Przyjęcie na Sardynii - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Przyjęcie na Sardynii - ebook
Właściciel największego banku we Włoszech Cesario Piras organizuje w swoim trzynastowiecznym zamku na Sardynii przyjęcie dla pracowników. Wtedy niespodziewanie pojawia się młoda kobieta z dzieckiem. Cesario po raz pierwszy widzi ją na oczy, a ona oznajmia mu, że kilkumiesięczna dziewczynka jest jego córką…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1932-7 |
Rozmiar pliku: | 845 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Droga wiła się do góry jak wąż, a jej powierzchnia połyskiwała w świetle samochodowych lamp. Deszcz padał coraz mocniej. Minęli Olienę jakieś piętnaście minut temu i światła miasta przestały być widoczne.
Beth pochyliła się w stronę kierowcy.
– Daleko jeszcze?
Mężczyzna spojrzał przez ramię.
– Wkrótce zobaczy pani Castello del Falco – powiedział łamaną angielszczyzną.
Beth zmarszczyła brwi.
– Chce pan powiedzieć, że pan Piras mieszka w prawdziwym zamku?
Kierowca nie odpowiedział. Samochód pokonał kolejny zakręt i oczom Beth ukazała się ogromna forteca, do której wejścia strzegła szeroka brama. Zamek oświetlały reflektory, podkreślające jedynie jego ogrom i szpetotę.
Kiedy podjechali pod samą bramę, ogarnęło ją uczucie niczym nieuzasadnionego lęku. Chciała poprosić kierowcę, żeby zawrócił z powrotem do miasta. Może miała zbyt wybujałą wyobraźnię, ale czuła, że jej życie zmieni się nieodwracalnie, kiedy przekroczy próg Castello del Falco.
Przyjechała na Sardynię ze względu na Sophie i nie powinna o tym zapominać. Spojrzała na przypięte w fotelu obok dziecko. Nie mogła teraz zawrócić. Kiedy samochód zatrzymał się przed wejściem, miała wrażenie, że opuściła stary, bezpieczny świat i wkroczyła w nieznane.
Przyjęcie było w rozkwicie. Cesario Piras spoglądał z balkonu na bawiących się gości. Jedli, pili szampana, tańczyli, jednym słowem – czuli się doskonale.
Był zadowolony. Jego ludzie ciężko pracowali i chciał im w ten sposób za to podziękować. Nikt z gości nie wiedział, że gospodarz nie może się doczekać, kiedy zostanie sam. Żałował, że nie polecił swojej asystentce, by zmieniła ustalony termin. Donata zbyt krótko dla niego pracowała, żeby widzieć, że trzeci marca to data, która na zawsze została wyryta w jego sercu.
Nieświadomym ruchem dotknął blizny biegnącej od kącika oka aż do ust. Dziś mijała czwarta rocznica śmierci jego syna. To prawda, że teraz nie rozpaczał już tak jak na początku, ale co roku było to dla niego przykrym przeżyciem. Zgodził się na dzisiejsze przyjęcie w nadziei, że oderwie go ono od ponurych myśli. Jednak cały wieczór myślał tylko o Nicolu, a każde wspomnienie było przyczyną niewyobrażalnego cierpienia.
Jakiś szmer uzmysłowił mu, że nie jest na balkonie sam. Odwrócił się i ujrzał swojego lokaja.
– O co chodzi, Teodoro?
– Do zamku przyjechała młoda kobieta i chce się z panem widzieć, signor.
Cesario spojrzał na zegarek.
– O tej porze? Jest mocno spóźniona.
– Nie przyjechała na przyjęcie. Nalega, żeby się z panem zobaczyć.
Teodoro nie potrafił ukryć niesmaku, jaki wzbudziła w nim ubrana w za duży szary płaszcz kobieta. Była przemoczona i wyglądała jak strach na wróble. Woda z jej płaszcza na pewno zamoczy im dywan.
Cesario zaklął pod nosem. Jedyną osobą, która mogła przyjechać do niego o tej porze, była dziennikarka, która koniecznie chciała przeprowadzić z nim wywiad na temat wypadku, który tak dramatycznie zmienił jego życie. Nie cierpiał dziennikarzy i unikał ich jak ognia.
