Przyjaciółki - ebook
Przyjaciółki - ebook
Cztery kobiety… Połączone przyjaźnią, o jakiej każdy marzy. Od lat dzielą radości i smutki, ale nagle coś zaczyna się zmieniać. Przytłoczone życiowymi kłopotami, dostrzegają w innych przede wszystkim wady. A może do głosu dochodzą skrywane urazy i zwyczajna zazdrość? Padają pytania, których lepiej nie zadawać…
Maggie jest w ciąży? W jej wieku? Dlaczego Nicki zrobiła się nagle taka złośliwa i coraz częściej unika przyjaciółek? Czy Alice naprawdę musi iść na studia? Przecież zawsze chciała prowadzić dom. Dlaczego Stella, zawsze chętna do pomocy, teraz myśli tylko o sobie?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9987-7 |
Rozmiar pliku: | 816 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Na pewno? A jeśli to pomyłka? – spytała nieswoim głosem Maggie Rockford. Poczuła, że Oliver mocniej zaciska jej dłoń w swojej, zwróciła więc na niego pełne niepokoju spojrzenie. Który to już raz odwiedzali tego specjalistę, podobno jednego z najlepszych? Dawniej Maggie bez końca miotała się między nadzieją a rozpaczą i dopiero wizyty w londyńskiej klinice umocniły w niej pierwsze z tych odczuć, ale jakże olbrzymim kosztem. Musiała przejść niezwykle długą i uciążliwą serię testów, badań i zabiegów, a ponadto odpowiedzieć na dziesiątki pytań, które czasem wydawały jej się nawet bardziej krępujące niż same zabiegi.
Gdy tego ranka jechali taksówką, Oliver Sanders cały czas trzymał Maggie za rękę.
– Chcę, byś wiedziała, że cokolwiek się stanie, cokolwiek dzisiaj usłyszymy, to niczego nie zmieni. Kocham cię i będę cię kochał.
Dla niej jednak było oczywiste, że każdy werdykt, jaki usłyszą, zmieni wszystko.
Wróciła spojrzeniem do lekarza. Zauważyła, że zmarszczył brwi i nagle zrobiło jej się zimno. Łzy zapiekły ją pod powiekami, choć przysięgła sobie, że za nic w świecie się nie rozpłacze.
– Ten tusz za dużo kosztował, żebym miała się rozpłakać i zepsuć sobie makijaż – powiedziała rano Oliverowi, gdy obserwował w milczeniu, jak malowała rzęsy.
– Przestań mi się przyglądać – żądała często na początku ich związku, zakłopotana i zawstydzona. Kiedyś męskie spojrzenia nie krępowały jej ani trochę. Dan, jej były mąż, lubił leżeć w łóżku i przypatrywać się, jak Maggie ubiera się i robi sobie makijaż. Ale wtedy było inaczej i ona była inna. Gdy spotkała Olivera, nie czuła już tamtej swobody.
– Nie musisz niczego przede mną ukrywać ani udawać – przekonywał ją Oliver. – Pozwól mi się kochać, Maggie, nie uciekaj przede mną.
– Nie, nie ma mowy o pomyłce – spokojny głos lekarza przywołał ją do rzeczywistości. – Wynik badania krwi nie pozostawia żadnych wątpliwości.
Ponownie odwróciła się do Olivera.
Zbladł, oczy mu się rozszerzyły. Wyraz jego twarzy utwierdził Maggie w przekonaniu, że niezależnie od wielkodusznych deklaracji Olivera słowa lekarza mogły oznaczać wyrok dla ich związku. Supeł, który od rana czuła w żołądku, zacisnął się jeszcze mocniej.
Doktor czekał cierpliwie. Przekazywanie podobnych informacji stanowiło część jego pracy, miał więc w tym wprawę. Dobrze było przygotować ludzi, dawkując wiadomość niewielkimi porcjami i nie spiesząc się. Trzeba też było dbać o dobór słów – zwłaszcza słów, które mówiły o tym, co najważniejsze. O życiu.
– Miło mi państwu zakomunikować, że się udało.
Oliver pospiesznie podniósł rękę do oczu i dyskretnie otarł łzy.
