyszła cieplejsza dlań szata.
Lecz zamiast siebie poświęcić dla brata,
Jam kusił Pawła hojnemi darami,
By mi swój kożuch dla starca odprzedał!
Wtedy dopiero, gdy się zkusić nie dał,
Więcej swe zdrowie ważąc niż pieniądze,
Z musem z odzieży swojej się wyzułem.
Dziad przyjąć nie chciał, brzydząc się, jak sądzę
Darem podanym z sercem tak nieczułem!
Upokorzony, zawstydzony srodze,
Uciekłem, futro rzuciwszy na drodze.