Przyjęcie w Nowym Jorku - ebook
Przyjęcie w Nowym Jorku - ebook
Eleonora chciała założyć rodzinę z ukochanym Jace’em i otworzyć cukiernię. Życie potoczyło się inaczej. Zaszła w ciążę i Jace ją opuścił. Minęły lata. Została najsłynniejszą w Nowym Jorku organizatorką imprez. Pewnego dnia otrzymuje wyjątkowe zlecenie od nowego klienta, milionera, by zorganizować imprezę dla pracowników jego firmy. Na spotkanie przychodzi Jace…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3045-2 |
Rozmiar pliku: | 777 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Proszę tędy, panie Zervas. Pozna pan Eleonorę, naszą czołową organizatorkę imprez.
Jace Zervas na moment zwolnił kroku, gdy usłyszał imię kobiety, o której nie pozwalał sobie myśleć od dziesięciu lat.
Naturalnie, to mógł być zwykły przypadek. W Stanach Zjednoczonych, czy nawet tylko w Nowym Jorku, żyją także inne Eleonory oprócz tej, która złamała mu serce.
Asystentka poprowadziła go przez hol urządzony z elegancką dyskrecją – modne sofy, współczesne obrazy na ścianach – i przystanęła przed drzwiami z barwionego szkła. Zapukała zdawkowo, pchnęła je i powiedziała:
– Eleonoro, chciałabym ci przedstawić…
Jace nie usłyszał reszty, ponieważ gdy kobieta w gabinecie odwróciła się do niego, poczuł w głowie pustkę.
To była jego Eleonora. Jego Ellie.
Wiedział, że jest zaskoczona ich niespodziewanym spotkaniem nie mniej od niego. Poznał to po tym, że szerzej otworzyła oczy i nieznacznie rozchyliła wargi.
Rzuciła mu oficjalny, irytująco chłodny uśmiech i rzekła do asystentki:
– Dziękuję, Jill, to wszystko.
Dziewczyna przyjrzała im się badawczo, wyczuwając między nimi niezwyczajne napięcie. Jace nie zwracał na nią uwagi. Nie odrywał wzroku od Eleonory Langley, tak przerażająco odmiennej od tej Ellie, jaką niegdyś znał.
– Może podam kawę? – zaproponowała asystentka.
– Oczywiście, proszę – odrzekła Eleonora po króciutkim wahaniu.
Owszem, mógł się spodziewać, że kiedyś ją spotka. Wiedział, że mieszkała nadal w Nowym Jorku i mogła podjąć pracę organizatorki imprez, jak wcześniej jej matka.
Ale przecież Ellie, którą znał – lub przynajmniej sądził, że zna – nienawidziła profesji matki i jej świata i marzyła o otwarciu cukierni.
Najwyraźniej w ciągu minionych dziesięciu lat wiele się wydarzyło.
– Zmieniłaś się – wyrwało mu się.
Istotnie, jego Ellie była swobodna, naturalna, wesoła – tak bardzo odmienna od tej kobiety ubranej w nienagannie uszyty czarny urzędowy kostium i wysokie szpilki, o rozjaśnionych i modnie krótko przyciętych włosach sięgających zaledwie do kości policzkowych. Złocistoorzechowe oczy, kiedyś tak promienne, wydawały się teraz ciemniejsze i spoglądały na niego ostro i przenikliwie. Jego Ellie była zupełnie inna…
Ale przecież w istocie ona nigdy nie była naprawdę jego Ellie. Uświadomił to sobie aż nazbyt boleśnie, kiedy widział ją po raz ostatni… kiedy straszliwie go okłamała, a on odszedł od niej bez słowa.
Eleonora Langley wbiła wzrok w wypolerowany blat biurka i odetchnęła głęboko, by odzyskać opanowanie. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek jeszcze spotka Jace’a Zervasa, choć w ciągu minionej dekady wielokrotnie wyobrażała sobie, jak wygarnie mu prosto w oczy, co myśli o nim i jego tchórzliwej ucieczce.
Nie przypuszczała jednak, że na jego widok stanie drżąca i oniemiała.
Uspokój się, powiedziała sobie stanowczo. Pracowała zbyt ciężko, by pozwolić sobie teraz na porażkę.