To chyba ona powinna płakać w takim momencie, prawda? A jednak nie potrafiła. Cała jej przyszłość zmieniła się radykalnie. Poczucie odpowiedzialności, jakie na niej spoczęło, było zbyt duże, by Maggie mogła sobie pozwolić na ulgę i łzy.
– Zapewniam, że nie ma mowy o pomyłce – powtórzył specjalista, uśmiechając się do nich. – Serdeczne gratulacje! Jest pani w ciąży.
W ciąży! Kosztowna terapia w końcu przyniosła efekt i Maggie nosiła pod sercem dziecko Olivera; mężczyzny, którego pojawienie się w jej życiu uświadomiło jej, że jednak nie zdołała pogodzić się z brakiem potomstwa i ponownie kazało walczyć o to, z czego powoli zaczynała rezygnować.
Nawet nie zauważyła, kiedy oboje zerwali się z krzeseł i padli sobie w objęcia.
– Maggie, udało ci się! Wiedziałem, że ci się uda! – Oliver obsypywał ją pochwałami.
Poczuła znajome ukłucie w sercu. Nie chciała teraz o tym myśleć, żeby nie psuć sobie ani jemu tej wyjątkowej chwili, niemniej jednak przypomniała mu cicho:
– To nie tylko moja zasługa. Sama, niestety, nie dałabym rady.
Żegnając się z nimi, lekarz upomniał Maggie, by zapisała się na serię wizyt kontrolnych. Spojrzała na niego z nagłym przestrachem.
– Ale to chyba nie dlatego, że są jakieś powody do obaw? – zapytała.
– Nie, nie ma – uspokoił ją lekarz. – Zważywszy jednak, ile trudu kosztowało panią osiągnięcie sukcesu, zalecałbym daleko idącą ostrożność.
Udali się więc do rejestracji, gdzie Oliver zadbał o to, by Maggie została zapisana na wszystkie potrzebne badania.
– Tylko pamiętaj, co mówił lekarz – przypomniał jej, gdy skierowali się do wyjścia.
– Przecież wiesz, że zrobię wszystko, by twojemu dziecku nie stała się krzywda – odparła.
– Mojemu? Naszemu! – poprawił ją gwałtownie.
Tak, to było ich dziecko. Tyle tylko, że komórka jajowa pochodziła od innej kobiety. Płodnej kobiety…
Nie odpowiedziała. Oliver zajrzał jej głęboko w oczy.
– Maggie, to jest nasze dziecko – powtórzył niemal żałośnie.
Zanim zdołała się odezwać, drzwi kliniki otworzyły się gwałtownie i do środka wpadła wyraźnie zdenerwowana korpulentna brunetka.
– Przestańcie mnie okłamywać! – krzyknęła do mężczyzny w białym kitlu, który wbiegł za nią. – Dobrze wiem, co zrobiliście! Ukradliście mi dzieci! – Jej wzrok padł na Maggie, która wzdrygnęła się i instynktownie położyła dłoń na płaskim brzuchu.
Ten wymowny gest spowodował, że oczy kobiety zwęziły się. Na jej policzkach pojawiły się wypieki.
– Kłamcy! Mordercy! – wysyczała z nienawiścią. – Ty je dostałaś? Ty? I tak się dowiem, znajdę złodziejkę!
Zszokowana Maggie odsunęła się od rozwścieczonej kobiety. Bezszelestnie pojawiły się dwie pielęgniarki i dość grzecznie, lecz zdecydowanie poprowadziły histeryzującą brunetkę w głąb budynku.
– Bardzo państwa przepraszam za ten incydent – powiedział mężczyzna w białym kitlu i pospieszył za pielęgniarkami.
Rejestratorka pokręciła głową i odezwała się do Maggie i Olivera konfidencjonalnym szeptem:
– To wariatka. Nie mam pojęcia, jak tu weszła, ochrona ma zakaz wpuszczania jej.
Maggie czuła się dziwnie poruszona tym zdarzeniem, chociaż właściwie nic szczególnego się nie stało. Czyżby macierzyństwo oznaczało życie w ciągłym lęku? Czy matka tak bardzo drży o dobro dziecka, że aż popada w przesadę, wszędzie wietrząc niebezpieczeństwo?
– Dobrze się czujesz? – zaniepokoił się Oliver, bacznie obserwując wyraz jej twarzy.
