Przypadki pani Eustaszyny - ebook
Przypadki pani Eustaszyny - ebook
Książka trochę nie-poważna, a miejscami owszem...
Główna bohaterka – pani Eustaszyna, mająca tak naprawdę na imię Jadwiga – przedwojenna „ahystokhatka”, jest postacią niesamowitą. Walka ze służbą zdrowia, rewolucje domowe, organizowanie życia męża, loty samolotem, obrót nieruchomościami czy napisanie książki? Wszystko to drobiazgi dla naszej bohaterki. Głównym jej zadaniem jest odgrywanie wiodącej roli w życiu wszystkich znanych jej osób ze szczególnym uwzględnieniem bratanicy męża i jej mężczyzn, czyli jednego nieco safandułowatego inżyniera i jednego bardzo przystojnego lekarza kardiologa. Którego z nich wybierze bratanica? A właściwie – którego z nich wybierze dla niej jej ciocia? Jak pani Eustaszyna przemebluje świat, co zarządzi i czym zaskoczy znanych i nieznanych jej ludzi?
Opisywane tu sytuacje mogły się zdarzyć, albo i nie... Ale czytać o nich trzeba z przymrużeniem oka. Bo po to zostały opisane – żeby rozbawić i nieco rozświetlić szare dni...
Moja bohaterka? Prawie osiemdziesięciolatka, przebojowa, energiczna, postępowa i nowatorska, jakby była o połowę młodsza. Nie ma dla niej nic trudnego, wszystko załatwi, wszystko wie i wszystko umie (jeśli trzeba). Kobieta, jaką każda z nas chciałaby być. Pani Eustaszyna mogłaby być mną w całości, gdyby nie fakt, że ja… nie cierpię gotować. Reszta się zgadza, łącznie z uwielbieniem Adama Małysza.
Maria Ulatowska o bohaterce książki
Maria Ulatowska mieszka w Warszawie i – jak sama przyznaje – urodziła się w ubiegłym wieku. Kocha książki oraz przyrodę, zwierzęta i muzykę klasyczną. Nie znosi chamstwa, niepunktualności, niesolidności i brak poczucia humoru. Pisanie książek jest dla niej niesamowitą przygodą. Snuciem opowieści – tych z życia i tych wymyślonych. Eksploracją własnej wyobraźni. Raczej przyjemną zabawą, niż ciężką pracą. Czymś, co wciąga, wciąga, wciąga… Twierdzi jednak, że w pisaniu książek wyręcza ją klawiatura jej komputera. Stanowczo nie chce zdradzić jego marki.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7839-848-6 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wszystkie opisane tu sytuacje z udziałem osób
pełniących jakiekolwiek funkcje publiczne lub zawodowe, są ABSOLUTNIE nieprawdziwe i CAŁKOWICIE wymyślone przez autorkę.
Choć – gdyby tak mocno się uprzeć – to może jednak ... kiedyś ... coś takiego mogłoby się zdarzyć...
Bo niby – dlaczego nie???
A wszystkie nazwiska są po prostu wzięte z sufitu. Nawet nie z książki telefonicznej.
Prawdziwe jest tylko nazwisko autorki (Choć, czy ja wiem? W końcu nie moje, a po mężu...).Osoby:
Pani Eustaszyna Krzewicz-Zagórska – główna bohaterka. Osoba w wieku… powiedzmy: ponad średnim. Głowa rodziny, ciocia Winia, nadzorująca i monitorująca wszystkie rodzinne wydarzenia. Często ich inicjatorka.
Wielbicielka Jarmarków Dominikańskich i całego Trójmiasta. Fanka Adama Małysza.
Admiratorka państwowej służby zdrowia.
Współautorka bestsellerowej książki.
Pan Eustachy Krzewicz-Zagórski – mąż głównej bohaterki, w wieku nieco bardziej zaawansowanym niż żona. Cichy, spokojny, zgodny. Wielbiciel kawy, prasy, dobrego ciasta, a ostatnio także pewnej trójkolorowej kotki. No i swojej żony oczywiście.