– Przedstawiła się jako Beth Granger.
Nazwisko wydało mu się dziwnie znajome, choć nie należało do dziennikarki. Czyżby to była ta Angielka, która kilkakrotnie dzwoniła do jego biura w Rzymie, prosząc o chwilę rozmowy?
– Powiedz jej, że nigdy nie przyjmuję w domu niezapowiedzianych gości. Niech skontaktuje się z moją sekretarką i wyjaśni, o co chodzi. A potem dopilnuj, żeby opuściła zamek.
Lokaj zawahał się.
– Pani Granger przyjechała taksówką, która już odjechała. Na dworze pada deszcz.
Cesario wzruszył ramionami.
– W takim razie zamów jej następną. Nie chcę jej widzieć.
Teodoro skłonił się sztywno i wycofał się. Cesario spojrzał na gości. Musiał jeszcze wygłosić mowę, wręczyć nagrodę pracownikowi roku i prezent jednemu z dyrektorów, który odchodził na emeryturę.
Obowiązek przede wszystkim. Tego nauczył go ojciec. Castello został zbudowany przez jego przodków w trzynastym wieku i był dla niego miejscem, w którym ukrywał się przed resztą świata. Obowiązek wzywał. Odsunął na bok myśli o synu, wyprostował ramiona i zaczął schodzić po schodach do zebranych gości.
Beth ucieszyła się, że mogła się schronić w ciepłym wnętrzu zamiast moknąć na deszczu. Z chęcią zdjęłaby z siebie przemoczony płaszcz, ale nie chciała ryzykować obudzenia Sophie. Ostrożnie rozpięła górny guzik, żeby móc przynajmniej zdjąć kaptur.
Miała nadzieję, że nie będzie musiała długo czekać na Cesaria Pirasa. Chciała się z nim jak najszybciej zobaczyć. Rozejrzała się po pokoju, do którego wprowadził ją lokaj. Puszysty dywan pasował kolorem do ciężkich zasłon, a dwie lampy oświetlały wnętrze, nadając mu nieco ciepła, choć trudno byłoby nazwać to miejsce przytulnym.
Po raz kolejny zganiła się w duchu za nazbyt wybujałą wyobraźnię. Liczyła na to, że Cesario Piras okaże się bardziej przyjazny niż jego dom.
Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Teodoro.
Kiedy zobaczył, że gość trzyma na ręku małe dziecko, zatrzymał się z wahaniem. Przedtem go nie dostrzegł, ponieważ Beth schowała Sophie pod płaszczem, by ochronić ją przed zacinającym deszczem.
– Obawiam się, że pan Piras jest teraz zajęty i nie będzie mógł pani przyjąć. Zaproponował, żeby zadzwoniła pani do jego biura w Rzymie i umówiła się na wizytę.
– Dzwoniłam już tam kilka razy.
Była zdesperowana. Miała wątpliwości co do tego, czy przywozić Sophie na Sardynię, ale Cesario Piras nie odbierał jej telefonów i uznała, że jedynym sposobem, żeby się z nim skontaktować, jest przyjazd do jego domu. Okazało się jednak, że na próżno traciła czas, nie wspominając o kosztach biletu lotniczego z Anglii.
– Chcę się z nim widzieć w osobistej sprawie. Bardzo proszę powiedzieć panu Pirasowi, że koniecznie muszę się z nim zobaczyć.
– Przykro mi, ale pan Piras zdecydowanie odmawia.
Teodoro z doświadczenia wiedział, że naprzykrzanie się szefowi do niczego nie prowadzi. Choć odczuł coś na kształt współczucia dla tej kobiety, nie mógł jej pomóc. Nie chciał się narażać i doskonale wiedział, jak bardzo jego szef ceni sobie prywatność.
– Zadzwonię po taksówkę dla pani. Proszę tu zaczekać.
– Chwileczkę… – zawołała za nim, ale Teodoro już wyszedł. Ogarnęło ją poczucie beznadziejności. Przywiozła Sophie taki kawał drogi na próżno. Przygryzła wargę. Za chwilę mała się obudzi i będzie głodna. W najgorszym wypadku nakarmi ją w taksówce.