– Widocznie w ciąży zrobiłam się przewrażliwiona. – Wzruszyła ramionami, bagatelizując sprawę. – Wiem, że przesadzam i że to głupie, ale żałuję, iż spotkaliśmy tę kobietę. Wyglądała, jakby bardzo cierpiała. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy, kto tutaj przychodzi, ma tyle szczęścia, co my. Nam zresztą też by się nie udało, gdyby biologiczna matka nie oddała swojej komórki jajowej.
Oczywiście nigdy nie spotkali dawczyni, to było surowo zabronione, ale przynajmniej uzyskali informację, że z budowy i wyglądu jest podobna do Maggie.
Kiedy Oliver po raz pierwszy powiedział, że chce mieć z nią dziecko, uznała to za niestosowny żart.
– Wiesz przecież, że nie mogę – przypomniała mu.
– Powinnaś być matką. Medycyna idzie do przodu i stwarza możliwości, o jakich wcześniej nikomu się nie śniło – odparł.
To było ponad rok temu, a jednak wciąż pamiętała, jaką radością napełniły ją te słowa. Miała wrażenie, że Oliver odkrył głęboko skrywaną prawdę o niej samej, prawdę, która była starannie pogrzebana pod pokładami bólu.
Wyszli z kliniki, Oliver skinął na taksówkę i podał nazwę hotelu. Maggie poczuła przypływ energii i właściwej sobie pogody ducha. Specjalnie zarezerwowała dla nich apartament w prestiżowym hotelu „Langham”, głównie z powodów sentymentalnych. To właśnie tam spędzili z Oliverem swoją pierwszą wspólną noc…
– Pamiętasz, jak tu byliśmy po raz pierwszy? – zagadnęła pół godziny później, gdy przechodzili przez foyer.
Popatrzył na nią z uśmiechem. Był od niej sporo wyższy, miał ponad metr osiemdziesiąt. Jej były mąż był nawet jeszcze wyższy… Dan miał ponadto znacznie ciemniejsze włosy, prawie smoliste. I oliwkową karnację, przez co stanowili kiedyś z Maggie wpadającą w oko parę, ponieważ ona miała delikatną celtycką urodę, mlecznobiałą skórę i burzę złocistorudych loków. Oliver z kolei wyglądał malowniczo, jak jakiś podróżnik. Miał włosy i skórę spalone słońcem, odkąd kiedyś surfował przez cały rok u wybrzeży Australii. Nie, nie dlatego, by cierpiał na nadmiar czasu i pieniędzy lub do tego stopnia kochał sporty wodne, po prostu w ten sposób próbował dojść do siebie po śmierci matki. Samotność, przestrzeń oceanu i szum fal zbudowały w nim trwały spokój i pogodę ducha.
– Czy pamiętam? – powtórzył z błyskiem w oku. – Trudno, żebym nie pamiętał. Pracowałem dla ciebie od kilkunastu miesięcy, ani na moment nie przestając się zastanawiać, jak cię zdobyć, i nagle taka okazja! Przyjeżdżamy tutaj i…
– I za moimi plecami mówisz w recepcji, że to pomyłka, bo zamawiany był tylko jeden pokój. Miałeś szczęście, że cię nie wylałam z roboty, kiedy weszliśmy na górę i wszystko się wydało.
Przeżywała wtedy bardzo trudny okres. W myślach porównywała się z przyjaciółkami, którym zazdrościła stałych związków, udanego życia rodzinnego, dzieci. Zanim związała się z Oliverem, sądziła, że jej to wszystko nigdy nie będzie dane.
– Miałem szczęście, że cię spotkałem – sprostował z przekonaniem. – Jesteś absolutnie wyjątkowa, Maggie. – Podniósł jej dłoń do ust i ucałował z czułością. – Niezwykła, doskonała, niezastąpiona. Idealna matka dla mojego dziecka.
Przebiegły ją ciarki. Nie lubiła, gdy tak mówił, ponieważ wiedziała, że nikt nie jest doskonały, a już na pewno nie ona.
Pamiętała doskonale, jak przedstawiła go swojej najlepszej przyjaciółce.
– On cię ubóstwia – skomentowała potem Nicki. – Powinnaś uważać, żebyś go nie rozczarowała – dodała ostrzegawczo.