Marcelina Krzewicz-Zagórska, a właściwie Marcja – bratanica pana Eustachego, przez jego żonę uznawana za siostrzenicę, bo (zdaniem owej żony) to przecież wszystko jedno. Bohaterka wątku romansowego; wybierając między dwoma mężczyznami, wybiera oczywiście tego właściwego. Pod koniec opowieści matka Jadwigi Aleksandry; a także pani dwójki zwierzaków: suczki Czarnej oraz kotki Burki. Żona… a tego nie zdradzę… jednego z dwóch występujących w powieści wspaniałych mężczyzn. Graficzka, pracująca na własny rachunek.
Jerzy Tarczyński – jeden z „mężczyzn Marcji”. Inżynier budownictwa, pracujący w przedsiębiorstwie państwowym. W opinii pani Eustaszyny nieco safandułowaty. Jednak niezastąpiony przy załatwianiu biletów teatralnych.
Cezary Antonowicz – drugi mężczyzna Marcji. Kardiolog, robiący doktorat. Domowy lekarz pana Eustachego, którym zostaje w wyniku pewnego przedsięwzięcia żony pana Krzewicz-Zagórskiego.
Pani Aleksandra Brzeska – a właściwie pani Oleńka (nikt nigdy w życiu nie powiedział do niej: Aleksandro). Sąsiadka i przyjaciółka państwa Krzewicz-Zagórskich. Autorka książki „A jeśli byłaby dziewczynka …”, napisanej we współpracy z panią Eustaszyną. Osoba w wieku też jakby ponad średnim, wszakże o dziesięć lat młodsza od swojej sąsiadki. Mama Konrada, mieszkającego obecnie w Madrycie, występującego tylko w rozmowach przyjaciółek.
Stefania Kozłowska – siostrzenica głównej bohaterki, mniej przez nią kochana od bratanicy męża, ponieważ nierozważnie wyszła za mąż za kogoś o tak pospolitym nazwisku. Zastępca dyrektora w wydziale ekonomiczno-finansowym urzędu dzielnicowego; „tylko księgowa” w rozumieniu cioci Wini. Tak naprawdę ekonomistka po wyższych studiach.
Jan Kozłowski – mąż Stefanii, właściciel pospolitego nazwiska. Astronom, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim, z tytułem profesora, co i tak, zdaniem cioci Wini, jest tylko bujaniem w gwiazdach i tyle. Człowiek, który swoją pracą naukową zadziwił uniwersytet Yale.
Majka Kozłowska i Tomek Kozłowski – dzieci Stefki i Jana, już pełnoletnie, wszakże ciągle uważane za dzieciaki. Wielbiciele Nowego Jorku, jednak tylko na początku – potem zdecydowanie wybierają swój Mokotów, w swojej Warszawie.
Osoby, które wystąpiły epizodycznie:
Roman Wierzbicki – stary przyjaciel pana Eustachego, poprzednio inżynier, obecnie przedsiębiorca, zajmujący się projektowaniem i wykonawstwem mebli kuchennych. Żona, Zofia, prowadzi Dom Handlowy „Roman” ze sprzętem agd, właścicielka kilku niebieskich kotów rosyjskich.
Anna Towiańska, Irena Malinka, Dionizy Bartczak, bracia Konieczni – właścicielka pensjonatu „Sosnówka” i jej przyjaciele.
Piotr Żętycki – prezes i współwłaściciel wydawnictwa „Oczko”, w którym dwie debiutujące współautorki wydają swoje powieści.
Pani Ewa – koleżanka pani Eustaszyny, matka Ireny, która wraz z mężem Tadeuszem kupuje mazurską działkę taty Marcji.
Pani Konstancja Wilmońska – właścicielka działki budowlanej w Dziekanowie Leśnym, od której Marcja nabyła tęże działkę.