– Oczywiście, że się zmieniłam. Minęło dziesięć lat. – Zmierzyła Jace’a chłodnym spojrzeniem. – Ty także się zmieniłeś.
Istotnie. W jego kruczoczarnych włosach pojawiły się na skroniach siwe pasma, a rysy twarzy wyostrzyły się i nabrały surowości. Jednak to nie tyle go postarzyło, co przydało mu godności i powagi. Natomiast ciało pozostało szczupłe, gibkie i muskularne. Szary jedwabny garnitur jeszcze bardziej uwydatniał barczyste ramiona i wąskie biodra.
Musiała niechętnie przyznać, że Jace prezentuje się świetnie. Lecz ona wyglądała nie gorzej. W jej zawodzie dobra prezencja to konieczność.
Wyprostowała się, uśmiechnęła i odrzuciła włosy do tyłu. Jace odpowiedział uśmiechem, lecz jego oczy zachowały twardy, niemal gniewny wyraz. Eleonora nie miała pojęcia, co jest powodem tego gniewu. Przecież to on ją porzucił…
Zajrzała do otwartego terminarza na biurku.
– Czyli reprezentujesz koncern Atrikides Holdings. Miałam się spotkać z Leandrem Atrikidesem… – Uniosła brwi. – Zmiana planów?
– Coś w tym rodzaju – rzekł głosem, w którym wyczuwało się napięcie, po czym usiadł w skórzanym fotelu i założył nogę na nogę.
Eleonora zajęła miejsce za biurkiem.
– Zatem, o co chodzi?
Dziesięć lat żalu, goryczy i przytłaczającego cierpienia zredukowane do tego konwencjonalnego pytania, pomyślała. Ale nie miała wyboru. Nie chciała roztrząsać bolesnej, pogmatwanej przeszłości. Wolała udawać, że ta przeszłość nigdy nie istniała. Najchętniej po prostu spławiłaby Jace’a Zervasa. Wiedziała jednak, że jej szefowa, Lily Stevens, nie byłaby tym zachwycona. Dlatego musiała potraktować go jak zwykłego klienta.
– Chcę, żebyś zorganizowała pewną imprezę – odpowiedział po krótkiej chwili.
– Naturalnie – przytaknęła, słysząc w swoim głosie ostrą nutę. – O jaki rodzaj imprezy chodzi?
– Moja asystentka z pewnością podała telefonicznie wszystkie szczegóły.
Eleonora zerknęła do skąpej notatki sporządzonej przez sekretarkę.
– Przyjęcie gwiazdkowe – odczytała. – Nic więcej tu nie mam.
Zapukano do drzwi i weszła Jill z kawą. Eleonora szybko odebrała od niej tacę i odprawiła ją. Nie chciała, żeby asystentka zorientowała się w sytuacji. Jill wszelkimi sposobami starała się przejąć jej stanowisko, odkąd przed dwoma laty zjawiła się tutaj zaraz po ukończeniu college’u.
– Dawniej nie piłaś kawy – odezwał się Jace. – Zawsze uważałem za zabawne, że chcesz otworzyć kawiarnię, chociaż sama nie lubisz kawy.
Eleonora zesztywniała. Miała nadzieję, że zdołają przejść przez to kłopotliwe spotkanie bez wspominania o ich studenckiej przeszłości. Ogarnął ją płomień gniewu. Ręce jej się trzęsły, gdy nalewała kawę. Jak on śmie zachowywać się tak, jakby nigdy jej nie porzucił? Jakby bez słowa wyjaśnienia nie opuścił swego mieszkania, nie wyjechał z miasta i z tego kraju?
– Uważałam to za obiecujący plan – wyjaśniła chłodno. – Zbadałam rynek, zidentyfikowałam popyt i postanowiłam go zaspokoić.
Opanowała już drżenie rąk i spokojnie podała mu filiżankę. Przypomniała sobie nagle, jak dawniej parzyła Jace’owi kawę w swoim studenckim mieszkanku, częstowała go ciastkami własnego wypieku i opowiadała o swych marzeniach na przyszłość. Mówił, że wszystko, czym go raczyła, bardzo mu smakuje. Oczywiście kłamał. Okłamał ją w tylu sprawach, na przykład kiedy mówił, że ją kocha. Gdyby naprawdę darzył ją miłością, nie odszedłby od niej.