Naraz dotarło do niej, że będzie musiała przeprosić przyjaciółki za to, że latami ukrywała przed nimi prawdę. Z całą pewnością zasypią ją pytaniami, czemu męczyła się sama, dlaczego nie pozwoliła sobie w żaden sposób pomóc. A przecież…
– Hej, wróć do mnie – poprosił Oliver, gdy zauważył, że Maggie błądzi myślami gdzieś daleko stąd.
Weszli do apartamentu. Kiedy byli tu po raz pierwszy, drzwi zamknęły się za nimi na wiele, wiele godzin… Bo i po co mieliby wychodzić? Łoże było przepastne, w łazience czekało dwuosobowe jacuzzi, mieli zapas szampana, którym Oliver oblewał nagie ciało Maggie, by spijać go z jej skóry.
Pragnęła go wtedy nieprzytomnie, ale teraz podobne szaleństwa przestały być najważniejsze. Na pierwszy plan wysunęły się zupełnie inne sprawy.
– Czy przyszło ci do głowy, że trzeba będzie kupić dom? Taki, w którym byłby duży pokój dla dziecka i ogród, i…
– Wiem – zgodził się spokojnie. – Trzeba sprzedać strych.
Wiedziała, że uwielbiał zaprojektowane przez siebie dwupoziomowe mieszkanie na najwyższym piętrze starego budynku. Ze swoim niezawodnym smakiem projektanta wnętrz urządził tam jasną, nowoczesną przestrzeń, którą Maggie podziwiała, chociaż sama wolałaby coś bardziej tradycyjnego. Nie mogła przywyknąć do ascetycznej, błyszczącej chromem kuchni, w której nic nie miało prawa stać na wierzchu. Jak więc gotować? W dodatku na metalu widać było każdą zaschniętą kroplę wody… I jakim cudem miała pomieścić wszystkie ubrania w oryginalnym, lecz niepraktycznym kufrze. No tak, ale Oliver nie chciał zagracać wnętrza szafami. Szczęśliwie udało się wygospodarować zamkniętą przestrzeń, w której Maggie urządziła garderobę, tym samym rozwiązując problem przechowywania ubrań. Niestety, lśniąca metalem kuchnia pozostawała dla niej obcym i nieprzytulnym miejscem.
Z Danem mieszkała w dużym, wygodnym domu, a gdy go sprzedali po rozwodzie, kupiła maleńki domek z ogródkiem. Resztę pieniędzy przeznaczyła na rozwój firmy, którą założyła jeszcze razem z mężem. Po kilku latach przeprowadziła się do swojego głównego projektanta.
– Och, Maggie, najmilsza – szeptał z uczuciem Oliver, biorąc ją w ramiona i obsypując pocałunkami.
Nie był tak uderzająco przystojny jak jej były mąż, ale promieniał nieodpartym wdziękiem, który znaczył więcej niż hollywoodzka uroda. Pełne ciepła i zrozumienia spojrzenie brązowych oczu natychmiast mówiło kobietom, że mają przed sobą człowieka, który je autentycznie lubi i podziwia. Nie chodziło o to, że za nimi szaleje lub też stawia je na piedestale. Po prostu je lubi. Ogromnie rzadka cecha. A to był zaledwie przedsmak jego zalet!
Był seksowny. Czuły. Delikatny. Miał poczucie humoru. Tak doskonale odgadywał jej nastroje, jakby miał zdolności telepatyczne. I tak hojnie obdarzał ją niesłabnącym uczuciem, że czasem musiała się ukradkiem uszczypnąć, by upewnić się, czy to nie sen.
Jakaś iskra przeskoczyła między nimi, gdy po raz pierwszy wszedł do jej biura. Maggie nie była przygotowana na podobną ewentualność. Nie szukała nowego partnera, po rozpadzie małżeństwa czuła się wewnętrznie rozbita i głęboko nieszczęśliwa. Nie miała ochoty znowu się z kimś wiązać i ponownie ryzykować, więc to nagłe odwzajemnione zainteresowanie wprawiło ją w popłoch.