Pan Stanisław Szyngweld – przypadkowy przechodzień spotkany na molo w Sopocie, objaśniający paniom Eustaszynie oraz Oleńce tajniki remontu tegoż mola.
Barbara Szaniawska – przyjaciółka Marcji, będąca świadkiem na jej ślubie. Pod koniec opowieści mama Jędrusia. Mąż – Damian, występujący w rozmowie telefonicznej z Marcją.
Waldemar Bronowski – przyjaciel Jerzego, współtwórca jego sukcesu w zdobyciu biletów na „Kupca Weneckiego”.
Tomek Karpiniak – stolarz z firmy „Hebel”, wykonującej budę, czyli letni domek dla suczki Marcji.
Tomasz Bąkowski – uprzejmy młody człowiek, pomagający wraz z żoną naszym bohaterkom w „Złotych Tarasach”. W tymże centrum handlowym pani Eustaszyna i pani Oleńka spotykają też pewnego okropnie źle wychowanego młodego człowieka, a w wyniku tego spotkania obie panie zawierają następnie znajomość z kelnerką i innymi gośćmi kawiarni w „Złotych Tarasach”.
Poza tym w powieści spotkamy rejestratorkę medyczną, Katarzynę Jankowską, a także chirurga z państwowej przychodni lekarskiej. Jeśli już o służbie zdrowia mowa, to występują także: siostra oddziałowa, pewna salowa, pielęgniarki oraz lekarze ze szpitala, w którym panu Eustachemu wszczepiano rozrusznik serca. Następnie: lekarka robiąca USG cioci Wini, a także pielęgniarki i lekarze ze szpitala, w którym panią Eustaszynę poddano laparoskopowemu usunięciu pęcherzyka żółciowego. Oraz lekarz wykonujący Marcji USG i ginekolog-położnik przyjmujący na świat małą Jadwigę Aleksandrę.
Monika Malinowska z Wisły, Lucyna Bielska z Kraśnika Lubelskiego i pani z Towian, o nieustalonym nazwisku – współtowarzyszki pani Eustaszyny z sali szpitalnej. Oraz pan Malinowski, tata Moniki.
A na samym wstępie poznajemy – panią „mi…chalską” oraz panią Wandzię i strażnika z Ministerstwa Zdrowia. Ponadto: pewnego stomatologa oraz panią Małgosię, pomoc stomatologiczną, zwracającą się do Swojego Dentysty dużymi literami.
Występują także dwie panie z Galerii Małyszów w Wiśle.
W pamięci czytelnika z pewnością zapiszą się też postacie z pierwszego spotkania literackiego stoczterdziestosześcioletniej spółki autorskiej; bibliotekarka, pani w toczku i publiczność. No i wschodząca gwiazda telewizyjnych seriali, czytająca fragmenty książki.
Nie można również zapomnieć o księdzu Czesławie i dwojgu pozostałych brydżystów z parafii pani Eustaszyny.
Cichym – czyli nic nie mówiącym – ale bardzo ważnym bohaterem opowieści (może nawet najważniejszym) jest pewna mazurska sosna, bez której… nie do końca wiadomo, jak potoczyłyby się losy siostrzenicy pani Eustaszyny.
Pojawia się także, na chwilę – bo to wystarczy – pracownica schroniska dla zwierząt w Józefowie.
I, wreszcie, choć to nie osoby, nie mogę ich pominąć – występują, aczkolwiek nie centralnie – suczka Czarna oraz trzy kotki: Burka, Trojka i Neska.
To już chyba naprawdę wszyscy.