Wyszła pospiesznie za lokajem, ale w korytarzu nikogo nie zastała. Stanęła, niepewna, co teraz zrobić. W końcu korytarza otworzyły się nagle podwójne drzwi i pojawiła się w nich służąca z tacą pełną pustych kieliszków. Beth ruszyła w jej stronę, ale zanim zdążyła się odezwać, służąca zniknęła za innymi drzwiami.
Przez uchylone drzwi Beth zobaczyła tłum ubranych odświętnie ludzi, bawiących się przy dźwiękach muzyki.
Przyjęcie! Odczuła nagłą złość. Cesario Piras odmówił widzenia z nią, ponieważ był zajęty zabawą. Nie dał jej nawet szansy wyjaśnienia powodu, dla którego się tu znalazła. Spojrzała na maleńką twarzyczkę Sophie i w jej sercu zrodziła się determinacja. Obiecała Mel, że odnajdzie Cesaria Pirasa i teraz, kiedy tego dokonała, nie pozwoli się tak po prostu zbyć.
Nie zastanawiając się dłużej, przeszła przez drzwi. Znalazła się w przestronnej, bogato zdobionej sali balowej, pełnej ludzi, z których niektórzy zaczęli się jej przyglądać z nieskrywanym zaciekawieniem.
W pewnej chwili muzyka przestała grać. Beth dostrzegła przed sobą mężczyznę, który wszedł na niewielkie podium ustawione pod jedną ze ścian. Najwyraźniej miał coś powiedzieć do swoich gości, ale kiedy dostrzegł Beth, zawahał się. Nawet z tej odległości dostrzegła na jego twarzy wyraz zdziwienia.
Jak długa jest ta sala? Beth przemierzała czarno-białą podłogę, zastanawiając się, czy kiedykolwiek dotrze do końca. Zgromadzeni goście patrzyli na nią w milczeniu. Serce waliło jej jak oszalałe, ale wiedziała, że teraz nie ma już odwrotu. Coś w wyglądzie tego człowieka mówiło jej, że ma przed sobą mężczyznę, o którego odnalezienie prosiła ją Mel.
Santa Madre! Cesario patrzył z niedowierzaniem na idącą w jego stronę kobietę. Zapewne była to osoba, której przybycie zaanonsował mu Teodoro.
Nie wspomniał jedynie o tym, że Beth Granger nie była sama. Dziecko, które trzymała na rękach, mogło mieć nie więcej niż kilka miesięcy. Było owinięte w skafander, spod którego widać był jedynie kawałek twarzy i kosmyk ciemnych włosów. Natychmiast ogarnęły go bolesne wspomnienia.
Nie wiedział, kim jest ta kobieta, ale chciał, żeby wyszła. Dziś pragnął jak najszybciej zostać sam.
W tej chwili podszedł do niego zdenerwowany Teodoro.
– Signor, proszę mi wybaczyć. Poszedłem zadzwonić po taksówkę dla tej pani, kiedy…
– Wszystko w porządku, Teodoro. Sam się nią zajmę.
Kobieta wciąż szła w jego stronę. Cesario zeskoczył z podium i w dwóch krokach znalazł się przy niej.
– Mam nadzieję, że powód, dla którego nachodzi mnie pani na moim przyjęciu jest dostatecznie ważny, pani Granger – powiedział zimno. – Ma pani trzydzieści sekund na jego wyjawienie. Zaraz potem moja służba odprowadzi panią do drzwi.
Beth otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Jej reakcja na widok Cesaria Pirasa zupełnie ją zaskoczyła. Zrozumiała prawdziwe znaczenie słowa „oniemiały”.
Był tak wysoki, że musiała zadzierać głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Na jego twarzy widać było długą bliznę, która jednak w żadnym razie nie odbierała mu urody. Wyglądał z nią trochę jak pirat albo jak książę z dawnych wieków.