Nieznajomy powiedział, że czytał bardzo pozytywny artykuł o jej firmie i spytał, czy nie zatrudniłaby go jako jednego z projektantów. Zespół, którym kierowała Maggie, zajmował się indywidualnym projektowaniem wnętrz dla firm, które mogły sobie pozwolić na taki luksus. Były to zawsze wyrafinowane projekty autorskie, unikalne, o niepowtarzalnym stylu.
Maggie pamiętała ten artykuł, ponieważ z miłym zaskoczeniem przeczytała, że posiadanie biura urządzonego przez jej firmę było jednym z wyznaczników prestiżu. Gdy miałeś wnętrze sygnowane przez firmę Rockford, byłeś kimś!
Ona sama nie była projektantką. Jej talent polegał na tym, że znała się na ludziach jak mało kto. Doskonale wiedziała, kogo zatrudnić i kto w czym się sprawdzi. Oliver przekonał ją do siebie natychmiast. Na gruncie zawodowym, oczywiście.
Przełamanie jej oporów na gruncie prywatnym zajęło mu wiele miesięcy, a jeszcze więcej czasu potrzebował na nakłonienie Maggie, by przestała ukrywać ich związek.
On nie bał się planować przyszłości z nią ani opowiadać jej o swojej przeszłości. Wiedziała wszystko o jego dzieciństwie i smutnej młodości. Jego matka chorowała na stwardnienie rozsiane, a ojciec zostawił rodzinę, gdy Oliver skończył szesnaście lat. Od tej pory opiekował się matką troskliwie aż do jej śmierci. Nie miała nikogo oprócz niego.
– Wolisz, żeby to był chłopczyk czy dziewczynka? – zamruczał jej czule do ucha.
– To bez znaczenia – odparła szczerze. Liczyło się tylko to, że urodzi jego dziecko. Kosztowało ją to wiele wysiłku i wyrzeczeń, czuła się tak, jakby miała za sobą męczący bieg z przeszkodami. Teraz zamierzała cieszyć się sukcesem i nie zaprzątać sobie głowy żadnymi zmartwieniami.
– Ja bym wolał dziewczynkę. Żeby była podobna do ciebie.
Maggie zesztywniała i wysunęła się z jego objęć.
– Chyba o czymś zapomniałeś – przypomniała mu łamiącym się głosem. – Nie może być do mnie podobna. To dziecko nie odziedziczy moich genów.
Obiecywała sobie, że nie będzie się tak zachowywać, ale to było silniejsze od niej. Sądziła, że przywykła do cierpienia, ponieważ poznała wiele jego odcieni: śmierć rodziców, zdrada, rozwód… Jednak świadomość, że nie będzie mogła mieć dzieci, była najgorsza ze wszystkiego, ponieważ to był nieodwołalny wyrok. W innych sytuacjach otwierały się jakieś furtki, były możliwe kontynuacje. Rodzice zmarli, ale przecież zostawili po sobie córkę i żyli nadal w jej pamięci. Odszedł Dan, którego tak bardzo kochała, ale pojawił się Oliver, obdarzając ją cudownym, zdumiewającym uczuciem.
– Owszem, nasze dziecko nie odziedziczy twoich genów – zgodził się Oliver z właściwą mu łagodnością – ale dostanie od ciebie matczyną miłość, a to ważniejsze niż geny. Upodobni się do ciebie dzięki miłości.
„Nasze dziecko”… Na sam dźwięk tych słów ogarnęła ją błogość i poczucie niewysłowionej tęsknoty.
– Rozumiem, że teraz pora, żebyś oficjalnie powiadomiła Ligę Kobiet – zauważył, robiąc komiczną minę.
– Prosiłam, byś tak nie mówił – zaprotestowała, ale sama nie potrafiła się powstrzymać od uśmiechu. – Co w tym zabawnego, że nasza czwórka przyjaźni się od czasów szkolnych? To cudowne, bo wciąż możemy na sobie polegać.
– I oczywiście istota tak przyziemna jak mężczyzna nie jest w stanie pojąć tego, co was łączy – dodał.
– Nigdy nic takiego nie powiedziałam.
– Nie musiałaś – przekomarzał się.
Westchnęła.
– Będą wściekłe, że nic im nie powiedziałam, a już najbardziej Nicki. Gdy zaszła w ciążę, wiedziałam o tym wcześniej niż jej mąż. W dodatku wciąż mi jeszcze nie wybaczyły, że tak długo ukrywałam związek z tobą.