Miłej lektury!Rozdział pierwszy
Pani Eustaszyna z mozołem weszła po schodkach, otworzyła drzwi i ... zamarła. Przed nią kłębił się tłum ludzi różnej płci, którego średnia wieku wynosiła z pewnością około siedemdziesięciu pięciu lat. I to tylko dlatego, że ona, Eustaszyna Krzewicz-Zagórska, swoją liczbą lat tę średnią zaniżała. Tak wszystkim by mówiła, bo ile naprawdę miała tych lat, wiedziała tylko ona i uważała, że to wystarczy. Natomiast jej mąż Eustachy, niestety, miał lat trochę więcej niż ta średnia tutaj – i ostatnio czuł się nie najlepiej. Dlatego ona, dobra żona, przyszła tu, by ustalić postępowanie w tej kwestii.
Tu – to znaczy do ich „przydziałowej” przychodni lekarskiej. Ale się nie spodziewała, że razem z nią akurat o tej samej porze przyjdzie tyle osób. To, że tylu pacjentów jest tu o każdej porze, nawet by jej do głowy nie przyszło.
Pani Eustaszyna rozejrzała się na boki i raptem przeistoczyła się w bardzo niedołężną, utykającą i zgarbioną starowinkę. Podeszła do kłębiącego się – wokół jakiejś lady – tłumu ludzi.
– Posuń się troszkę, moje dziecko – powiedziała do pani mniej więcej sześćdziesięciopięcioletniej, którą tak to „dziecko” usatysfakcjonowało, że przesunęła się posłusznie, nie omieszkując jednak zapytać uprzejmie:
– A bo co?
– A bo ja chcę tylko o coś zapytać – odpowiedziała słabym głosikiem pani Eustaszyna, wślizgując się zręcznie między ludzi skupionych przy długiej ladzie, za którą siedziała umęczona kobiecina z obłędem w oku.
– Proszę panienki – zaszemrała w jej stronę pani Eustaszyna tak cichym i rwącym się głosem, że wszyscy odruchowo wyciszyli swoje kłótnie i protesty: „Pan tu nie stał, a pani w ogóle tu nikt nie widział itd., itp.”. – Proszę panienki, co ja mam zrobić, żeby dostać się do kardiologa? – zapytała pani Eustaszyna.
– A skierowanie pani ma? – warknęła „panienka”.
– Skierowanie? Jakie skierowanie? Od kogo?
– Znaczy, nie ma, tak?
– No, nie mam – szepnęła pani Krzewicz-Zagórska, nie wypadając z roli biednej, przemęczonej, schorowanej staruszki.
– No więc niech stanie w kolejce i zapisze się na wizytę do lekarza pierwszego kontaktu. Będzie trzeba, to skierowanie wypisze. A jak nie, to nie – odpowiedziała pani zza lady.
– A jak nie, to nie – powtórzyła pani Eustaszyna. – A w jakiej kolejce, moje dziecko?
– No, nie widzi pani? – zdenerwowała się już osoba, przed którą wcisnęła się nasza staruszka. – W tej kolejce, o tu! Wszyscy stoją, a koniec jest gdzieś tam. – Machnęła ręką do tyłu.
– W kolejce. Gdzieś tam – obejrzała się pani Eustaszyna. – O, niedoczekanie.
I wyprostowana na całą swoją imponującą stupięćdziesięciocentymetrową wysokość, pozbywszy się miny i postury zniedołężniałej staruszki, pani Krzewicz-Zagórska dziarskim krokiem wymaszerowała z przychodni, pozostawiając w osłupieniu posłusznie tłoczących się w kolejce pacjentów.
Na ulicy wyciągnęła z torebki telefon komórkowy i nacisnęła przycisk jednorazowego wybierania, na którym miała zakodowany numer swojej ulubionej korporacji taksówkowej.
– Jestem na ulicy Próżnej. Od strony placu Grzybowskiego. Proszę o taksówkę, natychmiast – zażądała. – Wiem, że tu jest zakaz wjazdu, ale chyba taksówki mają jakieś uprawnienia, żeby po chorych podjeżdżać, prawda? No więc ja właśnie stoję przed przychodnią lekarską i proszę szybko taksówkę przysłać, bo długo stać nie mogę.
Reszta w pełnej wersji