Wzięła swoją filiżankę. Obecnie pijała co najmniej trzy kawy dziennie. Jej najlepsza przyjaciółka Allie ostrzegała, że taka ilość kofeiny szkodzi, ale Eleonora potrzebowała takiego pobudzenia. Zwłaszcza teraz.
– Pamiętam to całkiem inaczej – odparł Jace z zamyśloną, nieco pochmurną miną.
Zakłopotana Eleonora wypiła zbyt duży łyk i sparzyła się w język.
– Jak to? – wybąkała.
Jace pochylił się naprzód.
– Ellie, wtedy nie interesował cię popyt ani zysk. Po prostu chciałaś stworzyć miejsce, w którym ludzie będą mogli się odprężyć i poczuć się szczęśliwi – rzekł nieco kpiącym tonem.
Eleonora przypomniała sobie, że powiedziała mu to w łóżku po tym, jak pierwszy raz się kochali. Wyjawiła mu tak wiele swych sekretów i dziewczęcych marzeń. Ofiarowała mu swoje życie i serce. A co dostała w zamian? Nic. Mniej niż nic.
– Nie wątpię, że wiele rzeczy pamiętamy odmiennie – odparła chłodno. – I obecnie jestem Eleonorą, nie Ellie.
– Mówiłaś, że nie cierpisz tego imienia.
– To było dziesięć lat temu – parsknęła zniecierpliwiona. – Obydwoje się zmieniliśmy. Zostawmy przeszłość.
Jego szare oczy zwęziły się i zamigotał w nich srebrzysty błysk.
– Och, zapewniam cię, że zostawiłem przeszłość – rzekł cicho.
W jego głosie zabrzmiał gniew i to rozwścieczyło Eleonorę pomimo postanowienia, by pozostać chłodną i opanowaną. On nie ma prawa zachowywać się tak, jakby to wszystko stało się z jej winy. Popełniła wówczas jedynie typowy błąd młodzieńczej naiwności, przez przypadek zachodząc w ciążę…
Jace wbił w nią spojrzenie srebrzystoszarych oczu, hamując furię. Nie ma sensu wpadać w gniew teraz, po dziesięciu latach. Chciał się jednak dowiedzieć, co działo się przez ten czas z Eleonorą. Czy utrzymała ciążę? Czy poślubiła ojca dziecka? Czy choć przez moment żałowała, że tak go oszukała? Najwyraźniej nie. Teraz sprawiała wrażenie zagniewanej na niego, co było absurdalne. Przecież to ona postąpiła źle i go okłamała.
Eleonora opanowała się, odstawiła filiżankę i sięgnęła po pióro i notatnik. Wszystko w niej wydawało się Jace’owi takie odmienne od tego, co miała w sobie Ellie, którą znał i pamiętał. Ta siedząca przed nim kobieta jest martwa, pusta w środku!
Z wymuszonym uśmiechem podniosła na niego wzrok.
– Możesz podać mi kilka szczegółów dotyczących tego przyjęcia?
Do diabła z przyjęciem! – pomyślał porywczo.
– Masz chłopca czy dziewczynkę? – rzucił gwałtownie, choć pragnął jej zadać wiele ważniejszych pytań: „Kiedy zaczęłaś mnie zdradzać? Dlaczego? Kim on był? Czy kochał cię tak jak ja?”.
Nie, nie zapyta o to, gdyż nie zamierza zdradzić, jak głęboko go zraniła. Jej mina pozostała niewzruszona, lodowato zimna i obojętna. U dawnej Ellie wszystkie uczucia odbijały się na twarzy, w oczach. Obecna Eleonora tylko nieznacznie potrząsnęła głową.
– Nie mówmy o przeszłości. Ograniczmy się do kwestii zawodowych…
Urwała i westchnęła. To może jednak kryje się w niej jeszcze coś prawdziwego, ludzkiego? – pomyślał. Chwilowo to mu wystarczyło. Usatysfakcjonowany, rozsiadł się wygodniej w fotelu.
– Doskonale. Zamierzam wydać przyjęcie gwiazdkowe dla pozostałych jeszcze pracowników firmy Atrikides Holdings.