Zupełnie nie przypominał bankiera. Miał ciemne, sięgające ramion włosy, mocno zarysowaną szczękę, wysokie kości policzkowe i arystokratyczny nos. Jednak najbardziej przyciągały wzrok jego oczy. Szare i zimne, patrzyły na nią tak, jakby mogły dostrzec najgłębsze zakamarki jej duszy.
Czekał na odpowiedź.
– Bardzo przepraszam za najście, ale muszę z panem porozmawiać, panie Piras… Na osobności.
– Jak pani śmie przychodzić tu bez zaproszenia i mi przeszkadzać?
Mówił perfekcyjnym angielskim, ale z silnym akcentem. Miał głęboki głos, który sprawiał, że Beth dostała gęsiej skórki. Patrzył na nią w milczeniu. Gdyby nie to, że miała ze sobą dziecko, natychmiast kazałby jej opuścić zamek. Spojrzał na maleństwo, które trzymała w rękach i jego serce skurczyło się z bólu. Kiedyś on sam trzymał tak swojego syna. Przytulał Nicola do piersi i obiecywał, że będzie go chronił. Do końca swoich dni będzie się przeklinał za to, że nie dotrzymał tej obietnicy.
Dyskretne kaszlnięcie przywróciło go do rzeczywistości. Rozejrzał się wokół siebie. Trzysta par oczu było wpatrzonych w niego i niespodziewanego gościa.
– Proszę za mną – rzucił w jej stronę. – Teodoro, poleć orkiestrze, żeby grała dalej.
Beth ruszyła za nim, aż znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu służącym najwyraźniej za skład alkoholi. Drzwi zamknęły się za nimi z głuchym łoskotem.
Cesario nawet nie próbował ukrywać zniecierpliwienia.
– Słucham, o co chodzi, pani Granger. Po co pani tu przyjechała? Mam nadzieję, że nie jest pani z prasy.
– Nie, nie… Ja… – zawahała się, niepewna, jak to wyrazić. Może nie powinna nic mówić, tylko zabrać Sophie z powrotem do Anglii? Ale przecież dała słowo Mel.
Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Cesario Piras roztaczał wokół siebie aurę władzy i siły. Widziała, że jest równie twardy jak granitowe skały, z których został zbudowany jego zamek.
Spojrzała na Sophie i wzięła głęboki wdech.
– Przyjechałam tu, ponieważ dziecko, które trzymam, jest pańskie, panie Piras – powiedziała cicho.
Droga wiła się do góry jak wąż, a jej powierzchnia połyskiwała w świetle samochodowych lamp. Deszcz padał coraz mocniej. Minęli Olienę jakieś piętnaście minut temu i światła miasta przestały być widoczne.
Beth pochyliła się w stronę kierowcy.
– Daleko jeszcze?
Mężczyzna spojrzał przez ramię.
– Wkrótce zobaczy pani Castello del Falco – powiedział łamaną angielszczyzną.
Beth zmarszczyła brwi.
– Chce pan powiedzieć, że pan Piras mieszka w prawdziwym zamku?
Kierowca nie odpowiedział. Samochód pokonał kolejny zakręt i oczom Beth ukazała się ogromna forteca, do której wejścia strzegła szeroka brama. Zamek oświetlały reflektory, podkreślające jedynie jego ogrom i szpetotę.
Kiedy podjechali pod samą bramę, ogarnęło ją uczucie niczym nieuzasadnionego lęku. Chciała poprosić kierowcę, żeby zawrócił z powrotem do miasta. Może miała zbyt wybujałą wyobraźnię, ale czuła, że jej życie zmieni się nieodwracalnie, kiedy przekroczy próg Castello del Falco.
Przyjechała na Sardynię ze względu na Sophie i nie powinna o tym zapominać. Spojrzała na przypięte w fotelu obok dziecko. Nie mogła teraz zawrócić. Kiedy samochód zatrzymał się przed wejściem, miała wrażenie, że opuściła stary, bezpieczny świat i wkroczyła w nieznane.
Przyjęcie było w rozkwicie. Cesario Piras spoglądał z balkonu na bawiących się gości. Jedli, pili szampana, tańczyli, jednym słowem – czuli się doskonale.