– No tak, a zatem, jak tylko wrócimy do domu, zawiśniesz na słuchawce – podsumował z uśmiechem.
Pokręciła głową, a złotorude loki zatańczyły wokół jej twarzy.
– Nie. Jesteśmy umówione na piątek, więc powiem im osobiście.
Wiedziała, że na nią nakrzyczą, zbulwersowane jej przesadną dyskrecją. Jednak wiedziała też, że potem będzie się pławić w ich zachwycie i radosnym niedowierzaniu. Nigdy tego nie mówiła, ale w głębi serca zazdrościła im, gdy kolejno rodziły dzieci. Milczała, bo nie chciała robić im przykrości, milczała też ze względu na Dana… W końcu przyjaciółki doszły do wniosku, że Maggie po prostu nie planuje potomstwa, a ona wolała nie wyprowadzać ich z błędu.
Widać nawet najbliżsi przyjaciele nie mówią sobie wszystkiego, pomyślała.
– Coś nie tak?
Byli już po kolacji i powoli szykowali się do spania. Maggie czuła się zmęczona. Nie wiedziała, czy to z powodu ciąży, czy może…
– Mam tylko nadzieję, że dobrze robimy – powiedziała cicho.
– Oczywiście, że tak! – zareagował żywiołowo. – Czym tu się martwić?
Popatrzyła na niego uważnie.
– Dobrze wiesz czym. Mam pięćdziesiąt dwa lata. Jestem po menopauzie i gdyby nie zdobycze współczesnej medycyny, nie byłabym w stanie urodzić ci dziecka. Jesteś młody i zapewne spotkasz jeszcze dziesiątki młodych, zdrowych kobiet.
– Przestań, proszę! I co z tego, że jest między nami różnica wieku i że wcześnie przeszłaś menopauzę? To drobiazg, zważywszy, jak silne jest nasze uczucie.
Odwróciła wzrok. Tyle razy już dyskutowali na ten temat… To prawda, nie czuła na barkach brzemienia wieku, a co więcej, rzeczywiście wyglądała bardzo młodo. Gdy się spotkali, Oliver był przekonany, że Maggie nie ma więcej niż trzydzieści pięć lat, chociaż naprawdę miała o dziesięć lat więcej. Ona z kolei uwierzyła mu, gdy powiedział, że sam zbliża się do czterdziestki. Pomyślała wtedy, że sześć lat różnicy to jeszcze żadna tragedia, mało istotny szczegół. Nie przyszło jej do głowy, że Oliver nie przyznał się do swego wieku, żeby dodać sobie powagi w jej oczach. Potem okazało się, że jest od niej młodszy o całe szesnaście lat!
Gdyby o tym wiedziała, nigdy nie pozwoliłaby na rozkwit tego uczucia. Prawda wyszła na jaw zbyt późno.
– Ile? Ile? – dopytywała się z niedowierzaniem Nicki, gdy Maggie w końcu wyznała przyjaciółkom, że związała się z młodszym od siebie mężczyzną. Uczyniła to wyłącznie ze względu na jego usilne prośby.
Musiała jednak przyznać, że gdy przyjaciółki otrząsnęły się z początkowego szoku, entuzjastycznie poparły ich związek i nie pozwoliły Maggie zwątpić w szczerość uczuć Olivera.
Oczywiście pozwalały sobie na przyjacielskie żarty, podpytując, czy to prawda, co mówi się o związkach starszych pań z młodymi chłopcami. Z udawaną pruderią sznurowała wtedy usta, odmawiając odpowiedzi. Nie musiała nic mówić.
– Maggie, od ciebie dosłownie bije blask – stwierdziła Nicki, wcale nie kryjąc zazdrości.
– Już mi tak nie żałuj, z tobą było to samo, gdy na horyzoncie pojawił się Kit – przypomniała jej.
Nagle z całego serca zatęskniła za przyjaciółkami. Od lat widywała się z Nicki, Alice i Stellą regularnie raz w miesiącu. Szły razem na kolację, wypijały butelkę wina i dzieliły się radościami, smutkami, obawami i planami na przyszłość. Te spotkania miały tak uświęconą tradycję, że jedynie poród był uznawany za wystarczający powód do odwołania „sabatu”.