– Pozostałych? – powtórzyła nieco podejrzliwie.
– Tak. Kupiłem tę spółkę w zeszłym tygodniu i z tego powodu pracownicy podjęli akcję protestacyjną.
– Korporacyjne przejęcie? – rzuciła pogardliwie.
– Zgadza się – potwierdził obojętnym tonem. – Musiałem zwolnić część załogi, ponieważ sprowadziłem swoich ludzi. Obecnie chcę uczynić gest dobrej woli, aby załagodzić sytuację. Stąd pomysł świątecznej imprezy.
– Rozumiem – rzekła.
Jednak Jace wyczuł, że już pochopnie go osądziła. Ale dlaczego miałby się tym przejmować? Była równie bezwzględna jak on, a w przeszłości postąpiła wobec niego o wiele bardziej okrutnie.
Eleonora zrobiła kilka pobieżnych notatek, ledwie świadoma tego, co pisze. Wzrok jej się zamglił, w głowie miała pustkę.
„Czy to był chłopiec, czy dziewczynka?”. Jak on mógł tak pogardliwie zapytać o swoje dziecko?
Odepchnęła tę myśl i to bolesne wspomnienie. Zamknęła tamte uczucia głęboko na dnie duszy i nie pozwoli, by uwolnił je nawet widok Jace’a Zervasa. Głęboko wciągnęła powietrze i podniosła na niego wzrok.
– O jakiego rodzaju przyjęciu mówimy? Koktajl, kolacja przy stole? I dla ilu osób?
– Jedynie dla około pięćdziesięciu pracowników i ich rodzin – odpowiedział. – Wielu z nich ma małe dzieci.
– Małe dzieci… – powtórzyła drętwo.
Kurczowo ścisnęła pióro. Poczuła, że już dłużej nie zdoła udawać, chociaż robiła to przez dziesięć lat. Dopiero widok Jace’a Zervasa uświadomił Eleonorze, że całe jej życie było udawaniem, grą pozorów…
Przestań, powiedziała sobie. Przestań myśleć, czuć. Kolejny głęboki oddech. Zdołała skinąć głową i wpisać kolejną notatkę.
– Dobrze. Zatem…
– Posłuchaj – przerwał niecierpliwie. – Nie mam czasu dyskutować o wszystkich szczegółach. Przyjechałem do Nowego Jorku tylko na tydzień. To przyjęcie ma się odbyć w ten piątek.
– Obawiam się, że to niemożliwie – odparła zaskoczona. – Wszystkie miejsca są już zarezerwowane. Mam zamkniętą listę klientów…
– Nie ma rzeczy niemożliwych. To tylko kwestia pieniędzy – rzekł beznamiętnie. – A wybrałem twoją firmę, ponieważ zapewniono mnie, że sprosta moim oczekiwaniom. – Obrzucił ją zimnym, pogardliwym spojrzeniem. – Powiedziano mi, że przyjmie mnie najlepsza organizatorka imprez. Przypuszczam, że chodziło o ciebie?
W milczeniu skinęła głową.
– Zatem prześlij mi pocztą elektroniczną listę szczegółów do ustalenia. – Podniósł się z fotela i rozejrzał się. – Doskonale się urządziłaś. Ciekawe, ilu ludzi musiałaś wyrolować, żeby dostać się do tego uroczego gniazdka? – dodał, wyglądając przez okno na park Madison Square z bezlistnymi drzewami pod szarym zimowym niebem.
Jego uwaga była tak jawnie niesprawiedliwa, że oburzona Eleonora tylko cicho westchnęła. Jakie miał prawo ją osądzać?
Jace ruszył do drzwi.
– Chyba nie musimy się widzieć przed przyjęciem?
Z jakiegoś powodu te wypowiedziane znudzonym tonem słowa uraziły ją bardziej niż cokolwiek innego.
– To była dziewczynka – wypaliła, zaciskając pięść. – Skoro pytałeś.
Jace znieruchomiał z ręką na klamce. Odwrócił się powoli z szyderczym grymasem.
– Owszem, zapytałem – odrzekł. – Ale właściwie nic mnie to nie obchodzi.
I opuścił pokój.