Był zadowolony. Jego ludzie ciężko pracowali i chciał im w ten sposób za to podziękować. Nikt z gości nie wiedział, że gospodarz nie może się doczekać, kiedy zostanie sam. Żałował, że nie polecił swojej asystentce, by zmieniła ustalony termin. Donata zbyt krótko dla niego pracowała, żeby widzieć, że trzeci marca to data, która na zawsze została wyryta w jego sercu.
Nieświadomym ruchem dotknął blizny biegnącej od kącika oka aż do ust. Dziś mijała czwarta rocznica śmierci jego syna. To prawda, że teraz nie rozpaczał już tak jak na początku, ale co roku było to dla niego przykrym przeżyciem. Zgodził się na dzisiejsze przyjęcie w nadziei, że oderwie go ono od ponurych myśli. Jednak cały wieczór myślał tylko o Nicolu, a każde wspomnienie było przyczyną niewyobrażalnego cierpienia.
Jakiś szmer uzmysłowił mu, że nie jest na balkonie sam. Odwrócił się i ujrzał swojego lokaja.
– O co chodzi, Teodoro?
– Do zamku przyjechała młoda kobieta i chce się z panem widzieć, signor.
Cesario spojrzał na zegarek.
– O tej porze? Jest mocno spóźniona.
– Nie przyjechała na przyjęcie. Nalega, żeby się z panem zobaczyć.
Teodoro nie potrafił ukryć niesmaku, jaki wzbudziła w nim ubrana w za duży szary płaszcz kobieta. Była przemoczona i wyglądała jak strach na wróble. Woda z jej płaszcza na pewno zamoczy im dywan.
Cesario zaklął pod nosem. Jedyną osobą, która mogła przyjechać do niego o tej porze, była dziennikarka, która koniecznie chciała przeprowadzić z nim wywiad na temat wypadku, który tak dramatycznie zmienił jego życie. Nie cierpiał dziennikarzy i unikał ich jak ognia.
– Przedstawiła się jako Beth Granger.
Nazwisko wydało mu się dziwnie znajome, choć nie należało do dziennikarki. Czyżby to była ta Angielka, która kilkakrotnie dzwoniła do jego biura w Rzymie, prosząc o chwilę rozmowy?
– Powiedz jej, że nigdy nie przyjmuję w domu niezapowiedzianych gości. Niech skontaktuje się z moją sekretarką i wyjaśni, o co chodzi. A potem dopilnuj, żeby opuściła zamek.
Lokaj zawahał się.
– Pani Granger przyjechała taksówką, która już odjechała. Na dworze pada deszcz.
Cesario wzruszył ramionami.
– W takim razie zamów jej następną. Nie chcę jej widzieć.
Teodoro skłonił się sztywno i wycofał się. Cesario spojrzał na gości. Musiał jeszcze wygłosić mowę, wręczyć nagrodę pracownikowi roku i prezent jednemu z dyrektorów, który odchodził na emeryturę.
Obowiązek przede wszystkim. Tego nauczył go ojciec. Castello został zbudowany przez jego przodków w trzynastym wieku i był dla niego miejscem, w którym ukrywał się przed resztą świata. Obowiązek wzywał. Odsunął na bok myśli o synu, wyprostował ramiona i zaczął schodzić po schodach do zebranych gości.
Beth ucieszyła się, że mogła się schronić w ciepłym wnętrzu zamiast moknąć na deszczu. Z chęcią zdjęłaby z siebie przemoczony płaszcz, ale nie chciała ryzykować obudzenia Sophie. Ostrożnie rozpięła górny guzik, żeby móc przynajmniej zdjąć kaptur.
Miała nadzieję, że nie będzie musiała długo czekać na Cesaria Pirasa. Chciała się z nim jak najszybciej zobaczyć. Rozejrzała się po pokoju, do którego wprowadził ją lokaj. Puszysty dywan pasował kolorem do ciężkich zasłon, a dwie lampy oświetlały wnętrze, nadając mu nieco ciepła, choć trudno byłoby nazwać to miejsce przytulnym.
Po raz kolejny zganiła się w duchu za nazbyt wybujałą wyobraźnię. Liczyła na to, że Cesario Piras okaże się bardziej przyjazny niż jego dom.
Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Teodoro.
Kiedy zobaczył, że gość trzyma na ręku małe dziecko, zatrzymał się z wahaniem. Przedtem go nie dostrzegł, ponieważ Beth schowała Sophie pod płaszczem, by ochronić ją przed zacinającym deszczem.
– Obawiam się, że pan Piras jest teraz zajęty i nie będzie mógł pani przyjąć. Zaproponował, żeby zadzwoniła pani do jego biura w Rzymie i umówiła się na wizytę.
– Dzwoniłam już tam kilka razy.
Była zdesperowana. Miała wątpliwości co do tego, czy przywozić Sophie na Sardynię, ale Cesario Piras nie odbierał jej telefonów i uznała, że jedynym sposobem, żeby się z nim skontaktować, jest przyjazd do jego domu. Okazało się jednak, że na próżno traciła czas, nie wspominając o kosztach biletu lotniczego z Anglii.
– Chcę się z nim widzieć w osobistej sprawie. Bardzo proszę powiedzieć panu Pirasowi, że koniecznie muszę się z nim zobaczyć.
– Przykro mi, ale pan Piras zdecydowanie odmawia.
Teodoro z doświadczenia wiedział, że naprzykrzanie się szefowi do niczego nie prowadzi. Choć odczuł coś na kształt współczucia dla tej kobiety, nie mógł jej pomóc. Nie chciał się narażać i doskonale wiedział, jak bardzo jego szef ceni sobie prywatność.
– Zadzwonię po taksówkę dla pani. Proszę tu zaczekać.
– Chwileczkę… – zawołała za nim, ale Teodoro już wyszedł. Ogarnęło ją poczucie beznadziejności. Przywiozła Sophie taki kawał drogi na próżno. Przygryzła wargę. Za chwilę mała się obudzi i będzie głodna. W najgorszym wypadku nakarmi ją w taksówce.
Wyszła pospiesznie za lokajem, ale w korytarzu nikogo nie zastała. Stanęła, niepewna, co teraz zrobić. W końcu korytarza otworzyły się nagle podwójne drzwi i pojawiła się w nich służąca z tacą pełną pustych kieliszków. Beth ruszyła w jej stronę, ale zanim zdążyła się odezwać, służąca zniknęła za innymi drzwiami.
Przez uchylone drzwi Beth zobaczyła tłum ubranych odświętnie ludzi, bawiących się przy dźwiękach muzyki.
Przyjęcie! Odczuła nagłą złość. Cesario Piras odmówił widzenia z nią, ponieważ był zajęty zabawą. Nie dał jej nawet szansy wyjaśnienia powodu, dla którego się tu znalazła. Spojrzała na maleńką twarzyczkę Sophie i w jej sercu zrodziła się determinacja. Obiecała Mel, że odnajdzie Cesaria Pirasa i teraz, kiedy tego dokonała, nie pozwoli się tak po prostu zbyć.
Nie zastanawiając się dłużej, przeszła przez drzwi. Znalazła się w przestronnej, bogato zdobionej sali balowej, pełnej ludzi, z których niektórzy zaczęli się jej przyglądać z nieskrywanym zaciekawieniem.
W pewnej chwili muzyka przestała grać. Beth dostrzegła przed sobą mężczyznę, który wszedł na niewielkie podium ustawione pod jedną ze ścian. Najwyraźniej miał coś powiedzieć do swoich gości, ale kiedy dostrzegł Beth, zawahał się. Nawet z tej odległości dostrzegła na jego twarzy wyraz zdziwienia.
Jak długa jest ta sala? Beth przemierzała czarno-białą podłogę, zastanawiając się, czy kiedykolwiek dotrze do końca. Zgromadzeni goście patrzyli na nią w milczeniu. Serce waliło jej jak oszalałe, ale wiedziała, że teraz nie ma już odwrotu. Coś w wyglądzie tego człowieka mówiło jej, że ma przed sobą mężczyznę, o którego odnalezienie prosiła ją Mel.
Santa Madre! Cesario patrzył z niedowierzaniem na idącą w jego stronę kobietę. Zapewne była to osoba, której przybycie zaanonsował mu Teodoro.