To też była nazwa wymyślona przez Olivera. Czasem nazywał je Ligą Kobiet, a czasem mówił, że to prawdziwy sabat czarownic, bo cztery przyjaciółki mają specjalną moc. A Maggie – jego mądra, niezrównana, zdumiewająca Maggie – jest największą czarownicą z całej czwórki.
Wiedziała, że dziewczyny zawsze zrozumieją wszystko. Zrozumieją więc, gdy im opowie o szoku, jaki przeżyła, gdy mając czterdziestkę usłyszała od lekarza, że jej problemy ze zdrowiem to nic innego jak przedwczesna menopauza. Nie spodziewała się tego. Matka natura znienacka zatrzasnęła przed nią pewne drzwi.
Do tego stopnia nie potrafiła sobie emocjonalnie poradzić z tą sytuacją, że nikomu się nie zwierzyła. Nie czuła się na siłach, by komukolwiek o tym opowiadać. Dopiero teraz, gdy wygrała, gdy dzięki Oliverowi udało się cudem przechytrzyć los, mogła wyjawić całą prawdę.
Macierzyństwo… Gdy rozwiodła się z Danem, próbowała samą siebie przekonać, że widać nie było jej pisane zostać matką. Nawet w to uwierzyła. A także zaakceptowała. Przynajmniej tak jej się wydawało. A potem pojawił się Oliver i nagle stało się jasne, że okłamywała samą siebie, ponieważ pragnienie posiadania dziecka odezwało się w niej z ogromną siłą. Wpadła w jeszcze większą rozpacz, wyrzucając sobie lekkomyślność. Dlaczego doceniła uroki i znaczenie macierzyństwa dopiero wtedy, gdy było już na to za późno? A wtedy Oliver przekonał ją do podjęcia starań w tym kierunku…
Przyglądał jej się w milczeniu. Dlaczego wciąż nie chciała przyjąć do wiadomości faktu, że różnica wieku między nimi nie stanowi dla niego najmniejszego problemu? I że kochał ją właśnie taką, jaka była, i nie zamieniłby jej na żadną inną?
Maggie pozostała młoda duchem, promieniała energią i radością życia, poruszała się z lekkością i wdziękiem. I miała ten jakże rzadki typ urody, której nie niszczy upływ czasu, ponieważ jej piękno wypływa z wnętrza.
Zawsze lubił kobiety starsze od siebie. Czuł się przy nich dobrze i bezpiecznie, ponieważ były emocjonalnie dojrzałe, wiedziały, czego chcą, rozumiały życie.
Maggie była najwspanialsza ze wszystkich kobiet, jakie poznał. Przez długi czas zabiegał o to, by zechciała się z nim związać, a gdy to się udało, nie posiadał się z dumy, że tak niezwykła kobieta wybrała właśnie jego. Nie miał też wątpliwości, że będzie równie wspaniałą matką jak partnerką.
Uwielbiał dzieci. I co z tego, że Maggie przekroczyła pięćdziesiątkę? Specjaliści w klinice potwierdzili jego opinię. Maggie cieszyła się znakomitym zdrowiem, miała więc szanse zajść w ciążę, donosić ją i urodzić zdrowe dziecko.
– Proszę, nie rozmawiajmy znów o twoim wieku. Nie mów, że te lata nas dzielą. Niech nic nas nie dzieli.
– Mam tyle lat, że mogłabym być twoją matką, a nie matką twojego dziecka! Trudno mi o tym zapomnieć.
– A ja mam tyle lat, że z pewnością wiem, co robię. Kocham cię. Jesteś miłością mojego życia – wyszeptał, ujmując jej twarz w dłonie.
Pocałował ją z taką czułością, że serce ścisnęło jej się ze wzruszenia. Kochała Dana całym sercem, szaleńczo i namiętnie – może nawet nazbyt szaleńczo i namiętnie – ale dopiero Oliver nauczył ją, czym jest bezinteresowne obdarowywanie innych. I że istnieje nie tylko siła uczucia, ale i głębia.
A gdy otoczyła ich ciemność i Oliver przyciągnął Maggie do siebie, dzielące ich lata przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.