Nie wspomniał jedynie o tym, że Beth Granger nie była sama. Dziecko, które trzymała na rękach, mogło mieć nie więcej niż kilka miesięcy. Było owinięte w skafander, spod którego widać był jedynie kawałek twarzy i kosmyk ciemnych włosów. Natychmiast ogarnęły go bolesne wspomnienia.
Nie wiedział, kim jest ta kobieta, ale chciał, żeby wyszła. Dziś pragnął jak najszybciej zostać sam.
W tej chwili podszedł do niego zdenerwowany Teodoro.
– Signor, proszę mi wybaczyć. Poszedłem zadzwonić po taksówkę dla tej pani, kiedy…
– Wszystko w porządku, Teodoro. Sam się nią zajmę.
Kobieta wciąż szła w jego stronę. Cesario zeskoczył z podium i w dwóch krokach znalazł się przy niej.
– Mam nadzieję, że powód, dla którego nachodzi mnie pani na moim przyjęciu jest dostatecznie ważny, pani Granger – powiedział zimno. – Ma pani trzydzieści sekund na jego wyjawienie. Zaraz potem moja służba odprowadzi panią do drzwi.
Beth otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Jej reakcja na widok Cesaria Pirasa zupełnie ją zaskoczyła. Zrozumiała prawdziwe znaczenie słowa „oniemiały”.
Był tak wysoki, że musiała zadzierać głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Na jego twarzy widać było długą bliznę, która jednak w żadnym razie nie odbierała mu urody. Wyglądał z nią trochę jak pirat albo jak książę z dawnych wieków.
Zupełnie nie przypominał bankiera. Miał ciemne, sięgające ramion włosy, mocno zarysowaną szczękę, wysokie kości policzkowe i arystokratyczny nos. Jednak najbardziej przyciągały wzrok jego oczy. Szare i zimne, patrzyły na nią tak, jakby mogły dostrzec najgłębsze zakamarki jej duszy.
Czekał na odpowiedź.
– Bardzo przepraszam za najście, ale muszę z panem porozmawiać, panie Piras… Na osobności.
– Jak pani śmie przychodzić tu bez zaproszenia i mi przeszkadzać?
Mówił perfekcyjnym angielskim, ale z silnym akcentem. Miał głęboki głos, który sprawiał, że Beth dostała gęsiej skórki. Patrzył na nią w milczeniu. Gdyby nie to, że miała ze sobą dziecko, natychmiast kazałby jej opuścić zamek. Spojrzał na maleństwo, które trzymała w rękach i jego serce skurczyło się z bólu. Kiedyś on sam trzymał tak swojego syna. Przytulał Nicola do piersi i obiecywał, że będzie go chronił. Do końca swoich dni będzie się przeklinał za to, że nie dotrzymał tej obietnicy.
Dyskretne kaszlnięcie przywróciło go do rzeczywistości. Rozejrzał się wokół siebie. Trzysta par oczu było wpatrzonych w niego i niespodziewanego gościa.
– Proszę za mną – rzucił w jej stronę. – Teodoro, poleć orkiestrze, żeby grała dalej.
Beth ruszyła za nim, aż znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu służącym najwyraźniej za skład alkoholi. Drzwi zamknęły się za nimi z głuchym łoskotem.
Cesario nawet nie próbował ukrywać zniecierpliwienia.
– Słucham, o co chodzi, pani Granger. Po co pani tu przyjechała? Mam nadzieję, że nie jest pani z prasy.
– Nie, nie… Ja… – zawahała się, niepewna, jak to wyrazić. Może nie powinna nic mówić, tylko zabrać Sophie z powrotem do Anglii? Ale przecież dała słowo Mel.
Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Cesario Piras roztaczał wokół siebie aurę władzy i siły. Widziała, że jest równie twardy jak granitowe skały, z których został zbudowany jego zamek.
Spojrzała na Sophie i wzięła głęboki wdech.
– Przyjechałam tu, ponieważ dziecko, które trzymam, jest pańskie, panie Piras – powiedziała cicho.
więcej..